Przekłady

czyli jak i gdzie przełożyć oraz co i komu tłumaczyć.

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Flint

Post autor: Flint »

Urlean pisze:A wiesz, tu chodzi nie nawet o "poglądy", bo Baker to "Biblia dla tłumaczy" (że znowu zachaczę o West :)), ale tak, trzeba najpierw przeczytać, poczytać, żeby wiedzieć o co jej chodzi. A jeśli chodzi o tłumaczenia to jest naprawdę "podstawowa lektura". Warto sięgnąć.
Ziomy z amazon.com właśnie jej szukają. Się zapoznam.
Urlean pisze:Z mojej stroy no offence, Flint, ale wiemy, że słowo pisane, to coś innego niż język mówiony, jeśli chodzi o dyskusję emoki i inne takie nie dadzą ci prawdziwego obrazu.
Mów mi, piszę magisterkę z antropologii słowa =). Z mojej strony też no offence.
Małgorzata pisze:Nienienie. Nie wracam. Wchodzę. Maksymie dajemy spokój na razie. Moja interpretacja się nie zmieniła. Ale o wierności i jej definicji możemy pogadać, chociaż daleka jestem od formułowania fachowych stwierdzeń. Aż na tyle nie siedzę w teorii.
Też nie jestem teoretykiem. Owszem, liznąłem trochę teorii tu i ówdzie, ale przede wszystkim opieram się na tym, co mi się wydaje. A wydaje mi się, że chodzi o wywołanie w odbiorcy wrażenia z lektury maksymalnie zbliżonego do wrażeń, które wywołuje lektura oryginału. W to się wlicza zarówno treść, sens(y), jak i warsztat autora.
Małgorzata pisze:Oj, żeś pojechał. Mam nadzieję, że te pytania nie mają wymiaru ogólnego? Znaczy, owszem, wiem tak trochę, po co tłumaczymy. W celu udrożnienia komunikacji między osobnikami posługującymi się językami różnymi. Bo na świecie jest dużo języków, a ludzie wynaleźli np. marketing. Niestety, nie wynaleźli przy okazji stosownego veicolare*. Ergo: pozostaje tłumaczenie.
A co przekładamy? Ano, wszystko, co przynosi nam wymierne korzyści - zarówno jednostkowo ujmowane, jak i w kontekście większych grup.
Nie, oczywiście, nie to miałeś na myśli? :P:P:P
Oszywiście, mój pszyjacielu Aszterikszie! =P
Małgorzata pisze:Podejrzewam, że w złączeniu "wierność" przekładu pytania raczej winny dotyczyć sfery wykonawczej, czyli jak tłumaczyć, jakie cechy będzie miał przekład "wierny" vs "niewierny", jakie prawidłowości rządzą przekładami gatunków literackich lub rodzajów, możliwe odstępstwa, miejsce na "wolność" tłumacza, etc.
No, głównie o to mi chodziło. Fajnie, ze wspominasz o "wolności" tłumacza, bo to jest strasznie ciekawe zagadnienie - z jednej strony niby powinien się niewolniczo trzymać oryginału,a z drugiej strony często te przekłady, w których tłumacz swobodnie korzystał z własnych możliwości, osiągają efekty o wiele lepsze, niż gdyby tłumaczył na tak zwaną pałę. Przykładem na przykład filmy przekładane przez Wierzbiętę.

Awatar użytkownika
Feline
Kurdel
Posty: 756
Rejestracja: pt, 01 sie 2008 11:06

Post autor: Feline »

Flint pisze:z jednej strony niby powinien się niewolniczo trzymać oryginału,a z drugiej strony często te przekłady, w których tłumacz swobodnie korzystał z własnych możliwości, osiągają efekty o wiele lepsze, niż gdyby tłumaczył na tak zwaną pałę.
Chyba zostałoby zdefiniować, co znaczy "niewolniczo" - bo można to zapewne rozumieć na wiele sposobów, z pilnowaniem przecinków włącznie ;)

A swoboda - moim zdaniem przeciwstawienie "wierny-dobry" jest przykładem mało trafnego spojrzenia na sprawę. Taki pytaniem zadanym jakby obok. Bo dobry przekład będzie wierny - tyle że raczej na poziomie semantycznym - czyli znowu: jak było wspomniane w postach powyżej, trza zdefiniować, co znaczy "dobry". Rzeczywiście, bez określenia "o czym mowa" ani rusz...

Awatar użytkownika
Gustaw G. Garuga
Psztymulec
Posty: 940
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 11:02
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Gustaw G. Garuga »

Akurat mam jeszcze pod ręką Barańczaka (dziś albo jutro oddaję do bibioteki), więc zacytuję relewantnie:

Czy [...] nie jest prawdą oklepany aforyzm, zgodnie z którym przekłady są albo piękne, albo wierne?
Co do mnie, pozorna błyskotliwość tego aforyzmu zawsze była dla mnie przykładem, jak idiotyczne są wszystkie przysłowia, gdy się im bliżej przyjrzeć. Skąd w nas ta męsko-szowinistyczna pewność, że piękna kobieta z zasady nie jest wierna? Albo że kobieta wierna jest tylko dlatego wierna, że nie jest piękna? Osobiście znam sporo kobiet, które są i piękne, i wierne: jakoś jedno drugiemu nie przeszkadza. I znam sporo tłumaczeń poezji (nie, nie tylko swoich własnych), którym również jakoś się udało pogodzić te dwie cechy.

