New Weird - nurt czy fantastyka pozanurtowa?

czyli odpowiednie miejsce dla bibliotekarzy, bibliofilów, moli książkowych i wszystkich tych nieżyciowych czytaczy

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

New Weird - nurt czy fantastyka pozanurtowa?

Post autor: Dabliu »

Parę osób zwróciło uwagę na pewne podobieństwa między moim Vakkerby a Nowym Crobuzon, autora "Dworca Perdido". Ja oczywiście od razu zaprzeczyłem, bo moje inspiracje wypływały akurat z masy innych źródeł. A później zwróciłem uwagę na rzecz cokolwiek zastanawiającą.
No właśnie, czy gatunek New Weird jest nowym nurtem fantastyki, czy po prostu obszernym workiem, do którego wrzucane są wszelkie nowe trendy fantastyki, które nie pasują do uporządkowanych szufladek? Symptomatycznym wydaje się to, że autorzy uznawani częstokroć za twórców New Weird, sami wcale nie starali się pisać książek (bo jest to raczej powieściowy nurt) w takim czy innym podgatunku. Sami raczej nie przyznaliby się do tworzenia w ramach New Weird, bo i sam "nurt" charakteryzuje się raczej brakiem owych ram. Określenie wymyślone przez Chinę Miéville'a na potrzeby własnego cyklu crobuzońskiego utrwaliło się już w świadomości czytelników na zachodzie, lecz sami autorzy wydają się nie zdawać sobie nawet sprawy z tego, że takim mianem określa się ich twórczość. Jest jednak charakterystyczne, że w swoich inspiracjach, poza fantastyką, sięgają również po klasykę literatury pięknej. China Miéville inspirował się Kafką i Shulzem, Ian R. MacLeod twórczością Dickensa, a Hal Duncan pisarstwem Joyce'a.
Co więc wyróżnia ten nowy nurt i czy aby na pewno jest to jakiś podgatunek, czy może rodzaj jakiejś nowej, nieokreślonej fali we współczesnej fantastyce?
Oto jaką definicję znalazłem na sieci:

Za MAGiem:
New Weird, to nowy gatunek literacki przeżywający obecnie gwałtowny rozwój. U jego podstaw leży idea, która nakazuje by literatura wykraczała poza schematy gatunku, w którym jest pisana. Autorzy przełamują bariery odgraniczających poszczególne gatunki literackie, mieszają konwencje, metody i narzędzia literackie. Korzenie "New Weird" wywodzą się od legendarnej ikony horroru Howarda Phillipa Lovecrafte’a, którego twórczość wywarła wpływ m.in. na takich twórców jak bracia Wachowscy, Dan Akroyd, Clive Barker, Stephen King, Ann Rice i innych.


oraz:
Książki WP pisze:Nowe Udziwnienie, czyli bunt wnuków Tolkiena

W powszechnej opinii fantastyka dzieli się na trzy główne nurty. Pierwszy, według samych twórców najważniejszy i najszlachetniejszy, to science fiction, czyli tam gdzie jest kosmos, roboty, wymyśle technologie i zgadywanie, co się stanie w przyszłości. Druga to fantasy, rzekomo poznać ją można po udających średniowiecze krainach, magii, smokach, elfach i księżniczkach oraz problemach epicko-egzystencjalnych. Trzeci, najbardziej pogardzany, to horror, czyli ten od złych demonów, pożeraczy ciał, duchów, domów straszących mieszkańców i ogólnego generowania gęsiej skórki u odbiorcy. Wszystkie je łączy wspólna cecha, że nie mówią o „tu i teraz”, ale o „gdzieś tam i nie wiadomo kiedy”.

I trwało to latami, każdy dostawał to, co chciał – od Asimova i Lema roboty i kosmos, od Tolkiena, Andre Norton i Roberta Jordana las, elfy i magię, a od Mastertona krew i złe duchy. I dobrze przecież było, dopóki na scenie nie pojawiło się paru młodych, głodnych i złych pisarzy, którzy powiedzieli „basta!”. Tak pojawiło się coś, co od kilku lat zaczyna się określać mianem nurtem „New Weird”

