Zakładam glany i czekam ;)hundzia pisze:MUAHAHAHA, Rafale, nadchodzę!
Zawieje i zamiecie - Rafał W. Orkan
Moderator: RedAktorzy
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
Zostałeś Muzem :)))Dabliu pisze:Tak mi się przypomniało... Tesska zrobiła mi kolejny prezent, tym razem lepiąc plastelinowego Gebneha :)
Chyba Ci zmienię rangę <szatański chichot, ale to pewnie z przejedzenia> może być: Muz, Modelinowy Muz, Muz na modelinę, Muz modeliniarki, inne propozycje?
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Muzeum Modeliny? Wymuzowany Mod? Oj, ale chyba nie ja jeden byłem tesskowym muzem ;)
- Hitokiri
- Nexus 6
- Posty: 3318
- Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
- Płeć: Kobieta
- hundzia
- Złomek forumowy
- Posty: 4054
- Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
- Płeć: Kobieta
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Oczywiście, że chcę poznać opinię. Zwłaszcza te niepochlebne są ciekawe, bo rzadziej się powtarzają, jak mi się wydaje; znaczy, wydają mi się bardziej zróżnicowane.hundzia pisze:Dostałam i połknęłam. Ale mam strasznie mieszane uczucia. Jeśli wciąż chcesz poznać opinię, uprzedzam, że muszę ją jeszcze raz przemyśleć zanim wyklikam na fahrenheicie i niekoniecznie będzie pochlebna.
A przypomnij mi - teraz czytałaś Głową... czy Dzikiego...?
A przy okazji, kolejne dwie rencenzje:
QFant
Zaginiona Biblioteka
- hundzia
- Złomek forumowy
- Posty: 4054
- Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
- Płeć: Kobieta
Dabliu, chwilowo zadowoliłam się "Głową...", "Mesjasz" jeszcze nie dotarł.
Już od kopa mogę ci powiedzieć, że ani ja, ani Małż nie jesteśmy twoim <<targetem>>. Wiem, że są ludzie do których trafiłeś, więc i chwała Fabryce, że zaryzykowali odejście od kanonu lektury łatwej i przyjemnej.
Co mnie trąciło, czemu Dabliu ograniczasz się do malutkiego wycinka świata? Już w pierwszym opowiadaniu określasz szeroki widnokrąg, gdy Tane-tani zastanawia się gdzie iść. Przecież poza Vakkerby coś jeszcze musi być, prawda? Sam o tym wspominasz niejednokrotnie! Tak się nawet rozmachałeś w tworzeniu malutkiego wycinka światka, że jakby umknęła gdzieś reszta. Ludzie, którzy tworzą historię. Są płascy i przewidywalni. Za samo Vakkerby wielki plus. Niemal brakuje załączonego na pierwszej stronie planu. Rozumiem, że mapki fantastów i rozrysowywanie planu świata to ponad twoje siły i rezerwy czasowe, jednak taka płycizna scenografii tła wywołuje u mnie zgrzytanie zębów. Wybrałeś sobie wycinek świata do wykreowania i opisawszy go w szczegółach, zapomniałeś o bohaterach. I tu i tam niedociągnięcia – zależnie od punktu siedzenia. Wybacz, Dukaj, Sapek i Piekara przyzwyczaili mnie do szerszej perspektywy. Twoje ograniczenia mnie zdrzaźniły. Zostawiły mi straszny niedosyt.
Skupienie się na plastycznych opisach miasta sprawiło, że faktycznie, czuje się go. Można zrozumieć pojęcie zgnilizny i upadku. Ale...
Mam wrażenie, że własnych pomysłów miałeś mało. Znalazłam tu strasznie dużo obrazów z gier RPG. Wystarczą mi moi maniacy komputerowi w domu, bym zauważyła podobieństwa. Pierwsze skojarzenie poszło za Falloutem, Neuroshimą, Morrowindem i Elders Scrolls. Widzisz, lubię takie technomagiczne klimaty, czytałam więc i Dicksona i Utkina. Potem przypomniał mi się Nowy Crobuzon, Zelazny i jego "Odmieniec", seria opowiadań o technomagii, bodajże była to jakaś stara antologia zza Oceanu, gdzie Harry Harrison także przedstawił napędzane parą i pseudomagią miasto. I stwierdziłam z zawodem, że to, co tak starasz się pięknie opisać i przedstawić - to już było. Pierwsze skojarzenia miałam w połowie pierwszego opowiadania i już zwarzyło mi to radość lektury.
