Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

o filmie, co nietrudno odgadnąć

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Małgorzata »

Neu, w życiu nie sugeruję. Wręcz nawet odwrotnie, mam szczerą nadzieję, że takie "Predestination" będzie doskonałym nawozem dla kina wodotryskowych fajerwerków. :P

Bo to prawda, co zauważyłeś, Q - że kino fantastyki bawi się nowymi środkami. Testuje je. A każdy proces wymaga czasu i prób (z oczywistymi błędami). Myślę, że jednak jesteśmy trochę dalej niż ten pierwszy film, na którym widowni zapierało dech, bo pociąg na nią najeżdżał. Oswoiliśmy już dawno ruchome obrazki, teraz oswajamy niewiarę => oto nierzeczywiste można już przecież urzeczywistniać.
Wydaje mi się jednak, że twórcy kina są na innym etapie niż obrazki. Oni doskonale wiedzą, że środki wyrazu się zmieniają, ale tylko opowieść jest wieczna. Stąd te eksperymenty z remake'ami. Trwa poszukiwanie fabuły na miarę nowych środków wyrazu.
I właśnie dlatego też się nie martwię o kino SF.
Bo ono znajdzie sposób. Jak zwykle. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Q »

Małgorzata pisze:I właśnie dlatego też się nie martwię o kino SF.
Bo ono znajdzie sposób. Jak zwykle. :)))
Tylko wiesz co...Na zdrowy rozum to ja myślę to samo co Ty (i nawet już to napisałem), ale z drugiej strony jak patrzę na to, jak mało sensownej SF powstaje, mimo tej efektów feerii, jak patrzę na to, że w "JP" pierwszym i "Terminatorach" starszych z większym sensem jakoś z efektów korzystano (czyżby tylko dlatego, że trudniej o nie było?), jak widzę coraz to nowe opowieści kręcone bez scenariusza (albo z takim na kolanie pisanym), a przeca scenarzysta znacznie mniej kosztuje, niż efekty... To jednak się boję, że droga do celu, o którym mówimy, może być długa i wyboista...

I tegoroczne hiciory typu "JW" jakoś mnie optymistyczniej nie nastrajają... Ba, nawet "Axanar" o którym po sąsiedzku mówiliśmy - choć się nań napalam - rożne wątpliwości we mnie budzi, bo za bardzo się na niuansach wszechświata fikcyjnego skupia, a za mało na problemach prawdziwego.
Cóż, tęsknię do nieznośnie heroicznej SF poruszającej Wielgie Wszechświatowe Problemy (przy wszelkich różnicach po między "Odyseją Kosmiczną", tarkowskim ;) "Solaris", "Parkiem Jurajskim", "Terminatorami" dwoma, "Kosmosem: 1999", pierwszym "Star Trekiem" dużoekranowym i najlepszymi odcinkami "TNG"), a przy tym dość inteligentnej, bym się nie musiał każdorazowo do nastolatka mentalnie uwsteczniać na czas oglądania...

ps. Wspomniałaś o rimejkach... Ile było naprawdę udanych? Takich... no... potrzebnych?
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Młodzik »

Q, a widziałeś tegoroczną "Ex Machinę"? Myślę, że byłbyś zadowolony, nawet bardzo :).

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Małgorzata »

Ja widziałam. To jest jak "Predestination" - kino moralnego niepokoju. Tyle tylko, że o ile "Predestination" można porównać do dziełek Zanussiego, o tyle "Ex Machina" jest jak dowolny krótki film Kieślowskiego.
W obu filmach zastosowano to samo podejście: żadnych fajerwerków, za to ekspozycja fabuły rozgrywającej się jak antycznym teatrze greckim (obowiązkowe trzy jedności, na scenie maksymalnie trzech aktorów). Fabuły w tym przypadku dobrej, spójnej i cokolwiek rozciągniętej (ta scena z żyletką - sprawdzanie własnej tożsamości ludzkiej - była naprawdę przegięta, jak w radzieckich filmach psychologicznych).
Zakończenie mnie usatysfakcjonowało. Jatka - rozczarowała.
Ale napięcie między postaciami robiło ten film bardzo ładnie. Chociaż wolałabym pewnie czytać to niż oglądać. :P
Trochę się czułam tak, jak po obejrzeniu "Paradyzji" albo "Alg" w Teatrze Telewizji...

Q, no, jak niepotrzebny? Rimejki są potrzebne do ćwiczeń => przeżyjmy to jeszcze raz i sprawdźmy, jak działają ograne rozwiązania fabularne w nowej szacie. :)))
Udany remake? "Terminator". A wcześniej "Godzilla", jak myślę.
Z Twojego poletka "Zemsta Khana" (nie pamiętam, jaki był tytuł tej nowej wersji, ale bezwzględnie cieszyły mnie kontrasty między starym a nowym, a Khan, Khan był po prostu świetny jako bohater - i jeszcze lepiej zagrany).
No, bo czego Ty chcesz? Masz efekty specjalne i 3D, więc kino musi być ogromne. Heroiczne. Epickie.
A "Piksle" będą śmieszne. I dlatego będziemy się dobrze bawić na seansie. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: neularger »

