WT 3: Z deszczu dźwięków pod rynnę melodii - prace

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Bebok

Post autor: Bebok »

No-qanek pisze:Beboku, skąd przekonanie, że narrator - pierwszoosobowy, zaangażowany w akcję - obiektywnie opisuje i ocenia rzeczywistość?
Oraz, że jego rozumowanie i retoryka musi być zgodne z logiką i zdrowym rozsądkiem?
Nie poczyniłem takich założeń, po prostu opieram się na tym, co napisałeś. Założyłem natomiast, że
No-qanek pisze:To, że pojawia się właśnie taka perspektywa, zamiast np. wszechwiedzącego, trzecioosobowego i w pełni obiektywnego narratora to nie przypadek.
Jak widać, słusznie.
No-qanek pisze:
Chodzi o równość czy o indywidualizm? O piętnowanie czy o przewrotną obronę?
No litości, ja mam na to odpowiadać?
No, litości, sam zaprosiłeś do pytań, wspominając o światopoglądzie zaangażowanym w tekst :> Ale pytań nie stawiałem, by uzyskać odpowiedzi, chodziło mi raczej o wyrażenie nimi mojego niejednoznacznego rozumienia tekstu. Przy czym...
Negatywny odbiór muzyków i pozytywny dyrygenta wydaje się naturalny, właściwie automatyczny. Tak, narracja jest z subiektywnego punktu widzenia dyrygenta, więc on się może mylić, jednak to jedyny punkt widzenia podany czytelnikowi, w dodatku całkiem sensowny. Wiadomo, z dźwięków generowanych przez stado niezsynchronizowanych muzyków powstanie coś niezjadliwego, zaś dobrze kierowani mogą wspólnie stworzyć coś pięknego.
No-qanek pisze:Ale zauważyłeś/aś ważną rzecz - że tu można przyjąć albo tę stronę, albo przeciwną.
I co dla jednej jest pogorszeniem sytuacji, dla innej będzie poprawą.
Tak, masz rację, co do zasady. Ale czy Twoja praca daje pole do takiej relatywizacji - nie mam przekonania. Zobaczymy, co powiedzą inni czytelnicy :)
Aha, do tej pory żyłem w przekonaniu, że moja płeć nie budzi zastrzeżeń, znaczy na forum, bo w realu wciąż żyję w tym przekonaniu. Dla pewności wyjaśniam: jestem nim :)

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

Dace: Szkoda spamować i offtopować, wszak to wątek tematyczny jest. Do rozmów o psach służy inszy wątek.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Dacepowolny pisze:Odpowiedź na Twoje wątpliwości:
- początek musi być energetyczny w tak krótkim tekście (metafory raczej niezbędne :))
- pazury zgrzytały, bo to nie polowanie, lecz nagonka - ofiara ma słyszeć pościg
- mogłem napisać ptak zamiast kos, ale np. no-qanek już nic kompletnie by nie zrozumiał (przepraszam, ale ja naprawdę jestem złym :P)
- zrób małe ćwiczenie wokalne - zawołaj głośno: Szarik, stój! Modulowanie pojawi się z pewnością :)
- wilk, pies podlegają ścisłej hierarchii stada i popiskują (ale nie tylko) kiedy silniejszy zdominuje ich.
Metafora to metafora. Swoje uzasadnienie ma, to że mi się nie klei z tekstem - to degustibus akurat.
Ale zgrzytanie pazurów? To się raczej kojarzy z horrorowymi sytuacjami, gdy wielki potwór o wielkich pazurach zgrzyta nimi o siebie lub o coś twardego. Niby pazury wilka mogą o siebie zazgrzytać, ale to czysto teoretyczna możliwość, z psami miałem na tyle do czynienia by to ocenić ujemnie. Rozumiem funkcję - nagonka ma przerażać ofiarę. Tylko czy dźwięk taki jak zgrzytanie, który w otwartej przestrzeni lasu będzie raczej dość cichy - to dobry środek? I czy psy i wilki raczej nie stosują lepszych środków - ujadania, szczekania, wycia?
Modulowanie nadal budzi moje wątpliwości.
SJP pisze:modulacja
1. dostosowanie siły, wysokości i barwy głosu do treści wypowiadanych słów»
2. zmiana niektórych parametrów sygnału pod wpływem innego sygnału»
3. przejście z jednej tonacji do drugiej»
4. zmiana natężenia, barwy i wysokości dźwięku w śpiewie»
Pierwsza definicja pasuje. Tylko, że... już słowo "krzyk" oznacza informację, że słowa zostały wymodulowane. Po prostu masło maślane zrobiłeś.
A co do popiskiwania, nie przeczę - tylko pytanie brzmi w jakiej sytuacji pies/wilk popiskuje bo czuje się zdominowany? Jakoś wydanie rozkazu nie wydaje mi się sposobem zdominowaniem. Jego wyrazem tak, ale nie sposobem. Taki Szarik mógłby popiskiwać, gdyby po stoczonej walce Janek obalił go na ziemię i zbliżył zębiska do gardła, Szarik popiskiwaniem dałby wyraz poddania się dominacji. Ale gdy stosunek tych dwojga trwa od dawna, to po wydaniu rozkazu, nawet wbrew chwilowej woli psa - ten powinien go po prostu wykonać. Tym bardziej, że jak wiemy z filmu, Szarik był bardzo mądry i wytresowany.

EDIT - poprawione cytowanie.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
dacepowolny
Sepulka
Posty: 29
Rejestracja: pn, 15 mar 2010 07:40
Płeć: Mężczyzna

Post autor: dacepowolny »

Przekonałeś mnie co do modulowania :) Próba wciśnięcia kolejnej onomatopei nie wypaliła. Co do dwóch pozostałych, to uparłem się przy popiskiwaniu, choć mój Korektor wytknął mi je, podobnie jak wcześniejszą wersję zgrzytających pazurów :) Dzięki za pomoc.

Poszukam wątku o psach, bo moją niespełna pięciomiesięczną wilczycą(German Shepherd :P), na punkcie której mam jobla, zdecydowanie mogę się pochwalić :)
"w czterech ścianach własnych marzeń dopadnie Cię śmierć" TSA

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

dacepowolny pisze:moją niespełna pięciomiesięczną wilczycą(German Shepherd :P
Wciórności, a czemu nie owczarek niemiecki?!
Gdybyś miał jamnika, napisałbyś, że to Dachshund?...
Przepraszam za offtop, jużmnietuniema...
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Wolfie,
Jakoś tak trudno mi sobie wyobrazić i nazwać pracownika KGB działającego na obszarze ZSRR lub państwa satelickiego jako "agenta". Zastanawiałem się, dlaczego. Definicja jest jasna i działa przeciw memu poglądowi, ale po głębszym zastanowieniu doszedłem. W tym przypadku działa pierwsza definicja znaczeniowa:
Agent:
1. detektyw, tajny funkcjonariusz policji, wywiadowca;
Co ona nam mówi? Że jest to detektyw-wywiadowca o charakterze tajnym, o którym nie ma mowy że działa na obcym terenie, wręcz można przyjąć, że na własnym (czyli ZSRR i państwa satelickie). Ale co jest w nim takiego istotnego? Tajność. I tu jest pies pogrzebany (znowu ten pies)! Bo Nie wyobrażam sobie funkcjonariusza KGB, zwłaszcza o wyższym stopniu, będącego jakimś szefem zespołu śledczego (co mi sugeruje tekst), który działa w "tajności". Specyfika pracowników KGB była raczej taka, że walili po oczach prerogatywami, funkcją, statusem, obstawą itp., wzbudzali grozę i postrach bo to było ich główne narzędzie działania.
Przekonanie takie, przyznaję, nie jest poparte osobistą znajomością realiów, ot - człowiek książki czyta, filmy ogląda. Po nich takie przekonanie zostało.

Kwestia przedstawienia. Pewnie Małgorzata będzie w stanie lepiej to zdefiniować, ja widzę przedstawienie Boczarowa jako pewien błąd. Rozumiem, że daje ci to dodatkowe możliwości nazywania postaci i jest to wystarczający argument. Pytanie tylko, dlaczego imię i nazwisko pojawia się na początku, w pierwszym zdaniu? Jaką pełni funkcję? IMO, gdybyś nazwał agenta w drugiej połowie tekstu, byłboby równie dobrze a nie brzmiało by w taki wymuszony sposób jak na początku.
Otczestwo jest w Rosjanach silnie zakorzenione. Obecnie traci na znaczeniu, ale w czasach ZSRR było ważne. Gdybyś otczestwa użył, byłoby bliżej realiów i podkreślałoby specyficzny rosyjski klimat tekstu.
A jeśli chodzi o pisownię, to myślę, że zabrakło ci, WOlfie, pewnej wiedzy. Że po rosyjsku Nikolai to Nikołaj, oni to tak wymawiają, my to tak piszemy. Zapisanie imienia w pisowni angielskiej a nazwiska w polskiej to gruby rozjazd, choć oczywiście nie jest to poważny błąd fabuły, a drobny błąd, który normalnie wyeliminiwałby redaktor.

Zachowanie agenta i maga uważam za wyjaśnione. Tyle, że choć można sobie je wyobrazić, mało w tekście je sugeruje. Agenta jeszcze tłumaczysz, jest mowa o prowokacji, ale maga faktycznie brak. Brak punktu zaczepienia, żeby zrozumieć dlaczego wszedł i biesiadował z agentem zamiast go pyknąć znienacka. Strach przed ochroną mnie tu mało przekonuje, ochrona mogłaby zapobiec takiemu atakowi równie dobrze jak zapobiec dołączeniu do imprezy obcego człowieka. Co by mnie przekonywało, to osobista złośliwość maga, chęć stanięcia z wrogiem twarzą w twarz i pokonania go.

Z dymem/pyłem zamotałeś, Wolfie.
Źle to odczytałeś – ni to dym, ni to pył wskazuje na to, że to coś pomiędzy, coś, co unosi się w powietrzu, przypomina dym, a jednocześnie ma większą gęstość... Wydawało mi się, że tą pośredniość wyraźnie zaznaczyłem.
Bo przecież skoro unosi się w powietrzu (choć ma większą gęstość niż dym) to jednak powinno się rozwiać a nie opadać do popielniczki. Poetycka nieoznaczoność Cię poniosła, mam wrażenie :)

Być/żyć. Może nadmiernie się czepiam, ale po co używać słowa być, w sytuacji gdy słowo żyć jest lepsze i z niczym nie koliduje? W dodatku słowo być nie ma tego samego przedziału znaczeniowego, częściowo się pokrywa a częściowo wykracza. I przecież (jak napisałem) można uznać, że nawet zamieniony w dym/pył agent choć nie żyje, nadal jest, właśnie w postaci dymu/pyłu.
Więc nie tyle ja zagmatwałem doszukując się dodatkowego znaczenia, co ty, Wolfie :)

Jeśli spektakl był prawdą a nie czarem, to raptowna cisza jest IMO błędem realu, bo po spektaklu, zwłaszcza w knajpie, nigdy cisza nie zapada. No, jeszcze na koncercie ten ułamek sekundy czy sekunda, nim ludzie zaczną klaskać, wiwatować itp. Ale w knajpie już zupełnie nie.

I jeszcze radzieckie skrzypce. Rozumiem intencję, ale uważam że podkreślenie tutaj przymiotnikiem musi sugerować, że w skrzypcach jest coś specjalnego, jeśli są radzieckie. Bo jakie znaczenie może mieć miejsce produkcji? Fakt, podkreślenie, że to stradivarius - mocna rzecz. Ale poza tym nie ma jakiegoś specjalnego wyróżnika, że skrzypce z tego kraju lepsze a z tego gorsze. A jeśli jest, to będzie to wiedza specyficzna dla bardzo wąskiego kręgu ludzi. Dodatkowe zamotanie wprowadza fakt, iż są instrumenty w których taki przymiotnik jest częścią ich nazwy. Ot, proszę - rożek angielski.
IMO - radzieckie - niepotrzebny, motający nadopis.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Czekam i czekam, aż ktoś po moim poście coś napisze bym mógł kolejne wypiociny wstawić. Chyba się nie doczekam :) Proszę więc moderację o sklejenie postów.

Terebka
Melodia


Najpierw kilka rzeczy, które mnie wydają się błędne (namiastka łapanki).
Terebka pisze:(...)które docierają do mnie niemal nieprzerwanie. Muzyki niemalże.
Inne słowe, to samo znaczenie, ale podobne brzmienie. Czyli praktycznie powtórzenie.
Łup-łup - bije nieregularnie serduszko przestraszonego stworzenia.
Arytmia? Ni nie uzasadnia nieregularności bicia serduszka. Ten rytm może być szybszy, bo jest przestraszone, ale powinien to być rytm jednostajny. Chyba, że mysz choruje na serce.
Druga rzecz - to powód strachu myszy. Cały tekst sugeruje, że jest to doskonała zasadzka, kota nie widać. Jakoś nie wydaje mi się, żeby mysz za każdym razem jak wychodzi na żer - była przestraszona. Czujna, uważna owszem, ale od razu przestraszona?
Cierpliwość zawsze cechowała gatunek, z którego się wywodzę.
Czy to na pewno dobre sformułowanie? Osobnik będący bohaterem tekstu należy do gatunku kotów, a nie się z niego wywodzi. Od kogo się wywodzi to nie wiem, bo ta wiedza jest mi obca, ale ma na pewno jakiegoś wspólnego przodka np. z człowiekiem.
Złożona melodia wielu dźwięków (...)
Złożone masło wielu tłuszczów. Składnia chyba - Złożona z wielu dźwięków melodia - winno być. A ponadto chyba zbędny nadpis, bo melodia z założenia składa się z dźwięków i można śmiało powiedzieć, że zwykle z wielu.
Potem do końca nie mam zastrzeżeń.
Za to wracam ciągle do określenia "dwunożny przyjaciel", bo wciąż coś mnie w nim kłuje. Często w tekstach stosowana jest taka relacja kot-człowiek: człowiek jest dla kota sługą, nie mającym pojęcia o prawdziwej kota inteligencji, kot ją ukrywa i łasi się i daje się głaskać, gdy chce i gdy mu to pasuje. Ale zdecydowanie człowiek nie jest właścicielem i decydentem, kot jest samodzielny i autonomiczny, człowieka traktuje jako dostarczyciela przyjemności i niezbędnych mu do życia rzeczy. Wręcz kot rządzi człowiekiem, choć nie bezpośrednio, bardziej jak kobieta mężczyzną.
Taki opis relacji, ciekawy i atrakcyjny, nie wywodzi się znikąd. Każdy właściciel kota potwierdzi, że coś w tym jest, że kot to takie sprytne bydlę, chadzające własnymi ścieżkami a w domu pojawiające się gdy mu to pasuje. Zupełnie nie jak wierny pies.
Określenie relacji kot-cżłowiek jako przyjaźni nie jest więc błędem, ale sugeruje zupełnie inną płaszczyznę. To że inną od najczęściej przyjmowanej to już kwestia ocenna czy to błąd czy nie. Bo przecież to nie jest kanon, można z niego wyjść i stworzyć zupełnie inną teorię. Ale wydaje mi się, że nie w tak krótkim tekście, na to brakuje tu miejsca. I dlatego gryzie mnie takie określenie relacji kota i jego człowieka.
Za dużo gadam :)

Przejdźmy do formalności. Fantastyka? Moim zdaniem nie ma. Gdyby nagiąć z lekka emocje rozgrywające się w zwierzaku - kocie i ubrać je w słowa, to tak by wyglądały jak w twoim tekście. Czysty Real, brak fantastyki. Tutaj fantastyczność mogłaby być uratowana innym określeniem relacji kot-człowiek. Gdyby kot posiadał prawdziwą, ale ukrywaną przed człowiekiem inteligencję- owszem. Ale tego nie ma.
No, na upartego...
Mamy powstającą z dźwięków melodię. Mamy onomatopeje, choć potraktowane najprościej jak się da. To co pisałem przy tekście Wolfiego, brak onomatopei przymiotników, rzeczowników i czasowników a najprostsze "szur-szur" rozbija narrację, brzmi obco, nienaturalnie. Ale są!
Wydaje się też, że temat jest spełniony. Bo da się zauważyć jak dźwięki zmieniają się w melodię i jest też drastyczna zmiana sytuacji jednego z bohaterów na gorszą. Tylko, że między pierwszy a drugim związek nie jest oczywisty. Melodia powstaje w kocie, a zmienia się sytuacja myszy. Ale, jak to kiedyś napisała Małgorzata, wątpliwości na korzyść autora.
Tekst kończy się ciszą więc i ten warunek spełniony.
-----------------------------------------------------------------------------------
Vlk
Pieśń skowronka


No to się czepiam.
Użycie zapisu liczby w formacie liczby (a więc 12 zamiast "dwanaście" nie jest chyba błędem... Ale na pewno jest nieeleganckie w tekście. Rozumiem, że pozwoliło to zaoszczędzić wiele znaków, mimo to nie podoba mi się.
[quote="Vlk"Po omacku odszukał kontakt i ciemność prysła przed blaskiem 12 halogenowych zwisających z sufitu lampek, które oświetliły perkusję.
Nie wiem do końca jak to uzasadnić, ale uważam, że jest tu błąd składni, słowa są w błędnej kolejności.
Dzisiaj miał użyć klucza(...)
Klucz ma znaczenie metaforyczne, specyficzne. Skoro przyznajesz szczególne znaczenie uczniowi i mistrzowi pisząc ich z wielkiej litery, uczyń tak samo z metaforycznym kluczem.
Z sekundy na sekundę, stopy perkusisty pracowały szybciej(...)
Moim zdaniem brak składniowy. Jeśli podkreślasz że z sekundy na sekundę coś się zmienia, to podkreśl tą zmianę również. Nie wystarczy napisać że szybciej, brakuje czegoś, np. "coraz szybciej" albo "szybciej i szybciej".
(...)aby terkotać jak opętane karabiny maszynowe.
Jak karabiny maszynowe mogą być opętane? O ile się orientuję to generalnie opętana może być istota żywa, nie przedmiot martwy? Jakoś mnie, jako osobę interesującą się militariami, bawi koncepcja opętanego kaemu. Ale nie byłoby tego błędu, gdyby przymiotnik opętany/e był nie do karabinów a do czynności - terkotania.
Nadszedł czas na pałeczki, demolujące kocioł za kotłem.
Wiela tam tych kotłów było? Sporo ich zniszczył zanim osiągnął odpowiedni efekt?
sjp pisze:demolować - niszczyć, rozbijać sprzęty, urządzenia itp.
Ja wiem, że to metafora, że chodzi o pokazanie ekspresji z jaką muzyk uderza w kotły. Ale jest to metafora niespójna ze znaczeniem słowa.
Skowronek rósł w oczach, a im stawał się większy tym perkusista wyraźniej słyszał jego śpiew.
Wcześniej nie wspomniałeś że ptak śpiewa i że muzyk to słyszy. Więc nie możesz teraz pisać, że tym wyraźniej go słyszy.
Błyskawicznie pochylił się i kłapnął dziobem.
Chyba ci "eł" uciekło.
(...)na stołku po Uczniu został stróżka potu.
Zaiste dziwny musiał to być stołek. Stróżka z definicji jest czymś ruchomym, oznacza że jakaś ciecz płynie. Na poziomym (chyba) stołku nie może zostać stróżka, mogą zostać krople czy nawet kałuża potu.

