"Komandor Koenig do bazy..."
Moderator: RedAktorzy
- Q
- Nexus 6
- Posty: 3378
- Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01
"Komandor Koenig do bazy..."
Z tego co zauważyłem, na tym zacnym Forum spora jest grupa wielbicieli serialu "Space: 1999", i równie liczna grupa jego anty-fanów (nie dziwota zresztą, kiedyś oglądali to wszyscy zainteresowani SF).
Szukając całkiem czego innego znalazłem piękne recenzje wydobywające z odcinków tego "Kosmosu..." więcej niż byłem w stanie się w nich doszukać, i to mi tak jakoś sentyment obudziło:
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... force.html
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... agons.html
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... day-5.html
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... eek-6.html
(Swoją drogą o "Odysei kosmicznej" czy "Star Treku" ten pan równie ładnie pisze.)
Grzebałem dalej, i znalazłem dwie całkiem fajne strony o nim, tym "Kosmosie..":
http://www.space1999.net/~spazio/
http://www.space1999.net/~catacombs/cybermuseum/
a na jednej z nich prawdziwe cudo - Moonbase Alpha Technical Notebook oraz informacje o innym (bodaj nawet ciekawszym, bo bliższym wymogom hard SF), projekcie tej samej ekipy:
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... orrow.html
http://www.fanderson.org.uk/epguides/tdateg.html
No i tak se siedzę i wspominam powspominacie ze mną?
http://www.youtube.com/watch?v=8DF9nDJZrdA
http://www.youtube.com/watch?v=TqdMmH7UE_s
http://www.youtube.com/watch?v=5qBmydx59bk
ps. Co ciekawe "Space: 1999" miał być (jak na ambitne przedsięwziecie przystało) połączeniem zalet (kultowych wtedy w kręgach kosmicznie zorientowanych ) "Odysei kosmicznej" i "Star Treka", i w tym celu zatrudniono specjalistę od scenografii i F/X z "Odysei...", a potem dodano mu do pomocy jednego z startrekowych producentów (skądinąd tego odpowiadajacego za najsłabszy sezon "ST"). Niestety - mimo pięknej, realistycznej, scenografii - serial połączył estetyki obu tych produkcji bardzo zgrzytliwie, i powierzchownie: imitowanie "2001..." dało w efekcie napuszoną, pretensjonalną nudę (tak, językiem "Odysei...", czy "Solaris", można mówić jesli ma się do powiedzenia tyle co Kubrick, czy Tarkowski, inaczej ryzykuje się nieuniknioną śmieszność), i pozbawionych wyrazistych cech bohaterów, imitowanie "ST" - kretyńskie scenariusze (pod względem scjentyficznej akuratności ponoć daleko za "Star Trekiem" nawet...) i spore stężenie kiczu (zwłaszcza w drugim sezonie). Czyli otrzymaliśmy w efekcie drewnianych bohaterów nachylających się z nadętą powagą, nad (nie mającymi nic wspólnego z jakąkolwiek naukowością) problemami wziętymi z kina klasy B (jeśli nie Z) i wiarygodnie wyglądających kosmonautów spotykających campowych Obcych rodem z balu przebierańców. (Przerost formy nad treścią był tu doprowadzony do najwyższego chyba znanego mi stężenia. I głupkowata treść podana w wymagajacej skupienia formie odrzucała - w efekcie - w dwójnasób.) Choć oglądało się to, oglądało, zwłaszcza jak się młodym było, i o Kosmosie marzyło.