KSIĄŻKOWY ŚWIAT NEW WEIRD

Z samą nazwą jest jak z jajkiem i kurą, nie do końca wiadomo, co było pierwsze. Wydaje się jednak, że najpierw zaczęły się pojawiać powieści, wykazujące pewną wspólną cechę, potem nadano temu porządkujące sytuację miano, a teraz pisarze zasiadają do swoich biurek i mruczą pod nosem: „dobra, dziś zabiorę się jakąś powieść New Weird”. Sytuację utrudnia fakt, że nikt nigdy nie ogłosił jakiegoś specjalnego manifestu, nie zarzucał analizami gatunku pism krytycznych i nie tworzył frontu walki pisarskiej o czystość NW. Bodaj po raz pierwszy określenia „New Weird” użył młody brytyjski twórca China Mieville, i to raczej myśląc o swojej twórczości (całkiem słusznie, bo świat jego powieści Bas-Lag jest zdrowo odjechany), niźli kolegów i koleżanek po piórze.

NAJSŁYNNIEJSI TWÓRCY NEW WEIRD

Co to w ogóle jest to „New Weird”? Ano wygląda na to, że kolejny postmodernistyczny mieszaniec pukający do bram fantastyki. Jeżeli mamy do czynienia w jednej książce z elementami horroru, fantasy oraz SF, możemy być pewni, że jest to właśnie „New Weird”. Bohaterami są zwykle doskonale przystosowani przeciętniacy, których dziejące się wydarzenia wybijają z codziennej rutyny i zmuszają do zgłębienia się w otaczający i dziwny świat, a w tych ambitniejszych powieściach, w siebie. Jako ojca-założyciela gatunku wskazuje się na amerykańskiego abnegata Howarda Phillpsa Lovecrafta, uważanego przede wszystkim za mistrza grozy, jednak jego manipulacje fabularną rzeczywistością staną się bardzo inspirujące dla kolejnego pokolenia twórców, takich jak Clive Barker czy Anna Rice. Ten pierwszy zresztą, zaczynając jako twórca krwawych horrorów, przemieszcza się pisarsko w kierunku pisarstwa udziwnień, wystarczy choćby wziąć do ręki Imajikę lub Kobierzec. Twórcy nie obruszają się również, gdy o początkach New Weird mówi się w kontekście takich nazwisk jak Italo Calvino, Mervyn Peake, Jorge Luis Borges czy Andre Breton i surrealizm w ogóle. A gdy sięgnąć po bardzo starą klasykę, pojawiają się takie nazwiska jak Jonathan Swift i Francois Rabelais.

Jednak główne uderzenie New Weird nastąpiło na przełomie tysiącleci, i to, co ciekawe, niezależnie w kilku krajach. Awangardę stanowili trzydziesto-, czterdziestoletni Brytyjczycy: wspomniany już China Mieville, znany u nas z dwóch powieści Dworzec Perdido i Blizna, Steph Swainston i jej debiutancki Rok naszej wojny, IanMacLeod i Wieki światła czy nietłumaczeni jeszcze na polski M. John Harrison i Steve Cockayne. W USA nieznany w Polsce Jeffrey VanderMeer, a także stary wyjadacz literatury z dreszczykiem Stephen King, którego cykl Mroczna wieża krytycy spokojnie włączają do kanonu NW. Włosi mają swojego Valerio Evangelisti, Niemcy Wolfganga Hohlbeina, Rosjanie Siergieja Łukjanienkę, Kanadyjczycy Seana Stewarta, my zaś śmiało możemy wrzucić do tego worka duet Jacek Dukaj i Marek Huberath, niezależnie od tego, jak bardzo im się to nie spodoba.

New Weird przenika także na ekran. Tutaj prekursorem gatunku wydaje się być David Lynch. W dość powszechnej opinii kultowy serial „Z Archiwum X” stanowi esencję mieszania konwencji fantastycznych dla NW charakterystyczną, z dużą dozą hiperrealizmu i wizji graniczących (przynajmniej) z narkotycznymi. Jego ogromny sukces spowodował oczywiście inwazję podobnych, lub utrzymujących konwencję dzieł, z których przygniatającej większości nie zobaczymy na ekranach naszej tanieczgwiazdami telewizji: „Farscape”, „Carnivale”, „Invasion” czy westernowy „Firefly”.

