niewiem kto to...może Daniel Greps? ;)
Moderator: RedAktorzy
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
- in_ka
- Fargi
- Posty: 444
- Rejestracja: ndz, 25 mar 2007 22:26
- niewiem
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 319
- Rejestracja: wt, 27 gru 2005 14:13
Z tą muzyką to nie takie proste, jak mogłoby się wydawać... :)
A co do książek - od najmłodszych lat czytałem wszystko co było pod ręką i nie kierował mną jakiś określony gust, lecz wyłącznie głód czytania. Patrzę kątem oka na półki z książkami - gdybym wypisał tutaj ich autorów i tytuły, byłby to naprawdę przedziwny miks i trudno byłoby doszukać się w tym zestawie jakiegoś klucza. Jeśli chodzi o gatunek, to jest tu chyba wszystko, jak w porządnej bibliotece.
Ale pytanie było o książki ważne, więc już przechodzę do rzeczy. Chyba pierwszą ważną, samodzielnie przeczytaną książką w moim życiu były "Kanapony" Marii Kossakowskiej i Janusza Galewicza, z ilustracjami Bohdana Butenki. Mam ją do dzisiaj i wciąż jest dla mnie ważna.
Wcześniej, zdaje się, była tylko jedna ważna dla mnie książka, mianowicie "Wśród niewidzialnych wrogów i przyjaciół" Hanny Zdzitowieckiej, którą czytała mi mama, zanim posiadłem sztukę samodzielnego składania liter (a więc musiałem mieć wtedy jakieś 3-3,5 roku). To moje najstarsze wspomnienie związane z książkami. W późniejszych latach oczywiście powracałem wielokrotnie do lektury tejże książki i zdążyłem ją przeczytać pewnie ze dwadzieścia razy, nim zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem ponownego nabycia (bywa na allegro).
Mam też półkę obficie zaopatrzoną w książki dotyczące zoologii, ze szczególnym uwzględnieniem entomologii - i choć może ów fakt dziwić, to również były/są dla mnie książki ważne.
"Klasyki", takie jak "Frankenstein", "Tarzan wśród małp", "Wyspa skarbów", "Księga dżungli", "Winnetou", "Ostatni Mohikanin", "Podróże Gulliwera", "Dziwny przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a", "Robinson Crusoe" i pewnie z kilkanaście innych, a także książki polskich autorów, takich jak Niziurski, Nienacki, Pagaczewski, Bahdaj - choć dziś nie należą do moich ulubionych, niewątpliwie były dla mnie w swoim czasie ważne, a jakiś nieokreślony głos wewnętrzny podszeptuje mi, że ważniejsze, niż przypuszczam.
Mniej więcej pod koniec podstawówki (mam na myśli jakieś dwa ostatnie lata) i w pierwszych latach liceum byłem wielbicielem filmowych horrorów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pewnego dnia mój starszy brat przyniósł do domu książkę, określaną jako horror (jeśli wierzyć notce na okładce). Do tamtej pory nie przeszło mi nawet przez myśl, że książka może być horrorem, bo wiadomo - horror to flaki, krew, potwory z gumowymi mackami i zombiaki chwiejące się na nogach jak klienci niektórych lokali gastronomicznych. Straszenie za pomocą słów? Jakże to tak?
Tą książką było "Manitou" Mastertona. W gruncie rzeczy niewiele różniła się ona od filmów - ot, półtorej-dwie godziny rozrywki niewymagającej myślenia. Mimo to (a może właśnie z tego powodu) zachęciła mnie do poszukiwania podobnych. Nakupowałem wtedy masę książkowego, przepraszam za wyrażenie, śmiecia. Myślę, że miało to swoje dobre strony - nie zostaniesz koneserem win, pijąc wyłącznie trunki z najwyższej półki, nie docenisz ich, nie znając smaku pospolitego jabola :)
Tak więc zainteresowałem się książkowym horrorem i kwestią czasu było, kiedy w moje czujnie nastroszone uszy wpadnie nazwisko "King". Pamiętam dzień, w którym ujrzałem na straganie obok dworca PKS w Krakowie pierwszą w moim życiu książkę króla horroru - moja ekscytacja nie miała granic. To była "Jasność" (właściwie "Lśnienie", ale tłumacz postanowił się zabawić).