Przez wspomnianą dwoistośćć wzorców serial od początku stał w rozkroku pomiędzy zamiarem nakręcenia realistycznej, nie wyzbytej pewnych ambicji, wizji przyszłej eksploracji Kosmosu (stąd ten realizm techniczny, ci drugoplanowi, te filozofujace monologi, ten "europejski rys" (o którym Orliński wspominał), a zamiarem wyprodukowania kosmicznej megaprzygodówki. W efekcie realistyczna konwencja była co i rusz rozsadzana durnotami wprowadzonymi zgodnie z wymogami "przygodowości". I to od początku: chcemy realistyczną (bo startrekowa umowność nam wstrętna) bazę kosmiczną konfrontować z dziesiątkami Obcych i innymi cudactwami? Wedle wymogów realizmu się nie da? Nic to, ruszymy z posad bryłę Księżyca, wymyślając takie fenomeny, które nie zmuszą nas do spaceoperowego bredzenia o napędzie FTL, dając ten sam efekt; a że nikt normalny Ksieżycem szybował po dobroci nie będzie, zróbmy z tego katastrofę. I tak oto rozdżwiek między realizmem, a barwną bzdurą łatano megabzdurami (z dwojga złego FTL jednak wiarygodniejszy), co skazało serial na klęskę niejako już na starcie.
No i jeszcze jedno: porażał niestety analfabetyzm naukowy scenarzystów, analfabetyzm tak elementarny, że na tym tle fabuły Van Vogta zdają się szczytem wiarygodności. Skoro zadbano o dekoracje, należało zadbać i o to, zatrudniając konsultantów naukowych - tacy fachowcy mądrzy ludzie, i parę bzdur scenarzystom z głowy by wybili, i może nawet kilka zgrabniejszych pomysłów, na zachowanie równowagi w tym rozkroku, podpowiedzieli. Tymczasem, o ile w pierwszym sezonie usiłowano wytłumaczyć ten analfabetyzm koncepcją, że oto na realistycznym tle snujemy baśniowe opowieści/przypowieści składające się na mitologię ery kosmicznej (co może nie brzmiało zbyt przekonująco - zwłaszcza dla widza nastawionego na to, ze obejrzy SF - ale jeszcze miało jakiś sens; i było prekursorskie wobec póżniejszych przebojów - klimatem wobec "Obcego", baśniowością wobec "Gwiezdnych wojen"), o tyle w drugim zupełnie zrezygnowano z jakichkolwiek ambicji, i specyficznego klimatu "jedynki", do czego zresztą walnie przyłożył się ten sam psuj, który wcześniej przyłożył rekę do psucia (i, w efekcie, zawieszenia emisji) "Star Treka"...
Tym niemniej była rzecz, która czyni ten serial niezapomnianym - naprawdę znakomita, realistyczna scenografia, nad którą długo mógłbym piać z zachwytu, i która dziś robi wrażenie niemniejsze niż wtedy, tak pięknie to wszystko (baza, "Orły") od strony technologicznej dopracowane. To ona powoduje, że wspominam ten serial tak miło po latach. I może jeszcze jedno, fakt, że - w ułomnej zreszta formie - dawał ów "Kosmos..." czasem poczuć na karku oddech Nieznanego, zwłaszcza w pierwszym sezonie (podczas gdy np. w "Star Treku" zwykle wszystko kawa na ławę). (Było to wszystko na tyle hipnotyczne, że mógł się człowiek jak pilot Pirx poczuć .)
Edit: pamiętam, że przy pierwszym oglądaniu najbardziej odstręczył mnie nadmiar snujących się bohaterów drugoplanowych, i w sumie rzadkie pojawianie się głównych, gubiłem się w tym (często łapałem się na tym, że nie wiedziałem kto jest kim, i o co w tym chodzi). Z tym, że tak naprawdę ten "nadmiar" był realistyczny - wizja ze "Star Treka", w której wszystkie istotne wydarzenia dokonują się z udziałem bohaterów głownych, a akcja (mimo tlumionej pobytem w holorzeczywistości nudy kosmicznych podróży) gna do przodu jak szalona, jest może wygodniejsza dla widza, ale stanowczo, bazuje na znacznie grubszych uproszczeniach. I tak naprawdę muszę to "Kosmosowi..." docenić. (Zabawne zresztą, że nikt w Hollywood, do dziś nie odważył się tego powtórzyć, owszem, w takiej np. "BattleStar Galactica" zestaw bohaterów nie ogranicza się do "mostkowych", ale i tak wszystkie kluczowe dla fabuły wydarzenia zachodzą z udziałem paru - choć dobranych bardziej przekrojowo - osób.)
