Chyba chodzi o to, że tamto miało być oznaczeniem typu "tu należy się śmiać".
A współczesna emotka ma raczej mówić, ja tu się śmieję, mnie to śmieszy i wcale nie oznacza, że to co mówię, jest żartem.
Tym bardziej, że może być ona odpowiedzią na żart. Która oznacza, że mnie to śmieszy, śmieję się, a bynajmniej nie, że właśnie żartowałeś, ale może o tym nie wiesz, więc ci przypomnę :P
Literatura piękna a styl.
Moderator: RedAktorzy
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Niezależnie od tego, czy jest to wskazanie (jak w komedii śmiech z offu) dla odbiorcy, że ma się śmiać, czy też wskazanie, że nadawca się tutaj śmieje/uśmiecha => jest to funkcja emotywna realizowana w przekazie za pomocą symbolu-znaczka-emoticonu.
Zatem zdanie Albioriksa pozostaje fałszywe. :P
Zatem zdanie Albioriksa pozostaje fałszywe. :P
So many wankers - so little time...
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
Nie mogę się zgodzić, że śmiech z puszki to funkcja emotywna.
Po prostu widzę wyraźną różnicę między "śmiej się" a "mnie to śmieszy"
Chyba nie ma o co kruszyć kopii ;-)
Po prostu widzę wyraźną różnicę między "śmiej się" a "mnie to śmieszy"
Chyba nie ma o co kruszyć kopii ;-)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Achika
- Ośmioł
- Posty: 609
- Rejestracja: pt, 22 sie 2008 09:23
Ale flamenco pisał o większej liczbie sytuacji, a nie osób. Czyil miał na mysli język, którym wyrazisz nie tylko rzeczy na poziomie "jestem głodny" i "cieszę się", ale bardziej skomplikowane odczucia i opisy.No-qanek pisze:Nie, co nie zmienia faktu, że pozwala porozumieć się z większą ilością osób, nawet jeśli te osoby nie mieszkają w Polsce.
Było pokolenie X, teraz jest pokolenie Ctrl + X.
- Albiorix
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1768
- Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44
- flamenco108
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 2229
- Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
- Płeć: Mężczyzna
Achika, dzięki. ;-) No-qanek, nie czytałeś uważnie - wcześniej pisałem o naleciałościach obcojęzycznych. Nie o Chińczykach.Achika pisze:Ale flamenco pisał o większej liczbie sytuacji, a nie osób. Czyil miał na mysli język, którym wyrazisz nie tylko rzeczy na poziomie "jestem głodny" i "cieszę się", ale bardziej skomplikowane odczucia i opisy.No-qanek pisze:Nie, co nie zmienia faktu, że pozwala porozumieć się z większą ilością osób, nawet jeśli te osoby nie mieszkają w Polsce.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Sto lat? Zbyt krótki czas na tak wielkie zmiany. Toż za sto lat będą jeszcze żyć ludzie, którzy nauczą się dzisiejszej polszczyzny, oraz ludzie, którzy nauczą się mówić od ludzi, którzy się nią posługiwali, itd. Jakaś grupa może się zangielszczyć, ale przemożnego wpływu na całość polszczyzny mieć nie będzie. Błędnie zakładasz, że zapożyczenia zostają w języku na trwałe. Tak nie jest. Mamy tego precedensy w polszczyźnie, gdzie pełno słów pochodzenia łacińskiego wyszło z użycia. Tak samo francuski, niegdyś modny prawie jak dzisiaj angielski, a kto dziś mówi żelozja albo etranżer? To samo będzie z angielskim - pewne zapożyczenia czy kalki się przyjmą, inne wyjdą z mody, a polski pozostanie polskim, tylko, że bogatszym. Ba, może nawet dzięki wpływowi angielszczyzny wróci zapomniane słownictwo - nie zdziwię się, jeśli wrócą wyrazy takie jak eksperiencja (experience), kompasja (compassion) itp. z czasów Polski szlacheckiej. Wpływ angielszczyzny będzie pewnie trwalszy, bo nie szykuje się raczej marginalizacja grup społecznych dzisiaj się nią posługujących (w przeciwieństwie do znającej łacinę / francuski polskiej elity przedrozbiorowej i przedwojennej), ale żeby aż tak wywrócić polszczyznę na nice - nie widzę szans.Młodzik pisze:uważam, że za najwyżej sto lat będziemy się posługiwać językiem, który tylko z gramatyki będzie przypominał polski (choć diabli wiedzą, czy nie ubędzie nam przypadków i odmian czasowników przez osoby), a słowa będą przypominały zapis fonetyczny słów angielskich.
