Zgadza się, ale wydaje mi się, że mówiłem nie o odbieraniu wrażeń, czy nawet krytyce a o miażdżącej krytyce. Być może zastosowałem tu nadmierne skróty myślowe, co jest moją z dawna znaną mi wadą :) Pisząc to co wyżej, odniosłem się do jednego z twierdzeń p. Parowskiego, który wypowiedział się z kolei nt. koncepcji totalnej krytyki tekstu, uprawianej min. przez osobę/osoby ( vide link podany przez Yuki), twierdzącą coś w rodzaju; "sama zrobiłabym to dużo lepiej , ale nie zrobię bo mam nad wami litość". Stąd też mnie nie dziwi zaproszenie do zaprezentowania swoich walorów, wystosowane przez M.P do owych mołojców. Nie chcę bynajmniej odbierać zwykłemu czytelnikowi prawa do krytyki, jednak pogłębiona krytyka, połączona z pouczeniami i dość złośliwymi wstawkami w typie jak wyżej, moim zdaniem - tylko dla zawodowców. To dotyczy krytyki ogólnie, moim zdaniem "Szamanka" zebrała baty zasłużenie, choć niektóre stwierdzenia zawarte w temacie dot. tego tekstu na forum NF, wydały mi się przesadne a hmm... wysoka samoocena niekórych userów - niczym nie uzasadniona. Mam nadzieję, że się nie zamotałem :)Małgorzata pisze:Navajero, skoro odbiór dzieła polega na wrażeniach i odczuciach, to tutaj kompetentny jest każdy, bo wrażenia i odczucia są zbiorczo cechą wspólną grupy odbiorców.
krytyka literacka - co to jest i kto powinien uprawiać
Moderator: RedAktorzy
- Navajero
- Klapaucjusz
- Posty: 2485
- Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
- Navajero
- Klapaucjusz
- Posty: 2485
- Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02
Łapiesz mnie za słówka? :) Wydaje mi się, że dostatecznie jasno napisałem o co mi chodzi? Nb. opublikowałem ok. setki tekstów naukowych i popularno - naukowych i nigdy żadnych pouczeń od redaktora/wydawcy nie dostałem bo to nie warsztaty. Albo się przyjmuje tekst, albo odrzuca. Po publikacji tekstów natomiast, z krytyką ( tak w sensie pozytywnym jak i negatywnym) się zetknąłem. Co do tekstów literackich, na razie się nie wypowiadam ;)Ebola pisze:I tu się mylisz. Pierwsze pouczenia musiałbyś przyjąć od wydawcy a konkretnie od redaktora, który w większości przypadków nic nie napisał/opublikował, a mimo to jest osobą kompetentną jeśli chodzi o ocenę tekstu.Navajero pisze:Gdybym ja był ekhmm... autorem, przyjąłbym do wiadomości każdą opinię na temat swej tfurczości, jednak pouczenia - tylko od osób które coś napisały/ opublikowały.
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Ach, przeciwnie, nie namieszałeś - teraz widzę jasno w zachwyceniu :))))
No, krytyką stwierdzeń mołojeckich, że lepiej wiem, ale nie pokażę, bo mię litość ogarnia, to żadną miarą krytyka nie jest, obawy miałabym nawet przy krytykanctwie.
Pewnie gdzieś po drodze sens ów mi umknął - nie tylko Ty grzeszysz skrótem myślowym, Navajero :))))
No, krytyką stwierdzeń mołojeckich, że lepiej wiem, ale nie pokażę, bo mię litość ogarnia, to żadną miarą krytyka nie jest, obawy miałabym nawet przy krytykanctwie.
Pewnie gdzieś po drodze sens ów mi umknął - nie tylko Ty grzeszysz skrótem myślowym, Navajero :))))
So many wankers - so little time...
Krytykować ma prawo każdy, aczkolwiek jedna krytyka jest łatwiejsza do przełknięcia, inna trudniejsza - zależy od osoby krytykującego. W sprzyjających okolicznościach krytyka może zmotywować i dodać skrzydeł, w niesprzyjających wręcz przeciwnie. Podam przykład, który znam bardzo dobrze: Klasa maturalna. Nauczyciel wskazuje osoby, które jego zdaniem mają szansę zdać maturę z nauczanego przezeń przedmiotu. Jeśli osoby nie wskazane chcą zdawać maturę z tegoż przedmiotu, nauczyciel ich zniechęca (praktyka nagminna - niestety). W najciekawszej sytuacji są uczniowie, którzy są zniechęcani do zdawania wszystkich lub większości przedmiotów.