Sens fabuły jest czytelny. Uczeń szlifuje swą wiedzę tajemną, ćwiczy nauki mistrza by posiąść moc, moc otwarcia jakiegoś międzywymiarowego przejścia. Co mu to da - nie wiadomo, ale można się domyślać, że lepszy status, wiedzę, może majątek, może dostęp do grona wiedzących. Ciekawym pomysłem jest użycie perkusji jako środka służącego do odprawienia rytuału.
W drugiej części mamy niespodziankę. Owszem, przejście się otwiera, lecz miast tego co adept oczekiwał pojawia się straszny potwór. Albo właściwie nie-straszny nie-potwór tylko istota piękna, ujmująca (śpiewem) która potworem się okazuje w krótkim przebłysku ostatniego zdania i śmierci bohatera.
Tylko czemu, cholera jasna, tym nie-potworem-a-jednak-potworem okazuje się być skowronek? Jest to tak kuriozalne, że psuje efekt. Myślę i myślę - czemu skowronek? Pomysły przyszły mi do głowy dwa.
Skowronek był potrzebny, bo jest to ptak tradycyjnie ładnie śpiewający a autorowi potrzebny był w fabule ten śpiew, by urzec Ucznia. Ale po co? Urzec można na różne sposoby a śpiew nie był potrzebny, bo melodia, wymagana przez założenia formalne warsztatów - już została opisana.
Albo... przejście między wymiarowe okazało się być przejściem do naszego zwykłego wymiaru z tą różnicą, że bohater objawił się w nim skowronkowi jako robaczek miotający się jak szalony a skowronek sobie go po prostu zjadł. Taki pomysł, nawet ciekawy, dodatkowa niespodzianka dla czytelnika. Tylko pomysłowi temu przeczy jednak opis niebiańskiego śpiewu skowronka, stworzonego z najpiękniejszych pieśni świata, co sugeruje, że to nie jest jednak zwykły skowronek.
Więc krótko mówiąc - tego skowronka w fabule nie rozumiem i nie mogę przeżyć :)

Co do formalności. Fantastyka jest. Melodia jest. Onomatopeje są. Cisza na końcu jest.
A jak z tematem? Jest przemiana dźwięków w muzykę i jest zmiana sytuacji bohatera na gorszą, jest też wyraźny związek między nimi.
Mimo to uważam, że temat nie został wypełniony należycie. Przysłowie "z deszczu pod rynnę" oznacza zmianę sytuacji ze złej na gorszą. W zasadzie to zmiana powinna być wręcz spowodowana działaniem bohatera chcącego uniknąć tej złej sytuacji. Tutaj mamy bohatera w sytuacji dobrej (w najgorszym razie neutralnej i to się nie zgadza.
------------------------------------------------------------------------------------
Podzjazdem
Muzyka sfer


Podjazdem, konstrukcja utworu sprawiła mi dużo trudności w zrozumieniu co i jak. I przyznam, że nadal nie rozumiam, ale może do czegoś dojdę analizując.
Wbrew przedpiścom, nie mam zastrzeżeń do amfiteatru i czarnej dziury.
W pierwszym przypadku:
Podjazdem pisze:Nie wiadomo, kto pierwszy użył nazwy Amfiteatr, wręcz naturalnej dzięki podobieństwu do ziemskich ruin i sporej liczbie posągów, przedstawiających przeróżne, obce istoty.
Stwierdzenie, że jakieś ruiny i posągi to zbyt mało by to nazwać amfiteatrem, uważam za naciągane. Sposób zbudowania zdania sprawia, że obraz amfiteatru kryję się między słowami choć nie występuje w dokładnym, szczegółowym opisie sceny i kamiennych tarasów na półkolu. IMO w tym zdaniu dobrze wyważono opis i brak opisu, w efekcie wiadomo o co chodzi.
Nie czepiam się też czarnej dziury. Choć wiadomo, że czas w pobliżu takowej płynie wolnie i że nie można się z takowej wydostać, trzeba pamiętać, że przedstawiciel obcej rasy mógł podróżować sprzętem niewyobrażalnie lepszym od naszego, co mogło mu umożliwić wydostanie się ze studni grawitacyjnej.

Pomieszanie, o jakim wspomniałem, powoduje naprzemienna narracja. Najpierw o dwóch wyprawach, potem historia Tee-Maiona i jego spotkania z Ziemianami, potem znów o jakiejś wyprawie. Zaczałem pisać komentarz i w jego trakcie dopiero, po kilku akapitach, doszedłem, że spotkanie nie odbywa się na Ziemii, że rasa Tee-Maiona nie zamieszkiwała jej przed 10 mileniami, że to spotkanie odbywa się na planecie Tee-Maiona. I faktycznie wszystko się poukładało.
Pytanie tylko, skąd ten brak odbioru intencji? Mimo szukania nie znajduję tu jakiś braków czy błędów, więc stawiam na moją kulejącą percepcję.

Za cały komentarz musi więc posłużyć jedno pytanie. Dlaczego i po co muzyka Tee-Maiona zabiła Ziemian? Z tekstu wynika, że muzyka jego rasy czyniła to w tym amfiteatrze dawniej. Ale po co? Jaki był tego cel?
To pytanie sprawie, że uważam tekst za niedomknięty.

Co do spraw formalnych. Fantastyka jest, opis melodii jest, tekst kończy się ciszą. Trochę w przenośni ale tak. Jest deszcz dźwięków, trochę na siłę interpretowany ale jest i przeradza się w melodię. Jest pogorszenie sytuacji. Ale sytuacja przed pogorszeniem nie była zła, a nie pogorszyła się w wyniku działania bohaterów, którzy chcieli swoją sytuację poprawić. Więc temat tak nie do końca wypełniony.
-------------------------------------------------------------------------------------
Mirael
Pieśń Pierścienia


Choć staram się unikać przy pisaniu komentarzy określania czy sam tekst trafia w mój gust czy nie, bo przecież nie chodzi o degustibusa a o rzetelną (na miarę swoich możliwości) ocenę merytoryczną, czasem trudno się oderwać od tego. Tak jest w tym przypadku.
Nie odpowiada mi przede wszystkim forma. Mam spore trudności z jednoznacznym rozstrzygnięciem, czy zaprezentowany utwór jest prozą czy poezją. I skłaniam się ku poezji co znacząco wpływa na odbiór tekstu u mnie. Bo choć w młodości (nadal jestem młody tylko jakby mniej) poezję lubiłem i się nią trochę, jak każdy, parałem, to aktualnie za poezją nie przepadam. Jeśli w tekstach beletrystycznych (prozatorskich) pojawiają się fragmenty wierszy, muszę się bardzo skupiać by me oczy ich nie przeskoczyły, by je przeczytać. A gdy cały utwór lub jego spory fragment trąca poetyckością, nader często cały utwór pomijam.
Poetycka forma, wtłoczenie w nią fabuły jaka została wymyślona, sprawia, że fabuła jest bardzo nieczytelna. Jestem przekonany, że ten sam pomysł realizowany przez tego samego autora jako proza, byłby czytelniejszy. Udałoby się wtedy zrezygnować z wielu ozdobników, które tak naprawdę nie niosą zbyt wiele treści a zajmują miejsce.
Ale nawet starając się oderwać od poetyckiej formy, przekonwertować ją na prozę, trudno mi ustalić o co tak naprawdę chodzi w tekście. Jest sobie jaki pokój, bałagan wskazuje, że po jakiejś... imprezie? Naradzie? Spotkaniu? Szumi telewizor - pomaga to ustalić moment historyczny. W fotelu, wśród towarzyszy narratora śpi czarownica, Biała. Bohater dotyka jej dłoni i pod wływem tego dotyku, czy może dotyku pierścienia, zaczyna odpływać, przypadkowe dźwięki tworzą w nim melodię. W, o ile rozumiem, w tę melodię odpływa wręcz materialnie, choć czarownica stara się go zawrócić. Znaczy się ginie.
Mamy tu masę niedopowiedzeń. Aż za wiele. Co to za impreza/narada/spotkanie? Jakie znaczenie ma fakt, że czarownica jest Biała? Oczywiście, to jej miano. Ale nazywając ją nic nie osiągasz, bo nadal nie wiadomo kim ona jest! Czy jest towarzyszką narratora, czy może grupa narratora przybyła do czarownicy w jakimś celu i w jakim? Fakt, iż czarownica swobodnie śpi w pomieszczeniu pełnym ludzi świadczyć może że jest to grupa towarzyszy. Z kolei zachwyt narratora nad jej urodą i dotknięcie jej dłoni i pierścienia świadczą raczej, że grupa po coś do niej przybyła a narrator zbyt dobrze jej nie znał, bo inaczej znałby groźne konsekwencje dotykania jej dłoni/pierścienia. Końcówka też jest IMO nieco zamotana, bo trudno ustalić, czy to narrator ginie/umiera/odpływa, co sugeruje fragment poprzedzający, czy może ginie czarownica, chcąca narratora uratować, co zdaje się sugerować upadek na podłogę samotnego srebrnego pierścienia. Zresztą końcówka nie wyklucza i innej interpretacji, np. że czarownica była omamem narratora.
Krótko mówiąc ilość niedomówień jest spora a luki wypełniły ozdobniki. W przyjętej, poetyckiej formie jest OK., niedomówienia i tajemniczość pasują. Ale ja kontestuję formę!

Łapankowo - koszmarna ilość błędów. Brak "ę" przy czasownikach w I osobie liczby pojedynczej zakrawa na niechlujstwo dość dużej skali. I nie tylko w czasownikach, nawiasem mówiąc.

Formalnie:
Fantastyka jest. Opis melodii jest. Onomatopeje są i choć w sporej ilości te najprostsze, łopatologiczne, to dość jednak zgrabnie użyte, ujęło mnie zwłaszcza to:
Mirael pisze:Stuk Stuk Stuktuktuktuk
Chodzi mi o zaburzenie rytmu, bardzo ładne.
Jest brak melodii i cisza na końcu.
Czy jest temat? Są dźwięki z których powstaje melodia, jest zmiana sytuacji na gorszą, choć tu mam wątpliwości, bo nie do końca wiadomo czy narrator zginął czy został uratowany (ku czemu się skłaniam). Ale na sto procent nie ma złej sytuacji na początku. I nie ma związku pomiędzy jego działaniem, które doprowadziło do pogorszenia sytuacji a chęcią jej poprawy na początku.

Notabene, żeby nikt mi nie zarzucił, że z taką lubością upieram się przy kolejnych tekstach przy tym związku - w moim tekście też go nie ma, co widzę teraz z pełną wyrazistością.
------------------------------------------------------------------------------------
Jan Tanar
Zaszczuta Bajorada


Dużo już zdążyli przedpiścy powiedzieć o tym utworze. I szczerze powiem, nic nie jestem w stanie dodać. Odniosę się więc tylko do poprzednich komentarzy i do spraw formalnych.