Ta książka nauczyła mnie czegoś ważnego. Z wypiekami na twarzy (jadłem wtedy placek z jabłkami ;)) przystąpiłem do lektury, zastanawiając się, w jakiż to sposób król "przebije" swych kolegów po fachu. W miarę czytania narastało moje zdumienie: otóż dotarłem prawie do połowy książki i jak do tej pory NIC SIĘ NIE WYDARZYŁO. No, prawie nic. Ot, faceta użądliła osa, czy pszczoła (już nie pamiętam). Żadnego truposza, potwora ani nawet głupiego ducha, tylko osa (albo pszczoła). Sęk w tym, że ten incydent z owadem zrobił na mnie większe wrażenie, niż tuzin potworów wyskakujących zza winkla w książce Mastertona czy innego Smitha. Wtedy zrozumiałem, na czym polega siła Kinga, a może i w ogóle literatury: Jeśli autor potrafi sprawić, że czytelnik uwierzy w jego bohatera, to już wygrał. Tworzenie bohatera z krwi i kości to dla mnie absolutnie priorytetowa sprawa w pisarstwie. Nie przejmę się losem papierowej postaci, choćby nie wiem co jej się przytrafiło.
To była ważna nauka. Dlatego King jest dla mnie autorem ważnym (tym razem nie wymienię ulubionych tytułów).
Gdybym musiał (a bardzo bym nie chciał musieć) wymienić jedną jedyną książkę wszech czasów, byłby to "Władca pierścieni" Tolkiena. Uzasadnię krótko: bo jest piękna. I dokładnie taka, jak powinna być, mimo tych wszystkich "ale" malkontentów. Jeśli istnieje życie po życiu, to moim marzeniem jest trafić po śmierci do świata, który opisywał Tolkien.
Teraz parę słów (postaram się streszczać) o moich ulubionych pisarzach. Kafka - wydaje się stosunkowo łatwy do podrobienia, ale to złudzenie. Niepowtarzalny. Początkowo trochę męczyłem się z nim, nie mogłem zrozumieć, o co mu do diabła chodziło - dopóki gdzieś nie spotkałem się ze stwierdzeniem, że on po prostu opisywał koszmarne sny. To ogromne uproszczenie, ale bardzo mi pomogło. Kafka to mój nałóg.
Capote - mistrz. Niby każdy wie, o c z y m trzeba pisać, żeby wywołać emocje czytelnika, ale mało kto wie j a k. Ten gość wiedział i potrafił poruszyć. Polecam zbiór opowiadań "Pośród ścieżek do raju" - niemal po każdym musiałem zamknąć na chwilę książkę, by ochłonąć. Przy czym, na marginesie, niektóre z nich to jedne z najlepszych horrorów, jakie czytałem, choć to, czy są one horrorami, to sprawa dyskusyjna :) Piękny język. Polecam także "Z zimną krwią" - arcydzieło.
Murakami - tutaj nie będę uzasadniał. Po prostu jest świetny i tyle. Chyba mój ulubiony współczesny pisarz.
Skrótowo - inni pisarze w jakiś sposób dla mnie ważni: Barańczak, Dick, McCarthy, Klavan, Palahniuk, Simmons, Borges, Martin, a nawet, kurde, Woody Allen.
Książki, które w ostatnich miesiącach porządnie mną wstrząsnęły (na różne sposoby): "Ślepowidzenie" Wattsa, "Historia twojego życia" Chianga, "Droga" McCarthy'ego, "Przed zstąpieniem do piekieł" Lessing, "Papierowi ludzie" Goldinga.
