Organizacja pisania
Moderator: RedAktorzy
- Bebe
- Avalokiteśvara
- Posty: 4592
- Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00
Z pozycji czytelnika mogę powiedzieć, że dziwi mnie autor, który pisze coś nie znając zakończenia. Czyli pisze i nie wie do czego dąży...? to jak wtedy ułożyć opowieść, odpowiednio porozkładać akcenty, wprowadzić kluczowe postaci i całkowicie poboczne wątki w taki sposób, żeby na końcu związały się w jedno? A potem człowiek czyta, że gdzieś był jakiś artefakt, ale on się autorowi zawieruszył, bo w wymyślonym na samym końcu zakończeniu już był niepotrzebny. Tylko po co w takim razie wcześniej jeden rozdział poświęcono temu jakże ważnemu artefaktowi.
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Większość doświadczonych autorów ma mniej lub bardziej dokładny konspekt, zanim usiądzie do pisania. Zdecydowana większość zna zakończenie. O ile mi wiadomo, to na naszym podwórku chyba tylko Andrzej Ziemiański pisze nie znając zakończenia (jeśli się mylę to mnie poprawcie). I jak myślicie - dlaczego wszyscy twierdzą, że I tom Achai - super; II tom - średni; III tom - kicha...?
- Lafcadio
- Nexus 6
- Posty: 3193
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57
Kres też.Dabliu pisze:O ile mi wiadomo, to na naszym podwórku chyba tylko Andrzej Ziemiański pisze nie znając zakończenia (jeśli się mylę to mnie poprawcie). I jak myślicie - dlaczego wszyscy twierdzą, że I tom Achai - super; II tom - średni; III tom - kicha...?
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Ktoś może rzec, że skoro Ziemiański publikuje i sprzedaje, to znaczy, że ta metoda ma pełną legitymizację i jako taka nie powinna być wyperswadowywana młodym autorom;-) Rzeczywiście jednak jest tak, że szansa na zaistnienie tekstem napisanym "z rękawa" jest daleko mniejsza niż tekstem powstałym w oparciu o plan - chodzi po prostu o prawdopodobieństwo napisania tekstu z rękami nogami i głową, które to prawdopodobieństwo jest znacznie wyższe, jeśli pisanie jest zaplanowane.
- zyto
- Mamun
- Posty: 165
- Rejestracja: wt, 01 maja 2007 17:08
Kiedyś wyczytałem, że Lem najbardziej lubił siadać przez czystą kartką i patrzeć, co mu wyjdzie... ale mogę się mylić, bo gdzie to wyczytałem, tego nie przytoczę:)
Wracając do tematu, również uważam, że planów używać trzeba. Jak najbardziej. Tak samo pomysły należy zamykać w notatnikach, aby nie odleciały. Jednak, z drugiej strony, nie można zamykać się na eksperymentowania i okazjonalne ryzyko "bezplanu". Tyko, że wtedy szanse na napisanie czegoś dobrego drastycznie maleją.
Wracając do tematu, również uważam, że planów używać trzeba. Jak najbardziej. Tak samo pomysły należy zamykać w notatnikach, aby nie odleciały. Jednak, z drugiej strony, nie można zamykać się na eksperymentowania i okazjonalne ryzyko "bezplanu". Tyko, że wtedy szanse na napisanie czegoś dobrego drastycznie maleją.
Here's Johny.
- Czarna
- Mamun
- Posty: 165
- Rejestracja: ndz, 17 cze 2007 20:50
Zgadzam się, konspekt powinien byc. Warto pierw naszkicowac poszczególne sceny, jak i zrobic krótką charakterystykę poszczególnych bohaterów. Opowiadanie musi byc przemyślane żeby miało ręce i nogi. Ostatnio poszłam na żywioł, napisałam opowiadanie i wyszła kaszana. A tak chciałam coś wrzucic na warsztaty ;-)
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Chciałbym jedną rzecz wyklarować. Pojawiają się tu nazwiska Ziemiańskiego, Kresa i Lema, którzy to autorzy mieliby jakoby pisać bez planu. Być może tak jest, nie wiem. Rzecz w tym, że to wyższa szkoła jazdy, i młody autor, który powie, a jak Ziemiański tak może, to i ja, przepadnie, bo zbyt słabą ma rękę, żeby takie zadanie udżwignąć.
