Poprawianie P.T. Autorów

czyli jak i gdzie przełożyć oraz co i komu tłumaczyć.

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Teano
Kadet Pirx
Posty: 1309
Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05

Post autor: Teano »

kaj pisze:Nie piszesz tu na temat. Tematem jest poprawianie błędów. Gdybym tłumaczył np. "Mroczną wieżę" miał poprawić logiczne błędy auotra, to musiałbym napisać nowa książkę.
Albo np. "Kod Leonarda". Brown pisze , ze paryska Notre Dame jest niemal w całosci pokryta feskami. I jako tłumacz co mam z tym zrobić? Poprawić? To i resztę błędów. I nic z tej ksiązki nie zostanie.
O to! to! Dokładnie to miałam na myśli pisząc o przypadkach, gdy autor jest idiotą (albo cwaniakiem), a jednak wydawca sie upiera przy wydaniu książki (bo wiadomo, że się sprzeda) tylko jakoś przykładu nie umiałam znaleźć!
<jeżmnietuniema>
EDIT/
El General pisze:a druga - mogłaby nawet być droższa - z dokładnym wyliczeniem potknięć (a może cynizmu) autora.
Kto wie, taką książkę to może nawet bym nabyła i przeczytała? Jeśli lista byłaby zrobiona profesjonalnie? Uwielbiam profesjonalistów co najmniej tak samo, jak Sugar saksofonistów "Nie masz pojęcia jak oni na mnie działają!" ;)
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.

� Dżirdżis

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

kaj pisze:A niby dlaczego ma ukrywać swoją tożsamość. (...) Co się ma wstydzic za autora?
No właśnie dlatego. Żeby się nie wstydzić. Ludzie mają taką skłonność, że rzutują. I jak widzą, że gniot, to czasem (często?) mówią sobie: cholera, taki Dan Brown, bestseller na całym świecie, a tu takie cuś? Ani chyba tłumacz/redaktor/korektor skopał sprawę. Tak, to musi być to.
Moja żona pracuje w wydawnictwie jako redaktor. Zdarzyło jej się, i jej koleżankom/kolegom też, wycofać swoje nazwisko z książki, bo uznała, że skoro autor chce tak, a nie inaczej mieć w swojej własnej książce, to proszę bardzo, ale ona tego nie musi firmować. I IMO ma rację.
/edit: był.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

Millenium Falcon pisze:
Teano pisze:Albo pani Bukiet, którą uwielbiam, a którą tłumaczą jako Żakiet, co ani trochę nie oddaje i powodu tak częstych pomyłek i niezadowolenia pani Bucket/Kubeł, która wolałaby się jednak czytać z francuska.
Hmm.. Akurat jako wierna fanka pani Bukiet, zarówno w polskiej jak i angielskiej wersji językowej uważam tłumaczenie za bardzo dobre. Jasne, że Bukiet-Żakiet nie oddaje w pełni niuansów Buquey (czy jak to pisać) a Bucket.
No tak. Jakby nie mogli sięgnąć po istniejące nazwiska polskie i niepolskie. Np. Gubienko (można też wymyślić z chłopska Gumienko). Na podwórku naszym (kiedy to było) bawiła się dziewczynka o nazwisku Walasek - i strasznie cierpiała przez okrutne, dziecięce obyczaje preplemienne. Tłumaczu chyba nie starczyło weny.
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Awatar użytkownika
Ika
Oko
Posty: 4256
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26

Post autor: Ika »

kaj pisze:A niby dlaczego ma ukrywać swoją tożsamość. Dostaje zamówienie na usługę - tłumaczenie. Wiec wykonuje ją najlepiej jak potrafi. Co się ma wstydzic za autora? A czego ma sie wstydzic wydawca, jeśli wydał książkę porządnie?
I tu niestety, chciałbym się pokłócić, ale nie bardzo mogę.
Kaj ma recht.
Tłumacz może wstydzić się błędów własnych.
Natomiast, jeśli trafi na wpadkę w ksiązce, doprecyzujmy, poprawialna - winien podjąć próbę poprawienia. Dla dobra książki. Czytelnika.
Im mniej zębów tym większa swoboda języka