Krytycy i wszyscy niechętni New Weird zarzucają nurtowi nadmierne efekciarstwo, mające na celu ukrycie miałkość treści, swoistą ucieczkę do przodu przed fabułą. Wskazuje się też, że tego typu pisarstwo jest bez przyszłości – rozwój sztuki wizualnej i grafiki komputerowej skutecznie zabije odwoływanie się do surrealnego rodzaju wyobraźni. Faktem jest, że New Weird nie doczekało się swojego opus magnum – czy tak się stanie, kto wie, wszak subgatunek dopiero raczkuje.
Jak więc widać nie istnieje jakiś szczególny wyznacznik gatunkowy New Weird, czy istnieje więc sens w ogóle stosować takie określenie? Czy nie jest tak, że to sztuczny nurt, a przeróżni autorzy wrzucani są doń jak leci, jeśli tylko ich twórczości nie da się jasno zaszufladkować w ramach klasycznych podziałów fantastyki?
Z drugiej strony, może ten (nie)nurt ma szansę poważnie rozruszać nieco kostniejącą fantastykę, choćby poprzez sięganie do tradycji głównego nurtu, powieści psychologicznej, narzędzi nadrealizmu etc. Przyznać należy, że jest to nieco inny sposób poruszania się pograniczem fantastyki.

Jeśli chodzi o dostępne w kraju polskie wydania książek zaliczanych do New Weird, to poza wspomnianym "Dworcem Perdido" i "Blizną" Chiny Miéville'a (wyd. Zysk), oraz kilkoma powieściami Clive'a Barkera i "Mroczną wieżą" Stevena Kinga, wydawcy zdają się powoli zauważać świeżość tej nowej fali.
I tak oto wydawnictwo MAG uruchomiło serię Wrota Wyobraźni, w ramach której jak na razie wydano:
"Wieki światła" - Ian R. MacLeod
"Welin" - Hal Duncan
"Atrament" - Hal Duncan
w przygotowaniu:
"Dom burz" - Ian R. MacLeod
"Viriconium" - M. John Harrison
Z kolei wydawnictwo Solaris rozpoczęło nową serię Rubieże, w ramach której ukazała się już pierwsza powieść:
"Fizjonomika" - Jeffrey Ford
w przygotowaniu:
"Po drugiej stronie" - Jeffrey Ford
"Memorandum" - Jeffrey Ford
"Miasto świętych i szaleńców" - Jeff VanderMeer

I na koniec - co o tym myślicie? New Weird jest nurtem czy raczej zaprzeczeniem nurtu? Ma jakieś cechy sobie właściwe, czy to wszystko pic na wodę? Jeśli to moda, to czy przeminie z wiatrem, czy może utrwali się w fantastyce, zmieniając nieco jej oblicze? Czy "Inne pieśni" to New Weird? A może New Weird w ogóle nie istnieje?

Zapraszam do dyskusji :)

Edit: lit.

Awatar użytkownika
Lafcadio
Nexus 6
Posty: 3193
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57

Post autor: Lafcadio »

Osobiście postrzegam "New Weird" (nazwę) jako świetny chwyt marketingowy by rozpromować dzieła jakoś się wybijające. Tworzy się niby taki nurt polegający na pewnej oryginalności i wpycha tam trochę dzieł. Proste i skuteczne.
Coś podobnego próbował w Polsce osiągnąć Piotr Zwierzchowski, który z urodą hipokryty wmawiał, że on bardzo skromnie chciał zareklamować swoje dzieło, a nie robił tego skromnie z całą pewnością, ale tak czy inaczej "brawa dla tych, którzy jeszcze czytają ten wywiad" ;] Pozer, i to w dodatku nieudany. Ale wypromował, nie ma co. Ale dosyć tej dygresji.
Ogólnie to w chwili kiedy New Weird stał się gatunkiem i ludzie zaczęli mówić "chciałbym napisać coś w New Weird" (już zaczynają, w Polsce gdzieś spotkałem się z takim zdaniem u jakiegoś autora, normalnie jak w przytoczonym artykule z wp) to stracił swoją świeżość i wyjątkowość. Zasad może nikt nie spiszę, ale za to pojawią się podobne motywy. Kiedyś Dukaj w Czasie Fantastyki zresztą o tym pisał odnośnie jakiejś książki (zabijcie mnie, ale nie pamiętam; albo może lepiej nie zabijajcie ;]), która nie miała w sobie nic oryginalnego po swoich poprzednikach, ale odnoszono się do niej jako do New Weird. Czyżby więc pierwsze dzieła stały się kamieniem milowym w gatunku, który to gatunek przez jakiś czas będzie jeszcze oryginalny?
A oryginalne dzieła są przecież niezależne od gatunku. W ogóle nie rozumiem tendencji, która dla każdego oryginalnego dzieła tworzy już nowy gatunek. A dzieła mieszające gatunki powstają wszędzie i nie od dzisiaj. Dlatego też ograniczam "New Weird" to nazwy o znaczeniu marketingowym. Co nie zmienia faktu, że oryginalna powieść zawsze jest dobra.

