Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: No-qanek »

Najważniejsza

– Kawę? – zaproponowała postać bez twarzy.
– Tak, dziękuję. – Jacek sięgnął po filiżankę i przez chwilę delektował się aromatem. Pyszne, mocne espresso. Wypił do połowy, resztę schował w kieszeń.
Po czym otworzył drzwi do szatni. „Krótki orzeźwiający spacer i mogę wracać do roboty” – przeszło mu przez głowę.
Pompa rozwinęła pokoik w rozległą dolinę. Jacek zagłębił się w iluzję, czuł miękkość trawy pod stopami, ożywiał go chłodny, jesienny wiatr. Słońce zachodziło.
– Skusisz się na kiełbaskę?
Teraz słyszał wyraźnie trzask ognia, tuż obok siedzieli jego rodzice i piekli kiełbaski. Mama przyjaźnie wyciągnęła w jego stronę kijek. Tata nalewał mu kieliszek wódki.
– Po kielonie? – spytał.
Nieeee – krzyknął Jacek i wypadł z szatni. Wszystko wróciło do normy.
Asus! – Na zawołanie zmaterializowała się przed nim błękitna, półprzezroczysta postać, bardzo w stylu początku wieku. – Co oni tam robią?! Usuń ich!
– Twoi rodzice nie są generowani przez pompę. Czy życzysz sobie zmniejszyć gejn? Mogę podać uspokojenie – odpowiedział automat.
– Kochanie?... Wszystko w porządku? – Jacek usłyszał głos dziewczyny.
– Marta! Wróciłaś już?!
Zupełnie nie zauważył. Ale to nic dziwnego – od tygodnia jest nastawiony na 850, mógłby ją minąć i nie zdać sobie z tego sprawy. Bardzo się uspokoił, brakowało mu jej.
– Asus, zmniejsz do 500. I postaraj się ich wyłączyć – powiedział cicho do systemu pompy, zanim jeszcze jego dziewczyna zdążyła przyjść.
– Marta! – Rzucił się, aby ją objąć.
– Wróciłam wczoraj. Nie chciałam cię budzić. Co się stało?
– Nic, nic... Znowu widziałem rodziców. Byli w szatni.
– Mhm. – Położyła mu dłoń na twarzy, pogłaskała uspokajająco. – Byłeś już o pompisty?
– Wczoraj. Mówi, że to nie kwestia pompy, że to we mnie. Kazał mi iść do psychoinżyniera. Dał mi to – Jacek wyjął z kieszeni płytę z instruktażem psychoteru. – Podświadomość. Wraz z pompami Freud wrócił do łask. Kazali mi to obejrzeć, podobno pomaga, gdy wie się, jak ta podświadomość działa.
– Mogę kopię?
– Jasne – Jacek zdublował płytę w palcach i podał Marcie, wrzuciła ją do torebki. Nowej.
– O, ściągnęłaś sobie? MXY – ładna. – Dotknął palcami skomplikowaną powierzchnię – Dobry materiał.
– Tekstura 60 megapikseli. Reinterpretowana skóra ocelota.
Uśmiechnęli się do siebie. Do Jacka dotarło, jak bardzo Marta jest piękna. Pompa musiała dopiero teraz zejść do 500, wreszcie zaczynał myśleć jak człowiek.
– Musisz w końcu odpocząć od pracy – powiedziała. – Chodź, odmóżdżymy się trochę telewizją, a potem pójdziemy na spacer, pokażę ci co znalazłam. Dzisiaj robisz sobie wolne.

