O dzielnym autorze i badaniach merytorycznych

Żale i radości wszystkich początkujących na niwie.

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Ale pytań, w jednym poście tego nie zmieścisz ;)

Generalna zasada jest taka, że podstawowe prawa emerytalne można nabyć po 15tu latach zawodowej służby wojskowej. Wynosi ona wówczas 40% ostatniej pensji. Każdy rok więcej dodaje po 2,6% więcej. Maksymalnie można uzyskać 75%.

Wiek nabywania praw emerytalnych się nie zmieniał już długie lata, ale za komuny maksymalnie można było uzyskać nawet 100% ostatniej pensji.

Emeryt wojskowy może brać udział w życiu politycznym (czego żołnierzowi w służbie czynnej nie wolno), może dorabiać (ale do określonej wysokości), ma prawo posiadać działalność gospodarczą.

Ograniczenia polityczne i obywatelskie znikają po zakończeniu służby. Pojawiają się ograniczenia w zarobkowaniu na etacie. Ale w działalności gospodarczej już nie.

I jeszcze ważna sprawa - 15 lat służby to nie to samo co 15 lat w wojsku. Dla pododniaków, pilotów, uczestników niektórych misji licznik bije szybciej. Można mieć 15 lat wysługi będąc jedynie 10 lat w wojsku.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Teano
Kadet Pirx
Posty: 1309
Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05

Post autor: Teano »

Dzięki Kiwaczku.
Czyli taki wojskowy emeryt może sobie prowadzić biznes i robić nawet duże pieniądze, czy nie wolno mu jakiejś określonej wysokości przekroczyć?
I jeszcze diety poselskie może do tego brać?
Co to są pododniaki?
Czy teoretycznie facet po czterdziestce (ale sporo przed pięćdziesiątką) może być na dobrej emeryturze wojskowej?
Kim by musiał byc wtedy z zawodu? To znaczy gdy jeszcze słuzył w armii.
Kiedy ja miałam zajęcia z wojska to prowadził je pułkownik na oko pod pięćdziesiątkę. Widuje się też wiekowych generałow czy pułkowników czy innych mundurowych. Z tego wynika, że nie ma obowiązku iść na taką emeryturę, tak? Od czego zależy to czy ktoś zostanie wojskowym emerytem, czy nie?
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.

� Dżirdżis

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Miało być podwodniaki.

Jeju - tyle pytań - że chyba do ustawy o powszechnym obowiązku obrony trzeba odesłać.

Krótko - ograniczenia są w dorabianiu na etacie. Nic nie wiem o ograniczeniach w prowadzeniu działalności gospodarczej. Dieta poselska nie jest wynagrodzeniem, więc się też nie wlicza (chyba).

Nie ma przymusu odchodzenia na emeryturę po 15tu latach. Jest przymus odchodzenia na emeryturę po 35ciu latach (z niewielkimi wyjątkami).

Facet po czterdziestce jak najbardziej może być na emeryturze wojskowej, ale raczej nie na pełnej (no chyba że nurek głębokościowy, albo pilot na myśliwcach).

Teoretycznie na emeryturze wojskowej można być w wieku 18+15=33 lata. W dowolnym zawodzie.

To ile kto ma lat jak odchodzi na emeryturę zależy od jego chęci lub od wysłania go na emeryturę z powodu redukcji stanowisk.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Teano
Kadet Pirx
Posty: 1309
Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05

Post autor: Teano »

Dzięki :) To już mniej więcej wiem czego się trzymać.

Pozdrawiam!
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.

� Dżirdżis

Awatar użytkownika
Iwan
Fargi
Posty: 344
Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18

Post autor: Iwan »

Chcialbym zwrocic sie do Was z pytaniem: czy macie problemy z zachowaniem zdrowej rownowagi pomiedzy "literacka fantazja", a realizmem opowiadan, czy innych tekstow?