Itd. bardzo ciekawie, m.in. o stopniowalności wierności, ale nie mam czasu przepisywać. (wyd. a5, Kraków 2004, str. 16)

Nie piszę tego, żeby próbować zamknąć Barańczakiem dyskusję. Ot, opinia, z którą się zgadzam. Nie zgadzam się za to z traktowaniem kogokolwiek jako wyroczni, jakiejkolwiek książki jako "biblii dla tłumaczy" itd. Teorię tłumaczenia trzeba znać, ale tak naprawdę z tych wszystkich tez w praktyce często niewiele wynika. Ja też lat temu 7 czy 8 jako młody studencik translatoryki ukułem sobie zgrabny aforyzm, jak to 'przekład ma brzmieć tak, jak brzmiałby oryginał, gdyby autor stworzył go w języku przekładu' czy jakoś tak. Takich złotych myśli (w teorii przekładu zowie się je strategiami, 'aprołczami' itd.) można stworzyć na kopy, i niewiele z tego wynika, bo zaraz przyjdzie ktoś, kto elokwentny wywód równie elokwentnie zaneguje. Sam przygotowując się do magisterium z przekładu trafiłem na solidną krytykę tez Baker; nie pomnę już, gdzie i o co chodziło, bo rzecz była poza obszarem zainteresowania mojej pracy. Zresztą akurat do Baker nie mam jakichś szczególnie wielkich zastrzeżeń, głównie dlatego, że podpiera się praktyką, a nie wyłącznie teoretyzuje w zachwycie nad własną mądrością, niemniej do Biblii "In Other Words" bardzo daleko. Venutiego "The Translator's Invisibility" ktoś czytał? Jego przeciwstawianie 'domestykacji' 'foreignizacji' idzie w poprzek aforyzmów o "wywoływaniu u czytelnika docelowego wrażeń takich samych jakich doświadcza czytelnik oryginału", bo wg Venutiego przekład ma przede wszystkim komunikować obcość oryginału (nie wspominając o szaleństwach przekładu, jakie postulował bodaj Nabokov - totalna dosłowność, przypisy na prawie całą stronę itd.). Na to Hejwowski (całkiem sympatyczna książka "Kognitywno-komunikacyjna teoria przekładu") mówi veto i postuluje powrót do staroświeckiej koncepcji wierności. Itd. Koniec końców na biurku podczas pracy nie przyda się ani Baker, ani Newmark, ani Nida, ani Barańczak nawet (choć o interpretacji poezji można się z "Ocalone w tłumaczeniu" dowiedzieć niesamowicie dużo) tylko np. praktyczny do bólu "Poradnik tłumacza" Arkadiusza Belczyka. Podsumowując - teorie przekładu warto znać, ale żeby którąkolwiek wyznawać - Boże broń!
Małgorzata pisze:Tak, to z Eco, na pewno. Tylko skąd dokładnie?!
Veicolare? z "W poszukiwaniu języka uniwersalnego" - polecałaś mi niedawno :-)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Nie, nie tylko stamtąd. "W poszukiwaniu..." jest bardziej ogólne o charakterystyce języków, a to było jeszcze gdzieś wcześniej. Ale pewnie stamtąd mi się utrwaliło. Dziękuję, Gustawie! :P

A tak a propos tłumaczeń, nie teorii => nie wydaje się Wam, że tak naprawdę, najpierw się idzie na czuja, a dopiero potem dorabia teorię? :P:P:P
So many wankers - so little time...

Flint

Post autor: Flint »

Małgorzata pisze:A tak a propos tłumaczeń, nie teorii => nie wydaje się Wam, że tak naprawdę, najpierw się idzie na czuja, a dopiero potem dorabia teorię? :P:P:P
Amen =).

Awatar użytkownika
Feline
Kurdel
Posty: 756
Rejestracja: pt, 01 sie 2008 11:06

Post autor: Feline »

Małgorzata pisze: A tak a propos tłumaczeń, nie teorii => nie wydaje się Wam, że tak naprawdę, najpierw się idzie na czuja, a dopiero potem dorabia teorię? :P:P:P
Praktyka zdaje się prowadzić wielu tłumaczy do bardzo podobnych wniosków (jak czytam tutaj i nie tylko). Od tego tylko krok do teorii ;)

Awatar użytkownika
Bebe
Avalokiteśvara
Posty: 4592
Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00

Post autor: Bebe »

