ZWT 1 - To nie była miłość jak z "Przeminęło z wiatrem&

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Ivireanu

Post autor: Ivireanu »

W takim razie mea culpa, ja wspominkę o szaraczkach wzięłam dokładnie jako podtekst. Widać punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :-)
Choć pomysł nie jest oryginalny - to muszę przyznać.
I tu właśnie dochodzimy do sedna tego, co chcieliśmy Ci przekazać. Ni mniej, ni więcej. Przynajmniej z mojej strony.
Nasunął mi się Angel, Ty powiedziałaś, że nie znaju pomimo widocznych dla sporej części z nas serii podobieństw fabularnych. Przyjmuję punkt do wiadomości i nie ma powodu, żebym Ci nie uwierzyła, bo i po diabła miałabyś mnie okłamywać. Dostosowuję więc zarzut do faktów - nie jest to plagiat, ale jest to pomysł całkowicie nieoryginalny i w dodatku niezbyt dobrze poprowadzony. To jest problem i sama go widzisz. I dobrze :-).

I nie fun fiction tylko fan fiction. Rozumiem, że przekręcenie może być celowe, ale uważam je za zupełnie nieuzasadnione.

Edit: Co do tytułu - mój pierwszy tekst warsztatowy też go nie miał. Następnym razem będziesz miała tytuł i spokój. Grunt, żeby się uczyć.

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

Odpowiem rachu ciachu, czy też rachu-ciachu. Soti mi nad głową kumpel, jestem w kafejce, ale śpieszę z odpowiedzią. Mam nadzieję, że rzeczowo:).
1) Dlaczego Bob nie odejdzie od Catie? Skoro ta przerodziła się w kapryśnego babsztyla? Że niby babsztyl grozi? No to niech chłop na policję zadzwoni, skoro sam jest taką ciotą. Może tak zrobić, autorze? No, może czy nie? Dlaczego nie?
Powodów, czemu Bob nie odejdzie od Catie, jest wiele. Sam już jeden wymieniłeś- może być, czy też jest, ciotą. A jako ciota, facet zastraszony, słaby mentalnie, zdolny jedynie do wewnętrznych narzekań babsztylowi ulega. I chce spokoju. Do tego stopnia, że zakłada, iż mięso ich córki, czy też ogółem ludzkie mięso, zadowoli kulinarne potrzeby Catie i jej obżarstwo.
2) Dlaczego Catie jje ludzkie mięso? To jest wyraz tej kapryśności? Moim zdaniem to zakrawa na chorobę psychiczną. Pytanie zatem, dlaczego Bob nie zwrócił się z tym, do kogo trzeba? Jemu też padło na głowę? A to ci, kurde, zbieg okoliczności. Zapewniam Cię, autorze, że dań na świecie jest tyle, że każdą kapryśność dało by się zaspokoić. Nie trzeba sięgać po ludzkie mięso. Statystycznie rzecz biorąc, do kanibalizmu posuwają się albo seryjni mordercy, albo ludzie wierzący w jakieś magiczne mambo jambo. Kapryśność to raczej kiepski powód. Nie, przepraszam. Nie powód. W tym tekście jest to pretekst.
Catie nie wiedziała, że je ludzkie mięso. Jedząc córeczkę pyta się o nią. To Bob zaserwował jej befsztyk z córeczki, w nadziei, że to ją zaspokoi kulinarnie, a co za tym idzie, sam Bob będzie miał święty spokój. Lub namiastkę świętego spokoju. Zapowiedział też kolejne ofiary.
Pozdrawiam:)
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Ivireanu

Post autor: Ivireanu »

Orsonie, ja dopiero dzięki Twoim tłumaczeniom załapałam, o co w tym tekście chodziło :-)

Xiri - Ciężko być pro

"Hotelowe łoże" i "koleś" stojące obok siebie w sąsiadujących ze sobą zdaniach kłócą mi się rejestrem. Może się czepiam, ale mi się kłócą.

"smolna kaskada"
smolisty
1. «zawierający smołę»
2. «czarny jak smoła»
3. «zawierający dużo żywicy»
smolny:zob. smolisty w zn. 3.

Ze słownika języka polskiego :-) Smolny tu nie pasuje.
skoro tak wyglądają tory, to jaki musi być dworzec!
Autentycznie mnie to rozbawiło :D
- To wsadzaj w odbyt, wówczas nie zdradzę męża. - Zamruczała.
Romantyzm do kwadratu. Gdyby ktokolwiek zaserwowałby mi tuż przed propozycję "no to wsadź mi w odbyt", to chyba by mi się odechciało.
Kurka, w spodniach czuje taki żar... NIE!
Brak podmiotu ;-) I naprawdę można to przeczytać tak, jakby to były jej wrażenia, nie jego. Linijkę wcześniej jest, że ona zamruczała - skąd nagle przeskakujemy do jego żaru w spodniach?

"rzekła dwugłosem" - zachodzę w głowę, jak to jest mówić dwugłosem. Domyślam się, że tak, jakby mówiły dwie osoby naraz, coś jak echo. Tylko jakie to ma znaczenie dla fabuły tudzież uzasadnienie w niej?

Wygra w totku dwa miliony bo nie chciał się z nią przespać. No dobra, taka próba, przeżyję.
Kłóci mi się za to ten wyższy stan świadomości, w którym Arek ponoć jest, z bardzo przyziemną żądzą pieniądza, którą Twój bohater ma. Albo te wyższe moce jakieś dziwne - taki facet uduchowiony, a w nagrodę dostaje kasę?

"dwugłosem"; "dwa"; "podwójnej" - za dużo tych dwójek jak na tak krótki fragment.

"kurcze" - mam takie wrażenie, że w tym znaczeniu pisze się "kurczę". "Kurcze" to liczba mnoga od "kurcz".

Algida na koniec - byłaby zabawna, gdyby nasz oświecony bohater nie był tak pełen sprzeczności. Jej nie przeleci, bo jest na to zbyt uduchowiony. W związku z tym w nagrodę wygra dwa miliony w totka, a skoro już ma pieniądze zagwarantowane, to wcale nie będzie mu przeszkadzało, jeśli ona zrobi mu loda.
No i pytanie na koniec ode mnie - what's the point? Pokazać granice takiego "uduchowienia"? Co bohater miał w zasadzie z tej próby wynieść? Sugerując się tytułem przypuszczam, że powinnam zobaczyć, jak ciężko Arkowi jest być profesjonalistą w sprawach duchowości i wyższych poziomów świadomości, tak?

Edit: Literki mi się poplątały.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Orson pisze:Catie nie wiedziała, że je ludzkie mięso. Jedząc córeczkę pyta się o nią. To Bob zaserwował jej befsztyk z córeczki
Wybacz, ale to już jest twoje ałtorskie chciejstwo, IMO. Z tekstu nie wynika jasno, że Bob podał befsztyk z córeczki (nie wynika również, że befsztyk - steki można wykroić z różnego mięsa ;D). Można się domyślić, że Catie je mięso człowieka, ale konkretnie córki? Trochę to mętne jest.

Osobiście byłbym zdania - nie znając twoich tłumaczeń - że Catie jest dopiero w ciąży.
- Gdzie córeczka? – zapytała z pełnymi, czerwonymi od krwi ustami.
- Pod mamusinym serduszkiem, kochanie.
Jak się zwykło mówić.
Co więcej, taka teoria ma jakieś szanse wpasować się w całe opowiadanie. Częste zmiany nastrojów (z trzech wypowiedzi Catie dwie skrajne są jednoznacznie zabarwione emocjonalnie; a pytanie "Gdzie córeczka" z braku bardziej szczegółowych wyjaśnień można odebrać na co najmniej kilka sposobów), zdanie: Odkąd straciła pracę, główną rozrywką Catie było jedzenie. Jadła i jadła, a przy tym stawała się coraz bardziej kapryśna też może świadczyć o trwającej ciąży. Nigdzie też nie napisałeś, że dziecko się urodziło. Poza pytaniem o córeczkę - której nie jest IMO zupełnie jednoznaczne - nie dajesz czytelnikowi żadnej innej wskazówki.

Na tym chyba miał polegać efekt zaskoczenia czytelnika. Widzisz, dzięki temu, co napisałeś poza tekstem ja-czytelnik odebrałem tekst zupełnie inaczej niż bez tej wiedzy. Znaczy się, że coś jest nie tak na linii ałtor-czytelnik. Nie odbieramy na tych samych falach.
Należy dążyć do tego, żeby czytelnik odbierał twój tekst dokładnie tak, jak ty. To jeden z najważniejszych kluczy do sukcesu.
Sasasasasa...

A.

