Adnotacje i folie

czyli odpowiednie miejsce dla bibliotekarzy, bibliofilów, moli książkowych i wszystkich tych nieżyciowych czytaczy

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Odys

Post autor: Odys »

Małgorzata pisze:Poza tym - w przeciwieństwie do książki, płytę sobie mogę odsłuchać (w całości - mam fonotekę w Twierdzy, a Empik ma takie odtwarzacze przy półkach, gdzie można wrzucić i słuchać, nie wspominając o radiu).
No tak, ale z książką nie można pojechać w trasę koncertową, a teraz tylko tak można na muzyce coś zarobić.
Małgorzata pisze:Film można obejrzeć w kinie, zanim wyda się kasę na DVD.
To jest chybiony argument. :) Za kino się płaci, to tak jakby od czytaczy w Empiku żądać cenę książki za 2 godzinki czytania w fotelu. Ja wolę sobie kupić DVD niż iść do kina, bo mogę sobie pózniej obejrzeć spokojnie w domu. W ogóle za filmy zawsze się płaci: w kinie, przy zakupie i pożyczaniu. A książka w bibliotece i w Empiku jest za darmo.
Małgorzata pisze:A jeżeli badania mają rację i czytelnictwo spada - to tamowanie dostępu do "macania" towaru jest działaniem nielogicznym.
Dobrze, ale tu chodzi o pewną granicę. Dla przykładu w monopolowych nie ma foteli i stolików. Nikt sobie nie wybiera flaszki, siada w fotelu, nalewa do kubka i kosztuje, lub ciągnie z gwinta do dna. Jeżeli to zrobi musi zapłacić. Być może macalność towaru zachęca do kupna, bo kiedy towar drogi to trzeba się solidnie zastanowić który wybrać. Ale jak ktoś przede mną maca ręką bułki i próbuje czy dobre to ja już tych bułek nie kupię. Zarówno sklep jak i piekarnia muszą się z tym liczyć.
Małgorzata pisze:Po co foliować książki? Bo są tacy, którzy czytają w Empikach? Nie przypuszczam, by oni psuli statystyki sprzedaży...
Być może ci dla których Empiki to luksusowe biblioteki to rzeczywiście tylko mały procent klientów i w takim razie problem jest niewielki.
Małgorzata pisze:A poza tym, jeżeli treść będzie tak niedostępna, to czy po zakupie, jeżeli okaże się, że blurb z okładki rozminął się z prawdą albo treść mnie nie usatysfakcjonowała, będę mogła reklamować i oddać? Wymienić na inną książkę? Skoro chciałam SF, a kupiłam fantasy, bo blurb mnie zmylił?
Ryzyko jest przy każdym zakupie czegokolwiek. Przy takim podejściu nie kupi się niczego, nawet chleba, bo w środku przecież może być stary but. Każdy przecież kieruje się marką firmy i ta firma powinna zadbać o to aby nie nabić klienta w butelkę, bo go straci. Wydawnictwo musi się maksymalnie starać tak jak wszystkie inne firmy produkujące jakikolwiek inny towar.
eses pisze:Pewnie idealną z punktu widzenia czytelnika sytuacją byłyby jakieś egzemplarze pokazowe - jeden do przeglądania leży na półce w księgarni, a jak prosisz o książkę, to dostajesz świeżutki z pudła albo zaplecza.
To jest dobry pomysł, kilka egzemplarzy dać na odstrzał. Kupujący klient będzie zadowolony, że dostaje towar w folii, czyli nieużywany, który czekał tylko na niego. Po drugie, takie zużyte egzemplarze, pogięte i poplamione, nikt nie będzie chciał ukraść, czyli dodatkowa korzyść. Na tych używanych można napisać flamastrem: egzemplarze pokazowe do czytania. Ewentualnie to wydawnictwo powinno przysyłać do ksiegarń takie egzemplarze pokazowe i drukować wielki napis na okładkach, z przodu i z tyłu: "Egzemplarz Pokazowy", który po wszystkim księgarnie odsyłają do wydawnictwa. A te do kupowania tylko w folii, na zapleczu.
flamenco108 pisze:Nie ma pewności, że ten, co piraci książkę, w innym wypadku by ją kupił. Nie ma tej pewności także co do osobnika, który czyta książkę w księgarni, że ją kupi.
To są po prostu bardzo dobre argumenty na korzyść foliowania. Dziękuję. :)