Wyszli na zewnątrz. Jacek pozwolił Marcie załadować jej nowe znalezisko. Miała do tego talent, ostatnio była to fantastyczna łatka nadająca okolicy klimat małego włoskiego miasteczka. Skrzyżowane z Żoliborzem dało fantastyczny efekt. Ale dzisiaj miało być coś bardziej klasycznego, do czego Warszawa nadaje się idealnie.
Pomyślał, że to ważna rzecz w tych czasach. Kiedyś w związkach liczyły się uczucia, teraz to byłoby głupie. Można sobie nastawić pompę i przeżywać uniesienia z ulubionym długopisem. Taka miłość to tylko kwestia ilościowa – a multiplikacja to czysta idea gejnu.
Teraz, gdy można innych wpuszczać do mózgu, liczy się zaufanie. I nie chodziło nawet o to, że Marta mogłaby go skrzywdzić. Ale o ufność w jej dobry gust i to, że ona pokieruje go w tą samą stronę, w jaką on sam chciałby się rozwijać.
Czy ludzie w przeszłości mogliby sobie na to pozwolić? Pewnie nie, pamiętał swoją młodość, zanim pojawiły się algorytmy. To wszystko było głupie. A Marta jest lepszą połówką niż sam mógł sobie kiedykolwiek wyobrazić. Może jej zaufać. I to czyni niespodzianki tak przyjemnymi!

Jacek rozejrzał się dookoła. Coś było inaczej, zdecydowanie, ale nie wiedział jeszcze co.
– I jak? – spytała roześmiana Marta, wyczekiwała, czy zgadnie.
– Jest jakoś tak... fioletowo. I ci ludzie, okulary, szaliki. Skądś to znam, ale nie wiem skąd...
– A aparaty?
Jacek rozejrzał się, rzeczywiście – wyjątkowo dużo ludzi je nosiło, i wszystkie musiały mieć ponad 100 lat. Ale to przecież nie wyglądało na XX wiek. Nagle załapał...
– Tak! – Marta klasnęła, odpowiedziała za niego. – „Sen hipstera”, 2010–2015. To oczywiście eksageracja, nigdy ich tylu nie było.
– Trochę kuriozalne, ale... naprawdę ładne! Dzięki – Pocałował ją w policzek, fioletowo–zielony przez filtr Instagrama. – Niesamowite, że to znalazłaś. To co teraz? Czekaj... idziemy coś zamówić i zrobić zdjęcie jedzenia?
Wyciągnął z powietrza przedwojenną Lejkę.