Paradoksalnie niekoniecznie. Kiedy kilka lat temu wróciłem do szkolnych lektur i na nowo przeczytałem Trylogię, wobec braku przypisów w rozszyfrowywaniu słów z łaciny pomogła mi właśnie znajomość angielskiego. Przyszłym pokoleniom może być trudniej niż dzisiejszym zrozumieć przestarzałe słowa polskie, ale z latynizmami będą mieć mniej problemu.Młodzik pisze:ja też ubolewam nad tym, że Sienkiewicz dla przyszłych pokoleń będzie nieczytelny.
Już popełniłem opowiadanko z takim tłem, ma się ukazać w czerwcu :)Młodzik pisze:W ogóle mam wrażenie, że to może być ciekawy temat na tekst sf :).
Dawniejsze germanizmy w polszczyźnie to istotnie zasługa wyższego poziomu rozwoju naszych zachodnich sąsiadów, skąd przychodziła technologia, struktury itp. Późniejsze jednak zapożyczenia związane już były mniej z wyższością niemieckiego nad polskim, a więcej z wpływem Niemców na życie w rozbiorowej Polsce. Podobnie z rosyjskim - zapożyczenia z epoki zaborów to nie zasługa "lepszości" rosyjskiego, lecz postępującej rusyfikacji. NB, w obu tych językach mamy naleciałości z polskiego, np. z polszczyzny lub za jej pośrednictwem przeniknęły do niemieckiego chyba granice i ogórki.flamenco108 pisze:W takim rozumieniu jest język dobry i zły, mianowicie lepszy jest ten, który w większej liczbie i rozmaitości sytuacji pozwoli powiedzieć to, co pomyśli głowa. W takim kontekście język np. niemiecki ma przewagę nad polskim, w każdym razie jeszcze sto lat temu było to jaskrawo widoczne - dziś widać to poprzez naleciałości: niemieckie na polskim języku, a nie odwrotnie.
- flamenco108
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 2229
- Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
- Płeć: Mężczyzna
Filozofia, inne nauki humanistyczne również, fizyka, matematyka - to już nie wspomnę. Taka jest prawda, że można dość łatwo wskazać dwuchsetlecie, kiedy Niemcy byli najwyżej rozwiniętym kulturalnie i kulturowo narodem Półwyspu Przyazjatyckiego. Paradoksalnie jest to okres silnego rozbicia Rzeszy na wiele małych państewek, a najsilniejsze z nich, Prusy, reprezentowało wszystko, co dziś negatywnie nam się kojarzy z Niemcami (chociaż Kant mieszkał w Królewcu). W tym czasie też nas skolonizowali, zatem wpływ musiał się zaznaczyć silnie, choć najwięcej przechowało się nazw z dziedziny rzemiosł, bo tutaj wpływ językowy jest dużo starszy.Gustaw G. Garuga pisze: Dawniejsze germanizmy w polszczyźnie to istotnie zasługa wyższego poziomu rozwoju naszych zachodnich sąsiadów, skąd przychodziła technologia, struktury itp.
Właśnie zakończyłem lekturę "Popiołów" Żeromskiego i moim skromnym zdaniem właśnie można by na nim się doktoryzować z rusyfikacji polskiego - doprawdy, dziś takie słowa jak łeb, ślepia, kułak mają wydźwięk pejoratywny (szczególnie, kiedy słowami tymi opisujemy czynność intelektualną, np. "rozognionymi ślepiami patrzył w książkę, aż go łeb rozbolał" nie jest opisem delikatnym i świadczy o poglądach podmiotu mówiącego), "obadwa" pozostało w gwarze. Wpływy rosyjskiego, pomijając świadomą rusyfikację, musiały się zaznaczyć, przecież dostaliśmy na ponad 50 lat carską strukturę administracyjną.Gustaw G. Garuga pisze: Późniejsze jednak zapożyczenia związane już były mniej z wyższością niemieckiego nad polskim, a więcej z wpływem Niemców na życie w rozbiorowej Polsce. Podobnie z rosyjskim - zapożyczenia z epoki zaborów to nie zasługa "lepszości" rosyjskiego, lecz postępującej rusyfikacji. NB, w obu tych językach mamy naleciałości z polskiego, np. z polszczyzny lub za jej pośrednictwem przeniknęły do niemieckiego chyba granice i ogórki.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.