Małgorzato, sęk w tym, że Joyce'a nikt nie chwalił, a nad Dukajem krytycy się rozpływają.
Oj, Młodziku, Młodziku... Chwalą. I nie chodzi mi o krytyków z netu, chociaż i oni chwalą, bo się boją, że jak nie rozumieją, to znaczy, że dzieło mądre i wspaniałe.
Gdyby Dukaj zrobił podobny numer... Miałby powody do śmiechu. :>
Jeśli chodzi o Ulissesa, to to bardzo jajcarski tekst. Może tylko w polskim tłumaczeniu, ale, jak dla mnie jajcarski. Nie należy zwłaszcza po połowie tego czytac ciurkiem tylko po kawałeczku. Jak dla mnie Zielona Gęś, jakkolwiek Gałczyński rymi i bez to zdawa mi lepsiejszy. A co do Pana Tadeusza, zgadzam się, romansidło. Jakkolwiek z zagwozdką, Tadeusz Telimenę, czy Telimena Tadeusza? Jak myślicie?
Edit: To taka próbka mojego strumienia podświadomości, gdyby kto chciał zarzucić, że nie w temacie, znaczy inspiracja stylem epoki.
Ha! Ale "Finnegans Wake", Adamie? To dopiero byłby numer. Co prawda, Joyce już zrobił krytyce psikusa, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by ktoś ten numer powtórzył. :P
Finnegans Wake, tia... Skoro to wymieniłaś, to domniemałem, ze chodzi o tę powieść-widmo, o której się opowiada jak o żelaznym wilku, jak dzięcioł słychać a nie widać. Musiałem w guglu sprawdzić, że faktycznie chodzi o to, oczym słyszałem a nazwać się obawiałem. To, niestety, jest poza moim zasięgiem. Chyba, że jakiś mistrz to przetłumaczy. Tak, czy siak, mówienie ze Joyce'a krytyka nie dostrzegała, przesadą a publiczność nie wychwalała nieprawdą jest i basta. Powiem tak, że swoją przygodę z Lemem zacząłem od takich książek jak "próżnia doskonała" czy wielkość urojona, Głos Pana. To były już teksty przy których publiczność zachęcona przygodami pilota Pirxa płakała rzewnymi ślozami nad tym co wyrabia ich ukochany autor, a dla mnie to jest jest "Lem właściwy". No cóż, to jest tak, że część publicznosci lubi być zaskoczona nawet ośmieszona, zmuszana do stałego weryfikowania swego gustu. Chyba Penderecki zrobił numer z utworem który zaczynał się bez ostrzeżenia. Publika sama miała się zorientować, że już grają. Coś takiego. Wolę, aby autor zmuszał mnie do tego, zebym sobie zadawał pytanie, czy mam słuch czy jestem kabotynem (sprawdziłem ostatnio z francuska, wędrowny aktor).
Przyznam - rozwaliło mnie to opowiadanko. Naszpikowane lemowskimi (i nie tylko, echa brinowego "Sundivera" też widać) aluzjami do granic plagiatu, momentami świadomie autoironiczne (mamy tam i ZSRR, i kalkulatory lampowe). No cudeńko. Nie wiem (z tych fragmentów) czy będzie to dobra literatura i/lub dobra SF, ale jako stary lemowiec jestem zauroczony.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
"Crux" to jest straszna błahostka, przypisek na marginesie "Diamentowego wieku" zmiksowany z elementów "Kiepskich..." ([md5]bohater tytułowy, lecz nie główny[/md5]) i Komudy z Sienkiewiczem ([md5]w tej kolejności bo tym neoSarmatom do świętych daleko[/md5]), a bohater główny to niby taki hrabiczek Henryczek.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas
No więc właśnie użarł mnie ten "kiepscyzm". Znaj proporcją, mocium panie. Dres Zbawca teoretycznie jest nośny, ale teoria rozminęła się z praktyką.
Bo tak: rozumiem Orwella, który pisał, że siła tkwi w prolach. Bycia prolem się nie wybierało, taki się rodziłeś, określało cię środowisko. Prole jako grupa mają potencjał, wybitna jednostka może poderwać ich do zrywu - początku przemian.
Tymczasem dresy to raczej model życia, pewna filozofia. Tylko jakoś nie komponuje mi się ona ze zbawianiem ludzkości.
Ale może ja bredzę, bo pamiętam wrażenie, jakie wywołał utwór, ale konkrety fabularne wyżarła mi skleroza.
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.