Polecanki filmowe

o filmie, co nietrudno odgadnąć

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecanki filmowe

Post autor: Małgorzata »

Wodonośny pisze:@Terminator - e tam, Daenerys dała radę. Spodobała mi się duża doza humoru (chociaż zwykle mnie to wkurza, że w każdym sensacyjnym muszą być comic reliefs) - pytania Arnolda o spółkowanie czy scena z fotkami policyjnymi? Świetne.
Kurde, to była Daenerys?! Zmieniła perukę i już jej nie poznałam... :P
Ale film fajny. Właśnie przez poczucie humoru i nawiązania do poprzednich "Terminatorów". Autonawiązania i autotematyczne cytaty dodawały smaczku fabule, IMAO. Świetnie się bawiłam. Nie dlatego, że były tylko obrazki (fajne i dużo SFX), ale właśnie dlatego, że to był taki retelling, który lubię najbardziej => ten, który posługuje się mechanizmem, jaki znamy z "Czarnych okrętów" - mit opowiada wydarzenie w jeden sposób, ale "rzeczywistość", która dała mu początek, była zupełnie inna. Tutaj fabularnie jest o tyle ciekawiej, że bohaterowie nie przeczuwają, że czas zmieni odbiór i opowieść, w "Terminatorze V" oni to wiedzą i tej zmiany doświadczają. Normalnie krok dalej niż u Dicka, a jednak to się obroniło, jak myślę, z jednym głównym wyjątkiem. Znaczy, biedny Kyle Reese, z którego perspektywy ciągnie się narracja, jest poszkodowany - to najbardziej niespójny bohater, słabe ogniwo fabuły, naciągane jak cholera, żeby wyjaśnić jego podwójne wspomnienia i inne takie.
Ale sam pomysł świadomości bohaterów, jak to miało być, jest piękny w swoim autotematyzmie.
Właśnie dlatego lubię fantastykę - daje praktycznie niesamowite możliwości kreacji fabularnych. :P

A Terminator, czyli Arnie, jest po prostu bosski. Jego uśmiech będzie mi się śnił po nocach. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3142
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Polecanki filmowe

Post autor: Q »

A.Mason pisze:"Antman" okazał się nieco bardziej "bajkowy/dziecinny" niż pozostałe filmy marvelowskie. Na początku zastanawiałem się, czy scenarzysta i reżyser próbuję nieudolnie oddać charakter "serii", a potem uznałem, że to bajka. Od tego momentu bawiłem się nieźle.
Mnie się podobało (choć zarzutu infantylizmu nie odeprę) - lekka, standardowa historyjka, ale przesycona duchem starej, dobrej, Nowej Przygody.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Zanthia
Alchemik
Posty: 1702
Rejestracja: czw, 11 sie 2005 20:11
Płeć: Kobieta

Polecanki filmowe

Post autor: Zanthia »

Starne Warsy najnowsze dobre są i basta. Po seansie na przystanku stała obok grupa dzisięciolatków, tak rozentuzjazmowanych, że ledwie zdanie potrafili sklecić :D I mimo, że jestem w porównaniu z nimi posunięta w leciech, też po paru godzinach jeszcze mnie nosi. Ogólnie filmy Abramsa to cyfrowy odpowiednik kokainy, tylko bez ryzyka uzależnienia i efektów ubocznych!

Wiadomo, że w filmach dla młodzieży konflikty wewnętrzne trzeba łopatą wyłożyć, analogie z Trzecią Rzeszą takoż, i przyklepać, ale takie UAAADNE i KOLOROWE i SKOMPONOWANE to wszystko. Jest Snape v2.0 (teraz z głośnikiem!), i mimo że GUOS nie ten, mhoczność i werterowskość jest na odpowiednim poziomie, całość z pewnością już launched a thousand ships na fanfiction.net. I młode bohatery pozytywne są akurat na tyle kompetentne, i na tyle słabe, że dadzą się lubić, i to mocno! Głód następnej części już powoduje u mnie niecne myśli nabycia Battlefronta...
It's me - the man your man could smell like.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Polecanki filmowe