Post autor: A. »

terebka pisze:

Po lekturze ciśnie się moc pytań. Gdzie w tym wszystkim fantastyka? Jaki z fabułą, z miejscem akcji i postaciami ma związek pustkowie spowite popiołem oraz czarna otchłań na niebie? Czy są one po to jedynie, aby opowiadanie wydało się fantastycznym? Nie wydało się. Zostały doklejone na siłę, ni spełniają żadnych funkcji, nic nie tłumaczy ich obecności. Jaki zapach, czy też swąd ma śmierć? Przede wszystkim zaś motywy działania "jej".
Jedyny plus, moim zdaniem, polega na tym, że rzeczywiście trudno to nazwać miłością jak w "Przeminęło z wiatrem". Jednak to wciąż niewiele.
Pustkowie spowite popiołem oraz czarna otchłań mają związek, np. z obawą mężczyzny, który mówi, że nie uda im się dojść i to koniec - czyli czytelnik powinien wpaść, że on i kobieta są w drodze i gdzieś brną w jakimś ważnym celu w otoczeniu o nieco apokaliptycznym klimacie plus w towarzystwie czarnej otchłani. I w pewnym sensie masz rację - właśnie takie drobiazgowe opisanie realiów ma nadawać lekko fantastyczny klimat opowiadania, bo reszta akcji jest właściwie realistyczna.
Zaś działanie kobiety to po prostu stwierdzenie faktu jej szaleństwa, w które to popadła. I właśnie w tym wariackim amoku ujawnia się jej "miłość" do męża, tj. do jego przyrodzenia, co pewnie dominowało od zawsze.

Awatar użytkownika
terebka
Dwelf
Posty: 562
Rejestracja: ndz, 13 lip 2008 23:56

Post autor: terebka »

A., powiem szczerze, że nie jestem przekonany, abym to ja, jako czytelnik, musiał sobie dopowiadać wszystko, czego zabrakło w opowiadaniu. Rzeczywiście, są w drodze, zaś pusty świat spowija popiół oraz czarna pustka. To bardzo ważny element tego opowiadania i czytelnik może pójść w niewłaściwym kierunku. Jakiego rodzaju apokalipsa dotknęła świat? Czy sprawiła to wojna nuklearna? Czy też może wielki pożar? Spadł meteoryt i wygubił ludzkość, czy sprawiła to ingerencja obcych najeźdźców z kosmosu?

Kobieta i motywy jej działania. Właściwie nie do końca wiadomo kim są dla siebie, ona i mężczyzna. Co doprowadza do jej dziwnego zachowania i dlaczego robi właśnie to, co robi? Szaleństwo? Całkiem możliwe, to może ją tłumaczyć. Ale dlaczego uczyniła właśnie to? Opowieść musi to wyjaśniać, nawet tak krótka. Dlaczego są w drodze? Skąd wędrują? Kim są dla siebie? Dlaczego w przypływie szału kobieta robi, co robi?

1000 znaków to niewiele i trudno stworzyć historię, która wyjaśniałaby wszystko. Jednak to jest opowiadanie, jak każde inne. A ja, po przeczytaniu go wiem tyle samo, co przed.


dwa edity: bold i doprecyzowanie
Ostatnio zmieniony ndz, 19 lip 2009 20:42 przez terebka, łącznie zmieniany 2 razy.

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

Marcin Robert pisze:Fantazje erotyczne kobiet mogą być znacznie bardziej bogate niż Ci się zdaje. ;)
Bardzo być może. Tyle że nie wiem, z czym polemizujesz. Mam wrażenie, że właściwie odczytałem sens zdania otwierającego Twój tekst. Jedyne, na co zwróciłem uwagę, to stopień komplikacji. Dodam jeszcze, że zdanie owo ma w sobie pewną nieporadność – prawdopodobnie jako pochodną skomplikowania.
Marcin Robert pisze:
beton-stal pisze:Ze zdania drugiego nie wynika, czy wskazany powyżej problem dotyczy żony, czy też innej kobiety, a żona ma pełnić jedynie rolę powiernika. Ten drugi przypadek wydaje mi się literacko ciekawszy. Życiowo niekoniecznie.
Czy żona nie należy do zbioru kobiet? ;)
Cytuję całość, bo odnoszę silne wrażenie, że coś Ci umknęło. Pisałem jedynie o tym, że drugie zdanie można zinterpretować na dwa sposoby. Dzięki drugiej interpretacji można uzyskać ciekawy efekt literacki. Wybacz jednak, że tego nie rozwinę. Obawiam się, że musiałbym napisać bardzo długiego posta.
Marcin Robert pisze:Czy żadna kobieta nie zwierzyła Ci się nigdy ze swoich fantazji? ;)
A czy ja jestem bohaterem tego tekstu? Zacznij czytać ze zrozumieniem. Pytałem, skąd bohater wie o fantazjach. Pytanie bardzo na miejscu. W pierwszym akapicie mamy: "W dniu, w którym Konrad dowiedział się, że fantazje erotyczne kobiety (...)", co oznacza, że jego wiedza ma pochodzenie – pardon my French – egzogenne. Nie jest wynikiem przemyśleń własnych, lecz informacji obcej ("dowiedział się", nie – "odkrył" czy "zrozumiał"). Facet postanawia porozmawiać o tym z żoną, a jego wypowiedź zaczyna się odniesieniem do jej fantazji. Pytanie – skąd je zna? Jeśli od żony, to raczej nie "zdecydował się porozmawiać", lecz po prostu zaczął rozmowę w reakcji na jej zwierzenia.
Marcin Robert pisze:
beton-stal pisze:Zrobić – co? Przespać się z drużyną piłki nożnej? Ograniczyć fantazje? Zaprzestać życia seksualnego w ogóle? Kupić marchewkę na bazarze? Autorze – miej litość, ja nie czytam w Twoich myślach.
To, co zostało opisane w ostatnim akapicie. Został on w końcu skonstruowany w jakimś celu ;)
Czyli chodzi o rozkosz po zażyciu nieznanej tabletki w połączeniu z myśleniem wyłącznie o Rzeczypospolitej w chwili orgazmu. Pytanie, co kobieta zgodziła się zrobić dla męża (z miłości – "wiesz, że cię kocham"), pozostaje nadal bez odpowiedzi. Chyba że chodzi o zmianę obiektu fantazji erotycznych – na Rzeczpospolitą. Zaiste, idea warta utrwalenia.
Marcin Robert pisze:Pierwszy akapit jest wstępem, wprowadzającym w sytuację problemową. Co jest sytuacja problemową podane zostało wprost w pierwszym zdaniu. Drugie zdanie łączy rozwinięcie ze wstępem. Skoro bohaterowie doszli do zgody – co wynika z wypowiedzi kobiety – to najwidoczniej mówią o tym samym. A opisana sytuacja przedstawiona została po prostu w "skrócie perspektywicznym": Konrad i Beata przez ostatni tydzień (1) intensywnie rozmawiali ze sobą na ten temat, (2) natomiast w środkowej części opowiadania przedstawiony został wyłącznie stan końcowy tej sytuacji. Konrad nadal jeszcze przeżywał całą sprawę, Beata zaś starała się go uspokoić. Uważasz, że jest to sytuacja nieprawdopodobna psychologicznie?
Nie wiem, z kim polemizujesz. Jedyne, na co zwróciłem uwagę, to fakt, że pomiędzy pierwszym zdaniem a początkiem dialogu ("Potrafię jeszcze zrozumieć (...)") musiał upłynąć tydzień. Chyba że odpowiedź Beaty pada po tygodniu od wypowiedzi Konrada.
Wydaje mi się, że poruszam dość proste kwestie...
Marcin Robert pisze:Nie trzeba dodawać "zawartości". Pije się zazwyczaj zawartość. ;)
Tyle że ostatnie zdanie w zdaniu złożonym ("wypiła") nie zawiera dopełnienia, na które jak ulał pasuje dopełnienie poprzedniego zdania składowego ("rozpuściła w niej tabletkę"). Dodanie słowa "zawartość" ratuje po prostu stylistykę zdania. Ratowania sensu bym się nie podejmował.
Marcin Robert pisze:Romanowi udało się wreszcie naprawić studnię. Spuścił do niej wiadro i oddał się marzeniom o świeżej wodzie. Odtąd miał jej już pod dostatkiem.
Pytanie: Po co w powyższym fragmencie jest wiadro? ;)
Obawiam się, że Twoja polemika jest wymierzona w treści, których w komentarzu nie zawarłem. Aby Ci uzmysłowić w czym rzecz, poproszę Cię o przeczytanie w skupieniu poniższego zdania:
Kiedy tylko Roman naprawił studnię i wyciągnął pierwsze wiadro wody, wypił ze smakiem.
Prawda, że ładnie? I nawet wiadomo, co Roman wypił – przecież "pije się zazwyczaj zawartość".
Marcin Robert pisze:Czemu podporządkowane są elementy omawianego utworu? Puencie. Gdzie znajduje się puenta? W ostatnim zdaniu. Gdzie w takim razie znajduje się wyjaśnienie znaczenia tabletki?
Nigdzie?
Wyjaw proszę, czym była owa tabletka. Ja stawiam na aspirynę, lecz wujek Stefan upiera się przy lekach homeopatycznych. Bez Twojej pomocy, autorze, nie rozwikłamy tego sporu. Idea, że może chodzić o tabletkę na zmianę obiektu fantazji erotycznych, przemknęła mi przez głowę, ale byłoby to doprawdy smutne, gdyby okazało się prawdą. Jeśli jednak tak jest – wybacz, że nie umarłem ze śmiechu, czytając Twój tekst.
Marcin Robert pisze:Za Wikipedią: Kompromis – to metoda rozwiązania konfliktu, oznaczająca wspólne stanowisko, możliwe do przyjęcia dla stron negocjujących.

