Achika pisze: Ika pisze:Niemniej nie mają one (baśnie, nie dzieci) takiegoż pedagogicznego efektu jak porządne baśnie właściwe.
Przecież nie pisałam, że mają (w ogóle by mi nie przyszło do głowy rozpatrywać ich pod tym kątem). Ustosunkowałam się tylko do zarzutu o szkodliwości.
Coś marnie wypadło to ustosunkowanie :P
Są szkodliwe chociażby z tego względu, że w prostolinijnym dziecięcego rozumku, niezdolnym do myślenia abstrakcyjnego utrwalają obraz niesprawiedliwego świata. Pokazują, że zapłatą za dobro może być coś be. A, że nie zrozumieją metaforycznych opowieści, to się wręcz mogę założyć. To oczywiście moje zdanie tylko.
Co do dorosłych to się nie wypowiadam - może są tacy, co lubią. Są też tacy, co noszą gacie z lateksu - nie ma przepisu, że muszę wszystko rozumieć i ze wszystkim się zgadzać. Mam prawo do bawełnianych fig :) i nielubienia Andersena i zamierzam z tego prawa skorzystać :))))
Achika pisze: Swoją drogą, fajny artykuł był kiedyś bodaj w "Wyborczej" na temat wymyślania dzieciom bajek ad hoc, jak się na przykład potomstwo boi wejść do morza, bo tam są meduzy. Ale to już wyższa szkoła rodzicielskiej jazdy. :)
Nie widzę problemu, szczególnie gdy się ma wyjątkowo wymagające dziecko, jak się ma mniej wymagające to też pewnie frajda, ale mnie akurat przypadło opowiadanie na tematy zadane.
Achiko, spróbuj mniej czytać dzieciom Andersena, to z pewnością znajdziesz we-e-enę na opowiadanie bajek własnych. Np. o rekinach.