anaid pisze:Mam nadzieję, że do kolejnych warsztatów przystąpię i również "wytkniecie" mi moje gafy ;)
Nie chciałbym się powtarzać, ale muszę. Już raz pokazałem Ci drogowskaz - zechciej skorzystać, bo nikt nie będzie z Tobą rozmawiać. Ani w tych, ani w następnych warsztatach.
Okay, do "adremu":
Pinki: Deser
Początek jest w porzo – ktoś biegnie po schodach, trzasnęły gdzieś drzwi. Szybka akcja, krótkie wprowadzenie w temat, czyli o co kaman, aż do...
Pinki pisze:Zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe (skoro, powiedzmy to otwarcie, technicznie jestem martwy)...
No i dupa, bo już wiem, że bohater się zzombił wskutek wspomnianych wydarzeń. O ile do tej pory w ogóle nie wiedziałem, kto, kogo i po co goni, tak teraz już wiem: zombie goni i trąbi, a cnotliwa młodzież spieprza w podskokach. Tylko co mi po tej wiedzy? Zamiast głowić się nad sensem całości, zostaje mi tylko czekać – dogonią czy nie dogonią.
Pinki pisze:Przyspieszam. Ciekawe, czy byłaby w moim typie?
Wiem, że to niezgodne z zamierzeniem autorki, ale błysnęła mi myśl, że chodzi o upodobania kulinarne. To jest oczywiście moja nadinterpretacja, bo tekst nie prowokuje do takich domysłów. Początkowo jednak można się zdziwić, o co chodzi – facet widzi babkę i zastanawia się, czy byłaby w jego typie. Nie wie? Ale dalej jest wytłumaczenie – bardzo sensownie pomyślane, ale znacznie gorzej wykonane.
Pinki pisze:Problem w tym, że nic nie pamiętam. Całe moje życie – a sądząc po urodzie i kondycji tego ciała było tego ze trzydzieści lat – jakby wyparowało. Miałem farta, że w zdemolowanym szpitalu znalazłem potłuczone lustro. Wiem teraz chociaż, jak wyglądam. Ale reszta? Rodzina, praca, ulubiony kolor i klub piłkarski? Data wybuchu drugiej wojny światowej? Jak smakuje piwo? Czarna magia.
Pomysł, jako się rzekło, gitesik. Ale skoro bohater nic nie pamięta, to dlaczego wspomina o wojnie, piłce nożnej czy piwie? Skąd wie, że takie pojęcia w ogóle istnieją? Okay – piwo czy piłkę jestem teoretycznie w stanie zrozumieć, ale druga światowa? Skoro się nic nie pamięta, to nie można odwoływać się do wydarzeń historycznych, bo one układają się w pewien ciąg. A gdyby były dokładnie ze sobą wymieszane, czyli ujęte punktowo jako jedno continuum czasoprzestrzenne sprzed uzombienia, to skąd pytanie o datę? Dla osoby nieświadomej historii i upływu czasu pojęcie daty nie istnieje. Zdaję sobie sprawę, że autorce chodziło o niepamięć (w takim trochę ludowym wydaniu, niewiele mającym wspólnego z medycyną), ale pomysł nie jest spójny, bo powinien też obejmować warstwę słowno-logiczną. Gdybym nagle stracił pamięć o tym, że byłem kongijskim wojownikiem, to skąd miałbym wiedzieć, że wonga mbwene* i ile dla mnie znaczy?
Pinki pisze:Klękam nad ciałem i przywieram ustami do tego, co kiedyś było głową. Przymykam oczy. Jasna cholera, za życia raczej nie byłem narkomanem, ale teraz zaczynam ich rozumieć.
Allison Sky. Siedemnaście lat, młodsza siostra, chłopak – gitarzysta w amatorskim zespole.
Teraz rozumiem po co. Ale znowu – to tak wcześnie, tak niemal od razu. Ale liczę, że to nie jest ostatnie słowo.
Swoją drogą – on tak sam żre ten mózg, a co z resztą zombowych?
Pinki pisze:Reszta grupy pościgowej oddala się, powłócząc nogami i rzucając mi niechętne spojrzenia. Przykro mi, chłopcy, nie starczyło dla was deseru.
Okay, ale myślałem, że – jak to u dziczy bywa – rzucą się na niego i na świeży mózg, będą ryczeć, pochrząkiwać, toczyć pianę z pyska... A tu nic, hasta la vista!, jutro też jest dzień.
