Aż się łezka w oku kręci... :D
A pamiętacie jego debiut w warsztatach? (No chyba, że coś przegapiłem wcześniej)
Dabliu Syrenka
- Spraw, bym jęczała...
Panna Christelle Fouquet siada na brzegu stołu, zagarniając obfite fale spienionej krynoliny. Podniecone płomyki dziesięciu tuzinów świec drżą na widok pełnych ud, których mleczną biel łamie jedynie szkarłat koronkowej podwiązki. Rozdygotane cienie wiją się w załamaniach zadartej sukni, jak gdyby pierzchały, spłoszone widokiem bezwstydnie odkrytego, zroszonego wilgocią sekretu.
- Ghislain, chodź.
Dla czarnoskórej niewolnicy to rozkaz, choć sprawiający pozór słodkiego zaproszenia. Panna Christelle opiera drobne pantofle o oparcia szeroko rozstawionych krzeseł. Spogląda pożądliwym wzrokiem na hebanową Ghislain. Niewolnica stoi przed nią naga, lśniąca i smoliście czarna.
- No, chodź już.
Pierwszy pocałunek jest jak huragan. Ghislain nurkuje w odmęty obficie skrojonej sukni, by badać najgłębsze zakamarki ciała swej pani.
Panna Fouquet odrzuca głowę do tyłu. Wygina ciało w łuk, oddając na pastwę bezlitosnych pieszczot niewolnicy. Rozchylone wargi spazmatycznie wołają o więcej. Złamany, poszarpany oddech raz grzęźnie w płucach, to znów wibruje w rozdygotanym powietrzu, ulatując z dymem gromnicznych świec.
Płomień. Oślepia i mąci w głowie, ale tylko ten jest ważny...
Płomień czarnej świecy.
Christelle, podniecona do granic, spogląda ponad falującą grzywą smolistych włosów Ghislain. Rozognione oblicze twardnieje, rysy zaostrzają się. Choć emocje wprawiają w drżenie każdy cal alabastrowego ciała, myśli panny Fouquet odpływają z serca słodkiej Luizjany daleko, za ocean, aż do starej Europy. Tam, gdzie zrodził się strach.
Lecz ciało odbiera bodźce tu i teraz. Podniecenie, niczym kulisty piorun, toczy wzdłuż kręgosłupa falę gorąca, by, dotarłszy do czaszki przekształcić się w wulkan tętniący emocjami, niczym gorącą magmą. Christelle powstrzymuje nadchodzącą erupcję gargantuicznym wysiłkiem woli, koncentrując myśli na budzącym grozę wspomnieniu.
Syrenka.
Od dzieciństwa Christelle budzi się co noc zlana zimnym potem. Ze snu wyrywa ją nieznośny obrazek. Prosty, wręcz prymitywny rysunek nagiej syrenki. To coś więcej, niż wizerunek morskiej istoty. To symbol. Symbol czegoś przerażającego i nieskończenie obrzydliwego.
Christelle zawsze dławi się na myśl o syrence. Widzi ją, gdy zamyka powieki. Tuż przed twarzą. Syrenka skacze i miota się jak opętana.
- Panno Fouquet? – zmieszany głos niewolnicy.
Ta spogląda zamglonym wzrokiem na swoją panią. Wilgotne wargi zapraszają do pocałunku, więc Christelle pochyla się i zlizuje ciepłe krople z czarnych ust.
- Nie przerywaj, Ghislain. Było dobrze... nie przerywaj.
Czarnoskóra dziewczyna wraca więc pod obszerny baldachim sukni i zanurza się na powrót w dusznej wilgoci. Gorący dreszcz targa ciałem Christelle.
Już czas – myśli. – Już czas, byś umierał, admirale.
Syrenka znów pojawia się pod przymkniętymi powiekami. Christelle całą wolą przekuwa seksualną energię w cios skupiony na znienawidzonym obrazku. Tak ukształtowana myśl, uzbrojona w grot nienawiści, czeka tylko na wystrzelenie.
Biedna Ghislain. Nie zdaje sobie sprawy, że bierze czynny udział w magicznym rytuale. Nie słyszy zaklęcia wypowiadanego przez pannę Fouquet, gdyż ta, na moment przed orgazmem zasłania dziewczynie uszy.
- in extremis, in aeternum, in absentia, in extenso, in aqua scribis, in arena aedificas, in articulo mortis, in anima vili... – głos drży spazmatycznie, falując wraz z nadchodzącym orgazmem.
Christelle szczytuje. Wczepiwszy się palcami we włosy Ghislain, przyciska jej głowę do mokrego łona, niemal dusząc bezsilną niewolnicę. Wypełnione płomieniem podbrzusze eksploduje falami rozkosznych skurczów. Ciałem targa niepohamowany dreszcz.
Teraz!
Rozdęta podnieceniem jaźń uderza. Nie bacząc na odległość, magiczny pocisk pożera ogromną przestrzeń Atlantyku, by odnaleźć cel po drugiej stronie.
W pałacu pod Paryżem stary człowiek napełnia płuca powietrzem po raz ostatni.
Tak wiele... tak wiele lat zgłębiania tajników magii seksualnej zbiera w tej jednej chwili długo wyczekiwane żniwo. Christelle wpatruje się obłędnym wzrokiem w czarną świecę.
- Giń już!
W nerwowym skurczu rozgryza wargę do krwi. Złośliwy grymas wykrzywia usta i Christelle syczy na podobieństwo jadowitego węża.
– Zdychaj, ojcze...
Płomień czarnej świecy szamocze się, jak spętany w sidła pajęczyny owad, by po chwili zgasnąć, pozostawiając jedynie ulotną strużkę dymu.
* * *
Służąca odnajduje starego admirała Fouquet martwego. Nieboszczyk spoczywa we własnym łożu, nagi, tak jak zwykł sypiać. Dziewczyna odkrywa pierzynę, by sprawdzić, czy aby na pewno śmierć przyszła naturalnie.
Zgodnie z przypuszczeniem, nie odnajduje krwi. Uwagę służącej przykuwa zaś inny szczegół. Dziewczyna bezwstydnie przygląda się nagim zwłokom i zastanawia, jak odległe porty zwiedził za młodu admirał. I któż zdołał namówić eleganckiego pana Fouquet do wykonania tak prostackiego, marynarskiego tatuażu?
Na podbrzuszu mężczyzny, tuż poniżej pępka, pręży się piersiasta syrenka.
Służąca wzrusza po chwili ramionami i odchodzi po pomoc, w roztargnieniu zapominając o przykryciu zwłok. Dla niej to tylko zwyczajny obrazek.
Syrenka...
Koniec