Pisałem tego posta chyba z pół godziny, a i tak pewnie zapomniałem wymienić kilka ważnych nazwisk bądź tytułów...
edit: do listy "wstrząsających" tytułów dopisuję jeszcze jeden, o którym wcześniej zapomniałem: "Objawienie" Grepsa :P
A co do książek - od najmłodszych lat czytałem wszystko co było pod ręką i nie kierował mną jakiś określony gust, lecz wyłącznie głód czytania. Patrzę kątem oka na półki z książkami - gdybym wypisał tutaj ich autorów i tytuły, byłby to naprawdę przedziwny miks i trudno byłoby doszukać się w tym zestawie jakiegoś klucza. Jeśli chodzi o gatunek, to jest tu chyba wszystko, jak w porządnej bibliotece.
Ale pytanie było o książki ważne, więc już przechodzę do rzeczy. Chyba pierwszą ważną, samodzielnie przeczytaną książką w moim życiu były "Kanapony" Marii Kossakowskiej i Janusza Galewicza, z ilustracjami Bohdana Butenki. Mam ją do dzisiaj i wciąż jest dla mnie ważna.
Wcześniej, zdaje się, była tylko jedna ważna dla mnie książka, mianowicie "Wśród niewidzialnych wrogów i przyjaciół" Hanny Zdzitowieckiej, którą czytała mi mama, zanim posiadłem sztukę samodzielnego składania liter (a więc musiałem mieć wtedy jakieś 3-3,5 roku). To moje najstarsze wspomnienie związane z książkami. W późniejszych latach oczywiście powracałem wielokrotnie do lektury tejże książki i zdążyłem ją przeczytać pewnie ze dwadzieścia razy, nim zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem ponownego nabycia (bywa na allegro).
Mam też półkę obficie zaopatrzoną w książki dotyczące zoologii, ze szczególnym uwzględnieniem entomologii - i choć może ów fakt dziwić, to również były/są dla mnie książki ważne.
"Klasyki", takie jak "Frankenstein", "Tarzan wśród małp", "Wyspa skarbów", "Księga dżungli", "Winnetou", "Ostatni Mohikanin", "Podróże Gulliwera", "Dziwny przypadek doktora Jekylla i pana Hyde'a", "Robinson Crusoe" i pewnie z kilkanaście innych, a także książki polskich autorów, takich jak Niziurski, Nienacki, Pagaczewski, Bahdaj - choć dziś nie należą do moich ulubionych, niewątpliwie były dla mnie w swoim czasie ważne, a jakiś nieokreślony głos wewnętrzny podszeptuje mi, że ważniejsze, niż przypuszczam.
Mniej więcej pod koniec podstawówki (mam na myśli jakieś dwa ostatnie lata) i w pierwszych latach liceum byłem wielbicielem filmowych horrorów. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pewnego dnia mój starszy brat przyniósł do domu książkę, określaną jako horror (jeśli wierzyć notce na okładce). Do tamtej pory nie przeszło mi nawet przez myśl, że książka może być horrorem, bo wiadomo - horror to flaki, krew, potwory z gumowymi mackami i zombiaki chwiejące się na nogach jak klienci niektórych lokali gastronomicznych. Straszenie za pomocą słów? Jakże to tak?
Tą książką było "Manitou" Mastertona. W gruncie rzeczy niewiele różniła się ona od filmów - ot, półtorej-dwie godziny rozrywki niewymagającej myślenia. Mimo to (a może właśnie z tego powodu) zachęciła mnie do poszukiwania podobnych. Nakupowałem wtedy masę książkowego, przepraszam za wyrażenie, śmiecia. Myślę, że miało to swoje dobre strony - nie zostaniesz koneserem win, pijąc wyłącznie trunki z najwyższej półki, nie docenisz ich, nie znając smaku pospolitego jabola :)
Tak więc zainteresowałem się książkowym horrorem i kwestią czasu było, kiedy w moje czujnie nastroszone uszy wpadnie nazwisko "King". Pamiętam dzień, w którym ujrzałem na straganie obok dworca PKS w Krakowie pierwszą w moim życiu książkę króla horroru - moja ekscytacja nie miała granic. To była "Jasność" (właściwie "Lśnienie", ale tłumacz postanowił się zabawić).
