F 50+7
Moderator: RedAktorzy
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
- agrafek
- Mamun
- Posty: 107
- Rejestracja: czw, 17 lis 2005 15:23
Szybciutko:
Moi muzakowie - zręczny i zabawny opis chaosu twórczego w świecie, w którym wszystko już było i w którym autor musi co chwila zerkać przez ramię, czy aby kogoś nie "podkradł" mimowolnie. Alabo po prostu dobra zabawa. Tak czy owak, lektura sprawiła mi przyjemność.
Dziewczynka w różowym pokoju - opowiadanie od którego czytelnik może dostać dreszczy. Świetny kontrastb tytułu z treścią. Krótkie, zwięzłe, klimatyczne, mocne, dobre.
Na razie tyle.
Moi muzakowie - zręczny i zabawny opis chaosu twórczego w świecie, w którym wszystko już było i w którym autor musi co chwila zerkać przez ramię, czy aby kogoś nie "podkradł" mimowolnie. Alabo po prostu dobra zabawa. Tak czy owak, lektura sprawiła mi przyjemność.
Dziewczynka w różowym pokoju - opowiadanie od którego czytelnik może dostać dreszczy. Świetny kontrastb tytułu z treścią. Krótkie, zwięzłe, klimatyczne, mocne, dobre.
Na razie tyle.
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Dziewczynka w różowym pokoju jest moją faworytką wśród tekstów, które znalazły się w ostatnim numerze (przy jednym jeszcze nieprzeczytanym) i właśnie próbuję sobie odpowiedzieć dlaczego. Zarówno Harnaś, jak i Muzakowie są sprawnie i zabawnie opowiedzianymi historiami i… otóż to, nie ma żadnego „i…”. Nie potrafiłabym napisać niczego więcej o obu tekstach poza tym, że mi się podobały (tak było) i że pewnie do następnego numeru zdążą mi wylecieć z głowy (tak będzie). Z Dziewczynką… sprawa wygląda inaczej, bo Dziewczynka… to nie tylko ciekawa fabuła z przewrotnym zakończeniem. To również silne emocje. I prawdziwe. Właśnie owa prawdziwość stanowi o uroku opowiadania, o tym, że zapada w pamięć. Obecnie sporo utworów, choć nad wyraz sprawnie napisanych, traktuje o niczym. Dziewczynka… nawet po odarciu tekstu z fabuły, wciąż opowiada o CZYMŚ. O strachu. O złu. O krzywdzie. I nieważne, czy jest to strach przed prawdziwymi, czy wyimaginowanymi potworami i czy krew na bluzeczce dziecka pochodzi od mrocznych bestii, czy może od samej matki. Ważne, że autorce udało się uchwycić i wyrazić istotę emocji. A co do zakończenia… mnie osobiście odpowiadają niedopowiedzenia. Dają pożywkę wyobraźni. Wymyśliłam już kilka wersji tego, co mogło być powodem krzyku Elzy i jeszcze kilka zamierzam wymyślić. Dobra robota, autorko ;-))).
There's some questions got answers and some haven't
- Montserrat
- Szczurka z naszego podwórka
- Posty: 1923
- Rejestracja: ndz, 17 gru 2006 11:43
Dziękuję, cieszę się, że "Dziewczynka..." przypadła Wam do gustu. I aż się zdziwiłam, że Yuki wpadła na jeden z tropów, które gdzieś tam, podskórnie ukryłam (tak w sumie głównie dla siebie - żeby mieć od czego wyjść, z czego się odbić). I dziękuję wszystkim za miłe słowa :)
Edit: Przepraszam, pomyłka w rodzaju :)
Edit: Przepraszam, pomyłka w rodzaju :)
"After all, he said to himself, it's probably only insomnia. Many must have it."
- Rheged
- Stalker
- Posty: 1886
- Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35
To ja może od siebie dodam, że mnie "Dziewczynka..." zmiotła z ziemi. Choć niestety krótka, ale tego nie dałoby radę zrobić dłużej, bo wszystko by się porozłaziło i emocje kompletnie by opadły. Bardzo dobry tekst.
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Już mi się kiedyś na FF przytrafiło, że zostałam wzięta ze mężczyznę... coś w tym musi byc... podejrzewałam, że to przez wąsy, ale przecież od tamtego czasu golę się systematycznie, więc sama nie wiem... ;-))).Montserrat pisze:Edit: Przepraszam, pomyłka w rodzaju :)
There's some questions got answers and some haven't
- Sexy Babe
- Fargi
- Posty: 308
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 23:42
- podzjazdem
- Dwelf
- Posty: 505
- Rejestracja: śr, 21 mar 2007 07:58
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Bieżący numer Fahrenheita jest bardzo „zrównoważony” w zakresie literatury. Dwa opowiadania lekkie i zabawne oraz dwa teksty mocne i mroczne. Każdy znajdzie coś dla siebie. I miłośnik niezobowiązującej rozrywki, i poszukujący głębszych treści. Redakcja zadbała o różnorodność gatunkową utworów, dostrzegając potrzeby różnych czytelników. Super!