Wracając do ograniczoności pomysłów. Czytając, odniosłam wrażenie, by zatuszować brak pomysłów na szerszy świat, postanowiłeś odwrócić uwagę czytelnika. Głównie językiem i stylizacją. Szczekanie pyskówką, slangi i niektóre dialogi ratują zbiór. Niewątpliwie świetnie operujesz słowem i chyba na tym właśnie bazujesz. Nie wiem komu gratulować – tobie, czy może korekcie z Fabryki, ale jak widać, ten zespół naprawdę potrafi ratować wszystko.
Nawet manierystyczne rozwlekanie opisów i wplotki. Ciężko nazwać coś, co ma być niby wprowadzeniem do kolejnej części, a zajmuje objętościowo prawie połowę nastepnego opowiadania.
Całość jest nieźle poszatkowana. Nawet jeśli łaczy się w spójną całość, drażnią mnie te przeskoki. Tu cytat z Janerki, punkowska piosenka Siekiery, modlitwa Technoproroka... Oryginalne, ale przekombinowane.
Podsumowanie: "Głową..." nie idzie mi w parze z polityką Fabryki, jako lektura lekka i przyjemna. Jest ciężka, epatuje brutalnością, jest raczej dla koneserów technofantasy i mrocznych klimatów z niektórych mrocznych gier RPG niż dla przeciętnego czytelnika. Z pewnością o ile mój dwunastoletni, przybrany bratanek czyta większość książek z mojej biblioteczki, tej książki do łapy mu nie dam.
Biorąc jednak pod uwagę, że Sapkowski też karierę Wiedźmina zaczynał od „Drogi z której się nie wraca”, wychodzę z założenia, że „Głową w mur” jest po prostu kamieniem milowym i pewnie przy następnej okazji sięgnę po Dzikiego Mesjasza. Bo lubię mieć komplet na półce.
Już od kopa mogę ci powiedzieć, że ani ja, ani Małż nie jesteśmy twoim <<targetem>>. Wiem, że są ludzie do których trafiłeś, więc i chwała Fabryce, że zaryzykowali odejście od kanonu lektury łatwej i przyjemnej.
Co mnie trąciło, czemu Dabliu ograniczasz się do malutkiego wycinka świata? Już w pierwszym opowiadaniu określasz szeroki widnokrąg, gdy Tane-tani zastanawia się gdzie iść. Przecież poza Vakkerby coś jeszcze musi być, prawda? Sam o tym wspominasz niejednokrotnie! Tak się nawet rozmachałeś w tworzeniu malutkiego wycinka światka, że jakby umknęła gdzieś reszta. Ludzie, którzy tworzą historię. Są płascy i przewidywalni. Za samo Vakkerby wielki plus. Niemal brakuje załączonego na pierwszej stronie planu. Rozumiem, że mapki fantastów i rozrysowywanie planu świata to ponad twoje siły i rezerwy czasowe, jednak taka płycizna scenografii tła wywołuje u mnie zgrzytanie zębów. Wybrałeś sobie wycinek świata do wykreowania i opisawszy go w szczegółach, zapomniałeś o bohaterach. I tu i tam niedociągnięcia – zależnie od punktu siedzenia. Wybacz, Dukaj, Sapek i Piekara przyzwyczaili mnie do szerszej perspektywy. Twoje ograniczenia mnie zdrzaźniły. Zostawiły mi straszny niedosyt.
Skupienie się na plastycznych opisach miasta sprawiło, że faktycznie, czuje się go. Można zrozumieć pojęcie zgnilizny i upadku. Ale...
Mam wrażenie, że własnych pomysłów miałeś mało. Znalazłam tu strasznie dużo obrazów z gier RPG. Wystarczą mi moi maniacy komputerowi w domu, bym zauważyła podobieństwa. Pierwsze skojarzenie poszło za Falloutem, Neuroshimą, Morrowindem i Elders Scrolls. Widzisz, lubię takie technomagiczne klimaty, czytałam więc i Dicksona i Utkina. Potem przypomniał mi się Nowy Crobuzon, Zelazny i jego "Odmieniec", seria opowiadań o technomagii, bodajże była to jakaś stara antologia zza Oceanu, gdzie Harry Harrison także przedstawił napędzane parą i pseudomagią miasto. I stwierdziłam z zawodem, że to, co tak starasz się pięknie opisać i przedstawić - to już było. Pierwsze skojarzenia miałam w połowie pierwszego opowiadania i już zwarzyło mi to radość lektury.
