ZWT 1 - To nie była miłość jak z "Przeminęło z wiatrem&
Moderator: RedAktorzy
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Wracajmy zatem do tematu. :)))
Kolejny tekst: bez tytułu, Autor/Autorka: Qłak.
Przepraszam, nie pamiętam płci...
Podczas czytania potknęłam się więcej niż raz.
I jeszcze zestawienie informacji:
Zastanawia mnie również miejsce akcji. Krzesło wskazuje, że mam do czynienia z pomieszczeniem. Domyślny/sugerowany stos – że wręcz przeciwnie, bo stosów raczej nie pali się w pomieszczeniach.
Mącipole potężne.
Zwykle błędów nie widzę, chyba że kopną mnie w... oko. Jak na 1000 znaków, Autorze, niedobrze językowo. Fabularnie też nieciekawie.
Jak w tekście Gharasa, brak jest związania fabularnego, zaznaczenia problemu, konfliktu, etc., z którego wynika scena, jaka się rozgrywa. I które to związanie wyjaśnia, dlaczego kobieta (gerontofilka i lesbijka) nagle znalazła się przy palu (i domyślnie stosie). Zapewne jej orientacja seksualna nie podobała się podmuchowi? Dlaczego zerwanie z podmuchem... No, dobra, wiem, że to nie podmuch, bo widziałam miliony razy, jak rozjeżdża się konkretyzacja podmiotu. Dlaczego zerwanie mężczyzny z kobietą musiało się odbyć w taki właśnie, drastyczny i dramatyczny sposób? Z czego wynikły działania postaci?
Dlaczego i czego kobieta nie pamięta? I dlaczego mężczyzna oznajmia, że zapomni jak kurz...? Ach, nie. To ostatnie jest oczywiste: odniesienie do tematu Warsztatów. Nawiązanie przemocą.
Co widać, rzecz jasna, ponieważ nijak nie można się doszukać związku między wcześniej opisanymi zdarzeniami, a wypowiedzią końcową. Wyraz zapominać nie stanowi łącznika, stanowi jeszcze jeden znacznik nieciągłości – bo co właściwie zapomniała kobieta i jak się to ma do obietnicy zapomnienia przez mężczyznę?
Wolę nie pytać o kwestie ocalenia duszy oraz co ma do tego nieokreślony konkretnie mężczyzna...
Jak u Gharasa: przedostatnia scenka, wewnętrznie niespójna, z bliżej nieokreślonej fabuły, zamknięta zdaniem, które zapewne należy do zakończenia. Niestety, brak początku zarysowującego problem (w tym zagadnienie zapomnienia) sprawia, że naprawdę nie wiem, o co chodzi w Twoim tekście, Autorze.
edit:
Trzeba trochę przyśpieszyć omówienia.
"Poranek" – kolejny tekst z pytaniem po lekturze: ale o co chodzi?
On jest wrogiem księcia (albo króla), ona jest księżniczką. Spotykają się co tydzień w celach wiadomych. I co z tego? Jak mam się odnieść do ich związku, ocenić, utożsamić, skoro nie mam pojęcia, na ile to właściwie ma sens?
Bohater nie wydaje mi się sensowny. Półork (notabene, Autorze, stawiałabym na pisownię analogiczną do półczłowiek) na bestię nie wygląda, na prostego żołnierza, co za niskiego stanu dla księżniczki, też nie (wróg jej ojca), więc nie rozumiem, czemu nie miałby dogadać się z tatusiem Kari, ustalić polityczną fuzję wygodną dla obu stron (mniej więcej), etc.? Z pewnością polityka potrafi przezwyciężyć różnice rasowe, o ile jakieś są (bo o rasie Kari nie wiem wiele, poza tym, że nie jest półorkiem).
Z kolei Kari też jakoś mi nie pasuje na księżniczkę.
Może czegoś nie rozumiem, ale tekst nie daje odpowiedzi. Nie ma tu uniwersum, tła, które pozwoliłoby mi zrozumieć niuanse związku Kari-Olgier. Nie ma osadzenia dla tego związku, dającego perspektywę pozwalającą ocenić, jak właściwie interpretować ten układ. Czy jest naruszeniem sacrum, tradycji, obyczajów, czy tylko interesów królestwa/księstwa, czyli sprawą polityczną? Jakiej miary dramat mam tu sobie dopowiedzieć? Czy może chodzi o zwykłe: ona kocha, on nie?
Nie ma również żadnej konkluzji, puenty czy choćby podsumowania opisanego epizodu. Nie ma zamknięcia. Znaczy, mam się, jako czytelnik, bawić w domysły, o co chodzi i co z tego wynika. Tymczasem o nic nie chodzi i nic nie wynika, bo to scenka rodzajowa zawieszona w próżni, odwołująca się do stereotypów ze świata quasi-tolkienowskiego zapewne, bo na pewno nie do tych ze „Shreka”. No, ale nie jestem oczytana w fantasy, więc pewnie nie załapię, o co chodzi.
Inna sprawa, że niespecjalnie mi się chce. Bo po co?
Jedna rzecz mnie intryguje niezmiennie. W tym (nieokreślonym) świecie przedstawionym postaci mówią językiem, w którym występują różnice artykulacyjne przy zwrotach (grzecznościowych zwykle) do drugiej osoby.
Kolejny tekst: bez tytułu, Autor/Autorka: Qłak.
Przepraszam, nie pamiętam płci...
Podczas czytania potknęłam się więcej niż raz.
Wiem, że w tekście występuje anonimowa kobieta. I podmuch, jak widać. Cóż, fantastyka...Chłodny podmuch poderwał liście. (...) Ustawił krzesło naprzeciw niej i usiadł.