O ile pamiętam, zwrócono uwagę na następujące kwestie:
- Że żab nie powinien się zachwycać dźwiękiem łapy wyciąganej z bagienka, że to coś tam bardzo codziennego, że po prostu nie powinien. Tu się nie zgadzam. Żaba została spersonalizowana, więc poszukajmy analogii w życiu człowieka. Czy nie zdarzyło się wam nigdy, że w czynności codziennej i prostej odnaleźliście nagle, pewnego dnia, czegoś nietypowego, cudownego, zachwycającego? Ja wielokrotnie. Ot, przykład - chodzę codziennie i się tym nie podniecam. Aż nagle pewnego dnia, nie wiem czemu, nie wiem jak - spacer sprawił mi niesamowitą frajdę. Każdy krok, każdy drgnięcie ciała spowodowane stąpnięciem, czułem że idę bardziej niż kiedykolwiek. Dziwne, ale się zdaża.
- kiksy w stylizacji językowej. Fakt, Janie Tanarze, jeśli z żaby zrobiłeś żaba a z ważki ważka (czyli zmiana płci) to winieneś napisać nie "stadko muszek" a "stadko muszków". A jeśli nie, to nie rozumiem celowości zabiegu zmiany językowej płci u żaby i ważki.
- Obcokrajowiec. Tu zwracam uwagę Dacepowolnemu, że trzeba dokładniej czytać nim się skrytykuje. Obcobajorowiec jest bardzo OK.
- kwestia wyciągnięcia nowego artysty z szuwarów na scenę. Fakt, mamy bajoro, zapewne w sporej mierze błoto obrośnięte szuwarami i całkiem niedużo otwartej wody. Ale widać dość wyraźnie, że wykonawcy są dość blisko siebie, są w zasięgu wzroku. To uzasadnia określenie ich wspólnego miejsca pobytu jako "sceny" a innych miejsc bajora, zasłoniętych przed wzrokiem uczestników bajorady, jako "poza sceną".
- DNA. Tu faktycznie się przychylam. Rozumiem (tak mi się wydaje) intencję Jana Tanara. W tym rozumieniu zakładam, że mieszkańcy bajora jakimś dodatkowym zmysłem wyczuwają to coś w środku innych tworzeń, co sprawia że inne stworzenia są jak oni, nawet jeśli są z innego bajora. Zaś w nowo przybyłym szczwaczu jest coś tak odmiennego, tak obcego że aż przerażającego. Tylko, że DNA to jednak określenie spoza przewidywanego zasobu słownictwa nawet u spersonalizowanej żaby.

Jedną uwagę od siebie mam. Choć wiem, że dobór tytułu to rzecz autora i jego prawo, to jednak zwracam uwagę i w tym przypadku trochę tego doboru nie rozumiem. Bajorada to piękny neologizm idealnie pasujący do treści, ale "zaszczuta". Słowo to oznacza że dany osobnik był szczuty, goniony, straszony psami itp. Zaszczuty jest ktoś przerażony, zapędzony w kąt, nie mający wyjścia z sytuacji, zdrętwiały ze strachu.
Czy nie było Twą intencją, Janie Tanarze, oddanie w tytule znaczenia słowa "zaszczana"? Zaszczana bajorada?

I formalnie. Fantastyka może nieoczywista, ale jest. Jest jedna z najpiękniejszych melodii i najładniejszych onomatopei, nie czasownikowych, rzeczownikowych, przymiotnikowych (choć też są) a najprostszych a mimo to najzgrabniejszych, ciągi posiadają rytm, udane to jest. I jest cisza kończąca melodię.
Gorzej z tematem, są dźwięki, jest melodia. Nawet zmianę sytuacjina gorszą da się wywnioskować. Ale brak złej sytuacji na początku i brak związku o którym pisałem. Czyli jest realizacja tematu ale nie dogłębna.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Kruger pisze:Stróżka z definicji jest czymś ruchomym, oznacza że jakaś ciecz płynie.
Ja przepraszam, ale stróżka to oznacza stróża płci żeńskiej...

Edit: przejęzyczenie, skorygowane po uwadze Hundzi...
Ostatnio zmieniony pt, 02 kwie 2010 14:01 przez Cordeliane, łącznie zmieniany 1 raz.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

Żenskiej, Cordi :P
stróżka
1. daw. <<kobieta stróż>>
2. daw. <<żona dozorcy domu>>
edyta: bo znaczki i takie tam
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

O, i jeszcze ortograf :)
Kajam się za powtórzenie go.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
terebka
Dwelf
Posty: 562
Rejestracja: ndz, 13 lip 2008 23:56

Post autor: terebka »

Podziękował, No-qanku i Krugerze za tych kilka słów.

Kruger, stereotypy są brzydkie. Owszem, słyszałem o tym, dotyczącym stosunków kot/człowiek stawiających wyżej tego pierwszego. Że niby on, kot, włada człowiekiem. Postanowiłem zmienić te relacje, właściwie inaczej je zinterpretować, pomny prezentów, jakie wielokrotnie znajdowałem na wycieraczce przed drzwiami do swego mieszkania. Czy był to przejaw zwykłej troski, starań zapewnienia mi pożywienia, a jeśli tak, to czy można to nazwać przyjaźnią? I nie, nie ten aspekt opowiadania przeznaczyłem pod fantastykę, a uczynienie kota narratorem. Moim zdaniem to jest fantastyka, nie nachalna, fakt, ale jednak...

Awatar użytkownika
Wolfie
Sepulka
Posty: 53
Rejestracja: wt, 13 lis 2007 22:51

Post autor: Wolfie »