Teraz do rzeczy. Crackowi szydercy to opowiadanie... pedagogiczne ;-]. Gdyby komuś zachciało się sięgnąć po cracka, powinien pierwej sięgnąć do tekstu i myślę że chęć ćpania przeszłaby mu jak ręką odjął. Poważniejąc, zgadzam się z autorem, że fakt, iż nie miał nigdy cracka w ustach jest bez znaczenia dla utworu. Tekst nie jest przecież próbą opisu doznań ćpuna!
Czytałam kiedyś opowiadanie Lafcadio Hearna zatytułowane „Na dnie czarki”. Jest to historia samuraja, który połknął duszę innego wojownika (znajdowała się w czarce herbaty, którą spragniony nieszczęśnik wypił), skutkiem czego był przez tego ostatniego nawiedzany i dręczony. Szczegóły nie są istotne, natomiast ważna jest idea możliwych konsekwencji wiążących się z połknięciem cudzej duszy. W Crackowych szydercach pojawia się ten sam motyw, a połączenie go ze światem narkotyków powoduje, że czytelnik zaczyna mieć wątpliwość co jest prawdą, a co wytworem otumanionego umysłu bohatera. Wydarzenia, które pozornie zdają się być racjonalne, łączą się ze światem pozazmysłowym, światem duchów. Przenikanie się obu rzeczywistości stanowi o urodzie opowiadania. I tu, podobnie jak w „Dziewczynce...” nie wydaje mi się ważne, co bohaterowi się zdawało, a co było realne. Wręcz przeciwnie, niemożność oddzielenia od siebie narkotycznych wizji, świata duchów i twardej empirycznej codzienności dodaje tekstowi smaczku, choć zarazem utrudnia czytelnikowi osąd. Jak ocenić postępek osoby powodowanej wolą ducha (zakładając, że rzeczywiście duch prowadził rękę bohatera w finalnej scenie)? Ba! Sprawa trudna, o ile nie niemożliwa.
Crackowi szydercy bardzo mi się spodobali, choć są przede wszystkim opowiadaniem smutnym, a przynajmniej ja je tak odebrałam. Trup w tekście pojawia się dość często, jednak jest to usprawiedliwione akcją, co w „dzisiejszych czasach” nie jest wcale oczywiste. Autor zdecydowanie chce opowiedzieć historię (do tego z przesłaniem!), a nie epatować przemocą. Moim zdaniem, udało się.
Jeśli napisałam chaotycznie, proszę to zwalić na grypę żołądkową, która męczy mnie i dręczy. Mam nadzieję, że da się przeczytać :-))).
Teraz do rzeczy. Crackowi szydercy to opowiadanie... pedagogiczne ;-]. Gdyby komuś zachciało się sięgnąć po cracka, powinien pierwej sięgnąć do tekstu i myślę że chęć ćpania przeszłaby mu jak ręką odjął. Poważniejąc, zgadzam się z autorem, że fakt, iż nie miał nigdy cracka w ustach jest bez znaczenia dla utworu. Tekst nie jest przecież próbą opisu doznań ćpuna!
Czytałam kiedyś opowiadanie Lafcadio Hearna zatytułowane „Na dnie czarki”. Jest to historia samuraja, który połknął duszę innego wojownika (znajdowała się w czarce herbaty, którą spragniony nieszczęśnik wypił), skutkiem czego był przez tego ostatniego nawiedzany i dręczony. Szczegóły nie są istotne, natomiast ważna jest idea możliwych konsekwencji wiążących się z połknięciem cudzej duszy. W Crackowych szydercach pojawia się ten sam motyw, a połączenie go ze światem narkotyków powoduje, że czytelnik zaczyna mieć wątpliwość co jest prawdą, a co wytworem otumanionego umysłu bohatera. Wydarzenia, które pozornie zdają się być racjonalne, łączą się ze światem pozazmysłowym, światem duchów. Przenikanie się obu rzeczywistości stanowi o urodzie opowiadania. I tu, podobnie jak w „Dziewczynce...” nie wydaje mi się ważne, co bohaterowi się zdawało, a co było realne. Wręcz przeciwnie, niemożność oddzielenia od siebie narkotycznych wizji, świata duchów i twardej empirycznej codzienności dodaje tekstowi smaczku, choć zarazem utrudnia czytelnikowi osąd. Jak ocenić postępek osoby powodowanej wolą ducha (zakładając, że rzeczywiście duch prowadził rękę bohatera w finalnej scenie)? Ba! Sprawa trudna, o ile nie niemożliwa.