Zajebisty aparat – rzucił ktoś z boku. Obok stała para, on z wąsikiem, w starym swetrze i obcisłych spodniach, a ona z warkoczykami, czarnej sukience do kostek i trampkach. Obaj koło czterdziestki, mimo ironicznych strojów wydawali się zupełnie nie pasować do otoczenia.
–Ojciec?
–Nosiemka – odpowiedział ojciec, a Jacek poczuł się tym strasznie zażenowany, choć słowo „anachronizm” było archaizmem. A jednak teraz nie mógł się oprzeć myśli – „Kto jeszcze tak mówi”
– Jacek? Co się dzieje? – spytała przestraszona Marta.
– Znowu ich widzę, podłączę cię. Widzisz? – spytał.
Marta pokręciła głową – To musi być głębiej – podpowiedziała.
– Przekieruję ci pełen skan.
– Unikasz nas ciągle – wtrącił się ojciec. „Słyszę” – szepnęła do Jacka Marta.
– Czemu się ciągle pojawiacie? – Postanowił tym razem odpowiedzieć halunacjom. Instruktaż psychoteru radził spróbować się z nimi skonfrontować.
– Oj, synek, chcemy tylko spędzić trochę czasu. Nic za nami nie tęsknisz?
– Wy nie żyjecie!
– Pfff – Mama zdjęła swoje przerośnięte okulary. Przypomniał sobie. Czemu dopiero teraz? Widział ich takimi na starych zdjęciach, aż do czterdziestki bawili się w to hipsterstwo. Youngwave – tak to się potem nazywało. Nigdy nie zaakceptowali swojego wieku.
– Wiek to przeżytek – odpowiedziała mama na jego myśli. – A co do tego „nie żyjecie”. Czy ty wiesz, co masz za czasy? Jacuś, ty się powinieneś w tym lepiej orientować, sam nas namawiałeś na pompę. Śmierci nie ma.
– Synek, wyluzuj. Spinasz się, jakbyś był z początku wieku, kiedy jeszcze używano wołacza co najmniej.
– Ojciec, przestań.
To było zupełnie nie tak, nawet nie jak na opisach od psychoteru. Czy oni powinni tyle gadać?
– Czemu tu jesteście? – spytał.
– Chcemy spędzić z tobą trochę czasu.
– Jesteście jakąś moją podświadomą tęsknotą?! – Jacek nie wiedział, co myśleć.
– Jacuś, nie analizuj. Czil. Przyjmuj życie jakim jest.
– Czemu się zabiliście?! – wybuchnął.
Ojciec spojrzał na niego kpiąco.
– Wiesz dobrze, że to wypadek – chciałbyś, żeby to było na serio samobójstwo?
Jacek nie wiedział, co odpowiedzieć. Nigdy nie miał dobrych stosunków z rodzicami, zwłaszcza na końcu. Pijani rozbili się sportowym samochodem. To było wystarczająco bolesne samo w sobie.
Nie potrzebował tych duchów, rozgrzebywania tej rany – tylko dzięki pompie pracującej na najwyższych obrotach mógł utrzymać się w kupie.
– Wiesz, o czym teraz chcesz pomyśleć – dorzuciła mama. – Wskrzeszenie.
– Wskrzeszenie to tylko kwestia czasu – powiedział ojciec obojętnie, skręcając papierosa. Jak mógł zachowywać spokój w takiej sytuacji? – nie rozumiał Jacek, on sam cały się trząsł.
– Ojciec, nie ma czegoś takiego jak wskrzeszenie!
– Synek, nie udawaj naiwnego. – Przez tatę przewinął się zbiór artykułów. To prawda – informatyczni guru zapowiadali wskrzeszenie, pełne odwzorowanie na podstawie wspomnień i zapisów pomp. Ale z drugiej strony od trzydziestu lat mówią o technologicznej osobliwości, za każdym razem, że nadejdzie najwyżej za pięć lat.
– Po to przecież chciałeś namówić nas na pompy.
– Pompy nie dają nieśmiertelności... Ale przynajmniej zachowalibyście kontrolę... ona za was by zachowała. – Jacka oblała fala potu. Był wykończony tą rozmową – trzymał się na cienkim włosku. Chciał, żeby już znikli. Albo chociaż zaczęli z nim normalnie rozmawiać. A nie tak jak przez całe życie.
– Czego ode mnie chcecie?! – Jackowi łamał się głos.
– Zgłodniałam. – Matka całkiem go zignorowała – Chodźmy na Broniewskiego, znam tam czadowy bar mleczny, mają pomidorówkę na...
– Ej, mam lepszy pomysł – wciął się ojciec – Chodźmy do Okien. Okna 95 – czaisz? Był kiedyś taki system operacyjny! Rezerwuje się parapety!
– Zajekurwabiście! Jacuś, no..., chodź z nami! Rzucasz tę zabawę i spędzasz trochę czasu ze starymi wreszcie. Z zmarłymi się nie dyskutuje. – Roześmiała się, uradowana własnym dowcipem.
Jacek spojrzał na Martę. Była przerażona. Czy słyszy to wszystko? Czy czuje to co on? Nie mógł już więcej tego znieść, chciał uciekać. Musiał uciekać. Jak najdalej.
„Wyłącz mnie” – szepnął do pompy – „Daj mi zero”

Obudził się w swoim apartamencie. Marta była przy nim. Zastanawiał się, jak tu się znalazł. Zapis wskazywał, że wcześniej był na zewnątrz.
„Aha, Marta mnie zaprowadziła” – zreflektował się. Dał jej przecież lejce do motoryki.
Wziął dwadzieścia głębokich wdechów. Po to, żeby się uspokoić i po to, by nie śpieszyć się z postanowiem.
– Marta, chcę iść na seans psychoter – powiedział w końcu – Jeszcze dzisiaj! Nie chcę już z tym zwlekać.
– Dzwoniłam już do przychodni – powstrzymała go Marta, właśnie wracała do pokoju z kubkiem ciepłej herbaty – Powiedzieli, że masz dzisiaj odetchnąć. Wyspać się, zrelaksować. Pójdziemy jutro, umówiłam wizytę. Seans to spory wysiłek emocjonalny – powiedzieli, że masz odpocząć.
Więc odpoczywał.