flamenco108 pisze:Ale z pewnością można zaobserwować pewną tendecję w największej chyba w Polsce sieci księgarń: dostępność wygodnych foteli i stołów do czytania w księgarniach Empiku wzrasta, nie maleje. Czyli akurat sprzedawcy detalicznemu z jakiegoś powodu opłaca się dać ludziom dostęp do literatury za darmo - czy to się przekłada sumarycznie na większą sprzedaż?
Jeżeli to się przekłada na korzyść dla wszystkich stron to jest to dobre posunięcie. Ale jeżeli sprzedawca detaliczny dba wyłącznie o swoje interesy, bo wszystko mu jedno czy sprzedaje książki czy łopaty, to może nieodpowiedzialnymi posunięciami podkopać całą tę delikatną strukturę, doprowadzając do sytuacji gdzie wszyscy stracą: klient mniej kupuje a czyta tak samo, Empik ma więcej zwrotów, wydawca traci i podnosi ceny, klient kupuje jeszcze mniej bo ceny rosną, itd.
flamenco108 pisze:Ale jeżeli istnieje cień szansy, że dzięki takiemu podejściu do czytelnika sprzedaż wzrasta, foliowanie książek byłoby karygodnym błędem, który szybko wyeliminowałby z rynku ich producenta. A straciliby na tym wszyscy.
Czyli w efekcie zgadzasz się z sugestią esesa powyżej. A na półkach egzemplarze pokazowe, albo niech wydawcy drukują jakieś 3-stronicowe broszurki czy zajawki z recenzjami i fragmentami tekstu.
flamenco108 pisze:Zdarzyło mi się dyskutować z Rafałem Kosikiem, który jako pełnoetatowy pisarz i do tego wydawca ma na ten temat pewne przemyślenia. Zgrokowałem go tak: boli go nawet, że ludzie sobie książki nawzajem pożyczają, bo przecież mogliby kupić. Ale z drugiej strony nie ma on żadnych dowodów na to, że w ten sposób ponosi stratę, bo po prostu tak to działa teraz i w takim rynku. On się na to (z westchnieniem) godzi. Myślę, że reprezentuje grupę, która nakierowana jest bardziej na zwiększenie sprzedaży, czyli przychodów, niż na minimalizację strat
Ciekawe. Ktoś kto siedzi w tej branży na pewno orientuje się najlepiej. Ja tak sobie myślę, że formą takiej walki o zwiększenie sprzedaży i jednocześnie na minimalizację strat mogłyby być adnotacje. Już wyjaśniam o jakie adnotacje mi chodzi:
Gdybym był wydawcą, z tyłu okładki wstawiłbym osobistą notkę od autora w rodzaju: "Drogi czytelniku, dziękuję Ci za zakup tej książki, pozdrawiam, Jan Kowalski" i od wydawcy "Drogi czytelniku, kupując tę książkę dodajesz gwiazdkę w naszym rankingu autorowi. Aby obejrzeć wyniki rankingu wejdz na naszą stronę www.tralala.pl". Lub coś w tym stylu. Za każdą kupioną książkę księgarnia może rozdawać los do losowania nagród, dowolnej książki ze sklepu raz w miesiącu czy jakoś tak.
Kupujący klient powinien czuć się jak król od którego wszystko zależy, a nie jak frajer który wszystkim stawia. Klient niekupujący powinien czuć się jak istota na niższym szczeblu rozwoju niż klient kupujący, który powinien być noszony na rękach. A przy tym foliowanie to szacunek dla płacącego klienta (towar nowy, czysty, nieużywany).
Gadulissima pisze:Tekst został usunięty z Warsztatów przez Ebolę...
No dobrze, przyjmuję przeprosiny. :)
Małgorzata pisze:nadal nie rozumiem, dlaczego foliować książki i utrudniać do nich dostęp, gdy czytelnictwo spada?
Nie chodzi o utrudnianie dostępu lecz o przyhamowanie piractwa, które degeneruje i rozkłada normalne procesy nabywcze, a to powinno być sygnałem alarmowym przynajmniej dla dwóch części składowych całego układu. Powiem wprost: jedną rzeczą jest ktoś kto kocha książki, przegląda i podczytuje lecz na koniec odkłada na półkę, kupując tylko raz na jakiś czas to co mu się najbardziej spodoba, bo jeść też musi. Zgadzam się, że utrudnianie komuś takiemu dostępu do książek to zbrodnia, bo sam do tej grupy należę. Zupełnie inna sprawa to ktoś kto nie widzi różnicy pomiędzy biblioteką a księgarnią, rozkłada się w fotelu i spokojnie zalicza lektury, i nie widzi problemu.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

