Tu bym polemizował. To jest trochę taka szkoła, żeby najpierw napisać wszystko, a potem wszystko poprawić. Jasne, jest to jakaś metoda, aczkolwiek widzę w niej tyle samo straty energii i czasu, co podczas pisania długiego, aczkolwiek od razu przemyślanego, zarówno koncepcyjnie, jak i stylistycznie, etc. I to też się może opłacać, vide Ted Chiang. Pisze jedno opowiadanie na rok, na dwa lata. Jeden powie, że to żółwie tempo, drugi, że optymalne. Dla mnie fakt - za długie. Ale jakość takiego tekstu może być o wiele wyższa.Gustavv pisze:Dlatego osobiście jestem zdania, aby długo myśleć nad tym co napisać, a pracować możliwie szybko. To chyba jasne, że w trzy godziny nie wyprodukujemy skończonego tekstu (niektórzy to pewnie potrafią, ale...). Po napisaniu tekstu zaczynają się poprawki, poprawki i jeszcze raz poprawki. Nie zmienia to jednak faktu, że spędzanie długich godzin na pisaniu jednego akapitu nie jest raczej opłacalne, ani czasowo, ani finansowo.
Łukasz Śmigiel - Demony i nie tylko
Moderator: RedAktorzy
- Rheged
- Stalker
- Posty: 1886
- Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35
Re: pisanie dla opornych
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
- Gustavv
- Sepulka
- Posty: 77
- Rejestracja: czw, 14 cze 2007 15:51
Chiang jest laureatem wielu nagród. Jeśli ma fantazję pisać jeden tekst na rok - luz. Ma na tyle ugruntowaną pozycję, że ludzie o nim nie zapomną. Na dodatek rynek literacki, na którym sobie radzi jest nieco inny od naszego w PL.
A co do wartości literackiej tekstu, nad którym spędza się rok... Rety, czasami teksty pisane w 24h także są genialne. Powtarzam raz jeszcze - nie tworzę tu absolutnych zasad, bo nie mnie takie zasady tworzyć. Doradzam jedynie młodym pisarzom, aby pisali możliwie dużo i szybko - żeby złapali rytm. W pewnym momencie w tym zawodzie zaczynają grać rolę terminy. A wtedy nie ma przebacz, trzeba pisać na akord. Podejście pt. będę pisał, jak mnie wena najdzie i obwącha raczej się tu nie sprawdzi. Osobiście, co podkreślam, traktuję pisanie bardzo warsztatowo. Dla mnie pisarz = rzemieślnik.
Ale... To moje zdanie :-)
A co do wartości literackiej tekstu, nad którym spędza się rok... Rety, czasami teksty pisane w 24h także są genialne. Powtarzam raz jeszcze - nie tworzę tu absolutnych zasad, bo nie mnie takie zasady tworzyć. Doradzam jedynie młodym pisarzom, aby pisali możliwie dużo i szybko - żeby złapali rytm. W pewnym momencie w tym zawodzie zaczynają grać rolę terminy. A wtedy nie ma przebacz, trzeba pisać na akord. Podejście pt. będę pisał, jak mnie wena najdzie i obwącha raczej się tu nie sprawdzi. Osobiście, co podkreślam, traktuję pisanie bardzo warsztatowo. Dla mnie pisarz = rzemieślnik.
Ale... To moje zdanie :-)
Victims are we all...
- nosiwoda
- Lord Ultor
- Posty: 4541
- Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
- Płeć: Mężczyzna
- Rheged
- Stalker
- Posty: 1886
- Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35
Tak mnie naszła refleksja - dlaczego poradniki "jak pisać" w olbrzymiej większości pisane są przez tak zwanych rzemieślników (cokolwiek by to znaczyło, ja sądzę, że termin ten jest pusty)? To pytanie raczej takie lokalne, bo na zachodzie bywa różnie - prezentowane jest pluralistyczne podejście. W Polsce się uciera powoli, że pisarz to rzemieślnik, ma pisać na akord, itepe. Zawsze mi takie śmieszne argumenty na myśl przychodzą, że przecież z pisania człowiek nie wyżyje (w sensie tu - w Polsce), więc może sobie pozwolić na pracę nad tekstem inną niż 8h z przerwą na papierosa. Zawsze też można wybrać inne zajęcie na "P", niekoniecznie trzeba być pisarzem.