Q pisze:Neu. (mogę tak mówić, chyba, skoro wszyscy inni tak robią? ;) ), ja się "ładnych obrazków" nie czepiam i mam na to dowody ;):
Możesz. :)
No ok, może się nie czepiasz. :)
Q pisze:Ja po prostu chciałbym, by te obrazki częściej układały się w sensowną fabułę.
Dzielimy tę samą chęć. Przestrzegam jedynie przed wiązaniem obrazków z fabułą obowiązkową prostacką, dziurawą i treści pozbawioną, bo normalnie dojdziemy do tego, do czego doszliśmy z komedią i tragedią. Tylko ta ostatnia jest zarezerwowana dla treści ważnych i poważnych. W efekcie każde FX będzie obowiązkowo odejmowało punktów w kategorii "kino spraw stotnych". A SFX to przecież tylko narzędzie, choć, IMO, bardzo istotne, bo dzięki niemu wreszcie reżyser ma wybór, może pokazać startującą z Trantora flotę wojenną... albo tylko poinformować o jej odlocie, bo przecież cykl fundacyjny to nie opowieść o flotach kosmicznych. To jednak pozostanie do decyzji reżysera - wreszcie (o ile ktoś się zdecyduje na ekranizację cyklu fundacyjnego). :P
Q pisze:Zgoda. Tyle, że najlepsze F/X miał bodaj pierwszy "Star Trek" kinowy, starszy niż kirkowe jumanie (no, dobra, wtedy zajumał dowództwo Deckerowi...)
The Motion Picture - tak, to prawda, nawet teraz niektóre FX z 1979 nadal robią wrażenie. Film też pokazuje jak ważna jest dobrze dobrana pod efekty muzyka. Dzieło obowiązkowo powinni oglądać nasi specjaliści od kinematografii z nieodzowną uwagą po projekcji: Siadł i wstydził się! Oni mieli lepsze efekty 36 lat temu niż my teraz!
Ale to jednak wyjątek niż reguła, która wtedy (36 lat temu) stawiała na ludzi ubranych w lateks z dodaną charakteryzacją.
Margot pisze:Q, no, jak niepotrzebny? Rimejki są potrzebne do ćwiczeń => przeżyjmy to jeszcze raz i sprawdźmy, jak działają ograne rozwiązania fabularne w nowej szacie. :)))
A publiczność rimejków regularnie dochodzi do wniosków, że wcześniej było lepiej. :) Miałem ochotę na nową Carrie, ale recenzje netowe skutecznie mi ją odebrały. Z niefantastyki obejrzałem Footloose z 2011 - znaczy dotrwałem do połowy znudzony jak mops. Dzieła z 1984 prawie nie pamiętam, jednak nie było tak usypiające, choć podobno równie głupie (za recenzjami netowymi - jak mówiłem, niewiele pamiętam).
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Q »

Młodzik pisze:Q, a widziałeś tegoroczną "Ex Machinę"?
Jakby Ci to... Zdążyłem już ją nawet polecać. Co prawda nie na FF ;). Choć i tu pewnie by się było czego czepić ;).

Ot, choćby:
Małgorzata pisze:Zakończenie mnie usatysfakcjonowało. Jatka - rozczarowała.
;)
Małgorzata pisze:Trochę się czułam tak, jak po obejrzeniu "Paradyzji" albo "Alg" w Teatrze Telewizji...
"Alg"? Borunia? Pamiętasz... :)
Małgorzata pisze:Udany remake? "Terminator". A wcześniej "Godzilla", jak myślę.
Eee... gdzie? Ani "Terminatora" pierwszego to nie pobiło, ani "Godzilli" Hondy. Tamto to byly arcydzieła, nie tylko straszaki, a teraz...
Małgorzata pisze:Z Twojego poletka "Zemsta Khana" (nie pamiętam, jaki był tytuł tej nowej wersji, ale bezwzględnie cieszyły mnie kontrasty między starym a nowym, a Khan, Khan był po prostu świetny jako bohater - i jeszcze lepiej zagrany).
Jakby Ci to... Stary "Gniew Khana" (z tą "Zemstą..." to jest zabawna historia, bo i "Khan" miał ją mieć w tytule i "Jedi", ale obie strony kurtuazyjnie ustąpiły i "Sithom" przypadła) to jest dobry film i jeden z lepszych kinowych "ST", ale nigdy nie byłem entuzjastą, za bardzo w przygodową spejsoperę poszli i za mocno w klimaty militarne sprzeczne, jakby, z duchem serii. Niemniej... no... dobry był. Rimejk? Wynudził mnie koszmarnie. Niby nie jest zły - jakiś komentarz polityczny dorzucili, mundurki ładne pokazali, ta siedziba, na którą Khan się zamachiwał też fajna, ale irytowało mnie strasznie, że ilekroć bohaterowie zaczynali coś z sensem, a nieznośnie podniosło, gadać jak w starym "ST", to zara coś szczelało, coś wybuchało i przerywali lecieć dać komuś w mordę. Tych gadek im ledwie na trailery starczyło. No i wyłączałem się w efekcie na scenach akcji, bo nie tyle fabułą mi się wydawały, ile wtrętami w fabułę spod znaku "na coś budżet musi pójść". I ten stateczek z okolic Księżyca na Ziemię spadający... w parę minut. Odkąd się Kasi Janeway zdarzyło horyzontem zdarzeń na podświetlnej trzasnąć takiego absurdu w "ST" nie widziałem...
Małgorzata pisze:No, bo czego Ty chcesz? Masz efekty specjalne i 3D, więc kino musi być ogromne. Heroiczne. Epickie.
To czemu jest żałosne i nudne? ;)
Małgorzata pisze:A "Piksle" będą śmieszne. I dlatego będziemy się dobrze bawić na seansie. :)))
Bo to jest inna bajka. Tam wiadomo, że o zgrywę chodzi i nam, starcom ;), na sentymentach zagranie ;).
neularger pisze:Dzielimy tę samą chęć. Przestrzegam jedynie przed wiązaniem obrazków z fabułą obowiązkową prostacką, dziurawą i treści pozbawioną, bo normalnie dojdziemy do tego, do czego doszliśmy z komedią i tragedią.
O to to.
neularger pisze:A SFX to przecież tylko narzędzie, choć, IMO, bardzo istotne, bo dzięki niemu wreszcie reżyser ma wybór, może pokazać startującą z Trantora flotę wojenną... albo tylko poinformować o jej odlocie, bo przecież cykl fundacyjny to nie opowieść o flotach kosmicznych. To jednak pozostanie do decyzji reżysera - wreszcie
Dokładnie... Acz... akurat "Fundację i Imperium" chciałbym zobaczyć zekranizowaną z wykopem i koniecznie w stylistyce tego "Imperium..." co "...kontratakuje".
neularger pisze:o ile ktoś się zdecyduje na ekranizację cyklu fundacyjnego
Emmerich się przymierzał. Chyba się jednak cieszę, że bezskutecznie...
neularger pisze:The Motion Picture - tak, to prawda, nawet teraz niektóre FX z 1979 nadal robią wrażenie. Film też pokazuje jak ważna jest dobrze dobrana pod efekty muzyka. Dzieło obowiązkowo powinni oglądać nasi specjaliści od kinematografii z nieodzowną uwagą po projekcji: Siadł i wstydził się! Oni mieli lepsze efekty 36 lat temu niż my teraz!
Ale to jednak wyjątek niż reguła, która wtedy (36 lat temu) stawiała na ludzi ubranych w lateks z dodaną charakteryzacją.
Zgoda, to jest wyjątek... Ale popatrz na inne wyjątki... Choćby wspominana wcześniej "Odyseja..." - przecież efekty (do spółki z dekoracjami) w dużej mierze zrobiły ten film... Bez nich by on nie istniał... Była tam uczta dla rozumu, ale w pierwszym rzędzie dla oka. Tylko... no właśnie... każdy efekt tam czemuś służył - koncepcyjnie, fabularnie, artystycznie (nie wiem jak z finałem, bo go nie rozumiem ;) jak wszyscy zresztą ;))), ale wcześniej - niewątpliwie ).