Wracając do ograniczoności pomysłów. Czytając, odniosłam wrażenie, by zatuszować brak pomysłów na szerszy świat, postanowiłeś odwrócić uwagę czytelnika. Głównie językiem i stylizacją. Szczekanie pyskówką, slangi i niektóre dialogi ratują zbiór. Niewątpliwie świetnie operujesz słowem i chyba na tym właśnie bazujesz. Nie wiem komu gratulować – tobie, czy może korekcie z Fabryki, ale jak widać, ten zespół naprawdę potrafi ratować wszystko.
Nawet manierystyczne rozwlekanie opisów i wplotki. Ciężko nazwać coś, co ma być niby wprowadzeniem do kolejnej części, a zajmuje objętościowo prawie połowę nastepnego opowiadania.
Całość jest nieźle poszatkowana. Nawet jeśli łaczy się w spójną całość, drażnią mnie te przeskoki. Tu cytat z Janerki, punkowska piosenka Siekiery, modlitwa Technoproroka... Oryginalne, ale przekombinowane.
Podsumowanie: "Głową..." nie idzie mi w parze z polityką Fabryki, jako lektura lekka i przyjemna. Jest ciężka, epatuje brutalnością, jest raczej dla koneserów technofantasy i mrocznych klimatów z niektórych mrocznych gier RPG niż dla przeciętnego czytelnika. Z pewnością o ile mój dwunastoletni, przybrany bratanek czyta większość książek z mojej biblioteczki, tej książki do łapy mu nie dam.
Biorąc jednak pod uwagę, że Sapkowski też karierę Wiedźmina zaczynał od „Drogi z której się nie wraca”, wychodzę z założenia, że „Głową w mur” jest po prostu kamieniem milowym i pewnie przy następnej okazji sięgnę po Dzikiego Mesjasza. Bo lubię mieć komplet na półce.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
- Radioaktywny
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1706
- Rejestracja: pn, 16 lip 2007 22:51
Jestem świeżo po skończeniu Dzikiego Mesjasza. Przyznaję, że podchodziłem do tej książki z pewnym niepokojem, bo genialne Głową w mur postawiło poprzeczkę wysoko. I rzeczywiście, pierwsze kilkadziesiąt stron było dla mnie raczej rozczarowujące (fabularnie, bo językowo Dabliu prawie zawsze utrzymuje świetny poziom). Autor zarzuca czytelnika losami paru osób jednocześnie, a mojego ulubieńca – Byhtry – niemalże ani śladu. Sam wątek Lebero wydał mi się zbędny, bo właściwie miał niewielki wpływ na całą fabułę. Ot, Czysty doprowadził do śmierci grupki Natchnionych. Cóż z tego, gdy w Vakkerby była już ich niezliczona ilość? Myślałem, że jego gadający guz okaże się jakimś znaczącym elementem w fabule. A guzik! Ot, Czysty-hipokryta miał gadającego guza, Gebneh go zabił, koniec pieśni. Wątek Lebero niepotrzebnie rozbudowany jak dla mnie. Właściwie z pierwszej części, „Kryształowo czystego”, naprawdę spodobał mi się jedynie ciekawie poprowadzony wątek Nene. Szkoda, że ona też ostatecznie okazała się dla fabuły nic nie znacząca – ot, tylko by zapewnić Mesjaszowi nakrycie głowy. No chyba że tom trzeci ujawni, że za jej śmiercią kryje się jednak jakaś tajemnica, która ujawni się z czasem.Przebolałem tak część pierwszą i – przyznaję – zacząłem naprawdę robić się niezadowolony…aż nadszedł rozdział drugi i powrócił poziom jak w Głową w mur. Wciągnęło jak odkurzacz, autor wytrząsywał coraz to nowe asy z rękawa, aż w końcu zamknąłem książkę z czytelniczą błogością. Może chwilami było wręcz przesadnie flakowato, ale o to przecież w fabule chodziło.
Podsumowując Dziki Mesjasz jest trochę gorszy od Głową w mur, ale i tak świetny. Przez początek szło mi się nie bez bólów, ale ciąg dalszy skutecznie wymazał złe wrażenie.