PS. Odnośnie artykułu z WP: był manifest. Napisał go China Mieville :)
Może źle przeczytałem inny fragment, ale: z New Weird nie mają nic wspólnego "Carnivale" (czy komuś się nasuwa jakaś sugestia dlaczego to ma być NW? uwielbiam ten serial, ale nazwa New Weird nie stanowi dla mnie jakiejś szczególnej nobilitacji, a ta wydaje mi się na siłę) czy westernowy "Firefly" (bo jeśli tak, to space opery Resnicka to czysty New Weird, przecie to westerny w kosmosie, zupełnie tak samo).

PS2. Z New Weird jak dotąd poznałem "Dworzec Perdido", dwie gry z serii Oddworld (New Weird jak jasna cholera, bardzo oryginalne, w grach zresztą łatwiej o takie... mieszanki gatunków), ale otwieram się na nowości. Czeka "Blizna", z czasem poznam inne ;]

PS3. W oryginalność New Weird przestałem wierzyć po tym jak zauważyłem, że "Dworzec Perdido" to po prostu zbitka różnych rzeczy. Jedyną zaletą, dużą, jest pociągnięcie tej psychodeli konsekwentnie.
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.

Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Lafcadio pisze:Odnośnie artykułu z WP: był manifest. Napisał go China Mieville :)
Słyszałem jednak, że nie tyle krystalizował on założenia New Weird (jak autor określał po prostu własne fantasy), ile starał się zmienić fantasy, wprowadzić je na nową ścieżkę.
Udało mi się znaleźć fragmencik tego manifestu na Stronicach Dukaja, w recenzji "Dworca...":
China Miéville pisze:"Skoro cała frajda polega na braku ograniczeń wyobraźni w fantasy, czemu nie wprowadzić zupełnie innych tematów? Czemu nie użyć fantasy do obnażenia społecznego i estetycznego zakłamania?” „Problem z tradycyjną fantasy polega na tym, iż rozpieszcza ona czytelników przez trzymanie się pewnych schematów. Tolkien mówił wręcz o „literaturze pocieszenia”, czego już naprawdę nienawidzę. Używać fantasy do pocieszania znaczy zdradzać ją; tego rodzaju fantasy nie jest po prostu dosyć fantastyczna”. „Wchodzimy teraz w nowy okres, renesans radykalizmu twórczego w fantasy, rzecz nie widziana od czasu Nowej Fali z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, stąd można ją ochrzcić Następną Falą. To jest literatura bezkompromisowa. Na taką literaturę zasługujemy".
Jacek Dukaj zacytował tam również postać z kart "Dworca..." sugerując, że autor wygłosił w ten sposób swoje literackie credo:
„Oto, na czym opiera się świat, panno Lin, co go napędza: zespolenie tego, co obce. Punkt, gdzie jedna rzecz staje się drugą. Dzięki temu ty, miasto, świat są, czym są. Oto, co mnie interesuje: obszar, gdzie przeciwieństwa stają się jednością. Miejsce hybrydyzacji”.
W innym artykule, "Zatrzymać Tolkiena, poruszyć fantasy", w którym Jacek Dukaj recenzuje „Rok naszej wojny” Steph Swainston i „Wody głębokie jak niebo” Anny Brzezińskiej, pisze przy okazji o New Weird w ten sposób:
Jacek Dukaj pisze:Są obecnie w fantasy trzy główne nurty. Konserwatywny, który niezagrożenie dominuje; on dostarcza czytelnikom kopie dobrze znanych światów i fabuł, głównie wariantów Tolkienowego średniowiecza i questów przeciwko uosobionemu Złu. Nurt historyczny, wyłoniony w ciągu ostatnich kilkunastu lat, w którym stawia się na realizm w kreacji świata i psychologię postaci, minimalizuje magię i łamie fabularne schematy. Oraz New Weird, prąd najświeższy i najbardziej oryginalny, gdzie autorzy budują światy oparte o dowolne założenia, nie związane ani tradycją gatunku, ani realizmem, i/lub pozwalają na postęp w tych światach, pozwalają ich mieszkańcom dociekać natury rzeczywistości i wykorzystywać ją; podczas gdy dotychczas światy fantasy pozostawały statyczne. Sztandarowe nazwiska New Weird to China Mieville (autor jego antytolkienowego manifestu), Jeff VanderMeer, Ian R. MacLeod, Jeffrey Ford, K. J. Bishop, Charles Stross, Steph Swainston, także Walter Jon Williams ze swoim „Metropolitą”; a wśród pionierów wymienia się Rogera Zelazny'ego, M. Johna Harrisona, Mervyna Peake'a i Stefana Grabińskiego. Jak młody jest to nurt, najlepiej pokazuje, że Swainston zajęła w nim poczesne miejsce już po swym debiutanckim „Roku naszej wojny”.