Spróbuj teraz odpowiedzieć sobie na następujące pytania:

1. Co było sytuacją konfliktową i gdzie ona została opisana.
2. Jakie bohaterowie znaleźli rozwiązanie tej sytuacji i gdzie ono zostało opisane?
1. Żona podczas bzykania nie myśli o mężu – opis w pierwszych dwóch zdaniach.
2. Żona po zażyciu tabletki nie będzie podczas bzykania myśleć o mężu – opis w ostatnich dwóch zdaniach.
Tabletka wygrywa. Oklaski!
Marcin Robert pisze:Znajomość znaczenia słów może okazać się bardzo pomocna przyszłemu literatowi i krytykowi. ;)
Całkowicie się zgadzam z tym poglądem.
Marcin Robert pisze:Rozumiem więc, że wszystko, łącznie z działaniem owej nieszczęsnej tabletki uznałeś za realistyczne. ;)
Hm, a jeszcze niedawno ktoś tutaj pytał o prawdę psychologiczną, o doświadczenie życiowe... Tak, wyobraź sobie, że rozmowę męża z żoną na temat pożycia seksualnego uważam za całkiem realistyczną.
Marcin Robert pisze:Byłem zreszta ciekaw, czy ktokolwiek znajdzie w moim dziełku fantastykę, jeśli nie zamieszczę w nim elfów, goblinów, wampirów, magicznych kul ognia albo podróży międzygwiezdnych. ;) Zresztą przygotowuję analizę zawartości fantastyki w nadesłanych tekstach, którą zamieszczę prawdopodobnie jutro.
Fascynujące, doprawdy.
Marcin Robert pisze:A problem upływu czasu w ogóle mnie nie interesował.
Wiem. I widać to w tekście.
Marcin Robert pisze:Tak na marginesie: dziwi mnie, że nikt nie przyczepił się do owych Igraszek z filozofem. Zdradzę Wam w takim razie, że nawiązałem tutaj do owego: "Było całkiem przyjemnie, tylko te ruchy niegodne filozofa". Taki żarcik po prostu. ;) A cały utwór jest z czegoś kpiną. Nie będę wyjaśniał z czego.
I proszę – pozostań w tym postanowieniu.
Marcin Robert pisze:1) Niekoniecznie musiało to być dosłownie siedem dni. ;)
Nie, no jasne... Bo tydzień może mieć pięć dni albo dwadzieścia. Albo trzy minuty. A miesiąc ziemniaków można kupić w sklepie z gwoździami. "Znajomość znaczenia słów może okazać się bardzo pomocna przyszłemu literatowi i krytykowi." – te słowa nie straciły nic na aktualności, Panie Noblisto.
Marcin Robert pisze:2) Niekoniecznie tylko o tym. Jeżeli kolega mówi do Ciebie z wyrzutem: "Cały dzień opowiadasz mi tylko o tej swojej nowej grze", to nie znaczy wcale, że mówiłeś do niego przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i tylko o tej grze. ;)
A kiedy odpowiadam: "Przecież od tygodnia wypytywałeś mnie o tę grę.", to też nie oznacza, że od pierwszego pytania upłynęło równo 604.800 sekund. Ale musiało minąć trochę więcej czasu niż ostatnie dwie minuty rozmowy.

A.

Post autor: A. »

terebka pisze: 1000 znaków to niewiele i trudno stworzyć historię, która wyjaśniałaby wszystko. Jednak to jest opowiadanie, jak każde inne. A ja, po przeczytaniu go wiem tyle samo, co przed.


dwa edity: bold i doprecyzowanie
W tej kwestii masz rację, po prostu wobec ograniczenia zawarłem znikome wytłumaczenie "co, jak i dlaczego" i przez to tekst - w moich myślach jasny i zrozumiały - dla czytelnika jest zbyt "tajemniczy" i mało konkretny, daje mu zbyt duże pole do snucia teorii odnośnie fabuły. Zaleta, czy wada? Z Twojej oceny wynika, że raczej to drugie i rozumiem to i nie będę się bronić, że to tak krótki tekst, że nie dało rady zawrzeć w nim tylu detali (bo w pewnym sensie tak było). Ogólnie dzięki za ocenę, na przyszłość będę starał się więcej mówić czytelnikowi i nie zostawiać go z dopowiadaniem samemu sobie "co, jak i dlaczego?". ;)

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

Jessabel – "Kumple"

Historia... No, jakaś jest. Ona widzi duchy, a on – nie. Nie wiem jednak do końca, czy to duchy, bo jest też mowa o halucynacjach. Nie te doznania. Albo coś jest, tyle że niewidzialne dla większości (np. duchy albo emerytura z ZUSu), albo czegoś nie ma, a chorzy psychicznie to widzą (np. duchy albo emerytura z ZUSu). Z pozoru wychodzi na to samo. Tylko z pozoru.

Ktoś reprezentuje matczyny ideał, ale z tekstu za diabła nie wynika kto. Po tym, jak on ją przytulił, pada stwierdzenie, że to właśnie ów ideał, którego jej kumple nie cierpią. Poza granicami mojego rozumienia.

I w końcu nie wiem, czy zwrot: "chłopaki mu nie przepuszczą" oznacza, że zrobią mu niegroźnego psikusa (np. powstaną z grobu jako zwłoki w stanie zaawansowanego rozkładu), czy go uduchowią – dosłownie i w przenośni. No, coś tam mu zrobią.

Tylko co z tego? Gdzie tu pointa? Gdzie tu miłość?


Urlean – "Pierwszy raz"

Bardzo dobry tekst. Spełnia wymogi warsztatowe, jest wolny od wodolejstwa, ma początek, środek i zakończenie. Temat może nieco oklepany, ale w obecnych czasach trudno o coś nowego. Jestem na tak.


Talto – "Choćby Titanic"

Świetny tekst, uważam, że najlepszy. Realizuje temat w sposób sugestywny, nie wprost. Zawiera dużą dawkę gorzkiej ironii. Czyta się ciekawie. Zawiera pewien błąd, ale aż szkoda mi o tym pisać.

No, dobra – napiszę.
Kiedy Michał pyta, co znaczy, że każdy ma własne, nie wiem, o co chodzi. Co ma być własne? Lokum w piekle/niebie? To raczej powinno być "oddzielne". Zwłaszcza w kontekście ulgi po ogłoszeniu wyroku. Skoro wyrok był po ich myśli, to co się zmieniło? Tu jest jakiś kiks. Albo moja wrodzona nieporadność intelektualna tak to odbiera.

Poza tym – okay.


A. (bez tytułu)

Najpierw jest pre-apokalipsa. Taka typowa – otchłań, popiół, klimat zbliżającego się końca, ona chichocze, on mdleje. A może to nie apokalipsa, tylko poranek w akademiku? Też by pasowało.

Mniejsza z tym, bo ona zaraz robi mu loda (pardon my French). On ma raczej ochotę na pawia, ale wiadomo – trudno babeczce odmówić. Czyli jednak akademik.

Potem jest już mniej przyjemnie – nóż, krew, ból, odcięty penis. Uch... wali dramatem. Swąd śmierci – dlaczego swąd?

Ostatnie pytanie – jaka miłość? No właśnie – i tu jest pies pogrzebany. Całość jest oderwana od jakichkolwiek realiów (co – mam nadzieję – wykazałem), o bohaterach nie wiemy kompletnie nic, więc zakończenie jest takie ni w pięć, ni w dziesięć. Dlaczego ona najpierw robi mu dobrze, a potem źle? Dlaczego on jest taki osłabiony? Co mają do tego otchłanie i popioły (dobrze, że nie zegarmistrz światła purpurowy, bo bym się wkurzył na takie bezczeszczenie pięknej piosenki)? Dobrze, kiedy tekst pozostawia pewne niedopowiedzenie, ale w tym przypadku mamy do czynienia wyłącznie z niedopowiedzeniem, a raczej – nie opowiedzeniem istoty rzeczy.

Minus. Zdecydowany.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Przedstawienie czas zacząć zatem.
Kret pisze:Ale wy ludzie, szaraczki, jesteście przewidywalni. Uderz w stół, a nożyce się odezwą...
Uwielbiam się odzywać na takie stwierdzenia.

Zacznę od konfrontacji tego, co Autorka napisała, kiedy napisała, co napisała, z równie odwiecznym: co czytelnik zrozumiał, kiedy przeczytał, co Autorka napisała.

