nosiwoda pisze:Dlatego np. mnie najbardziej dotknęła baśń Andersena właśnie o dziewczynce, co chleb podeptała. Ona została w tym tekście tak zmasakrowana za - obecnie i u nas - bardzo drobny uczynek, że do dziś mnie odrzuca.
Mnie odrzuca, gdy widzę, jak ktoś wywala dobre żarcie do śmieci, bo "już się najadł". Też mam wtedy ochotę urządzić jakąś masakrę :/
Bebe pisze:Szczerze pisząc, jako dzieciak byłam tak sterroryzowana tymi bucikami, tańcami, okruchami w oku i strasznymi nieszczęściami bohaterów bajek Andersena, że dzisiaj się głęboko zastanawiam, czy chciałabym pokazać te bajki mojemu własnemu dziecku (dajmy na to).
Ale w ten sposób dziecko uodparnia się na przyszłość. Np. moje wrodzono-wyuczone czarnowidztwo uchroniło mnie przed szokiem, gdy jako nastolatek nagle straciłem ojca. Dzieciaki chowane w przeświadczeniu, że ludzie nie umierają, życie jest piękne i wszystko dobrze się kończy, prędzej czy później popadają w głęboką depresją, tną żyły albo zaczynają ćpać.
Brutalne baśnie i bajki pomagają dzieciakom oswoić się z brutalną (czyt. prawdziwą) stroną życia.
Poza tym, dziecko wcale nie nasiąka jakimś spaczeniem z powodu brutalnych bajek. Ja np. w dzieciństwie niemal maniakalnie rysowałem poodcinane głowy, ciała ponabijane na pale itp., gdzie jedynym kolorem, poza grafitowym konturem, była wszechobecna czerwień.
Nie sprawiło to jednak, że wyrosłem na jakiegoś psychola. Uważam się nawet za całkiem wrażliwego gościa :)
Ika pisze:Andersen był psycholem, to pewnikiem i ksenofobem, nie dziwota, że syrence nie darował. W naszych czasach psychole owijają się folią aluminiową, tudzież wkładają na głowę durszlaki. W czasach Andresena nie było alu-folii, to i miał chłop mały wybór.
A tak w ogóle protestuję przeciwko porównywaniu płodów wyobraźni schizofrenika do porządnych, regularnych bajek.
Ale bycie psycholem wcale nie przeszkadza w tworzeniu :) Z naszego podwórka można wspomnieć choćby o P.K. Dicku, czy A. Pilipiuku.
Ten drugi jest także homofobem, a P.H. Lovecraft był ksenofobem i rasistą.
Przywary te po prostu stanowią nieodłączną część artysty i dzieła, i tak pojmowane, nie stanowią jakiejś wartości ujemnej. Wręcz przeciwnie nawet ;)
Karola pisze:Małgorzata pisze:co teraz nazywa się "przemocą", jest celowe i uzasadnione, daje dziecku (odbiorcy) pewność podziału na dobro-zło, gdzie zło zostaje ukarane (krwawo i "brutalnie") ku nauczce, że nie popłaci. Dziecko nie dostrzega brutalności i przemocy - dostrzega sprawiedliwość kary, równowagę zachowaną, etc.
Ehe, szczególnie w "Dziewczynce z zapałkami" - za co została ukarana śmiercią przez zamarznięcie? Źli byli ludzie, którzy nie chcieli od niej tych cholernych zapałek kupić, nie ona!
Chyba że nagrodą za poświęcenie i znoszenie wiecznie pijanego ojca miało być pójście do nieba w towarzystwie babci.
Nie należy zapominać, że to tekst z XIX wieku. Co innego mogło spotkać tę dziewczynkę? Ratunek ze strony księcia?
IMHO jest to bardzo ważna baśń, będąca nauką umierania. To bardzo ważne, żeby oswoić się z myślą o śmierci. Opowieść o dziewczynce z zapałkami jest w sumie bardzo ciepłą historią, choć oczywiście niezwykle smutną. Rzecz jasna, ciepłą dla chrześcijan, czy w ogóle dla osób wierzących w życie pozagrobowe. Ale nawet taki ateusz jak ja musi przyznać, że śmierć jest czymś naturalnym i niestety nie pozostaje nic innego, jak oswoić się z nią, nauczyć żyć z obietnicą śmierci.
Generalnie, wolę takie opowieści, niż współcześnie serwowana papka, wmawiająca dzieciom jakieś wierutne bzdury. Człowiek dorasta kompletnie nieczuły na cudzą krzywdę, bo nigdy nie nauczył się jej doświadczać. Wychowany na happy endach, oczekuje od życia, że wszystko będzie kończyło się szczęśliwie - nieuchronne rozczarowanie jest tym bardziej bolesne.
Brutalne baśnie i nieszczęśliwe zakończenia są IMHO konieczna dla dorastającego człowieka. Nie mówię tu o jakimś bombardowaniu umysłu dziecka tonami krwawej jatki i iście nordyckiej nieuchronności ponurego przeznaczenia, ale o serwowaniu raz na jakiś czas mrocznej baśni, która ma za zadanie przygotować młodzieńca na prawdę o życiu.
BTW, czy w oczach dziecka umierającego np. na białaczkę, baśń o dziewczynce z zapałkami nie wyda się cieplejsza i bardziej pogodna niż "żyła długo i szczęśliwie..."?