nosiwoda pisze: Ludzie mają taką skłonność, że rzutują. I jak widzą, że gniot, to czasem (często?) mówią sobie: cholera, taki Dan Brown, bestseller na całym świecie, a tu takie cuś? Ani chyba tłumacz/redaktor/korektor skopał sprawę. Tak, to musi być to.
Naprawdę ludzie mają skłonność obwiniania redaktorów? Przy takim Harrym Potterze słysze tylko narzekania na tłumacza i to jego czytelnicy winią za wszelkie niedopatrzenia redaktorskie. 85% rzeczy, których się czepiają powinien poprawić właśnie redaktor (tak sądzę, bo sama już nie wiem, co kto poprawia) - nie są to w każdym razie błędy typu zmiana sensu zdania w wyniku złego przekładu.
Edit:
A jeśli chodzi o poprawki, to byłam przekonana, że mówimy o błędach drobnych. Jeśli na kominku stoi ośmioramienna menora, która pojawia się w tekście tylko raz, albo „wskoczył do mustaga – honda zatrzymała się z piskiem opon”, to błędy tej klasy tłumacz może przecież poprawić „w biegu”. Omyłki typu bohater traci miecz (jedyny w swoim rodzaju, Ostrze Płomieni, które rozsypuje się w proch z dokładnym opisem), a dwie sceny dalej tym samym Ostrzem Płomieni zabija kolejnego potwora, to faktycznie trzeba się zapytać autora, co też miał na myśli. No, a jeśli są to błędy, na których opiera się fabuła, to trudno, trzeba zostawić.
Z kiksów typu leżący bohater uderza stojącego pięścią w nos, też da się wybrnąć, po prostu podnosząc wcześniej „pięściarza”. Takie rzeczy zwykle też polscy redaktorzy poprawiają, prawda?
Ja mam wrażenie, że w ogóle instytucja redaktora nie jest rozpowszechniona za granicą. W każdym razie nie w takiej omnibusowej formie, jak u nas. Z tego, co wiem, w USA taki copy editor poprawia raczej tylko literówki.
Jestem zdecydowanie za poprawianiem szczególików bez znaczenia dla fabuły na własną rękę – i przez tłumacza i resztę zespołu. Tak jak za poprawianiem poważniejszych błędów po konsultacji z autorem (oczywiście seanse spirytystyczne odpadają).
Właściwie to nie ma znaczenia, czy drobiazgi poprawia tłumacz czy redaktor. Ważne, żeby czytelnik nie musiał się co chwile zatrzymywać nad tekstem, bo coś mu nie gra.