Ta książka nauczyła mnie czegoś ważnego. Z wypiekami na twarzy (jadłem wtedy placek z jabłkami ;)) przystąpiłem do lektury, zastanawiając się, w jakiż to sposób król "przebije" swych kolegów po fachu. W miarę czytania narastało moje zdumienie: otóż dotarłem prawie do połowy książki i jak do tej pory NIC SIĘ NIE WYDARZYŁO. No, prawie nic. Ot, faceta użądliła osa, czy pszczoła (już nie pamiętam). Żadnego truposza, potwora ani nawet głupiego ducha, tylko osa (albo pszczoła). Sęk w tym, że ten incydent z owadem zrobił na mnie większe wrażenie, niż tuzin potworów wyskakujących zza winkla w książce Mastertona czy innego Smitha. Wtedy zrozumiałem, na czym polega siła Kinga, a może i w ogóle literatury: Jeśli autor potrafi sprawić, że czytelnik uwierzy w jego bohatera, to już wygrał. Tworzenie bohatera z krwi i kości to dla mnie absolutnie priorytetowa sprawa w pisarstwie. Nie przejmę się losem papierowej postaci, choćby nie wiem co jej się przytrafiło.
To była ważna nauka. Dlatego King jest dla mnie autorem ważnym (tym razem nie wymienię ulubionych tytułów).
Gdybym musiał (a bardzo bym nie chciał musieć) wymienić jedną jedyną książkę wszech czasów, byłby to "Władca pierścieni" Tolkiena. Uzasadnię krótko: bo jest piękna. I dokładnie taka, jak powinna być, mimo tych wszystkich "ale" malkontentów. Jeśli istnieje życie po życiu, to moim marzeniem jest trafić po śmierci do świata, który opisywał Tolkien.
Teraz parę słów (postaram się streszczać) o moich ulubionych pisarzach. Kafka - wydaje się stosunkowo łatwy do podrobienia, ale to złudzenie. Niepowtarzalny. Początkowo trochę męczyłem się z nim, nie mogłem zrozumieć, o co mu do diabła chodziło - dopóki gdzieś nie spotkałem się ze stwierdzeniem, że on po prostu opisywał koszmarne sny. To ogromne uproszczenie, ale bardzo mi pomogło. Kafka to mój nałóg.
Capote - mistrz. Niby każdy wie, o c z y m trzeba pisać, żeby wywołać emocje czytelnika, ale mało kto wie j a k. Ten gość wiedział i potrafił poruszyć. Polecam zbiór opowiadań "Pośród ścieżek do raju" - niemal po każdym musiałem zamknąć na chwilę książkę, by ochłonąć. Przy czym, na marginesie, niektóre z nich to jedne z najlepszych horrorów, jakie czytałem, choć to, czy są one horrorami, to sprawa dyskusyjna :) Piękny język. Polecam także "Z zimną krwią" - arcydzieło.
Murakami - tutaj nie będę uzasadniał. Po prostu jest świetny i tyle. Chyba mój ulubiony współczesny pisarz.
Skrótowo - inni pisarze w jakiś sposób dla mnie ważni: Barańczak, Dick, McCarthy, Klavan, Palahniuk, Simmons, Borges, Martin, a nawet, kurde, Woody Allen.
Książki, które w ostatnich miesiącach porządnie mną wstrząsnęły (na różne sposoby): "Ślepowidzenie" Wattsa, "Historia twojego życia" Chianga, "Droga" McCarthy'ego, "Przed zstąpieniem do piekieł" Lessing, "Papierowi ludzie" Goldinga.