Crackowi szydercy bardzo mi się spodobali, choć są przede wszystkim opowiadaniem smutnym, a przynajmniej ja je tak odebrałam. Trup w tekście pojawia się dość często, jednak jest to usprawiedliwione akcją, co w „dzisiejszych czasach” nie jest wcale oczywiste. Autor zdecydowanie chce opowiedzieć historię (do tego z przesłaniem!), a nie epatować przemocą. Moim zdaniem, udało się.
Jeśli napisałam chaotycznie, proszę to zwalić na grypę żołądkową, która męczy mnie i dręczy. Mam nadzieję, że da się przeczytać :-))).
There's some questions got answers and some haven't
- Rheged
- Stalker
- Posty: 1886
- Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35
Serdeczne dzięki, Yuki, za ten komentarz :). Wnikliwa próba interpretacji nawet się pojawiła. To mnie zaskoczyło i uradowało, to znaczy, że tekst spełnia swoją rolę.
Zauważyłaś, że jest to opowiadanie "pedagogiczne". Poniekąd masz rację, bo tkwi w nim jakaś przestroga, jakaś racja. Ale jak to z racjami bywa, a z pedagogiką w ogóle również, każdy może to brać z różnej strony. Spójrz na film "Requiem dla snu", chyba jeden z najsłynniejszych obrazów o narkomanach (oprócz "Trainspotting" i "Las Vegas Parano") - jest ze wszech miar tworem pedagogicznym, ale znam całą masę ludzi, których co prawda film przeraził, obiecywali sobie nigdy nie tknąć dragów, a potem łamali swoją obietnicę. Spytani potem "dlaczego", odpowiadali mi, że poniekąd takie rzeczy kuszą - istnieje wewnętrzna potrzeba sprawdzenia czy jest tak, jak to przedstawiają na filmie. Z moim tekstem może być to samo - może on tak samo mocno od cracka odwieść, jak do niego doprowadzić.
Nie o to jednak chodzi. "Crackowi szydercy" to utwór mocno zaangażowany, a takich brakuje. Nie ważne, czy ktoś po jego przeczytaniu sięgnie lub nie sięgnie po crack. Ważne, żeby przynajmniej w części wiedział, czym może to grozić. Nie mogłem z bohatera zrobić anioła, w tekście nie mogło być zbyt dużo wygodno-dobrych rzeczy. Dlatego trup ściele się gęsto, a opowiadanie nie zawiera praktycznie wcale ani grama optymizmu (choć można się go doszukać między wierszami) - bo takie rzeczy trzeba pokazywać bez wygładzania, bo też i same w sobie nie wygładzają.
Proszę tego komentarza nie traktować jako wyjaśnienie odautorskie, o co w tekście chodzi, ale raczej jako próbę dyskusji.
Zauważyłaś, że jest to opowiadanie "pedagogiczne". Poniekąd masz rację, bo tkwi w nim jakaś przestroga, jakaś racja. Ale jak to z racjami bywa, a z pedagogiką w ogóle również, każdy może to brać z różnej strony. Spójrz na film "Requiem dla snu", chyba jeden z najsłynniejszych obrazów o narkomanach (oprócz "Trainspotting" i "Las Vegas Parano") - jest ze wszech miar tworem pedagogicznym, ale znam całą masę ludzi, których co prawda film przeraził, obiecywali sobie nigdy nie tknąć dragów, a potem łamali swoją obietnicę. Spytani potem "dlaczego", odpowiadali mi, że poniekąd takie rzeczy kuszą - istnieje wewnętrzna potrzeba sprawdzenia czy jest tak, jak to przedstawiają na filmie. Z moim tekstem może być to samo - może on tak samo mocno od cracka odwieść, jak do niego doprowadzić.
Nie o to jednak chodzi. "Crackowi szydercy" to utwór mocno zaangażowany, a takich brakuje. Nie ważne, czy ktoś po jego przeczytaniu sięgnie lub nie sięgnie po crack. Ważne, żeby przynajmniej w części wiedział, czym może to grozić. Nie mogłem z bohatera zrobić anioła, w tekście nie mogło być zbyt dużo wygodno-dobrych rzeczy. Dlatego trup ściele się gęsto, a opowiadanie nie zawiera praktycznie wcale ani grama optymizmu (choć można się go doszukać między wierszami) - bo takie rzeczy trzeba pokazywać bez wygładzania, bo też i same w sobie nie wygładzają.