New Weird osiąga oryginalność albo przez egzotyczne złożenie elementów z wielu różnych konwencji, albo przez samodzielną konstrukcję od podstaw.(...)

Awatar użytkownika
Lafcadio
Nexus 6
Posty: 3193
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57

Post autor: Lafcadio »

Ciągle tylko Dukaj i Dukaj... Wiesz, ja te artykuły czytałem, ale akurat mówiłem o innym, z Czasu Fantastyki zresztą.
Próbowałem znaleźć ten manifest, ale coś nie znajduje. Może później się znajdzie.
Dabliu pisze:Słyszałem jednak, że nie tyle krystalizował on założenia New Weird (jak autor określał po prostu własne fantasy), ile starał się zmienić fantasy, wprowadzić je na nową ścieżkę.
A kto dzisiaj krystalizuje zasady? Zresztą to nigdy nie ma sensu. Zawsze się wprowadza na nową ścieżkę. Wątpię czy stara ścieżka była zrobiona na zasadach tego co chciał skrystalizować Tolkien (chociaż nie mam tekstu pod ręką), na moje oko to było po prostu ślepe naśladownictwo, a w drugiej kolejności mała lotność umysłu kolejnych kontynuatorów.

EDIT: artykuł na manifest, bo po czasie zobaczyłem, że napisałem co innego ;]
Ostatnio zmieniony sob, 10 lis 2007 23:09 przez Lafcadio, łącznie zmieniany 1 raz.
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.

Awatar użytkownika
bio
Mamun
Posty: 133
Rejestracja: wt, 20 mar 2007 11:09

Post autor: bio »

Z Lafcadiem najwyraźniej mamy podobne spojrzenie na temat. Nie będę się jednak powtarzał z tym, co napisałem na forum NF. A swoją drogą Steph Swainston nie jest dla mnie rekomendacją, ale chyba tylko ja odniosłem wrażenie ,że ten jej głośny debiut to okropne powieścidło.

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

Lafcadio pisze:Coś podobnego próbował w Polsce osiągnąć Piotr Zwierzchowski, który z urodą hipokryty wmawiał, że on bardzo skromnie chciał zareklamować swoje dzieło, a nie robił tego skromnie z całą pewnością, ale tak czy inaczej "brawa dla tych, którzy jeszcze czytają ten wywiad" ;] Pozer, i to w dodatku nieudany. Ale wypromował, nie ma co.
O_o Chyba jednak średnio z tą promocją, bo ja nie wiem, co wypromował, kiedy i w ogóle nie znam faceta. A raczej w tym siedzę.

New Weird IMO jednak ma jakieś cechy wspólne. Zasadniczo jest uznawany za nowość w fantasy, i w tym sensie wydaje mi się, że nie Mieville, lecz Swanwick był szybszy. "Córka Żelaznego Smoka" to IMO New Weird przed New Weird. Podobnie "Imperium Lorda Weltszmerca".
Ogólnie - połączenie magii i techniki, rewolucja magicznego przemysłu, mocno wiktoriańsko, trochę onirycznie, nie do końca wytłumaczalnie. Takie by były moje robocze wyznaczniki NW.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Lafcadio
Nexus 6
Posty: 3193
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57