Post autor: Kruger »

Osmy film Quentina Tarantino polecam. Ostrzyłem sobie na niego ząbki i pazurki od kiedy ujrzałem trailer. Nie zawiodłem się.
Zapewne filmy Tarantino by mi się przejadły, gdyby produkował ich więcej, bo nie da się ukryć, że w pewien specyficzny sposób są do siebie podobne, niezależnie od tego czy są filmami sensacyjnymi, wojennymi czy westernami, na szczęście są między niby spore przerwy i konwencja się nie nudzi.
Ciekawy scenariusz, rewelacyjna muzyka, świetne kreacje aktorskie. Co do tych ostatnich, czytałem jakąś recenzję, w której autor napisał, że nie wykorzystano potencjału Tima Rotha. Z tym się nie zgadzam, Roth był rewelacyjny być może właśnie dzięki temu, że nie grał roli głównej, wybijającej się, ale stanowił swoiste tło dla Russela, Jacksona i rewelacyjnej Jennifer Jason Leigh. Drugi aktor drugiego szeregu, który dał popis, to Walton Goggins. Za to dla mnie niewykorzystany potencjał to Michael Madsen.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Agarwaen
Dwelf
Posty: 519
Rejestracja: wt, 04 lis 2008 18:57
Płeć: Mężczyzna

Polecanki filmowe

Post autor: Agarwaen »

Zwierzogród. Nie mając wygórowanych oczekiwań można ten film obejrzeć i nieźle się bawić, jeśli animacje wciąż sprawiają nam radość rzecz jasna. W porównaniu z innymi propozycjami multipleksów w ostatnich tygodniach wypada wręcz fenomenalnie. Fabuła tej animacji od lat sześciu, bije na głowę bondy czy inne "7 rzeczy..", co jest równie smutne co zabawne. Polecam !

Jeśli skończyliście sześć lat.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecanki filmowe

Post autor: Małgorzata »

Wczoraj też mi polecono ten film => dużo ciekawych nawiązań, czyli można się dobrze bawić. Podobno cytatów z gier jest sporo.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Polecanki filmowe

Post autor: kiwaczek »

Zdecydowanie polecam.
Animacja świetna, scenariusz pisany przez specjalistów i do tego polityczny wątek zbieżny z sytuacją aktualną wielce. :)
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecanki filmowe

Post autor: Małgorzata »

Obejrzę "Zwierzogród", ale jeszcze nie teraz, bo moje zdolności kognitywne przełączyły mi się w inny tryb. :)))