Edit2: Wyszperałem (i obejrzałem) jeszcze TO, i coś mi się tam w oku zakręciło:
http://www.youtube.com/watch?v=5UJu0_NSt8Y
(Nie miałem dotąd pojęcia, a okazuje się, że pod 20 latach, dokładnie w roku 1999, dokręcono parominutowy finał serialu, ze scenariuszem - czy raczej monologiem - autorstwa poety Johnny'ego Byrne'a uważanego za najlepszego ze scenarzystów "Kosmosu...", i z udziałem odtwórczyni jednej z głównych, acz nie najgłówniejszych, ról.)
A otóż i wywiad z w/w Byrne'm:
http://www.johnkennethmuir.com/JohnKenn ... e1999.html
E3: poprawki... :]
Szukając całkiem czego innego znalazłem piękne recenzje wydobywające z odcinków tego "Kosmosu..." więcej niż byłem w stanie się w nich doszukać, i to mi tak jakoś sentyment obudziło:
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... force.html
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... agons.html
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... day-5.html
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... eek-6.html
(Swoją drogą o "Odysei kosmicznej" czy "Star Treku" ten pan równie ładnie pisze.)
Grzebałem dalej, i znalazłem dwie całkiem fajne strony o nim, tym "Kosmosie..":
http://www.space1999.net/~spazio/
http://www.space1999.net/~catacombs/cybermuseum/
a na jednej z nich prawdziwe cudo - Moonbase Alpha Technical Notebook oraz informacje o innym (bodaj nawet ciekawszym, bo bliższym wymogom hard SF), projekcie tej samej ekipy:
http://reflectionsonfilmandtelevision.b ... orrow.html
http://www.fanderson.org.uk/epguides/tdateg.html
No i tak se siedzę i wspominam powspominacie ze mną?
http://www.youtube.com/watch?v=8DF9nDJZrdA
http://www.youtube.com/watch?v=TqdMmH7UE_s
http://www.youtube.com/watch?v=5qBmydx59bk
ps. Co ciekawe "Space: 1999" miał być (jak na ambitne przedsięwziecie przystało) połączeniem zalet (kultowych wtedy w kręgach kosmicznie zorientowanych ) "Odysei kosmicznej" i "Star Treka", i w tym celu zatrudniono specjalistę od scenografii i F/X z "Odysei...", a potem dodano mu do pomocy jednego z startrekowych producentów (skądinąd tego odpowiadajacego za najsłabszy sezon "ST"). Niestety - mimo pięknej, realistycznej, scenografii - serial połączył estetyki obu tych produkcji bardzo zgrzytliwie, i powierzchownie: imitowanie "2001..." dało w efekcie napuszoną, pretensjonalną nudę (tak, językiem "Odysei...", czy "Solaris", można mówić jesli ma się do powiedzenia tyle co Kubrick, czy Tarkowski, inaczej ryzykuje się nieuniknioną śmieszność), i pozbawionych wyrazistych cech bohaterów, imitowanie "ST" - kretyńskie scenariusze (pod względem scjentyficznej akuratności ponoć daleko za "Star Trekiem" nawet...) i spore stężenie kiczu (zwłaszcza w drugim sezonie). Czyli otrzymaliśmy w efekcie drewnianych bohaterów nachylających się z nadętą powagą, nad (nie mającymi nic wspólnego z jakąkolwiek naukowością) problemami wziętymi z kina klasy B (jeśli nie Z) i wiarygodnie wyglądających kosmonautów spotykających campowych Obcych rodem z balu przebierańców. (Przerost formy nad treścią był tu doprowadzony do najwyższego chyba znanego mi stężenia. I głupkowata treść podana w wymagajacej skupienia formie odrzucała - w efekcie - w dwójnasób.) Choć oglądało się to, oglądało, zwłaszcza jak się młodym było, i o Kosmosie marzyło.