Post autor: Lafcadio »

nosiwoda pisze:
Lafcadio pisze:Coś podobnego próbował w Polsce osiągnąć Piotr Zwierzchowski, który z urodą hipokryty wmawiał, że on bardzo skromnie chciał zareklamować swoje dzieło, a nie robił tego skromnie z całą pewnością, ale tak czy inaczej "brawa dla tych, którzy jeszcze czytają ten wywiad" ;] Pozer, i to w dodatku nieudany. Ale wypromował, nie ma co.
O_o Chyba jednak średnio z tą promocją, bo ja nie wiem, co wypromował, kiedy i w ogóle nie znam faceta. A raczej w tym siedzę.
Strona jego szumnie swego czasu reklamowanej książki, dotarło i do mnie, nakład sprzedał się niesamowicie. Swój komiks wydał już we własnym wydawncitwie Labirynt Boox, gdzie chyba zresztą wznowił samą powieść. Były nawet wywiady, m.in. w Fahrenheicie i w KaZecie. Jak zniesiesz ten pompatyczny ton to przeczytaj ;] Może przesadzam z tym rozreklamowaniem i głośnością, ale wydawało mi się, że głośno też było o Lubiewie (bo było...), a okazuje się, że są tacy co czytają, a nie słyszeli o Witkowskim i jego książce.
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

Ojej. Tyle mnie ominęło. O ja biedny.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Pozwolę sobie dorzucić ciekawy głos jednego z czołowych wydawców literatury fantastycznej w Polsce, dzięki któremu mieliśmy możność poznać m.in. dzieła MacLeoda i Duncana, zaliczane do nurtu New Weird.
Andrzej Miszkurka pisze:Szufladki ułatwiają czytelnikom, sprzedawcom, wydawcom i krytykom porozumiewanie się. Wystarczy napisać na książce "powieść fantasy" i wszyscy wiedzą o co chodzi. Miłośnik tej literatury dostaje sygnał, że warto się daną pozycją zainteresować, sprzedawca wie gdzie ją wyłożyć... itd.

W przypadku New Weird, która jest tak naprawdę bardziej literacką i wyrafinowaną fantasy, ale ciągle fantasy, nowa nalepka jest potrzebna, aby wysłać sygnał do nowego typu odbiorców.

Problem polega na tym, że bez nalepki New Weird, te książki trafiłyby gdzieś między Piersa Anthony'ego, Dawida Eddingsa czy J.R.R. Tolkiena, czyli tam gdzie zwykle buszują czytelnicy, którzy szukają zupełnie innej literatury. Dzięki zmianie „opakowania” książki trafiają w inne miejsce i jest super.

Dzięki nalepce New Weird wydawcy docierają do krytyków i czytelników, którzy zwykle dostają spazmów, słysząc słowo fantasy itd. Niestety, fantasy kojarzy się dzisiaj wyłącznie z prozą w stylu Eddingsa, Brooksa, Feista, Martina czy Eriksona. A winę za to ponosi Tolkien, a właściwie ogromny sukces komercyjny Władcy Pierścieni, który ukształtował w świadomości czytelników, taki a nie inny wizerunek tego gatunku. Bo mało kto już dziś pamięta, jak wyglądała fantasy przed Tolkienem… Podobnie stało się z cyberpunkiem. Neuromancer Gibsona, który odniósł ogromny sukces komercyjny i stał się dziełem sztandarowym "cybera", narzucił nam wszystkim wizerunek tej odmiany fantastyki. A przecież na początku to nie obecność wirtualnej rzeczywistości, wszczepów itp. definiowała cyberpunk.

Tak więc w skrócie nalepka New Weird pozwala zakamuflować powieść fantasy i dotrzeć z nią na zupełnie nowe terytoria.

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

To ja sobie pozwolę jeszcze zarzucić linką, bo osobnego tematu o Mieville'u nie znalazłem.
Linka!
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Jarosław B. vel Ateisa
Mamun
Posty: 132
Rejestracja: pn, 23 kwie 2007 01:15

Post autor: Jarosław B. vel Ateisa »

Jeśli coś jest połączeniem dwóch, czy trzech gatunków, nad którymi ktoś się kiedyś napocił żeby je wymyślić nie można nazwać ich nowym nurtem. To dopiero hipokryzja. Jeśli stworzy się coś naprawdę odróżniającego się od reszty, gdy zmieni się diametralnie świat, czy zacznie pisać w czwartej osobie ( żart :D ) wtedy zgodzę się, że jest to nowy nurt.
Jutro wstanę napiszę opowiadanie o wojnie entów z cyborgami w świecie przypominającym dziki zachód XVIII w. i od razu zrobie z tego wielkie halo i nazwę ten nurt Dzikim Psychafantazionem. No proszę was.
Z postu pierwszego spodobało mi się tylko jedno zdanie.
Wskazuje się też, że tego typu pisarstwo jest bez przyszłości – rozwój sztuki wizualnej i grafiki komputerowej skutecznie zabije odwoływanie się do surrealnego rodzaju wyobraźni.
A ja wam mówię, że to może nastąpić bardzo szybko i odwoła się do każdego rodzaju literatury, jak szybko nie urodzi się nam drugi Słowacki.
Zadymione wspomnienia tego, co widziałem. Paląca się rzeczywistość, która mnie otacza. Więc czemu ciągle trzymam zapalniczkę w ręku?

