O zakończeniach, zwłaszcza tych zwanych otwartymi
Moderator: RedAktorzy
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20028
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
O zakończeniach, zwłaszcza tych zwanych otwartymi
Podyskutujmy o zakończeniach.
Punktem wyjścia mogłoby być to.
Punktem wyjścia mogłoby być to.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- Albiorix
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1768
- Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44
Mój osobisty degustibus jest taki, że obowiązek wstawiania zakończeń to przestarzały relikt dawnych czasów, jak jedność czasu i miejsca w starogreckiej tragedii. Nie przeszkadzałoby mi, a czasem by mnie cieszyło, gdyby wątki nie były zamykane i tyle. Fakt że wszyscy autorzy jakich czytam jednak wątki kończą lekko mnie smuci i obrzydza.
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- hundzia
- Złomek forumowy
- Posty: 4054
- Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
- Płeć: Kobieta
Bo to:
A) strasznie trudno czasami pozaplatać w całość wszystkie rozdziergane wątki, zwłaszcza jeśli sam autor nie wie, czy zamierza je jeszcze kiedyś pociągnąć dalej
B) strasznie trudno napisać dobre zakończenie, a zarazem zamknąć klamrą cały utwór
C) strasznie trudno zadowolić każdego
A) strasznie trudno czasami pozaplatać w całość wszystkie rozdziergane wątki, zwłaszcza jeśli sam autor nie wie, czy zamierza je jeszcze kiedyś pociągnąć dalej
B) strasznie trudno napisać dobre zakończenie, a zarazem zamknąć klamrą cały utwór
C) strasznie trudno zadowolić każdego
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Chciałam zauważyć, że obecność zakończenia jest jednym z czynników, który decyduje o różnicy między tekstem a utworem. Taka specyfika, IMAO.
Problem w tym, że zakończenia zwykle są słabe w tekstach, które widuję. I nie, nie zamykają wątków - wątki zwykle wiszą jak z wytartej szmaty nici - co powinno Albioriksa cieszyć.
Ja jednakowoż odnoszę wrażenie, że sztuka kończenia dzieła powoli schodzi na psy. Literackie standardy spadają. Brak zakończeń jest typowy dla grafomanów, a niezdarne zakończenia - pozbawione jakiejkolwiek konkluzji - świadczą o marnym przemyśleniu koncepcji kreatywnej utworu lub chociażby kompozycji.
Problem w tym, że zakończenia zwykle są słabe w tekstach, które widuję. I nie, nie zamykają wątków - wątki zwykle wiszą jak z wytartej szmaty nici - co powinno Albioriksa cieszyć.
Ja jednakowoż odnoszę wrażenie, że sztuka kończenia dzieła powoli schodzi na psy. Literackie standardy spadają. Brak zakończeń jest typowy dla grafomanów, a niezdarne zakończenia - pozbawione jakiejkolwiek konkluzji - świadczą o marnym przemyśleniu koncepcji kreatywnej utworu lub chociażby kompozycji.
So many wankers - so little time...
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Jestem za zakończeniami w całokształcie. Nieważne, czy otwartymi czy zamkniętymi. :)))
Znaczy, rzecz jasna, że otwarte mi nie przeszkadzają.
edit: Albioriksie, nie ma utworu bez zakończenia. A tekst nie jest ani dobry, ani zły. Tekst po prostu jest. I nawet nie musi być literacki. A literacki, niestety - winien mieć zakończenie. :P
Znaczy, rzecz jasna, że otwarte mi nie przeszkadzają.
edit: Albioriksie, nie ma utworu bez zakończenia. A tekst nie jest ani dobry, ani zły. Tekst po prostu jest. I nawet nie musi być literacki. A literacki, niestety - winien mieć zakończenie. :P
Ostatnio zmieniony wt, 27 lip 2010 11:59 przez Małgorzata, łącznie zmieniany 1 raz.
So many wankers - so little time...
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Z troszkę innego punktu widzenia: popularne jest (często chyba podświadome) przekonanie, że opowiadanie powinno kończyć się pointą - zwalającą z nóg, wywracającą wytworzoną wcześniej wizję na nice, pozostawiającą czytelnika w osłupieniu. W tym sensie całe opowiadanie jest wyścigiem do tej właśnie mety, rozbiegiem do tego właśnie skoku w dal albo wzwyż.
Opowiadanie nie musi być jednak wcale takim właśnie biegiem. Może być wystawnym posiłkiem, którego kulminacją nie jest przecież deser. W tym rozumieniu zakończenie to łagodne wybudzenie czytelnika do rzeczywistości, jak po seansie hipnozy, kwitująca refleksja po długich rozważaniach, uściśnięcie dłoni na pożegnanie po spotkaniu z przyjacielem.
Zakończenie nie musi dawać zaskakujących odpowiedzi albo stawiać dramatycznych pytań - bo te padły już wcześniej. Opowiadanie jest wtedy nie równią pochyłą, po której czytelnik stacza się coraz szybciej ku uderzającemu kresowi, tylko krzywą dzwonową - rosnącą, a potem opadającą.