OK, za filmy płacimy - niekoniecznie w kinie, można w wypożyczalni => taniej. Biblioteki też już chyba nie są tak całkiem za darmo, ale koszt niższy, bo i zbiór nowości niewielki. Za muzykę - nie, oficjalnie jest rozpowszechniana na antenie i na stanowiskach odsłuchowych.

Jednak książka to nie flaszka "Wyborowej". Gdyby działała bez pudła, jak flaszka "Wyborowej", przyklasnęłabym foliowaniu. Problem w tym, że analogia do bani, Odysie: nie każda książka działa tak, jak reklamuje blurb na okładce, podczas gdy w przypadku chleba/wódki/etc. mam podany skład na opakowaniu, a jak znajdę w rzeczonym chlebie but, to oddam do reklamacji i dostanę zwrot pieniędzy, choć będzie to tylko 2,50 zł. Za książkę, która kosztuje 35 zł i nie jest np. "porywającą opowieścią o losach bajkowego księcia", jak zapewnił blurb, nie dostanę zwrotu. Sugerujesz zatem, że mam płacić za wadliwy towar bez możliwości reklamacji, nie wiedząc, co jest w środku?
No, to przywitam się z e-bookami. Skoro mam płacić za wygodne rozczarowanie na papierze, to wolę wygodnie nie płacić za rozczarowanie na monitorze. :P

Nie wszyscy kupują marki. Poza tym, marki nie biorą się znikąd. Żeby autor miał nazwisko, czyli markę, musi je sobie wyrobić. Bo jeżeli kupowalibyśmy tylko marki, to debiutanci chyba byliby rozdawani za darmo, czy co? :P

Poza tym, marka marką, a pisarz nie zawsze popełnia dzieło na poziomie, do jakiego przyzwyczaił czytelników. Gniot Iksińskiego jest takim samym gniotem jak gniot Grzędowicza (przebacz, Autorze, służysz mi tylko za przykład, nie imputuję nic). Różnica polega na tym, że jeden jest gniotem markowym, czyli zapewne droższym.

Co do piracenia - nie przesadzajmy, Odysie, że jest to czytelnictwo w Empikach. Z jakiegoś powodu, jak zauważył Flamenco, liczba stolików dla czytaczy rośnie, a nie maleje. Zakładałabym, że jest to działanie długofalowe i nie jest piractwem, skoro księgarze zachęcają do czytania na miejscu. Może mają na uwadze korzyści długofalowe? Rzecz jasna, dla autora to kicha, bo jego interesują korzyści jednostkowe. Ale jak sobie wyrobi markę-nazwisko, to kto wie?
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Laris
Psztymulec
Posty: 916
Rejestracja: czw, 11 gru 2008 18:25

Post autor: Laris »

Ale jak można w ogóle mówić o piraceniu książek? O.o Mnie się to we łbie nie mieści po prostu, bo dla mnie piracić to można gierki, filmy, tudzież muzykę, a więc multimedia wszelkiej maści. Książki do multimediów się nie zaliczają, więc jakim cudem można je piracić?
A książka w bibliotece i w Empiku jest za darmo.
Neprafta, panie kolego. Książka w bibliotece jest za darmo, a jak ją spróbuję wynieść z Empiku, to dostanę po łbie.