Teraz mamy np. "Transformers" - myślisz, że piany dostaję oglądając wielkie roboty? Niekoniecznie, niektóre nawet ładne. Tylko niech ta ich naparzanka choć udaje, że jest o czymś (takim malutkim czymś, w sam raz do standardowego komiksu czy popularnej kreskówki, bo to jest ten poziom), jak "Beast Wars"*też kreskówka, też CGI, też nonsensy wszystkie jakie konwencja niesie, a smakowite, nie przymierzając... Zwł., że w animowanym spin offie ("Transformers: Prime" się zwie) ta sama ekipa dała radę obrażać inteligencję widza jakoś mniej (choć wiadomo jak się to od strony założeń kupy nigdy nie trzymało),.
neularger pisze:A publiczność rimejków regularnie dochodzi do wniosków, że wcześniej było lepiej. :)
Ano. Z rimejków to mi tak naprawdę tylko "Gwiazda Walcząca" podeszła, choć wiele naprawiając popsuła jedno - wyszło na to, że system hamerykański (do callsignów armii ichniej włącznie) prehistoryczne ma korzenie. Projekty Citroenów i Hummerow tyż. Że też Däniken dotąd ich nie odkopał...
No i "Gacki" Nolana - wolę Burtona, ale nie powiem, że złe były. I pierwsza scena "Star Treka" z 2009 - melodramat do komizmu przerysowany, ale mieści się w złotych standardach "ST"...
Reszta? Jest milczeniem ;).
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Małgorzata »

To, co mówicie z Neu, że "ongiś lepiej bywało", jest sentymentalne, ale niekoniecznie prawdziwe.
Poprzedni "Park Jurajski" był tak samo głupi jak obecny. Za to obecny jest ładniejszy. :P
I niech nikt mi nie wmawia, że "Odyseja" fajna jest. "Odyseja" jest NUDNA. Teraz jest nudna, kiedyś taka dla mnie nie była. Ciągnie się jakaś wątła akcja, ciągną się efekty specjalne (też się wtedy zachłysnęli twórcy kinowi - i to widać). Ten sam problem mam z "Kosmosem 1999" - ten serial mi napędzał wyobraźnię, bawiłam się w "Kosmos 1999". Oglądałam go parę lat temu...
Nie wiem, co poszło źle. Czy to ja dostałam na starość ADHD, czy po prostu rzeczywistość przyśpieszyła, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy. Prawdą jednak jest, że wymagania co do tempa akcji mi się zmieniły... znacząco. Tak z 2 razy szybciej minimum.
I dlatego nie miałam problemu z nowym Khanem - patetyczne gadki nie trwały długo i szybko je łamała odpowiednia akcja, czyli to, co herosi (którzy z założenia muszą wygłaszać patetyczne gadki, inaczej nie byliby herosami) robić powinni.
Nie rozumiem, dlaczego "Terminator" stary jest lepszy niż nowy? Ten nowy to przecież taki retelling, do tego z bardzo intrygującymi elementami autotematyzmu. Moim zdaniem tutaj scenarzyści naprawdę się postarali fabularnie, żeby ze starych postaci zrobić nowe, żeby wydarzenia znane opowiedzieć inaczej, a zarazem jakoś połączyć się z wcześniejszymi częściami. Jasne, pierwszy "Terminator" był prostszy fabularnie, bardziej wyrazisty w ustawieniach protagonistów i antagonistów. N-ta część już taka być nie może, IMAO, bo wtedy by było zwyczajnie nudno. A nie jest nudno. I zdecydowanie ładniejsze obrazki. I efekty specjalne śliczne, czyli takie, jak być powinny.
Paradoksalnie, myślę, że kino SF starzeje się szybciej niż inne filmy. Może dlatego tak cieszą mnie te młodsze produkcje. Lubię porównywać. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: neularger »

