Czego nie chciały drukować "Wierchy"
"Wierchy", kontynuując dobre tradycje "Pamiętnika Towarzystwa Tatrzańskiego", zawsze były rocznikiem o ambitnych aspiracjach i miernych tekstów drukować nie chciały. W roku 1925 (R. 3), gdy redaktorem naczelnym był Jan Gwalbert Pawlikowski, raz bodaj jedyny w historii periodyku pomieszczone zostały Odpowiedzi redakcji, ułożone chyba przez samego Pawlikowskiego:
P. K. Ż. w W. Wiersz Pański o Morskim Oku nie jest bez zalet: dobre odczucie krajobrazu, jednolitość, jasność, prostota (tylko po co ci śpiący rycerze, może by im już spać pozwolić?) – ale forma bardzo szwankuje: słownictwo ubogie, stąd i określenia fałszywe (np. "zrąb moreny"), rymy pospolite; wreszcie z optycznych znamion wydaje się, jakoby Pan sądził, że napisał sonet. Ależ Panie!? – Może Pan jednak spróbuje jeszcze co posłać.
– Autorowi Czarnego Stawu (Warszawa, inicjały nieczytelne). Nie widać wcale, aby Pan kochał Tatry, jak Pan zapewnia w liście; wszystko jest nieprawdziwe, a erotyka nie a propos.
– p. K. A. M. w L. (Z halnych wspomnień). Myśl pogmatwana, brak kośćca, forma słaba.
– p. J. S. Warszawa (Górskim szlakiem). Pomijając już wszelkie inne powody, drukować nie możemy rzeczy, których nie rozumiemy; i tak nie wiemy, co to jest "grzmiący Kreczmar" – a nuż to co nieprzyzwoitego?… obnażający się Gerlach i Staw Wielicki pełen kału nakazywały mieć się na baczności.
– p. E. K. w Warszawie. Jeden z przysłanych wierszy bylibyśmy drukowali ze względu na sentyment, pomimo że nam od rymów Pańskich zęby cierpną; nie możemy jednak dawać przedruków – wyjątek zrobiony dla Zegadłowicza jest właśnie wyjątkiem!
– p. T. Sz. w W. (Na Łysej Górze): rymy bolesne, boleśniejsze obrazowanie; bardzo nam przykro.
– Pani J. B. Zakopane. Dziękujemy za pamięć, opisany wypadek jest jednak zbyt pospolity, aby to warto drukować; szczęśliwa Pani, która uważa go za wyjątek; zresztą to jeszcze wcale nie najgorsze w neoturyzmie.
– Prof. W. G. Kraków: Bardzo dziękujemy i prosimy o życzliwą pamięć na przyszłość, ale z Zagadki nie mogliśmy skorzystać, bo próba wykazała, że nikt kompetentny na nią się wziąć nie dał, gdy wiedział, że to ma być "zagadka". Jest to Czarny Staw nad M. O., wszak prawda? Zdjęcie aparatem nie ustawionym w poziomie wygląda na pierwszy rzut oka jak otwór groty. Czy o to chodziło? Czy możemy fotografię zatrzymać?
Źródło: Osobliwości i sensacje tatrzańskie. Wstęp, opracowanie, tekst wiążący Jacek Kolbuszowski. Wydawnictwo Literackie, Kraków 1977, strony 140 – 142.
Z kart dawnej krytyki literackiej
Moderator: RedAktorzy
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
- Millenium Falcon
- Saperka
- Posty: 6212
- Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20009
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
A ja znalazłem coś innego.
Był sobie kiedyś taki poeta, Kajetan Jaxa-Marcinkowski !788 - 1832). Nie większy grafoman niż reszta epigonów klasycyzmu, ale megaloman (być może był to objaw choroby, z powodu której został pacjentem szpitala ojców bonifratrów). Tego mu nie wybaczono i stada podobnych do niego grafomanów obwołały go grafomanem.
Wielki guru tamtej epoki, Kajetan Koźmian, znalazł jednak okoliczności łagodzące, których nie dopatrzył się w przypadku pewnego poety o dziesięć lat młodszego. Oto cytat:
...wszystko bezecne, podłe, brudne, ciemne; wszystko może krymskie, tureckie, tatarskie, ale nie polskie. To jest sto razy gorsze niż wszystkie Marcinkowskiego płody. Marcinkowski jest płaski i wierszokleta prawdziwy; Mickiewicz jest półgłówek, wypuszczony ze szpitala szalonych, który na przekór dobremu smakowi i rozsądkowi gmatwaniną słów niepojętego języka niepojete i dzikie pomysły baje. Marcinkowski jest tylko głupi, Mickiewicz szalony; Marcinkowski pisać nie powinien, Mickiewicz myśleć nie umie; Marcinkowski w miłostkach jest płaski i ckliwy prostak, Mickiewicz brudny, karczemny; Marcinkowskiego imaginacją ciężką i tępą rozkołysały w niesforność Dziedzille lubelskie, Mickiewicz niesforny zapał rozdmuchały brudne litewskie pomywaczki; Marcinkowski nie wie, że jest prostakiem i nieukiem, Mickiewicz z pychą i dumą przekonany, że szaleństwo jest poezją, brudy farbami, ciemność światłem, niezrozumiałość doskonałością.
Był sobie kiedyś taki poeta, Kajetan Jaxa-Marcinkowski !788 - 1832). Nie większy grafoman niż reszta epigonów klasycyzmu, ale megaloman (być może był to objaw choroby, z powodu której został pacjentem szpitala ojców bonifratrów). Tego mu nie wybaczono i stada podobnych do niego grafomanów obwołały go grafomanem.
Wielki guru tamtej epoki, Kajetan Koźmian, znalazł jednak okoliczności łagodzące, których nie dopatrzył się w przypadku pewnego poety o dziesięć lat młodszego. Oto cytat:
...wszystko bezecne, podłe, brudne, ciemne; wszystko może krymskie, tureckie, tatarskie, ale nie polskie. To jest sto razy gorsze niż wszystkie Marcinkowskiego płody. Marcinkowski jest płaski i wierszokleta prawdziwy; Mickiewicz jest półgłówek, wypuszczony ze szpitala szalonych, który na przekór dobremu smakowi i rozsądkowi gmatwaniną słów niepojętego języka niepojete i dzikie pomysły baje. Marcinkowski jest tylko głupi, Mickiewicz szalony; Marcinkowski pisać nie powinien, Mickiewicz myśleć nie umie; Marcinkowski w miłostkach jest płaski i ckliwy prostak, Mickiewicz brudny, karczemny; Marcinkowskiego imaginacją ciężką i tępą rozkołysały w niesforność Dziedzille lubelskie, Mickiewicz niesforny zapał rozdmuchały brudne litewskie pomywaczki; Marcinkowski nie wie, że jest prostakiem i nieukiem, Mickiewicz z pychą i dumą przekonany, że szaleństwo jest poezją, brudy farbami, ciemność światłem, niezrozumiałość doskonałością.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.