<<<POINTA>>>
Piszę to na podstawie przemyśleń, do jakich skłoniły mnie opinie niektórych czytelników o niektórych moich zakończeniach.
Opowiadanie nie musi być jednak wcale takim właśnie biegiem. Może być wystawnym posiłkiem, którego kulminacją nie jest przecież deser. W tym rozumieniu zakończenie to łagodne wybudzenie czytelnika do rzeczywistości, jak po seansie hipnozy, kwitująca refleksja po długich rozważaniach, uściśnięcie dłoni na pożegnanie po spotkaniu z przyjacielem.
Zakończenie nie musi dawać zaskakujących odpowiedzi albo stawiać dramatycznych pytań - bo te padły już wcześniej. Opowiadanie jest wtedy nie równią pochyłą, po której czytelnik stacza się coraz szybciej ku uderzającemu kresowi, tylko krzywą dzwonową - rosnącą, a potem opadającą.
<<<POINTA>>>
Piszę to na podstawie przemyśleń, do jakich skłoniły mnie opinie niektórych czytelników o niektórych moich zakończeniach.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20028
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
Tu ciekawym przykładem mógłby być Twój Rzyg w Nowe idzie.Gustaw G. Garuga pisze:Z troszkę innego punktu widzenia: popularne jest (często chyba podświadome) przekonanie, że opowiadanie powinno kończyć się pointą - zwalającą z nóg, wywracającą wytworzoną wcześniej wizję na nice
Moim zdaniem, zakończenie powinno być finałem tego, co w tekście najważniejsze. To, co wyraża ideę przewodnią, powinno wybrzmieć do końca. Reszta niekoniecznie.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
A mnie się wydaje, że wybrzmieć powinno wszystko. Znaczy, nie powinny istnieć urwane w połowie wątki choćby, epizody bez rozwinięcia jakiegokolwiek, służące li tylko sygnalizowaniu zagadnienia, które Autor potraktował marginalnie. Właśnie po to, by zawiesić kwestię, otworzyć na interpretację odbiorcy, istnieją zakończenia otwarte (także wątków, czy epizodów, nie tylko całych utworów) i sztuczki różne - jak choćby pytania retoryczne.
Mnie się nie podoba Wasze Autorskie podejście, Panowie. Bardzo mi się nie podoba. Dobrze, że czytelnicy i tak będą wiedzieli swoje. :P
Mnie się nie podoba Wasze Autorskie podejście, Panowie. Bardzo mi się nie podoba. Dobrze, że czytelnicy i tak będą wiedzieli swoje. :P
So many wankers - so little time...
- Gustaw G. Garuga
- Psztymulec
- Posty: 940
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
- Płeć: Mężczyzna
Zaryzykowałbym tezę, że pokutujące w środowisku fantastów przekonanie o konieczności walnięcia czytelnika pointą w twarz to zasługa pewnej maniery zaszczepionej polskim autorom fantastyki i ich czytelnikom przez pewne konkretne pokolenie autorów amerykańskich drukowanych za komuny w antologiach. Tam były pointy, że hej, do dziś pamiętam emocje z pewnego zakończenia, choć tak autor, jak tytuł i treść samego opowiadania już dawno mi umknęły (i w tym właśnie rzecz - pamiętam uczucie wstrząsu zakończeniem, choć po przesłaniu opowiadania dawno znikł wszelki ślad). Ale nie będę o tę tezę kruszył kopii.
"Rzyg" to przykład zakończenia mocnego, a zarazem otwartego (choć to rzecz jasna kwestia interpretacji). I co? I nic, bo opowiadanie zostało przyjęte bardzo chłodno, a ja dziś uważam je za swoje prawie najsłabsze.
Osobiście jestem za kończeniem wszystkich wątków, nawet tych pobocznych. To można robić dyskretnie, bez obciążania głównej osi utworu. I warto, choćby po to, żeby czytelnik zamiast głowić się po lekturze skąd się wziął albo czego chciał jakiś pomniejszy bohater, wszystkie siły intelektualne poświęcił na roztrząsanie tego, co w opowiadaniu najważniejsze.
"Rzyg" to przykład zakończenia mocnego, a zarazem otwartego (choć to rzecz jasna kwestia interpretacji). I co? I nic, bo opowiadanie zostało przyjęte bardzo chłodno, a ja dziś uważam je za swoje prawie najsłabsze.
Osobiście jestem za kończeniem wszystkich wątków, nawet tych pobocznych. To można robić dyskretnie, bez obciążania głównej osi utworu. I warto, choćby po to, żeby czytelnik zamiast głowić się po lekturze skąd się wziął albo czego chciał jakiś pomniejszy bohater, wszystkie siły intelektualne poświęcił na roztrząsanie tego, co w opowiadaniu najważniejsze.