Kruger pisze:
Co ona nam mówi?[def. agenta] Że jest to detektyw-wywiadowca o charakterze tajnym, o którym nie ma mowy że działa na obcym terenie, wręcz można przyjąć, że na własnym (czyli ZSRR i państwa satelickie). Ale co jest w nim takiego istotnego? Tajność. I tu jest pies pogrzebany (znowu ten pies)! Bo Nie wyobrażam sobie funkcjonariusza KGB, zwłaszcza o wyższym stopniu, będącego jakimś szefem zespołu śledczego (co mi sugeruje tekst), który działa w "tajności". Specyfika pracowników KGB była raczej taka, że walili po oczach prerogatywami, funkcją, statusem, obstawą itp., wzbudzali grozę i postrach bo to było ich główne narzędzie działania.
Powiem tylko, że z określeniem agent KGB spotykałem się często w różnych mediach, dlatego użycie tegoż właśnie słowa wydało mi się właściwe. A znawcą KGB nie jestem, jednak logicznym wydaje mi się działania po cichu, precyzyjnie, tajnie w sprawach związanych z paranormalnymi zjawiskami – w moim tekście z czarnoksięstwem. Przecież Wujaszek Stalin nie życzyłby sobie, by poczciwi obywatele zamartwiali się takimi bzdurami, zamiast wyrabiać 250% normy.
Kruger pisze:
Kwestia przedstawienia. Pewnie Małgorzata będzie w stanie lepiej to zdefiniować, ja widzę przedstawienie Boczarowa jako pewien błąd. Rozumiem, że daje ci to dodatkowe możliwości nazywania postaci i jest to wystarczający argument. Pytanie tylko, dlaczego imię i nazwisko pojawia się na początku, w pierwszym zdaniu? Jaką pełni funkcję? IMO, gdybyś nazwał agenta w drugiej połowie tekstu, byłboby równie dobrze a nie brzmiało by w taki wymuszony sposób jak na początku.
Początkowo imię i nazwisko agenta pojawiało się pod koniec tekstu. I, jak już wcześniej wspominałem, pełni funkcję ułatwienia. A że wygląda sztucznie? To już Twoje subiektywne odczucie :)
Kruger pisze:
Otczestwo jest w Rosjanach silnie zakorzenione. Obecnie traci na znaczeniu, ale w czasach ZSRR było ważne. Gdybyś otczestwa użył, byłoby bliżej realiów i podkreślałoby specyficzny rosyjski klimat tekstu.
A jeśli chodzi o pisownię, to myślę, że zabrakło ci, WOlfie, pewnej wiedzy. Że po rosyjsku Nikolai to Nikołaj, oni to tak wymawiają, my to tak piszemy. Zapisanie imienia w pisowni angielskiej a nazwiska w polskiej to gruby rozjazd, choć oczywiście nie jest to poważny błąd fabuły, a drobny błąd, który normalnie wyeliminiwałby redaktor.
Z otczestwem przyznaję ci rację. Byłoby bardziej klimatycznie. Ale znowuż pojawiłyby się pytania – a po kiego otczestwo, skoro postać wskakuje na stół i ginie? Nie wystarczyłoby samo imię i nazwisko, albo tylko jedno z nich? Co do pisowni – po raz kolejny powtarzam, że nazwisko i imię podpatrzyłem w powieści i zbiorze opowiadań rosyjskich autorów i dla mnie to wystarczający dowód, by taki zapis uznać za prawidłowy.
Kruger pisze:
Z dymem/pyłem zamotałeś, Wolfie.
Bo przecież skoro unosi się w powietrzu (choć ma większą gęstość niż dym) to jednak powinno się rozwiać a nie opadać do popielniczki. Poetycka nieoznaczoność Cię poniosła, mam wrażenie :)
Kurde, przecież bohater to czarownik! Nie wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć ;)
Kruger pisze:
Być/żyć. Może nadmiernie się czepiam, ale po co używać słowa być, w sytuacji gdy słowo żyć jest lepsze i z niczym nie koliduje? W dodatku słowo być nie ma tego samego przedziału znaczeniowego, częściowo się pokrywa a częściowo wykracza. I przecież (jak napisałem) można uznać, że nawet zamieniony w dym/pył agent choć nie żyje, nadal jest, właśnie w postaci dymu/pyłu.
Więc nie tyle ja zagmatwałem doszukując się dodatkowego znaczenia, co ty, Wolfie :)
A po to używać, bo aŁtor taki kaprys miał ^^ I wciąż uważam, że w przedstawionej przeze mnie sytuacji słowo być jest jednoznaczne.
Kruger pisze:
Jeśli spektakl był prawdą a nie czarem, to raptowna cisza jest IMO błędem realu, bo po spektaklu, zwłaszcza w knajpie, nigdy cisza nie zapada. No, jeszcze na koncercie ten ułamek sekundy czy sekunda, nim ludzie zaczną klaskać, wiwatować itp. Ale w knajpie już zupełnie nie.
Przecież tłumaczyłem w poprzednim poście. Tekst ma się kończyć ciszą – kończy się. Spektakl, muzyka, cały ten hałas ucicha momentalnie – skonsternowana publiczność zaczyna klaskać dopiero po kilku chwilach, niepewna, czy to koniec, czy nie. Podobnych sytuacji, np. w teatrze, sam byłem świadkiem – aktorzy skończyli wystawiać sztukę, ale publiczność wiwatować zaczynała dopiero po chwili, nie pewna, czy to już trzeba bić brawo.
Kruger pisze:
I jeszcze radzieckie skrzypce. Rozumiem intencję, ale uważam że podkreślenie tutaj przymiotnikiem musi sugerować, że w skrzypcach jest coś specjalnego, jeśli są radzieckie. Bo jakie znaczenie może mieć miejsce produkcji? Fakt, podkreślenie, że to stradivarius - mocna rzecz. Ale poza tym nie ma jakiegoś specjalnego wyróżnika, że skrzypce z tego kraju lepsze a z tego gorsze. A jeśli jest, to będzie to wiedza specyficzna dla bardzo wąskiego kręgu ludzi. Dodatkowe zamotanie wprowadza fakt, iż są instrumenty w których taki przymiotnik jest częścią ich nazwy. Ot, proszę - rożek angielski.
IMO - radzieckie - niepotrzebny, motający nadopis.
Wcale nie musi sugerować czegoś specjalnego. Radzieckie – bo z ZSRR. To jednocześnie dodatkowe podkreślenie, że rzecz dzieje się za czasów Stalina.

edi. była
edi. się stęskniła

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Wolfie, by rozstrzygnąć większość tych kwestii trzeba rozstrzygnąć kwestię podstawową, która racja jest ojsza, mojsza czy twojsza :)
Dlatego do kwestii agnetury, kwestii nazwania bohatera już w pierwszym zdaniu, kwestii dymu/pyłu - się już nie odniosę.

Otczestwo.
Wolfie pisze:Ale znowuż pojawiłyby się pytania – a po kiego otczestwo, skoro postać wskakuje na stół i ginie?
To po co w ogóle ją nazywałeś? Otczestwo być nie musi, tyle, żebyłoby klimatyczniej.

Pisownia imienia i nazwiska.
Co do pisowni – po raz kolejny powtarzam, że nazwisko i imię podpatrzyłem w powieści i zbiorze opowiadań rosyjskich autorów i dla mnie to wystarczający dowód, by taki zapis uznać za prawidłowy.
Co tylko świadczy o tym, że ktoś redagujący zbiór (a może tłumacz) miał odmienne zdanie niż ja mam, lub popełnił drobne niechlujstwo. Jakby ci ktoś zapisał w tekście imię rosyjskie fonetycznie w suahili a nazwisko fonetycznie po hiszpańsku, też byś nie widział problemu?
To drobiazg jest. Ale życie się z drobiazgów składa.