Znaczy, tak się złożyło, że zanim zdążyłam znaleźć chwilę na "Zwierzogród" (fajny tytuł, tak na marginesie, słowotwórczo śliczny), znalazłam się z przyjaciółmi w kinie na zupełnie innym filmie i chwila została zutylizowana na seans zupełnie innego rodzaju. Obejrzałam "Batmana versus Supermana". Czy jakoś tak. W sensie, że nie jestem pewna, czy tytuł dobrze zapamiętałam. W każdym razie był Nietoperek i Nadczłek z podtytułem o sprawiedliwości.
Byłam przekonana, że zobaczę, jak facet, który cierpi na bezsenność i ma problemy z PTSD, skuje ryja temu lalusiowi z loczkiem, co to zapoczątkował chyba trend noszenia bielizny na rajtuzach oraz pelerynek...*chociaż może przesadzam, w końcu to popłuczyny po modzie renesansowej.
Tak czy inaczej chciałam zobaczyć, jak się te dwa mięśniaki będą się nawalać epicko, ostatecznie od czego są herosi? No i doczekałam się. Czterdzieści cztery sekundy*sprawdziłam na YouTubie - tyle trwała ta nawalanka, na którą tak się cieszyłam. Co gorsza, były obrazki. I pewnie nawet ładne, gdyby ich tak nie pocięto, że praktycznie nic nie widać...
Komuś się wydaje, że pomyliłam wątki, co?
Otóż, nie.
Bo oto oczki moje kaprawe ujrzały ten film, obrazkowy odpowiednik tego tekstu.
Bez fabuły (nawet bez pretekstu, że jakaś fabuła miała być, tylko nie wyszła). Zestaw epizodów nie jest ze sobą powiązany w żaden sposób, a gdyby nawet istniały jakieś meta- czy ortoscenariuszowe powiązania z wcześniejszymi filmami lub komiksami z uniwersum DC, nie ma to żadnego znaczenia, ponieważ brak spójności scen sprawia, że tropy stają się nieczytelnym elementem zdobniczym, który niczemu nie służy w opowieści. Bo nie ma opowieści.
Za to są postacie. One nie mają głębi, brakuje im psychologicznej spójności (na takim zdroworozsądkowym poziomie), a wewnętrzne konflikty i rozdarcia osiłków w śmiesznych strojach*chociaż Batman ma fajne buty - na protektorze nie dorastają do poziomu euglen. Postacie sterowane są autorskim chciejstwem, tu: reżyserskim, jak myślę. Zza kadru niosło się wycie aktorów, którzy pewnie by chcieli zagrać, tak z odruchu zawodowego lub przyzwoitości, bo przecież grube miliony za role zainkasowali, więc się starali, ale rola... cóż.
W filmie są też dialogi. Betonowe, rzecz jasna, które zadają kłam przekonaniu, że tylko w tekście można popełnić tyle bełkotu (choć znawcy wiedzą, że źródłem wszelkiego bełkotu była, jest i będzie mowa, czyli odgłosy wydawane paszczą, które potem przenoszą się w niezmienionej bezsensownej formie na tekst, a w przypadku "Batmana i Supermana", są potem powtarzane przy pomocy aktorskich paszczy, czyli wracają do źródła*najlepszy był joł-men, flasz, czyli Barry "Flash" Allen, który urwał się w Jamajki, tej archetypicznej).
Znaczy, polecam. "Batman i Superman: Świt sprawiedliwości" to po prostu film prosto z ZakuŻonej Planety i można się na nim świetnie bawić. Pod warunkiem, że ma się odpowiednie nastawienie przed seansem.

Niestety, nie należy zaraz potem oglądać np. "Zwierzogrodu". Po przygodzie z "Supermanem i Batmanem" spójna fabuła mogłaby kogoś zabić. A przynajmniej doprowadzić do ciężkiej traumy kognitywnej... :/
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Polecanki filmowe

Post autor: kiwaczek »

Co prawda i tak chciałem trzymać się od tego filmu na znaczną odległość, ale teraz przynajmniej będę to robił świadomie! Dziękuję! :D
FTSL
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3142
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Polecanki filmowe

Post autor: Q »

Zanthia pisze:Starne Warsy najnowsze dobre są i basta.
Cóż, i ja na nowych "Gwiezdnych Wojnach" (nawet na tzw. premierze uroczystej, narzeczona prezent mi zrobiła) byłem... Nawet mi przypadły mi do gustu same w sobie, natomiast powodują, że zadaję sobie niepokojące pytania o przyszłość tego świata...

Fabularnie rzecz, bowiem, przypomina Epizod IV z prostą, wyrazistą fabułą. Nie zawiera też EP VII jawnych bzdur (jak na standardy starłorsowe) czy niezręczności, jakie trafiały się EP VI i prequelom, ale i jawnej głębi. Broni się klimatem, mistrzowskim wyczuciem ducha, stylistyki, Sagi, ale bohaterowie nie mają historii w sumie, ci nowi. Nie znamy ich przeszłości, osobowość poznajemy pobieżnie. Nawet Kylo - wiemy czyj syn i, że upadł - wsio.
Przy czym, owszem - w "A New Hope" też wiele o bohaterach nie wiedzieliśmy, ale jest jedna różnica - tam sposób gry mówił wszystko o danej postaci, tu jakby to mniej czytelne.
Rey i Finn wypadają przyzwoicie -tylko to nie on jest wybrańcem Mocy, to ona. Poe Dameron też nieźle wypada. Tylko są b. standardowi. Bohaterska, rezolutna sierota o wielkiej mocy (tak, we władaniu Mocą Rey jest tak potężna, bez treningu, że - jak dobrze pójdzie - w EP IX słońca będzie rozpalać i gasić) - pół Hana, pół Luke'a (ciekawym rysem psychologicznym było, że została w biedzie, na Jakku, bo tam rodziców ostatni raz widziała i żyła nadzieją, że wrócą). Tchórz i dekownik o złotym sercu dojrzewający do bohaterstwa (to Finn - skądinąd jest Stormtroperem od małego wychowanym przez First Order, który w czasie pierwszej akcji przeżywa nagle kryzys sumienia i buntuje się, tj. ucieka). Stereotypowy chwacki pilot z charyzmą typową dla takiegoż pilota (to znów Poe).

Kylo Ren to specyficzny przypadek - syn Hana i Lei zwący się jednak Ben, nie Jacen (charakterologicznie krzyżówka tego ostatniego z młodym Kypem Durronem). Straszny emo. Rozbity psychicznie pryszczaty mazgaj (sala się śmiała jak zdjął hełm i nastoletnią, brzydką, twarz pokazał), co demoluje swój gabinet świetlówką. Jest żałosny, ale to nie razi, bo wydaje się celowe.

Tajemniczy Snoke, to - przypuszczalnie - mistrz Sidousa, Darth Plagueis (dużo tropów na to wskazuje). Dziwnie wypada - manifestuje się wielkim hologramem i mówi grzmiącym głosem, a Ren i Hux stoją przed nim jak dwa dzieciaki - "tatusiu, to nie ja - to on".

Najciekawiej wypadają postacie drugoplanowe - b. spielbergowski, rezolutny BB-8. Nie mówi, tak jak R2-D2, nie ma mimiki, a jednak każda jego ekranowa chwila przyciąga uwagę. Pokochałem tego robocika. Od pierwszego wejrzenia.

Generał Hux, dowódca bazy - sukinsyn gorszy od Tarkina (w czasie trwania filmu parę miliardów ofiar niewątpliwie bierze sobie na sumienie), a jednocześnie ciut zniewieściały metroseksualista (nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłym Epizodzie wyszedł zeń gej), przy tym Hitlerek trochę, z wybitnym rysem maniakalnym (stylizacja celowa), a poza tym przemądrzały Smurf Ważniak co chwila donoszący na Rena Snoke'owi, jak mały skarżypyta (tak sobie wyobrażam prymusów Akademii na Caridzie w czasach staroimperialnych).
Na swój sposób polubiłem tego typa, bo - choć stanowi nałożenie paru schematów i manieryzmów - wydaje się ciekawą, acz wybitnie antypatyczną, postacią, mogącą kryć jakąś tajemnicę (i on historii nie ma).

Jeszcze lepiej - acz mniej niepokojąco - wypada Maz Kanata. Bohaterka również w tradycji spielbergowskiej, skrzyżowanej z hensonowską. Znająca Moc, choć nie Jedi. Pełniąca trochę rolę matrixowej Wyroczni. Mająca w sobie trochę z różnych istot z "Niekończącej się opowieści" i z "FarScape". Żyjąca tysiąc lat, nadludzko mądra, niesamowita. Szkoda, że przypuszczalnie więcej jej nie zobaczymy.

Jeśli chodzi o strony konfliktu... First Order - zachodni komentatorzy widzą krzyżówką metafory ISIS i ruchów neonazistowskich zarazem, ew. ruchu rekonstruktorskiego, którego członkowie nagle dostali potężne zabawki i szansę zagrania swoich idoli w realnym życiu. Coś w tym jest...
Trzeba dodać, że członkowie FO zdają się być w większości młodzi/bardzo młodzi tak na oko (może poza kapitan Phasmą, jej skrzeczący głos młodo nie brzmi), a większość z nich to Szturmowcy, nie klony jednak, co ciekawe, a porwane dzieci, którym maszynowo prano mózgi.

Przy czym ten sposób ukazania Zua to, zaczynam sądzić, że to jest jednak bardzo mądry ruch, choć nie wiem - Abramsa czy Kasdana... Zobaczcie... Po obejrzeniu OT fani kogo pokochali? Vadera. Stał się najbardziej ikoniczną postacią "SW". A jaka organizacja wzbudziła ich największą sympatię - Imperium (Legion 501 się kłania). Czy to była strona, z którą widz miał sympatyzować, utożsamiać się, przebierać za nią? A po PT czyich fanów przybyło? Anakina, który moralnie obsuwał się z Epizodu na Epizod. I Republiki, Republiki, która zapadła się pod ciężarem własnej korupcji. Oraz zakonu Jedi, który stawiał się ponad prawem i przez to upadł.

No i teraz popatrzcie: mamy Epizod pełen fascynatów idei imperialnej. Kim są? Jeszcze dzieciakami, a już zbrodniarzami. I - prawie wszyscy - giną, nieszczególnie heroicznie. Mamy wielkiego fana Vadera - i co? Śmieszy nas i brzydzi zarazem. I wszystkie te ukochane twory polityczne wracają na śmietnik historii, gdzie ich miejsce. A sympatia widzów wędruje, bo wędrować musi, w kierunku pewnego prostego żołnierza samozwańczej armii, pewnego szwejkowatego dezertera, a nade wszystko w kierunku pewnej ubogiej sieroty i pewnego robota - postaci znajdujących się na totalnym marginesie tego imperialno-republikańskiego życia.
Owszem, jest to policzek w twarz dla wszelkich fanów Idei Imperialnej(TM) ;), owszem jest to kpina z miłośników Vadera, ale jest to też - bezlitosne* - pokazanie o co chodzi w "SW", a - nade wszystko - pokazanie czym się pewne fascynacje kończą w realnym życiu i jaki typ psychiczny najczęściej im ulega.
Teraz - po prostu - nie da się fascynować szwarccharakterami, ani sympatyzować z nimi. I... bardzo dobrze. Budzą dokładnie takie emocje, jakie powinni - pogardę, politowanie, obrzydzenie, śmiech...

* Pisze te słowa facet, który wybrał się do kina w podkoszulce z Kylo i w połowie seansu ukradkiem zapinał guziki koszuli (zasłużona kara za odruch sympatii do darksidera)... :D

Owszem, jest to mało przyjemne dla widza (zwł. jeśli jest fanem mającym swoje ustalone sympatie w świecie SW), ale jest to doprawdy ambitne rozwiązanie, nawet jeśli rozwala worldbuilding (przywracając tym samym pierwszoplanowe znaczenie bohaterom pozytywnym i oryginalnej ideologii EP IV).

Kierowane przez Leię Resistance - choć ma młodych pilotów - to z kolei, jak się zdaje, organizacja emerytów Rebelii, toczących walkę z sierotami po Imperium, bez (przynajmniej oficjalnego) wsparcia Nowej Republiki.

W zasadzie wszystkie ich walki toczone są myśliwcami, bez niszczycieli, skąd wzięła się fan-hipoteza, iż to dowodzi, że walczą ze sobą ekstremiści, którzy nikogo poza sobą - do czasu - nie obchodzą.
Do czasu, bo FO ma Starkiller Base - planetę przebudowaną na nieprawe dziecię Gwiazdy Śmierci i Galaxy Gun, jak zachodni złośliwcy komentują. Wsysało toto gwiazdy i ich materią oddawało strzał, paląc planety. Taki przepakuś, teraz w Odwiecznym Versusie Startrekowo-Starwarsowym (TM) UFP nie ma teraz szans. (Oczywiście Starkiller Base narobi ogromnych szkód i - nie mniej oczywiście - załatwi ją w końcu Poe, a broniona będzie słabiej niż obie GŚ).

Wielka Trójka OT? Han i Leia to cienie samych siebie, starcy złamani wyborem dokonanym przez syna. Ona dowodzi Resistance, on - wszystkim na złość - do szmuglu wrócił, ale bladzi są i bez charyzmy, widać, że stracili chęć życia. Luke znowu to Yoda-bis - gdy uznał, że zawiódł samotnie się zaszył, a lokalizacja jego siedziby zapisana jest w BB-8, więc robota tego wszyscy szukają, a Finn i Rey - zbiegiem okoliczności ze sobą i z nim zetknięci - mają.

Tak, JJ jest bezlitosny dla lucasowskich bohaterów (i robi z nich nieudaczników jakby). Tylko R2-D2 i C3PO póki co darował... W EU też los ich nie oszczędzał, tej trójcy starwarsowej, ale - mimo wszystko - byli życiowo spełnieni. Tu nie zyskali nic z tego o co walczyli. I zmiażdżyło ich to (choć wiemy, przynajmniej, że Han i Leia bywali ze sobą szczęśliwi, z ich pożegnalnego dialogu to wynika...) Powtórzę dla wzmocnienia efektu ;): Wielka Trójka to są teraz ludzie złamani przez życie, wypaleni... - Luke popełnił jeszcze raz wszystkie błędy starego Yody i to w ekspresowym tempie. Jego siostra została zepchnięta na margines przez rząd, który sama pomagała tworzyć i toczyła prywatną wojnę z... własnym synem, w dodatku rozpadł jej się związek. A Han? Wrócił w zasadzie na starość do punktu wyjścia i tym razem nie strzelił pierwszy, tylko dał się zabić... Chewie stracił kumpla...

Inne decyzje też są b. kontrowersyjne, może nawet nie tyle same w sobie, ile jako wstęp do tego, co może (czy wręcz musi) z nich wyniknąć.
Otóż bowiem Abrams nie tylko, że nie buduje w sumie tla polityczno-technologicznego, tylko żongluje wątkami oryginalnej trylogii (zaczynam tęsknić do, kulawego czasem, rozpolitykowania PT i jakoś brak mi szerszego obrazu świata z prequeli, że już o EU nie wspomnę; tu świata w sumie nie ma), to on se tam jeszcze b. czyści przedpole. First Order broń mając wsysającą gwiazdy i jedną salwą z tejże spalili czołowe światy Republiki (sic! według słów ewidentnie rozpromienionego tym Huxa wszystkie czołowe światy Republiki poszły, jedną salwą, a myśmy na StarTreku.plu płakali Vulcana i Romulusa), a potem znów ci dobrzy wysadzili tę planetę-bazę, redukując First Order do paru ocalałych głównych łotrów, jak się zdaje.

Znaczy: film jest przyzwoity, ale boję się pytać co zostanie ze świata SW jaki znamy - skoro nie ma Imperium, nie ma Republiki, nie ma większości First Order teraz też, zapewne, Hana synalek zabił (chciał, by go Jasna Strona nie kusiła, biedaczek), a przy tym widać, że zarówno FO, jak i dowodzone przez Leię Resistance to nie są b. liczebne organizacje.

Jednocześnie to błyskawiczne wybicie całej(?) Republiki pokazuje, bardziej niż filmy Lucasa, jak mało w "SW" znaczą statyści... I zdaje się - redukowanie roli statku i szeregowej załogi w jego filmach "ST" też to potwierdza - że Abrams nie ma wyczucia epiki, więc tnie wszystko, by kameralnie było.

Podsumowują: odbieram Epizod VII trochę jak startrekowy "First Contact" (choć irytujących wad "FC" nie ma), tj. jako niezgorszy - per se... jak na konwencję - film, który jednak otwiera drogę do potencjalnej strasznej destrukcji świata i serii...

A J.J. chyba już nie ucieknie od opinii burzyciela cudzych światów.
Niemniej nic na to nie poradzę, że sam w sobie ten film mnie uwiódł - ilu wad bym mu nie wytknął... i jakich obaw z nim nie wiązał - obejrzałem go z przyjemnością, wstrzymując oddech, wytrzeszczając ślepia, i faktycznie odczułem magię tego "Chewie, we're home..".

ps. Oczywiście...
http://www.theverge.com/2015/12/20/1062 ... un-physics
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Polecanki filmowe

Post autor: Buka »

<przedziera się przez pajęczynę wątku i zdmuchuje kurz>
<kaszle>
Chciałabym polecić wszystkim nowy, zaskakująco dobry film science-fiction. Polski tytuł to Nowy początek, oryginalny to Arrival. Mimo tego, że film jest nowy, wydaje mi się, że jest zrobiony w stylu starego sf. Efekty specjalne są znakomicie zrobione, ale nie wychodzą na pierwszy plan - można by było ten pomysł zrealizować bez nich i niewiele byśmy stracili. Akcja się nie spieszy, mamy czas wszystko zobaczyć, posłuchać o czym mówią bohaterowie, zastanowić się razem z nimi i zobaczyć, co zrobią. O czym jest film? O komunikacji.

Awatar użytkownika
A.Mason
Baron Harkonnen
Posty: 4202
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:56
Płeć: Mężczyzna

Polecanki filmowe

Post autor: A.Mason »

I ja się przyłączam do polecani, z kilkoma ale:
http://www.fahrenheit.net.pl/roznosci/f ... -pudelkiem
1) Artykuł 54. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2) Życie zmusza człowieka do wielu czynności dobrowolnych. Stanisław Jerzy Lec

Awatar użytkownika
MAT
Fargi
Posty: 456
Rejestracja: śr, 26 lut 2014 21:35
Płeć: Mężczyzna

Polecanki filmowe

Post autor: MAT »

Ze swej strony ostrożnie polecę "Ostatniego Jedi" - chociaż na pewno nie purytanom Star Wars.
A to dlatego, że "Przebudzenie Mocy" było odwołaniem się do klasyki Kina Nowej Przygody. Natomiast "Ostatni Jedi" jest nieco innym filmem, choć nadal pełnym kosmicznych pojedynków czy walk na miecze i blastery, to również w jakimś stopniu rozgrywającym się na poziomie emocji i psychologii. Rian Johnson nadał opowieści swój indywidualny ton.
Mnie najbardziej przeszkadzały humorystyczne wstawki - było ich, po pierwsze, zbyt dużo, a po drugie, były zbyt łopatologiczne.
Życie bez czytania jest niebezpieczne, trzeba zadowolić się samym życiem, a to niesie ze sobą pewne ryzyko (Michel Houellebecq)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Polecanki filmowe

Post autor: Małgorzata »

"Ostatni Jedi" jest fajny. Koniecznie trzeba oglądać ten film w 3D, bo wtedy są najładniejsze obrazki. Byłam na 4D i zrobiłam błąd (więcej go nie powtórzę, choć świetnie się bawiłam). W ogóle wszystkie nowe "Star Warsy" trzeba oglądać w 3D, inaczej się nie liczą. :P

Z fajnych filmów - "Liga Sprawiedliwości", czyli ciąg dalszy ZakuŻonej Planety na srebrnym ekranie. Koniecznie, powtarzam: KONIECZNIE trzeba oglądać ten film w trójwymiarze i najlepiej w wersji z dubbingiem. Bawiłam się tak samo dobrze jak na "Świcie sprawiedliwości". :)))

Niestety, nie widziałam nic ambitnego ostatnio...
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Polecanki filmowe

Post autor: kiwaczek »

Nie. Nie. Nie i jeszcze raz nie!
Żadne 3D (a 3D z dubbingiem to już totalny masochizm).
Tylko i wyłącznie klasyczne 2D z podpisami.
A poza tym to się z opinią o "Ostatnim Dżedaju" zgadzam. :D
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

ODPOWIEDZ