Piszac opowiadania dla siebie, czy dla przyjaciol, nigdy nie mialem takiego problemu - po prostu pisalem co mi tylko przyszlo do glowy, nie majac zadnego pojecia o tematyce, ktora poruszam. Mimo wszystko i mi samemu, i moim przyjaciolom z reguly te opowiesci sie podobaly. Odkad jednak sprobowalem wyplynac na nieco szersze wody, nie moglem juz dluzej tak lekko i powierzchownie traktowac tematu. Napisanie kazdego tekstu zaczelo sie wiazac z przeczytaniem calego stosu "materialow", zeby choc troche poznac tematyke i nie pisac bzdur. W zaden sposob mi to nie przeszkadza. Wrecz przeciwnie, sprawia mi wieksza satysfakcje napisanie tekstu, ktory przedstawia soba jakas wartosc merytoryczna. Ostatnio do glowy wbil mi sie pomysl na napisanie opowiadania (lub kilku) o pilotach mysliwskich walczacych w II Wojnie Swiatowej. I tu zaczal sie prawdziwy klopot.
Lotnictwem zawsze sie interesowalem, podobnie jak historia II Wojny Swiatowej, ale tylko jako amator. Jestem zupelnym laikiem. Na forach internetowych spotkalem z kolei ludzi, ktorzy doslownie zeby zjedli na tej tematyce. Sa w stanie okreslic odcien zieleni na czarno-bialych fotografiach, potrafia rozpoznac typ samolotu i jego uzbrojenie, patrzac na portret pilota, machajacego do fotografa, nie wspominajac juz o osiagach samych samolotow. Ci ludzie sa jak chodzace encyklopedie lotnicze. I nie sa to tylko internetowi spece, oczytani w wikipedii, ale ludzie posiadajacy naprawde rzetelna, imponujaca, bogata wiedze. Problem polega na tym, ze jakikolwiek zamiar osadzenia fikcji w "ich swiecie" zostaje przez nich z miejsca rozstrzelany na strzepy. Doslownie masakruja kazdego autora, ktory popelni najdrobniejszy blad w opisie ich ukochanych samolotow, czy taktyki walki powietrznej. Nie tylko fikcje, ale nawet wspomnienia prawdziwych pilotow potrafia podwazac, mowiac ze "pilot XXX nie mogl zestrzelic XXX w ten sposob, poniewaz w samolocie XXX model z 1941 roku wylaczal sie doplyw paliwa, gdy wznosil sie do gory pod katem 35 stopni. Pilot puscil wodze fantazji."
Widzac co mnie czeka, przygotowalem sie do swojego opowiadania. Od dwoch miesiecy siedze i czytam. Kazde zdanie badam pod kazdym katem, czy na pewno wszystko zgadza sie z realiami. No i wczoraj wieczorem, poprawiajac jeden z setek bledow, przyszlo mi do glowy pytanie: " czy ma jakiekolwiek znaczenie, czy sprawdzajac godzine pilot I-16 zerkal na lewa, czy na prawa strone tablicy przyrzadow? Czy to ma jakikolwiek wplyw na rzeczywista wartosc czytelnicza? I dlaczego ta obsesja dokladnosci wiaze sie wlasnie z zagadnieniami II Wojny Swiatowej?
Przeciez moglbym pisac o szpiegach z czasu Zimnej Wojny i wymyslic historie w rodzaju Jamesa Bonda i nikt nie mrugnalby okiem. Moglbym napisac cala powiesc osadzona w sredniowieczu, majac tylko mgliste pojecie o calym tamtym okresie i mimo wszystko mialbym wrazenie, ze byloby to do przyjecia. Moglbym pisac opowiadania o XVIII-wiecznych piratach nie majac pojecia jak nazywaja sie poszczegolne maszty okretu i nitk by sie nie obrazil. Jednak kazdy, kto probuje zmierzyc sie z niewykle interesujacym okresem 1939-1945 natrafia na mur nie do przejscia. Musi trzymac sie przesadnej dokladnosci i realizmu, jezeli nie chce zostac opluty przez ekspertow. Szczegolnie dotyczy to jakichkolwiek tekstow zwiazanych z lotnictwem i wojskami pancernymi. Nie wiem jak znalezc zdrowa rownowage pomiedzy fikcja, a realizmem. Probujac pisac dbajac o szczegoly, wychodzi mi tekst suchy i nieprzyjemny, jak jakis podrecznik techniczy, natomiast gdy probuje puscic wodze fantazji, az mnie zeby bola na mysl o recenzjach. Nie mam pojecia jak z tego wybrnac.