Awatar użytkownika
Dabliu
ZakuŻony Terminator
Posty: 3011
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Dabliu »

Jarosław B. vel Ateisa pisze:Jeśli coś jest połączeniem dwóch, czy trzech gatunków, nad którymi ktoś się kiedyś napocił żeby je wymyślić nie można nazwać ich nowym nurtem. To dopiero hipokryzja.
Nie twierdzę, że New Weird jest nowym nurtem w sensie użytych konwencji. Ale New Weird jest/było czymś więcej, niż tylko prostym melanżem. Jeśli uznamy to za nurt, to tylko w znaczeniu pewnego spontanicznego ruchu literackiego. Można to nazwać po prostu falą, a nie nurtem. Po prostu pisarze na całym świecie, całkiem niezależnie od siebie, zaczęli bez żadnego skrępowania mieszać i łączyć różne konwencje, tworzyć nowe, a także wzbogacać fantastykę inspiracjami płynącymi z klasyki głównego nurtu. Ich fantasy (bo głównie z tego podgatunku wypływały ich dzieła) nierzadko zyskiwało także pewne, stosunkowo rzadko w fantastyce spotykane, językowe i fabularne wysublimowanie. Ich twórczość została określona mianem New Weird niejako z zewnątrz, nie można ich więc nazywać hipokrytami, bo oni sami nigdy nie twierdzili, że tworzą nowy nurt.

W ramach dyskusji pozwolę sobie zacytować słowa Chiny Mieville'a, uznawanego za ojca New Weird w takim stopniu, w jakim za ojca Cyberpunku uważa się Williama Gibsona.
Jest to fragment wywiadu opublikowanego w Nowej Fantastyce 1/2008, przeprowadzonego przez Konrada Walewskiego:
Konrad Walewski: Pisarze zwykle unikają etykietek, ale twoje pisarstwo często jest określane jako New Weird. Czy w jakimś stopniu czujesz się odpowiedzialny za sam termin i cały ruch, do którego włączanych jest coraz więcej pisarzy?

China Mieville: Nie czuję się odpowiedzialny za termin, ponieważ, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie ja go ukułem. Zaproponował go M. John Harrison. Moim zdaniem to znakomite określenie - ogromnie je lubię. W pewnym momencie zrobił się wokół niego ogromny szum, toteż napisałem kilka artykułów, w których go wykorzystałem, ponieważ wydał mi się użyteczny. Według określenia kilkakrotnie użytego przez Johna Clute'a, było to coś heurystycznego, ale, rzecz jasna, była w tym i polemika, i prowokacja, i gra, i puszczanie oka, i wiele innych rzeczy, ponieważ tym właśnie są ruchy literackie. Zmartwiła mnie chłodna reakcja wielu osób, które uznały to za próbę kategoryzowania według linii podziału geograficznego - jakby ktoś był geologiem, wskazywał różne typy skał i mówił: To jest taka skała magmowa, a to jest osadowa. Tego typu aktywna interwencja literacka nie jest rodzajem taksonomii, stanowi coś zupełnie innego, dlatego też mówienie: Tak nie można, bo to czy tamto, jest bezsensowne. Można wysunąć pod adresem New Weird zarzut, że to bezużyteczna fikcja heurystyczna, która wcale nie przyczynia się do naszego myślenia o otaczającym świecie. Znalazło się sporo osób bardzo krytycznie nastawionych do tego terminu, ale ja chętnie podejmę z nimi dyskusję. Wiele osób twierdzi, że szufladkowanie pisarzy jest czymś zbędnym. Bzdura. Non stop szufladkujemy wszystko dookoła, ponieważ tak funkcjonuje ludzki umysł. Nie mam cierpliwości do podobnie absurdalnego czepiania się, natomiast jeśli chce podjąć poważną debatę, mówiąc, że idea New Weird jest bezużyteczna i więcej mąci, niż wyjaśnia, to świetnie - na tym polega debata. Napisałem kilka artykułów, ponieważ uznałem, że to wspaniałe określenie, ciekawa prowokacja dająca podłoże do dyskusji, co było jednym z jej podstawowych założeń. Dla mnie osobiście była to też niezwykle użyteczna heureza, wskazująca na to, że coś rzeczywistego dzieje się w rzeczywistym świecie, z rzeczywistych powodów, które dla mnie były po części powodami politycznymi.
Wydarzyły się jednak dwie rzeczy. Po pierwsze, zmieniła się sytuacja polityczna, a w konsekwencji także sytuacja literacka. Jeśli zatem uznamy, że istniał jakiś moment dla New Weird, to w moim odczuciu już go nie ma. Po drugie, New Weird stał się manieryzmem; to co zaczęło się jako prowokacja oraz interwencja, zamieniło się w coś w rodzaju nieświeżej, przestarzałej kategorii, przestało być heurystyczne. W ostatnim eseju na ten temat napisałem, że nie mam zamiaru dłużej dyskutować o New Weird. Nie zdystansowałem się od niego, ponieważ nie zamierzam wycofywać się z niczego, co na ten temat powiedziałem. Jeśli inni chcą używać tego terminu, mają prawo, ale dla mnie przestał on być użyteczny. Nie wycofując się i nie podważając niczego, co wcześniej powiedziałem, stwierdzam: nie będę o tym więcej rozmawiał. (...) Jeśli inni uważają, że New Weird wciąż trwa, nie zamierzam z tym polemizować, ale też nie zamierzam się z tym zgadzać.