Przez wspomnianą dwoistośćć wzorców serial od początku stał w rozkroku pomiędzy zamiarem nakręcenia realistycznej, nie wyzbytej pewnych ambicji, wizji przyszłej eksploracji Kosmosu (stąd ten realizm techniczny, ci drugoplanowi, te filozofujace monologi, ten "europejski rys" (o którym Orliński wspominał), a zamiarem wyprodukowania kosmicznej megaprzygodówki. W efekcie realistyczna konwencja była co i rusz rozsadzana durnotami wprowadzonymi zgodnie z wymogami "przygodowości". I to od początku: chcemy realistyczną (bo startrekowa umowność nam wstrętna) bazę kosmiczną konfrontować z dziesiątkami Obcych i innymi cudactwami? Wedle wymogów realizmu się nie da? Nic to, ruszymy z posad bryłę Księżyca, wymyślając takie fenomeny, które nie zmuszą nas do spaceoperowego bredzenia o napędzie FTL, dając ten sam efekt; a że nikt normalny Ksieżycem szybował po dobroci nie będzie, zróbmy z tego katastrofę. I tak oto rozdżwiek między realizmem, a barwną bzdurą łatano megabzdurami (z dwojga złego FTL jednak wiarygodniejszy), co skazało serial na klęskę niejako już na starcie.
No i jeszcze jedno: porażał niestety analfabetyzm naukowy scenarzystów, analfabetyzm tak elementarny, że na tym tle fabuły Van Vogta zdają się szczytem wiarygodności. Skoro zadbano o dekoracje, należało zadbać i o to, zatrudniając konsultantów naukowych - tacy fachowcy mądrzy ludzie, i parę bzdur scenarzystom z głowy by wybili, i może nawet kilka zgrabniejszych pomysłów, na zachowanie równowagi w tym rozkroku, podpowiedzieli. Tymczasem, o ile w pierwszym sezonie usiłowano wytłumaczyć ten analfabetyzm koncepcją, że oto na realistycznym tle snujemy baśniowe opowieści/przypowieści składające się na mitologię ery kosmicznej (co może nie brzmiało zbyt przekonująco - zwłaszcza dla widza nastawionego na to, ze obejrzy SF - ale jeszcze miało jakiś sens; i było prekursorskie wobec póżniejszych przebojów - klimatem wobec "Obcego", baśniowością wobec "Gwiezdnych wojen"), o tyle w drugim zupełnie zrezygnowano z jakichkolwiek ambicji, i specyficznego klimatu "jedynki", do czego zresztą walnie przyłożył się ten sam psuj, który wcześniej przyłożył rekę do psucia (i, w efekcie, zawieszenia emisji) "Star Treka"...
Tym niemniej była rzecz, która czyni ten serial niezapomnianym - naprawdę znakomita, realistyczna scenografia, nad którą długo mógłbym piać z zachwytu, i która dziś robi wrażenie niemniejsze niż wtedy, tak pięknie to wszystko (baza, "Orły") od strony technologicznej dopracowane. To ona powoduje, że wspominam ten serial tak miło po latach. I może jeszcze jedno, fakt, że - w ułomnej zreszta formie - dawał ów "Kosmos..." czasem poczuć na karku oddech Nieznanego, zwłaszcza w pierwszym sezonie (podczas gdy np. w "Star Treku" zwykle wszystko kawa na ławę). (Było to wszystko na tyle hipnotyczne, że mógł się człowiek jak pilot Pirx poczuć .)