- Lafcadio
- Nexus 6
- Posty: 3193
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 17:57
Nie mam co prawda Twoich doświadczeń w tej materii, Dawidzie, ale odnoszę wrażenie, że to nie kwestia doświadczenia, ale sposobu pracy umysłu i tego czym im (autorom) tak wygodnie pracować.Gustaw G. Garuga pisze:Rzecz w tym, że to wyższa szkoła jazdy, i młody autor, który powie, a jak Ziemiański tak może, to i ja, przepadnie, bo zbyt słabą ma rękę, żeby takie zadanie udżwignąć.
U mnie nie ma żadnej organizacji pracy, za dużo blokad, wszystkie przeszkadzają i jeszcze się z nimi motam ;] Ale pewnie w końcu dam radę. Z planem, bo ta metoda się u mnie sprawdza (raz już się sprawdziła).
Ja mam śmiałość to panu powiedzieć, bo pan mi wie pan co pan mi może? Pan mi nic nie może. Bo ja jestem z wodociągów.
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Chodzi raczej o to, że wśród początkujących autorów odsetek tych, którzy są w stanie pisać "czytalne" teksty z głowy jest mniejszy, niż pośród autorów doświadczonych. Mając pewne wzorce, chwyty, jak zwał, tak zwał, opanowane, autor doświadczony niekoniecznie musi już tak polegać na rusztowaniu, jakim jest konspekt. Autorowi młodemu bez tego tekst w zdecydowanej większości przypadków się zawali. Zwłaszcza w fantastyce, która lubi klasyczną formę i fabułę słusznej długości. W stanie weny to można napisać niezłego króciaka czy opko awangardowe, nie poukładaną opowieść. Pisząc z konspektu, po prostu zwiększamy swoje szanse. Oczywiście IMO ;-)
Hm. Nieznajomość zakończenia a nieznajomość fabuły to dwie różne rzeczy. Może doprecyzuję, o co mi chodziło - jeżeli zaczynamy pisać, mamy zazwyczaj w głowie, jak akcja ma się toczyć i jak zakończyć. Tak jest zawsze, ok, i rzeczywiście aż chce się dotrwać z opowiadaniem do tego momentu, gdy będziemy wiedzieć, że czytelnik może już zamknąć książkę/xnąć okienko/przewrócić stronę w gazecie/etc. z poczuciem, że 'coś się skończyło'. Rzeczywiście autor aż rwie się, by w końcu napisać tą kulminacyjną scenę, która jak na złość tkwi w wyobraźni i nie chce wyleźć. Ale jeżeli zaczniemy pisanie, mając tą scenę już *napisaną*, wiedząc, że oto już jakaś wersja ostateczna, że całe pisanie to już tylko doprowadzenie wszystkich nitek do tego jednego kłębka, którego nijak rozplątać, zmodyfikować... No, to jakoś tak mija zapał. Skoro pisząc chcemy tylko dobrnąć do jakiejś sceny, to po co pisać, gdy tą jedną scenę już mamy?
Poza tym, w toku pisania zawsze pojawią się różne pomysły, modyfikacje tego pierwotnego, inspirowane czy to przypadkowym zdarzeniem, czy filmem, czy książką, czy czymś zupełnie absurdalnym, jak interesującym deseniem plamek na skrzydłach przelatującego motyla. I o ile modyfikowanie rozpisanego już konspektu raz po raz może doprowadzić do cholernego bałaganu - zresztą, zawsze łatwiej coś pisać od nowa, niż grzebać w środeczku i rozpieprzać całą konstrukcję - tak umieszczając to po prostu 'w głowie' odkrywamy, że nowy pomysł grzecznie zajął miejsce przy szeregu starych i tylko czeka na swoją kolej.