Q pisze:Odkąd się Kasi Janeway zdarzyło horyzontem zdarzeń na podświetlnej trzasnąć takiego absurdu w "ST" nie widziałem...
Pamiętasz co pani kapitan powiedziała do Doktora, kiedy ten próbował się fraternizować nazywając ją "Kathryn"...? Zaprawdę powiadm ci, juz wkrótce zobaczysz kwadrant Delta. :D
Poza tym, o co chodzi z tą podświetlną? Kiedy ona to powiedziała?
Q pisze:Choćby wspominana wcześniej "Odyseja..." - przecież efekty (do spółki z dekoracjami) w dużej mierze zrobiły ten film
Nieee. Efektów w Odysei było mało i nie były najwyższych lotów - "świetlny korytarz" robiła bardziej muzyka niż obraz. A film robiły dekoracje i... tajemnica ocierająca się o absolut.
Q pisze:Teraz mamy np. "Transformers" - myślisz, że piany dostaję oglądając wielkie roboty?
Wcale tak nie myślę, bo ja na przykład nie dostaję. Akceptuję istnienie Transformersów i moje nieistnienie w ich targecie, w związku z czym infantylność fabuły kwituję wzruszeniem ramion - doceniam za to efekty (zwłaszcza mechaniczne jatki), robią wrażenie.
Małgorzata pisze:To, co mówicie z Neu, że "ongiś lepiej bywało", jest sentymentalne, ale niekoniecznie prawdziwe.
Na początku powiem, że chyba mamy problem definicyjny. Dla mnie ST: Into Darkness (ten z Khanem), to film w którym po prostu występuje Khan, nie wiem czy można to nazwać retellingiem ST: Wrath of Khan. Podobnie mam z najnowszą Godzillą. No i jest różnica pomiędzy remakiem a retellingiem. Remake to po prostu wydanie drugie poprawione, a retelling to ta sama (z grubsza) historia opowiedziana przez innego autora w inny sposób.
Remejkami są na przykład: Mucha (The Fly) - org. 1958, rem. 1986; Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (The Day the Earth Stood Still) - org. 1951, rem. 2008; Psychoza (Psycho) - org. 1960, rem. 1998 (pod polskim "Psychol").
Remake pierwszego filmu został zgodnie uznany za znacznie lepszy od oryginału, o drugi już się ludzie kłócili, ponieważ wersja z 1951 zalicza się do klasyki. Robienie remaku "Psychozy", to jak poprawianie Ostatniej Wieczerzy - można, tylko po co? Z miejsca dostaje się punkty ujemne za arogancję i zamach na kanon. Poza tym szansa, że się poprawi Hitchcocka czy Leonarda jest molekularnie mała. Niestety, w większości remejki dotyczą właśnie dzieł kanonicznych lub kultowych (robienie remaku filmu kultowego jest efektem rozstania się z rozumem, ale niezrozumieniem pojęcia "film kultowy").
A retellingi lubię. A przynajmniej nic nie mam przeciwko ich istnieniu. :)
Znaczy najnowsze ST mi nie przeszkadzają, tak samo podobała mi się ostatnia Godzilla (operacja przedmuchiwania ogniem gardziołka tej pajęczej samicy, to moja ulubiona scena! :)).
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Q »

Małgorzata pisze:Poprzedni "Park Jurajski" był tak samo głupi jak obecny. Za to obecny jest ładniejszy. :P
To ja Ci od dłuższego czasu dowodzę, że był mądrzejszy, a Ty mi tak? ;P Zgoda - w pewnym sensie i pierwszy "JP" był głupi, w sensie w jakim jest każdy film sensacyjno-uciekany, znaczy. Ale założenia miał mądrzejsze, tematów więcej niósł, bohaterów miał inteligentniejszych i dodatkowymi nonsensami fabularnymi widza przesadnie nie obrażał... Różne są jednak pułapy głupoty...
Małgorzata pisze:I niech nikt mi nie wmawia, że "Odyseja" fajna jest. "Odyseja" jest NUDNA. Teraz jest nudna, kiedyś taka dla mnie nie była. Ciągnie się jakaś wątła akcja, ciągną się efekty specjalne (też się wtedy zachłysnęli twórcy kinowi - i to widać). Ten sam problem mam z "Kosmosem 1999" - ten serial mi napędzał wyobraźnię, bawiłam się w "Kosmos 1999". Oglądałam go parę lat temu...
A dla mnie ten typ nudy oznacza fajność. Wolę mieć czas na podelektowanie się, podumanie. Nie lubię lubię jak akcja czysta trwa, bo mi się mózg wyłącza, a los bohaterów obojętnieje - czekam do momentu, aż poradzą sobie z opresją i znów się coś zacznie dziać...
Małgorzata pisze:Nie wiem, co poszło źle. Czy to ja dostałam na starość ADHD, czy po prostu rzeczywistość przyśpieszyła, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy. Prawdą jednak jest, że wymagania co do tempa akcji mi się zmieniły... znacząco. Tak z 2 razy szybciej minimum.
A ja mam na odwrót. Jako dzieciak przysnąłem oglądając "Solaris" Tarkowskiego, a teraz mogę oglądać raz za razem. Za to w czasie oglądania którejś odsłony "Transformatorów" ;) bay'owych zasnąłem ze 3 razy, tak te bójki robotów nudne były i monotonne. Jeszcze gorzej wynudziłem się na "Avengers", choć powieki palcami podparłem, by tym razem nie zachrapać...