Edit: pamiętam, że przy pierwszym oglądaniu najbardziej odstręczył mnie nadmiar snujących się bohaterów drugoplanowych, i w sumie rzadkie pojawianie się głównych, gubiłem się w tym (często łapałem się na tym, że nie wiedziałem kto jest kim, i o co w tym chodzi). Z tym, że tak naprawdę ten "nadmiar" był realistyczny - wizja ze "Star Treka", w której wszystkie istotne wydarzenia dokonują się z udziałem bohaterów głownych, a akcja (mimo tlumionej pobytem w holorzeczywistości nudy kosmicznych podróży) gna do przodu jak szalona, jest może wygodniejsza dla widza, ale stanowczo, bazuje na znacznie grubszych uproszczeniach. I tak naprawdę muszę to "Kosmosowi..." docenić. (Zabawne zresztą, że nikt w Hollywood, do dziś nie odważył się tego powtórzyć, owszem, w takiej np. "BattleStar Galactica" zestaw bohaterów nie ogranicza się do "mostkowych", ale i tak wszystkie kluczowe dla fabuły wydarzenia zachodzą z udziałem paru - choć dobranych bardziej przekrojowo - osób.)
Edit2: Wyszperałem (i obejrzałem) jeszcze TO, i coś mi się tam w oku zakręciło:
http://www.youtube.com/watch?v=5UJu0_NSt8Y
(Nie miałem dotąd pojęcia, a okazuje się, że pod 20 latach, dokładnie w roku 1999, dokręcono parominutowy finał serialu, ze scenariuszem - czy raczej monologiem - autorstwa poety Johnny'ego Byrne'a uważanego za najlepszego ze scenarzystów "Kosmosu...", i z udziałem odtwórczyni jednej z głównych, acz nie najgłówniejszych, ról.)
A otóż i wywiad z w/w Byrne'm:
http://www.johnkennethmuir.com/JohnKenn ... e1999.html
E3: poprawki... :]
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Ach, nareszcie mi się ten post przyda. Dzięki, Q.
Zapowiedzieli się znajomi z wizytą - w planie: maraton, czyli oglądanie "Kosmos 1999". Normalnie nie wiem, skąd oni to wzięli?! Jakiś czas temu serial leciał w TV, ale teraz...? Nieważne, poszpanuję cytatami z linków, bo na pewno będziemy się świetnie bawić - to serial naszego dzieciństwa w końcu. :)))
Zapowiedzieli się znajomi z wizytą - w planie: maraton, czyli oglądanie "Kosmos 1999". Normalnie nie wiem, skąd oni to wzięli?! Jakiś czas temu serial leciał w TV, ale teraz...? Nieważne, poszpanuję cytatami z linków, bo na pewno będziemy się świetnie bawić - to serial naszego dzieciństwa w końcu. :)))
So many wankers - so little time...
- BMW
- Yilanè
- Posty: 3578
- Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- BMW
- Yilanè
- Posty: 3578
- Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04
Małgorzata
Mój rekord ślęczenia przed telewizorem to cztery odcinki pod rząd.
A w Waszym przypadku, im mniej będziecie oglądać, tym więcej razy będziecie się spotykać.
I chyba o to chodzi.
W takim razie miłego odbioru życzę.
Oczywiście żartowałem z tym maratonem.No, aż tak się nie da, nie. Ale zamierzamy regularnie się pospotykać i obejrzeć cały serial.
Mój rekord ślęczenia przed telewizorem to cztery odcinki pod rząd.
A w Waszym przypadku, im mniej będziecie oglądać, tym więcej razy będziecie się spotykać.
I chyba o to chodzi.
W takim razie miłego odbioru życzę.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Nie, no wcześniej przeczytałam ten post z przyjemnością, dlatego przypomniałam sobie o nim, gdy znajomi zapowiedzieli naloty dywanowe. :)))
Fajnie będzie, gdy podzielę się dodatkowymi informacjami, jakie podsunąłeś, Q (zostaniesz wspomniany, nie zamierzam sobie przypisywać zasług, nie). Zwłaszcza o tym serialu - fascynacje twórczością fantastyczną, zainteresowanie astronomią i parę nierealnych marzeń zrodziło się z oglądania "Kosmos 1999".