Więzy, które wiążą, to błąd językowy nazywany pleonazmem. Z logicznego punktu widzenia jest to tautologia. Z perspektywy odbiorcy: zmarnowanie znaków.Uświadomiła to sobie, gdy poczuła więzy, którymi była przywiązana do pala.
I jeszcze zestawienie informacji:
Połączenie danych nieciągłe. Wynika z niego, że na szyi kobieta nie czuje więzów. Na dodatek nie potrafię sobie wyobrazić, w jaki sposób skrępowano onej szyję, skoro nie mogła ruszać głową i czy faktycznie to szyję należało krępować, aby uniemożliwić rozglądanie się.(...) poczuła więzy, którymi przywiązana była do pala.
(...) próbowała się rozejrzeć, ale wokół szyi również krępował ją sznur.
Bardzo mnie zawsze zajmuje kwestia, w jaki sposób w mowie akcentuje się wielkie litery w zwrotach do drugiej osoby...Muszę się od Ciebie odciąć!
Zastanawia mnie również miejsce akcji. Krzesło wskazuje, że mam do czynienia z pomieszczeniem. Domyślny/sugerowany stos – że wręcz przeciwnie, bo stosów raczej nie pali się w pomieszczeniach.
Mącipole potężne.
Zwykle błędów nie widzę, chyba że kopną mnie w... oko. Jak na 1000 znaków, Autorze, niedobrze językowo. Fabularnie też nieciekawie.
Jak w tekście Gharasa, brak jest związania fabularnego, zaznaczenia problemu, konfliktu, etc., z którego wynika scena, jaka się rozgrywa. I które to związanie wyjaśnia, dlaczego kobieta (gerontofilka i lesbijka) nagle znalazła się przy palu (i domyślnie stosie). Zapewne jej orientacja seksualna nie podobała się podmuchowi? Dlaczego zerwanie z podmuchem... No, dobra, wiem, że to nie podmuch, bo widziałam miliony razy, jak rozjeżdża się konkretyzacja podmiotu. Dlaczego zerwanie mężczyzny z kobietą musiało się odbyć w taki właśnie, drastyczny i dramatyczny sposób? Z czego wynikły działania postaci?
Dlaczego i czego kobieta nie pamięta? I dlaczego mężczyzna oznajmia, że zapomni jak kurz...? Ach, nie. To ostatnie jest oczywiste: odniesienie do tematu Warsztatów. Nawiązanie przemocą.
Co widać, rzecz jasna, ponieważ nijak nie można się doszukać związku między wcześniej opisanymi zdarzeniami, a wypowiedzią końcową. Wyraz zapominać nie stanowi łącznika, stanowi jeszcze jeden znacznik nieciągłości – bo co właściwie zapomniała kobieta i jak się to ma do obietnicy zapomnienia przez mężczyznę?
Wolę nie pytać o kwestie ocalenia duszy oraz co ma do tego nieokreślony konkretnie mężczyzna...
Jak u Gharasa: przedostatnia scenka, wewnętrznie niespójna, z bliżej nieokreślonej fabuły, zamknięta zdaniem, które zapewne należy do zakończenia. Niestety, brak początku zarysowującego problem (w tym zagadnienie zapomnienia) sprawia, że naprawdę nie wiem, o co chodzi w Twoim tekście, Autorze.
edit:
Trzeba trochę przyśpieszyć omówienia.
"Poranek" – kolejny tekst z pytaniem po lekturze: ale o co chodzi?
On jest wrogiem księcia (albo króla), ona jest księżniczką. Spotykają się co tydzień w celach wiadomych. I co z tego? Jak mam się odnieść do ich związku, ocenić, utożsamić, skoro nie mam pojęcia, na ile to właściwie ma sens?
Bohater nie wydaje mi się sensowny. Półork (notabene, Autorze, stawiałabym na pisownię analogiczną do półczłowiek) na bestię nie wygląda, na prostego żołnierza, co za niskiego stanu dla księżniczki, też nie (wróg jej ojca), więc nie rozumiem, czemu nie miałby dogadać się z tatusiem Kari, ustalić polityczną fuzję wygodną dla obu stron (mniej więcej), etc.? Z pewnością polityka potrafi przezwyciężyć różnice rasowe, o ile jakieś są (bo o rasie Kari nie wiem wiele, poza tym, że nie jest półorkiem).
Z kolei Kari też jakoś mi nie pasuje na księżniczkę.
Zaskakująca naiwność u kogoś, kto przecież należy do klasy, gdzie małżeństwa polityczne są naturalne.- Ale myślałam, że to się zmieni, że gdy mnie pokochasz to się jakoś ułoży.
Może czegoś nie rozumiem, ale tekst nie daje odpowiedzi. Nie ma tu uniwersum, tła, które pozwoliłoby mi zrozumieć niuanse związku Kari-Olgier. Nie ma osadzenia dla tego związku, dającego perspektywę pozwalającą ocenić, jak właściwie interpretować ten układ. Czy jest naruszeniem sacrum, tradycji, obyczajów, czy tylko interesów królestwa/księstwa, czyli sprawą polityczną? Jakiej miary dramat mam tu sobie dopowiedzieć? Czy może chodzi o zwykłe: ona kocha, on nie?
Nie ma również żadnej konkluzji, puenty czy choćby podsumowania opisanego epizodu. Nie ma zamknięcia. Znaczy, mam się, jako czytelnik, bawić w domysły, o co chodzi i co z tego wynika. Tymczasem o nic nie chodzi i nic nie wynika, bo to scenka rodzajowa zawieszona w próżni, odwołująca się do stereotypów ze świata quasi-tolkienowskiego zapewne, bo na pewno nie do tych ze „Shreka”. No, ale nie jestem oczytana w fantasy, więc pewnie nie załapię, o co chodzi.