(Skoro jednak piszesz, że coś z Twoimi oczekiwaniami źle poszło, to... nie jest źle... Masz świadomość... ;))) )
Małgorzata pisze:I dlatego nie miałam problemu z nowym Khanem - patetyczne gadki nie trwały długo i szybko je łamała odpowiednia akcja, czyli to, co herosi (którzy z założenia muszą wygłaszać patetyczne gadki, inaczej nie byliby herosami) robić powinni.
A ja znów wolę gdy herosi ST gadają i gadają. W tym są najlepsi:
http://www.youtube.com/watch?v=YJS18wQZd5Q
http://www.youtube.com/watch?v=Jph2qWXJ-Tk
Oglądanie jak ktoś komuś w mordę daje? Jak mam ochotę, to już na boks popatrzeć wolę...
neularger pisze:Pamiętasz co pani kapitan powiedziała do Doktora, kiedy ten próbował się fraternizować nazywając ją "Kathryn"...? Zaprawdę powiadm ci, juz wkrótce zobaczysz kwadrant Delta. :D
Zważywszy na to jaką karierę tenże w kwadrancie Delta zrobił - jestem za ;).

(A poza tym: czyśmy już tego nie przerabiali? ;) )

Doedycam ;): BTW. czy też uważasz, że w "The Thaw" owa dama była najlepsza?
http://www.youtube.com/watch?v=kPw8WIwgaxI
neularger pisze:Poza tym, o co chodzi z tą podświetlną? Kiedy ona to powiedziała?
Chodzi o taką scenę z odcinka "Parallax". To coś z czego Voyagerem wyłażą to niby osobliwość kwantowa. Co tym zabawniejsze, że pokonują horyzont zdarzeń z impulsową (czyli wysoką podświetlną) idąc.

Napęd impulsowy, zaś, jak "Star Trek: The Next Generation Technical Manual" twierdzi, jest to podrasowany napęd magnetohydrodynamiczny lub - że pozwolę sobie na nieudolne spolszczenie - magnetoplazmodynamiczny:
http://en.wikipedia.org/wiki/Magnetopla ... c_thruster
pokrewny np. takiemu projektowi:
http://en.wikipedia.org/wiki/Variable_S ... sma_Rocket
Sztuczek z czasoprzestrzenią, jak Warp, toto nie robi...
neularger pisze:Nieee. Efektów w Odysei było mało i nie były najwyższych lotów - "świetlny korytarz" robiła bardziej muzyka niż obraz. A film robiły dekoracje i... tajemnica ocierająca się o absolut.
Serio Cię nie ruszały te stacje do Straussa wirujące i stewardessy po "suficie" chodzące, te lądowania i dokowania, te autobusy księżycowe?

(Mnie tam ich nieudolne ukazanie astronautów w Próżni - które, owszem, słabe było - nie przesłoniło.)
neularger pisze:Akceptuję istnienie Transformersów i moje nieistnienie w ich targecie, w związku z czym infantylność fabuły kwituję wzruszeniem ramion - doceniam za to efekty (zwłaszcza mechaniczne jatki), robią wrażenie.
Ja znów ów infantylizm akceptuję o tyle, o ile nieusuwalny (wiadomo: koniecznie humanoidalny kształt i humanoidalna psychika maszyn wiekami żyjących, wszelkie paradoksy z transformacjami związane, naparzanka jako fabuły sedno), ale wolałbym żeby i z tego tyle sensu wyciskali ile się da (bo są dowody, że da się).
neularger pisze:Znaczy najnowsze ST mi nie przeszkadzają
Mnie też, choćby dlatego, że za ich przyczyną o "ST" znów głośno, ale chciałbym by lepsze były...

A propos... Znasz komiksy "Star Trek: Ongoing", jak o retellingu mowa? ;)
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: neularger »

Q pisze:Chodzi o taką scenę z odcinka "Parallax". To coś z czego Voyagerem wyłażą to niby osobliwość kwantowa. Co tym zabawniejsze, że pokonują horyzont zdarzeń z impulsową (czyli wysoką podświetlną) idąc.