Proszę tego komentarza nie traktować jako wyjaśnienie odautorskie, o co w tekście chodzi, ale raczej jako próbę dyskusji.
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Do dyskusji nie trzeba mnie dwa razy zachęcać :-D
ALE nieustająco uważam, że tekst jest dobry właśnie dzięki zawartej w nim historii człowieka :-). EDITED: Dobry jest i z innych względów: umiejętnie zbudowanego klimatu i dobrego warsztatu, o!
Gdyby coś było bełkotliwie, to zwalam na grypę.
Coś w tym jest. Za czasów mojej młodości, wielką furorę robiła książka "My dzieci z Dworca Zoo" i choć w zamyśle autorów miała odstręczać od zabawy z narkotykami pamiętam, że wywoływała wśród mnie i moich równolatków niezdrowe podniecenie i -- na przekór intencjom twórców -- chęć sprawdzenia jak to faktycznie jest. Oczywiście dzisiaj inaczej spoglądam na utwory (prozatorskie czy filmowe) traktujące o narkomanii i w miejsce niegdysiejszej fascynacji odczuwam przygnębienie, ale nie można wykluczyć, że osoby młodsze mogą zareagować z właściwą im żywiołowością i chęcia wypróbowania wszystkiego na sobie.Rheged pisze:Z moim tekstem może być to samo - może on tak samo mocno od cracka odwieść, jak do niego doprowadzić.
Ależ ja to rozumiem! Skoro Crackowi szydercy są utworem "mocno zaangażowanym", nie ma sensu czynić z bohatera osoby nieskalanej. Z drugiej strony, zakończenie sugeruje (zakładając wariant ducha), że winnym śmierci Wiadomo--Kogo jest właściwie ojciec Dawida, a nie sam bohater. W ogóle, Dawid wydaje mi się być przede wszystkim ofiarą (przeznaczenia?), co nie zmienia faktu, że równocześnie jest i katem. To chyba największe szyderstwo tekstu. Opowieść o człowieku, którego przeznaczeniem było stać się ćpunem i zniszczyć wszystko, co kochał.Rheged pisze:Nie mogłem z bohatera zrobić anioła, w tekście nie mogło być zbyt dużo wygodno-dobrych rzeczy.
A tego akurat nie jestem pewna. Opowiadanie jest, bądź co bądź, fantastyczne i może nie brzmieć na tyle realistycznie, aby być wiarygodnym dla potencjalnego łowcy narkotycznych doznań. Jest też nieco... łopatologiczne (wpierw klasycznie patologiczna rodzina, potem baśniowo idealna miłość, od razu widać, że nie może skończyć się dobrze... ;-)). Wiesz, gdyby w mniej oczywisty sposób pokazywało drogę prowadzącą do zguby, mogłoby mieć mocniejszy wydźwięk (to takie moje luźne dywagacje). Nie jestem do końca przekonana, czy zostanie odczytane jako przestroga (czy też pokazanie do czego mogą prowadzić narkotyki), czy może jednak jako zajefajny tekst z dużą ilością trupów i ćpania... Kurcze, jakoś ciężko mi oddzielić funkcję prewencyjną (uważaj synu!) utworu, od funkcji "poznawczej" (wiedz, synu, czym to grozi!).Rheged pisze:Ważne, żeby przynajmniej w części wiedział, czym może to grozić.
ALE nieustająco uważam, że tekst jest dobry właśnie dzięki zawartej w nim historii człowieka :-). EDITED: Dobry jest i z innych względów: umiejętnie zbudowanego klimatu i dobrego warsztatu, o!
Gdyby coś było bełkotliwie, to zwalam na grypę.
There's some questions got answers and some haven't
- Rheged
- Stalker
- Posty: 1886
- Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35
No to daj buzi, bo o takich Czytelnikach (chociaż Czytelniczki nawet lepsze ;]) śnię po nocach! ;DYuki pisze:Do dyskusji nie trzeba mnie dwa razy zachęcać :-D
Wiesz, dragi to taka terra incognita, a ta z definicji ma zostać poznana. Wcale nie dziwię się fascynacji narkotykami - w końcu człowiek poszukuje siebie w każdej postaci. Jako istota niedoskonała goni za nieskończonością. Narkotyki potrafią coś podobnego zaoferować. Przynajmniej w to wierzą ludzie po nie sięgający. Inną sprawą jest, jak owa ziemia niepoznana ma zostać poznana? Czy tak jak to czyni bohater "Crackowych..."? Czy tak jak to czyni Czytelnik "Crackowych..."? I dlatego jest mroczno i duszno w moim tekście. Bo to relacja narkomana - niejako spuścizna dla Czytelnika. Zabieg, który ma uwierzytelniać.Coś w tym jest. Za czasów mojej młodości, wielką furorę robiła książka "My dzieci z Dworca Zoo" i choć w zamyśle autorów miała odstręczać od zabawy z narkotykami pamiętam, że wywoływała wśród mnie i moich równolatków niezdrowe podniecenie i -- na przekór intencjom twórców -- chęć sprawdzenia jak to faktycznie jest. Oczywiście dzisiaj inaczej spoglądam na utwory (prozatorskie czy filmowe) traktujące o narkomanii i w miejsce niegdysiejszej fascynacji odczuwam przygnębienie, ale nie można wykluczyć, że osoby młodsze mogą zareagować z właściwą im żywiołowością i chęcia wypróbowania wszystkiego na sobie.Rheged pisze:Z moim tekstem może być to samo - może on tak samo mocno od cracka odwieść, jak do niego doprowadzić.