Tak przynajmniej ja mam, wiadomo, że myśli różnych ludzi krążą różnymi drogami ;)
Poza tym, w toku pisania zawsze pojawią się różne pomysły, modyfikacje tego pierwotnego, inspirowane czy to przypadkowym zdarzeniem, czy filmem, czy książką, czy czymś zupełnie absurdalnym, jak interesującym deseniem plamek na skrzydłach przelatującego motyla. I o ile modyfikowanie rozpisanego już konspektu raz po raz może doprowadzić do cholernego bałaganu - zresztą, zawsze łatwiej coś pisać od nowa, niż grzebać w środeczku i rozpieprzać całą konstrukcję - tak umieszczając to po prostu 'w głowie' odkrywamy, że nowy pomysł grzecznie zajął miejsce przy szeregu starych i tylko czeka na swoją kolej.
Tak przynajmniej ja mam, wiadomo, że myśli różnych ludzi krążą różnymi drogami ;)
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Matheous, trochę niepotrzebnie piętrzysz problemy. Ja nie mam żadnych kłopotów z modyfikacją konspektu, jeśli po drodze przyjdzie mi do głowy jakieś lepsze rozwiązanie. I nie sądzę, żebym był w tej mierze ewenementem. Trzymając się analogii z rusztowaniem, po prostu przerzucam kładkę w jakieś inne miejsce, doczepiam nowy moduł, wspinam się wyżej, i tyle :-)
Dlaczego warto znać zakończenie, to już pisałem. Wiele rzeczy, które robimy, polega na tym, że mamy jakiś przewidywany finał, do którego dążymy, podporządkowując mu wykonywane zadania. Czemu z pisaniem miałoby być inaczej? Ale trochę niewłaściwie uznajesz, że w opowiadaniu liczy się tylko zakończenie. A przecież po drodze może być od groma i ciut ciut równie ciekawych rzeczy, bez których zakończenie nie ma planowanej siły. Opowiadanie to całość, i dlatego warto mieć ogólny zarys zanim się siądzie do przedstawiania go osobie trzeciej.
Ale nie ma musu. To tylko sugestia autora, który dobrze pamięta, ile mu zabrało dojście do poziomu drukowalności i chciałby innym trochę tę drogę skrócić :-)
Dlaczego warto znać zakończenie, to już pisałem. Wiele rzeczy, które robimy, polega na tym, że mamy jakiś przewidywany finał, do którego dążymy, podporządkowując mu wykonywane zadania. Czemu z pisaniem miałoby być inaczej? Ale trochę niewłaściwie uznajesz, że w opowiadaniu liczy się tylko zakończenie. A przecież po drodze może być od groma i ciut ciut równie ciekawych rzeczy, bez których zakończenie nie ma planowanej siły. Opowiadanie to całość, i dlatego warto mieć ogólny zarys zanim się siądzie do przedstawiania go osobie trzeciej.