Być/żyć.
Przyznaję, że interpretację wywiodłem może i daleko. Ale skoro zabrałem się do analizy tekstu, to postanowiłem go przeanalizować (w miarę moich możliwości) a nie tylko przeczytać. I od razu pojawiło się pytanie - daczego "być", skoro najlepszym słowem w tym miejscu (znaczeniowo) byłoby "żyć"? Dlaczego? Pierwsze przekonujące wyjaśnienie, na jakie wpadłem:
Kruger pisze:Odczytuję to tak - dla czarownika życie ludzkie, a zwłaszcza KGBowca, ma żadną wartość, zgniata ich jak owady.
Nie dziw się. Stosowanie takiej figury może nie przejść bez echa, jeśli słowotok przerywa słowa o nieco innym znaczeniu, to można się zacząć tego znaczenia doszukiwać... między słowami.
I zaraz potem drugie pytanie - czemu kursywą? Zastosowanie jej w tekście, jeden jedyny raz (nie licząc onomatopei) coś musi znaczyć! Podkreślenie danego określenia może służyć wyróżnieniu jego ważności, osłabieniu powagi albo wskazaniu na dwuznaczność. Ja postawiłem na dwuznaczność, bo choć być pokrywa się z żyć w pewnym znaczeniu, to w innym odbiega, co istnieje - niekoniecznie żyje. A to z kolei zdało mi się niespójne z resztą tekstu. Bo czarownikowi nie zależało przecież by agent przestał być, mógł sobie być dalej jako zwłoki czy popiół, zależało mu przy agent przestał żyć.

Cisza na końcu.
Wolfie pisze:Przecież tłumaczyłem w poprzednim poście. Tekst ma się kończyć ciszą – kończy się. Spektakl, muzyka, cały ten hałas ucicha momentalnie – skonsternowana publiczność zaczyna klaskać dopiero po kilku chwilach, niepewna, czy to koniec, czy nie. Podobnych sytuacji, np. w teatrze, sam byłem świadkiem – aktorzy skończyli wystawiać sztukę, ale publiczność wiwatować zaczynała dopiero po chwili, nie pewna, czy to już trzeba bić brawo.
Może się nadmiernie czepiam, Wolfie, ale ja to widzę inaczej. Co do tego co piszesz - pełna zgoda. Ale to nie teatr, koncert czy opera, to biesiada, głośna i rubaszna: stół, zastawa, bankiet. Nie wszyscy ludzie śledzą przedstawienie milcząc, niektórzy gadają, inni klaszczą do rytmu, wódka lrąży w żyłach. W chwili przebrzmienia ostatnich dźwięków przedstawienia nie ma pauzy ciszy, raczej mocny szum, który narasta. Spora część spiewała, nuciła, klaskała i wiwatowała do rytmu, gdy przedstawienie się końcy oni nie kończą równo z nim. Zanim zalani zauważą, że muzyka nie gra minie jeszcze trochę czasu.
Dlatego nie widzę tu tej ciszy.

Skrzypce.
Wolfie pisze:Wcale nie musi sugerować czegoś specjalnego. Radzieckie – bo z ZSRR. To jednocześnie dodatkowe podkreślenie, że rzecz dzieje się za czasów Stalina.
Tu IMO ewidentnie nie masz racji. Primo, nie ma zwyczaju by pisać o instrumentach w przymiotniku z jakiego kraju pochodzą. Secundo - w niektórych instrumentach taki krajowy przymiotnik egzystuje bezpośrednio w nazwie. Tertio - wymieniłeś co prawda tylko dwa instrumenty plus instrumentarium, ale tylko przy jednym napisałeś, że jest radziecki. Jeśli nie napisałeś przy tubach i przy instrumentarium że też radzieckie, to w połączeniu z powyższym - to musi nieść głębsze znaczenie. A nie niesie, czyli dla mnie - nadopis. Czy właściwie pocoopis albo nawet mąciopis :)
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Wolfie
Sepulka
Posty: 53
Rejestracja: wt, 13 lis 2007 22:51

Post autor: Wolfie »

Faktycznie, kończyć polemikę trzeba, bo się masło maślane robi. Ja tylko 1-dną rzecz dodam:
Kruger pisze:Może się nadmiernie czepiam, Wolfie, ale ja to widzę inaczej. Co do tego co piszesz - pełna zgoda. Ale to nie teatr, koncert czy opera, to biesiada, głośna i rubaszna: stół, zastawa, bankiet. Nie wszyscy ludzie śledzą przedstawienie milcząc, niektórzy gadają, inni klaszczą do rytmu, wódka lrąży w żyłach. W chwili przebrzmienia ostatnich dźwięków przedstawienia nie ma pauzy ciszy, raczej mocny szum, który narasta. Spora część spiewała, nuciła, klaskała i wiwatowała do rytmu, gdy przedstawienie się końcy oni nie kończą równo z nim. Zanim zalani zauważą, że muzyka nie gra minie jeszcze trochę czasu.
Dlatego nie widzę tu tej ciszy.
Ja pisze:Pozostali uczestnicy bankietu niczego nie zauważyli – byli całkowicie zaabsorbowani widowiskiem
1. To nie biesiada, a bankiet ^^
2. Wcale nie napisałem, że goście hałasują – napisałem za to, że są całkowicie pochłonięci oglądaniem widowiska. I to właśnie widowisko wytwarza cały harmider. Czyli niekoniecznie muszą rozmawiać, pić ani klaskać, a więc chwilowa cisza po nagłym zakończeniu spektaklu jest IMO jak najbardziej możliwa.

Twoje uwagi rozjaśniły mi nieco w głowie, więc po raz kolejny dziękuje za analizę tekstu. I to by było na tyle :)

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Wiem, że to bankiet :)
Po prostu parę razy czytałem o tym, jak wyglądały bankiety w tamtym ustroju, gdy gośćmi byli wysokiej czy średniej rangi urzędnicy czy KGBiści. Ale luz, przyjmuję do wiadomości.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

ODPOWIEDZ