krytyka literacka - co to jest i kto powinien uprawiać

czyli odpowiednie miejsce dla bibliotekarzy, bibliofilów, moli książkowych i wszystkich tych nieżyciowych czytaczy

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Coleman pisze:Wyjsciowo i teoretycznie, oczywiscie, racje niezaprzeczalna ma Dukaj, jednak kiedy sie czlowiek obudzi, przetrzy ocz blekity ((R) Gieno) i rozejrzy dokola, okazuje sie, ze Pacy znacznie lepiej rozumial zycie...
Wniosek - żeby otrzymać obiektywną recenzję z fantastycznej książki polskiego autora należy wręczyć takie dzieło zagranicznemu recenzentowi, w ostateczności podpisać swój tekst obco brzmiącym nazwiskiem? :)
I czy polska obiektywna recenzja książki/opowiadania/pisma fantastycznego musi zacząć się od wyliczenia wszystkich błędów, wpadek i niekonsekwencji twórców, by potem na końcu móc przyznać, że coś tam, gdzieś tam się podobało i w zasadzie nie jest tak źle?

Zanim ktokolwiek udzieli odpowiedzi, przypomnę tylko, że niedługo na pewno zostaniecie, droga redakcjo F, posądzeni o stroniczość, jak ktokolwiek z zespołu redakcyjnego będzie "Nocarza" recenzować :P

Pozdrawiam!
SS
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
Lafcadio
Nexus 6
Posty: 3193
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57

Post autor: Lafcadio »

eses pisze:Wniosek - żeby otrzymać obiektywną recenzję z fantastycznej książki polskiego autora należy wręczyć takie dzieło zagranicznemu recenzentowi, w ostateczności podpisać swój tekst obco brzmiącym nazwiskiem? :)
Z tym obco brzmiącym nazwiskiem to też metoda (jakbym publikował tylko pod swoim nickiem to... hehe :)).
eses pisze:I czy polska obiektywna recenzja książki/opowiadania/pisma fantastycznego musi zacząć się od wyliczenia wszystkich błędów, wpadek i niekonsekwencji twórców, by potem na końcu móc przyznać, że coś tam, gdzieś tam się podobało i w zasadzie nie jest tak źle?
To jest akurat norma wśród polskich recenzentów, bo przede wszystkim nie wypada źle oceniać ani działać rodakowi na niekorzyść, wypada być eleganckim do przesady. Nie tylko w fandomie tak jest, także w polskim mainstreamie. Niejednokrotnie Dukaj (tutaj bądź jeśli ktoś ma pod ręką niech przeczyta recenzję Gamedeca) czy Piekara (tutaj) czy wielu innych mają kogoś pod szablą lecz puszczają go w ostateczności wolno przebąkując coś o potencjale. Czytając te recenzje miałem wrażenie, że autor (recenzji) męczył się strasznie, ale przyuważył polskie nazwisko i w ramach "patryjotyzmu" napisał coś lepszego.
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.

Awatar użytkownika
Ika
Oko
Posty: 4256
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26

Post autor: Ika »

eses pisze:
Coleman pisze:Wyjsciowo i teoretycznie, oczywiscie, racje niezaprzeczalna ma Dukaj, jednak kiedy sie czlowiek obudzi, przetrzy ocz blekity ((R) Gieno) i rozejrzy dokola, okazuje sie, ze Pacy znacznie lepiej rozumial zycie...
Wniosek - żeby otrzymać obiektywną recenzję z fantastycznej książki polskiego autora należy wręczyć takie dzieło zagranicznemu recenzentowi, w ostateczności podpisać swój tekst obco brzmiącym nazwiskiem? :)
I czy polska obiektywna recenzja książki/opowiadania/pisma fantastycznego musi zacząć się od wyliczenia wszystkich błędów, wpadek i niekonsekwencji twórców, by potem na końcu móc przyznać, że coś tam, gdzieś tam się podobało i w zasadzie nie jest tak źle?