Ale nie ma musu. To tylko sugestia autora, który dobrze pamięta, ile mu zabrało dojście do poziomu drukowalności i chciałby innym trochę tę drogę skrócić :-)
- Hitokiri
- Nexus 6
- Posty: 3318
- Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
- Płeć: Kobieta
U mnie to jest tak, że siedze sobie, piszę, piszę, piszę i w głowie mi siedzi jakaś scena [niekoniecznie zakończenie] i jak najszybciej chcę do niej dojść, bo aż mnie ciśnie ;) jeśli piszę bez planu, to wtedy, aby dojść do tej danej sceny wymyślam inne, tak na szybkiego i w końcu dochodze tam gdzie chcę. A jak piszę z planem i mam rozplanowane co, gdzie i jak, to zawsze jedna z tych scen tak ładnie mi się zwizuwalizuje, szybciej niż inne i aż się chce pisać, chociaż by po to by do niej dojść. I piszę sobie radoście, a gdy już dochodzę do celu to wtedy pisze się jeszcze fajniej ;) Ale to tylko takie moje wynurzenia, a ja bardzo początkująca jestem.Matheous pisze: Rzeczywiście autor aż rwie się, by w końcu napisać tą kulminacyjną scenę, która jak na złość tkwi w wyobraźni i nie chce wyleźć. Ale jeżeli zaczniemy pisanie, mając tą scenę już *napisaną*, wiedząc, że oto już jakaś wersja ostateczna, że całe pisanie to już tylko doprowadzenie wszystkich nitek do tego jednego kłębka, którego nijak rozplątać, zmodyfikować... No, to jakoś tak mija zapał. Skoro pisząc chcemy tylko dobrnąć do jakiejś sceny, to po co pisać, gdy tą jedną scenę już mamy?
A konspekty są git. Tyle, że trzeba było pierw dostać w dupę by dojść do tego wniosku.
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
- Montserrat
- Szczurka z naszego podwórka
- Posty: 1923
- Rejestracja: ndz, 17 gru 2006 11:43
Ja także z tych początkujących. I różne sposoby testuję.
Jak wypunktuję sobie w kajeciku co gdzie i jak to mi szlag opowiadanie trafia, bo skoro streszczone, to po cóż pisać? - przynajmniej tak mi funkcjonuje podświadomość bo z opracowanych w pełni konspektów zwykle wychodzi straszny gniot. Zwykle więc "chodzę" z pomysłem kilka dni, czasem i więcej, zapisuję jakieś urywane myśli, układam wszystko w głowie... Najczęściej miewam zakończenia i początki, środek wypełniami to mi sporo zajmuje, bo staram się wypełnić czymś istotnym, nie robić zapchajdziury. No i potem mam wielką nadzieję, że się uda.
Co do pisania bez znajomości zakończenia - raczej nie próbuję, najpierw wolę się nauczyć swobodnie "prowadzić fabułę". Potem, może, kiedyś - odważę się, ale na razie to chcę się nauczyć pisać "równo" i ufać swoim pomysłom i stylowi.
Jak wypunktuję sobie w kajeciku co gdzie i jak to mi szlag opowiadanie trafia, bo skoro streszczone, to po cóż pisać? - przynajmniej tak mi funkcjonuje podświadomość bo z opracowanych w pełni konspektów zwykle wychodzi straszny gniot. Zwykle więc "chodzę" z pomysłem kilka dni, czasem i więcej, zapisuję jakieś urywane myśli, układam wszystko w głowie... Najczęściej miewam zakończenia i początki, środek wypełniami to mi sporo zajmuje, bo staram się wypełnić czymś istotnym, nie robić zapchajdziury. No i potem mam wielką nadzieję, że się uda.
Co do pisania bez znajomości zakończenia - raczej nie próbuję, najpierw wolę się nauczyć swobodnie "prowadzić fabułę". Potem, może, kiedyś - odważę się, ale na razie to chcę się nauczyć pisać "równo" i ufać swoim pomysłom i stylowi.
"After all, he said to himself, it's probably only insomnia. Many must have it."
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Coś istotnie jest na rzeczy, ale tylko w tych opowiadaniach, w których właśnie o pointę chodzi. W fantastyce jednak oprócz (czasem też zamiast) pointy chodzi też/raczej o np. opisanie świata. W tym sensie ów 'pretekst' jest równie, jeśli nie bardziej istotny.
Niemniej jednak dobra pointa może opowiadaniu tylko pomóc. I dlatego warto znać zakończenie przed zabraniem się do pisania. Nawet, jeśli w trakcie zmienimy je na inne:)
Niemniej jednak dobra pointa może opowiadaniu tylko pomóc. I dlatego warto znać zakończenie przed zabraniem się do pisania. Nawet, jeśli w trakcie zmienimy je na inne:)