Pinki pisze:Przewracam ciało na plecy i z kieszeni kurtki wyjmuję portmonetkę. No proszę! Jeden rzut oka na legitymację szkolną i już wiem, gdzie wybiorę się dzisiaj wieczorem. Kawałek drogi, ale mam czas. Ktoś w tamtej okolicy na pewno będzie mnie kojarzył. Oblizuję się bezwiednie. Przyszłość wygląda nieźle. Przez kilka chwil znowu będę pamiętał, jak to jest coś czuć. W końcu pewnie znajdę swoje stare mieszkanie. Kto wie, może czeka tam na mnie jakaś rodzina. Żona, dzieciaki – hm, córeczka w stylu Allison? Ucałuję ich śliczne czółka i posmakuję, co o mnie myślą. Czy życie może być lepsze?
Obawiam się, że nie dotarło do mnie w pełni. Pomijam już fakt, że zomb tak swobodnie operuje różnymi pojęciami i miejscami, pomimo ogarnięcia niepamięcią, bo o braku konsekwencji już pisałem. Ale czuję niedosyt – tak po prostu poszedł sobie pozombować? Bo są rejony, gdzie zombie nie dotarli, a on dotrze? I co – zeżre ich wszystkich? I co z tego?
Brak mi tu pointy, jakiegoś przytupu na koniec.
___________
* baj de łej – ktoś wie, co to znaczy?
Beton-stal: Sen profesora
Beton-stal pisze:Było jeszcze ciemno, kiedy...
Eee, siebie nie wypada komentować. I radość z gnojenia nieco mniejsza.
Arto: Pięść Boga
Pierwszy akapit dość nieporadny – taki trochę uczniacki, choć nie potrafię wskazać na konkretne środki wyrazu, które wywołują u mnie taką reakcję. Może z powodu nadmiaru słów? Tak jakby autor za wszelką cenę chciał się upewnić, że każda informacja została nie tylko przekazana, ale i uzasadniona. Wydaje mi się, że można krócej – słońce, facet idzie zadowolony, ściska miecz, raduje się na myśl o pasowaniu, nagle sru! widzi smoka! I nie pisałbym od razu, że to ciężarówka, bo diabli biorą minimum suspensu. O ile ciekawiej zaczynałaby się opowieść, gdyby nie wtręt o średniowieczu i informacja o ciężarówce. Wówczas czytelnik mógłby pomyśleć, że to początek kolejnej heroic fantasy, aby niedługo przekonać się, że jest inaczej.
Arto pisze:Han zdał sobie sprawę, że przed nim zamiast nadciągającej ciężarówki jest smok, który szarżował na niego.
Błąd językowy – można napisać, że zdawał sobie sprawę, gdyby to naprawdę był smok, a bohater miał halucynacje i widział ciężarówkę. Zamierzony efekt należało osiągnąć dokładnie odwrotnie, tj. pisząc, że nie zdawał sobie sprawy, że smokiem, którego widzi, jest rozpędzona ciężarówka (rozpędzona, bo nadciągać to może burza, sraczka albo Las Birnamski). Ale tak czy owak znowu suspens diabli wzięli.
Nb. mimo wszystko mamy w języku polskim jakąś tam namiastkę następstwa czasów – powinno być "smok, który szarżuje na niego" albo jeszcze lepiej "szarżujący na niego smok".
Potem jest cokolwiek przewidywalny opis, który pozwolę sobie pominąć. A następnie jest radość niezmierzona.
Arto pisze:(...) leżał w kałuży posoki martwy smok z Cartelem we łbie - bo tak nazwał swój miecz.
I wyszło na to, że albo miecz nazywał się "we łbie", albo zgoła "martwy smok z Cartelem we łbie". Tylko kto lub co nazywał się Cartel?
Arto pisze:- Jutro miał być ślub, a dziś pannę młodą chędożyli w dziub! - krzyknął ten z przerośniętym kotem na plecach, jednocześnie popychając przedmówcę.
Hm, rozumiem, że to taka wersja
erotico powiedzenia o indyku, co to myślał o niedzieli, a w sobotę przydarzył mu się nieszczęśliwy wypadek. Niech będzie, ale po pierwsze "chędożą", jeśli dziś (choć rytm nieco pada), a po drugie – "w dziób", jeśli mamy na myśli oralka. A jeśli nie oralka, to poproszę na priv, co to jest dziub, gdzie się znajduje i jak się do niego dobrać.
Arto pisze:- Nic się nie da zrobić? - tymczasem płakała matka Hana.
- Niestety jest w śpiączce - odparł smutno lekarz - Umysł wciąż pracuje, lecz nie mamy z nim kontaktu. Pozostaje czekać, aż pani syn wygra…
Z kim? Ze smokiem?
Ale zakończenie okay. Byłoby sto razy lepiej, gdyby informację o ciężarówce dać na koniec – nagle pojawia się matka rozmawiająca z lekarzem, wspomina się wypadek itd. A tak spalił autor pointę. To tak jakby powiedzieć: "a teraz opowiem arcyzabawny żart, w którym chodzi o to, że...", a potem dziwić się ciszy na widowni po zaserwowaniu dowcipu.
--
e-drobiazgi