Pisałem tego posta chyba z pół godziny, a i tak pewnie zapomniałem wymienić kilka ważnych nazwisk bądź tytułów...
edit: do listy "wstrząsających" tytułów dopisuję jeszcze jeden, o którym wcześniej zapomniałem: "Objawienie" Grepsa :P
Poruszanie się szybciej od światła jest niemożliwe, a już na pewno nie pożądane, bo zwiewa czapkę.
- nosiwoda
- Lord Ultor
- Posty: 4541
- Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
- Płeć: Mężczyzna
- niewiem
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 319
- Rejestracja: wt, 27 gru 2005 14:13
Kolejna recenzja:
http://ksiazki.wp.pl/katalog/recenzje/r ... enzja.html
http://ksiazki.wp.pl/katalog/recenzje/r ... enzja.html
Poruszanie się szybciej od światła jest niemożliwe, a już na pewno nie pożądane, bo zwiewa czapkę.
- niewiem
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 319
- Rejestracja: wt, 27 gru 2005 14:13
I jeszcze jedna. Szkoda, że jej autor wbrew zapewnieniom zdradza jednak ciut za dużo:
http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/ ... e/recenzja
Zaś ten fragment woła o pomstę do nieba:
"Niezbyt spodobało mi się również podejście autora do wspomnianej analizy ludzi. Z lektury wynieść można wrażenie, iż pisarz uważa, że nieciekawa fizjonomia idzie w parze z jałowym wnętrzem. Wszystkie bowiem opisy sprowadzają się właśnie do tego."
Zatrważające, że recenzent nie potrafi odróżnić autora od bohatera jego powieści. Daleki jestem od krytykowania kogokolwiek za negatywną opinię o tym czy innym tekście, ale zanim ktoś zdecyduje się powiedzieć mi jakim jestem człowiekiem, powinien dla przyzwoitości zamienić ze mną przynajmniej parę słów.
http://www.literatura.gildia.pl/tworcy/ ... e/recenzja
Zaś ten fragment woła o pomstę do nieba:
"Niezbyt spodobało mi się również podejście autora do wspomnianej analizy ludzi. Z lektury wynieść można wrażenie, iż pisarz uważa, że nieciekawa fizjonomia idzie w parze z jałowym wnętrzem. Wszystkie bowiem opisy sprowadzają się właśnie do tego."
Zatrważające, że recenzent nie potrafi odróżnić autora od bohatera jego powieści. Daleki jestem od krytykowania kogokolwiek za negatywną opinię o tym czy innym tekście, ale zanim ktoś zdecyduje się powiedzieć mi jakim jestem człowiekiem, powinien dla przyzwoitości zamienić ze mną przynajmniej parę słów.
Poruszanie się szybciej od światła jest niemożliwe, a już na pewno nie pożądane, bo zwiewa czapkę.
- Millenium Falcon
- Saperka
- Posty: 6212
- Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27
Ghihihi <bardzo złośliwe ghihihi>niewiem pisze:Zatrważające, że recenzent nie potrafi odróżnić autora od bohatera jego powieści. Daleki jestem od krytykowania kogokolwiek za negatywną opinię o tym czy innym tekście, ale zanim ktoś zdecyduje się powiedzieć mi jakim jestem człowiekiem, powinien dla przyzwoitości zamienić ze mną przynajmniej parę słów.
Witaj w klubie. Gdzieś się ostatnio pałętał wątek m.in. o tym, że poglądy wyrażone w książce = poglądy autora.
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14
To Ty nie pracujesz w skarbówce?...Millenium Falcon pisze:poglądy wyrażone w książce = poglądy autora.
NMSP
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!
- Millenium Falcon
- Saperka
- Posty: 6212
- Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27
- Harna
- Łurzowy Kłulik
- Posty: 5588
- Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14