Napęd impulsowy, zaś, jak "Star Trek: The Next Generation Technical Manual" twierdzi, jest to podrasowany napęd magnetohydrodynamiczny lub - że pozwolę sobie na nieudolne spolszczenie - magnetoplazmodynamiczny:
http://en.wikipedia.org/wiki/Magnetopla ... c_thruster
pokrewny np. takiemu projektowi:
http://en.wikipedia.org/wiki/Variable_S ... sma_Rocket
Sztuczek z czasoprzestrzenią, jak Warp, toto nie
Ok, sam o to prosiłem jednak... Q, nie wydaje Ci się, że komentarz w stylu: "pani kapitan palnęła bzdurę o horyzoncie zdarzeń" w stosunku do "fizyki" uniwersum Star Treka jest mniej więcej równoważny zdarzeniu, kiedy ktoś widząc fioletowego, skrzydlatego i latającego słonia wielkość brontozaura o dwóch trąbach krzyczy: "To bzdura! Słonie nie mają dwóch trąb!" :D
Osobliwości występują w czarnych dziurach i zależności od masy czarnej dziury podstawowym problemem pani kapitan powinna być grawitacja i siły pływowe rozrywające Voyagera. Poza tym horyzont zdarzeń czarnej dziury się nie otwiera, ani nie zamyka (jak pokazano w odcinku). IMO oni nie są w czarnej dziurze, tylko w czymś w rodzaju worka przestrzennego oddzielającego się od reszty wszechświata, nazwanego tu osobliwością kwantową. Widocznie można z niego wylecieć, jak się leci dostatecznie szybko. :)
Jeżeli cokolwiek mnie boli w związku z fizyką uniwersum Star Treka, to osobliwa łatwość z jaką załga Voyagera jest w stanie wyprodukować potok (strumień, promień) dowolnych cząstek elementarnych (bądź nie) w zasadzie na żądanie i rozwiązać jakiś tam problem, co jest niebezpiecznie bliskie rozwiązaniom scenariuszowym w stylu deus ex machina.
A druga rzecz, to oczywiście swoisty reboot możliwości/wiedzy załogi na początku każdego odcinka - gdyby nie ten restart, to Voyager byłby superwypasiony kosmicznym niszczycielem już w okolicach czwartego sezonu zważywszy rozmiar zebranej wiedzy i doświadczenia. :)
Q pisze:Doedycam ;): BTW. czy też uważasz, że w "The Thaw" owa dama była najlepsza?
http://www.youtube.com/watch?v=kPw8WIwgaxI
Tak, to jednej z lepszych odcinków całej serii. Generalnie pierwsze sezony były kręcone bardziej na poważnie i starały się poruszać sprawy istotnie, później to już była czysta zabawa w statek kosmiczny. :)
A propos... Znasz komiksy "Star Trek: Ongoing", jak o retellingu mowa? ;)
Niestety, nie przeczytawszy. :(
Serio Cię nie ruszały te stacje do Straussa wirujące i stewardessy po "suficie" chodzące, te lądowania i dokowania, te autobusy księżycowe?
Ruszały, ale i tak uważam, że nie robiły filmu. Za nastrój tu odpowiadała muzyka i jej brak (chyba, że dyszenie w hełmi za taką uznamy) i wisząca w powietrzu boska tajemnica Monolitu.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Q »

neularger pisze:Ok, sam o to prosiłem jednak... Q, nie wydaje Ci się, że komentarz w stylu: "pani kapitan palnęła bzdurę o horyzoncie zdarzeń" w stosunku do "fizyki" uniwersum Star Treka jest mniej więcej równoważny zdarzeniu, kiedy ktoś widząc fioletowego, skrzydlatego i latającego słonia wielkość brontozaura o dwóch trąbach krzyczy: "To bzdura! Słonie nie mają dwóch trąb!" :D
Kiedy ja jej nie zarzucałem gadanie głupot. Napisałem:
Q pisze:Janeway zdarzyło horyzontem zdarzeń na podświetlnej trzasnąć
Chodzi o to, ze gdy z tego cuda Voyager się wydostawał odgłos było słychać, huk, przypominający trzaskanie czymś. Twierdzono, że ów horyzont zdarzeń (bo tak expressis verbis określony został*o czym za chwilę) pękł, czy też został przełamany, stąd hałas. Co - oczywiście - fizycznie jest bez sensu.
neularger pisze:podstawowym problemem pani kapitan powinna być grawitacja i siły pływowe rozrywające Voyagera.
Grawitację to oni tam mają akurat opanowaną iście bajecznie... Skoro Warp bazuje na zakrzywianiu czasoprzestrzeni, do czego potrzeba masy, to polega ta ich zabawa w obchodzenie limitu, jaki stanowi c, na manipulacji grawitacją najpewniej. Skoro zaś da się tam osiągnąć Warp 10, co oznacza takie zakrzywienie czasoprzestrzeni, że prom jest "wszędzie na raz" to od biedy i w to bym uwierzył, ale nie tak pokazane...
neularger pisze:IMO oni nie są w czarnej dziurze, tylko w czymś w rodzaju worka przestrzennego oddzielającego się od reszty wszechświata, nazwanego tu osobliwością kwantową.
Zacytuję dialog z odcinka:

JANEWAY: They may be trapped in the event horizon. Open a channel. This is Captain Kathryn Janeway of the Starship Voyager to the vessel near the quantum singularity. Do you need help?
KES: Event horizon?
NEELIX: A singularity is a star that's collapsed in on itself. The event horizon is a very powerful energy field surrounding it.

http://www.chakoteya.net/Voyager/102.htm

Oczywiście fizycznie jest to pomieszanie-z-poplątaniem. Ktoś - sławetny p. Braga zapewne - wiedział, że dzwonią...

(BTW. to o czym mówimy sugeruje jasno, że nie wykroczyliśmy poza temat... ;) Gdyby bowiem ktoś mnie zapytał czy polecam "ST" to w świetle tej i podobnych bzdur - choć fanem jestem - musiałbym odpowiedzieć: "sam nie wiem..." ;).)
neularger pisze:Widocznie można z niego wylecieć, jak się leci dostatecznie szybko. :)
Właśnie nie szybko, a wolno. Żadne warpowanie nic nie dawało, potrzebny był konwencjonalny napęd podświetlny (ten co podałem). Czyli pokonywało się horyzont zdarzeń konwencjonalnie. Szkoda, że tylu innych herosów SF (Ray Butts z "Gwiezdnej eskadry" czy Lucyfer z "Kyrie" nie dało tak rady...
neularger pisze:Jeżeli cokolwiek mnie boli w związku z fizyką uniwersum Star Treka, to osobliwa łatwość z jaką załga Voyagera jest w stanie wyprodukować potok (strumień, promień) dowolnych cząstek elementarnych (bądź nie) w zasadzie na żądanie i rozwiązać jakiś tam problem, co jest niebezpiecznie bliskie rozwiązaniom scenariuszowym w stylu deus ex machina.
Promieniowanie emitowane z dyszy głównego deflektora? Zasadniczo ten deflektor ma emitować pole siłowe (według w/w "Manuala" pola siłowe w "ST" są to swego rodzaju konstrukty z grawitonów, co kojarzyło mi się zawsze z wyczynami pierścieni Green Lanternów) odbijające atomy wodoru i inne rzeczy, na które statek mógłby wpaść w trakcie swej podróży. Widać poza grawitonami da się zeń emitować i inne cząstki. Być może zatem używana jest w nim technologia replikatora (tego ustrojstwa co produkuje z energii w sumie dowolną materię - nie stworzy tylko latinum i istot żywych, wszystkiemu innemu da radę)?

