Genetyczka w błękitach, czyli Aleksandra Janusz
Moderator: RedAktorzy
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Właśnie dostąpiłam przyjemności przeczytania Domu Wschodzącego Słońca. Ogólne wrażenie po lekturze: pozytywne.
Książkę czyta się lekko i płynnie, a jej największym, bodajże, atutem są wyraziści bohaterzy. Żadni tam herosi bez skazy, ale bardzo „ludzcy” magowie, z których np. jeden zdołał wysiec w amoku w przeszłości sporą ilość osób, inny słabnie na widok krwi, kolejny okazuje się być... zakonnicą itd. Ładnie wykreowane postaci, bardzo realne i przekonujące.
Natomiast, co do samej akcji, miałam kilka wątpliwości. Chyba najbardziej zazgrzytała mi opowieść, w której pojawia się Redfairy, a to ze względu na zakończenie. Wydało mi się zdecydowanie zbyt błahe w stosunku do zbudowanego przez autorkę napięcia, zwiastującego mocny, mroczny i imponujący koniec historii ;-). Pojawia się przecież i paraliżujący strach, i wielkie przepowiednie i czego tam jeszcze nie było, a tu nagle bach! i Gabiś pokonuje szkocką elfkę w sposób szalenie banalny. A już list od niej, kończący rozdział zabrzmiał wręcz infantylnie. Ta opowieść mnie nie przekonała, choć początek, w tym historia Jean — Pierre’a były naprawdę wysmakowane. Jeszcze w kilku miejscach w książce odnosiłam podobne (choć zdecydowanie mniej intensywne) odczucie — jakby zakończenie pewnego etapu przygód bohaterów nie dorastało „wielkością” do pięknie zbudowanego przez Inę klimatu.
Ponieważ sporo historii pozostało nie dokończonych, czekam na dalsze części opowiadające o losach magów i innych istot pojawiających się w książce.
Aha, na zakończenie dodam, że najurokliwszym sposobem przepędzania wampira, z jakim dotychczas się spotkałam jest ten ze strony 340, linijka druga od góry ;-DDD.
Książkę czyta się lekko i płynnie, a jej największym, bodajże, atutem są wyraziści bohaterzy. Żadni tam herosi bez skazy, ale bardzo „ludzcy” magowie, z których np. jeden zdołał wysiec w amoku w przeszłości sporą ilość osób, inny słabnie na widok krwi, kolejny okazuje się być... zakonnicą itd. Ładnie wykreowane postaci, bardzo realne i przekonujące.
Natomiast, co do samej akcji, miałam kilka wątpliwości. Chyba najbardziej zazgrzytała mi opowieść, w której pojawia się Redfairy, a to ze względu na zakończenie. Wydało mi się zdecydowanie zbyt błahe w stosunku do zbudowanego przez autorkę napięcia, zwiastującego mocny, mroczny i imponujący koniec historii ;-). Pojawia się przecież i paraliżujący strach, i wielkie przepowiednie i czego tam jeszcze nie było, a tu nagle bach! i Gabiś pokonuje szkocką elfkę w sposób szalenie banalny. A już list od niej, kończący rozdział zabrzmiał wręcz infantylnie. Ta opowieść mnie nie przekonała, choć początek, w tym historia Jean — Pierre’a były naprawdę wysmakowane. Jeszcze w kilku miejscach w książce odnosiłam podobne (choć zdecydowanie mniej intensywne) odczucie — jakby zakończenie pewnego etapu przygód bohaterów nie dorastało „wielkością” do pięknie zbudowanego przez Inę klimatu.
Ponieważ sporo historii pozostało nie dokończonych, czekam na dalsze części opowiadające o losach magów i innych istot pojawiających się w książce.
Aha, na zakończenie dodam, że najurokliwszym sposobem przepędzania wampira, z jakim dotychczas się spotkałam jest ten ze strony 340, linijka druga od góry ;-DDD.
There's some questions got answers and some haven't
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
OK, miałam już nie włazić na forum, ale jeszcze się pojawię i podziękuję :)
Historii o Red w takim kształcie, w jakim jest, razem z listem, jestem gotowa bronić do upadłego. Gdyby kończyła się inaczej (gdyby Red nie okazała się zepsutym elfim bachorem, a lęki Gabisia wytworem jego bujnej wyobraźni, traumy, syndromu helsińskiego itp) miałaby zupełnie inną wymowę i dalsze konsekwencje dla bohatera. Cały morał poszedłby na grzyby...