Ech, na samą myśl, że już za tydzień zacznę oglądać, budzi się we mnie nostalgia za minionymi laty... :)))
Fajnie będzie, gdy podzielę się dodatkowymi informacjami, jakie podsunąłeś, Q (zostaniesz wspomniany, nie zamierzam sobie przypisywać zasług, nie). Zwłaszcza o tym serialu - fascynacje twórczością fantastyczną, zainteresowanie astronomią i parę nierealnych marzeń zrodziło się z oglądania "Kosmos 1999".
Ech, na samą myśl, że już za tydzień zacznę oglądać, budzi się we mnie nostalgia za minionymi laty... :)))
So many wankers - so little time...
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
- Q
- Nexus 6
- Posty: 3378
- Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01
Znaczy: będę obgadany ;). Zaprawdę dobry uczynek nie uchodzi bez kary :D.Małgorzata pisze:zostaniesz wspomniany, nie zamierzam sobie przypisywać zasług, nie
A wolałbym tak prościutko jaką flachę w konwentowym barze, przy jakiej okazji (uwaga: flachę, nie flachą) ;))).
(NMSP.)
Edit: a tu jest ten filmik co to już link do niego nie działa, tym razem z niemieckimi napisami:
http://www.youtube.com/watch?v=wqkfPHA9H7c
Niech Wam będzie na zdrowie ;).
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Hihihi! Oglądałam pierwsze pięć odcinków. Rany boskie! Pal licho te efekty specjalne, z których przebija plastik i tektura - byłam przygotowana na obrazki - że będą prymitywne. Wiadomo. Ale nie zdawałam sobie sprawy, jak ogromnie zmieniła się narracja przez miniony czas. W "Kosmosie 1999" przebija ten patetyczny dramatyzm - długie zbliżenia na twarze bohaterów ze stosowną muzyką, mającą obrazować skrajne emocje. Nawet mnie wydaje się to śmieszne, dziecinne, nienaturalne. A przecież na takim stylu narracyjnym wyrosłam.
To był prawdziwy wstrząs. Boże, jak bardzo się zmieniliśmy od tamtych czasów!
Ale poza tym - ogląda się wcale przyjemnie. Trąci myszką, rzecz jasna, ale swój urok ten serial nadal ma. Przynajmniej dla mnie i znajomych. Za tydzień, następne podejście. :)))
To był prawdziwy wstrząs. Boże, jak bardzo się zmieniliśmy od tamtych czasów!
Ale poza tym - ogląda się wcale przyjemnie. Trąci myszką, rzecz jasna, ale swój urok ten serial nadal ma. Przynajmniej dla mnie i znajomych. Za tydzień, następne podejście. :)))
So many wankers - so little time...
- Q
- Nexus 6
- Posty: 3378
- Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01
Margareto to przeca jest jak należy. Klasyczny, kosmiczny heroizm. Wielgie dramaty i ostateczne problematy. Ja tam to lubię (choć jest właśnie takie jak piszesz). Przynajmniej nie ma tego współczesnego puszczenia oka w stylu: "widzu, to jest rozrywka, i rozrywkowa ona jest, i my jej bohaterowie też to wiemy, więc też se olewamy".Małgorzata pisze:W "Kosmosie 1999" przebija ten patetyczny dramatyzm - długie zbliżenia na twarze bohaterów ze stosowną muzyką, mającą obrazować skrajne emocje. Nawet mnie wydaje się to śmieszne, dziecinne, nienaturalne. A przecież na takim stylu narracyjnym wyrosłam.
To był prawdziwy wstrząs. Boże, jak bardzo się zmieniliśmy od tamtych czasów!
Aliści nie zgodzę się, że ten styl umarł. Dialogów Anakin-Amidala z nowych "Starłorsów" nie pamiętasz? ;D
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
- BMW
- Yilanè
- Posty: 3578
- Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04
Małgorzata
Ale akurat takie zabiegi jestem w stanie przełknąć. Zresztą temu serialowi wiele mogę wybaczyć.
Inne filmy tego nie potrafią.
No dobra, koniec rozczulania.
Ciekawe jak wyglądałaby współczesna wersja filmu?