Inna sprawa, że niespecjalnie mi się chce. Bo po co?
Jedna rzecz mnie intryguje niezmiennie. W tym (nieokreślonym) świecie przedstawionym postaci mówią językiem, w którym występują różnice artykulacyjne przy zwrotach (grzecznościowych zwykle) do drugiej osoby.
Czym się to objawia? To mnie naprawdę fascynuje. Tylko to.- Powiedziałem Ci to już na pierwszym spotkaniu.
So many wankers - so little time...
-
- Fargi
- Posty: 312
- Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
- Płeć: Mężczyzna
No właśnie.Małgorzata pisze:Trzeba trochę przyśpieszyć omówienia.
Oczywiście, że w tekście są emocje – tęsknota Piotra za XX wiekiem jest łatwo wyczuwalna. I zgadzam się, że ostatnie zdanie: "Piotr był wtedy po tamtej stronie." można odczytać w sposób przez Ciebie sugerowany. Ja jednak uważam, że zdanie to zawiera aż nadto dwuznaczności. "Nie zdążył, bo mu było fajnie" to w sumie to samo co "nie zdążył, bo nie chciał", a raczej "nie zdążył, bo mu nie zależało na tym, aby zdążyć". Ale "został, bo chciał" jest równie uprawnione. Dla mnie ta dwuznaczność nie została jednak zaakcentowana formą.Riv pisze:A wiesz, betonie-stalu, coś mi się tu nie do końca podoba. Znaczy, inaczej to widzę.beton-stal pisze:To zdanie informuje jedynie o faktach, a mnie brakuje informacji o motywacji lub emocjach. Co z tego, że był? Był i się zmył, pewnie znowu coś przemycał. Spodziewałem się raczej [...]
Zdanie samo w sobie faktycznie jest suchym stwierdzeniem, hmm, faktu.
Jednak takie znów samotne to ono nie jest - zaś poprzedzający je tekst, choć krótki, nie pozostawia wątpliwości co do emocjonalnego nastawienia Piotra do minionej epoki. Czyli mamy emocje. Dzięki zaś określonemu nastawieniu Piotra, mamy też wspomnianą przez Ciebie motywację dla jednego z możliwych rozwiązań (został, bo chciał), a jednocześnie przyczynę dla rozwiązania drugiego (został, bo nie zdążył, a nie zdążył, bo np. dobrze mu tam było i stracił poczucie czasu).
Uważam, że problem (o ile to problem) leży w użyciu słowa: "był". Wskazuje ono na fizyczną bytność Piotra bez jakiejkolwiek sugestii co do jego motywacji. Czytając Twojego posta, przyszło mi do głowy, że lepiej by było napisać: "Piotr został po tamtej stronie.". "Został" może oznaczać zarówno fizyczną obecność, jak i decyzję. I wówczas owa dwuznaczność jest pięknie zarysowana w warstwie czysto językowej.
Obawiam się jednak, czy nie wchodzimy na poziom niuansów językowych przypominający bardziej egzegezę Biblii niż tekstu warsztatowego. Z drugiej strony – zabronione to nie jest...
Chodziło mi o to, że mógł wrócić, ale poczekał, aż szczelina się zamknie. Nigdzie nie jest powiedziane, że nie było to zdarzenie nieprzewidywalne, zwłaszcza dla doświadczonych "czaso-przemytników" (tempora-szmuglerów). Trochę to jednak nieaktualne, bo moją najnowszą wersję końcówki tekstu już przedstawiłem.Riv pisze:Ukierunkowanie skojarzeń jest dość wyraźne - mógł wrócić z XX wieku, ale został (i tu nie ma niewiadomej, IMO). W dalszym domyśle - bo tak wybrał.
Na odwrót (znaczy wrócić do XX wieku) nie bardzo mi pasuje, bo szczelina się zamknęła, a jak wracać, jeśli droga gdzieś przepadła?
Jednak miłym akcentem jest to, że mamy do czynienia z tekstem, który można analizować na poziomie motywacji bohaterów, precyzji języka itp., a nie – domyślania się, co autor chciał ukryć w długaśnych zdaniach wielokrotnie złożonych (głównie z błędów ortograficznych, stylistycznych, logicznych etc.).
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Chciałabym, bo tyle mogę, lecz tam się kończę, gdzie możność moja, Betonie-stalu. :P
No, to kolejny tekst.
Gmurek: "Pożegnanie"
Otwarcie, które wskazuje, że wcześniej się coś działo. Niestety, nie wiem, co.
Tak naprawdę podejrzewam, że poniosło Cię, Autorze, na manowce języka. Jak zwykle, gdy niewprawnie używa się patosu.
Jak zawsze: patos poniósł i zrobiło się i smieszno, i straszno, i żałosliwo...
Kropla po dłuższym locie wpadła do jeziora. Zdawało mi się, że ciecze rozpryskują się na powierzchniach stałych, ale wiadomości z fizyki nie posiadam, niech mnie ktoś wspomoże!
Pierwsze, co zwróciło moją uwagę podczas lektury, to postaci. Żywia – jako boginka (chyba wodna) i kłobuk – chochlik. Jakoś słabo znam fantasy, mitologię też już zapomniałam, ale pamiętam, że Żywia bynajmniej nie była boginką (a już na pewno nie wodną), lecz boginią; a kłobuk to zły duch, a nie duszek... Ot, subtelne różnice. Jakże znaczące dla odbioru jednak.
Drugie, co sobie uświadomiłam po lekturze, to patos. Patos tak żałośnie powykręcany, że śmieszny. Niestety, Autorze, nie panujesz nad wzniosłością wypowiedzi, przenosi Cię bez trudu w bełkot.