Nie pasują mi jednak ilustracje. Nie będę czepiać się obrzydliwości niektórych z nich – wszak ta obrzydliwość wynika z fabuły. Ale po prostu mi się nie podobają i psują trochę odbiór tekstu. Irytuje mnie zwłaszcza, że ilustrator niemalże w ogóle nie dba o tła. A właśnie w powieści, w której niezwykłe miasto gra tak istotną rolę, wyobrażałbym sobie właśnie ilustracje ukazujące Vakkerby i jego pokrętną architekturę. Jak choćby w genialnej okładce Głową w mur, która bije – nomen omen – na głowę wszystkie ilustracje z Dzikiego Mesjasza: nie dość, że mamy postać głównego bohatera, to jeszcze w tle dostrzegamy elementy vakkerbyńskiej/vakkerbejskiej/(jeszcze inaczej?) architektury. Niestety ilustrator Dzikiego Mesjasza wolał pokazywać flaki, krew, trupy i zmutowanych brzydali, i – choć te elementy są oczywiście wszechobecne w powieści – jak dla mnie położył sprawę. A jeśli już naprawdę trzeba dać ilustracje mutantów i krwawych brzydali, to wyobrażałbym sobie do tej książki coś bliższe stylowi Gigera.
Okładka Dzikiego Mesjasza też mi się nie podoba: nie tak wyobrażałem sobie Gebneha (kojarzy mi się z Durzą z filmowego Eragona;-P).
Teraz czekam niecierpliwie na Oblężone miasto. Z lepszym początkiem, lepszymi – albo wcale – ilustracjami i równie wciągającą częścią po-początkową;-)
Podsumowując Dziki Mesjasz jest trochę gorszy od Głową w mur, ale i tak świetny. Przez początek szło mi się nie bez bólów, ale ciąg dalszy skutecznie wymazał złe wrażenie.
Nie pasują mi jednak ilustracje. Nie będę czepiać się obrzydliwości niektórych z nich – wszak ta obrzydliwość wynika z fabuły. Ale po prostu mi się nie podobają i psują trochę odbiór tekstu. Irytuje mnie zwłaszcza, że ilustrator niemalże w ogóle nie dba o tła. A właśnie w powieści, w której niezwykłe miasto gra tak istotną rolę, wyobrażałbym sobie właśnie ilustracje ukazujące Vakkerby i jego pokrętną architekturę. Jak choćby w genialnej okładce Głową w mur, która bije – nomen omen – na głowę wszystkie ilustracje z Dzikiego Mesjasza: nie dość, że mamy postać głównego bohatera, to jeszcze w tle dostrzegamy elementy vakkerbyńskiej/vakkerbejskiej/(jeszcze inaczej?) architektury. Niestety ilustrator Dzikiego Mesjasza wolał pokazywać flaki, krew, trupy i zmutowanych brzydali, i – choć te elementy są oczywiście wszechobecne w powieści – jak dla mnie położył sprawę. A jeśli już naprawdę trzeba dać ilustracje mutantów i krwawych brzydali, to wyobrażałbym sobie do tej książki coś bliższe stylowi Gigera.
Okładka Dzikiego Mesjasza też mi się nie podoba: nie tak wyobrażałem sobie Gebneha (kojarzy mi się z Durzą z filmowego Eragona;-P).
Teraz czekam niecierpliwie na Oblężone miasto. Z lepszym początkiem, lepszymi – albo wcale – ilustracjami i równie wciągającą częścią po-początkową;-)
There are three types of people - those who can count and those who can't.
MARS!!!
W pomadkach siedzi szatan!
MARS!!!
W pomadkach siedzi szatan!
- Nath
- Fargi
- Posty: 332
- Rejestracja: śr, 03 paź 2007 15:55
Skończyłem niedawno czytać "Głową...".
Dość ciężko było mi się przebić przez początek. Nie jestem wielkim fanem tego typu fantasy, ale po kilkudziesięciu stronach zdołałem wciągnąć się w klimat i było już dużo lepiej.
Co do miejsca akcji. Vakerbby wykreowane jest dokładnie, wdać, że autor wszystko ładnie sobie przemyślał i ułożył. Czuje się to miasto, jego duchotę i jakiś taki ciężar, którym przytłacza.
Za to duży plus.
