Wojny z wydawnictwami, czyli, jak ustrzelić debiut :P
Moderator: RedAktorzy
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
- Hitokiri
- Nexus 6
- Posty: 3318
- Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
- Płeć: Kobieta
Zostało jeszcze 19 dni :)Riv pisze:Hito pisała o odliczaniu.
Ja własnie w tym wypadku z poczuciem czasu nie mam problemów. Po prostu czekam w napięciu, które ze mnie zejdzie gdy dostanę wiadomość o przyjęciu, bądź nie, tekstu. Jeszcze nie zdarzyło mi się upominać[w końcu teraz wysłałam dopiero drugi tekst], ale kiedyś to nastąpi :)Riv pisze:Ja z poczuciem czasu w tym akurat przypadku mam nie lada kłopot. Najpierw coś wysyłam, a potem nie pamiętam ani kiedy, ani czy w ogóle poszło. A archiwum w poczcie niet.
Ma to wady, bo pewnie przydałoby się upomnieć czasem. Ma też jednak zalety - jak przyjdzie odpowiedź (szczególnie pozytywna), to zaskoczenie aż na krześle podrzuca ;)))
A co do samego pisania... to jest moje hobby, ale bym chciała by to było coś poważniejszego...
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
- freemind
- Mamun
- Posty: 189
- Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48
Gdybym to ja miał w ciągu tylu dni napisać rzeczoną księgę, prędzej bym się zesrał z wyczerpania, powyrywał z głowy (i nie tylko) wszystkie włosy z cebulkami, potem pożarł z głodu ubranie, bo z wiadomych względów od komputera wstać bym w trakcie pisania nie mógł, zamiast herbaty musiałbym spijać krople deszczu z parapetu, a także zacząłbym gadać do Willsona, który okazałby się moim butem, z nudów trąconym w momencie przeskakiwania z rozdziału na rozdział na stół. A potem bym kipnął na serce, jak ten Azjata, co dwa tygodnie siedział przy erpegu i zdziwiony zmarł, bo mu mózg się zbuntował po tyludniowej dawce adrenaliny.Tomasz Orlicz pisze:Jeśli napiszę, że znam gostka, który napisał knigę w pięć dni, uwierzycie? Ach, racja - także pracował w prywatnej szkole - nie brał wolnego - kniga okazała się być światowym bestem Uwierzycie?
Nieee, nie wierzę.
- Krips
- Sepulka
- Posty: 53
- Rejestracja: sob, 04 mar 2006 14:09
- freemind
- Mamun
- Posty: 189
- Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48
- Bebe
- Avalokiteśvara
- Posty: 4592
- Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00
Biorę, wypijam i dzielę się schowanymi na święta nalewkami. Riv, a stuknijmy się szklaneczkami, bracie! ;)Riv pisze: O to, to, to!!! Kieliszek... co tam, szklanę nalewki dla tej Pani! Dooobrze mówi :)))
Nie no, ja rozumiem, że są tacy, co w przypływie natchnienia przestawiają organizm z "oddychanie" na "pisanie", ale ja tak nie potrafię. Pisarstwo jest zdaje się dążeniem, które człowiek zaspokaja w dalszej kolejności... pierwsze są zdaje się dążenia do najedzenia się. Cóż - ja jestem tylko człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce. :P
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
- freemind
- Mamun
- Posty: 189
- Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48
Ech, Bebe, wymiękasz. Nie gryzłaś nigdy klawiatury miast chleba w poszukiwaniu natchnienia? No, jeśli wolisz, pióra? Całkiem przyjemna zabawa. Niekiedy klawisze przywodzą na myśl opiekanego kurczaka, no chyba że to pozostałości po jakichś resztkach bezmyślnie spozywanego przy komputerze drobiu :P
Piszmy, naród czeka!
Piszmy, naród czeka!
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Dla mnie to jest tak.
Od maleńkości chciałem być pisarzem. Pierwszy tekścik spłodziłem w wieku lat 4/5, ale to było parę zdań tylko. Dłużższe opko machnąłem w drugiej klasie podstawówki, kolejne w czwartej. Później dopiero w liceum zacząłem zapisywać całe zeszyty różnorakimi wypocinami i tak mi zostało do dzisiaj. Szkołę zawaliłem, bo podskórnie czułem, że ta droga, to nie dla mnie. Wszystkie zajęcia, jakich się imałem zawodowo, nie miały przyszłości. Były raczej poczekalnią. Jak pomyślę, ile jeszcze pracy przede mną i "poczekalni", dodając do tego niepewność związaną z realizmem dziecinnego marzenia, to słabo mi się robi.
Ale po co ten przydługawy, nudnawy wstęp?
Uważam, że dopiero zarabiając na pisaniu (i to zarabiając na poziomie gwarantującym przeżycie), można w pełni poświęcić się marzeniu. Praca (mając rodzinę tym bardziej), zmęczenie, brak snu... to nie wpływa zbyt dobrze, ani na prędkość pisania, ani na jakość. Mogę zarwać nockę i nawet przemęczyć się w robocie, ale już drugiej nocki pod rząd nie zarwę. Nie chodzi o to, że zasnę, ale nie będę w stanie skupić się odpowiednio na pracy twórczej. Ponadto, jedynie w świetle dnia umysł pracuje wydajnie... nocą trzeba przebijać się przez mgłę znużenia zasnuwającą czerep.
Sorry, ale tu nie chodzi o kasę, tylko o to, żeby w pełni zajmować się tym, co się kocha. Inaczej pisarstwo jest tylko zaniedbywaną kochanką, która wreszcie powie: "Przykro mi kochanie, ale znalazłam innego. On ma dla mnie czas."
Czy ktoś kiedyś będzie publikował moje płody, czy nie, czy będzie mi za to płacił, czy nie, i tak będę pisał. Tyle, że chciałbym, aby to pisanie było głównym zajęciem, a do tego trzeba honorarium.
Oczywiście, publikowanie za darmo, choć zapewne niemiłe, należy traktować po prostu jako swoistą promocję nazwiska. Taki staż...
Od maleńkości chciałem być pisarzem. Pierwszy tekścik spłodziłem w wieku lat 4/5, ale to było parę zdań tylko. Dłużższe opko machnąłem w drugiej klasie podstawówki, kolejne w czwartej. Później dopiero w liceum zacząłem zapisywać całe zeszyty różnorakimi wypocinami i tak mi zostało do dzisiaj. Szkołę zawaliłem, bo podskórnie czułem, że ta droga, to nie dla mnie. Wszystkie zajęcia, jakich się imałem zawodowo, nie miały przyszłości. Były raczej poczekalnią. Jak pomyślę, ile jeszcze pracy przede mną i "poczekalni", dodając do tego niepewność związaną z realizmem dziecinnego marzenia, to słabo mi się robi.
Ale po co ten przydługawy, nudnawy wstęp?
Uważam, że dopiero zarabiając na pisaniu (i to zarabiając na poziomie gwarantującym przeżycie), można w pełni poświęcić się marzeniu. Praca (mając rodzinę tym bardziej), zmęczenie, brak snu... to nie wpływa zbyt dobrze, ani na prędkość pisania, ani na jakość. Mogę zarwać nockę i nawet przemęczyć się w robocie, ale już drugiej nocki pod rząd nie zarwę. Nie chodzi o to, że zasnę, ale nie będę w stanie skupić się odpowiednio na pracy twórczej. Ponadto, jedynie w świetle dnia umysł pracuje wydajnie... nocą trzeba przebijać się przez mgłę znużenia zasnuwającą czerep.
Sorry, ale tu nie chodzi o kasę, tylko o to, żeby w pełni zajmować się tym, co się kocha. Inaczej pisarstwo jest tylko zaniedbywaną kochanką, która wreszcie powie: "Przykro mi kochanie, ale znalazłam innego. On ma dla mnie czas."
Czy ktoś kiedyś będzie publikował moje płody, czy nie, czy będzie mi za to płacił, czy nie, i tak będę pisał. Tyle, że chciałbym, aby to pisanie było głównym zajęciem, a do tego trzeba honorarium.
Oczywiście, publikowanie za darmo, choć zapewne niemiłe, należy traktować po prostu jako swoistą promocję nazwiska. Taki staż...
- Bebe
- Avalokiteśvara
- Posty: 4592
- Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00
Traktuj więc egzystencję, w której dzielisz czas na pracę i pisanie, jako próbę losu - wytrzymasz, zaistniejesz, jeśli nie - przepadłeś z hukiem i kretesem (jako pisarz rzecz jasna) :DDabliu pisze: Jak pomyślę, ile jeszcze pracy przede mną i "poczekalni", dodając do tego niepewność związaną z realizmem dziecinnego marzenia, to słabo mi się robi.
- freemind
- Mamun
- Posty: 189
- Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48
Dabliu,
Szkopuł w tym, że nie wszyscy zawalili szkołę. Spokojnie, do niczego tu nie piję, ja również nie raz otarłem się o śmierć licealną. Niektórzy pracują, uczą się i z tego względu brak im energii na bitwę z niemocą twórczą. Nie wszyscy mózgowo przypominają terminatorów, że siądą, cały dzień zejdzie, spłodzą sto stron i będzie to zdatne do czytania. Niektórzy niestety są perfekcjonistami, którym byle dźwięk z telewizora, albo głos matki wołającej "wyjdźżetyzpsami" może zerwać łańcuch wyobraźni i dupa zbita, opko przerwane zaledwie po trzech, czterech stronach maszynopisu i leży sobie, leży, powiedzmy, do wieczora.
To mówię, ja, człowiek, który bez absolutnej ciszy i skupienia pisać nie potrafi. A przynajmniej nie wychodzi mu to tak dobrze, jakby chciał. Nie mam własnego komputera, który jest dla mnie niezbędny do pisania. Pisać w zeszycie próbowałem, nadal próbuję, ale ręka mi się męczy za szybko i nie daję rady.
I to wcale nie umniejsza wartości ludzi, którzy na pisanie przeznaczają mniej czasu. Taka wola Boża, że im to idzie mozolniej, niż wyżej wspomnianym terminatorom. Pytanie tylko: czy to mi sprawia przyjemność, czy po prostu chwilowo bawię się w pisarza? Pierwsze słyszę, że jeśli nie poświęcisz pasji 24 godzin na dobę, to jesteś gorszym artystą. No i nie mogę się na koniec zgodzić z porównaniem do kochanki. Równie dobrze, mogę wystosować inną gierkę słowną: Miłość należy kosztować drobnymi kęsami.
Peace :)
Szkopuł w tym, że nie wszyscy zawalili szkołę. Spokojnie, do niczego tu nie piję, ja również nie raz otarłem się o śmierć licealną. Niektórzy pracują, uczą się i z tego względu brak im energii na bitwę z niemocą twórczą. Nie wszyscy mózgowo przypominają terminatorów, że siądą, cały dzień zejdzie, spłodzą sto stron i będzie to zdatne do czytania. Niektórzy niestety są perfekcjonistami, którym byle dźwięk z telewizora, albo głos matki wołającej "wyjdźżetyzpsami" może zerwać łańcuch wyobraźni i dupa zbita, opko przerwane zaledwie po trzech, czterech stronach maszynopisu i leży sobie, leży, powiedzmy, do wieczora.
To mówię, ja, człowiek, który bez absolutnej ciszy i skupienia pisać nie potrafi. A przynajmniej nie wychodzi mu to tak dobrze, jakby chciał. Nie mam własnego komputera, który jest dla mnie niezbędny do pisania. Pisać w zeszycie próbowałem, nadal próbuję, ale ręka mi się męczy za szybko i nie daję rady.
I to wcale nie umniejsza wartości ludzi, którzy na pisanie przeznaczają mniej czasu. Taka wola Boża, że im to idzie mozolniej, niż wyżej wspomnianym terminatorom. Pytanie tylko: czy to mi sprawia przyjemność, czy po prostu chwilowo bawię się w pisarza? Pierwsze słyszę, że jeśli nie poświęcisz pasji 24 godzin na dobę, to jesteś gorszym artystą. No i nie mogę się na koniec zgodzić z porównaniem do kochanki. Równie dobrze, mogę wystosować inną gierkę słowną: Miłość należy kosztować drobnymi kęsami.
Peace :)
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Ależ ja się zgadzam!freemind pisze:Nie wszyscy mózgowo przypominają terminatorów, że siądą, cały dzień zejdzie, spłodzą sto stron i będzie to zdatne do czytania. Niektórzy niestety są perfekcjonistami, którym byle dźwięk z telewizora, albo głos matki wołającej "wyjdźżetyzpsami" może zerwać łańcuch wyobraźni i dupa zbita, opko przerwane zaledwie po trzech, czterech stronach maszynopisu i leży sobie, leży, powiedzmy, do wieczora.
To mówię, ja, człowiek, który bez absolutnej ciszy i skupienia pisać nie potrafi. A przynajmniej nie wychodzi mu to tak dobrze, jakby chciał. Nie mam własnego komputera, który jest dla mnie niezbędny do pisania. Pisać w zeszycie próbowałem, nadal próbuję, ale ręka mi się męczy za szybko i nie daję rady.
Też mam problemy z koncentracją , i to straszne.
Co do długopisu, to trochę źle się wyraziłem. Zostało mi do dzisiaj pisanie, ale długopis zamieniłem na komputer parę lat temu, bo przy moim piśmie, sam siebie odczytać nie potrafię ;)
A co do pisania - dużo, czy po trochę...
Freemind, problem w tym, że ja nie chcę robić niczego innego (zawodowo). Pracuję, bo muszę. Ale, uwierz mi, nie spełniam się w tym życiowo. To tylko konieczność...
Oczywiście mówię tylko o sobie...