Już parę razy musiałem zachęcać zniechęconych postawą nauczycieli uczniów do podjęcia wysiłku, rzetelnej, żmudnej pracy i podejścia do matury. W efekcie uczniowie tę maturę zdawali i stawała się ona prawdziwym egzaminem dojrzałości, a nie testem wiedzy. Jednak co z osobami, które nie mają nikogo, kto by im wytłumaczył, że dobry nauczyciel krytykuje, ale jednocześnie motywuje do wysiłku?
Jak to się ma do pisania? Jeśli ktoś ocenia tekst z nutką obiektywnej ironii i jest osobą znającą się na rzeczy, krytyka ta jest do przełknięcia, w innym przypadku nie jest. Jeśli zaś oceniający zniechęca (nauczyciele z powrotem na studia marsz), jest to jego porażka na całej linii. Bo to jest zła rada, a jak ktoś mądry powiedział "zła rada jest gorsza niż brak rady".
Będąc tu na forum sporo się nauczyłem odnośnie krytyki, reagowania na krytykę i wyciągania z niej wniosków. Krytyka i jej odbieranie rządzi się pewnymi regułami i reguł tych nie należy przekraczać, bo to automatycznie kojarzy się z histerią krytykowanego lub polskim równaniem do dołu.
Jeśli chodzi o "Szamankę", nastąpiła skrupulatna analiza i fajnie. Jeśli autorka wyciągnie wnioski, jeszcze lepiej.
Przypomnę też, że edukacja cechuje się popełnianiem błędów, szczególnie we wczesnych fazach. Błędy popełniają wybitni profesorowie i to nie jest nic nadzwyczajnego, bo trzeba się długo uczyć, by się nauczyć. Ważne by nie przestawać się uczyć.
IMO na forum NF już zostało wszystko powiedziane, a to, co nie zostało powiedziane, jest i tak wiadome. Więc nie widzę sensu ciągnięcia dyskusji, bo to jest dyskusja nie o "Szamance", a o panu Parowskim.
Już parę razy musiałem zachęcać zniechęconych postawą nauczycieli uczniów do podjęcia wysiłku, rzetelnej, żmudnej pracy i podejścia do matury. W efekcie uczniowie tę maturę zdawali i stawała się ona prawdziwym egzaminem dojrzałości, a nie testem wiedzy. Jednak co z osobami, które nie mają nikogo, kto by im wytłumaczył, że dobry nauczyciel krytykuje, ale jednocześnie motywuje do wysiłku?
Jak to się ma do pisania? Jeśli ktoś ocenia tekst z nutką obiektywnej ironii i jest osobą znającą się na rzeczy, krytyka ta jest do przełknięcia, w innym przypadku nie jest. Jeśli zaś oceniający zniechęca (nauczyciele z powrotem na studia marsz), jest to jego porażka na całej linii. Bo to jest zła rada, a jak ktoś mądry powiedział "zła rada jest gorsza niż brak rady".
Będąc tu na forum sporo się nauczyłem odnośnie krytyki, reagowania na krytykę i wyciągania z niej wniosków. Krytyka i jej odbieranie rządzi się pewnymi regułami i reguł tych nie należy przekraczać, bo to automatycznie kojarzy się z histerią krytykowanego lub polskim równaniem do dołu.
Jeśli chodzi o "Szamankę", nastąpiła skrupulatna analiza i fajnie. Jeśli autorka wyciągnie wnioski, jeszcze lepiej.
Przypomnę też, że edukacja cechuje się popełnianiem błędów, szczególnie we wczesnych fazach. Błędy popełniają wybitni profesorowie i to nie jest nic nadzwyczajnego, bo trzeba się długo uczyć, by się nauczyć. Ważne by nie przestawać się uczyć.
IMO na forum NF już zostało wszystko powiedziane, a to, co nie zostało powiedziane, jest i tak wiadome. Więc nie widzę sensu ciągnięcia dyskusji, bo to jest dyskusja nie o "Szamance", a o panu Parowskim.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Mam tylko jedną uwagę formalną, bracie mój, Kruczywietrze.