Co do bohaterów.
W pamięć zapada przede wszystkim Jednorożec. Miałem delikatne wrażenie niespójności odnośnie tej postaci. Czasem walił prosto z mostu, dosadnie, innym razem prowadził okraszone niebanalnym słownictwem rozważania. Do tego niezłamany po tylu latach w takim miejscu kręgosłup moralny, wyrzuty sumienia (nie żeby to był minus ;> ). Może taki był właśnie zamysł, może taki Byhtra właśnie miał być. Twardy na zewnątrz nieco bardziej miękki w środku.
A co do twardego na zewnątrz. Myślę, że takiej twardości Terminator by się nie powstydził. Pod koniec miałem wrażenie, że ile by Jednorożcowi nie przygrzmocić, to i tak przeżyje.
Niemniej. Powieść uważam za ciekawą, zwłaszcza, że jest to o ile pamiętam debiut literacki. Serdecznie gratuluję, bo - żeby nie pozostawić wątpliwości - było naprawdę nieźle. Na tyle nieźle, że zachęciło mnie, osobę, która takiego rodzaju fantastyki raczej nie czytuje, do kupna "Dzikiego Mesjasza".
Pozdrawiam
e. drobna literówka
Dość ciężko było mi się przebić przez początek. Nie jestem wielkim fanem tego typu fantasy, ale po kilkudziesięciu stronach zdołałem wciągnąć się w klimat i było już dużo lepiej.
Co do miejsca akcji. Vakerbby wykreowane jest dokładnie, wdać, że autor wszystko ładnie sobie przemyślał i ułożył. Czuje się to miasto, jego duchotę i jakiś taki ciężar, którym przytłacza.
Za to duży plus.
Co do bohaterów.
W pamięć zapada przede wszystkim Jednorożec. Miałem delikatne wrażenie niespójności odnośnie tej postaci. Czasem walił prosto z mostu, dosadnie, innym razem prowadził okraszone niebanalnym słownictwem rozważania. Do tego niezłamany po tylu latach w takim miejscu kręgosłup moralny, wyrzuty sumienia (nie żeby to był minus ;> ). Może taki był właśnie zamysł, może taki Byhtra właśnie miał być. Twardy na zewnątrz nieco bardziej miękki w środku.
A co do twardego na zewnątrz. Myślę, że takiej twardości Terminator by się nie powstydził. Pod koniec miałem wrażenie, że ile by Jednorożcowi nie przygrzmocić, to i tak przeżyje.
Niemniej. Powieść uważam za ciekawą, zwłaszcza, że jest to o ile pamiętam debiut literacki. Serdecznie gratuluję, bo - żeby nie pozostawić wątpliwości - było naprawdę nieźle. Na tyle nieźle, że zachęciło mnie, osobę, która takiego rodzaju fantastyki raczej nie czytuje, do kupna "Dzikiego Mesjasza".
Pozdrawiam
e. drobna literówka
Ika: Poczuł, że umiera i zapewne doszedł do wniosku, że nie da się złapać tym metroseksualistom ze skrzydełkami. Nie widział swojej przyszłości w chórze.
- savikol
- Fargi
- Posty: 407
- Rejestracja: pn, 27 mar 2006 08:04
Dabliu, twój aktualny awatar wydał mi się znajomy. Kilka dni chodziło mi po głowie, co to za symbol. Skąd ja go znam? Wreszcie zaskoczyłem – S.H.A.R.P.
Zatem naprawdę sympatyzujesz z kulturą skinheadów. A Byhta to wypisz, wymaluj kanoniczny skin! Nie myliłem się!
To upodobania z młodości, czy nowy światopogląd?
Osobiście skinheadów darzę szacunkiem, ale wyłącznie Szarpowców i Oi!owców. Do dziś za to szczerze pogardzam odłamem narodowościowym i nazistowskim, tym najbardziej znanym. Miałem kiedyś z tą subkulturą do czynienia, znałem kilku jej przedstawicieli.
Wspomnieć należałoby, że kilka razy dostałem też od łysych po gębie. Nie wiem od którego odłamu, nie było czasu spytać. Ech, stare, dobre czasy…
Zatem naprawdę sympatyzujesz z kulturą skinheadów. A Byhta to wypisz, wymaluj kanoniczny skin! Nie myliłem się!
To upodobania z młodości, czy nowy światopogląd?