Czytalem mnostwo ksiazek, ktorych autorzy byli zwyklymi laikami, jesli chodzi o tlo opisywanych wydarzen, a mimo wszystko czytalem je z przyjemnoscia. Od razu przychodzi mi do glowy przyklad Tolkiena. Nie znal sie na walce wrecz, wiec nie bawil sie w barwne opisy, z reguly opisujac tylko cos w rodzaju 'Blysnely miecze i smiegnely strzaly. Pokonani orkowie rzucili sie do ucieczki.' Genialne. Problem calkowicie rozwiazany i tekst nie traci przy tym nic na swojej wartosci. Z kolei na duzych bitwach juz troche sie znal i lubil je ze szczegolami opisywac. Bardzo zabawny wydaje mi sie fakt, ze w bardzo wielu opisywanych przez niego bitwach "sily dobra" stosuja taktyke zywcem wzieta z walk okopowych z okrasu I Wojny Swiatowej. Byl weteranem tej wojny, wiec poznal skutecznosc tej taktyki na wlasnej skorze, jak rowniez utrwalila mu sie w glowie charakterystyczna dla tamtego okresu przewaga dobrze okopanego wojska znajdujacego sie w defensywie nad szturmujacymi bezladnie przeciwnikami. Wlasnie ten motyw przewaza w wielu opisywanych przez niego bitwach. Mimo wszystko w zadnym momencie nie wywoluje to wcale checi odlozenia ksiazki na polke.
Z drugiej strony mamy autorow, ktorzy lubia opisywac sceny walki bardzo szczegolowo i realistycznie. Pod tym wzgledem sam uwazam sie za znawce. Juz prawie 20 lat zycia spedzilem na trenowaniu sztuk walk. Bylem uczniem, zawodnikiem, czlonkiem kadry narodowej, instruktorem. Wiekszosc moich wspomnien z mlodosci wiaze sie z sala treningowa. A ze wzgledu na wrodzony talent do pyskowania, calkiem czesto zdarzalo mi sie brac udzial w prawdziwych ulicznych walkach z rozna iloscia przeciwnikow. Uwazam sie za czlowieka majacego bogate doswiadczenie w tej dziedzinie. Czytajac sceny walk w literaturze czesto az lapie sie za glowe widzac, co autor wymyslil. W rzeczywistosci walki sa brzydkie, brutalne i zenujaco proste. Naprawde realistyczny opis prawdziwej bojki mogly w czytelniku wzbudzic jedynie odruchy wymiotne. Autor jest po prostu zmuszony dodac troche "ozdobnikow". Wezmy chocby tworczosc pana Sapkowskiego. Uwielbiam jego opisy walk. Wszystkie te "wiedzminskie piruety" wywoluja u mnie co prawda usmiech pod nosem, ale w zaden sposob nie odbieraja mi przyjemnosci z czytania. Jego walka na zamarznietym jeziorze to najlepsza scena walki jaka kiedykolwiek czytalem. Sapkowski osiagnal w niej wspanialy kompromis pomiedzy realizmem, a fikcja literacka.
Wspanialym przykladem sa tez morskie powiesci historyczne Patricka O'Briena. Otwierajac jego ksiazki czytelnik wrecz przenosci sie do poczatku XIX wieku. Cudowna sceneria i niezwykla znajomosc marynistyki autora sprawia, ze calkowicie wybacza mu sie dosc oczywisty fakt, ze podroze kapitana Aubrey'a i doktora Maturina trwaly o wiele dluzej niz wynosily ramy czasowe calego cyklu powiesci.
W takim razie co jest z tym lotnictwem II Wojny Swiatowej, ze nie mozna nawet palcem ruszyc, zeby nie obrazic szerokiej rzeszy pasjonatow, ktorzy teoretycznie powinni byc wlasnie najbardziej zainteresowani tematyka. Czy myslicie, ze porywam sie z motyka na slonce, czy tez jezeli uda mi sie odpowiednio dobrze to napisac, jest szansa, ze przetrwam ciezki ostrzal krytyki? Czy sami tez macie problem ze znalezieniem takiej rownowagi miedzy fantazja, a realiami?