Poza tym, nie zgadzam się z sugestią, że krytyka powinna posługiwać się wyłącznie wpływem pozytywnym i motywacyjnym - nigdy w życiu. Jakkolwiek podejście pozytwyne sprawdza się w pracy z młodzieżą, to jednak krytyka ma jeszcze wymiar marketingowy, a przy tym, nie stanowi narzędzia wyłącznie oceny i nie jest tylko komunikatem dla autorów. Przede wszystkim jest to komunikacja z czytelnikiem lub potencjalnym czytelnikiem. Znaczy: sprzeciwiam się, by krytyka literacka była wyłącznie krytyką przez pochwałę, klepaniem po plecach, etc. Niechaj będzie również kłem i szponem wypruwającym flaki z utworów na oczach rozradowanej publiczności. I każdą formą pośrednią też. A czy przyjmie ją autor, to akurat mniej ważne od tego, czy przyjmie ją czytelnik. Bo to o czytelników w krytyce literackiej chodzi przede wszystkim :))))
Pragnę tylko zauważyć, że ironia ex definitio nie może być obiektywna, to zabieg literacki lub komunikacyjny oparty właśnie na subiektywizmie, na nadaniu kontekstu emocjonalnego wypowiedzeniu, konotacji przewrotnych, drwiących, pozornie tylko aprobujących. Znaczy: tu jest zwyczajna sprzeczność logiczna.Kruczywiatr pisze:Jeśli ktoś ocenia tekst z nutką obiektywnej ironii i jest osobą znającą się na rzeczy, krytyka ta jest do przełknięcia, w innym przypadku nie jest.
Poza tym, nie zgadzam się z sugestią, że krytyka powinna posługiwać się wyłącznie wpływem pozytywnym i motywacyjnym - nigdy w życiu. Jakkolwiek podejście pozytwyne sprawdza się w pracy z młodzieżą, to jednak krytyka ma jeszcze wymiar marketingowy, a przy tym, nie stanowi narzędzia wyłącznie oceny i nie jest tylko komunikatem dla autorów. Przede wszystkim jest to komunikacja z czytelnikiem lub potencjalnym czytelnikiem. Znaczy: sprzeciwiam się, by krytyka literacka była wyłącznie krytyką przez pochwałę, klepaniem po plecach, etc. Niechaj będzie również kłem i szponem wypruwającym flaki z utworów na oczach rozradowanej publiczności. I każdą formą pośrednią też. A czy przyjmie ją autor, to akurat mniej ważne od tego, czy przyjmie ją czytelnik. Bo to o czytelników w krytyce literackiej chodzi przede wszystkim :))))
So many wankers - so little time...
Prostuję: to nie ma być krytyka przez pochwałę, bo na samych pochwałach daleko nie zajedziemy i powinny być one wstrzemięźliwe, jeśli mają uzasadnienie. Chodziło o użyteczne wskazówki i nie bawienie się w proroka.Znaczy: sprzeciwiam się, by krytyka literacka była wyłącznie krytyką przez pochwałę, klepaniem po plecach, etc
Co do ironi, chodziło o ironię mającą podstawy. Może się myle i ktoś mi powinien wskazać, że mam garb, za co z góry dziekuję, ale ironia może nie mieć podstaw, albo mogą być one niewłaściwe sytuacyjnie (zaraz sie zaplączę:)).
Wiem teraz, że mogę wypruwać flaki na prawo i lewo, pisarzom i krytykom, a także czytelnikom, którzy krytykując publicznie, również muszą się liczyć z nieprzebraną w środkach krytyką własnej osoby i powinny isć na szkolenie ułańskie do Grudziądza:)
Czy znaczy to, że krytyka czytelnika jest ważniejsza niż krytyka osoby zajmującej się taką działalnością zawodowo? Rozumiem, że tak. Głównie chodziło mi w części wypowiedzi, do której odnosi się powyższy cytat, o prorokowanie i bawienie się w psychologa.Bo to o czytelników w krytyce literackiej chodzi przede wszystkim
Jeszcze jedna sprawa mnie nurtuje. Czemu zdarza się, że dzieła mocno krytykowane, stają się później czymś zachwalanym i na odwrót? Domyślam się odpowiedzi, ale proszę o potwierdzenie w postaci odpowiedzi na pytanie.