– Cześć, proszę sobie usiąść. Ja się nazywam Alicja i będę prowadzić dzisiejszy seans psychoterapeutyczny. Nie ma się czego bać, Jacek, wszystko będzie w porządku. Tak jak postanowiłeś, Marta będzie miała dostęp do twoich myśli i wizji, i będzie mogła ci podpowiadać.
Chciałabym najpierw wyjaśnić ci, co zamierzamy dzisiaj zrobić. Przesterujemy twoją pompę i będę odczytywać myśli – nasze podejrzenia co do tego, co może być przyczyną problemu. Nie przejmuj się, z wieloma z nich możesz się nie zgadzać. W pewnym momencie możesz poczuć, że słyszysz je jako rozmowę z rodzicami. To będzie dla nas ważne, w ten sposób zobaczymy, co takiego powoduje problem w podświadomości i postaramy się na to zaradzić.
Nie musisz nic robić, wystarczy, że będziemy obserwować reakcję twojego umysłu. Ale jeśli poczujesz, że masz potrzebę rozmawiać z twoimi rodzicami, ich emanacjami – jak to nazywamy, albo masz potrzebę na coś odpowiedzieć to pozwól sobie. To też będzie dla nas cenne i jest również elementem samej terapii.
Jak widzisz nic nie może tu pójść źle.
Zostaniesz zaraz poproszony przez pompę o zezwolenie na dostęp, powinieneś też widzieć certyfikat naszej przychodni.
Dziękuję, będziemy zaczynać.

Jacka ogarnęło uczucie chłodu, które po paru chwilach zniknęło i oto był zawieszony w mlecznobiałej pustce.
Błogość trwała krótko, za moment zaczęły dochodzić do niego czytane myśli.

„Nigdy nie zdołaliśmy się pożegnać. Nie udało nam się pogodzić, a teraz jest już za późno”

„Uważasz, że nigdy nie poświęcaliśmy ci dość czasu. Tęsknisz za nami, chciałbyś móc to nadrobić”

„Winisz się, że nie udało ci się zapobiec wypadkowi. Że trzeba było nas dopilnować”

„Nie pochwalaliśmy twoich wyborów życiowych. Chciałbyś usłyszeć, że jednak kochamy cię takim”

W jego głowie przewinęło się jeszcze kilkanaście takich haseł, żadne z nich jednak nie budziło w Jacku większych emocji. Jedna myśl zabrzmiała jednak inaczej.

„Nigdy nie miałeś do nas szacunku, a przecież cię wychowaliśmy. Poświęcaliśmy się dla ciebie, a ty – za kogo nas miałeś?”