Zanim ktokolwiek udzieli odpowiedzi, przypomnę tylko, że niedługo na pewno zostaniecie, droga redakcjo F, posądzeni o stroniczość, jak ktokolwiek z zespołu redakcyjnego będzie "Nocarza" recenzować :P

Pozdrawiam!
SS
Moim zdaniem Coleman pił do (nie z) autorów polskich. Mnie się zdarza recenzować książki polskich twórców i robię to w zgodzie z własnym sumieniem na ten przykład :) i odczuciami - czy wyrażone w nich opinie przekonują czytelników tych recenzji, nie mnie odpowiadać.
O ile sobie przypominam najgorszą (w sensie czepiania się treści ksiązki) była recenzja ostatniej części zesztów Pana Piątka. I gdybym dzisiaj miała pisac ją raz jeszcze zapewne napisałabym to samo, jesli nie bardziej "miażdżąco". I, again, tzreba by pytac czytleników tekstu, czy to miażdżenie wydało im sie zasłużone :)))
Nie tykam ksiązek tylko takich, co do których mam pewność, że moje odczucia i opinie zostały zafałaszowane :) w procesie pracy nad książką :)
Nie recenzuję książek, które redagowałam, bo wtedy, w znakomitej większości przypadków treść recenzji wygladałaby tak: czytałam to X razy - zabierzcie ode mnie owo dzieło, naprawdę nic w nim ciekawego już nie widzę :D
To tyle względem obiektywizmu, czy szkól, czy innych sugestii :)
Natomiast co do "Nocarza" poradziliśmy sobie z Packowymi "Linią ognia", "Szatańskim", z Gienowymi książkami...myślę, że zespół da radę i Nocarzowi...
A zapewne zrecenzuje wampir :D nie wiem dalczego mi się kojarzy, że to on powinien dostać książkę w pazury.
Z dedykacją...Vespera oczywiście :)
Im mniej zębów tym większa swoboda języka

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

eses pisze: Zanim ktokolwiek udzieli odpowiedzi, przypomnę tylko, że niedługo na pewno zostaniecie, droga redakcjo F, posądzeni o stroniczość, jak ktokolwiek z zespołu redakcyjnego będzie "Nocarza" recenzować :P
Hyyy! Rozumiem, że wprowadzasz tu strategiczne mącipole, które spowoduje, że każda recenzja "Nocarza" napisana przez kogokolwiek z RedAkcji, będzie stronnicza, czyli:
a. jeżeli ukaże się recenzja pochwalna, to wiadomo => koniunkturalizm i redakcyjna solidarność;
b. negatywna recenzja - kokieteria redakcyjna nie mająca nic wspólnego z rzetelnością recenzencką.

Pozostaje zacząć w takim razie recenzję od słów: "Szanowny Czytelniku, to będzie recenzja stronnicza, dlatego od razu zachęcam Cię, żebyś nie wierzył mi na słowo, tylko wziął się do lektury "Nocarza" i sam sprawdził..." :P:P:P
Od razu powiem, że mnie nie przypadło w udziale recenzowanie "Nocarza".

A co do recenzji, to kwestia obiektywizmu tych ostatnich jest kwestią problematyczną. Bynajmniej nie z racji koniunkturalizmu czy nierzetelności recenzentów, lecz z racji braku jednoznacznych kryteriów określających normę "dobry/zły utwór". Znaczy: tak mnie się zdaje, że nawet analiza tekstu nie będzie obiektywna :))))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Małgorzata pisze: Hyyy! Rozumiem, że wprowadzasz tu strategiczne mącipole, które spowoduje, że każda recenzja "Nocarza" napisana przez kogokolwiek z RedAkcji, będzie stronnicza
Wiesz, prawdopodobnie będę recenzował "Nocarza" w CF, więc też może pojawić się pytanie, czy jako osoba udzielająca się tutaj nie jestem też w jakiś sposób z Wami powiązany :)
Ale to pewnie po prostu uraz od czasu, gdy dowiedziałem się, jak był odbierany szum wokół ś.p. "Ubika" na forum Gazety Wyborczej ;)