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
- Gustavv
- Sepulka
- Posty: 77
- Rejestracja: czw, 14 cze 2007 15:51
Nosiwoda - nie znam się tak dobrze z Chiangiem, chociaż pewnie fajny z niego Ziom :-) Ale... Gość dostał Nebulę zdaje się już za swój debiut w 1990, później w 1991 ugruntował pozycję dwiema publikacjami. A to, jak sądzę - dało mu możliwość pisania w terminach, które pasują jemu, a nie pod dyktando rynku.
Naturalnie możemy sobie tylko gdybać. Trzeba pogrzebać w wywiadach z Tedem.
Rheged - Naturalnie nie trzeba zajmować się pisaniem, ale poradniki są dla tych, którzy jednak chcą zawalczyć, ale nie bardzo wiedzą, jak się zabrać za zarąbanie smoka.
Pisarz, który nie żyje z pisania, a ma inną pracę... Nie może poświęcić zbyt wiele czasu pisaniu. A zatem - lepiej, aby pisał sprawnie, szybko. Z kolei zawodowiec, którego gonią terminy także pisze dość szybko, żeby więcej zarobić.
Aby być stale obecnym na rynku i zdobywać kolejnych Czytelników warto wypracować regularny rytm pacy, np. jedna książka rocznie plus 2-3 opowiadania w prasie/ antologiach na rok. Moim zdaniem to skuteczna i bezpieczna metoda działania na rynku.
Wszystko to, powtarzam - należy traktować jako rady dla "młodych". Uznani twórcy, tudzież twórcy bestselerów mają większy komfort ustalania terminów pisania i wydawania. Mogą pozwolić sobie na poszukiwania weny, spacery po łące i cieszenie się tym, że zakochane zające z uczuciem patrzą w słonce :-) A debiutujący na rynku i walczący o Czytelnika - keep up the good work, work, work, work...
Naturalnie możemy sobie tylko gdybać. Trzeba pogrzebać w wywiadach z Tedem.
Rheged - Naturalnie nie trzeba zajmować się pisaniem, ale poradniki są dla tych, którzy jednak chcą zawalczyć, ale nie bardzo wiedzą, jak się zabrać za zarąbanie smoka.
Pisarz, który nie żyje z pisania, a ma inną pracę... Nie może poświęcić zbyt wiele czasu pisaniu. A zatem - lepiej, aby pisał sprawnie, szybko. Z kolei zawodowiec, którego gonią terminy także pisze dość szybko, żeby więcej zarobić.
Aby być stale obecnym na rynku i zdobywać kolejnych Czytelników warto wypracować regularny rytm pacy, np. jedna książka rocznie plus 2-3 opowiadania w prasie/ antologiach na rok. Moim zdaniem to skuteczna i bezpieczna metoda działania na rynku.
Wszystko to, powtarzam - należy traktować jako rady dla "młodych". Uznani twórcy, tudzież twórcy bestselerów mają większy komfort ustalania terminów pisania i wydawania. Mogą pozwolić sobie na poszukiwania weny, spacery po łące i cieszenie się tym, że zakochane zające z uczuciem patrzą w słonce :-) A debiutujący na rynku i walczący o Czytelnika - keep up the good work, work, work, work...
Victims are we all...
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- Navajero
- Klapaucjusz
- Posty: 2485
- Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02
Dyskusja ciekawa, ale chyba zaczyna przekraczać ramy autorskiego wątku :) Może jakoś wydzielić?
Ontopicznie - z poradników można się nauczyć niewiele poza rzemiosłem, resztę każdy pisarz musi wypracować sobie sam. Bo są podstawy fachu - to właśnie ta warstwa "rzemieślnicza" i tego można się nauczyć z poradników, reszta to indywidualne podejście autora do życia poparte większym lub mniejszym talentem. Oczywiście można doskonalić warsztat praktycznie w nieskonczoność, ale to już na bazie własnych przemyśleń popartych podpatrywaniem innych, lepszych w określonym obszarze pisarzy. A tych którzy przebili się przez pierwszy etap pisania i zaczęli byc zauważani przez wydawnictwa/ redakcje, terminy rzeczywiście gonią. Trzeba jakoś rozsądnie wypośrodkować pomiędzy jakością, a podtrzymaniem swojej obecności na rynku. Bo na pewno nikt nie będzie czekał latami na kolejną książkę początkującego pisarza. Ale IMO tu tragedii nie ma, można się dogadać. Nb. porównania pomiędzy pisarzami zachodnimi, a polskimi są z lekka nieadekwatne. Inne warunki, inne pieniądze, inny rynek...
