Millenium Falcon pisze:Tak przykładowo - wyobrażasz sobie, że Aragorn mógłby zdradzić drużynę pierścienia? Wyobrazić sobie to mogę, ale gdybym natknęła się na coś takiego w książce pewnie wytrzeszczyłabym oczy i zaczęła się zastanawiać co jest.
Przyznam, że taki zwrot akcji nawet by mi odpowiadał. Jednak wówczas
należałoby przeistaczać całą fabułę powieści. Gdyby zdradził Legolas, byłoby jeszcze ciekawiej... z pewnością nie mogłabym się wtedy oderwać od książki.
Małgorzata pisze:Dartha Vadera, kiedy był zły, trzeba było nienawidzić.
Zabrzmiało to tak, jakby odbiór fabuły był z góry narzucony, a czucie sympatii do złego bohatera - karane. Pamiętam, że w ST (Stara Trylogia) lubiłam Lorda Vadera ze względu na jego tajemniczość i moc. Nie bałam się go, ani nie nienawidziłam. Była w nim bowiem pewna doskonałość. Wkurzała mnie za to ta gruba, obleśna Żaba (nie pamiętam imienia), co wrzuciła Luke'a do lochu z Rankornem (chyba jak ten potwór się nazywał, który rozerwał
strażnika).
Odbiór jest procesem, odbywającym się podczas lektury. W procesie - złych się nienawidzi, a kiedy przestają być źli - zmieniają się emocje wobec postaci.
Wracając do Vadera. Postać tę lubiłam przez cały cykl, a dokładniej od chwili, gdy stał się tym właściwym Vaderem. Czyli i wtedy, gdy uśmiercał mocą podwładnych, i wtedy jak uratował syna. Anakin w 2 i 3 części NT drażnił mnie - zachowywał się strasznie sztucznie i schematycznie (mówię o filmie).
Spraw to, a napiszesz dzieło.
Mam coś takiego. Ale musi to poleżeć jeszcze wiele miesięcy, a nawet i
lat (nie odpuszczę sobie tylu lat pracy). Dlaczego? Wszyscy wtajemniczeni wiedzą. Chyba, że w jakiś cudowny sposób dojdzie do akceleracji stylu i formy (śmiech).
/E:
Ika pisze:A jak wyjdziesz z oddziału chorurgii pourazowej to napisz
nam o swoich przeżyciach :))
Trzymając się zaś saaagi, którą wybrała Małgorzata. Yoda młody nie był
:)
Yoda to kosmita, a kosmitom wolno, jak to kiedyś w NF napisałam ;)
Trenującym sztuki walki staruszkom ze wschodu także :]
Akurat ten teren jest nieodpowiednim przykładem.
Jako przyrodnik (może nie przyrodnik, bo przyrodnikiem człowiek się
staje, a mój specyficzny sposób patrzenia na normalne zjawiska
przyrodnicze, niezrozumiały często dla ludzi, mam od zawsze - nie jestem
zwolenniczką "szkolenia") nie kieruję się uczuciami, mając do czynienia z czymś naturalnym. Odwiedziłam szpital latem, z wizytą, i chodziłam po wydziale chirurgii. Efekt? Emocji zero. Może poza współczuciem. Po prostu rozumiem to. Lekarz też nie może się kierować emocjami przy zabiegu.