Szczerze mówiąc, to mi się nie chce w Empiku siedzieć tylko po to, żeby przeczytać jakąś książkę. Mam wiele ciekawszych sposobów na zmarnowanie tego czasu. :P
A jeżeli już MUSZĘ kupić jakąś książkę, to kupuję taką, którą przeczytam na pewno i która mnie na pewno nie zawiedzie (bo z twórczością tego-a-takiego się już zaznajomiłem, lubię go i tak dalej).

Ogólnie to nie wiem, o co chodzi Odysowi z tym foliowaniem. Żeby ludzie nie czytali książek w księgarniach, tak jak nie łoją wódy w monopolowych? O to chodzi? To może zróbmy specjalne szafki ze szkła pancernego w każdym Empiku, żeby można było sobie pooglądać, ale - broń Boże! - nie dotykać brudnymi, konsumenckimi paluchami?
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał.
Awantura - Pokolenie nienawiści

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Ale jak można w ogóle mówić o piraceniu książek? O.o Mnie się to we łbie nie mieści po prostu, bo dla mnie piracić to można gierki, filmy, tudzież muzykę, a więc multimedia wszelkiej maści. Książki do multimediów się nie zaliczają, więc jakim cudem można je piracić?
Ejże, Larisie, nie mów mi, że w życiu nie widziałeś e-booka. Nie mówię, że ściągnąłeś, nie.
Książki są tak samo piracone, jak filmy czy muzyka. Choć nie wszystkie. Co zabawne - właśnie te, co mają "markę". Debiutanta ciężko trafić na e-bookach, ale np. bestseller - od razu.

Osobiście widziałam, jak "Harry Potter cz.7" już trzy dni po premierze angielskiej był dostępny w e-booku. A tłumaczenie* było 48 h później. Obserwowałam ze zdumieniem, jak krąży po Necie, umyka z kolejnych blokowanych serwisów, by pojawić się na innych, a poczta pantoflowa roznosiła wieści szybciej niż antypirackie brygady porządkowe nadążały z zamykaniem stron naruszających prawa autorskie.

To było prawdziwe piracenie, IMAO. I to jeszcze z akcją i napięciem! :P
__________
*Widziałam to tłumaczenie, niestety. I nie chcę więcej widzieć. Z trudem przez znajomych za granicą kupiłam Progeniturze ostatnią część po angielsku, żeby ćwiczył język, a ten #@$%#!@!! czytał tłumaczenie!
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Odys pisze: Nie chodzi o utrudnianie dostępu lecz o przyhamowanie piractwa,
Najsampierw, z rana, wysmażyłem potężny elaborat nt. szkodliwości takich poglądów, jak to mi scyzoryk w kieszeni itp. I od tego pisania mi przeszło. Zatem teraz w skrócie:
Sztuka pochodzi z najwyższych warstw świadomości. Obok znajdują się uczucia wyższe, a także umiejętność zrelaksowania się, zabawy i odczuwania radości. Bo sztuka powstała, żeby ludzi zabawić i oczyścić świadomość po stresach dnia codziennego (katharsis). Uprawianie marketingu sztuki z niższych warstw świadomości (gniew, zazdrość, skąpstwo, lęk, głupota, agresja) jest po prostu głupie. Stąd wszelkie nachalne działania podpiętych do cycka reprezentantów, windykatorów i innych takich obserwowane są co najmniej z niesmakiem.

"Kwestia smaku"

Ale pomysł, że na półce leży kilka egzemplarzy do zmaltretowania, a płacący klient odbiera egzemplarz zafoliowany na dowód, że nie macany, może się sprawdzić.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Albiorix
Niegrzeszny Mag
Posty: 1768
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44

Post autor: Albiorix »

Z wyższych to tylko muzyka.

Cała reszta sztuki to daleka i skrzywiona pochodna pierwotnych zachowań wcale nie tak szlachetnych.
Cała estetyka to pochodna mechanizmu poszukiwania zdrowych partnerek / ów, jedzenia i dobrych terenów do życia. Ładne są młode zdrowe dziewczyny i zielone dolinki pełne jelonków tudzież owieczek. Brzydkie są odchody, chorzy ludzie, trupy. To dobry mechanizm, dzięki niemu ludzie trzymają się tego co raczej zdrowe i pożywne a uciekają od tego co raczej szkodliwe i niebezpieczne.