Jak sama zauważyłaś, można to interpretować dwojako. Ja sam dziś odnajduję zupełnie inną interpretację tego tekstu. Po prawie dwóch latach od jego napisania widzę go w zupełnie innym świetle. Zanim został przesłany do F, był przepisywany na nowo przynajmniej dwa razy. I dziś jestem w stanie powiedzieć, że właśnie w takim kształcie fabularnym sam chciałem go ujrzeć.Ależ ja to rozumiem! Skoro Crackowi szydercy są utworem "mocno zaangażowanym", nie ma sensu czynić z bohatera osoby nieskalanej. Z drugiej strony, zakończenie sugeruje (zakładając wariant ducha), że winnym śmierci Wiadomo--Kogo jest właściwie ojciec Dawida, a nie sam bohater. W ogóle, Dawid wydaje mi się być przede wszystkim ofiarą (przeznaczenia?), co nie zmienia faktu, że równocześnie jest i katem. To chyba największe szyderstwo tekstu. Opowieść o człowieku, którego przeznaczeniem było stać się ćpunem i zniszczyć wszystko, co kochał.Rheged pisze:Nie mogłem z bohatera zrobić anioła, w tekście nie mogło być zbyt dużo wygodno-dobrych rzeczy.
A lodówka goniąca babcię w "Requiem dla snu" to nie element fantastyczny? Dobra, może przesadzam, ale nie uśmiechnęłaś się na tą zupełnie irracjonalną sytuację w tym filmie? Ja się śmiałem do rozpuku, dopóki nie zrozumiałem, że dla tej kobiety to jawa. Dla Dawida jawą jest jego ojciec poniekąd. Sądzę, że opowiadanie może brzmieć realistycznie właśnie dzięki tej wymowie. Choć oczywiście, jako autor, nie powiem, że jest słuszna ;)A tego akurat nie jestem pewna. Opowiadanie jest, bądź co bądź, fantastyczne i może nie brzmieć na tyle realistycznie, aby być wiarygodnym dla potencjalnego łowcy narkotycznych doznań.Rheged pisze:Ważne, żeby przynajmniej w części wiedział, czym może to grozić.
Tak też mi parę osób radziło, abym to wygładził. Być może mieli rację, moze nawet na pewno. Ale akurat tutaj nie posłuchałem się ich i nie żałuję, bo jak rzekłem, w takim właśnie kształcie sam chciałem ten tekst ujrzeć.Jest też nieco... łopatologiczne (wpierw klasycznie patologiczna rodzina, potem baśniowo idealna miłość, od razu widać, że nie może skończyć się dobrze... ;-)). Wiesz, gdyby w mniej oczywisty sposób pokazywało drogę prowadzącą do zguby, mogłoby mieć mocniejszy wydźwięk (to takie moje luźne dywagacje).
Tak jak wspominałem post wcześniej - nie jest to ważne. Chodzi po prostu o znajomość konsekwencji. A interpretacja konsekwencji jest już rzeczą osobistą.Nie jestem do końca przekonana, czy zostanie odczytane jako przestroga (czy też pokazanie do czego mogą prowadzić narkotyki), czy może jednak jako zajefajny tekst z dużą ilością trupów i ćpania...
To już określa sam Czytelnik :)Kurcze, jakoś ciężko mi oddzielić funkcję prewencyjną (uważaj synu!) utworu, od funkcji "poznawczej" (wiedz, synu, czym to grozi!).
Dzięki. Dzięki też Eboli - gdyby nie ona, stylowo wyszłoby o wiele słabiej (bo tekst był stary i zdecydowanie zmienił mi się styl od czasu jego napisania).ALE nieustająco uważam, że tekst jest dobry właśnie dzięki zawartej w nim historii człowieka :-). EDITED: Dobry jest i z innych względów: umiejętnie zbudowanego klimatu i dobrego warsztatu, o!