Chyba sobie poczytam na temat krytyki i uzupełnię braki.
Ostatnio zmieniony wt, 07 lut 2006 18:30 przez kruczywiatr, łącznie zmieniany 2 razy.
- A.Mason
- Baron Harkonnen
- Posty: 4202
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:56
- Płeć: Mężczyzna
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Ironia, bracie mój, może być trafna lub nietrafna, ale podstawa? Nie rozumiem? Podstawą ironii, IMO, jest po prostu sytuacja komunikacyjna i intencje nadawcy. A te podstaw innych niż chęć mieć nie muszą...kruczywiatr pisze:Co do ironi, chodziło o ironię mającą podstawy. Może się myle i ktoś mi powinien wskazać, że mam garb, za co z góry dziekuję, ale ironia może nie mieć podstaw, albo mogą być one niewłaściwe sytuacyjnie (zaraz sie zaplączę:)).
Znaczy: plączesz się, bracie mój. Pewnie chodzi Ci o to, żeby ironia była w jakiś sposób uzasadniona racjonalnie, ale przecież to jest coś, co wypływa bezpośrednio z osobowości nadawcy. A może, aby nie była zbyt agresywnym atakiem na dzieło? To też zależy wyłącznie od krytyka.
Możesz. O ile masz w tym cel. Nie stoję po stronie krytyki dla krytyki bynajmniej. Krytyka ma cele i cele te warto realizować. Sposób realizacji zależy od krytyka w tym samym stopniu, co sposób realizacji koncepcji kreatywnej powieści zależy od jej autora.kruczywiatr pisze: Wiem teraz, że mogę wypruwać flaki na prawo i lewo, pisarzom i krytykom, a także czytelnikom, którzy krytykując publicznie, również muszą się liczyć z nieprzebraną w środkach krytyką własnej osoby i powinny isć na szkolenie ułańskie do Grudziądza:)
Ach, cóż to za sprytne odwrócenie retoryczne, bracie mój. Nie, nie chodzi o to, czyja krytyka jest lepsza/gorsza/ważniejsza mniej/bardziej. Chodziło o to, dla kogo krytyka jest przeznaczona - stąd wspomniałam też o wymiarze marketingowym. Przede wszystkim krytyka jest dla czytelnika, a dopiero potem - dla autora utworu. :)))kruczywiatr pisze:Czy znaczy to, że krytyka czytelnika jest ważniejsza niż krytyka osoby zajmującej się taką działalnością zawodowo? Rozumiem, że tak. Głównie chodziło mi w części wypowiedzi, do której odnosi się powyższy cytat, o prorokowanie i bawienie się w psychologa.Bo to o czytelników w krytyce literackiej chodzi przede wszystkim
Ponieważ zmieniają się gusta, mody, trendy. Ponieważ łaska publiczności na pstrym koniu jeździ, jak kiedyś łaska pańska. Ponieważ nie ma obiektywnych norm i skal, które jednoznacznie określają, co jest dobrym utworem literackim, a co nim nie jest. Ponieważ krytyka, jak i literatura, są po prostu subiektywne :)))))kruczywiatr pisze:Jeszcze jedna sprawa mnie nurtuje. Czemu zdarza się, że dzieła mocno krytykowane, stają się później czymś zachwalanym i na odwrót? Domyślam się odpowiedzi, ale proszę o potwierdzenie w postaci odpowiedzi na pytanie.
So many wankers - so little time...
Dzięki za odpowiedź, Margot.
Krytyka powinna zatem być subiektywnym atakiem na dzieło,
ale nie na twórcę, ironia wobec dzieła, ale nie wobec autora, czy tak? A jeśli krytyka wykracza poza dzieło i skupia się na autorze, analizując jego osobowość, prorokując o jego zdolnościach, w dodatku bazując na małej liczbie materiałów?
Wyczytałem właśnie, że krytyka jest twórczością. Znaczy to, że też podlega krytyce.