Wszystkie historie opowiadane przy ogniskach, odgrywane w przedstawieniach i opisywane w książkach pochodzą od bajań o a) przemocy, sile i jej dowodach, słabości sąsiadów b) seksie c) zakazach i nakazach plemiennych d) ostrzeżeniach przed niebezpieczeństwem.
Oczywiście po tysiącach lat pojawiają się jakieś bardziej zaawansowane treści ale to kwestia gąszczu nawiązań do nawiązań i kolejnych poziomów abstrakcji.
To bardzo dobry mechanizm ale co w tym wyższego?

Najwyższe warstwy świadomości służą do kontaktu z bogami, miotania czarów, matematyki i muzyki z melodią. :)
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Muzyka pochodzi z tych samych pokładów świadomości, co choćby malowidła. Wywodzić się może równie dobrze z działań związanych z polowaniem - wabienie ślicznych jelonków. Pod tym względem może być równie sacrum lub profanów, jak malowidła naskalne. :P
Wszystko najpierw służyło zaspokojeniu potrzeb w hierarchii Masłowa, jeżeli już mamy redukować do minimum, Albioriksie.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Albiorix pisze: Cała estetyka to pochodna mechanizmu poszukiwania zdrowych partnerek
W ten sam sposób możesz uzasadnić wszystko: matematykę wymyślono, żeby można było policzyć partnerki/dzieci, obliczyć rozkład dla zdrowych/chorych, prawdopodobieństwo przeżycia zimy, muzyka powstała jako rozwinięcie powyższej oraz odgłosów godowych, oraz okrzyków bitewnych. Miłość jest tylko naturalnym przystosowaniem związanym z koniecznością utrzymania samicy zajętej przez lata wychowywaniem tak długo niesamodzielnych dzieci. A bogowie to projekcja marzeń o zdrowiu i wielu partnerkach. W ten sposób całą kulturę możesz sprowadzić do wspólnego mianownika - rozmnażania. Zrobił to już Lem, wiele lat temu. I też dla hecy.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Albiorix
Niegrzeszny Mag
Posty: 1768
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44

Post autor: Albiorix »

Dochodzimy do tego że wyższość jednych obszarów mózgu nad innymi jest czysto umowna :)
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Dochodzimy do tego że wyższość jednych obszarów mózgu nad innymi jest czysto umowna :)
Bo wyższość jest czysto umowna. :P
Chyba, że mówimy o lokalizacji tych czy innych obszarów mózgu - faktycznie, jedne są wyżej, inne niżej.
So many wankers - so little time...

Odys

Post autor: Odys »