Śnieżnoblada mgła rozwiała się w ułamku sekundy. Była jesień, mżyło, stał na zgniłych liściach.
– A co – nieprawda? – spytał ojciec – Wychowywaliśmy cię, bachor. Wiesz ile nocy straciliśmy, bo darłeś się bez powodu?
– Myślisz, że rodzenie to takie nic? Nie dawali wtedy tych wszystkich dragów porodowych. Bolało jak cholera. – Mama wciąż patrzyła na świat przez swoje zakrywające pół twarzy RayBany.
– Haraliśmy jak woły, żebyś ty miał porządne dzieciństwo i mógł sobie teraz żyć jak żyjesz. A ty masz na za śmieciów!
– Nigdy mnie nie wychowywaliście – Jacek wybuchnął. Serce mu waliło. Zdał sobie sprawę, jak wiele razy ta myśl pojawiła mu się w głowie, ale nigdy nie pozwolił sobie tego przyznać. Teraz jednak czuł, że ma rację, że wreszcie musi im to wyrzucić. – Zawsze mieliście coś ważniejszego do roboty. Z całego dzieciństwa pamiętam tylko babcię, dla was wychowywaniem było zaciąganie mnie na imprezy.
– Jacuś, ale to przecież dla ciebie! Poznawałeś super ludzi, bawiłeś się; inne dzieci były nieśmiałe, a ty od razu potrafiłeś do każdego zagadać. To nasza zasługa! To też się w życiu liczy. Uczyliśmy cię, co to być wyluzowanym. Jak się cieszyć życiem! Ale ty tego nie chcesz, co? To nie jest potrzebne do pracy w korpo?
– Sprzedałeś się, synek. Mimo naszych starań. Musiałeś robić kasę, tylko to się dla ciebie liczy, jak dla wszystkich z twojego pokolenia. Oddać się korpo. I do nas masz pretensję, że liczą się dla nas inne rzeczy?
– A co wy robiliście? Każdy kto miał porządną pracę był dla was „systemowy”. Co WY robiliście? – Z ust Jacka wypływał potok słów, myśli, które trzymał w sobie przez lata, nigdy nie dopuszczając ich do głosu. Teraz jednak się nie bał, nie wstydził tego, żeby wprost powiedzieć, że jego rodzice byli parą nierobów. – Cykaliście od czasu do czasu zdjęcia dla zaprzyjaźnionej organizacji artystycznej. Całe to wasze środowisko... biedziliście, że macie ciągle za mało kasy, pluliście na kapitalizm, a chcieliście tylko, żeby ktoś wreszcie sypnął kasą za wszystkie wasze imprezki. Bo przecież to wy jesteście artystami! – Jacek był coraz bardziej rozogniony. A jednocześnie napełniała go coraz to większa siła. – Nie obwiniam siebie. Obwiniam was. To dlatego ciągle was widzę. Nie byliście żadnymi rodzicami, troszczyliście się tylko o siebie. O to, żeby dobrze wypaść w towarzystwie i żeby nikt nie zawracał wam głowy odpowiedzialnością czy pracą.
Myślałem, że to ja źle robię, że to ja nie mam prawa tego wszystkiego o was myśleć. Ale mam. Mam gdzieś waszą śmierć – nie chciałem tych pomp dla waszego bezpieczeństwa, liczyłem, że wreszcie się opanujecie i przejrzycie na oczy. Może się wreszcie nauczycie współczucia; albo nie przejmować opinią innych. Ale wy woleliście zmarnować siebie do końca i umarliście tak samo samolubnie–idiotycznie jak żyliście.

Jacek czuł przemożną wiarę we własne słowa, a wraz z nią nadszedł spokój. Nie zauważył nawet, że jego rodzice byli już mocno rozmazani. Z każdą sekundą świat stawał się coraz bardziej biały i miękki. Przez chwilę nie myślał o niczym, wszystko zostało rozwiązane, całe wewnętrzne napięcie zniknęło. Jego dusza była czysta.

Ocknął się na fotelu. Powoli wszystko do niego wracało. Szara podłoga, przyćmione światła, cztery fotele. Miał wrażenie, że minęło parę tygodni.
– Jacuś! – Mama, jeszcze nie odpiąwszy sondy, rzuciła się w jego stronę. – Jacuś! Tak się cieszę, że to już za nami. To nam otworzyło oczy. Moje biedne dziecko. Dobrze, że nam to powiedziałeś, nie trzeba było tego w sobie trzymać. Nigdy nie sądziłam, że tak możesz o nas myśleć. Teraz już między nami dobrze będzie.
Do Jacka docierało to połowicznie. A więc udało mu się zaciągnąć rodziców na terapię rodzin. Tak, przypominał sobie teraz – jak się opierali, jak protestowali przeciwko sondom i musiał im tłumaczyć, że to wcale nie pompa i że bez nich nie będą mogli wejść mu do głowy i słyszeć jego myśli. Ale pamięć o seansie zacierała się jak ta o śnie, wszystko między „Możemy zaczynać” terapeutki a obecną chwilą blakło w kosmicznym tempie. Pamiętał tylko ogromne emocje i te ostatnie myśli. Teraz, gdy przytulał się do mamy, zrobiło mu się głupio z tego powodu.
– Mama, ja tego wszystkiego o was nie sądzę...
– Masz do tego prawo. Nie wszystko robiliśmy OK. Teraz nie będziemy już tacy samolubni, prawda, Janek?
Jacek spojrzał na tatę – był zakłopotany. Takim syn go jeszcze nie widział.
– Tak. Tak. Nie takie złe te sondy. – Ojciec chyba próbował zmienić temat – Chyba nie mieliśmy racji aż tak krytykując pompy.