No, ale są te, no, degustibusy czytelnicze i na to nic nie poradzę :)
Na patos czas jeszcze przyjdzie. Ojejuśku, przyjdzie. To jest w końcu w pewnym specyficznym sensie heroiczne fantasy.
Historii o Red w takim kształcie, w jakim jest, razem z listem, jestem gotowa bronić do upadłego. Gdyby kończyła się inaczej (gdyby Red nie okazała się zepsutym elfim bachorem, a lęki Gabisia wytworem jego bujnej wyobraźni, traumy, syndromu helsińskiego itp) miałaby zupełnie inną wymowę i dalsze konsekwencje dla bohatera. Cały morał poszedłby na grzyby...
No, ale są te, no, degustibusy czytelnicze i na to nic nie poradzę :)
Na patos czas jeszcze przyjdzie. Ojejuśku, przyjdzie. To jest w końcu w pewnym specyficznym sensie heroiczne fantasy.
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Tam zaraz patos. Patos byłby zdecydowanie gorszym rozwiązaniem :-). Po prostu czytając odniosłam wrażenie, że początek i koniec rozdziału nie pasują do siebie stylem. Tak jakbyś nie mogła się zdecydowac, czy ma byc strasznie, czy śmiesznie.
Niestety, z czytelnikami to już tak jest, że niekoniecznie odbiorą tekst w sposób zgodny z zamierzeniami autora :-)). Tak czy inaczej, czekam na ciąg dalszy. Dosyc zafrapowała mnie postac Titanii i mam nadzieję, że czegoś więcej o tym matematycznym mózgu sie dowiem.
A, no i zapomniałam o najważniejszym: GRATULUJĘ PUBLIKACJI!
Niestety, z czytelnikami to już tak jest, że niekoniecznie odbiorą tekst w sposób zgodny z zamierzeniami autora :-)). Tak czy inaczej, czekam na ciąg dalszy. Dosyc zafrapowała mnie postac Titanii i mam nadzieję, że czegoś więcej o tym matematycznym mózgu sie dowiem.
A, no i zapomniałam o najważniejszym: GRATULUJĘ PUBLIKACJI!
There's some questions got answers and some haven't
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
Helou, helou, pszczółki moje kochane. Pomyślałam sobie, że pewnie chętnie się dowiecie, jak to w tych Stanach było. :>
Powklejałam notki z mojego nieoficjalnego bloga na poltergeista:
http://info.polter.pl/inatheblue,blog.html
Powklejałam notki z mojego nieoficjalnego bloga na poltergeista:
http://info.polter.pl/inatheblue,blog.html
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
Helou, to ja, wyłaniam się z niezmierzonej otchłani myśli głębokich.
To już trzecia recenzja w F-cie, więc powinnam chyba coś powiedzieć na forum publicznym - np. podziękować, albo co :)
No, nie wiem, co dalej. Socjalizacja nie jest moją mocną stroną.
Ale zapraszam do śledzenia dalszych rzeczy, które wysmażę, kiedy je wysmażę.
Spodziewajcie się niespodziewanego.
To już trzecia recenzja w F-cie, więc powinnam chyba coś powiedzieć na forum publicznym - np. podziękować, albo co :)
No, nie wiem, co dalej. Socjalizacja nie jest moją mocną stroną.
Ale zapraszam do śledzenia dalszych rzeczy, które wysmażę, kiedy je wysmażę.
Spodziewajcie się niespodziewanego.
- Lafcadio
- Nexus 6
- Posty: 3193
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57
Natknąłem się na coś takiego jak Kilka słów od opowiadaczki. O fabule, przesłaniach i tym podobnych, ale niestety się na tym zawiodłem, bo ilekroć czytam takie teksty to są to zbiory tych samych banałów ;) Ciągle tych samych...
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
O przepraszam, ale Howard akurat o uniwersalia i ciekawość świata zadbał, i to bardzo. Sztancy żadnej nie miał, bo Conan był na swoje czasy i w swojej klasie niebywale oryginalny. O pieniądzach też nie może być mowy, bo Howard pisał za przysłowiową "garść dolarów".inatheblue pisze:Inni pisarze - a jest ich wielu - idą w produkcję masową. Nie interesuje ich jeden czytelnik, który zrozumie głęboką myśl, tylko tych dziewięciu pozostałych. Mają gdzieś uniwersalia i ciekawość świata. Tłuką więc książki od sztancy, bez większego powodu oprócz jednego - pieniędzy.