(Inna sprawa, że regularne narzekanie na omnipotencję deflektora należy - nie bez przyczyny - do stałych rytuałów fandomu ST ;).)
neularger pisze:A druga rzecz, to oczywiście swoisty reboot możliwości/wiedzy załogi na początku każdego odcinka - gdyby nie ten restart, to Voyager byłby superwypasiony kosmicznym niszczycielem już w okolicach czwartego sezonu zważywszy rozmiar zebranej wiedzy i doświadczenia. :)
Owszem, w "ST" takie zapominanie o nowych odkryciach/wynalazkach to norma, ale tu akurat Twoja intuicja idzie wbrew standardowym odczuciom fandomu "ST". Przeciętny Treker zakłada (o ile wiem), iż "realistycznie" pokazany Voyager powinien się raczej prezentować jak w "Year of Hell" (kolejny dobry odcinek):
http://www.youtube.com/watch?v=LaGo_yBirQk
neularger pisze:Generalnie pierwsze sezony były kręcone bardziej na poważnie i starały się poruszać sprawy istotnie, później to już była czysta zabawa w statek kosmiczny. :)
Co ciekawe mam wrażenie, ze właściwie każdy serial "ST" w pierwszych sezonach był znacznie bardziej serio (choć i bardziej nierówny - mniej sprawny technicznie, narracyjnie, przeplatający odcinki arcydzielne z wyjątkowo nędznymi). Potem - mam wrażenie - owszem, średni poziom odcinków się wyrównywał (znaczy: jawnych wpadek coraz mniej było), ale poziom górny niekoniecznie podnosił - oznaczało to jakby bezpieczną, bardziej wyrównaną, konfigurację przyjętą przez producentów, nie więcej arcydzieł (tak mi kiedyś wyszło, jak sobie zestawienia robiłem), oznaczało też - jak zauważyłeś - mniej istotnej tematyki.

O "VOY mowiliśmy... Wczesne "The Next Generation" było najbliższe hard SF z całego "Treka", wczesne "Deep Space Nine" kreowało znów najciekawszy, najgłębszy obraz zależności in universe... Natomiast z czasem "TNG" nazbyt szło w przesłodzoną familijność (wolałem wcześniejszego, drapieżniejszego, Picarda, który potrafił zastrzelić z zimną krwią pozaziemską kreaturę w "Conspiracy", czy pogrywać z Rikerem jak Horpach z Rohanem w "A Matter of Honor"), a znów "DS9" w przykuwanie uwagi wojenką*i wysoce tandetny mistycyzm (owszem, jedno i drugie coś tam "Trekowi" wniosło pozytywnego w sumie - pierwsze wyższy ton idealizmu, drugie trochę dwuznaczności moralnej, ale mam wrażenie, że u źródła tych zmian było przeginanie i zaniżanie lotów).

No i uważam że "The Measure of a Man" (odc. 2x09 "TNG") i "Duet" (odc. 1x19 "DS9") przez nic w swych seriach nie zostały - w sensie intelektualnym - pobite...
neularger pisze:Ruszały, ale i tak uważam, że nie robiły filmu. Za nastrój tu odpowiadała muzyka i jej brak (chyba, że dyszenie w hełmi za taką uznamy) i wisząca w powietrzu boska tajemnica Monolitu.
Ja jednak uważam, że TO WSZYSTKO było równie ważne.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Małgorzata »

"Gwiezdne wojny" widziałam. Łomatko! No, prawie remake pierwszej trylogii - znajome pomysły. Zastanawiam się, na ile był to zabieg celowy. Trochę jak w tych niepiśmiennych eposach Homera => bohaterowie mieli atrybuty, szybkonogi Achilles, przebiegły Odys. Han Solo, choć się zestarzał, zachowuje się tak, jakby nigdy nie walczył po stronie Republiki, Leia wygląda jak na Hoth, tylko sto lat później, i nie ma nawet swoich kwestii, tylko gada jak Luke, nawet "Sokół Millenium" dostaje stare atrybuty. No, dobra, pod koniec Han ujawnia, że jako bohater jednak trochę dojrzał, ale na krótko. Znaczy, geriatria wypadła tak sobie.
Nowa krew, czyli młodzi herosi, też jakoś niespecjalnie odbiegają od wzorców. Rey to Luke, tylko w mitenkach, a nowy Vader, to młody Snape, tylko bez Głosu (vocoder w hełmie beznadziejny).
Zapomniałam wspomnieć o robotach. W zasadzie o jednym, bo C3PO i R2D2 pojawiają się tylko na chwilę, za to piłeczka jest super! Chcę takiego!
Nowe Imperium nazywa się Najwyższy Porządek i ma oczywisty rodowód, zwłaszcza wizualny. Znaczy, First Order jest piękny, co tu kryć... I założę się, że rządzi nim kurdupel, bo nie wierzę, żeby ten Gollum, co się pojawia na holoprojekcjach, był tak przerośnięty.
Za to efekty specjalne w 3D naprawdę robią wrażenie. Śliczne są! Wspomniałam, że powraca rajd na Gwiazdę Śmierci tym wąskim korytarzem? Zdecydowanie tym razem wygląda to o wiele lepiej, aż miło wrócić. :)))
I wszyscy mają coś do Luke'a.
W sumie specjalnie mnie to nie dziwi - ostatecznie powrót bezpieki powinien budzić kontrowersje. :P