Wracając do głównego wątku, niedokładnie sformułowałem pytanie.
I czy polska obiektywna recenzja książki/opowiadania/pisma fantastycznego musi zacząć się od wyliczenia wszystkich błędów, wpadek i niekonsekwencji twórców, by potem na końcu móc przyznać, że coś tam, gdzieś tam się podobało i w zasadzie nie jest tak źle?
Chodziło mi o recenzję książki, która recenzentowi się podoba. Pojawiło się bowiem w mojej głowie takie przypuszczenie, że aby nie być podejrzewanym o stroniczość, najlepiej byłoby zacząć od wyliczenia minusów :)

Pozdrawiam!
SS
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

koniec i mogila nachodza na recenzenta w momencie, w ktorym zaczyna sie zastanawiac nad tym, jak zostanie odebrana jego recenzja.
You and me, lord. You and me.

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Coleman pisze:koniec i mogila nachodza na recenzenta w momencie, w ktorym zaczyna sie zastanawiac nad tym, jak zostanie odebrana jego recenzja.
...Aczkolwiek z drugiej strony osoba, która wkłada w pisanie recenzji swoje umiejętności i traktuje to jako pracę w pewnym sensie twórczą, też chciałaby być doceniona :)

Ale wiem, co chcesz powiedzieć - jeśli pisze się, by zadowolić czytelników, to tak, jest to śmierć recenzenta. Ale nie jest nią chyba ciekawość cudzych opinii na temat swej pracy?
Pozdrawiam
SS
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

Dwie rozne sprawy. Owszem, jako recenzent chcialbym, aby moja praca byla przynajmniej dostrzegana. Tak sie akurat w moim konkretnym przypadku sklada, ze zazwyczaj jest ona dostrzegana przez urazonych autorow. Gdybym mial popadac w megalomanie, to bym pewnie uznal, ze to tez forma docenienia wysilku :> Tymczasem nie wbija mnie to w dume, ani nie sprawia wesolosci, za to przynajmniej daje poczucie, iz wlasnie nie poszlo sie po najmniejszej linii oporu. Czy czytelnicy to widza, czy nie... Nie mam pojecia, to nie ma dla mnie wiekszego znaczenia. Co jest istotne, to zeby ci, ktorzy siegna lub nie po recenzowana ksiazke nie byli zawiedzeni i rozczarowani wyborem, jakiego dokonali w oparciu o recenzje. Ale tu juz troszeczke zaczynamy wkraczac na tereny, ktore zrylismy chyba wystarczajaco podczas poprzedniej... khem, dyskusji... o recenzjach, a zwlaszcza recenzentach :)
You and me, lord. You and me.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Pewnie dlatego, że Eses uprościł sprawę krytyki literackiej do recenzji. A to przecież tylko jedno z narzędzi, rzecz jasna, najbardziej publiczne :))))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Małgorzata pisze:Pewnie dlatego, że Eses uprościł sprawę krytyki literackiej do recenzji. A to przecież tylko jedno z narzędzi, rzecz jasna, najbardziej publiczne :))))
No bo stoję na stanowisku, że recenzję może stworzyć każdy, kto włada poprawnie językiem polskim. Być może nie dostrzeże niuansów językowych, specyficznych konstrukcji, czy pewnych odniesień kulturowych, ale jest w stanie, w lepszy lub gorszy sposób, przekazać swoją opinię na temat dzieła i niektórych jego elementów. Natomiast każdy inny tekst - analiza, esej, praca naukowa itepe - wymagają już teoretycznego przygotowania. A przynajmniej ja oczekuję od autora, aby taką wiedzę i umiejętności ujawnił w praktyce.
I tak oto wreszcie odpowiedziałem na pytanie zawarte w temacie :P

Pozdrawiam
SS
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Czyli wychodzi, że do krytyki w całokształcie przystąpić mogą albo filologowie (posiadają wiedzę teoretyczno- i historyczno-literacką), albo autorzy (jak chce tego Navajero) :)))

Mnie tam zajedno, byle krytyk znał literaturę, o której się wypowiada :))))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
eses
Psztymulec
Posty: 984
Rejestracja: sob, 01 paź 2005 19:59

Post autor: eses »

