Niemniej - dodałbym - rzemieślnikiem unikatowym dzięki poziomowi, który w swojej działalności utrzymuje. Poziomowi oddziaływania i talentowi do wywoływania zbiorowych sugestii, że to właśnie jest wielkie kino (bez odwoływania się do flaków i kłaków). Jak chociażby w przypadku Terminalu. Masa pracy i przyjemnie spędzone dwie godziny - i nie wadzi najwyraźniej większości widzów, że potem dostrzega się "szwy dobroci".Q pisze: Znaczy: Spielberg jest - w swoim najpopularrniejszym wydaniu - po prostu zręcznym kuglarzem, żonglujacym emocjami widzów. I to miałem na myśłi używajac terminu "rzemieślnik".
Gdy chodzi o SF, chyba rzeczywiście jest gorzej. Spośród niedawnych obrazów rozczarował mnie AI. Przy całej technicznej wspaniałości, zrobił wrażenie ekranizacji - chociaż "zapomniano" podać pierwowzór (a właściwie - listę pierwowzorów). I co gorsza, nawet jak na S., wydał mi się mocno przesłodzony...