Ha, to jesteśmy w tym samym miejscu serialu.Oglądałam pierwsze pięć odcinków.
Ale nie zdawałam sobie sprawy, jak ogromnie zmieniła się narracja przez miniony czas.
Czyli technika z najlepszych wzorów kina radzieckiego.W "Kosmosie 1999" przebija ten patetyczny dramatyzm - długie zbliżenia na twarze bohaterów ze stosowną muzyką, mającą obrazować skrajne emocje.
Ale akurat takie zabiegi jestem w stanie przełknąć. Zresztą temu serialowi wiele mogę wybaczyć.
Dla mnie "Kosmos" jest swoistym wehikułem czasu. Ilekroć włączam serial wracają wspomnienia sprzed lat. Wolne soboty, Studio 2...Ale poza tym - ogląda się wcale przyjemnie. Trąci myszką, rzecz jasna, ale swój urok ten serial nadal ma.
Inne filmy tego nie potrafią.
No dobra, koniec rozczulania.
Ciekawe jak wyglądałaby współczesna wersja filmu?
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Puszczanie oka pewnie by mnie zdenerwowało, wszak "Kosmos 1999" był na poważnie - i zapewne w tej powadze urok serialu się częściowo kryje, ale nasza wspaniała, internetowa teraźniejszość sprawiła, że tempo narracji jednak już jest za wolne dla mnie, akcja niekiedy wydaje się ślamazarna niemal. Oj, tak - to zmiana postrzegania. Tempora mutantur et nos mutamur in illis. Podczas oglądania zdałam sobie sprawę, jak bardzo...Q pisze:Margareto to przeca jest jak należy. Klasyczny, kosmiczny heroizm. Wielgie dramaty i ostateczne problematy. Ja tam to lubię (choć jest właśnie takie jak piszesz). Przynajmniej nie ma tego współczesnego puszczenia oka w stylu: "widzu, to jest rozrywka, i rozrywkowa ona jest, i my jej bohaterowie też to wiemy, więc też se olewamy".
A w nowych "Star Wars" te dialogi Anakina i Amidali były po prostu infantylne, IMAO. Zresztą, ten styl wzniosły powoli się u nas jednak dewaluuje - bo (pomijając historyczne reminiscencje) patos wymaga spowolnienia, by wybrzmiał jak bicie dzwonów, etc. A w obecnych czasach tempo życia rośnie, nawet postoje na refleksje trwają coraz krócej. To dlatego ta sierioznaja narracja powoli umiera. Nie ma na nią już widzów. :P
BMW, tak - oglądanie serialu było jak powrót do dzieciństwa. I będzie znowu za tydzień. :)))
Poza wspomnieniami "ogólnymi", jak Studio 2 i podobne, powróciły jeszcze te z zabaw w "Kosmos 1999". Czemuś zawsze obsadzano mnie w roli dr Russel. A ja chciałam być Mayą! :P
I chciałabym zobaczyć współczesny sequel tego serialu. Np. "Kosmos 2099"... :)))
So many wankers - so little time...
- BMW
- Yilanè
- Posty: 3578
- Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04
Małgorzata
A Maya (jeszcze nie jako Maya), paradoksalnie, najbardziej przypadła mi do gustu jako szwarccharakter w "Strażniku Piri".
Za to moi faworytem wśród Alfian od zawsze był Allan Carter.
Pewnie już wtedy dostrzegano w Tobie autorytet.Czemuś zawsze obsadzano mnie w roli dr Russel.
Z racji umiejętności transformacji molekularnej?A ja chciałam być Mayą!
A Maya (jeszcze nie jako Maya), paradoksalnie, najbardziej przypadła mi do gustu jako szwarccharakter w "Strażniku Piri".
Za to moi faworytem wśród Alfian od zawsze był Allan Carter.
Tylko komu dać to w reżyserię?I chciałabym zobaczyć współczesny sequel tego serialu. Np. "Kosmos 2099"... :)))