– Martuś, dzięki ci wielkie. – Matka odwróciła wreszcie wzrok od Jacka i zwróciła się do terapeutki – Co byśmy bez ciebie zrobili, prawda? Widzimy się następnym razem za dwa tygodnie? Słońce, dzięki ci jeszcze raz stokrotne. Jacuś, zjesz z nami lanczyk?
– Tak. – Uśmiechnął się Jacek. Już wcale nie denerwowało go to ciągłe spieszczanie. Rodzice mają swój styl życia i przecież nie może ich za to winić. I pomyśleć, że kiedyś chciał w ogóle zerwać z nimi kontakt. Bzdura. W końcu te wszystkie ich problemy to drobiazgi. A rodzina jest najważniejsza.

– Dziękuję, Marta. Do zobaczenia. – Zwrócił się do terapeutki.
Zanim wyszedł z gabinetu spojrzał na nią jeszcze raz. Marta – to imię z czymś mu się kojarzyło. Ale nic nie przychodziło mu do głowy. Pożegnał się i dołączył do wychodzących rodziców. Pewnie w podstawówce znał jakąś Martę.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: Kordylion »

No-qanek pisze:Wypił do połowy, resztę schował w kieszeń.
Znaczy, że on tą kawę tak do kieszeni?
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: neularger »

TĘ kawę, Kordylionie.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: No-qanek »

Tak, Kordylionie, właśnie o to chodzi.
Witamy w drugiej połowie XXI wieku. :)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: Małgorzata »

Co to jest eksageracja?!
:X
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: No-qanek »

Neologizm. Uznałem, że skoro do polskiego "stress" wchodził 50 lat temu, to i nie zaszkodzi, jeśli za kilkadziesiąt lat przyswojona zostanie i "exaggeration" czy "gain" (drugi już po części jest, w slangu gitarzystów, akustyków i wszystkich innych mających styczność ze wzmacniaczami)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: Małgorzata »

Ale egzageracja już jest w języku polskim, a fonetyka nie pozwoli zachować takiego "s", jak w Twojej propozycji, dlatego mnie zaskoczył zapis. Stres wszedł i podwojone "s" też znikło prawie natychmiast. Z "gain" - nie wiem, pewnie "j" nie wejdzie, bo ostatnio przy polszczeniu fonetycznym nazwy "Dane" zmieniła się w "Dein". :X

Normalnie, zaczynam odczuwać zmęczenie wyrazami obcymi... :(((
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: No-qanek »

Masz rację, egzageracja wprowadzałaby tu dużo mniej zamętu. Nie zdawałem sobie sprawę z tego, że takie słowo już istnieje, a jakoś naturalnie spolszczyło mi się z bezdźwięcznością. Pewnie dlatego, że "eks" jest dużo powszechniejsze niż "egz".

Co do "gain" - jeszcze polszczenia przez "i" nie widziałem.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: Małgorzata »

Gdzieś mi umknął Twój post, bo odpowiedziałabym wcześniej.
1. To nie kwestia produktywności, czyli co częściej występuje, No-qanku. :P
Mamy po polsku eksmęża, eksplozję, eksmisję, ekstrakcję...
I mamy egzegezę, egzemplarz, egzaltację, egzorcyzm, egzamin...
Dostrzegasz prawidłowość?
Tak, to wciąż to samo łacińskie "ex". U nas zapis odzwierciedla lepiej artykulację. :)))
I zanim zaprotestujesz: expect i existence. Łapa na krtań i wymów na głos => QED.