Ale - co mnie najbardziej zaskoczyło - MUZYKA JEST DO KITU! :(((

e... o robotach zapomniałam... No i przypomniało mi się, że chcę popielniczkę ze starego hełmu Vadera.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Metallic
Kadet Pirx
Posty: 1276
Rejestracja: sob, 22 mar 2008 21:17
Płeć: Mężczyzna

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Metallic »

Małgorzata pisze:"Gwiezdne wojny" widziałam. Łomatko! No, prawie remake pierwszej trylogii - znajome pomysły. Zastanawiam się, na ile był to zabieg celowy.
Moim zdaniem było to celowe w 100% - Dżej Dżej bardzo starał się, żeby nie wypaść przy tym filmie jak Dżordż przy "nowej" trylogii, wziął więc za target weteranów i wycelował w nich nostalgią. Jaki bowiem fan nie wpada w zachwyt, gdy
30 lat po wydarzeniach z "Nowej Nadziei" Han Solo mówi: "Macie tu jakiś zsyp na śmieci?"
Małgorzata pisze:Trochę jak w tych niepiśmiennych eposach Homera => bohaterowie mieli atrybuty, szybkonogi Achilles, przebiegły Odys.
Prawda, ale też mówimy tu o space operze, w której głównym motywem przewodnim jest walka dobra ze złem. Dlaczego mielibyśmy czepiać się takich archetypów wśród bohaterów?
Zgadza się, że nowe pokolenie to idealne odpowiedniki starej gwardii. Już w ciągu pierwszych 15 minut zobaczyłem tyle cech Hana Solo u Poe Damerona, że nie miałem wątpliwości, jaką rolę będzie on odgrywał. Ba, nie tylko postaci, ale i niektóre sceny są wręcz lustrzanym odbiciem tych starych - np. śmierć Hana Solo to przecież nic innego, jak zabicie Bena Kenobiego przez Vadera.
Małgorzata pisze:I wszyscy mają coś do Luke'a.
Bo jest ostatnim przedstawicielem wymierającego gatunku :p
Małgorzata pisze:Ale - co mnie najbardziej zaskoczyło - MUZYKA JEST DO KITU! :(((
Mogłabyś rozwinąć? Jestem ciekaw Twojej argumentacji.
"...handlarz starym książkami odkrywa, że jego zarośnięte chwastami, najzwyklejsze w świecie podwórko jest znacznie dłuższe, niż się wydaje - w istocie sięga ono aż do samych bram piekieł."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Małgorzata »

No, wiem, że to space-opera, nawet wiem, że to będzie epopeja, ale tylu uproszczeń to jednak się nie spodziewałam w kreacji postaci z tej najstarszej trylogii SW. Zwłaszcza jeżeli celowano właśnie w taki target jak ja - weteranów. Może twórcy uznali, że mamy już starczą demencję...

A jeżeli chodzi o muzykę - to proste. Dawno, dawno temu, gdy oglądałam pierwszą trylogię, czyli odcinki 4-6, wszystko było jasne. Znaczy, jasna strona Mocy miała swój motyw muzyczny (który umiałam bez problemu zanucić), ciemna strona Mocy miała inny motyw muzyczny (który też umiałam zanucić od pierwszego słuchania), a całość miała ten głośny motyw przewodni (też łatwy do reprodukcji paszczowej). Potem były odcinki 1-3, gdy to się trochę rozmyło, za to walka dobra i zła dostała piękny, patetyczny chórek (trudniejszy do odtworzenia paszczowo, ale za to łatwo rozpoznawalny). A w odcinku 7 - nic. Dobrze zabrzmiały tylko stare motywy, nowe... cóż, nowe nie zabrzmiały dla mnie ani trochę. I wcale nie musiałam sięgać do pamięci, żeby porównać - twórcy uprzejmie przywołali stare kawałki i to bynajmniej nie tylko na początku, gdy wprowadzenie do odcinka zasuwa w kosmiczną dal.
Jasne, wiele się zmieniło, w młodości nie miałam tak ogromnej awersji do muzyki, ale to tylko oznacza, że teraz słuchałam uważniej - właśnie z powodu swoich uprzedzeń. Nienawiść wyostrza zmysły, wiadomo. :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Polecac? Odradzac? Sama nie wiem

Post autor: Kruger »

No, Star Warsy zaliczone.
Nie będę się rozpisywał nie wiadomo ile, nie będę spojlerował, trochę zastrzeżeń się zebrało, mniejszych i większych.
Jedno co mnie uderzało już w trailerze i nader mocno przez cały film, to dobór dwójki głównych aktorów. Nie, nie dlatego, że to kobieta i murzyn.
Oboje aktorzy mają cukierkowo płaską urodę. Cukierkowo płasko grają tymi swoimi twarzami. Co za tym idzie, pasują raczej do cukierkowych produkcji Disneya, jakiegoś serialu disneyowskiego dla nastolatków, coś takiego. Z prawdziwym filmem, nawet jeśli jest to naciągana space opera z mnóstwem błędów fabularnych i precyzyjnie zaplanowanymi momentami do wyciskania łez i rozbuchiwania emocji widzów, to owa cukierkowa dwójka raczej kiepsko koresponduje.

To co mi się podoba, poza efektownymi scenami walk i pościgów, to kwestie o których nie wypada mówić, żeby nie spojlerować, znaczy się - kto jest kim i skąd się wziął. I piękna czacha Vadera.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

ODPOWIEDZ