All clear, captain!Gdyby coś było bełkotliwie, to zwalam na grypę.
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Powiadasz ;-)? Moja wczesna, na szczęście platoniczna fascynacja narkotykami wzięła się z prozaicznej potrzeby ucieczki od świata, który zupełnie mi nie odpowiadał (czytaj: klasyczny bunt nastolatki). Nie goniłam za nieskończonością. Myślę, że pojęcia „doskonałość” czy „nieskończoność” dalece przekraczały możliwości pojmowania mojego ówczesnego rozumu, który jeszcze nawet nie zaczął się był wykluwać (kwestią dyskusyjną pozostaje, czy obecnie się wykluł ;-)). Nie chcę generalizować, ale mam podejrzenie, że w przypadku młodzieży, motywem przewodnim sięgania po dragi jest zwykła sztubacka ciekawość, chęć zaznania nowych, a zwłaszcza nietypowych doznań. Być może w przypadku osób dorosłych, „świadomie” sięgających po narkotyki, motywacja jest taka, jak wspominasz. Nie umiem się wypowiedzieć.Rheged pisze:Wiesz, dragi to taka terra incognita, a ta z definicji ma zostać poznana (...). Człowiek (...) jako istota niedoskonała goni za nieskończonością. Narkotyki potrafią coś podobnego zaoferować. Przynajmniej w to wierzą ludzie po nie sięgający.
Co tu ukrywać, nie widziałam "Requiem dla snu", więc znów nie potrafię się wypowiedzieć rzetelnie.Rheged pisze:A lodówka goniąca babcię w "Requiem dla snu" to nie element fantastyczny? (...) Nie uśmiechnęłaś się na tą zupełnie irracjonalną sytuację w tym filmie?
Tak, tylko wciąż dręczy mnie pewna wątpliwość... Spróbuję ją sprecyzować, choć nie obiecuję, że uda mi się zrobić to jasno. Za punkt odniesienia przyjmę siebie z czasów fascynacji narkotykami, ponieważ jest to najbliższy i najlepiej poznany mi przykład, jak by nie patrzeć. Otóż, w tamtym okresie nie zrozumiałabym wiele z „Crackowych szyderców...”. Inaczej mówiąc, nie potrafiłam odczytać tekstu na poziomie innym niż czysta fabuła. Byłam raczej bezrefleksyjnym młodym człekiem, jakich znowuż nie tak mało dookoła (dyzklajmer: dookoła nie znaczy bynajmniej na FF!). Na 100% nie zrozumiałabym, że autor chce pokazać mi konsekwencje ćpania, raczej że opowiada fajowską, zakręconą opowieść z dużą ilością krwi i bohaterem ćpunem. Dzisiaj, kiedy widzę w tekście coś więcej poza akcją, jestem na tyle „dojrzała”, że już nie sięgnęłabym po narkotyki. I teraz wracam do wątpliwości: czy osoby, które mogłyby wynieść coś z tekstu, do których jego przesłanie powinno trafić w pierwszym rzędzie, są w stanie to zrobić? Czy nie jest tak, że ci, którzy rozumieją, nie potrzebują niczego wynosić, ponieważ zdążyli do paru rzeczy dorosnąć?Rheged pisze:Tak jak wspominałem post wcześniej - nie jest to ważne. Chodzi po prostu o znajomość konsekwencji. A interpretacja konsekwencji jest już rzeczą osobistą.
To oczywiście nie oznacza, że neguję sens utworów zaangażowanych. Wręcz przeciwnie. Zdecydowanie wolę opowiadania, z których COŚ wynika, które opowiadają historie. Wtedy wiem, że np. trup ściele się nie dla samego (samych?) siebie, a dla uwypuklenia czegoś, co autor uznał za ważne. To mnie przekonuje.
cdn
There's some questions got answers and some haven't
- Rheged
- Stalker
- Posty: 1886
- Rejestracja: pt, 16 wrz 2005 14:35
Ale chciałaś osiągnąć pewnego rodzaju katharsis? Zapewne sądziłaś, że to da Ci jakąś nową opcję, jakąś nową możliwość? Że złapiesz pana Boga za nogi itepe. Ogółem - oczekiwałaś pewnych profitów, które dadzą Ci więcej niż masz w danym momencie. I to wystarczy, dla mnie to jest już stary jak świat "sen o potędze".Yuki pisze:Powiadasz ;-)? Moja wczesna, na szczęście platoniczna fascynacja narkotykami wzięła się z prozaicznej potrzeby ucieczki od świata, który zupełnie mi nie odpowiadał (czytaj: klasyczny bunt nastolatki). Nie goniłam za nieskończonością. Myślę, że pojęcia „doskonałość” czy „nieskończoność” dalece przekraczały możliwości pojmowania mojego ówczesnego rozumu, który jeszcze nawet nie zaczął się był wykluwać (kwestią dyskusyjną pozostaje, czy obecnie się wykluł ;-)).Rheged pisze:Wiesz, dragi to taka terra incognita, a ta z definicji ma zostać poznana (...). Człowiek (...) jako istota niedoskonała goni za nieskończonością. Narkotyki potrafią coś podobnego zaoferować. Przynajmniej w to wierzą ludzie po nie sięgający.