2. Zobaczysz to urocze półspolszczenie w grze. W tej samej, w której występują Orlesianie (czyt. Olezjanie), czyli mieszkańcy Orlais (czyt. Orle, z ciężkim akcentem na ostatnią samogłoskę, ale nie mam krechy w symbolach, żeby dodać).

Powinnam omawiać tekst, ale fonetyka jest łatwiejsza, a mam jutro deadline na przekład... Znaczy, po weekendzie, jak wszystko pójdzie dobrze.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: No-qanek »

1. A racja, całkiem nie zauważyłem. Dziękuję za oświecenie. Rzeczywiście głupi błąd.
(Mam wrażenie, że to akurat nie polska fonetyka, a germańska, kędy pewnie łacina przyjeżdżała, tam przecież pasjami się udźwięcznia międzywokaliczne spółgłoski. W existence [jak i zresztą exagerration] dźwięczność słyszę/czuję, w expect nie. Ale to przecież przed bezdźwięcznym obstruentem - zgodnie z teorią akurat. Może przejęzyczenie z exact? Ale tak eksegeracja nie ma szans)

2. W takich sytuacjach zawsze zastanawia mnie, jak autor zamierza wytłumaczyć, że język świata całkiem od naszego oderwanego przychodzi do nas w transkrypcji z całą tradycją ortografii - to trochę tak, jakby ktoś opisując Chiny, twierdził, że akcja dzieje się w Góang Dżou. Albo lepiej jeszcze zapisywał to "G'vann Gquu (czyta się głang dżoł)". W końcu obcy kraj, nie dziwota, że inaczej się czyta niż pisze :>
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: Małgorzata »

Mam wrażenie, że to akurat nie polska fonetyka, a germańska, kędy pewnie łacina przyjeżdżała, tam przecież pasjami się udźwięcznia międzywokaliczne spółgłoski.
Jeszcze wcześniej. Zda mi się, że to mechanizm wywodzący się z PIE, bo dzielony przez wiele języków z naszej ligi. Nie mam dzisiaj siły sprawdzać w źródłach, ale tak mi się coś tłucze z gramatyki historycznej...
A exact - ma dźwięczność, musi mieć. Gdzie tu przejęzyczenie? :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: No-qanek »

Wcześniej też pewnie. Ale po prostu nie sądzę, żeby akurat nazywać to polską fonetyką, bo ona tu nie mieszała. Mieszała na zupełnie inną skalę :P

Exactly - w exact jest ta dźwięczność, w expect, które podałaś małym drukiem - nie ma. Stąd podeźrzenie, że chodziło ci o to pierwsze.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: Małgorzata »

Nienienie. Podałam Ci specjalnie dwa wyrazy, w jednym występuje bezdźwięczna wymowa ex, w drugim dźwięczna. Polski zapis uwzględnia tę różnicę, a np. angielski nie, tutaj zachowana jest pisownia łacińska. Ponieważ neologizm tworzyłeś od wyrazu angielskiego, więc pomyślałam, że sięgnę do przykładów z tego właśnie języka => angielski traktuje ex- fonetycznie tak samo jak polszczyzna (i pewnie w języku niemieckim jest podobnie, we francuskim też), ale zapis polski uwzględnia różnicę w wymowie - a zapis angielski nie.
Strasznie motam?
Przepraszam, jeszcze nie doszłam do siebie po dzikim wyścigu z deadlinem. :X
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: No-qanek »

Bynajmniej nie motasz. Zgadzam się w całej rozciągłości.

I czekam aż ochłoniesz z tłumaczeniowego zapieprzu i będziesz miała chwilę, by skomentować tekst :)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Najważniejsza [Warsztaty Tematyczne - Wyzwanie]

Post autor: Małgorzata »

Miałam wrócić do tej pracy wcześniej, ale jakoś się nie składało. Nie bardzo umiałam ogarnąć treść...
No, ale teraz chyba już dam radę.