Napisałaś, Autorko:
tekst Kret pisze:Czymże sto lat temu byłaby dla niego możliwość dostąpienia zaszczytu – nadanego wraz z narodzinami każdemu śmiertelnikowi – śmierci bez wizji wiecznego potępienia?
Tłumaczenie tego zdania dla Bakałarza:
Kret pisze:Jedyne co możesz sobie z niego wydedukować, o ile masz taką chęć, to to, że Angel jeszcze sto lat temu oddałby wszystko, aby umrzeć jako śmiertelnik (czyli dla myślących, najwidoczniej sto lat temu był już mocno "zużytym" wampirem, któremu własny wampiryzm zaczyna się nudzić), to że śmiertelnicy mają szansę na odkupienie, a wampiry nie. Tyle wiadomo z tego zdania...
A teraz moje tłumaczenie tego czerwonego zdania. Będzie długie, ponieważ odniosę się również do Twojej translacji, Autorko.
Zdanie jest pytaniem. Żeby zrozumieć, o co chodzi, wypada je trochę przyciąć. Już z tej przyczyny wiadomo, że nie jest dobrze. Ale to, rzecz jasna, wyłącznie poszlaka. Czas zatem przejść do konkretów, czyli znaczeń i składni.
A zatem: czym byłaby dla niego (Angela, wampira - jak wynika z dalszego ciągu) możliwość śmierci bez wizji potępienia?
Odpowiedź się pojawia chyba w dalszej części tekstu, więc na razie zostawiam. Wrócę do tego.
Zatrzymać się wypada na stwierdzeniu, że mam się domyślić, jakoby Angel był znużony lub znudzony swoją egzystencją. Na jakiej podstawie, Autorko? Oczywiście, nie musimy się trzymać cytowanego akurat fragmentu tekstu, ostatecznie, znamy całość. A zatem: wskaż mi cytat, który mówi, że Angel się znudził, znużył swoją egzystencją, Autorko. Jak również, że jest "zużytym" wampirem (czyli, jak rozumiem, jest wampirem bardzo długo z ludzkiej perspektywy). Mam się domyślać po wzmiance, że sto lat temu się Angel zastanawiał, czym byłaby dla niego śmierć? Jak na wampira, to niezbyt długo. Nawet ludzie tak długo żyją...
Śmierć bez wizji jest zaszczytem dla śmiertelników, czyli ludzi - to wynika ze zdania. I nie jest to cecha konstytutywna ludzi, lecz przywilej, jaki posiadają => znaczy: nie wszyscy z niego muszą skorzystać, choć mogą. To również ze zdania wynika. A także wynika, że on (Angel, wampir) tego przywileju nie posiada. Mogę wydedukować zatem, że Angel nie jest człowiekiem.
Co jednak okazać się może wnioskiem fałszywym, ponieważ w dalszej części tekstu pada sugestia, że Angel jest człowiekiem.
Na starcie zatem wprowadzasz sprzeczne dane, Kret.
Wróćmy do kwestii, że sto lat temu "Angel oddałby wszystko, aby umrzeć jako śmiertelnik" - tak powiedziałaś.
To na pewno nie wynika z inkryminowanego pytania. "Czym byłaby dla niego możliwość śmierci określonego rodzaju?" nie implikuje: "Oddałby wszystko za taką śmierć". Oczywiście, gdyby w tekście zostało napisane np. Ileż oddałby za...
Ale nie pada. Nieuprawnione jest zatem żądanie, żeby odbiorca wydedukował coś, czego w zdaniu (ani w tekście) zwyczajnie nie ma, Autorko. Nie masz żadnego prawa wymagać, abym się domyśliła, co chciałaś powiedzieć, skoro tego nie napisałaś. My, szaraczki, nie jesteśmy telepatami, nie. Powinnaś to przewidzieć, jak każdy myślący Autor.
Teraz kwestia odkupienia, którą też mam wydedukować na podstawie zacytowanego i zaznaczonego na czerwono zdania (mogę spróbować na podstawie całego tekstu, ale ponieważ później rzecz nie jest już wspomniana, zostanę przy zdaniu).
W jaki sposób sformułowanie "śmierć bez wizji wiecznego potępienia" (w uproszczeniu: śmierć bez wizji) ma implikować się z "odkupieniem", Autorko? Na podstawie domysłu, jestem w stanie stworzyć opozycję dwóch rodzajów śmierci: bez wizji potępienia w kontraście do z wizją odkupienia. A i tak jest to bardzo naciągany domysł, ponieważ najprostszy i w zasadzie jedyny, to: "śmierć z wizją wiecznego potępienia" przeciw "śmierć bez wizji wiecznego potępienia". I przy tym pozostanę, bo nie jestem domyślna. Ot, szaraczek taki jestem.
A zatem, sto lat temu Angel zastanawiał się, czym byłaby dla niego możliwość śmierci bez wizji potępienia (wiecznego).
Nie wynika z tego, że śmiertelnicy mają szansę na odkupienie, lecz jedynie, jaki możliwy rodzaj śmierci jest zaszczytem przyznanym ludziom i (domyślnie) jakiego rodzaju śmierci pozbawione są wampiry. Wampiry, mianowicie, nie mają możliwości, by umrzeć bez wizji wiecznego potępienia, czyli umierają z wizją tegoż potępienia. A ludzie umierają bez inkryminowanej wizji (o ile skorzystają z zaszczytu, jaki został im przyznany).
I tyle wynika z tego zdania, Autorko.

Wróćmy teraz do odpowiedzi na to czerwone pytanie. Nie wiem, kiedy dzieje się akcja Twojego tekstu, ale wiem, że sto lat po tym, gdy Angel zastanawiał się nad kwestią, czym byłaby możliwość śmierci bez wizji potępienia.
Dialog z Iriną wskazuje, że:
tekst Kret, wypowiedź postaci pisze:Wampir, który na powrót stał się człowiekiem umiera, nie mogąc zaznać upragnionego szczęścia.
Tu jest sprzeczność danych, którą sygnalizowałam już w wcześniej. Czy Angel jest wampirem, skoro stał się człowiekiem? Czy też już nie jest człowiekiem, bo znowu jest wampirem? Jak mam to rozumieć? Brak danych.
Przypuszczenie 1: Angel był człowiekiem, potem zmienił się w wampira, potem znowu się zmienił - ponownie w człowieka. Czyli teraz, gdy umiera, jest człowiekiem. A w powyższym zdaniu jest sprzeczność.
Przypuszczenie 2: Angel był człowiekiem, zmienił się w wampira, potem zmienił się w człowieka, a teraz znowu jest wampirem.
W zdaniu cytowanym powyżej nie ma sprzeczności, nie wiem jednak, po co tak się zmieniał, jak migacz?
I jakie to upragnione szczęście ma być, o którym wspomina Irina? Domyślać się mogę (skoro już tyle poświęciłam na omówienie jednego zdania wcześniej), że tu kryje się odpowiedź na pytanie o możliwość upragnionej śmierci bez wizji. Czym byłaby dla Angela taka śmierć? Upragnionym przed stu laty szczęściem? Stał się człowiekiem i dostąpił zaszczytu możliwości śmierci bez wizji wiecznego potępienia.
A może jest nadal wampirem, bo przemiana w człowieka nie była permanentna. I dlatego umiera teraz z wizją potępienia?
Ironia losu polega na tym, że mimo iż stał się człowiekiem, nadal umiera z wizją wiecznego potępienia jak wampir? Czy też nie ma żadnej ironii, bo umiera wampir, czyli z wizją potępienia, jak na wampira przystało?
Sprzeczności...
I dlaczego Irina chce zniszczyć Złotą Kulę? Co się stanie, jeżeli ją zniszczy? Dedukuję, że Angel umrze bez wizji wiecznego potępienia, ale jest to bardzo wątła dedukcja, bo oparta na poszlakach jednie.
Konkretnych danych - brak. Nie wiadomo, co to jest Złota Kula, nie wiadomo, do czego służy i dlaczego powinna lub nie powinna zostać zniszczona oraz jakie będą konsekwencje, ani czy jest w świecie przedstawionym wyjątkowa czy powszechna... Skąd mam wiedzieć, skoro nie ma nawet świata przedstawionego?
Żadnej łączności, żadnego oparcia dla obecności Złotej Kuli (Srebrnego Sześcianu, Brązowego Ostrosłupa, Metalicznego Walca, Innych Barwnych Przedmiotów Geometrycznych) nie ma. Poza stwierdzeniem, że komuś się przyda, choć nie wiadomo, do czego. Może hipoteza, że do umierania bez wizji wiecznego potępienia jest uprawniona...?
W każdym razie, nie mam lepszej. Ani w ogóle żadnej innej.
Angel nie pozwala zniszczyć Złotej Kuli, więc się nie dowiem, do czego służyła. Irina twierdzi, że zasłużyli na szansę.
Jaką szansę? Śmierci bez wizji wiecznego potępienia?
I czym zasłużyli na tę szansę?
Brak danych.
Znaczy: dziury fabularne... Przepraszam za nadużycie semantyczne.
Wampir i śmiertelniczka – miłość bez perspektyw.