Oczywiście, faktem jest, że każdy sięga z powodów subiektywnych, więc od razu mówię, że daleki jestem od generalizacji. Jednak w gruncie rzeczy to i tak prędzej czy później do jednego mianownika się schodzi.Nie chcę generalizować, ale mam podejrzenie, że w przypadku młodzieży, motywem przewodnim sięgania po dragi jest zwykła sztubacka ciekawość, chęć zaznania nowych, a zwłaszcza nietypowych doznań. Być może w przypadku osób dorosłych, „świadomie” sięgających po narkotyki, motywacja jest taka, jak wspominasz. Nie umiem się wypowiedzieć.
Szybko napraw ten błąd :)Co tu ukrywać, nie widziałam "Requiem dla snu", więc znów nie potrafię się wypowiedzieć rzetelnie.
Od końca: nigdy nie jest tak, że nie możesz cokolwiek wynieść, człowiek uczy się całe życie. Z tym przesłaniem to jak sama zauważyłaś, może ono nie być tak oczywiste, zresztą każdy interpretuje na swoją modłę, więc przesłanie może być różne zależnie od osoby. Zresztą - nie ukrywam, że to w pierwszej kolejności tekst literacki, a nie szkoła pedagogiczna. Motywy "ku przestrodze" owszem, są zawarte, ale to nie jest głównym celem opowiadania. Głównym celem jest pokazanie ciekawej historii, a dopiero potem ukazanie konsekwencji. Właśnie - konsekwencji, a nie taniej demagogii - nie rusz, bo będzie źle. Dla przykładu, sądzę, że gdyby "Crackowych..." przeczytał ćpun mógłby wynieść z tego również pewną naukę - ćpam, no dobra, ale niech przynajmniej nie będę szczurem i będę o siebie chociaż trochę dbał.Otóż, w tamtym okresie nie zrozumiałabym wiele z „Crackowych szyderców...”. Inaczej mówiąc, nie potrafiłam odczytać tekstu na poziomie innym niż czysta fabuła. Byłam raczej bezrefleksyjnym młodym człekiem, jakich znowuż nie tak mało dookoła (dyzklajmer: dookoła nie znaczy bynajmniej na FF!). Na 100% nie zrozumiałabym, że autor chce pokazać mi konsekwencje ćpania, raczej że opowiada fajowską, zakręconą opowieść z dużą ilością krwi i bohaterem ćpunem. Dzisiaj, kiedy widzę w tekście coś więcej poza akcją, jestem na tyle „dojrzała”, że już nie sięgnęłabym po narkotyki. I teraz wracam do wątpliwości: czy osoby, które mogłyby wynieść coś z tekstu, do których jego przesłanie powinno trafić w pierwszym rzędzie, są w stanie to zrobić? Czy nie jest tak, że ci, którzy rozumieją, nie potrzebują niczego wynosić, ponieważ zdążyli do paru rzeczy dorosnąć?
Ja sam przeżywałem fascynację dragami pisząc ten tekst prawie dwa lata temu. Ale jak widać, była to fascynacja zdrowa, która nie prowadzi na skraj człowieczeństwa, ale na skraj refleksji.
A mnie takie reakcje mobilizują, abym trwał w tym, co zacząłem robić :)To oczywiście nie oznacza, że neguję sens utworów zaangażowanych. Wręcz przeciwnie. Zdecydowanie wolę opowiadania, z których COŚ wynika, które opowiadają historie. Wtedy wiem, że np. trup ściele się nie dla samego (samych?) siebie, a dla uwypuklenia czegoś, co autor uznał za ważne. To mnie przekonuje.
Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
Pipe of the rising sun, Sympathy for the pipe
Pipe of the storm, Born to be pipe
- Yuki
- Furia Bez Pardonu
- Posty: 2182
- Rejestracja: śr, 22 cze 2005 13:17
Wracając do nieszczęsnych trupów, którymi zakończyłam poprzedni post, już kiedyś chciałam się wypowiedzieć na ich temat, jednak nigdy nie ustaliłam, który wątek byłby po temu najwłaściwszy. Z czasem zupełnie zapomniałam o umarlakach i dopiero „Crackowi...” mi przypomnieli. No to jest okazja ;->.