Trzecie, rzecz jasna, to pytanie: ale o co chodzi? Umiera jedno z pary kochanków, przyjaciół (?). I co? I nic. Choć postaci nie są ludźmi, więc potencjał byłby na stworzenie niebanalnej opowieści. Gdyby, rzecz jasna, nie opisywać dębów trzeszczących od doświadczeń lub latającej wbrew prawom ciążenia łzy. Można było ten limit znaków wykorzystać lepiej.
Niestety, wyszedł tekst o niczym, zawieszony w próżni. Jak wcześniejsze z omawianych przeze mnie – również tutaj jest scenka li tylko, nie pełna opowieść. I, jak zwykle w takich przypadkach, nie ma co liczyć na zamknięcie – konkluzję, puentę, podsumowanie.
Fantastyka, jak pisał już wcześniej Marcin Robert, pretekstowa, ornamentacyjna. Limit znaków dotrzymany. Nie wiem, czy to była miłość, więc nie wiem, czy nie była jak z „Przeminęło...”. Ale tu Ci odpuszczę, Autorze. Niech będzie, że na temat.
Za to odkryłam, że w uniwersum (umownie tak to nazwijmy) „Pożegnania” postaci mówią tym samym lub podobnym językiem, jak w omawianym wcześniej „Poranku” i tekście bez tytułu autorstwa Qłak(a). Poznałam po tym:
No, to kolejny tekst.
Gmurek: "Pożegnanie"
Zapanowała przejmująca cisza.
Otwarcie, które wskazuje, że wcześniej się coś działo. Niestety, nie wiem, co.
Ciekawe, co dokładnie się gromadzi na tych drzewach, skoro ma ciężar.Nawet prastare dęby, zwykle skrzypiące pod ciężarem gromadzonych przez wieki doświadczeń, stały teraz milczące i nieruchome.
Tak naprawdę podejrzewam, że poniosło Cię, Autorze, na manowce języka. Jak zwykle, gdy niewprawnie używa się patosu.
Pozwolę sobie na chwilę zadumy. Ta łza płynie, po czym spada i mknie do jeziora. Z opisu wynika mi, że Żywia pochyla się nad wodą, a jednocześnie unosi głowę. Bardzo niewygodna, mało malownicza pozycja. Komiczna, choć opis wyraźnie patetyczny ma być. Pomijając, że tak dokładny opis też kryje pewne zdumiewające właściwości łez, o których się nie śniło odkrywcom praw grawitacji...Po policzku Żywii powoli spływała ogromna łza. Sunąc, dotarła na skraj podbródka, a oderwawszy się pod swym ciężarem, pomknęła dalej w stronę nieruchomej tafli jeziora.
Jak zawsze: patos poniósł i zrobiło się i smieszno, i straszno, i żałosliwo...
Dźwięk rozpryskującej się kropli wyrwał boginkę z odrętwienia.
Kropla po dłuższym locie wpadła do jeziora. Zdawało mi się, że ciecze rozpryskują się na powierzchniach stałych, ale wiadomości z fizyki nie posiadam, niech mnie ktoś wspomoże!
Błąd zapisu ewidentny. Kwestie dialogowe różnych osób zapisuje się według polskich konwencji jedna pod drugą, nie jedna po drugiej. Bo nie wiadomo, kto do kogo mówi. Tu zawisłam na dłużej próbując odszyfrować, o co chodzi w rozmowie.Zacisnęła swą dłoń na piąstce leżącego obok na mchu chochlika – Żegnaj mój miły… mój przyjacielu… – szepnęła. – Nie smuć się. Zawsze będę przy Tobie – ostatkiem sił wychrypiał kłobuk.
Pierwsze, co zwróciło moją uwagę podczas lektury, to postaci. Żywia – jako boginka (chyba wodna) i kłobuk – chochlik. Jakoś słabo znam fantasy, mitologię też już zapomniałam, ale pamiętam, że Żywia bynajmniej nie była boginką (a już na pewno nie wodną), lecz boginią; a kłobuk to zły duch, a nie duszek... Ot, subtelne różnice. Jakże znaczące dla odbioru jednak.
Drugie, co sobie uświadomiłam po lekturze, to patos. Patos tak żałośnie powykręcany, że śmieszny. Niestety, Autorze, nie panujesz nad wzniosłością wypowiedzi, przenosi Cię bez trudu w bełkot.
Trzecie, rzecz jasna, to pytanie: ale o co chodzi? Umiera jedno z pary kochanków, przyjaciół (?). I co? I nic. Choć postaci nie są ludźmi, więc potencjał byłby na stworzenie niebanalnej opowieści. Gdyby, rzecz jasna, nie opisywać dębów trzeszczących od doświadczeń lub latającej wbrew prawom ciążenia łzy. Można było ten limit znaków wykorzystać lepiej.
Niestety, wyszedł tekst o niczym, zawieszony w próżni. Jak wcześniejsze z omawianych przeze mnie – również tutaj jest scenka li tylko, nie pełna opowieść. I, jak zwykle w takich przypadkach, nie ma co liczyć na zamknięcie – konkluzję, puentę, podsumowanie.
Fantastyka, jak pisał już wcześniej Marcin Robert, pretekstowa, ornamentacyjna. Limit znaków dotrzymany. Nie wiem, czy to była miłość, więc nie wiem, czy nie była jak z „Przeminęło...”. Ale tu Ci odpuszczę, Autorze. Niech będzie, że na temat.
Za to odkryłam, że w uniwersum (umownie tak to nazwijmy) „Pożegnania” postaci mówią tym samym lub podobnym językiem, jak w omawianym wcześniej „Poranku” i tekście bez tytułu autorstwa Qłak(a). Poznałam po tym:
:PZawsze będę przy Tobie.
So many wankers - so little time...