Awatar użytkownika
baron13
A-to-mistyk
Posty: 3516
Rejestracja: sob, 11 cze 2005 09:11

Post autor: baron13 »

Jest facet, który napisał dzieło batalistyczne, co się utrzymuje w czytelniczym ruchu tak na oko ze 2000 lat, pełne porywających opisów walk. Homer mu było. Ponoć ślepy był.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Homer był sprytny: robił porównania i w zasadzie scenę pojedynku opisywał właśnie tak, jak wspomniał Iwan: błysnęły miecze, Hektor się cofnął. Ale wcześniej dawał kilka wersów o dwóch drapieżcach, co się obchodzą, warczą, mierzą, sprężyści, z cechami mnemotechnicznymi charakterystycznymi do określonej postaci, żeby zachować łącznik. Albo o roślinkach najpierw pisał. Lub o krajobrazie. :P

W dobrej jatce literackiej liczy się sugestywność. Mnie osobiście nudzą do imentu opisy walk same w sobie - mniej lub bardziej szczegółowe (bo Autor lubi, wie, to się popisuje). Na jatkę trzeba mieć koncepcję, nie opis. Opis jest znany: krew-pot-flaki. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Gesualdo
Niegrzeszny Mag
Posty: 1752
Rejestracja: pn, 01 wrz 2008 14:45

Post autor: Gesualdo »

Zawsze podobały mi się jatki Sapkowskiego, choćby słynna scena walki Szczurów z Bonhartem. Mimo że AS nie stronił od dokładnych, specjalistycznych opisów. Robił to jednak z klasą.
"Jestem kompozytorem i coś pewnie chciałem, ale już zapomniałem."

Awatar użytkownika
Iwan
Fargi
Posty: 344
Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18

Post autor: Iwan »

No ale wlasnie chodzi mi o to, ze w walkach powietrznych caly urok jest nie w roslinkach i krajobrazie, ani nawet w samym momencie strzelania, tylko w tych wszystkich manewrach, akrobacjach, zawrotnej predkosci, przeciazeniach, wyciu silnikow...
No i wtedy zjawi sie specjalista, ktorzy zmiesza cie z blotem, bo w Bf-109 silnik ryczal, a nie wyl ;)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Iwan pisze: No i wtedy zjawi sie specjalista, ktorzy zmiesza cie z blotem, bo w Bf-109 silnik ryczal, a nie wyl ;)
To chyba, Iwan kwestia poziomu istotności zarzutów specjalisty. Co innego jak ktoś powie, opis walki jest bezsensowny, bo Bf-109 nie mógł wykonywać takich czy innych manewrów, a co innego jak zarzut dotyczy odgłosów jakie wydawał silnik. Zdrowy rozsądek, że tak powiem.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Iwan pisze:No ale wlasnie chodzi mi o to, ze w walkach powietrznych caly urok jest nie w roslinkach i krajobrazie, ani nawet w samym momencie strzelania, tylko w tych wszystkich manewrach, akrobacjach, zawrotnej predkosci, przeciazeniach, wyciu silnikow...
No i wtedy zjawi sie specjalista, ktorzy zmiesza cie z blotem, bo w Bf-109 silnik ryczal, a nie wyl ;)
Nie, w tym nie ma żadnego uroku, poza lubością Autora do wyżej wymienionych. Urok jest w sposobie, w jaki Autor opisuje akrobacje. Nie mówię, że jak Homer ma to robić. Ale twierdzę, że najlepsze jatki wychodzą wtedy, gdy ma się pomysł na ujęcie.
Najlepsza scena jatkowa AS-a? A choćby ta ostatnia z "Mniejszego zła"... Gdzie nic nie jest opisane. Za to jak sugestywnie ujęte. :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
baron13
A-to-mistyk
Posty: 3516
Rejestracja: sob, 11 cze 2005 09:11

Post autor: baron13 »

A Homera, to się najpierw kwieciście wyzywali... Nawet nie łaciną, tylko starom-grekom!