Krytyka powinna zatem być subiektywnym atakiem na dzieło,
ale nie na twórcę, ironia wobec dzieła, ale nie wobec autora, czy tak? A jeśli krytyka wykracza poza dzieło i skupia się na autorze, analizując jego osobowość, prorokując o jego zdolnościach, w dodatku bazując na małej liczbie materiałów?
Wyczytałem właśnie, że krytyka jest twórczością. Znaczy to, że też podlega krytyce.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Pisał kiedyś dawno Balcerzan o dominującej u schyłku XX wieku autobiografizacji literatury. Wspomniał również, że odbiór artystyczny (w tym: dzieła literackiego) odbywa się w pryzmacie biografii autora.
I krytyka z biografii autora sprawę winna sobie zdawać, nie da się od tego odciąć, bo jest przecież krytyka również opcją interpretacyjną utworu. Niemniej, choć znajomość biografii autora wpływać może, a czasami powinna nawet na interpretacje, to jednak analiza warsztatu literackiego nie powinna podlegać interpretacjom biograficznym. Kartezjańska zasada rozdzielności najbardziej winna być widoczna właśnie w tym punkcie.
Pamiętaj, że choć krytyka jest pewnego rodzaju twórczością i rzecz jasna, bywa również autotematyczna, to jednak przede wszystkim ma ambicje naukowe - krytyka podlega krytyce, ale przede wszystkim jest przedmiotem i podmiotem badawczym/ poznawczym:))))
I krytyka z biografii autora sprawę winna sobie zdawać, nie da się od tego odciąć, bo jest przecież krytyka również opcją interpretacyjną utworu. Niemniej, choć znajomość biografii autora wpływać może, a czasami powinna nawet na interpretacje, to jednak analiza warsztatu literackiego nie powinna podlegać interpretacjom biograficznym. Kartezjańska zasada rozdzielności najbardziej winna być widoczna właśnie w tym punkcie.
Pamiętaj, że choć krytyka jest pewnego rodzaju twórczością i rzecz jasna, bywa również autotematyczna, to jednak przede wszystkim ma ambicje naukowe - krytyka podlega krytyce, ale przede wszystkim jest przedmiotem i podmiotem badawczym/ poznawczym:))))
So many wankers - so little time...
- Ika
- Oko
- Posty: 4256
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26
Przeczytałam wymianę poglądów w temacie razy dwa. Dla pewności, że niczego nie pominęłam, bo pewności, że wszystko zrozumiałam nijak nie osiągnę :)
Niewatpliwie w jednym Navajero i NUMP rację mają - ocena tekstu jest subiektywna i inna być nie może, bo oceniający zawsze będzie patrzył przez pryzmat własnych doświadczeń, upodobań, poglądów i tego co tam jeszcze może na percepcję jego wpłynąć.
Dalej, o czym Moi Światli Przedmówcy wspomnieli, do oceniania prawo ma każdy, a nawet jego dziadek. Gwarantuje nam to prawo, owa cudaczna i nie przez wszystkich akceptowana, wolność słowa.
Ale jest w tym kruczek, który słusznie wytknęła Margo - ocena może, a nawet powinna, podlegać ocenie :)
Dyskusja na temat czy ktoś ma prawo tak a nie inaczej ocenić, jest moim zdaniem bezprzedmiotowa - szczególnie jeśli jedynym argumentem "bo ja to zrobię lepiej". I autor i krytyk piszą co tam sobie uważają za stosowne :))) a my ich będziemy oceniać przez pryzmat tego co napiszą :)
(To tak ze złośliwości mi się napisało :) chociaż wcale prawdziwie)
Innymi słowy, nad krytyką wyrażoną w stylu: bo ja lepiej, nie ma nawet sensu się zatrzymywać. Ani już w ogóle zastanawiać się nad kompetencjami piszącego.
Niewatpliwie w jednym Navajero i NUMP rację mają - ocena tekstu jest subiektywna i inna być nie może, bo oceniający zawsze będzie patrzył przez pryzmat własnych doświadczeń, upodobań, poglądów i tego co tam jeszcze może na percepcję jego wpłynąć.
Dalej, o czym Moi Światli Przedmówcy wspomnieli, do oceniania prawo ma każdy, a nawet jego dziadek. Gwarantuje nam to prawo, owa cudaczna i nie przez wszystkich akceptowana, wolność słowa.
