Okładki, które gwałcą X>
Moderator: RedAktorzy
- Cień Lenia
- Zwis Redakcyjny
- Posty: 1344
- Rejestracja: sob, 28 paź 2006 20:03
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20010
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
Nie żadna zgroza, tylko kiepska imitacja Mroza ;-).Nocta pisze:Z okładek paskudnych pamiętam jeszcze taką edycję powieści Arturo Pereza-Reverte w białych okładkach z jakimiś czarnymi bazgrołami. Zgroza :/
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- Bakalarz
- Stalker
- Posty: 1859
- Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Ja tak czasem czytam ten wątek i nadal nie potrafię zrozumieć, kogo obchodzi, jaka okładka?
Zupełnie,jak z obrazkami w książkach. Jak byłam mała, to mi się podobały. A teraz przeszkadzają, bo przerywają czytanie.
Z okładkami mam jeszcze gorzej. Nigdy nie służyły mi za nic więcej, oprócz warstwy informacyjnej: autor- tytuł -> i przejdźmy dalej, czyli do treści, reszta, doprawdy, zupełnie nieważna.
Znaczy, nie ma okładki, która mogłaby mnie zgwałcić (jakkolwiek będziemy to rozumieć), ponieważ nie posiadam stosownego do gwałtu oprzyrządowania. :P:P:P
Zupełnie,jak z obrazkami w książkach. Jak byłam mała, to mi się podobały. A teraz przeszkadzają, bo przerywają czytanie.
Z okładkami mam jeszcze gorzej. Nigdy nie służyły mi za nic więcej, oprócz warstwy informacyjnej: autor- tytuł -> i przejdźmy dalej, czyli do treści, reszta, doprawdy, zupełnie nieważna.
Znaczy, nie ma okładki, która mogłaby mnie zgwałcić (jakkolwiek będziemy to rozumieć), ponieważ nie posiadam stosownego do gwałtu oprzyrządowania. :P:P:P
So many wankers - so little time...
- MalaMi
- Fargi
- Posty: 455
- Rejestracja: wt, 12 lip 2005 17:41
mam tak samo;)Małgorzata pisze:Znaczy, nie ma okładki, która mogłaby mnie zgwałcić (jakkolwiek będziemy to rozumieć), ponieważ nie posiadam stosownego do gwałtu oprzyrządowania. :P:P:P
nie podobają mi się wprawdzie okładki Pratchetta - uwazam, że zwyczajnie paskudne sa - ale zeby od razy pozwalać sie gwałcić???
Niedoczekanie!!!;))
§ 13
"Przy interweniowaniu wobec żołnierzy członek ORMO obowiązany jest zachować takt, umiar oraz szacunek należny mundurowi wojskowemu"
"Przy interweniowaniu wobec żołnierzy członek ORMO obowiązany jest zachować takt, umiar oraz szacunek należny mundurowi wojskowemu"
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
O to, to. I ponadto jako ochrona ksiazki jako takiej. A to, co na nich (okladkach) jest, to jest mi gleboko obojetne. Moze byc gola baba z mieczem, moga byc abstrakcyjne bohomazy - ja tego po prostu nie dostrzegam.Małgorzata pisze:Z okladkami mam jeszcze gorzej. Nigdy nie sluzyly mi za nic wiecej, oprócz warstwy informacyjnej: autor- tytul
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
- Karola
- Mormor
- Posty: 2032
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 23:07
Bo my jesteśmy, jak mi się wydaje, to starsze pokolenie, co to wyglądało książek jak kania dżdżu i było przyzwyczajone do siermiężnych okładek. Co do księgarni dotarło - sprzedawało się na pniu. Dziś czytelniki wybrzydzają, bo książek w nadmiarze. Więc okładka ma w zamyśle cieszyć oko i robić propagandę.
(sorry za niezborność, zmęczona jestem)
(sorry za niezborność, zmęczona jestem)
Indiana Jones miał brata. Nieudacznika rodem z Hiszpanii. Imię brata nieudacznika brzmiało Misco. Misco Jones.
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Przyszła mi do głowy myśl. Nieproszona. Zaskoczyła mnie, to ją zapiszę.
Okładka książki, zasadniczo ma pełnić funkcję obrazka w przekazie reklamowym. Tytuł i nazwisko autora, to slogan i brand. Mawia się, że jeden obraz wystarczy za tysiąc słów - i w reklamie jest to twierdzenie jak najbardziej prawdziwe (co więcej, udowodnione). Ergo: podobnie winna działać okładka => przyciągnąć wzrok potencjalnego nabywcy, zaintrygować, wzbudzić chęć zakupu. W połączeniu ze znanym brandem (znany autor) i dobrym sloganem (fajnym tytułem) - winien nastąpić zakup, co uszczęśliwi wydawcę, autora i usatysfakcjonuje czytelnika-nabywcę.
Idąc za tokiem tego rozumowania (okładka = reklama książki) był (może nadal jest, nie sprawdzałam, bo w ogóle nie przyglądam się okładkom pod kątem innym niż informacyjny) trend, by okładki tworzyć z gołymi babami => efekt jeszcze jednej kreatywnej maksymy: kiedy nie masz pomysłu, co dać na obrazek - daj gołą babę. W hierarchii przyciągających bodźców reklamowych "goła baba" (o zgrozo?!) zajmuje pierwsze miejsce. I to bynajmniej nie dlatego, że badano grupę nabywczą jednej płci (niestety, Drogie Panie).