Awatar użytkownika
Laris
Psztymulec
Posty: 916
Rejestracja: czw, 11 gru 2008 18:25

Post autor: Laris »

" czy ma jakiekolwiek znaczenie, czy sprawdzajac godzine pilot I-16 zerkal na lewa, czy na prawa strone tablicy przyrzadow?
Ma. Po prawej znajdują się inne wskaźniki. Z tego, co pamiętam, w większości samolotów wskaźnik dotyczący położenia samolotu (nie pomnę nazwy specjalistycznej) znajduje się po lewej. A zegarek to pilot chyba powinien mieć na ręce.
Dam Ci radę. Pluń śliną gęstą na tę zgraję nerdów, którzy namiętnie potrafią się kłócić o wyższości mechanizmu spustowego w pepeszy nad mechanizmem spustowym w MP40, choć obie pukawki panowie widzieli jedynie na obrazkach i nawet nie mają pojęcia, ile to ważyło. Co do zacytowanego przeze mnie sprawdzania godziny, wystarczy lakoniczne zdanie, że "pilot zerknął na tablicę przyrządów, sprawdzając godzinę". I tyle. Mnie, jako czytelnika, nie obchodzi czy zerkał na lewą, czy na prawą.
Inna sprawa, jeśli piszesz scenariusz. Wtedy trzeba zaznaczyć, na którą spojrzał. Ale tak...?
Jeśli chcesz pisać o lotnictwie doby II wojny, to zapoznaj się ze schematami niektórych samolotów (tych najbardziej dla Ciebie kluczowych), ich osiągami i tak dalej. Wspomnieniami pilotów, etc.

Też miałem problem z wrzucaniem zbyt dużej ilości szczegółów. Teraz nie pozwolę sobie już napisać, że "żołnierz miał na sobie kamizelkę modułową KS12" (przykładowo). Powiem wprost, że nosił modułówkę (taki mój neologizm). I domyśl się, czytelniku, co mam na myśli, gdy to piszę (jako pierwszoosobowy narrator).
(jak tak tego posta czytam, to mi się wydaje, że bredzę xd)
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał.
Awantura - Pokolenie nienawiści

Awatar użytkownika
Baranek
Mamun
Posty: 183
Rejestracja: śr, 10 sie 2005 18:16

Post autor: Baranek »

baron 13 pisze:A Homera, to się najpierw kwieciście wyzywali...
ja do tej pory, kiedy ktoś powie mi rzecz niemiłą, odpowiadam: "jakież to słowa skrzydlate wyrwały się poza twych zębów zagrody".

e: ale nie o tym chciałem. potrzebowałem kiedyś nazw japońskich potworów z filmów Inoshiro Hondy i zacząłem szukać w necie. myślałem, że z kwadrans mi to zajmie. no! na dwa tygodnie byłem stracony dla świata. czytałem artykuły, oglądałem filmiki. i mam mocne postanowienie zebrania możliwie kompletnej kolekcji. tylko większość tego co u nas wyszła, to produkcje powstałe po 1990 roku. a ja bym chciał te pierwsze.

e2: i jeszcze aproposik Homera. u nas cały czas funkcjonuje tekst o ugodzeniu w słabiznę. lepiej brzmi niż wulgarny 'kopniak w jaja'. choć Homer, zdaje się miał na myśli raczej okolice niż samo centrum.

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Iwan pisze:Moglbym pisac opowiadania o XVIII-wiecznych piratach nie majac pojecia jak nazywaja sie poszczegolne maszty okretu i nitk by sie nie obrazil.
Ja bym się obraził. Kto nie odróżnia kliwra od latacza, bramrei od bramstengi, bukszprytu od nokbencla, szkentli od szkentla, niech się nie bierze za żeglarskie historie marynistyczne.:-P
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

ODPOWIEDZ