NocnaMaraNM

Post autor: NocnaMaraNM »

nosiwoda pisze: Ludzie mają taką skłonność, że rzutują. I jak widzą, że gniot, to czasem (często?) mówią sobie: cholera, taki Dan Brown, bestseller na całym świecie, a tu takie cuś? Ani chyba tłumacz/redaktor/korektor skopał sprawę. Tak, to musi być to.
Naprawdę ludzie mają skłonność obwiniania redaktorów? Przy takim Harrym Potterze słysze tylko narzekania na tłumacza i to jego czytelnicy winią za wszelkie niedopatrzenia redaktorskie. 85% rzeczy, których się czepiają powinien poprawić właśnie redaktor (tak sądzę, bo sama już nie wiem, co kto poprawia) - nie są to w każdym razie błędy typu zmiana sensu zdania w wyniku złego przekładu.

Edit:

A jeśli chodzi o poprawki, to byłam przekonana, że mówimy o błędach drobnych. Jeśli na kominku stoi ośmioramienna menora, która pojawia się w tekście tylko raz, albo „wskoczył do mustaga – honda zatrzymała się z piskiem opon”, to błędy tej klasy tłumacz może przecież poprawić „w biegu”. Omyłki typu bohater traci miecz (jedyny w swoim rodzaju, Ostrze Płomieni, które rozsypuje się w proch z dokładnym opisem), a dwie sceny dalej tym samym Ostrzem Płomieni zabija kolejnego potwora, to faktycznie trzeba się zapytać autora, co też miał na myśli. No, a jeśli są to błędy, na których opiera się fabuła, to trudno, trzeba zostawić.
Z kiksów typu leżący bohater uderza stojącego pięścią w nos, też da się wybrnąć, po prostu podnosząc wcześniej „pięściarza”. Takie rzeczy zwykle też polscy redaktorzy poprawiają, prawda?
Ja mam wrażenie, że w ogóle instytucja redaktora nie jest rozpowszechniona za granicą. W każdym razie nie w takiej omnibusowej formie, jak u nas. Z tego, co wiem, w USA taki copy editor poprawia raczej tylko literówki.
Jestem zdecydowanie za poprawianiem szczególików bez znaczenia dla fabuły na własną rękę – i przez tłumacza i resztę zespołu. Tak jak za poprawianiem poważniejszych błędów po konsultacji z autorem (oczywiście seanse spirytystyczne odpadają).
Właściwie to nie ma znaczenia, czy drobiazgi poprawia tłumacz czy redaktor. Ważne, żeby czytelnik nie musiał się co chwile zatrzymywać nad tekstem, bo coś mu nie gra.

Awatar użytkownika
Millenium Falcon
Saperka
Posty: 6212
Rejestracja: pn, 13 lut 2006 18:27

Post autor: Millenium Falcon »

Wiesz, z redaktorami to jest tak, ze większość czytelników nie zdaje sobie sprawy z ich roli i wagi ich pracy.
W przypadku dzieł rodzimych winny/doceniany jest zazwyczaj autor, w przypadku dzieł obcych tłumacz. Czasem się korektorowi obrywa za przecinki czy literówki. Redaktora mało kto wini, ale też mało kto docenia.
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan
Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Post autor: Ebola »

nosiwoda pisze: Moja żona pracuje w wydawnictwie jako redaktor. Zdarzyło jej się, i jej koleżankom/kolegom też, wycofać swoje nazwisko z książki, bo uznała, że skoro autor chce tak, a nie inaczej mieć w swojej własnej książce, to proszę bardzo, ale ona tego nie musi firmować. I IMO ma rację.
/edit: był.
Owszem, można i tak, ale w przypadku autorów rodzimych, bo z tymi autorami redaktor pracuje bezpośrednio.
A co do poprawek w przekładach, to to co się da trzeba poprawiać. Wiadomo, ze błędnych założeń fabularnych nie zmienisz, ale drobne potknięcia autora jak najbardziej. Ideałem jest, w takich przypadkach jeśli nad sprawą zastanawiają sie wspólnie tłumacz i redaktor. O ile oczywiście wcześniej tłumacz nie załatwi sprawy sam.
Natomiast jeśli chodzi o błędy dużego formatu, to albo autor poprawi (o ile sięda, bo niekoniecznie musi to być możliwe), albo ponosi odpowiedzialność za to. Kto to w końcu napisał? Autor, chyba?
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

A wydawaloby sie, ze sprawa jest taka prosta :)
Za ksiazke odpowiedzialny jest autor, tlumacz za przeklad.
End of story...
You and me, lord. You and me.