Mam wrażenie, być może błędne, że obecnie większość opowiadań nie może obejść się bez trupa, a najlepiej całego legionu nieboszczyków. Wiem, że „nic tak nie ożywia akcji jak świeży trup”, ale nadmiar umarlaków w pewnej chwili również staje się nużący. Przy tym, nadmiar przemocy sprawia, że przestaje się ją odczuwać. Tak zadziałał na mnie np. Kill Bill. Skondensowana w filmie przemoc spowodowała, że dość szybko musiałam się na nią „uniewrażliwić”, zobojętnieć, a nawet zacząć traktować z przymrużeniem oka (o, przewrotny Tarantino!). Dosyć niebezpieczny zabieg, zwiększający poziom tolerancji na ZUO.
Ale nie chciałam pedagogicznie, raczej wydźwiękowo. Zakładając, że trup w opowiadaniu być musi, czy nie warto ograniczać ilości sztywnych? Czy jeden nieboszczyk nie powie więcej, niż padające pokotem rzesze?
Jedną z moich ulubionych książek jest „Wieża” Goldinga. Ulubioną z wielu względów. Jest to opowieść o księdzu, który decyduje się na budowę w swej parafii wieży, mimo iż jej ciężaru nie są w stanie utrzymać fundamenty katedry. „Wieża” to opowieść o granicy między głęboką wiarą a fanatyzmem. W tej książce pada tylko jeden trup (a i to przypadkowo!), ale dzięki temu czytelnik znajduje się w trudniejszej sytuacji. Gdyby umarło więcej osób, osąd stałby się zbyt prosty, zbyt łatwo byłoby wyznaczyć linię między tym co złe, a co dobre. I to jest WIELKIE. To na czytelniku spoczywa trud rozważenia kwestii moralnych i oceny pewnych zachowań, a nie jest to proste.
Tak więc myślę sobie, ile dobrego dla utworu mogłoby zrobić ostrożne szafowanie przemocą i umarlakami. I choć problem nie do końca w temacie bieżącego numeru F, to po części z tematu się zrodziło. Może ktoś jeszcze ma podobne przemyślenia? A może całkiem odmienne? A może po prostu nudzę (i zamorduję wątek, z czym niestety się liczę :-)).
Mam wrażenie, być może błędne, że obecnie większość opowiadań nie może obejść się bez trupa, a najlepiej całego legionu nieboszczyków. Wiem, że „nic tak nie ożywia akcji jak świeży trup”, ale nadmiar umarlaków w pewnej chwili również staje się nużący. Przy tym, nadmiar przemocy sprawia, że przestaje się ją odczuwać. Tak zadziałał na mnie np. Kill Bill. Skondensowana w filmie przemoc spowodowała, że dość szybko musiałam się na nią „uniewrażliwić”, zobojętnieć, a nawet zacząć traktować z przymrużeniem oka (o, przewrotny Tarantino!). Dosyć niebezpieczny zabieg, zwiększający poziom tolerancji na ZUO.
Ale nie chciałam pedagogicznie, raczej wydźwiękowo. Zakładając, że trup w opowiadaniu być musi, czy nie warto ograniczać ilości sztywnych? Czy jeden nieboszczyk nie powie więcej, niż padające pokotem rzesze?
Jedną z moich ulubionych książek jest „Wieża” Goldinga. Ulubioną z wielu względów. Jest to opowieść o księdzu, który decyduje się na budowę w swej parafii wieży, mimo iż jej ciężaru nie są w stanie utrzymać fundamenty katedry. „Wieża” to opowieść o granicy między głęboką wiarą a fanatyzmem. W tej książce pada tylko jeden trup (a i to przypadkowo!), ale dzięki temu czytelnik znajduje się w trudniejszej sytuacji. Gdyby umarło więcej osób, osąd stałby się zbyt prosty, zbyt łatwo byłoby wyznaczyć linię między tym co złe, a co dobre. I to jest WIELKIE. To na czytelniku spoczywa trud rozważenia kwestii moralnych i oceny pewnych zachowań, a nie jest to proste.
Tak więc myślę sobie, ile dobrego dla utworu mogłoby zrobić ostrożne szafowanie przemocą i umarlakami. I choć problem nie do końca w temacie bieżącego numeru F, to po części z tematu się zrodziło. Może ktoś jeszcze ma podobne przemyślenia? A może całkiem odmienne? A może po prostu nudzę (i zamorduję wątek, z czym niestety się liczę :-)).
There's some questions got answers and some haven't