Gustaw G. Garuga pisze:Rhegedzie, gdzie w konspekcie brak poszanowania, nie mam na Boga pojęcia. Nie wiem, jak działa Twoja pamięć; wiem, że mi zdarza się zajrzeć do konspektu i znaleźć tam coś, o czym zdążyłem już zapomnieć. Zapisanie planu tekstu jest raczej wyrazem szacunku dla swojej pracy umysłowej, niechęci do utraty jej wyników.
Dobra, gwoli wyjaśnienia - brać mogę tylko swoją miarą, więc tak zrobiłem. Może więc przedstawię swoją miarę, aby wszystko było klarowne.
U mnie jest tak, że rodzi się pomysł. Zupełnie z powietrza, pod prysznicem, w trakcie wyrzucania śmieci, picia trzeciej szklanki piwa, dyskusji filozoficznych, rozmowach o dupie Maryny, etc. Pomysł z początku jest, jak powszechnie wiadomo, genialny i trzeba go przenieść w realia pewnej fabuły. Zwykle wtedy powstaje u mnie początek tekstu, jakieś pierwsze 5, może mniej, stron. Wtedy nie mam jeszcze zwykle pojęcia dokąd zmierzam, nie znam końcówki. Miałem tak zawsze za wyjątkiem jednego utworu. I nachodzi w końcu ten moment, kiedy trzeba zwolnić i ułożyć sobie historię, aby to ona nie ułożyła mnie (przynajmniej nie do końca). Zaczynam obracać pomysł i historię na kilkadziesiąt, kilkaset sposobów w swojej łepetynie, niekoniecznie udanie, ale zawsze jakoś. Noszę tą fabułę całę czas, dojrzewam wraz z nią. Powstają kolejne sceny, które uważam za ważne. Zawsze staram się coś tekstem pokazać, udowodnić, przedstawić, więc każda idea fabularna musi mieć uzasadnienie w kontekście mnie jako osoby tworzącej i jako historii, czyli organu tylko pozornie ode mnie zależnego (romantycznie uważam, że owa historia kreśli się sama, że pisarz jest tylko jej powiernikiem i sprowadza ją na ziemię ;P). Stąd mozolne tempo pisania. Mam w sobie coś takiego jak dbałość o pomysł i historię, nie tylko o spójność wewnętrzną w opowiadaniu, ale jej "siłę rażenia". Musi coś nieść ze sobą. Dlatego pieczołowicie, kroczek po kroczku zapisuję kolejne stronice. Nie jest do tego potrzebny mi konspekt, bo nie odda on nigdy całości moich myśli, przeżyć, wrażeń, które są niezmiernie ważne podczas pisania. Jak widać z pomysłem i historią jestem zwykle związany wręcz erotycznie ;P. Dlatego praktycznie każdy szczegół podczas pisania pamiętam (oczywiście, z czasem coś zdaje się zapoknieć, ale wtedy pamiętam, gdzie mogę to odnaleźć na papierze albo w swojej mózgownicy). Konspekt w takiej metodzie jest wręcz utrudnieniem, bo jest suchy i niedokładny i nie mógłbym z niego korzystać cały czas. Stąd więc uważam, że konspekt jest brakiem poszanowania własnych myśli.
Ale to jest tylko subiektywne zdanie, wyrocznią oczywiście nie jestem.