- Riv
- ZasłuRZony KoMendator
- Posty: 1095
- Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
- Płeć: Mężczyzna
Nie bardzo widzę dwuznaczności, o których wspominasz. Na moje oko wszystkie cztery pogrubienia wskazują ten sam kierunek, tylko stopień "chcenia" jest minimalnie różny. Dwuznaczność logiczna byłaby wtedy, gdyby przeciwstawić im wersję: chciał wrócić, ale nie zdążył. Jednak tego nijak nie mogę wypatrzyć w tekście. Dwuznaczność, o której piszesz nieco niżej, nazwijmy ją znaczeniową (zostawanie fizyczne i decyzja o pozostaniu) - cóż, tu też to trochę inaczej widzę. A to dlatego, że:beton-stal pisze:Ja jednak uważam, że zdanie to zawiera aż nadto dwuznaczności. "Nie zdążył, bo mu było fajnie" to w sumie to samo co "nie zdążył, bo nie chciał", a raczej "nie zdążył, bo mu nie zależało na tym, aby zdążyć". Ale "został, bo chciał" jest równie uprawnione.
Tak, jeśli patrzymy tylko na to zdanie, a tak nie można! IMO, motywacja wynika z całości poprzedzającego tekstu - i tu buduje się dwuznaczność słowa "był" :) Pierwsze znaczenie jest na poziomie pojedynczego zdania - był fizycznie. Drugie - w domyśle, wynika z tekstu. Inaczej się nie da, chyba że chcemy potraktować czytelnika łopatą. Tak myślę.beton-stal pisze:Uważam, że problem (o ile to problem) leży w użyciu słowa: "był". Wskazuje ono na fizyczną bytność Piotra bez jakiejkolwiek sugestii co do jego motywacji.
Zamiana taka, IMO, wpłynie jedynie na perpektywę czasową końcówki. Jeśli użyjemy "był" - mamy jednoczesność: w chwili zamykania szczeliny Piotr był w XX wieku. Jeśli wybierzemy "został" - mamy następstwo czasowe: szczelina się zamknęła, a potem okazało się, że Piotr został w XX wieku. Osobiście wolę mimo wszystko "był", bo zawiesza historię w bardzo istotnym, dynamicznym [!] punkcie.beton-stal pisze:[...]przyszło mi do głowy, że lepiej by było napisać: "Piotr został po tamtej stronie."."
Natomiast co do fizyczno-decyzyjnej dwuznaczności użytego słowa - nie widzę różnicy ze względów już wymienionych wyżej :)
Tak jak mówisz, betonie-stalu, niuanse - ale ponoć diabeł tkwi właśnie w szczegółach :)))
- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
Nadchodzę!Kropla po dłuższym locie wpadła do jeziora. Zdawało mi się, że ciecze rozpryskują się na powierzchniach stałych, ale wiadomości z fizyki nie posiadam, niech mnie ktoś wspomoże!
O ile wiem, to na wodzie pojawia się napięcie powierzchniowe, czyli coś co można porównac do błonki. Na tej błonce kropla może się rozprysnąć (o iel to właściwe słowo) i dać coś takiego
Podobno przy upadku z iluś tam metrów (tj. odpowiednio duża prędkość) zderzenie z wodą jest podobne do zderzenia z betonem. Skoro więc czlowiek miałby się o taki beton rozpryskiwać to czemu nie kropla?
Coś jest na rzeczy, Margota. Może to jakiś trend językowy i my jesteśmy zapóźnieni nie artykułując odpowiednio "tobie" a "Tobie" :PZa to odkryłam, że w uniwersum (umownie tak to nazwijmy) „Pożegnania” postaci mówią tym samym lub podobnym językiem, jak w omawianym wcześniej „Poranku” i tekście bez tytułu autorstwa Qłak(a)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Mówiono mi, że 20 metrów wystarczy, kiedy uczyłam się skakać, ale nie wiem, ile w tym swim-legend. :PNo-qanek pisze:Podobno przy upadku z iluś tam metrów (tj. odpowiednio duża prędkość) zderzenie z wodą jest podobne do zderzenia z betonem. Skoro więc czlowiek miałby się o taki beton rozpryskiwać to czemu nie kropla?
Przy kropli się nie upieram, jak powiedziałam, nie mam wiedzy stosownej. Więc może i kropla się rozprysła o taflę jeziora? W końcu wcześniej leciała, mogła nabrać prędkości odpowiedniej do rozprysku. :)))
Ale ja chcę wiedzieć, JAK TO SIĘ ROBI!No-qanek pisze:Może to jakiś trend językowy i my jesteśmy zapóźnieni nie artykułując odpowiednio "tobie" a "Tobie" :P
Jak się dowiem, nie będę zapóźniona... :P
So many wankers - so little time...
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
Czekaj, czekaj... A może to był własnie element fantastyczny? :PAle ja chcę wiedzieć, JAK TO SIĘ ROBI!
Jak się dowiem, nie będę zapóźniona... :P
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Gharas
- Sepulka
- Posty: 29
- Rejestracja: sob, 07 cze 2008 13:50
- Płeć: Mężczyzna
Nie zwracałem na to uwagi, dopóki nie dostało mi się od Was ;)Małgorzata pisze:gdzie widziałeś, Autorze, myślnik, po którym nie występuje spacja?
Ale już nadrobiłem braki, obiecuje poprawę ;) A jeśli ktoś miałby problem z pauzami, półpauzami, myślnikami i dywizami:
http://pl.wikipedia.org/wiki/My%C5%9Blnik
Wikipedia jednak czasami się przyda ;)
Nawet nauczyła mnie, jak zrobić pauzę na klawiaturze ;P (lewy alt + "0151" na klawiaturze numerycznej)
Już znam! ;)Małgorzata pisze:Tak, wiem, że nie znasz różnicy między myślnikiem i łącznikiem.