Małgorzata pisze:A tak a propos tłumaczeń, nie teorii => nie wydaje się Wam, że tak naprawdę, najpierw się idzie na czuja, a dopiero potem dorabia teorię? :P:P:P
Gorzej. Idę na czuja i staram się nie dorabiać teorii. Tylko konsekwentnie się trzymać raz przyjętych rozwiązań.
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Wydałaś nas, Bebe. Ja znam teorię tylko dlatego, że grzebię w bełkocie... :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Bebe
Avalokiteśvara
Posty: 4592
Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00

Post autor: Bebe »

Tjam. Ale jak sobie człowiek z Wami pogada to ma wrażenie, że jest strasznie gupim tłumaczem, bo nie zna i nie dorabia teorii. Bo mu się naiwnie wydawało, że w tłumaczeniach technicznych treść jest najważniejsza, a nie piękne niuanse i subtelności języka, a w innych to cóż.... ilu tłumaczy tyle szkół tłumaczenia.
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika

Awatar użytkownika
Gata Gris
Kurdel
Posty: 701
Rejestracja: sob, 18 paź 2008 09:23

Post autor: Gata Gris »

Mam pytanie do tłumaczy, odnośnie imion bohaterów. Zdarza się, że autor kreuje bohatera określonej narodowości i nadaje mu stosowne w jego mniemaniu imię. Bywa jednak, że się pomyli o jedną-dwie granice. Co wtedy - zmieniacie czy zostawiacie? Intryguje mnie to mocno :)

Przykład pierwszy: Weber, Starfire. Planeta skolonizowana wyłącznie przez Rosjan. Wszyscy noszą odpowiednie imiona, otcziestwa i nazwiska, oprócz niejakiej Magdy Pietrowny. Pomijam już użycie otcziestwa w roli nazwiska, ale ta Magda...
Przykład drugi: Łazarczuk, "Wszyscy zdolni...". Bohater polskiego pochodzenia nosi w oryginale imię Zden. Tłumacz zmienił na Zbych.

Random

Post autor: Random »

Jak dla mnie, zmiana imion w wyżej wspomnianych wypadkach to zbyt daleko idąca ingerencja. Może autor się pomylił - trudno. Może celowy zabieg - ostatecznie czy Kewin i Pamela to rodowicie polskie imiona? A zdarzają się w Polsce.

Awatar użytkownika
Feline
Kurdel
Posty: 756
Rejestracja: pt, 01 sie 2008 11:06

Post autor: Feline »

Moim zdaniem czasem można albo i należy zaingerować. Zasadniczy możliwy powód pojawia się wówczas, gdy modyfikacja imienia będzie pasowała do melodii przekładu (co brzmiało swojsko - i miało tak brzmieć - w obcym języku, w polskim nie musi).

Drugie - gdy błąd w formie imienia jest ewidentny. Tutaj trudno o pewność (poza sytuacjami, gdy autor pomyli miano postaci historycznej), ale czasem do tej pewności bywa blisko. I znowu, jak sądzę, najistotniejsza będzie kwestia wyczucia, czy tekst zyska na tej poprawce.

Najlepiej, rzecz jasna, jest w takich razach uzgodnić rzecz z autorem (jak było już wspominane w innym wątku na tym podforum - zwykle nie ma wówczas problemu z dogadaniem się). Jednak gdy nie można - trudno. Tekst ma brzmieć i tłumacz za to odpowiada.

Awatar użytkownika
Gata Gris
Kurdel
Posty: 701
Rejestracja: sob, 18 paź 2008 09:23

Post autor: Gata Gris »

Ha! No właśnie! Przytoczyłam te dwa przykłady nie tylko, by pokazać, że jeden tłumacz zmienił, a drugi - nie. Weber jako Amerykanin ma prawo pomylić się o jedną granicę (zwłaszcza gdy pisze na tempo i nie sprawdza). Czyli moim zdaniem właśnie w tym przypadku poprawka byłaby uzasadniona. A Łazarczuk - w końcu to "brat" zza granicy, czyżby pomylił imię czeskie czy słowackie z polskim? Dziwne... Tu już prędzej dopuściłabym świadomy wybór...

Czyli - korespondencja z autorami... Koledzy i koleżanki Tłumacze - często tak macie?

Awatar użytkownika
Vladibor
Sepulka
Posty: 88
Rejestracja: pt, 24 paź 2008 14:21

Post autor: Vladibor »

Tłumacze teraz "Thorgala" (autorami są Rosiński i Van Hamme). Ciekaw jestem - dla czego wersja polska tego komiksu zawiera imiona bohaterów we transliteracji, raczej angielskiej? Tym bardziej, że jeden z autorów, jak podejrzewam, z pochodzenia jest Polakiem...
Przepraszam za moj polski...

Awatar użytkownika
Zanthia
Alchemik
Posty: 1702
Rejestracja: czw, 11 sie 2005 20:11
Płeć: Kobieta

Post autor: Zanthia »

Bo, jak to ujął wielki twórca wielkiej perły małego ekranu:
Chciałem to nazwać "Podróżowanie na inne planety" ale w marketingu powiedzieli, że jak się wstawi kilka iksów do tytułu, to się lepiej sprzeda.
It's me - the man your man could smell like.

ODPOWIEDZ