Małgorzata pisze:Czyli wychodzi, że do krytyki w całokształcie przystąpić mogą albo filologowie (posiadają wiedzę teoretyczno- i historyczno-literacką), albo autorzy (jak chce tego Navajero) :)))

Mnie tam zajedno, byle krytyk znał literaturę, o której się wypowiada :))))
Heh, czyli kręcę bicz na siebie, bom filmoznawca, nie polonista ;)
A serio, to przecież wiedzę potrzebną do "porządnej" krytyki literackiej można nabyć nie tylko na drodze pięcioletnich studiów :)

Pozdrawiam
SS
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie ;)

Awatar użytkownika
Navajero
Klapaucjusz
Posty: 2485
Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02

Post autor: Navajero »

Małgorzata pisze:Czyli wychodzi, że do krytyki w całokształcie przystąpić mogą albo filologowie (posiadają wiedzę teoretyczno- i historyczno-literacką), albo autorzy (jak chce tego Navajero) :)))
Krytykować, jak i śpiewać - każdy może :) Ja tylko mniej czy bardziej udatnie, starałem się napisać, że ja - traktowałbym poważniej, taką krytykę ze strony jakiegoś autora niż czystego teoretyka.
Nb. Nie myślcie, że nie zauważyłem, że mnie w innym temacie Yuki podszczypywała z tego powodu :> Chciałem jej nawet pokazać język, ale się rozmyśliłem :)
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Ot, tak się czepiam z lekka, bo dostrzegam w tym jakiś dysonans (dla mnie to jest dysonans, nie w ogólności), jako że autorzy z ulubionej przeze mnie dziedziny literatury nie zawsze mi się sprawdzają w krytyce właśnie...

Niemniej, przyznać należy, że ci, którzy zagłębiają się w meandry trudnej sztuki poznawania odbioru dzieł literackich nie schodzą na niziny pospolitej beletrystyki... No, może za wyjątkiem zerknięcia na Lema.

Dlatego też nie po profesji pisarskiej, czy wykształceniu wyznaczam kompetencje krytyka, lecz po spójności wywodów, interesujących interpretacjach, podejściach, podsumowaniach, spostrzeżeniach i wnioskach, etc., które to wymagają u podstaw wiedzy i zainteresowań dogłębnych w literaturze, która krytyce jest poddawana => pewnie dlatego ten dysonans.

Bo, oczywiście, krytykować każdy może :))))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Gustaw G. Garuga
Psztymulec
Posty: 940
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Gustaw G. Garuga »

Navajero pisze:Krytykować, jak i śpiewać - każdy może :) Ja tylko mniej czy bardziej udatnie, starałem się napisać, że ja - traktowałbym poważniej, taką krytykę ze strony jakiegoś autora niż czystego teoretyka.
Wracam do pierwotengo pytania. Zdziwiło mnie, że wytworzył się tu tak jednolity front przeciwkio stanowisku Navajero w obronie świętego prawa do krytykowania. Otóż moim nieskromnym zdaniem nalezy traktować powaznie opinię tych, co się znają na rzeczy. Przykład - jesli czytelnicy twierdzą, że np. w moim opowiadaniu dialogi przyprawiają o ból zebów, że postacie papierowe, że humor nie śmieszy, a zakończenie ni przypiął, ni przyłatał, to nie mam kontrargumentu, bo w tej mierze czytelnicy (a przynajmniej ci cechujący się dobrą wolą, nie złosliwością) mają najwięcej do powiedzenia. Jeśli jednak np. jestem historykiem i fabułę zbudowałem wokół jakiegoś faktycznego wydarzenia, o którym wzmianki w tekście padają, a jakiś czytelnik sobie w Internecie "wygugla", że było inaczej, albo że musiało być inaczej, bo wtedy realia były takie a takie, to ja za taką krytykę bardzo serdecznie dziękuję, nie skorzystam. Natomiast jeśli problemy wytknie mi inny historyk, to owszem, mogę z przyjemnością posłuchać, co ma do powiedzenia. Tak sądzę (na teraz, bo może zaraz wyprowadzicie mnie z błędu).

ODPOWIEDZ