Tu się nie zgodzę. W tekście stoi:Małgorzata pisze:Inkryminowane loki nie tylko się leją z kaptura (jak woda lub inna ciecz, pewnie winnam skojarzyć metaforyczną kaskadę, ale nie będę tak łaskawa, nie)
"Zza kaptura", to co innego niż "z kaptura". Woda się nie wylewa "zza kaptura". Aczkolwiek dyskusja na temat tego szczegółu i tak nie ma sensu, bo to zdanie, jak i cały tekst, jest totalnie beznadziejne. Nie ukrywam, że pisząc "zza kaptura" chodziło mi o "spod katpura".Gharas pisze:wylewały się zza kaptura
Miały się wylewać spod kaptura (jak włosy, nie woda) i być targane przez wiatr. Takie połączenie — Spod kaptura wylewały się loki i były targane przez wiatr — jest dopuszczalne?Małgorzata pisze:ale zarazem są targane. No, Autorze, albo-albo. Albo te włosy są niczym woda (w ujęciu metaforycznym, rzecz jasna, pamiętam), albo jak normalne włosy ulegają wiatrowi w banalnym związku frazeologicznym.
Wygląd bohatera, moim zdaniem, jest ważny. Więc jej wygląd i ubranie są istotne.Małgorzata pisze:Jakie znaczenie w tekście ma jej wygląd? Jakie znaczenie ma, że nosi opończę i kaptur? Odpowiem za Ciebie: żadnego
A jednak masz pojęcie, o czym jest ten tekst. Dla uzupełnienia: Zdradzona, wybuchowa magiczka atakuje niewiernego partnera. On, znając jej temperament, uznaje, że najlepszą obroną jest atak. Próbuje ją zabić. Udaje mu się, ale nie wychodzi z tego cało, magiczka wbija mu sztylet w krtań i zaraz potem żałuje, bo przecież go kocha.Małgorzata pisze:nie mam czerwonego pojęcia, o czym jest ten tekst. Magiczka (zdradzona?) atakuje niewiernego partnera (??), następuje kiepska jatka z efektami wizualnymi, w rezultacie para zabija się wzajemnie
Małgorzata pisze:Czemu?
Bo złamał jej serce. Wyprzedzając pytanie "jak?":Gharas pisze:-Złamałeś mi serce. –syknęła nienawistnie. –Nie ujdzie ci…
Dla mnie to jest wyraźna informacja, że on ją zdradził z elfką. Dlaczego to zrobił, itd. to już chyba nieistotne dla tego opowiadania.Gharas pisze:-Gadaj sobie ze swoją elficką dziwką
To, że się pozabijali.Małgorzata pisze:Co z tego wynika?
Plac jest placem. Miejscem spotkania. Ma takie znaczenie, że właśnie tam się spotkali. A plac — jak plac. Musi mieć nazwę. No i ma. Złamanych serc. A to, że akurat tutaj Estera stwierdziła, że ma złamane serce, to może być przypadek. Albo taka klątwa tego placu. Ale to dla mnie nie było istotne.Małgorzata pisze:Po trzecie, jaki jest związek tekstu z tytułem? Czym jest wzmiankowany plac? Jakie ma znaczenie dla tego, co się tam rozegrało?
Racja. 1000 znaków mnie przerosło. Poległem. Ale o to w tym chodzi, by próbować i uczyć się na błędach, nieprawdaż? ;)Małgorzata pisze:za mało na opowieść, Autorze
Standardowy świat fantasy, że tak to ujmę. Wcale nie wymuszony, po prostu standardowy.Małgorzata pisze:Do tego boleśnie stereotypowo: sygnalizowane tło wskazuje, że rzecz się rozgrywa w quasi-średniowieczu magicznym => nie tylko rycerz i magiczka, ale nawet elf w tle.
Mogłoby się obyć bez elfki, zamiast kuli ognia może być jakiś inny pocisk.
Ale była elfka. Dlaczego? Bo elfki są ładniejsze od ludzi, a bohater w zamierzeniu leci tylko na wygląd.
I była kula ognia. Dlaczego? Bo pewnymi zasadami ów świat się rządzi. Nieopisanymi w tekście wprost (jest limit, więc ważne rzeczy trzeba ukrywać w szczegółach — no cóż, to ukryte akurat niefartownie), ale metaforycznie. Bohaterka ma płomienno-czerwone włosy z prostego powodu: przez magię ognia, w której się specjalizuje. I dlatego właśnie kula ognia.
Więc te dwa elementy fantasy, mimo że oklepane, nie był użyte bezmyślnie. Po prostu nieumiejętnie.
Po to tu jestem, by się podciągnąć, naprawić to, co jest do naprawienia, dążyć do doskonałości:) Oooj, daleka droga przede mną ;P
Tylko złe książki mówią, jacy są ich autorzy. Dobre książki mówią, jacy są ich bohaterowie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski
- Bakalarz
- Stalker
- Posty: 1859
- Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08
Nikt nie mówi, że wygląd nie ma znaczenia.Gharas pisze:Wygląd bohatera, moim zdaniem, jest ważny. Więc jej wygląd i ubranie są istotne.Margot pisze:Jakie znaczenie w tekście ma jej wygląd? Jakie znaczenie ma, że nosi opończę i kaptur? Odpowiem za Ciebie: żadnego
W tym przypadku, to raczej kwestia rozdysponowania limitem tysiąca znaków. Możesz dokładnie opisać bohatera (bo niby czemu nie?), ale możesz na to konto wprowadzić czytelnika w to, co się dzieje w utworze.
IMO w TYM twoim opowiadaniu opisywanie kolorów opończy nie jest aż tak bardzo potrzebne jak delikatne wprowadzenie w świat przedstawiony. Na przykład wniknięcie w tytułowy plac.