Też można. Całkiem solidna, życiowa motywacja, a powieści powstałe tą drogą to nieraz przyzwoity kawałek pieczonego ziemniaka. Jakże pusty byłby świat bez Conanów i Drizztów!
Poza tym, razi zestawienie postaci Conana i Dizzta. Zgoda, że obaj byli jednowymiarowi i niezbyt skomplikowani, jednak o ile pierwszego cechował wigor i rumieniec, o tyle drugi był obrzydliwie papierowym mydłkiem. Conan to postać żywa i ciekawa, choć prosta. Za to Drizzt jest bohaterem płaskim, nijakim i bladym (na swój czarny sposób), do tego całkiem nielogicznie skonstruowanym, w czym widać słabość i chciejstwo autora. Durnowatość konstrukcji postaci Drizzta jest wprost porażająca, za to Conanowi nie można odmówić pewnej prostej prawdziwości charakteru.
No i jeszcze jedno - Howard dysponował kwiecistym, sugestywnym stylem, czego o Salvatore powiedzieć raczej nie można. Howard tworzył, a Salvatore przetwarzał - to druga zasadnicza różnica.
Oczywiście, czepiam się do tego z lekkim przymrużeniem oka, jednak przy postawieniu Conana w jednym rzędzie z Drizztem zawsze podniosę bunt :P
Zgadzam się, że jedno i drugie jest literaturą bezrefleksyjną, rozrywkową i konfekcyjną, ale Conan mieści się na wyżynach gatunku, podczas gdy Drizzt pełza z nosem przy ziemi, brodząc w pomyjach nurtu.
Pozdrawiam :)
- taki jeden tetrix
- Niezamężny
- Posty: 2048
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 20:16
Prawda...Dabliu pisze:Sztancy żadnej nie miał, bo Conan był na swoje czasy i w swojej klasie niebywale oryginalny.
...i fałsz. Howard _żył_ z pisania, więc tworzył dużo i szybko, czasem wprost kserował fabuły. Inna rzecz, że to faktycznie trzymało poziom.Dabliu pisze:O pieniądzach też nie może być mowy, bo Howard pisał za przysłowiową "garść dolarów".
A jeszcze inna, Dabliu, że Inie chodziło raczej (o ile dobrze odczytałem) o tych, co teraz kserują Howarda i Salvatore'a :D
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
I tak i nie. Kserował fabułki raczej pisząc opowiadania "bokserskie".taki jeden tetrix pisze:...i fałsz. Howard _żył_ z pisania, więc tworzył dużo i szybko, czasem wprost kserował fabuły.Dabliu pisze:O pieniądzach też nie może być mowy, bo Howard pisał za przysłowiową "garść dolarów".
Conan wystąpił bodaj w parunastu opowiadaniach (nie licząc tych dokończonych lub napisanych na podstawie pozostawionych konspektów, przez de Campa i Cartera) oraz jednej powieści.
Poza tym, za wikipedią:
Nie stać go było na skończenie studiów. Za pierwsze opowiadanie w Wierd Tales otrzymał 16 dolców (prawdę mówiąc, to nie wiem, czy to było wtedy dużo...).REH imał się różnorodnych zawodów aby zarobić na utrzymanie, nawet wtedy gdy publikował swoją twórczość. Był pomocnikiem geografa, prywatną sekretarką w biurze prawniczym, pomocnikiem w aptece i publicznym stenografem. W 1926 na życzenie ojca skończył kurs bibliotekarstwa.
- taki jeden tetrix
- Niezamężny
- Posty: 2048
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 20:16
Pierwsze opowiadanie o Conanie, "Feniks na mieczu" to ksero z któregoś z wcześniejszych opowiadań ("Spear and Fang", bodajże), nie pamiętam - czy o Kullu, czy o Mak Mornie. 16 dolarów... w tym okresie, 80-100 złotych. Prawie krowa, jeśli pamięć służy.
A cytowanie strony twierdzącej, że REH był "prywatną sekretarką", zawsze rozwiewa wszelkie wątpliwości :D
A cytowanie strony twierdzącej, że REH był "prywatną sekretarką", zawsze rozwiewa wszelkie wątpliwości :D
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
- Lafcadio
- Nexus 6
- Posty: 3193
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57