Tu znowu nie wiadomo, które przypuszczenie wybrać. Wampira-migacza, co się zmienia w człowieka, a potem znowu w wampira, etc. Czy też wampira, który przestał być wampirem? Jeżeli to pierwsze, wypada powiedzieć, dlaczego jest to miłość bez perspektyw, na czym polega jej beznadziejność czy trudności. W przypadku drugim - nie jest to wampir-śmiertelniczka, lecz człowiek-człowiek => związek zyskuje zatem perspektywę ludzką, a stwierdzenie cytowane jest sprzeczne.
Niezależnie, nie wiadomo, jak to się stało, że Angel znowu stał się człowiekiem, nie wiadomo też, czy jest to rzecz zwyczajna, czy może niezwyczajna. Z dalszego ciągu wynika jedynie, że jest to zapewne sprawa niełatwa, ale w jakim sensie (np. bolesna, kosztowna - również metaforycznie, etc.) nie wiadomo.
Spuszczę litościwie zasłonę milczenia na tę kwestię.
Długa i ciernista droga ku szczęściu i promyk nadziei, dzięki któremu zaszli tak daleko. A teraz śmierć stanęła im na drodze.
Ludzie umierają. Jeżeli Angel i Irina są ludźmi, to raczej naturalna konsekwencja. Ale rozumiem, że tu jest tragedia. Kochają się (nieważne, w jakiej kombinacji: człowiek-człowiek, czy człowiek-wampir), ale śmierć ich rozłączy.
Problem w tym, że z zacytowanego fragmentu za cholerę nie można wywnioskować, co właściwie się stało i co się dzieje. Parę dętych, wzniosłych banałów, za którymi nie kryje się nic konkretnego, co dałoby mi wyobrażenie na temat tego, co zaszło i jakie to ma dla Iriny i Angela znaczenie.
Pustosłowie to jest.
Tymczasem właśnie na konkretach tworzy się opowieść, także tragiczną. Fabułę opiera się na powiązanych ze sobą epizodach, zdarzeniach. Ale tu nie ma żadnych zdarzeń, tu są poetyckie-śliczne metafory: droga ciernista, promyk nadziei. Słowa jak kisiel - bez treści.
Nie wspominając o sprzecznościach wcześniej.
Przeprosiłam za nadużycie semantyczne, ponieważ nie można mówić o dziurach w fabule, kiedy zwyczajnie nie ma fabuły.
Starałam się jednak wydedukować. Udało mi się zalążek fabuły znaleźć.
Jak rozumiem z tonu wypowiedzi skierowanej do Bakałarza, reszty myślący czytelnik winien się domyślić, wydedukować, tak, Autorko?
Niestety, Kret, literatura tak nie działa. Gdyby opierała się na domyślności czytelników, to, używając reducto ad absurdum, mielibyśmy:
On kocha ją, ona jego. Trudności. On umiera, ona rozpacza. Koniec tragedii. Tyle udało mi się wydedukować na pewno z Twojego tekstu. Jest to, rzecz jasna, wzorzec tragiczny. Ale doskonałość tkwi w szczegółach. A u Ciebie tych szczegółów, które ze schematu zrobiłyby fabułę, brak.

Niemniej, zwróciło moją uwagę coś jeszcze. Otóż, temat Warsztatów i Twój tytuł brzmi: "To nie była miłość jak z Przeminęło z wiatrem". Tymczasem tekst jest na temat śmierci bez lub z wizją wiecznego potępienia, a nie na temat miłości.
Dedukuję zatem, że łączność tekstu z tytułem jest wątpliwa. I, ponieważ temat Warsztatów i tytuł tekstu są takie same, dedukuję, że napisałaś nie na temat, Autorko.

Doprawdy, kwestie skojarzeń z serialem "Anioł ciemności" (w oryginale: "Angel") są tu całkowicie nieważne. Wierzę, że zaszła tu konwergencja, więc nie postawię zarzutu o plagiat.
Zabawne, ale nie mogę nawet postawić zarzutu o wtórność pomysłu, bo zwyczajnie w tekście nie ma żadnego pomysłu. Jest sygnalizowany stereotyp wampira i tragicznej miłości z przemianą (romantyczną może nawet, gdyby nie ten migacz: człowiek-wampir-człowiek-wampir?...). Świata przedstawionego brak choćby w najdrobniejszych sugestiach (poza wskazówką, że występują w tym świecie Barwne Przedmioty Geometryczne, co absolutnie nic mi nie mówi). No, i fabuły też nie ma. W zasadzie, nie można postawić zatem żadnego zarzutu. Zarzuty stawia się utworom. A to nie jest utwór.

Jakże przewidywalni jesteście, Wy, Autorzy, którym wydaje się, że wystarczy napisać cokolwiek, by powstała wartość artystyczna...
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
BlackHeart
Pćma
Posty: 221
Rejestracja: sob, 01 gru 2007 08:48

Post autor: BlackHeart »

Margota, jesteś moim idolem xD Mogę Ci zbudować ołtarzyk w swoim pokoju? :P

Tak pięknej ropierduchy nie widziałem od czasów tekstu Ignatiusa, któren to tekst rozpierduchnął był Coleman w ramach Zakużonej Planety :)

Mniam, jednym słowem :]

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Komentujący kraje, jak mu tekstu dostaje, Czerni w Sercu. :)))
Jestem pewna, że Coleman zrobiłby to tysiąc razy lepiej ode mnie - użyłby mniejszej liczby słów. I zostawiłby tylko wampira_cień. :)))

Ale cieszę się, że Ci się spodobało. Dziękuję. :D
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Keiko
Stalker
Posty: 1801
Rejestracja: wt, 22 sty 2008 16:58

Post autor: Keiko »

Taaak - to był chyba nokaut.
Jestem pełna podziwu, że tyle z tego testu wyciągnęłaś Małgorzato.
Wzrúsz Wirúsa!

Ha! Będziemy nieśmiertelni! To nie historia nas osądzi, lecz my osądzimy ją! (Małgorzata)

Kret

Post autor: Kret »

Małgorzata pisze:Przedstawienie czas zacząć zatem.
Kret pisze:Ale wy ludzie, szaraczki, jesteście przewidywalni. Uderz w stół, a nożyce się odezwą...
Uwielbiam się odzywać na takie stwierdzenia.

To jest świetne przedstawienie... lepsze niż wątpliwej jakości "Potyczki Jerry'ego Springera" na zone clubie. A na pewno tak samo kontrowersyjne i niesmaczne.

Małgorzata pisze:Zacznę od konfrontacji tego, co Autorka napisała, kiedy napisała, co napisała, z równie odwiecznym: co czytelnik zrozumiał, kiedy przeczytał, co Autorka napisała.

Dziwi mnie takie zdanie, gdy się pisze o domyślności... Ale to oczywiście moje, ograniczone rozumienie wszystkich znaków na niebie i ziemi...

Małgorzata pisze:Napisałaś, Autorko:
tekst Kret pisze:Czymże sto lat temu byłaby dla niego możliwość dostąpienia zaszczytu – nadanego wraz z narodzinami każdemu śmiertelnikowi – śmierci bez wizji wiecznego potępienia?
Tłumaczenie tego zdania dla Bakałarza:
Kret pisze:Jedyne co możesz sobie z niego wydedukować, o ile masz taką chęć, to to, że Angel jeszcze sto lat temu oddałby wszystko, aby umrzeć jako śmiertelnik (czyli dla myślących, najwidoczniej sto lat temu był już mocno "zużytym" wampirem, któremu własny wampiryzm zaczyna się nudzić), to że śmiertelnicy mają szansę na odkupienie, a wampiry nie. Tyle wiadomo z tego zdania...
A teraz moje tłumaczenie tego czerwonego zdania. Będzie długie, ponieważ odniosę się również do Twojej translacji, Autorko.
Zdanie jest pytaniem. Żeby zrozumieć, o co chodzi, wypada je trochę przyciąć. Już z tej przyczyny wiadomo, że nie jest dobrze. Ale to, rzecz jasna, wyłącznie poszlaka. Czas zatem przejść do konkretów, czyli znaczeń i składni.
A zatem: czym byłaby dla niego (Angela, wampira - jak wynika z dalszego ciągu) możliwość śmierci bez wizji potępienia?
Odpowiedź się pojawia chyba w dalszej części tekstu, więc na razie zostawiam. Wrócę do tego.
Zatrzymać się wypada na stwierdzeniu, że mam się domyślić, jakoby Angel był znużony lub znudzony swoją egzystencją. Na jakiej podstawie, Autorko? Oczywiście, nie musimy się trzymać cytowanego akurat fragmentu tekstu, ostatecznie, znamy całość. A zatem: wskaż mi cytat, który mówi, że Angel się znudził, znużył swoją egzystencją, Autorko. Jak również, że jest "zużytym" wampirem (czyli, jak rozumiem, jest wampirem bardzo długo z ludzkiej perspektywy). Mam się domyślać po wzmiance, że sto lat temu się Angel zastanawiał, czym byłaby dla niego śmierć? Jak na wampira, to niezbyt długo. Nawet ludzie tak długo żyją...
Śmierć bez wizji jest zaszczytem dla śmiertelników, czyli ludzi - to wynika ze zdania. I nie jest to cecha konstytutywna ludzi, lecz przywilej, jaki posiadają => znaczy: nie wszyscy z niego muszą skorzystać, choć mogą. To również ze zdania wynika. A także wynika, że on (Angel, wampir) tego przywileju nie posiada. Mogę wydedukować zatem, że Angel nie jest człowiekiem.
Co jednak okazać się może wnioskiem fałszywym, ponieważ w dalszej części tekstu pada sugestia, że Angel jest człowiekiem.
Na starcie zatem wprowadzasz sprzeczne dane, Kret.
Wróćmy do kwestii, że sto lat temu "Angel oddałby wszystko, aby umrzeć jako śmiertelnik" - tak powiedziałaś.
To na pewno nie wynika z inkryminowanego pytania. "Czym byłaby dla niego możliwość śmierci określonego rodzaju?" nie implikuje: "Oddałby wszystko za taką śmierć". Oczywiście, gdyby w tekście zostało napisane np. Ileż oddałby za...
Ale nie pada. Nieuprawnione jest zatem żądanie, żeby odbiorca wydedukował coś, czego w zdaniu (ani w tekście) zwyczajnie nie ma, Autorko. Nie masz żadnego prawa wymagać, abym się domyśliła, co chciałaś powiedzieć, skoro tego nie napisałaś. My, szaraczki, nie jesteśmy telepatami, nie. Powinnaś to przewidzieć, jak każdy myślący Autor.
Teraz kwestia odkupienia, którą też mam wydedukować na podstawie zacytowanego i zaznaczonego na czerwono zdania (mogę spróbować na podstawie całego tekstu, ale ponieważ później rzecz nie jest już wspomniana, zostanę przy zdaniu).
W jaki sposób sformułowanie "śmierć bez wizji wiecznego potępienia" (w uproszczeniu: śmierć bez wizji) ma implikować się z "odkupieniem", Autorko? Na podstawie domysłu, jestem w stanie stworzyć opozycję dwóch rodzajów śmierci: bez wizji potępienia w kontraście do z wizją odkupienia. A i tak jest to bardzo naciągany domysł, ponieważ najprostszy i w zasadzie jedyny, to: "śmierć z wizją wiecznego potępienia" przeciw "śmierć bez wizji wiecznego potępienia". I przy tym pozostanę, bo nie jestem domyślna. Ot, szaraczek taki jestem.
A zatem, sto lat temu Angel zastanawiał się, czym byłaby dla niego możliwość śmierci bez wizji potępienia (wiecznego).
Nie wynika z tego, że śmiertelnicy mają szansę na odkupienie, lecz jedynie, jaki możliwy rodzaj śmierci jest zaszczytem przyznanym ludziom i (domyślnie) jakiego rodzaju śmierci pozbawione są wampiry. Wampiry, mianowicie, nie mają możliwości, by umrzeć bez wizji wiecznego potępienia, czyli umierają z wizją tegoż potępienia. A ludzie umierają bez inkryminowanej wizji (o ile skorzystają z zaszczytu, jaki został im przyznany).
I tyle wynika z tego zdania, Autorko.

A to ciekawe, jak długo można pieprzyć o tym samym. A ja myślałam, że to ja grzeszę słowotokiem... Jednak to jest chyba jakieś MEGASŁOWONIEWIAOMOCO... Dziwne, że piszesz, Małgorzato, o konkretach, a sama nie potrafisz krótko i na temat wyrazić, co ci na sercu leży. Mnóstwo powtórzeń i zwrotów, jakbyś sugerowała, że adresat jest (delikatnie mówiąc) ograniczony, dało się zastąpić prostotą i czymś, co nie straszyłoby objętością, której nie powstydziłby się sam Sienkiewicz.

Małgorzata pisze:Wróćmy teraz do odpowiedzi na to czerwone pytanie. Nie wiem, kiedy dzieje się akcja Twojego tekstu, ale wiem, że sto lat po tym, gdy Angel zastanawiał się nad kwestią, czym byłaby możliwość śmierci bez wizji potępienia.
Dialog z Iriną wskazuje, że:
tekst Kret, wypowiedź postaci pisze:Wampir, który na powrót stał się człowiekiem umiera, nie mogąc zaznać upragnionego szczęścia.
Tu jest sprzeczność danych, którą sygnalizowałam już w wcześniej. Czy Angel jest wampirem, skoro stał się człowiekiem? Czy też już nie jest człowiekiem, bo znowu jest wampirem? Jak mam to rozumieć? Brak danych.
Przypuszczenie 1: Angel był człowiekiem, potem zmienił się w wampira, potem znowu się zmienił - ponownie w człowieka. Czyli teraz, gdy umiera, jest człowiekiem. A w powyższym zdaniu jest sprzeczność.
Przypuszczenie 2: Angel był człowiekiem, zmienił się w wampira, potem zmienił się w człowieka, a teraz znowu jest wampirem.
W zdaniu cytowanym powyżej nie ma sprzeczności, nie wiem jednak, po co tak się zmieniał, jak migacz?
I jakie to upragnione szczęście ma być, o którym wspomina Irina? Domyślać się mogę (skoro już tyle poświęciłam na omówienie jednego zdania wcześniej), że tu kryje się odpowiedź na pytanie o możliwość upragnionej śmierci bez wizji. Czym byłaby dla Angela taka śmierć? Upragnionym przed stu laty szczęściem? Stał się człowiekiem i dostąpił zaszczytu możliwości śmierci bez wizji wiecznego potępienia.
A może jest nadal wampirem, bo przemiana w człowieka nie była permanentna. I dlatego umiera teraz z wizją potępienia?
Ironia losu polega na tym, że mimo iż stał się człowiekiem, nadal umiera z wizją wiecznego potępienia jak wampir? Czy też nie ma żadnej ironii, bo umiera wampir, czyli z wizją potępienia, jak na wampira przystało?
Sprzeczności...
I dlaczego Irina chce zniszczyć Złotą Kulę? Co się stanie, jeżeli ją zniszczy? Dedukuję, że Angel umrze bez wizji wiecznego potępienia, ale jest to bardzo wątła dedukcja, bo oparta na poszlakach jednie.
Konkretnych danych - brak. Nie wiadomo, co to jest Złota Kula, nie wiadomo, do czego służy i dlaczego powinna lub nie powinna zostać zniszczona oraz jakie będą konsekwencje, ani czy jest w świecie przedstawionym wyjątkowa czy powszechna... Skąd mam wiedzieć, skoro nie ma nawet świata przedstawionego?
Żadnej łączności, żadnego oparcia dla obecności Złotej Kuli (Srebrnego Sześcianu, Brązowego Ostrosłupa, Metalicznego Walca, Innych Barwnych Przedmiotów Geometrycznych) nie ma. Poza stwierdzeniem, że komuś się przyda, choć nie wiadomo, do czego. Może hipoteza, że do umierania bez wizji wiecznego potępienia jest uprawniona...?
W każdym razie, nie mam lepszej. Ani w ogóle żadnej innej.
Angel nie pozwala zniszczyć Złotej Kuli, więc się nie dowiem, do czego służyła. Irina twierdzi, że zasłużyli na szansę.
Jaką szansę? Śmierci bez wizji wiecznego potępienia?
I czym zasłużyli na tę szansę?
Brak danych.
Znaczy: dziury fabularne... Przepraszam za nadużycie semantyczne.

I znów kolejny gąszcz słów (niepotrzebnych, kiczowacie ujmujących sedno sprawy... Pokusiłabym się o stwierdzenie, że nieudolnie użołonych w ten piękny korowód tylko po to, by mnie definitywnie zmiażdzyć... Czy takie założenie było czy go nie było... nie sprawdziło się i tak - nadal żyję i to z całkiem dobrym humorem), przez który przedzierałam się całą siłą woli, by w końcu... w wielkim pocie czoła, odnaleźć upragnione, kontruktywne uwagi, które mogłyby mi posłużyć na wieki wieków amen.

Małgorzata pisze:
Wampir i śmiertelniczka – miłość bez perspektyw.

Tu znowu nie wiadomo, które przypuszczenie wybrać. Wampira-migacza, co się zmienia w człowieka, a potem znowu w wampira, etc. Czy też wampira, który przestał być wampirem? Jeżeli to pierwsze, wypada powiedzieć, dlaczego jest to miłość bez perspektyw, na czym polega jej beznadziejność czy trudności. W przypadku drugim - nie jest to wampir-śmiertelniczka, lecz człowiek-człowiek => związek zyskuje zatem perspektywę ludzką, a stwierdzenie cytowane jest sprzeczne.
Niezależnie, nie wiadomo, jak to się stało, że Angel znowu stał się człowiekiem, nie wiadomo też, czy jest to rzecz zwyczajna, czy może niezwyczajna. Z dalszego ciągu wynika jedynie, że jest to zapewne sprawa niełatwa, ale w jakim sensie (np. bolesna, kosztowna - również metaforycznie, etc.) nie wiadomo.
Spuszczę litościwie zasłonę milczenia na tę kwestię.



Gdzie ta zasłona milczenia?

Małgorzata pisze:
Długa i ciernista droga ku szczęściu i promyk nadziei, dzięki któremu zaszli tak daleko. A teraz śmierć stanęła im na drodze.
Ludzie umierają. Jeżeli Angel i Irina są ludźmi, to raczej naturalna konsekwencja. Ale rozumiem, że tu jest tragedia. Kochają się (nieważne, w jakiej kombinacji: człowiek-człowiek, czy człowiek-wampir), ale śmierć ich rozłączy.
Problem w tym, że z zacytowanego fragmentu za cholerę nie można wywnioskować, co właściwie się stało i co się dzieje. Parę dętych, wzniosłych banałów, za którymi nie kryje się nic konkretnego, co dałoby mi wyobrażenie na temat tego, co zaszło i jakie to ma dla Iriny i Angela znaczenie.
Pustosłowie to jest.