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

Ika pisze:Tłumacz może wstydzić się błędów własnych.
Oczywiście. Ale nie piszę teraz o tym, czego ON/ONA ma się wstydzić (bo zrobił/a błąd), tylko o tym, za co INNI uważają, że on/ona powinien/na się wstydzić (bo ktoś gdzieś zrobił błąd). Spójrz sama:
Przy takim Harrym Potterze słysze tylko narzekania na tłumacza i to jego czytelnicy winią za wszelkie niedopatrzenia redaktorskie.
W przypadku dzieł rodzimych winny/doceniany jest zazwyczaj autor, w przypadku dzieł obcych tłumacz.
No i właśnie.
Tłumacz może wiedzieć, że to nie jego wina, bo: autor, redaktor, wydawca. Ale przecież nie będzie chodził i tłumaczył czytelnikom, w tym potencjalnym pracodawcom z innych wydawnictw, że to nie jego wina, tylko x. I dlatego Twoje i kaja zdanie jest prawdziwe w sytuacji indywidualnej - sam tłumacz wie, że nie ma czego się wstydzić, bo nie on skopsał, w szerszym spojrzeniu - niestety niekoniecznie, bo wskutek "rzutowania" zbiera cięgi za kogoś innego.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

Taka juz rola tlumacza. Jak ktos nie lubi upalow, to nie musi pracowac w kuzni. Tlumaczem nie zostaje sie (a przynajmniej nie powinno), zeby blyszczec jako ta gwiazda zaranna, tylko zeby przekladac. Ta robota, zwyczajnie, ma swoje blaski i cienie (z przewaga tych drugich) i tyle.
A z drugiej strony, jako czytelnik, skad mialbym wiedziec, ze ktos napisal ch...wa ksiazke, gdyby mu tlumacz wszyszciutko wygladzil?
You and me, lord. You and me.

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

Coleman pisze:zeby przekladac.
No, i przecież mój wyimaginowany tłumacz swoje zrobił - przełożył. Tylko nie chce firmować książki swoim nazwiskiem, bo wie, że oberwie za jej ogólną kiepskość.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

Hm... To teraz tlumaczy z lufa przy skroni do przekladow zmuszaja?
FTSL
You and me, lord. You and me.

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

A co to ma do rzeczy? Z lufą przy głowie nie zmuszają też do firmowania bzdetów nazwiskiem :)
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
kaj
Kadet Pirx
Posty: 1266
Rejestracja: śr, 28 wrz 2005 13:50

Post autor: kaj »

Jak mi nigdy nie przyszło do głowy, by obwiniać tłumacza za kiepskość oryginału. Zaś nawet oryginału nie znając potrafię IMHO zauwazyć, gdzie mamy błąd translatorski, a gdzie autor oryginału dał ciała.

Awatar użytkownika
Coleman
Wampir
Posty: 3097
Rejestracja: wt, 14 cze 2005 16:41

Post autor: Coleman »

nosiwoda pisze:A co to ma do rzeczy? Z lufą przy głowie nie zmuszają też do firmowania bzdetów nazwiskiem :)
To ma do rzeczy, ze tlumacz powinien tekst przeczytac zanim przystapi do przekladania. Jakbym trafil na tekst, to bym go zwyczajnie nie tlumaczyl, a nie - przelozyc, a potem sie zastanawiac, czy nazwisku nie zaszkodzi. Jakis ten argument taki bez reki i nogi.
You and me, lord. You and me.

ODPOWIEDZ