Edit:
Ontopicznie - z poradników można się nauczyć niewiele poza rzemiosłem, resztę każdy pisarz musi wypracować sobie sam. Bo są podstawy fachu - to właśnie ta warstwa "rzemieślnicza" i tego można się nauczyć z poradników, reszta to indywidualne podejście autora do życia poparte większym lub mniejszym talentem. Oczywiście można doskonalić warsztat praktycznie w nieskonczoność, ale to już na bazie własnych przemyśleń popartych podpatrywaniem innych, lepszych w określonym obszarze pisarzy. A tych którzy przebili się przez pierwszy etap pisania i zaczęli byc zauważani przez wydawnictwa/ redakcje, terminy rzeczywiście gonią. Trzeba jakoś rozsądnie wypośrodkować pomiędzy jakością, a podtrzymaniem swojej obecności na rynku. Bo na pewno nikt nie będzie czekał latami na kolejną książkę początkującego pisarza. Ale IMO tu tragedii nie ma, można się dogadać. Nb. porównania pomiędzy pisarzami zachodnimi, a polskimi są z lekka nieadekwatne. Inne warunki, inne pieniądze, inny rynek...
Edit:
Bo go zaczną ( regularnie) drukować? Później zmniejszy się ilość rzucanych pod jego adresem przez redaktorów słów uważanych za obraźliwe? ;) Wreszcie - zauważy go ktoś z branży? Znany redaktor, krytyk, pisarz?Małgorzata pisze:Ale po czym Autor in spe ma poznać, że osiągnął poziom "sprawnego pisania"?
Ostatnio zmieniony śr, 23 mar 2011 12:24 przez Navajero, łącznie zmieniany 1 raz.
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
- Navajero
- Klapaucjusz
- Posty: 2485
- Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02
Nosiwodo, możesz sobie robić jaja ad mortem defecatum, tylko, że jest różnica pomiedzy wydaniem ( i sprzedaniem) książki w paru tysiącach egzemplarzy co u nas uchodzi za niezły wynik, a wydaniem w paruset tysiącach. I tego się nie przeskoczy. Podobnie jak i pojemności rynku. A takie właśnie kwestie rzutują mocno na sytuację życiową autora i określają ile i w jakim tempie może/ musi napisać.nosiwoda pisze:...inne kobiety, inny klimat, inne warzywa...
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Chcesz powiedzieć, że Autor zaczynający karierę NIE UMIE pisać sprawnie? Że się tego ma nauczyć w trakcie? Ale kiedy? Przecież nie ma czasu, bo pisze. :PNavajero pisze:Bo go zaczną ( regularnie) drukować? Później zmniejszy się ilość rzucanych pod jego adresem przez redaktorów słów uważanych za obraźliwe? ;) Wreszcie - zauważy go ktoś z branży? Znany redaktor, krytyk, pisarz?Małgorzata pisze:Ale po czym Autor in spe ma poznać, że osiągnął poziom "sprawnego pisania"?
BTW. Wydzielę dyskusję później. Przeniosę do wątku dla debiutantów.
So many wankers - so little time...
- Navajero
- Klapaucjusz
- Posty: 2485
- Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02
Chciałem napisać, że swego rodzaju potwierdzeniem sprawności pisarskiej jest fakt ( nieincydentalnego) publikowania tekstów danego autora. Znaczy jedna - dwie - publikacje się nie liczą. A jeśli chodzi o sprawność pisarską początkujących autorów ( ale drukowanych już w przeszłości), to przypuszczam, że masz na ten temat własne przemyślenia... :PMałgorzata pisze: Chcesz powiedzieć, że Autor zaczynający karierę NIE UMIE pisać sprawnie? Że się tego ma nauczyć w trakcie? Ale kiedy? Przecież nie ma czasu, bo pisze. :P
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
- nosiwoda
- Lord Ultor
- Posty: 4541
- Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
- Płeć: Mężczyzna
Ale ja nie robię sobie jaj. Nie zrobiłem emotki, ale to nie jaja. Tylko taki refleksyjny nastrój mnie ogarnął...