W innym tekście (bez rygorystycznych wymogów objętościowych) opis wyglądu jest wręcz wskazany, a w Twoim opowiadaniu kwestie kolorystyczne ubiorów można było sobie spokojnie darować bez straty dla opowiadania, a być może z zyskiem dla uniwersalności bohaterów (tworząc coś na kształt średniowiecznego everymana)
To akurat nie jest w tekście AŻ tak oczywiste. Niestety.A jednak masz pojęcie, o czym jest ten tekst. Dla uzupełnienia: Zdradzona, wybuchowa magiczka atakuje niewiernego partnera. On, znając jej temperament, uznaje, że najlepszą obroną jest atak. Próbuje ją zabić. Udaje mu się, ale nie wychodzi z tego cało, magiczka wbija mu sztylet w krtań i zaraz potem żałuje, bo przecież go kocha.
Między innymi dlatego ograniczenie opisów stroju byłoby niezgorszym rozwiązaniem. Chyba, że w zamyśle opończa=nieodzowny atrybut magika. Ale to nie jest aż tak bardzo oczywiste.
że pozwolę sobie wtrącić
Sasasasasa...
- Gharas
- Sepulka
- Posty: 29
- Rejestracja: sob, 07 cze 2008 13:50
- Płeć: Mężczyzna
Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest "aż tak oczywiste". Nawet wiem, że to nie jest "oczywiste". To jest zakręcone i pomieszane. Tutaj widzimy jak to miało wyglądać. Oczywiste jest to, że tak nie wygląda. Ale o co chodzi — mniej więcej — widać (Małgorzata widzi). Mniej niż więcej, ale zawsze ;) Stąd moje uzupełnienie, by szanowni Warsztatowicze mogli zobaczyć, co miało wyjść, a nie wyszło i w miarę możliwości jeszcze się nade mną i nad moim kiepskim tekstem poznęcać. No cóż, trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny ;PBakalarz pisze:To akurat nie jest w tekście AŻ tak oczywiste. Niestety.A jednak masz pojęcie, o czym jest ten tekst. Dla uzupełnienia: Zdradzona, wybuchowa magiczka atakuje niewiernego partnera. On, znając jej temperament, uznaje, że najlepszą obroną jest atak. Próbuje ją zabić. Udaje mu się, ale nie wychodzi z tego cało, magiczka wbija mu sztylet w krtań i zaraz potem żałuje, bo przecież go kocha.
Faktycznie. Teraz widzę, opończę i kaptur można wyrzucić. Ale na tym to miało polegać ;) Na uczeniu się na błędach. Mam nadzieję, że uda mi się nabytą wiedzę spożytkować ;)Bakalarz pisze: Nikt nie mówi, że wygląd nie ma znaczenia.
W tym przypadku, to raczej kwestia rozdysponowania limitem tysiąca znaków. Możesz dokładnie opisać bohatera (bo niby czemu nie?), ale możesz na to konto wprowadzić czytelnika w to, co się dzieje w utworze.
Dziękuję za zimną i konstruktywną krytykę zarówno Małgosi jak i Bakalarzowi :)
Tylko złe książki mówią, jacy są ich autorzy. Dobre książki mówią, jacy są ich bohaterowie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Spójność metafory, czy też spójność obrazowania. Skoro włosy się leją, to metaforycznie mieszasz w obrazowanie wodę (lub inną ciecz, nieważne), nadajesz im (włosom/lokom) cechę dodatkową, która ma odbiorcy coś powiedzieć, podsunąć skojarzenie obrazowe. Stąd wzięła się m.in. kaskada dla opisania długich, falujących włosów (falujące, czyż nie symptomatycznie).Miały się wylewać spod kaptura (jak włosy, nie woda) i być targane przez wiatr. Takie połączenie — Spod kaptura wylewały się loki i były targane przez wiatr — jest dopuszczalne?
A kiedy dodasz do tego targanie - łamiesz wcześniejszy obraz, bo wody/cieczy się zwykle nie targa - nie ta cecha, nie ten zbiór skojarzeń. Dlatego trzeba wybierać, Gharasie.
Dlatego nie będzie pasować takie połączenie.
Zwróć uwagę, jaki podałeś argument: jest ważny, więc jest ważny. :PGharas pisze:Wygląd bohatera, moim zdaniem, jest ważny. Więc jej wygląd i ubranie są istotne.ja pisze: Jakie znaczenie w tekście ma jej wygląd? Jakie znaczenie ma, że nosi opończę i kaptur? Odpowiem za Ciebie: żadnego
Nie, nie w tym tekście. Gdyby w tę opończę np. zaplątał się miecz rycerza, gdyby włosy (targane wiatrem) zasłoniły Esterze cel przy miotaniu fajerbolem - opis startowy miałby uzasadnienie. Wprowadzenie go tylko dlatego, że must be, nie daje wyjaśnienia, po co.
Co znaczy, że wygląd postaci jest ważny? Sam w sobie nie jest ważny - istotność tego elementu musi zostać udowodniona fabularnie. Praktycznie każdego elementu, na jaki zwracasz uwagę w utworze. Długo gadać... W każdym razie - jeżeli na coś zwracasz uwagę, musisz to, Autorze, potem uzasadnić. Zasada strzelby Czechowa ma tu zastosowanie: jeżeli w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, w ostatnim winna ta strzelba wypalić. :P
Podobnie będzie z placem, który ma nazwę. Skoro ma nazwę, to nazwa musi coś znaczyć, skądś się wywodzić. Jeżeli to Plac Złamanych Serc, to może np. oznaczać, że w tym miejscu właśnie rozstają się pary, może jest z tym związana legenda, rytuał, może plac ma jakieś własności magiczne/inne (standardowe uniwersum fantasy - sam napisałeś), ciąży na nim klątwa (tak stwierdziłeś) i dlatego właśnie rozstanie rycerza i magiczki odbyło się na tym placu, a może plac przyciąga pary i niejako prowokuje je do rozstań? Nie wiadomo. Ale nadanie nazwy, Autorze, to odpowiedzialność... :P
Skoro ciąży na tym placu klątwa, winno to zostać wplecione w tok zdarzeń i winno na ten tok wpływać.
