Chciałbym zauważyć, że marcin jerzy moneta ma swój własny blog literacki. Tak, literacki. A na tym blogu ma swoje publikacje, więc może warto potraktować go poważnie, a nie z góry, jak pierwszego lepszego debiutanta. Mamy do czynienia z autorem, który ma swój dorobek, który ma swoją propozycję literacką Co więcej, nie pisze do szuflady, tylko publikuje swoje teksty. To nie byle co. Grafomani piszą do szuflady, ale tutaj mamy do czynienia z literatem. On uznał, że jego teksty mają wartość, i tą wartością należy podzielić się z czytelnikami.neularger pisze:Podoba mi się ten protekcjonalny ton autora. Szkoda tylko, że nie jest oparty na żadnych podstawach. Autoru pisze do szuflady - ciągle niestety.
Czy Wam się to podoba, czy nie, marcin jerzy moneta funkcjonuje w kulturze (tak, Internet należy do dorobku kultury), jego teksty podlegają recepcji społecznej (np. są uznawane przez niektórych za świetne, jak sam marcin jerzy moneta pisze).
W takim wypadku należy chyba pochylić się nad tekstem, bo bardzo możliwe, że to, co wartościowe, mieści się pomiędzy – jak zauważyli tu niektórzy – „banałem” i „bełkotem” (swoją drogą, ktoś już powiedział, że współczesny artysta zmuszony jest balansować między banałem a bełkotem). Wspomnijcie chociażby twórczość Gombrowicza.
W teorii literatury funkcjonuje takie pojęcie, jak „czytelnik implikowany”, to rodzaj słuchacza idealnego, który zdolny jest odczytać wszystkie sensy utworu. Być może nie wznieśliście się na poziom problematyki dzieła, nie zbliżyliście się swoją postawą do owego czytelnika implikowanego.
Ja nic nie sugeruję. Ale może coś w tym jest.