Keiko pisze:A ja jestem ciekawa jaki procent "czytaczy" kupiłby tę książkę, którą za darmo podczytuje.
Pewnie kupiliby wszystkie, ale kogo na to stać? Co innego ci którzy przeczytają sobie całą książkę i śmieją się w kułak z tych co stoją w kolejce do kasy. Ci na pewno nie kupiliby ani jednej bo nie są głupi, że tak się wyrażę.
Keiko pisze: Ktoś kto siedzi w księgarni i czyta najprawdopodobniej:
[...]
- nie ma funduszy na zakup książek (bo łatwiej przecież kupić i czytać w jakimś wygodniejszym miejscu)
To jest właśnie największy problem i wydawcy chyba zdają sobie z tego sprawę. Książki są za drogie tak jak wszystko inne. Co wydawcy robią w kierunku zmniejszania cen książek?
Harna pisze:Parę razy już mi się zdarzyło wyjść z księgarni z niczym, mimo że poszukiwana przeze mnie książka stała na półce. Bo wszystkie egzemplarze, czasem liczne, miały różnego rodzaju smugi na kartkach, przeważnie czarne i nie do usunięcia, bo ktoś* wziął ją do brudnej ręki. A ja nie lubię brudnych książek, zwłaszcza gdy mam za nie płacić jak za książki czyste.
Kolejny argument na to, że foliowanie to dobra rzecz, a raczej pomysł esesa, do którego wszyscy zaczynają się przychylać.
Harna pisze:Jeśli nie znam jakiegoś autora, lubię zajrzeć do książki (uprzednio sprawdziwszy czystość urącznienia, znaczy się, kończyn górnych) i przeczytać pierwszy z brzegu dialog, akapit, żeby ocenić, czy warto książkę nabyć drogą kupna.
Przyznam sie, że sam to robię, co jest chyba naturalne gdy nie ma folii. Ja wolę otwierać gdzieś w środku i przeskanować ze dwie strony.
Harna pisze:Co nie zmienia faktu, że za żadne skarby nie przemogłabym się i nie przeczytałabym całości na miejscu, wygodnie rozparta na fotelu.
A przecież o to jest ten hałas.
Małgorzata pisze:Co będzie, kiedy ci młodsi z "czytaczy" zdobędą już pracę i zaczną mieć fundusze własne?
Jest szansa, że część z nich zacznie kupować. Bo będzie ich stać i nie będą mieli czasu na siedzenie w księgarni.
To jest mocny argument i być może rzeczywiście tak myślą w Empikach. Kolejny głos za pomysłem esesa.
Małgorzata pisze:"Czytacze" nauczą się czytać z monitora lub komórki, bo w bibliotekach nie ma nowości, za to w Necie jak najbardziej można je znaleźć. Nie widzę różnicy - poza niedobrym IMAO dla autorów i wydawców odwrotem od papierowych tomów.
Na dłuższą metę to może być nieuniknione. Do głowy przychodzi mi cała masa argumentów, ale sobie daruję.
Małgorzata pisze:Proszę bardzo, zafoliujmy książki. Nie będę pierwsza i jedyna, która przestanie zaglądać do księgarń - ostatecznie Net jest bliżej.
Czy ktoś tu ma może kajdanki?
Albiorix pisze:Znam skrytoczytaczy dwóch i obaj twierdzą że to nie jest tak że nie kupują. Czytają dużo, mają duży budżet na książki, ale czytają jeszcze więcej.
Czy trzeba lepszego dowodu na to, że książki są za drogie? Ale to jest zamknięte koło: książki są drogie, czyli kupujemy mniej, a jeżeli kupujemy mniej to ceny rosną, itd.
nosiwoda pisze:Bo to, co opłaca się empikowi, nie musi opłacać się wydawcy książki czytanej w empiku. Empik ma tak skonstruowane umowy (AFAIK), że nie traci na tym, że musi oddać książki wydawcy, bo "nie zeszły". A "nie zeszły", bo są sczytane. Wydawca nic albo mało z tego ma, a empik - całkiem sporo.
Czyli Empik jednak odstawia krecią robotę, nawet zakładając, że przy dobrych chęciach. Wygląda na to, że Empiki trenują nowe kadry czytaczy, lecz przy okazji psują cały obecny proces nabywczy, prowadząc do zachwiania równowagi i w efekcie do tego, że przyszli czytacze będą musieli obejść się smakiem, bo kiedy będą gotowi nabyć książki to ksiegarn i książek już nie będzie.

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Ja chciałbym tylko zauważyć, że "mój pomysł", jest... nie do zrealizowania w dzisiejszych warunkach i przy obecnych nakładach książek.

Ile jest w Polsce księgarni? Dużo. Załóżmy jednak, że wydawca jest ambitny i chce "obstawić" swoimi książkami tyle miejsc, co zwykle, ale do każdej księgarni dorzuca dodatkowy "egzemplarz testowy".

Kilkaset księgarń to kilkaset takich egzemplarzy. To ogranicza nas do wydawców, którym niestraszne jest wyłożenie dodatkowych paru tysięcy na książki, których nikt nie kupi, bo będą zniszczone.

Filantropi wszystkich krajów, łączcie się ;)
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
Keiko
Stalker
Posty: 1801
Rejestracja: wt, 22 sty 2008 16:58

Post autor: Keiko »

Odys pisze:
Keiko pisze:A ja jestem ciekawa jaki procent "czytaczy" kupiłby tę książkę, którą za darmo podczytuje.
Pewnie kupiliby wszystkie, ale kogo na to stać? Co innego ci którzy przeczytają sobie całą książkę i śmieją się w kułak z tych co stoją w kolejce do kasy. Ci na pewno nie kupiliby ani jednej bo nie są głupi, że tak się wyrażę.
Chyba cały czas się nie rozumiemy. Ja jestem ciekawa ile procent tych osób kupi książkę, gdy jej nie mogą przeczytać w sklepie. Zdarzyło się mi przeczytać coś w Empiku i nigdy to nie była pozycja, którą chciałabym mieć. Ot miałam 1-2h aby na kogoś poczekać, wzięłam losowo wybraną książkę i przeczytałam. Gdyby była zafoliowana to z treścią bym się nie zapoznała, jednak zakupu tez bym nie dokonała. Możliwe, ze kupiłabym gazetę, aby coś poczytać przy kawie.

Moim zdaniem jednak coś innego jest istotne. Czy grupa "czytaczy" jest tak wielka, aby się nią zajmować? Może to margines i to w dodatku występujący w kilku dużych miastach, gdzie są Empiki z miejscami do siedzenia (to chyba wciąż jeszcze nie jest standard). Może zwyczajnie szkoda energii aby z nimi walczyć.

Przychodzi mi do głowy następujące porównanie. Mamy mnóstwo sklepów odzieżowych. Towar jest wykładany na półki. I mamy grupę klientów uprawiającą window shopping. Oglądają, macają, mierzą i nie kupują. Nikt jednak nie foliuje ubrań, a egzemplarze pokazowe (reszta w magazynie) spotykamy jedynie w małych butikach. Mało tego możemy mierzyć wszystko, nikt nie kontroluje czy rzeczy nie niszczymy, a przecież sprzedaż sweterka upapranego fluidem jest dla sklepu dużym problemem. Może mechanizm jest dokładnie taki sam - grupa z która należy walczyć jest nieliczna w porównaniu do grupy kupujących klientów, których taka walka mogłaby denerwować.
Wzrúsz Wirúsa!

Ha! Będziemy nieśmiertelni! To nie historia nas osądzi, lecz my osądzimy ją! (Małgorzata)

Awatar użytkownika
inatheblue
Cylon
Posty: 1013
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37

Post autor: inatheblue »

Mnie by się pomysł foliowania nie podobał.
Dlaczego?
Ot, mam starożytny zwyczaj nie kupowania książki bez uprzedniego obmacania. Wchodzę, dajmy na to, do księgarni i chcę kupić trzy albo cztery sztuki. A tu tyle tego dobrodziejstwa! Jak wybrać?
No, podczytuję. Zaglądam do środka, cuduję nad stylem, zastanawiam się, czy mam ochotę akurat na ten gatunek. Potem zbieram wybrane książki na małą kupkę i sumuję, czy mnie stać. Krótko mówiąc kupuję książki tak, jak niektórzy ciuchy. Kiedyś myślałam, że tak robią wszyscy. Teraz wiem, że nie. Ale chyba nie jestem jedyna...
Księgarnia, która nie pozwala na czytanie jest dla mnie nieatrakcyjna - porzuciłam jeden sklep z komiksami, bo pohukiwali na mnie, że "to nie empik". Wypłoszyli tym sposobem jedną z najlepszych klientek, która owszem, podczytywała wszystko, co nowe na stanie, a potem wybierała pięć sztuk, zostawiając niemało pieniędzy. Zresztą dlatego opornie uczę się kupowania z netu.
Swoją drogą, czy ja naprawdę tak młodo wyglądam, żeby osobniki płoszyły mnie od półek jak licealistkę? :/

Awatar użytkownika
Navajero
Klapaucjusz
Posty: 2485
Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02

Post autor: Navajero »

inatheblue pisze:Swoją drogą, czy ja naprawdę tak młodo wyglądam, żeby osobniki płoszyły mnie od półek jak licealistkę? :/
Nie przejmuj się, może to brak szacunku dla starszych? :)

Ontopicznie - także lubię "macać" książki. Ale mam czyste łapy :P
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

ODPOWIEDZ