Oczywiście, rozumiem przebieg zdarzeń opisany w Twoim tekście - nie rozumiem jednak, po co został opisany, czego ma dowodzić, do jakich wniosków, wrażeń, skojarzeń ma mnie doprowadzić po lekturze. Co z tego, że bohaterowie się pozabijali? Czemu ma służyć ta opowieść? Jaką konkluzję, myśl nadrzędną, ma wnieść do mojego postrzegania? Cel opowieści. Twoja opowieść nie ma celu, więc jest scenką, a nie zamkniętą historią. Nie podsumowałeś wyraźnie. W tak krótkim tekście widać to po prostu lepiej niż w dłuższych.
Funkcję klamry będzie, rzecz jasna, pełnić motyw rudych loków, ale jest to funkcja wyłącznie zdobnicza, nie pogłębiająca znaczeń, nie rozszerzająca treści, rozumienia zdarzeń.
W tym sensie pytanie: ale o co chodzi? jest dla mnie uprawnione.
Ale dlaczego standard musi być? Nieważna wymiana elementów na inne. Sprytnie, że sięgnąłeś po tło, które jest znane. Źle, że nic z tym tłem nie zrobiłeś. Tu właśnie miałbyś pole do popisu, by połączyć tło z tytułem. By wykorzystać atuty standardu (wszyscy znają, nie trzeba opisywać długo, by wyjaśnić, wystarczy odwołać się do znanych elementów, zasygnalizować je). Ale standard dla standardu, to słabizna. Uzasadnienie dla użycia standardu (klątwa ciążąca nad miejscem zdarzeń) - miałoby sens, związałoby tło z fabułą.Standardowy świat fantasy, że tak to ujmę. Wcale nie wymuszony, po prostu standardowy.
Mogłoby się obyć bez elfki, zamiast kuli ognia może być jakiś inny pocisk.
Wrzucenie go ot tak - zero znaczeń. Wtedy można przenieść akcję do kuchni, a parze postaci wręczyć noże, jak wcześniej ktoś z Komentujących zwrócił uwagę.
Usiłuję pokrętnie wytłumaczyć, że wrzucanie elementów bez celu sprawia, że nie mają one znaczenia, nie wiążą się w całość, która znaczy więcej niż tylko opis scenki, która wnosi więcej - nawet jeżeli więcej to zwykły banał, że miłość to przeszkody...
So many wankers - so little time...
- Gharas
- Sepulka
- Posty: 29
- Rejestracja: sob, 07 cze 2008 13:50
- Płeć: Mężczyzna
Roger that! ;)Gharas pisze:W każdym razie - jeżeli na coś zwracasz uwagę, musisz to, Autorze, potem uzasadnić. Zasada strzelby Czechowa ma tu zastosowanie: jeżeli w pierwszym akcie na ścianie wisi strzelba, w ostatnim winna ta strzelba wypalić. :P
Wydawało mi się, że wystarczy dać taki tytuł, by Odbiorca mógł sam sobie dopowiedzieć, dlaczego plac tak się nazywa. Następnym razem nie będzie się wydawać ;P Tak więc: roger that!Małgorzata pisze:Skoro ciąży na tym placu klątwa, winno to zostać wplecione w tok zdarzeń i winno na ten tok wpływać.
Cele były dwa: każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny (czyli on ją zdradził, więc musi zemrzeć) oraz losu nie da się oszukać, czyli spotkanie na placu Złamanych Serc musi się źle skończyć. Błąd, że nie powiązałem tytułu, nie pokazałem tego wyraźnie. Błędem było liczenie na to, że "Odbiorca się domyśli".Małgorzata pisze:Co z tego, że bohaterowie się pozabijali? Czemu ma służyć ta opowieść? Jaką konkluzję, myśl nadrzędną, ma wnieść do mojego postrzegania? Cel opowieści. Twoja opowieść nie ma celu, więc jest scenką, a nie zamkniętą historią. Nie podsumowałeś wyraźnie. W tak krótkim tekście widać to po prostu lepiej niż w dłuższych.
Wydawało mi się (znowu :P musi się przestać wydawać ;P), że śmierć jest dobrym podsumowaniem. Ale jak widać w pogrubionym zdaniu... nie wyszło.
Nie, skądże! Nie musi. Ale fakt, że jest, nie jest dla mnie hańbiący. Pisząc ten tekst chodziło,Małgorzata pisze:Ale dlaczego standard musi być?
Umiejętności pisarskie (a raczej brak, przynajmniej ze strony technicznej) mi na to nie pozwoliły.Małgorzata pisze:By wykorzystać atuty standardu
Zgadzam się, słabizna. Jak już powiedziałem wcześniej, poległem.Małgorzata pisze:Ale standard dla standardu, to słabizna. Uzasadnienie dla użycia standardu (klątwa ciążąca nad miejscem zdarzeń) - miałoby sens, związałoby tło z fabułą.
Udało się. Zostało zrozumiane.Małgorzata pisze:Usiłuję pokrętnie wytłumaczyć, że wrzucanie elementów bez celu sprawia, że nie mają one znaczenia
Tylko złe książki mówią, jacy są ich autorzy. Dobre książki mówią, jacy są ich bohaterowie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski