:Dkret pisze:Sztyptę odjąć
Daj mi chwilkę. Już zaczynam notować ;)kret pisze:I to jest sentymentalizm w sam raz. Ucz się, terebka! :)
:Dkret pisze:leżę pod biórkiem.
edit:
P.S. A tak, na marginesie, zabolało, co Kret? To widać :D
Moderator: RedAktorzy
:Dkret pisze:Sztyptę odjąć
Daj mi chwilkę. Już zaczynam notować ;)kret pisze:I to jest sentymentalizm w sam raz. Ucz się, terebka! :)
:Dkret pisze:leżę pod biórkiem.
Jak sama napisałaś komentarz do tekstu powinien ałtorowi pomóc. Wobec tego pomoc w formie pytania. Czego nauczy się ałtor tego tekstu czytając podobny komentarz?Kret pisze:Orson pisze:- Proszę – powiedział, stawiając przed nią pachnący stek. – Przez żołądek do serca.
Tyle moich uwag.
Doooobre! :P Jak Harlequin 20 lat później. :P
Ubawiłam się na tym... :)
Gratuluję, to naprawdę nie jest miłość jak z "Przeminęło...".
Ale świetna, naprawdę świetna... teksańska masakra piłą mechaniczną:P. To z powodu takich żon mężczyźni popełniają samobójstwa?:P
Nauka dla ałtora powyższego komentarza. CZYTAJ. ZE. ZROZUMIENIEM bo zawsze znajdzie się lizus z siekierą, który odróżni OKO od OKNA.Kret pisze:Ellaine pisze:Prychnęła, wolno wstając z legowiska. Spojrzała na niego chłodno. Czując wzrok na sobie, otworzył oko, które w półmroku zabłyszczało złociście. Prychnęła ponownie.
Okno zabłyszczało złociście? A nie lepiej... "przez okno wlał się do wnętrza blask słońca"? Ale to takie moje czepialstwo:).
Wybrałem tylko ten fragment Twojego posta, bo reszta nie wydaje mi się już tak stylistycznie udana. Po przeczytaniu w całości posta Małgorzaty i Twojego mam tylko jedno pytanie - czy Ty nadal bronisz swojego tekstu (bo uważasz, że ocena jest krzywdząca, a tekst jest dobry), czy już tylko kłócisz się dla samego kłócenia? Wiesz, byłoby chyba bardzo nie na miejscu tak pieprzyć w kółko o tym samym, prawda?Kret pisze:A to ciekawe, jak długo można pieprzyć o tym samym.
Właśnie, żeby nie było podobnej pomyłki zdanie "Prychnęła, wolno wstając z legowiska..." jest od nowego akapitu, a "Nakarm młode" nie jest w tej samej linii co wcześniejsza kwestia mówiona przez samicę. Ale jak widzę to jednak nie wystarczyło... (A samica prychnęła, bo mówi jej co ma robić! w dodatku, to co robi zawsze od wyklucia się młodych ;) ).Orson pisze:Dałbym sobie uciąć głowę, że to ,,ona" mówi do ,,niego", żeby nakarmił młode. I czemu prychnęła? Bo otworzył oko? Bo nie chciał wstać?
Może i niewarto pisać o tym, co najnormalniejsze w świecie, ale osobiście wolę to niż tragedie, gdzie miłość nigdy nie będzie szczęśliwa. Cóż, "de gustibus..." Może faktycznie tekst jest nieciekawy, ale nie uważam, że jest o niczym - co wydaje się być głównym zarzutem wysuwanym przez Was przeciwko niemu. Jest właśnie o miłości najbardziej przyziemnej, ale wciąż będącej miłością. Między partnerami, którzy pracują dla siebie nawzajem i swoich młodych. (I to jest moja odpowiedź na temat, że to nie była miłość jak z "Przeminęło z wiatrem") Fakt, że to prawdopodobnie nie jest zamknięta całość, tylko scenka, to mi się zdarza, wciąż i niestety :)Gharas pisze:O codzienności nie warto pisać, ponieważ spotykamy się z nią na każdym kroku, poczytać chciałbym o rzeczach ciekawych, a nie zwykłych ;)
I tu zawarte jest w pigułce Twoje nastawienie. Zabolało, prawda? Może zatem zejdziesz już spokojnie z ambony. Adresat bowiem pokazał, że jest ograniczony, nazywając wszystkich pogardliwie "szaraczkami". Pokazał, jaki to on jest ponad tych wszystkich maluczkich. No więc, żeby zrozumiał, że on sam jest maluczkim, musiało zaboleć. W teorii, adresat powinien zrozumieć. Jak jest w praktyce, wszyscy widzą.Mnóstwo powtórzeń i zwrotów, jakbyś sugerowała, że adresat jest (delikatnie mówiąc) ograniczony
Heh, dobre. Małgorzata nie jest anonimowa. Odrobina wysiłku, a byś to wiedziała. Ja zaś biorę pełną odpowiedzialność za swoje słowa. Paweł Zawal, kłaniam się niziutko. Jeśli chciałbyś, kreciku, przysłać do mnie twardogłowych silnorękich, to zapraszam serdecznie. Tylko poproś, a prześlę Ci swój adres. W końcu nie mogę pozostawać bezkarny.bo w sieci jestem bezkarny i w końcu mogę sobie poużywać
Jeśli tym dla Ciebie jest komentarz Małgorzaty, to myślę, że naprawdę nie masz czego szukać na Warsztatach.To właśnie jest bezsensowna, nic nie wnosząca do tematu, złośliwość.
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Zdaniebeton-stal pisze:Jedyne, na co zwróciłem uwagę, to stopień komplikacji. Dodam jeszcze, że zdanie owo ma w sobie pewną nieporadność – prawdopodobnie jako pochodną skomplikowania.
jest napisane nieporadnie. :)W dniu, w którym Konrad dowiedział się, że fantazje erotyczne kobiety niekoniecznie dotyczą faceta, właśnie starającego się zapewnić jej satysfakcję, poczuł się głęboko zraniony.
Ponieważ żona należy do zbioru kobiet, posiada wszystkie cechy charakterystyczne dla tego zbioru. Wśród nich tę, która została przedstawiona w pierwszym zdaniu.beton-stal pisze:Cytuję całość, bo odnoszę silne wrażenie, że coś Ci umknęło. Pisałem jedynie o tym, że drugie zdanie można zinterpretować na dwa sposoby. Dzięki drugiej interpretacji można uzyskać ciekawy efekt literacki. Wybacz jednak, że tego nie rozwinę. Obawiam się, że musiałbym napisać bardzo długiego posta.Marcin Robert pisze:Czy żona nie należy do zbioru kobiet? ;)beton-stal pisze:Ze zdania drugiego nie wynika, czy wskazany powyżej problem dotyczy żony, czy też innej kobiety, a żona ma pełnić jedynie rolę powiernika. Ten drugi przypadek wydaje mi się literacko ciekawszy. Życiowo niekoniecznie.
Cóż, żona mogła traktować swoje fantazje jako coś najzupełniej normalnego i nie spodziewała się widać, że opowiedzenie o nich tak zaszokuje jej partnera, że do ostatniej chwili będzie o tym ględził. Ale to jest mało ważne. Mnie to ględzenie Konrada było potrzebne tylko w celach opisowych.beton-stal pisze:A czy ja jestem bohaterem tego tekstu? Zacznij czytać ze zrozumieniem. Pytałem, skąd bohater wie o fantazjach. Pytanie bardzo na miejscu. W pierwszym akapicie mamy: "W dniu, w którym Konrad dowiedział się, że fantazje erotyczne kobiety (...)", co oznacza, że jego wiedza ma pochodzenie – pardon my French – egzogenne. Nie jest wynikiem przemyśleń własnych, lecz informacji obcej ("dowiedział się", nie – "odkrył" czy "zrozumiał"). Facet postanawia porozmawiać o tym z żoną, a jego wypowiedź zaczyna się odniesieniem do jej fantazji. Pytanie – skąd je zna? Jeśli od żony, to raczej nie "zdecydował się porozmawiać", lecz po prostu zaczął rozmowę w reakcji na jej zwierzenia.Marcin Robert pisze:Czy żadna kobieta nie zwierzyła Ci się nigdy ze swoich fantazji? ;)
Widzisz, puenta mojego szorta nawiązuje do pewnego starego poglądu konserwatystów na temat tego, o czym powinna myśleć kobieta podczas uprawiania seksu. Ja tylko przeniosłem całą sytuację do współczesnej Polski. Taki żarcik po prostu. ;)beton-stal pisze:Czyli chodzi o rozkosz po zażyciu nieznanej tabletki w połączeniu z myśleniem wyłącznie o Rzeczypospolitej w chwili orgazmu. Pytanie, co kobieta zgodziła się zrobić dla męża (z miłości – "wiesz, że cię kocham"), pozostaje nadal bez odpowiedzi. Chyba że chodzi o zmianę obiektu fantazji erotycznych – na Rzeczpospolitą. Zaiste, idea warta utrwalenia.
Pewnie tak. Albo coś koło tego.beton-stal pisze:Nie wiem, z kim polemizujesz. Jedyne, na co zwróciłem uwagę, to fakt, że pomiędzy pierwszym zdaniem a początkiem dialogu ("Potrafię jeszcze zrozumieć (...)") musiał upłynąć tydzień. Chyba że odpowiedź Beaty pada po tygodniu od wypowiedzi Konrada.
Wydaje mi się, że poruszam dość proste kwestie...
Chodzi Ci więc o kwestie stylistyczne? Wolałbyś formę Sięgnęła po stojącą na nocnym stoliku szklankę wody, rozpuściła w niej tabletkę i wypiła zawartość? No cóż, moim zdaniem ładniej brzmi: Sięgnęła po stojącą na nocnym stoliku szklankę wody, rozpuściła w niej tabletkę i wypiła. Zdaje mi się, że pierwsze z tych zdań zawiera nadopis. Ale może lepiej niech Małgorzata to rozsądzi.beton-stal pisze:Tyle że ostatnie zdanie w zdaniu złożonym ("wypiła") nie zawiera dopełnienia, na które jak ulał pasuje dopełnienie poprzedniego zdania składowego ("rozpuściła w niej tabletkę"). Dodanie słowa "zawartość" ratuje po prostu stylistykę zdania. Ratowania sensu bym się nie podejmował.Marcin Robert pisze:Nie trzeba dodawać "zawartości". Pije się zazwyczaj zawartość. ;)
(Podkreślenie moje – MR).beton-stal pisze:Nigdzie?Marcin Robert pisze:Czemu podporządkowane są elementy omawianego utworu? Puencie. Gdzie znajduje się puenta? W ostatnim zdaniu. Gdzie w takim razie znajduje się wyjaśnienie znaczenia tabletki?
Wyjaw proszę, czym była owa tabletka. Ja stawiam na aspirynę, lecz wujek Stefan upiera się przy lekach homeopatycznych. Bez Twojej pomocy, autorze, nie rozwikłamy tego sporu. Idea, że może chodzić o tabletkę na zmianę obiektu fantazji erotycznych, przemknęła mi przez głowę, ale byłoby to doprawdy smutne, gdyby okazało się prawdą. Jeśli jednak tak jest – wybacz, że nie umarłem ze śmiechu, czytając Twój tekst.
I znowu okazuje się, że wiesz do czego służy tabletka! Przyznaj się, wcześniej to tylko tak sobie żartowałeś z biednego autora udając, że tego nie rozumiesz. ;)beton-stal pisze:1. Żona podczas bzykania nie myśli o mężu – opis w pierwszych dwóch zdaniach.Marcin Robert pisze:Za Wikipedią: Kompromis – to metoda rozwiązania konfliktu, oznaczająca wspólne stanowisko, możliwe do przyjęcia dla stron negocjujących.
Spróbuj teraz odpowiedzieć sobie na następujące pytania:
1. Co było sytuacją konfliktową i gdzie ona została opisana.
2. Jakie bohaterowie znaleźli rozwiązanie tej sytuacji i gdzie ono zostało opisane?
2. Żona po zażyciu tabletki nie będzie podczas bzykania myśleć o mężu – opis w ostatnich dwóch zdaniach.
Tabletka wygrywa. Oklaski!
Jeżeli jakiś utwór literacki opowiadałby o magicznym rzucaniu kulami ognia, wówczas elementem fantastycznym, zawartym w owym dziele, byłyby te kule ognia. Nie ma bowiem czegoś takiego w otaczającej nas rzeczywistości. A teraz spróbuj zgadnąć, jaki nieistniejący w otaczającej nas rzeczywistości element umieściłem w swoim szorcie.beton-stal pisze:Hm, a jeszcze niedawno ktoś tutaj pytał o prawdę psychologiczną, o doświadczenie życiowe... Tak, wyobraź sobie, że rozmowę męża z żoną na temat pożycia seksualnego uważam za całkiem realistyczną.Marcin Robert pisze:Rozumiem więc, że wszystko, łącznie z działaniem owej nieszczęsnej tabletki uznałeś za realistyczne. ;)
Ależ to jest autentyczny problem, z którym nieraz zetknęliśmy się na fahrenheitowych warsztatach! Ludzie łatwo uznają za fantastykę opowieść o elfie całującym się z wampirem, lecz nie potrafią jej znaleźć w tekście o nieistniejącym systemie społecznym. Zresztą – o ile dobrze pamiętam - kiedyś jedna z warsztatowiczek przyznała się do tego podczas dyskusji nad moim tekstem "Przypadek". Moim skromnym zdaniem opowieść o elfie całującym wampira - i tylko o tym! - należałoby zaliczyć raczej do pseudofantastyki.beton-stal pisze:Fascynujące, doprawdy.Marcin Robert pisze:Byłem zreszta ciekaw, czy ktokolwiek znajdzie w moim dziełku fantastykę, jeśli nie zamieszczę w nim elfów, goblinów, wampirów, magicznych kul ognia albo podróży międzygwiezdnych. ;) Zresztą przygotowuję analizę zawartości fantastyki w nadesłanych tekstach, którą zamieszczę prawdopodobnie jutro.
No cóż, nadal upierałbym się, że kwestia upływu czasu nie jest najważniejsza i miałem prawo opisać całą sytuacje w taki skrócony sposób. Skrócenie polegało na tym, że wprawdzie bohaterowie rozmawiali o swoim problemie przez cały tydzień, ja jednak opisałem tylko ostatnią ich rozmowę, a nawet sam jej koniec. Do czego zresztą byłby Ci potrzebny zapis poprzednich dialogów, skoro sedno problemu zostało pokazane, a historia zmierzała do wyraźnego zakończenia?beton-stal pisze:Wiem. I widać to w tekście.Marcin Robert pisze:A problem upływu czasu w ogóle mnie nie interesował.
Coś mi się jednak zdaje, że chyba nie do końca spełniłem tę obietnicę. ;)beton-stal pisze:I proszę – pozostań w tym postanowieniu.Marcin Robert pisze:Tak na marginesie: dziwi mnie, że nikt nie przyczepił się do owych Igraszek z filozofem. Zdradzę Wam w takim razie, że nawiązałem tutaj do owego: "Było całkiem przyjemnie, tylko te ruchy niegodne filozofa". Taki żarcik po prostu. ;) A cały utwór jest z czegoś kpiną. Nie będę wyjaśniał z czego.
To twoje zdanie sugeruje, że wypiła ona tabletkę.No cóż, moim zdaniem ładniej brzmi: Sięgnęła po stojącą na nocnym stoliku szklankę wody, rozpuściła w niej tabletkę i wypiła. Zdaje mi się, że pierwsze z tych zdań zawiera nadopis.
Masz rację, Ellaine. Nie jest o niczym, jest o codzienności. Oczywiście, temat zachowany, jak najbardziej. I jako jeden z nielicznych (jeśli nie jedyny) w tej edycji mówi o miłości szczęśliwej, a zarazem nie takiej jak ta z "Przeminęło z wiatrem" - tutaj moim zdaniem należą się solidne brawa. Wszystkie inne teksty, jeśli nie przeoczyłem czegoś, kończą się tragediami, a w Twoim nic specjalnego się nie dzieje.Ellaine pisze: Może faktycznie tekst jest nieciekawy, ale nie uważam, że jest o niczym - co wydaje się być głównym zarzutem wysuwanym przez Was przeciwko niemu.
No tutaj się z No-gankiem nie zgodzę. Sięgnęła po szklankę wody, następnie wrzuciła do niej tabletkę i to wypiła. Czyli może i wypiła tabletkę, ale już rozpuszczoną. Nie mam zastrzeżeń do tego zdania.No-qanek pisze:To twoje zdanie sugeruje, że wypiła ona tabletkę.szklankę wody, rozpuściła w niej tabletkę i wypiła
A ona wypiła zawartość szklanki, wodę, specyfik, lek. Na pewno nie tabletkę, bo choćby z definicji tabletka to ciało stałe, którego wypić się nie da.
Nie pije się rozpuszczonej tabletki (chyba, że rozgrzejemy ją do temp. topnienia), raczej roztwór ;-)tabletka «mały, płaski krążek sprasowanego leku w proszku»
Chciałabym zauważyć, że łusek nie było ;) Stworzenia te mają skórę, niczym nie pokrytą skórę o szarej barwie. Ale Smoki byłyby najbliższe, bo bohaterami jest para latających gadów, podobnych do pterozaurów (w pewnym sensie). Tak by było najprościej je określić. :)Gharas pisze:I jeszcze jedna sprawa- bohaterami są Państwo Smoki? Znaczy się Pani Smok, Pan Smok i mał Smoczek? Łuski, ramiona, płaty, żółte oko, legowisko... Niby smok, ale tutaj już padały różne opinie, ale chyba nie trafione (ptaki- mieszkają gniazdach i mają pióra, nietoperze- mieszkają w jaskiniach albo dziuplach), chcę znać prawdziwy zamysł Autorki, bo co interpretacja to inne stworzenie :P