Baron pisze:Im jestem starszy, tym częściej trafiam na rzeczy kompletnie sknocone przez producentów.
Jak ludzie od Linuxa zrobią równie dobry "Podgląd zmian" jak ten Wordzie, przesiądę się bez wahania. :P
W tym starszym Wordzie. Ten nowy jest po prostu wkur...zający. I o wiele gorszy w obsłudze. Znaczy, tę opcję kolesie z Microsoftu sknocili koncertowo.
Czego się, kurna, nie robi dla wizerunku "innowacyjności". :X
Ostatnio zmieniony wt, 09 paź 2012 01:40 przez Małgorzata, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód:KNS, cholera...
Linux ma tu nie wiele do rzeczy. To chodzi o system składania dokumentów. Moim zdaniem działającym jest LaTeX.
Wiem, że to się wydaje wbrew naturze, ale jest zgodne z technologią. Piszemy sobie tekst. Edytor w zasadzie dowolny. Po napisaniu zabieramy się za sformatowanie. Na moje wyczucie, po pewnym obyciu z tym systemem jest to słowny opis jak to ma wyglądać. Np to ma zostać wyróżnione. Jak cały tekst będzie czcionką pochyłą, to wyróżniony prostą. To wstawiamy dokument który znajduje się pod taką ścieżką dostępu.
Zmiany. Stosuje się trick jednakowy dla wszelkich języków programowania: zakomentowanie. Linijka poprzedzona znakiem w tym wypadku % jest ignorowana przy tworzeniu końcowego dokumentu. Ponieważ LaTeX uznaje za przejście do następnego akapitu pustą linię, to można sobie skomentować wiele linijek. Napisać cały elaborat, który nie znajdzie się w końcowym dokumencie.
Osobiście jęczę i piszczę jak dostaję do poprawy teksty z historią zmian. Może to potrzebne w przypadku tekstów prawniczych. U mnie, wszystko jedno, jak dam w gaz, nic nie pomoże.
Natomiast moim zdaniem zasadniczy cymes w systemie komentowania jest taki, że dokument może być w czystym txt i nie zawierać żadnych dodatków programistycznych. Mi już raz wydrukowali korespondencję z korektą. Wyglądało na fragment tekstu, ale naprawdę nie miałem zamiaru. Wynik przenoszenia pliku pomiędzy programami. Kto musi pracować z plikami z przed 15 lat, ten wie co znaczy to, że dokumenty nie są przypisane do żadnego konkretnego programu. Co zrobić, jak mamy dokument z osadzonym rysunkiem Corel Draw 3.0?
Edit:
Tak na wszelki wypadek: suity biurowe mają jak najbardziej sens w biurze, w sytuacji gdy trzeba szybko przygotować tekst. Pisanie podania w LaTeX-u, to masakra, bo to właściwie system makr. Jeśli chcę sformatować książkę, to wybieram klasę "book" i prawie wszystko samo się robi. Klasy podanie nie ma. Natomiast problem jest z tym, że dokumenty, które są zapisywane w formacie konkretnej wersji programu potrafią mieć ograniczone życie. Techniczna komplikacja kończy się awarią. Burczę i walę łapami, bo mam takie właśnie doświadczenia. Moim zdaniem o wiele mądrzej nauczyć usera kilku sztuczek i uniknąć kolejnej wersji formatu. ale może być tak, że w konkretnym zastosowaniu to się źle sprawdzi.
http://technowinki.onet.pl/inne/wiadomo ... 034,artyku
Ciekawe, co na to przeciwnicy "piracenia". Wygląda na to, że jednak osiągną swój cel. W=A że przy okazji sami dostaną po dupie? Nieważne! Byle skończyć z piractwem!
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak. Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Hłe, hłe. Od dawna to mówię. Nawet jakiś czas temu linkowałam artykuł o podobnych badaniach. Może wreszcie do kogoś dotrze? W końcu konkretne dane finansowe powinny właśnie do dystrybutorów przemawiać.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.
Ależ skąd, moi drodzy. Dążeniem dystrybutorów jest uzyskanie zamordystycznego prawa, które będzie zakazywało i karało piractwo, aby w ten sposób zmusić klienta do płacenia za towar/usługę i kropka. Jest to myślenie krótkowzroczne, obliczone na zysk tu i teraz. Ale w przypadku pośredników (tym, którym właśnie otwiera się przepaść pod nogami i niebo spada na łby, czyli zajmującym działalnością nie dotyczącą transportu) trudno się dziwić. Nowe idzie - ich rola maleje... :P
ElGeneral pisze:Zaraz sobie obejrzę piracką wersję "Hobbita" i podejmę decyzję, czy warto pójść do kina.
Obejrzałem. Wg. mojej małżonki - nuda i popłuczyna. Niestety, zgadzam się z nią. Nasz młodszy stwierdził, że to dlatego, że mieliśmy zbyt wygórowane oczekiwania wobec tego filmu. Może i ma rację?
Pozdrawiam
Hipolit Navigare necesse est, vivere non est necesse
Swoją drogą wyczytałem dość ciekawą rzecz. Tuż przed rozdaniem Oscarów do sieci wyciekają nominowane filmy często gęsto w najwyższej jakości. Wiele z nich miało ledwo co premierę kinową, więc skąd u diabła tak dobre wersje cyfrowe? Ano członkowie Akademii bardzo często dostają specjalne kopie filmów od producentów, ot żeby nie musieli siedzieć razem z motłochem w kinie. I wszystko jasne :).
Właśnie taka wersję "Hobbita" oglądałem. Co kilkanaście minut na ekranie pojawiał się niezbyt starannie zatarty napis: "Niniejsza kopia nie jest przeznaczona do rozpowszechniania, tylko... ble, ble, ble..."
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
ElGeneral pisze:Właśnie taka wersję "Hobbita" oglądałem. Co kilkanaście minut na ekranie pojawiał się niezbyt starannie zatarty napis: "Niniejsza kopia nie jest przeznaczona do rozpowszechniania, tylko... ble, ble, ble..."
Tażże sama i u mnie była! Chyba nie sugerujesz, że to specjalna kopia, spreparowana celem zniechęcenia "piratów"?
;)
Swoją drogą zastanawiam się, kiedy organizacje zajmujące się "ochroną praw autorskicH" zechcą wprowadzić wymazywanie pamięci widzów, aby przypadkiem nie dzielili się swoimi wrażeniami z seansu, bo ich negatywne opinie mogłyby uszczuplić przychody dystrybutorów treści elektronicznych?
Rwał Twoja Nać! To taki ogólny wykrzyknik, nie do Ciebie, Generale!
Pozdrawiam
Hipolit Navigare necesse est, vivere non est necesse