Oczywiście, że rynek anglojęzyczny jest inny, chociażby dlatego, że nie ogranicza się do jednego państwa. USA, UK, Indie, Nowa Zelandia, Australia, Kanada + władający lengłydżem z całego świata to jest rzesza pewnie większa od miliarda (same Indie to więcej niż miliard, ale nie wszyscy jednak po angielsku...). I co prawda prawa autorskie są na jeden czy dwa rynki (np. USA+Kanada), ale gdy się zrobi bestsellera na rynku jednym, to osmoza na rynki pobliskie, a taksamojęzyczne jest o wiele prostsza (np. zero tłumaczenia) niż z rynku bośniackiego, polskiego czy myanmarskiego.
edit: Jestem złośliwym skurczybykiem, owszem, ale nie przez cały czas, Navajero :D
Oczywiście, że rynek anglojęzyczny jest inny, chociażby dlatego, że nie ogranicza się do jednego państwa. USA, UK, Indie, Nowa Zelandia, Australia, Kanada + władający lengłydżem z całego świata to jest rzesza pewnie większa od miliarda (same Indie to więcej niż miliard, ale nie wszyscy jednak po angielsku...). I co prawda prawa autorskie są na jeden czy dwa rynki (np. USA+Kanada), ale gdy się zrobi bestsellera na rynku jednym, to osmoza na rynki pobliskie, a taksamojęzyczne jest o wiele prostsza (np. zero tłumaczenia) niż z rynku bośniackiego, polskiego czy myanmarskiego.
edit: Jestem złośliwym skurczybykiem, owszem, ale nie przez cały czas, Navajero :D
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
No, i właśnie to nie do końca tak jest, że druk stanowi wyznacznik. Druk co najwyżej dowodzi prawa równowagi:
1 godzina pracy Autora - 3 strony = 3 godziny pracy redaktora+korekty - 1 strona.
:P
Dlatego się zastanawiam, po czym Autorzy poznają, że osiągnęli poziom sprawności pisarskiej. Nie, żeby poprawianie ortografii lub leksyki szczególnie mi przeszkadzało, ale dręczy mnie niepokój, że coś jest nie tak. Bo to chyba nie jest poziom sprawności... :X
edit: Tak mi się przypomniało, to zerknęłam do Wikipedii.
Język angielski: ok. 328 milionów użytkowników (język ojczysty), dodatkowo ok. 1,2 – 1,6 miliarda (język obcy);
Język polski: ok. 45 milionów użytkowników.
Jest różnica w rynku. :P
1 godzina pracy Autora - 3 strony = 3 godziny pracy redaktora+korekty - 1 strona.
:P
Dlatego się zastanawiam, po czym Autorzy poznają, że osiągnęli poziom sprawności pisarskiej. Nie, żeby poprawianie ortografii lub leksyki szczególnie mi przeszkadzało, ale dręczy mnie niepokój, że coś jest nie tak. Bo to chyba nie jest poziom sprawności... :X
edit: Tak mi się przypomniało, to zerknęłam do Wikipedii.
Język angielski: ok. 328 milionów użytkowników (język ojczysty), dodatkowo ok. 1,2 – 1,6 miliarda (język obcy);
Język polski: ok. 45 milionów użytkowników.
Jest różnica w rynku. :P
So many wankers - so little time...
- Navajero
- Klapaucjusz
- Posty: 2485
- Rejestracja: pn, 04 lip 2005 15:02
Aha, to teraz już wiem :)nosiwoda pisze:edit: Jestem złośliwym skurczybykiem, owszem, ale nie przez cały czas, Navajero :D
Zgadza się, nie do końca. Niemniej jednak nie ma zbyt wielu innych, w miarę obiektywnych kryteriów.Małgorzata pisze:No, i właśnie to nie do końca tak jest, że druk stanowi wyznacznik.
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson
dr Samuel Johnson
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
No, jak nie? Kryterium "narzędziowe" właśnie.Navajero pisze:Zgadza się, nie do końca. Niemniej jednak nie ma zbyt wielu innych, w miarę obiektywnych kryteriów.Małgorzata pisze:No, i właśnie to nie do końca tak jest, że druk stanowi wyznacznik.
Czyli kompetencji językowej w przypadku literata. Dość obiektywne kryterium, bo istnieje przecież norma, czyli jakiś punkt odniesienia/porównania. :)))
I tak sprytnie wracam do pytania, po czym poznać "sprawność". :P:P:P
Może lepiej wrócę do reanimowania frazeologii... :X
So many wankers - so little time...