Nie, nie cała ;-)
TO nie może być kiczem :-)
EDITED:
spacja
Moderator: RedAktorzy
Biedaku wpadłeś w sidła "paciepności". Ale ok, żeby było ci lżej na sercu przyznam - to nie jest KICZ, o ile oczywiście używasz jej na co dzień ;))) a nie tylko na imprezy żeby odpalić kumpeli papierosa ;PNie, nie cała ;-)
TO nie może być kiczem :-)
:-))) Na co dzień, a raczej rankiem, wieczorem i nocą ;-) To jest ZIPPO do fajki :-Dhundzia pisze:
Biedaku wpadłeś w sidła "paciepności". Ale ok, żeby było ci lżej na sercu przyznam - to nie jest KICZ, o ile oczywiście używasz jej na co dzień ;))) a nie tylko na imprezy żeby odpalić kumpeli papierosa ;P
Ulysses. A w tłumaczeniu faktycznie lepiej nie ruszać, książka BRZMI fantastycznie w oryginale i jest dla mnie wzorem książki z niewymuszonymi fotograficznymi opisami scen, w której to kategorii fantastyka/sf notorycznie kuleją. (jakoś wysoka lyteratura zwykle kuleje z fabułą, ale opisy zwykle miodne.) I to nie żadna pretensjonalność ze strony Joyce'a, wkładał mnóstwo pracy w dobór języka, a że depresja bucha wiadrami z każdej strony - cóż, degustibus.baron13 pisze:Jest taka kategoria, którą bym sobie określił "kicz artystyczny, czyli lecenie w gumę". Na przykład, ksiązki nudne jak flaki z olejem "bo takie miały być". Pisane bez znaków przestankowych . Groch z kapustą. Bo Ullisess był taki, no jak się napisze jakkolwiek, to będzie artystyczne. Na wszelki wypadek powiem, że to o tych wąróbkach scenach w domu publicznym i włóczeniu się po Dublinie, jest cholernie przemyślane. Nie wiem jak tam z wartościami wysokimi, ale ja się zwyczajnie chichram do tego. Mam podejrzenia że wielka w tym zasługa tłumacza.
W fotografii lecenie w gumę polega na stosowaniu braku kompozycji, fotografowaniu rzeczy brzydkich i takiej ekspozycji, zeby nic nie było widać.
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Fot ... rtystyczna
Właśnie! Moja główna wątpliwość dotycząca kiczu - na ile powszechne stosowanie tego określenia jest obiektywne, a w jakiej części stanowi on wynik kreacji, dość hermetycznych grup artystów i krytyków. Obserwując komentarze, dyskusje zaczynam skłaniać się bardziej do drugiej opcji. Gdzieś, jak we mgle, przewinęła mi się kiedyś teza, że "krytycy są zawsze krok do tyłu". Mogę się mylić. Lektura A.Molesa, stwarzająca wrażenie obiektywizmu, być może rozjaśni mi odrobinę szare komórki (mam nadzieję, że nie podziała jak ACE).flamenco108 pisze:Bardzo mi się podoba pierwsza część definicji z wikipedii "utwór o miernej wartości, schlebiający popularnym gustom, który w opinii krytyków sztuki i innych artystów nie posiada wartości artystycznej."
Czyli jeżeli mnie się to podoba, ale w oczach "fachowca" (zakładam, że rzetelnego) niczego sobą utwór nie reprezentuje, zalicza się do kiczu.
[...]
Szkoda, że nie mam znajomych krytyków. Może tłustą plamę (raczej niewywabialną) na mojej koszuli mógłbym wystawić w galerii, a potem marszandowi opylić?flamenco108 pisze:Bardzo mi się podoba pierwsza część definicji z wikipedii "utwór o miernej wartości, schlebiający popularnym gustom, który w opinii krytyków sztuki i innych artystów nie posiada wartości artystycznej."
Prawo Sturgeona mówi, że 90% wszystkiego jest g***o warte. Dotyczy to zarówno towaru na półkach w sklepie, jak i wszystkich dziedzin sztuki. Powiedziałbym nawet, że ludzi też, ale jako nałogowy humanista powstrzymam się od tak daleko idących wniosków.flamenco108 pisze:Albowiem większość np. mojej ukochanej s-f to przecież zwykły kicz. A się łezka w oku kręci przecież na te Tumitaki z podziemnych korytarzy... Czyli kicz to nic złego.
To byłby dopiero performance!flamenco108 pisze: A on na to, że on chce sobie powiesić landszaft na ścianie, a nie naszego wujka
O tak, jest walka dla kiczu (im nowszy, bardziej kasowy film, tym gorsza kicha im wychodzi), efekty kiczowate (mnóstwo kaboom a wszystko prawie komputerówka) ale jest jeden sposób walki który mnie wciąż zachwyca. Ewidentnie jest na bazie absurdu i kiczowatości, ale wciąż mnie śmieszy. Jackie Chan... Zwłaszcza w Shanghai Noon na melodię i wykonanie Singin' in the rain... Cudość, choć kicz nieprzeciętny ;-)Lord Wader pisze:Ja za takową uważam Kung Fu Szał, w każdym bądź razie, lubię pooglądać ;-)
Kicz? Sceny walk z udziałem tego pana bardziej przypominają balet niż mordobicie. To nie kicz - przeciwnie, to pokaz tego, co zwie się SZTUKĄ walki :)hundzia pisze:Jackie Chan... Zwłaszcza w Shanghai Noon na melodię i wykonanie Singin' in the rain... Cudość, choć kicz nieprzeciętny ;-)