Ale jest w tym kruczek, który słusznie wytknęła Margo - ocena może, a nawet powinna, podlegać ocenie :)
Dyskusja na temat czy ktoś ma prawo tak a nie inaczej ocenić, jest moim zdaniem bezprzedmiotowa - szczególnie jeśli jedynym argumentem "bo ja to zrobię lepiej". I autor i krytyk piszą co tam sobie uważają za stosowne :))) a my ich będziemy oceniać przez pryzmat tego co napiszą :)
(To tak ze złośliwości mi się napisało :) chociaż wcale prawdziwie)
Innymi słowy, nad krytyką wyrażoną w stylu: bo ja lepiej, nie ma nawet sensu się zatrzymywać. Ani już w ogóle zastanawiać się nad kompetencjami piszącego.
Im mniej zębów tym większa swoboda języka
- Coleman
- Wampir
- Posty: 3097
- Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41
Zabawa polega w gruncie rzeczy na tym, ze jeden swietnie garnki lepi, a drugi ma ciotke w Chicago. Koronnym argumentem kazdego niewydarzonego A-Utora wobec krytyka jest niesmiertelne 'napisz lepiej', co jest warte tyle, co zeszloroczne guano wrobla z Wenezueli. Ot, niech milosnicy motoryzacji wezma przyklad - czy Clarckson bylby w stanie zbudowac samochod? Alez za ch*ja! Ale, czy (poza fordem GT, ma sie rozumiec) zna sie na samochodach?
Krytyk literacki nie jest i nie musi byc 'tym, co by napisal lepiej'. Krytyk literacki jest osoba, ktora wie 'jak sie czyta'. Kims, kto bedzie w stanie zdobyc sie na cos na ksztalt ANALIZY tekstu. A, mimo wszystko, bez wzgledu na to, co dzisiejsze masy twierdza, sa pewne w miare obiektywne wartosci i narzedzia, aby te analize przeprowadzic. Caly pic polega wiec na tym, aby umiejetnie czytac i niemniej umiejetnie o wrazeniach z lektury opowiedziec. Kwestia, kim krytyk jest i czym sie na co dzien zajmuje jest tutaj mniej, niz drugorzedna...
Osobiscie dostrzegam dwie szkoly:
1) Dukajowa - mowiaca, ze jest obiektywny i uniwersalny paradygmat, wobec ktorego mozna tekst postawic pod sciana i
2) Packowa - mowiaca, ze za teksty krajowych kolegow po piorze lepiej sie nie brac, bo sie zaraz ktos przypierdoli, ze sie odstawia prywate.
Wyjsciowo i teoretycznie, oczywiscie, racje niezaprzeczalna ma Dukaj, jednak kiedy sie czlowiek obudzi, przetrzy ocz blekity ((R) Gieno) i rozejrzy dokola, okazuje sie, ze Pacy znacznie lepiej rozumial zycie...
Krytyk literacki nie jest i nie musi byc 'tym, co by napisal lepiej'. Krytyk literacki jest osoba, ktora wie 'jak sie czyta'. Kims, kto bedzie w stanie zdobyc sie na cos na ksztalt ANALIZY tekstu. A, mimo wszystko, bez wzgledu na to, co dzisiejsze masy twierdza, sa pewne w miare obiektywne wartosci i narzedzia, aby te analize przeprowadzic. Caly pic polega wiec na tym, aby umiejetnie czytac i niemniej umiejetnie o wrazeniach z lektury opowiedziec. Kwestia, kim krytyk jest i czym sie na co dzien zajmuje jest tutaj mniej, niz drugorzedna...
Osobiscie dostrzegam dwie szkoly:
1) Dukajowa - mowiaca, ze jest obiektywny i uniwersalny paradygmat, wobec ktorego mozna tekst postawic pod sciana i
2) Packowa - mowiaca, ze za teksty krajowych kolegow po piorze lepiej sie nie brac, bo sie zaraz ktos przypierdoli, ze sie odstawia prywate.
Wyjsciowo i teoretycznie, oczywiscie, racje niezaprzeczalna ma Dukaj, jednak kiedy sie czlowiek obudzi, przetrzy ocz blekity ((R) Gieno) i rozejrzy dokola, okazuje sie, ze Pacy znacznie lepiej rozumial zycie...
You and me, lord. You and me.