Osobiście skinheadów darzę szacunkiem, ale wyłącznie Szarpowców i Oi!owców. Do dziś za to szczerze pogardzam odłamem narodowościowym i nazistowskim, tym najbardziej znanym. Miałem kiedyś z tą subkulturą do czynienia, znałem kilku jej przedstawicieli.
Wspomnieć należałoby, że kilka razy dostałem też od łysych po gębie. Nie wiem od którego odłamu, nie było czasu spytać. Ech, stare, dobre czasy…
- nosiwoda
- Lord Ultor
- Posty: 4541
- Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
- Płeć: Mężczyzna
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
hundzia, Radioaktywny, Nath - Dziękuję za Wasze opinie. Zwłaszcza, że szerzej wyłożone.
Było pytanko:
I jeszcze jedno:
savikol - ten symbol w moim avatarze, to ściśle rzecz ujmując połączone logo Trojan Records (taka wytwórnia płytowa, która na przełomie lat '60 i '70 wydawała ukochaną przez skinheadów i rude boyów muzykę jamajską - ska, reggae i rocksteady) ze znaczkiem RAF-u (który z kolei często zdobił kurtki i skutery modsów, bezpośrednich "przodków" skinheadów). I oczywiście masz rację - ruch SHARP przejął logo TR (tylko odwracając hełm w prawo), ponieważ sharpowcy generalnie wywodzą się z odrodzonych "tradycyjnych/oryginalnych skinów", "tradsów", "trojanów"; zwij jak chcesz :)
A moja sympatia do ruchu to taki jakby sentyment; w mojej okolicy kiedyś prawie każdy był skinem - niestety, królowało wtedy "NS", ale nie każdy był zły, no i do dziś, paru najfajniejszych, najbardziej lojalnych, ciekawych i mądrych ludzi, jakich poznałem, to skini. Oczywiście, naziolskim wynaturzeniem się brzydzę. Lookin smart and stayin sharp, jak to mawiają. Remember your roots, and think with your brain, not your fucking boots! ;)
Było pytanko:
...daję więc odpowiedź: tak lubię. Czytać, a co za tym idzie, także pisać. "Oblężone miasto" pozwoli wprawdzie podejrzeć to i owo poza murami (a i "Dziki Mesjasz" coś tam wytłumaczył), ale to opowieść dotycząca Vakkerby. Tak miało być i tak jest :)hundzia pisze:czemu Dabliu ograniczasz się do malutkiego wycinka świata?
I jeszcze jedno:
Byhtry nie stworzyłem pół-jednorożcem tylko dla fajnego/głupiego (zależnie od punktu widzenia) rogu na czole ;) To po prostu musiał być pół-jednorożec. A z czym kojarzą się jednorożce, jako istoty mityczne? (Takie coś na "n")... :)Nath pisze:W pamięć zapada przede wszystkim Jednorożec. (...) niezłamany po tylu latach w takim miejscu kręgosłup moralny, wyrzuty sumienia (nie żeby to był minus ;> ). Może taki był właśnie zamysł, może taki Byhtra właśnie miał być. Twardy na zewnątrz nieco bardziej miękki w środku.
savikol - ten symbol w moim avatarze, to ściśle rzecz ujmując połączone logo Trojan Records (taka wytwórnia płytowa, która na przełomie lat '60 i '70 wydawała ukochaną przez skinheadów i rude boyów muzykę jamajską - ska, reggae i rocksteady) ze znaczkiem RAF-u (który z kolei często zdobił kurtki i skutery modsów, bezpośrednich "przodków" skinheadów). I oczywiście masz rację - ruch SHARP przejął logo TR (tylko odwracając hełm w prawo), ponieważ sharpowcy generalnie wywodzą się z odrodzonych "tradycyjnych/oryginalnych skinów", "tradsów", "trojanów"; zwij jak chcesz :)
A moja sympatia do ruchu to taki jakby sentyment; w mojej okolicy kiedyś prawie każdy był skinem - niestety, królowało wtedy "NS", ale nie każdy był zły, no i do dziś, paru najfajniejszych, najbardziej lojalnych, ciekawych i mądrych ludzi, jakich poznałem, to skini. Oczywiście, naziolskim wynaturzeniem się brzydzę. Lookin smart and stayin sharp, jak to mawiają. Remember your roots, and think with your brain, not your fucking boots! ;)