Albiorix pisze: Nie chodzi mi tu o eliminowanie ludzi z historii tylko o główny obiekt zainteresowania.
Czyli co? Jeżeli kluczowym elementem opowieści SF ma być przedmiot, a nie podmiot, to pełnoprawnym opowiadaniem będzie instrukcja użycia samopodgrzewającego się opakowania z chińszczyzną (w Polsce to czysta futurologia).
Albiorix pisze:
Wojownik jest humanistą. Pracuje z ludźmi. Interesują go ludzie, ich wnętrze i ich uczucia. Może porównywać przeciwnika do siebie. Introspekcja może doprowadzić go do wartościowych wniosków.
Opowieść wojownika będzie o ludziach i uczuciach - my byliśmy dzielni, poszliśmy, walczyliśmy, tamci stchórzyli, portki im się trzęsły, a ich wódz jak go nabiłem na dzidę skamlał jak pies.
Uczucia wzbudzone w sercach wrogów stanowią podstawę dumy wojownika.
Myśliwy jest przyrodnikiem. Pracuje z nieludźmi. Nie interesuje go za bardzo poznanie i zrozumienie siebie i swoich uczuć, tylko zwierza, jego zwyczajów, zachowań, możliwości i ograniczeń.
---CIACH---
Antropomorfizowanie mamuta i refleksja nad jego uczuciami, albo własnymi uczuciami, są opcjonalne.
LOL!
Kto Cię napełnił takimi mistycznymi mądrościami? I co to ma do literatury? Przeczytaj bajki indiańskie, eskimoskie, kto je układał? Wojownik, czy myśliwy? Czemu rozdzielasz te role, skoro celujesz gdzieś w pierwotniaków?
Znam paru wojowników. Ich opowieść o ludziach i uczuciach brzmi częściej tak:
Hmm... Eee... Ku*a... I ch** (thx, Coleman!).
Wyjaśnienie:
Częste mikro-urazy mózgu nie sprzyjają elokwencji.
Albiorix pisze:
I cała moja herezja to twierdzenie że nie zawsze humanistyczne dyrdymały muszą być centrum wartościowej powieści, nie zawsze na ludziach i ich zachowaniach trzeba się koncentrować, dookoła jest mnóstwo niesamowitych rzeczy i wcale nie muszą być one jeno rekwizytami, tłem i dekoracją dla milion razy wałkowanej historii o tym jak pani zabiła pana.
Humanistyczne dyrdymały, to były te Twoje słowa o myśliwym i wojowniku. Humanistyczne dyrdymały to opowieść o globalnym ociepleniu i zalaniu lądów przez topniejące lody Antarktyki i Arktyki, chociaż niby nie o ludziach, a o klimacie by było. Humanistyczne dyrdymały to opowieść o szczęśliwym społeczeństwie, gdzie homoseksualne małżeństwa partenogenetycznie produkują sobie homoseksualne dzieci... brrr, to już nie seks, to polityka.
SF zahacza nie tylko o sfery technologiczne. I to od samego początku. Porusza też kwestie kulturowe, etyczne, moralne, społeczne, ekonomiczne, polityczne oraz inne. Bo one są ze sobą powiązane. A że klasyczna SF narodziła się w czasach wybuchu technologii, to i takie ma źródła. Ale potem przyszła Nowa Fala, teraz znowu piszą jakieś humanistyczne dyrdymały (nosiwoda, HELP!) weird tales czy cuś, a technologiczne SF nazywa się Hard SF, dla odróżnienia.
Najlepsza powieść Verne'a nie o tym, że można człowieka ubrać w piankę i wrzucić do wody, tylko o nieszczęśliwym patriocie-geniuszu, który dla realizacji swoich celów skonstruował niesamowitą łódź podwodną. Nie Nautilus jest głównym bohaterem powieści "80000 mil podmorskiej żeglugi", tylko kapitan Nemo, który podrzuca broń powstańcom na całym świecie i zwalcza panoszące się Imperium Brytyjskie (pisał to Francuz, wiesz, polityka). Bez ludzi wyszedłby opis wynalazku - i tyle.
Kiwaczek mówił już, że wtedy to jest artykuł popularno-naukowy, a nie literatura.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.