Pustosłowie? Zgadzam się, ale na pewno, Małgorzato, nie zdajesz sobie sprawy ile nas łączy... Tyle, że ja nie mam magistra z filologii. :P

Małgorzata pisze:Tymczasem właśnie na konkretach tworzy się opowieść, także tragiczną. Fabułę opiera się na powiązanych ze sobą epizodach, zdarzeniach. Ale tu nie ma żadnych zdarzeń, tu są poetyckie-śliczne metafory: droga ciernista, promyk nadziei. Słowa jak kisiel - bez treści.
Nie wspominając o sprzecznościach wcześniej.
Przeprosiłam za nadużycie semantyczne, ponieważ nie można mówić o dziurach w fabule, kiedy zwyczajnie nie ma fabuły.
Starałam się jednak wydedukować. Udało mi się zalążek fabuły znaleźć.
Jak rozumiem z tonu wypowiedzi skierowanej do Bakałarza, reszty myślący czytelnik winien się domyślić, wydedukować, tak, Autorko?
Niestety, Kret, literatura tak nie działa. Gdyby opierała się na domyślności czytelników, to, używając reducto ad absurdum, mielibyśmy:
On kocha ją, ona jego. Trudności. On umiera, ona rozpacza. Koniec tragedii. Tyle udało mi się wydedukować na pewno z Twojego tekstu. Jest to, rzecz jasna, wzorzec tragiczny. Ale doskonałość tkwi w szczegółach. A u Ciebie tych szczegółów, które ze schematu zrobiłyby fabułę, brak.
Muszę się zgodzić z Tobą, Małgorzato - tak jak już zresztą pisałam wcześniej, czego zapewne nie przeczytałaś, teraz widzę (jestem oświecona niczym średniowieczny wieśniak pobierający nauki u współczesnego studenta), że tekst jest bardzo, ale to bardzo kiepski. Brak w nim ładu i składu, i generalnie, tylko wstydzić się mogę (bo usunąć nie mogę - dla waszego i naszego pożytku)... i będę... po wieki...


Małgorzata pisze:Niemniej, zwróciło moją uwagę coś jeszcze. Otóż, temat Warsztatów i Twój tytuł brzmi: "To nie była miłość jak z Przeminęło z wiatrem". Tymczasem tekst jest na temat śmierci bez lub z wizją wiecznego potępienia, a nie na temat miłości.
Dedukuję zatem, że łączność tekstu z tytułem jest wątpliwa. I, ponieważ temat Warsztatów i tytuł tekstu są takie same, dedukuję, że napisałaś nie na temat, Autorko.
Ucziwie wyjaśniłam, uprzedzając oto takie właśnie przytyki, jaka była moja interpretacja tematu. Ale najwidoczniej nie czytało się poprzednich postów. Brak nadziei rzuca się już w pierwszych kilku zdaniach i z całą paskudnością tekstu (jego stylistyki, gramatyki, bezsensowności etc.), tego trzymać się będę pazurami, zębami, nawet tyłkiem przycisnę, żeby lepiej trzymało.

Małgorzata pisze:Doprawdy, kwestie skojarzeń z serialem "Anioł ciemności" (w oryginale: "Angel") są tu całkowicie nieważne. Wierzę, że zaszła tu konwergencja, więc nie postawię zarzutu o plagiat.
Zabawne, ale nie mogę nawet postawić zarzutu o wtórność pomysłu, bo zwyczajnie w tekście nie ma żadnego pomysłu. Jest sygnalizowany stereotyp wampira i tragicznej miłości z przemianą (romantyczną może nawet, gdyby nie ten migacz: człowiek-wampir-człowiek-wampir?...). Świata przedstawionego brak choćby w najdrobniejszych sugestiach (poza wskazówką, że występują w tym świecie Barwne Przedmioty Geometryczne, co absolutnie nic mi nie mówi). No, i fabuły też nie ma. W zasadzie, nie można postawić zatem żadnego zarzutu. Zarzuty stawia się utworom. A to nie jest utwór.
Ta część Twojego postu, Małgorzato, jest najbardziej klarowna i rzeczowa. I zgadzam się w stu procentach. Zawaliłam, przyznaję się. Przyznałam się w poprzednich postach to i też w tym mogę.
Małgorzata pisze:Jakże przewidywalni jesteście, Wy, Autorzy, którym wydaje się, że wystarczy napisać cokolwiek, by powstała wartość artystyczna...
Hm, cóż, pisanie sztuką nie jest, a przynajmniej nie tak wielką jak kontruktywne krytykowanie.
Obie nie mamy talentu, bardzo mi z tego powodu przykro. :)
Takie życie - długie, szare i do dupy.
Ale po cóż się martwić?
Uczymy się całe życie, a i tak głupimi umieramy.
Może ja nauczę się pisać na tyle dobrze, żeby czytelnikom nie mroziło krwi w żyłach na widok mojego okrucieństwa wobec poprawnej polszczyzny, a może i ty, Małgorzato, nauczysz się komentować tak, aby objętość nie miażdżyła treści i jakości.

Do tego chcę dodać, że z całą wdziecznością, jaką żywię do użytkowników, którzy sprawili, że nauczyłam się czegoś ze swoich błędów, z przykrością muszę stwierdzić, iż widzę przerażającą skłonność wielu komentujących, a mianowicie taką, że nie patrzycie, jak rozbebeszacie, czy rozbebeszanie to rzeczywiśćie ma sens, ino liczy się dla was trzymanie siekiery i cięcie na lewo i prawo, nie patrząc gdzie, byle by walnęło ostro... Trochę mnie to zniesmaczyło w tym temacie i chyba gorzki posmak pozostanie... Chciałam zaapelować (choć nie sugeruję, że osoby przeglądające to forum tego nie wiedzą... bo może tylko zapominają o tej kwestii?), że krytyka, choćby ta najbardziej cięta, jest oczywiście przydatna, gdy służy adresatom (polepszaniu ich warsztatu), a nie jest krytyką dla samej krytyki... czyli coś w stylu: "Poznęcam się nad czyimś tekstem, napiszę kilka złośliwych truizmów, które może napisać każdy głupi, bo mi nie wyszło w życiu, bo żona mnie dzisiaj uderzyła patelnią, bo pies nasikał mi na projekt, nad którym ciężko pracowałem dziesięć nocy z rzędu, bo mi się nudzi, bo w sieci jestem bezkarny i w końcu mogę sobie poużywać".
Może, niektórzy (bo takich osób, dzięki Bogu, zauważyłam tylko kilka) właśnie w taki sposób traktują te warsztaty... jak tak, to szczerze gratuluję. Jeżeli chcieliście dobrze...
Jeszcze raz powtórzę, że nie kieruje mną urażona duma, już po pierwszych komentarzach przyznałam, że tekst wyszedł fatalnie i nadal tak utrzymuję, jednak sposób wypowiedzi co poniektórych komentujących pozostawia, moim zdaniem, wiele do życzenia.
Bo w komentarzach, Małgorzato (i wy - lizusi), nie chodzi o to, żeby kogoś zrównać z ziemią, ale o to, żeby pomóc. Myślałam, że takie twoje zadanie, ale się przeliczyłam.
Twój post miał wiele kompetentnych uwag, ale były one "ubrane" w tak kiczowaty słowotok, który niemal krzyczał "patrz na mnie, jestem genialna, prawdziwa profesjonalistka i co łyso ci?", że naprawdę aż szkoda czasu, który poświęciłaś na ten esej.

PS. Migacz był zajebisty! Gdy widzę, że ktoś potrafi celnie używać ironii, od razu żywię do tej osoby szacunek. :P Respect!

A co do jeszcze jednej kwestii... owszem, ludzie wybierają czy skorzystają z zaszytu śmierci bez wizji wiecznego potępienia. Nie wnikajmy w kwestie religijno-filozoficzne, ale... ot, chociażby Kościół twierdzi, że na zbawienie człowiek pracuje sobie całe życie (potępienie i zbawienie to antonimy i tego już nie tłumaczmy, bo zrobimy z FF przedszkole). Nie żebym tutaj zamierzała stworzyć jakąś sektę. Ale skoro Kościół tak sądzi, to może bohaterowie świata przedstawionego, którego swoją drogą brak, też?
A to ciekawe...

Aha, jeszcze miły dodatek (dla wszystkich tych,którzy pośpieszą Małgorzacie z pomocą i ze świętym oburzeniem zaczną wrzeszczeć, jak to tak można moderatora... ładnie rzecz ujmując, atakować):

Może mi się za to oberwie, może nawet zostanę wykluczona ze szlachetnego grona FF, ale ja tylko i wyłącznie zagrałam waszą bronią (pisząc waszą mam na myśli tylko kilku użytkowników, dla sprostowania), która, szczerze powiedziawszy, nie jest w moim stylu.
To właśnie jest bezsensowna, nic nie wnosząca do tematu, złośliwość.
:)

Edit: literówka

Kret

Post autor: Kret »

Orson pisze: Posiłek

- Proszę – powiedział, stawiając przed nią pachnący stek. – Przez żołądek do serca.
Tyle moich uwag.
Doooobre! :P Jak Harlequin 20 lat później. :P
Ubawiłam się na tym... :)
Gratuluję, to naprawdę nie jest miłość jak z "Przeminęło...".
Ale świetna, naprawdę świetna... teksańska masakra piłą mechaniczną:P. To z powodu takich żon mężczyźni popełniają samobójstwa?:P


***************************************************

Ellaine pisze:Ellaine - Dzień, jak co dzień


Prychnęła, wolno wstając z legowiska. Spojrzała na niego chłodno. Czując wzrok na sobie, otworzył oko, które w półmroku zabłyszczało złociście. Prychnęła ponownie.
Okno zabłyszczało złociście? A nie lepiej... "przez okno wlał się do wnętrza blask słońca"? Ale to takie moje czepialstwo:).
Ellaine pisze:- Nie bocz się. – Ziewnął. Rozłożył ramiona, a płaty skórne, tworzące skrzydła, napięły się do granic możliwości. Na torsie, pod szarą skórą zagrały mocne mięśnie.
Nie jestem zoologiem, ale w końcu ptak ma skrzydła czy ramiona? W fantastyce może mieć ramiona, ale ten dziwny okaz ma ramiono-skrzydła...