KW: Dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, jakie osiągnęliście w New Weird, było definitywne odrzucenie wyczerpanej tolkienowskiej formuły fantasy. New Weird było oryginalne, ponieważ mieliście odwagę łączyć ze sobą rozmaite elementy, których nikt wcześniej nie łączył.

ChM: To wszystko działo się już od pewnego czasu. Problem polegał na tym, co podnosiło wielu przeciwników tego terminu: czy warto mówić o tym zjawisku jako o New Weird. Moje podejście było czysto pragmatyczne: uznałem, że warto. Można to nazywać, jak się komu podoba. Nie obchodzi mnie to. Uznałem, że dzieje się coś ważnego; postępuje synkretyzm gatunków, a przy tym gwałtowna eksplozja ich potencjałów, więc myślę, że jeśli mamy temu zjawisku nadać jakąś nazwę, New Weird jest znakomita. Chodziło o skalę zjawiska. Wydaje mi się, że wiele z tych rzeczy odbywa się nadal, ale w innej formie; sytuacja, którą odzwierciedlały, posunęła się do przodu. Nie jest ani gorsza, ani lepsza, po prostu inna. Niech oceniają to inni. Wydaje mi się, że istnieje wielkie niebezpieczeństwo autoparodii. Między innymi z tego powodu nie biorę już udziału w panelach o Tolkienie, ponieważ przez trzy czy cztery lata dyskredytowałem go. W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że stałeś się kimś w rodzaju nadwornego błazna - na konwentach ludzie mówią ci: China, zrób numer z Tolkienem. Z szacunku do samego siebie i do Tolkiena zrezygnowałem z dyskusji na ten temat. Nie chciałem stać się cyrkową małpą, toteż obecnie jeśli występuję w panelach o nim, rozmawiał wyłącznie o tym, co mi się u niego podoba.

senmara

Post autor: senmara »

Mam wrażenie, że new weird nie jest tylko nurtem w fantasy, ale w całej fantastyce, a przynajmniej horrorze i fantasy. Moze to jest właśnie to, co łączy oba te podgatunki.
Być może w obrębie całej fantastyce autorzy czerpiący spoza gatunku i siegający do rozwiązań z literatury niefantastycznej są propagatorami new weird. Czy zatem Pies i klecha, jako horror z elementami powieści kryminalnej mieściłby się w tym nurcie?

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

IMO nie, bo nie ma elementów steampunkowych i jest osadzony w naszym świecie z elementami nadprzyrodzonymi (czyli nic nowego pod słońcem).
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

senmara

Post autor: senmara »

Ale właśnie nasz świat w połączeniu z elementami nadprzyrodzonymi jest podstawą NW według definicji zamieszczonej w antologi New Weird zredagowanej przez VanderMeerów (przyznam od razu, nie czytałam).

Akcja jest umieszczona w chwili obecnej plus elementy surrealistyczne lub horrorowe (przyjęłabym ogólnofantastyczne).

ODPOWIEDZ