Przede wszystkim miałam jakieś drobne problemy z językiem. Łączenie danych mi szwankowało.
Jacek pozwolił Marcie załadować jej nowe znalezisko. Miała do tego talent (ciach!)
Znaczy, Marta miała talent do ładowania (w tym informatycznym sensie)? Wydaje mi się, że nie o to chodziło.

Nie to jednak przeszkadzało mi w zrozumieniu, o co chodzi. Pójdziemy po planie, bo tak zawsze jest najłatwiej.
1. Scenka rodzajowa z przyszłości - wskazanie na istnienie pompy (i jej zastosowanie) oraz "awarię", czyli problem fabularny - pojawianie się rodziców w wizjach bohatera, wbrew programowi.
2. Spacer w pompie, czyli złudzeniu XX wieku - wizja wykonana przez Martę, dziewczynę bohatera.
3. Ponowne pojawienie się rodziców - okazuje się, że zginęli w wypadku dawno, a ich postacie generuje podświadomość bohatera. W rozmowie pojawia się informacja związana z pompami - kwestia wskrzeszenia.
4. Bohater się wyłącza (traci świadomość?), po czym umawia się na wizytę u specjalisty, żeby pozbyć się nachodzących go rodziców.
5. Rozpoczyna się sesja z pompą - specjalistka Alicja będzie miała wgląd w myśli bohatera => wychodzi, że nie ma (bohater) szacunku do rodziców.
6. Rozmowa - katharsis z rodzicami. Artyści kontra korporacyjny dorobkiewicz. Wyrzuty obu stron.
7. Po rozmowie bohater czuje się oczyszczony.
8. Okazuje się, że rodzice żyją, byli w umyśle syna dzięki sondzie.
9. Marta, wcześniej dziewczyna bohatera, teraz okazuje się terapeutką.
10. Bohater nic z tego wszystkiego nie pamięta - wszystko rozwiewa się jak sen. Niepokoi go imię terapeutki - wydaje mu się znajome.

A teraz technicznie.
Na początku sygnalizowałeś kwestie, jakie będą poruszane w fabule => zwracasz uwagę na pompy i na problem bohatera - widzi rodziców, których nie powinien widzieć, bo nie utrzymywał z nimi dobrych stosunków, gdy żyli, a teraz przecież od dawna nie żyją.
Opisujesz potem życie codzienne bohatera - życie na pompie. Sugerujesz, że podobnie egzystują inni ludzie => dorabiasz do tego stosowne neologizmy, opisujesz, co z działania pompy wynika dla np. stosunków międzyludzkich, emocji (kwestia miłości).
I git.
Potem jest opis, jak bohater radzi sobie z problemem zjaw rodziców, generowanych przez podświadomość.
Wszystko w porządku.

Niestety, ciąg dalszy budzi we mnie sprzeciw. Od punktu ósmego to już zupełnie inna opowieść jest. Nagle skreślasz cały świat przedstawiony, do którego mnie wprowadziłeś, No-qanku. Nie ma pomp, gejnów, psychoterów i innych zagadnień. Nagle pojawia się inny świat - świat z psychosondą, w którym rodzice bohatera żyją i dzięki tej sondzie rozwiązują konflikt z synem (bliżej nieokreślony konflikt, IMAO).
Zwyczajnie nie wiem, co na końcu czytam. Niczego to nie wyjaśnia, niczego nie rozwiązuje, niczego nie zamyka, nie daje żadnej konkluzji. Co z wskrzeszeniem? Po co było mi czytać o pompach i zmianie społeczeństwa, skoro one nie istnieją w realności bohatera, nie mają żadnego znaczenia? Jakie znaczenie dla jedynego łącznika między światem pomp i światem psychosondy mają opisy życia codziennego na pompie?
Właśnie dlatego nie potrafiłam ogarnąć treści, No-qanku. Bo zwyczajnie nie wiedziałam (i dalej nie wiem), o co chodzi... :X

e... Dla mnie to są właściwie dwie fabuły. Obie niedokończone. Niejasno powiązane. Trochę jak ten fragment, który zacytowałam. Niejasne.
So many wankers - so little time...

ODPOWIEDZ