Generalnie przez brak imion zauważyłam niezręczności w tekście, ale nie będę się wymądrzać...
Tekst nie kojarzy mi się z tematem, nie ma puenty. Gderliwa pani ptakowa, nawet nie wiadomo jakiegoż gatunku i chwalący się swoją urodą, pan ptak. Z całym szacunkiem, ale to jest tak samo złe, co mój rzekomy plagiat.
Znaczy się - nieciekawe. Ani nie bawi, ani nie smuci. Generalnie... nudno.


***************************************************

Kret pisze:Kret - To nie była miłość jak z „Przeminęło z wiatrem...”

Gasnąć. Nie dostać szansy. Nie móc wszystkiego naprawić jutro. Czymże sto lat temu byłaby dla niego możliwość dostąpienia zaszczytu – nadanego wraz z narodzinami każdemu śmiertelnikowi – śmierci bez wizji wiecznego potępienia? Jednak teraz Angel nie chciał odchodzić.
- Cóż za ironia losu - pomyślała zrozpaczona Irina. – Ulubieniec bogów. Wampir, który na powrót stał się człowiekiem umiera, nie mogąc zaznać upragnionego szczęścia.
Chwyciła Złotą Kulę i już chciała ją roztrzaskać, gdy Angel szepnął
- Nie możesz jej zniszczyć. Być może nadejdzie dzień, w którym przyda się komuś innemu... komu fortuna będzie sprzyjać bardziej niż nam.
- Ale to my zasłużyliśmy na tę szansę!
Wampir i śmiertelniczka – miłość bez perspektyw. Długa i ciernista droga ku szczęściu i promyk nadziei, dzięki któremu zaszli tak daleko. A teraz śmierć stanęła im na drodze.
- Jutro nie będzie żadnego „my”. Jutro możesz być już tylko „ty” – powiedział.
Matko jedyna.
Gorzej jak się widzi te wszystkie błędy...


***************************************************

terebka pisze:terebka - Wieczność

Powiał wiatr. W krwistym blasku zachodzącego słońca można było dostrzec nagłe poruszenie wśród liści.
Nie wiem czy zamierzone było ożywienie wśród liści? W końcu to fantastyka i liście żyć mogą... własnym życiem... to ekscytować się także mogą? No a jak...
A jeżeli chodziło o to, że liście się poruszyły... to nie wyszło... niestety...
terebka pisze:Jakby właśnie pod wpływem wiatru, gałęzie zaczęły się kierować ku sobie. W chwili ich pierwszego dotyku, wpatrzone w siebie postaci przeszło drżenie. Gałązka po gałązce, konar po konarze, korony drzew jęły się wzajemnie przeplatać. Czerwień i czerń wymieszały się.
Ostatecznie to były drzewa czy postaci?
A może drżenie przeszło (swoją drogą podejrzany ten związek frazeologiczny) przez starca i chłopca?
Jako domyślny czytelnik, mogę przypuszczać, że chodziło o widma (albo coś w tym rodzaju?) dwóch kochanków, ale tekst tego nie pokazuje...

Ogólnie, sentymentalny... łzawy... Też taki tekst dałam, nie wiedzieć czemu, i to naprawdę wygląda mdławo... Wiem, wiem... miało być wzruszająco, ale o odrobinę przesadziłaś z tym sentymentalizmem. Sztyptę odjąć, byłoby cacuś glacuś, choć nie wiadomo, dlaczego kochankowie popełnili samobójstwa...


***************************************************

sgr pisze:sgr - To nie była miłość jak z "Przeminęło z wiatrem"

Ada pisze list. Krótki, bo jest limit znaków – transmisje międzygwiezdne są kosztowne. Kurta nie ma już tak długo – całą wieczność, dwa miesiące. Odwiedza ją we śnie, towarzyszy myślom w ciągu dnia, a wraz z nim tęsknota. Ada napisała list – trzy słowa: „Kocham Cię. Czekam”. Płakała potem całą noc. Odpowiedź dostanie za 8 lat. Pociesza się, że technika pójdzie przez te lata do przodu i może uda się przesłać zdjęcie.
Kurt kończy montaż kabli w bazie na Alfa Centauri. Ma teraz przerwę. Na komputerze zapala się dioda – otrzymał nową wiadomość. To od Ady. Minęło tyle czasu, prawie zapomniał. Tylko trzy słowa. Uśmiecha się lekko. Ona pamięta, czeka. Odpowiada od razu: „Kocham, chcę mieć z Tobą dziecko”, w załączniku (technika rzeczywiście poszła do przodu) przesyła imienny klucz do banku nasienia.
Ada się cieszy – dziecko z kosmonautą, to jest coś, w dodatku renta na dziecko. Wie, że nigdy się nie zobaczą. Przesyła mu zdjęcie niemowlaka – za parę lat może porozmawiają przez videofon.
O matko jedyna.
I to jest sentymentalizm w sam raz. Ucz się, terebka! :)
Ja też się nauczę, by nie przesadzać następnym razem z tragizmem...
To dopiero dramat, niby taki odrealniony, a jednocześnie nie cuchnący kiczem. Intrygujący ten tekst - jedyne, co mi przyszło do głowy. Intrygujące, zaiste intrygujące. Jeżeli taki był zamiar, gratuluję.


***************************************************

Xiri pisze:Xiri - Ciężko być pro

Amonaria pchnęła delikatnie Arka na hotelowe łoże. Koleś nie mógł oderwać od wspaniałej Greczynki oczu i myśli. Gładkie, oliwkowe ciało bez skazy, talia niby u osy, włosy jak smolna kaskada, nogi... kurcze, skoro tak wyglądają tory, to jaki musi być dworzec!
- Przystopuj - jęknął, gdy rozpinała mu hawajską koszulę. - Przyznaję, kiedyś byłem perwersem, ale teraz żyję w abstynencji od seksu. Wiesz, wyższy poziom świadomości. Zresztą ponoć jesteś mężatką.
- To wsadzaj w odbyt, wówczas nie zdradzę męża. - Zamruczała.
Kurka, w spodniach czuje taki żar... NIE!
- Nie mogę! - Zerwał się, jakby kołdra zajęła się ogniem.
Amonaria uśmiechnęła się, pobłażliwie, nie zmysłowo - i przemieniła w Afrodytę jak z greckich amfor.
- Zdałeś test, pokonałeś swą słabość - rzekła poważnym dwugłosem. Wstała. - W nagrodę wygrasz w totku dwa miliony.
- Dwa... - Arkowi żuchwa omal nie wyleciała z zawiasów po podwójnej dawce zaskoczenia. - Kurcze! Dzięki. Ale teraz...eee... zrobisz mi jedną algidę?
Tego to ja już skomentować nie mogę. Wymiękłam, leżę pod biórkiem.
Czy to pisał dres?


**************************************************

bejcej pisze:bejcej

Zaśpiew grupy ludzi odzianych w czarne płaszcze z głębokimi kapturami wzniósł się o oktawę wyżej. Kan już prawie kończył rytualne inkantacje nad dymiącą, glinianą miską, na której leżał falisty, srebrny sztylet.
Nie umiem sobie wyobrazić, jak wygląda falisty sztylet. A wyobraźnię mam bujną... Przypuszczam, że chodziło o ostrze... ale faliste? Tym bardziej falisty sztylet... perwersyjnie brzmi.

Czy to jest miłość dwóch mężczyzn? Czy rodzonych braci?
To ma związek z miłością romantyczną?


**************************************************

Keiko pisze:Keiko - Wieczorny news z Herkulanum

Gaja rzuciła tobołek na ławę. Pod nogi Agisa wysypały się metalowe naczynia wysadzane kamieniami.
- Zabrałam, kiedy rzucili się do ucieczki krzycząc, że ziemia drży od gniewu bogów - powiedziała kobieta - Są bardzo cenne. Sprzedajmy je i wyjedzmy.
Czy w tym świecie bohaterowie żywią się garnkami wysadzanymi kamieniami?
Nic nie mówię, wszystko jest możliwe...
Ale jeżeli chodziło o przejedzenie kosztowności...
A tym bardziej o wyjazd... Duża niezręczność się tworzy przez brak jednej kreseczki nad "z". Chociaż nie wiem czy to miał być wyjazd...
Keiko pisze: Dach załamał się, a trujące gazy zabiły wszystko, co jeszcze żyło.[/i]
Skąd te trujące gazy? z dachu? A czy gaz nie rozprzestrzenia się czasami...? Nie byłam dobra z fizyki... ale te gazy są, zaiste, nurtujące... A może powstały w wyniku obsunięcia się dachu? Tylko jakim cudem? Ten dach był trujący?


***************************************************

Na razie sobie daruję, bo co kolejne, to straszniejsze. Ale skomentuję, nie będę przecież za miła.
:)

Gratuluję Orsonowi, bo jego tekst nie ma zbytnio dużo błędów i jest błyskotliwy...


Przepraszam, że umieszczam post na poście, ale oba są dłuuuugie i nie wiem czy by się zmieściły.

Mea culpa.

ODPOWIEDZ