Nieprecyzyjnie się musiałem wyrazić ;) Rację masz odnośnie wyrazistości postaci. "Ważność bohatera" mam za zgłębienie jego osoby, a nie powierzchownej specyfiki postaci. Ostatecznie to drugie, jak sam zauważyłeś, jest stosowane od dawna.Q pisze:Widzisz, ważność bohaterów była dostrzegalna od początku. Już pierwszy "Star Trek" tzw. TOS (serial mający zresztą i momenty wielkie i denne-w-rekordowy-sposób-do-dziś-niepobity) dużą część swego sukcesu zawdzięczał wyrazistości (wyrazistości zresztą przerysowanej i bazującej na arche- i stereotypach, nie złożonej psychologii) głównego "tercetu" Kirk-Spock-McCoy. (I to do tego stopnia, że uczynienie tych bohaterów znacznie bardziej stonowanymi w pierwszym - i najlepszym jeśli chodzi o Pomysł, reżyserię, scenografię itp. - z kinowych "Star Treków" wywołało głośne sarkania fanów, i nie tylko fanów.)
Stawanie się operą mydlaną jest w przypadku s-f trudnym procesem, bo jednak gatunek niechętnie się pozbywa rekwizytów jak np. broń czy intrygi o globalnym zasięgu. Nie tyle BSG stało się operą mydlaną, co zaczęrpnęła nieco z tego. Zauważ, że nawet taka Caprica jest niezbyt porównywalna do Carringtonów, właśnie przez wzgląd na te intrygi. A przecież Ron Moore ogłaszał, że to będzie mix s-f i "Dallas" (zdaje się bliski kuzyn Dynastii), prawda? Jedyny chyba serial, który faktycznie próbował sobie z tym poradzić - Defying Gravity - skończył się na pierwszym sezonie. Można by o tym cały artykuł do Fahrenheita napisać. Jest co analizować.Q pisze:Tym niemniej zobacz co się dzieje z serialami opartymi wyłącznie na bohaterach - takich jak dwa przywołane, co skisły, ale i nawet "BSG" w środkowych sezonach czy genialne "Twin Peaks" pod koniec. Otóż zauważ, że seriale takie mają tendencję do stawania się... operą mydlaną, w której tak naprawdę na plan pierwszy wychodzi, komplikowana w sposób coraz bardziej urojony i głupi, sieć miłości, nienawiści i intryg pomiędzy bohaterami. W takcie ogladania czasem łyka się to jeszcze w miarę bezboleśnie, ale po dobrnięciu do finału często przychodzi otrzeźwienie.
Znasz zapewne - choćby ze słyszenia lub reklam - modne teraz powieści o wampirach, które są tak naprawdę romansidłami (często z dodatkiem łagodnego porno) w których "realia" wampiryczne mają dodać "blichtru" opowiadanej historii, tak jak w romansidłach klasyczniejszych robi to sceneria "milonerska" lub "historyczno-arystokratyczna". Boję się, by seriale SF nie ewoluowały w kierunku, w którym intrygi na pokładzie statku kosmicznego będą się różnily od "biznesowo"-miłosnych podchodów Carringtonów czy innych Forresterów jeno scenerią...
Dygresyjnie o Star Treku i wspomnianym już Ronie Moore - sam mówił, że nauka w Star Treku nie miała najmniejszego znaczenia, bo po napisaniu skryptu naukowcy dopisywali w miejsce "tech" odpowiednio inteligentnie brzmiące terminy fizyczne :P Więc umowność technologii w BSG nie jest znowuż takim nowatorstwem ;)
A tak btw. Zerknij poniżej. Ja już się nastawiam na ten serial:
http://blastr.com/2010/08/why-outcasts- ... bamber.php
http://www.bbc.co.uk/tv/comingup/outcasts/