Istnieje również inna opcja kreatywna. Wyróżnij się. I tak mi przyszło do głowy, że może te okładki, co gwałcą (rzecz jasna, tylko tę część targetu, który do gwałcenia się nadaje, założę się, że jest to wiekowo grupa młodsza => tu nasuwa się oczywisty wniosek, który pozwolę sobie ominąć, bo jest oczywisty), są właśnie realizacją postulatu, by zwrócić na książkę uwagę. W zalewie gołych bab lub grzecznych i ładnych obrazków nic się tak nie wyróżnia, jak opcja przeciwna. Może to jest sposób, by choć część czytelników raczyła sięgnąć po książkę i zajrzeć między owe gwałcące okładki?
Inna sprawa, że tego rodzaju strategia dotarcia należy do wyborów desperackich. Ale może wcale nie jest to przypadek?
Będę śledzić wątek. Zaczyna mnie to interesować... :))))
Okładka książki, zasadniczo ma pełnić funkcję obrazka w przekazie reklamowym. Tytuł i nazwisko autora, to slogan i brand. Mawia się, że jeden obraz wystarczy za tysiąc słów - i w reklamie jest to twierdzenie jak najbardziej prawdziwe (co więcej, udowodnione). Ergo: podobnie winna działać okładka => przyciągnąć wzrok potencjalnego nabywcy, zaintrygować, wzbudzić chęć zakupu. W połączeniu ze znanym brandem (znany autor) i dobrym sloganem (fajnym tytułem) - winien nastąpić zakup, co uszczęśliwi wydawcę, autora i usatysfakcjonuje czytelnika-nabywcę.
Idąc za tokiem tego rozumowania (okładka = reklama książki) był (może nadal jest, nie sprawdzałam, bo w ogóle nie przyglądam się okładkom pod kątem innym niż informacyjny) trend, by okładki tworzyć z gołymi babami => efekt jeszcze jednej kreatywnej maksymy: kiedy nie masz pomysłu, co dać na obrazek - daj gołą babę. W hierarchii przyciągających bodźców reklamowych "goła baba" (o zgrozo?!) zajmuje pierwsze miejsce. I to bynajmniej nie dlatego, że badano grupę nabywczą jednej płci (niestety, Drogie Panie).
Istnieje również inna opcja kreatywna. Wyróżnij się. I tak mi przyszło do głowy, że może te okładki, co gwałcą (rzecz jasna, tylko tę część targetu, który do gwałcenia się nadaje, założę się, że jest to wiekowo grupa młodsza => tu nasuwa się oczywisty wniosek, który pozwolę sobie ominąć, bo jest oczywisty), są właśnie realizacją postulatu, by zwrócić na książkę uwagę. W zalewie gołych bab lub grzecznych i ładnych obrazków nic się tak nie wyróżnia, jak opcja przeciwna. Może to jest sposób, by choć część czytelników raczyła sięgnąć po książkę i zajrzeć między owe gwałcące okładki?
Inna sprawa, że tego rodzaju strategia dotarcia należy do wyborów desperackich. Ale może wcale nie jest to przypadek?
Będę śledzić wątek. Zaczyna mnie to interesować... :))))
So many wankers - so little time...
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
Tylko, że takie okładki zwykle sugerują jakieś niskobudżetowe wydawnictwo i jeśli autor nie jest znany, nie zachęcą do zakupu. Nasuwa się myśl - "gdyby to był jakiś dobry, poczytny autor to okładkę zrobiliby profesjonalnie."Małgorzata pisze:Istnieje również inna opcja kreatywna. Wyróżnij się. I tak mi przyszło do głowy, że może te okładki, co gwałcą (rzecz jasna, tylko tę część targetu, który do gwałcenia się nadaje, założę się, że jest to wiekowo grupa młodsza => tu nasuwa się oczywisty wniosek, który pozwolę sobie ominąć, bo jest oczywisty), są właśnie realizacją postulatu, by zwrócić na książkę uwagę.
Wyobrażasz sobie taką stwierdzenie: "Ale to paskudne - nie mogę się powstrzymać, muszę to kupić."
Okładka to też pewnego rodzaju ilustracja, obrazująca treść. To kolejna myśl - "Skoro akcja/klimat jest taki jak na obrazku, to książka jest kiepska"
Choć wśród osób z środowiska czy reklamowych "niewrażliwców" to może zadziałać, jako kryptoreklama (tak to się nazywa?) Wystarczy spojrzeć ile tytułów zostało "zareklamowanych" w tym wątku :-D
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Wbrew pozorom, w Polsce wcale nieźle ma się przysłowie: nie oceniaj książki po okładce.
To oznacza, że marna okładka może sprawić, że ktoś zerknie do środka => bo zwróci uwagę. Może nie za pierwszym razem. Może dopiero za drugim. Albo trzecim. Ale zerknie. A wtedy.. cóż, wtedy wszystko może się zdarzyć. Dramat jest wtedy i tylko wtedy, gdy nikt między okładki nie zagląda.
To oznacza, że marna okładka może sprawić, że ktoś zerknie do środka => bo zwróci uwagę. Może nie za pierwszym razem. Może dopiero za drugim. Albo trzecim. Ale zerknie. A wtedy.. cóż, wtedy wszystko może się zdarzyć. Dramat jest wtedy i tylko wtedy, gdy nikt między okładki nie zagląda.
So many wankers - so little time...