Dekalog miłośnika fantastyki

rozmowy nie zawsze niepoważne.

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

No właśnie to staram się jakoś autorowi zasugerować. Ale jakoś sukcesów brak ;)
No właśnie o tym pomyślałam. Przeczytawszy twoją sugestię, lekko zawoalowaną, chyba trzykrotnie w różnych postach.
Mnie też dekalog, czy undekalog źle się kojarzy. Zwłaszcza, że skończyłam szkołę katolicką ;-P
A są ludzie którzy wręcz warczą na samą myśl o Bogu i odgórnych prawach, nawet jeśli nie są to dosłownie prawa.
Nazwa wek. Trza wymodzić coś nowego, choć cały pomysł zdaje mi się lekko absurdalny. Od kiedy potrzebne nam są jakiekolwiek prawa? Jak dotąd wszystkie Fandomy, Fanfiki, Fora i inne na Faj, radziły sobie nieźle. Bez dekalogów, antydekalogów i inszych wydziwiań. Nie wypowiadałam się dotąd, bo zdaje mi się to walką z wiatrakami. I chyba tez nie podejmę dalszej dyskusji. Poprzestanę na śledzeniu. Tak jest bezpieczniej ;-)

Marcinie, podziwiam odwagę, samozaparcie i wiarę we własne możliwości, ale nie wróżę wielkiej, świetlanej przyszłości w propagowaniu wtórnego dekalogu. Wedle mojej opinii, ludzie dość mają praw i zasad rządzących życiem, by jeszcze hobby, pasję czy zwykłe chciejstwo próbować ując w ramy. Dla mnie to zwykła upierdliwość. Ot, kolejna do odwrócenia się plecami.
Co nie znaczy, że możesz nie próbować. Powodzenia, w każdym razie.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
Marcin Przybyłek
Mamun
Posty: 107
Rejestracja: pt, 13 paź 2006 09:40

Post autor: Marcin Przybyłek »

Nadzwyczajna jest tendencja homo sapiens obszaru środkowoeuropejskiego wychowanego w kulturze zakazów i nakazów do wtłaczania wszystkiego w te ramy. Naprawdę warto napisać o tym artykuł.

W całej dyskusji wszystko zaczyna się rozbijać o jakąś pieprzoną (forgive my english) nazwę. Chociaż milion razy powtarzałem, że nie chodzi o nakazy, sto pierwszy internauta pyta:

"dlaczego coś nakazujesz"? Dajcie mi relanium.

Co mnie nazwa obchodzi? Niech będzie corpus decretum fantasticae, albo i Codex Adeptus Astartes!

A najlepiej: kwestie do przedyskutowania. Hundziu, pewnie, jeśli nie ma o czym dyskutować, to nie warto wyważać otwartych drzwi, sam tego nie lubię. I masz rację, fora radzą sobie "dobrze". Powiedziałbym, że nie tyle "dobrze", co "zwyczajnie", "normalnie", "przeciętnie", a to "przeciętnie" wcale nie oznacza, że tak dobrze, jak mogłyby. Te "dobre, przeciętne" zachowania ludzkie są opisane w psychologii społecznej i nie zawsze wiodą do dobrych efektów.

Popatrz, co byś sama zrobiła, gdybyś słyszała takie wypowiedzi:

- Kiedy czytam książkę fantastyczną i nie znajdę w niej ani jednego oryginalnego gadżetu, to uważam ją za bezwartościową (zdanie wypowiedziane przez znanego pisarza, publicznie)

- Film Matrix jest beznadziejny, bo wrota Zionu powinny się otwierać za pomocą siłowników hydraulicznych, a nie łańcuchów i przekładni (dyskutant szacownego grona dyskusyjnego)

- Czas Fantastyki to beznadziejna gazeta (autor tej wypowiedzi wygłosił swoją ocenę zobaczywszy OKŁADKĘ pisma, nie zajrzał do niego. Na dodatek, gdy zapytałem, dlaczego tak sądzi, potwierdził moje przypuszczenie, że oceny dokonał na podstawie okładki: "no jakie dobre pismo mogłoby mieć taką okładkę?")

- Sapkowski Andrzej to najlepszy polski pisarz fantasy, a być może także europejski (kwestię tę wypowiedział podczas wywiadu znany polski pisarz, który wcześniej, podczas prywatnej rozmowy wyznał mi, że NIE CZYTAŁ NIC SAPKOWSKIEGO)

- Kiedy czytam, czy słyszę niezweryfikowane memy typu "o tym a o tym WSZYSTKO napisał/a już autor/ka XYZ", to trafia mnie szlag. Bo takie zdanie może powiedzieć albo paranoik, który myśli, że przeczytał wszystko, albo osobnik bezmyślny, reprodukujący czyjeś paranoidalne zdanie (patrz punkt 10 dekretu FUCK).

Rozumiesz, Hundziu? Można stać obok i mówić: "dobrze jest". No można. Ja wolę jednak - jak widzisz - trochę się narażając - podjąć temat i PODYSKUTOWAĆ. NIE NAKAZYWAĆ.

POROZMAWIAĆ. POGADAĆ. ZAPYTAĆ.

Amen.

EDIT: Proszę Administratora: jak zmienić tytuł topiku? Na przykład na: "10 (a w końcu 11) punktów do rozważenia"?

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Piękna jest Twoja pasja, Marcinie, z jaką usiłujesz naprawić świat (a właściwie nasz mały światek miłośników fantastyki). Ale... wśród tychże miłośników jest tyluż samo durniów, co gdzie indziej (bo niby dlaczego miałoby być inaczej). Dureń zaś ma to do siebie, że stan "dureństwa" jest mu luby i za chińskiego boga nie zechce owego stanu porzucić. Swego czasu zdębiałem (i niewiele brakło, żebym wypuścił pączki, bo wiosna była), kiedy jeden z naczelnych animatorów i redaktorów starej Fantastyki powiedział mi był, że nie czytał Tolkiena i nie zamierza go czytać, bo nie interesują go smoki i krasnoludki. Tak powiedział. Kiedy go zapytałem, jak można zajmować się fantastyką pomijając jedno z najważniejszych dzieł fantasy, odparł z uśmiechem wyższości, że mało jeszcze widziałem. I rzeczywiście, wtedy mało jeszcze widziałem. Więc skoro takie postawy prezentują zawodowcy, to czegóż Ty chcesz od braci mniejszych? W kraju, w którym zwolennicy partii mającej w nazwie prawo i sprawiedliwość wciąż stanowią około 20 % ankietowanych nie trzeba już niczego innego rozumieć. I niestety, nie da się niczego zreformować.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

Marcinie: Jak ktoś się dupą urodził, orłem nie zostanie. To nie do ciebie, absolutnie, a do twoich przykładów. Taka pierwsza myśl po przeczytaniu twojego posta.
Książki są powszechnie dostępne, czytają je ludzie inteligentni, i albo się nimi zachwycają, albo nie. Czytają ludzie przeciętni, taka książka może odmienić ich światpogląd, poszerzyć horyzonty, albo zrazić do danego gatunku. Wreszcie, książki czytają także ludzie mocno ograniczeni i ignoraci wszelakiej maści, którzy zawsze mają jakieś "ale".
Gdybym miałą przejmować się wszystkimi ludźmi, którzy mogą przeczytać moją książkę (jeszcze co prawda nie wydaną), to albo skończyłabym w pokoju bez klamek, albo nie pisałabym w ogóle :)
Fantastyka ma tak szerokie pojęcie, tak wielu zwolenników, że formułowanie jakiejkolwiek definicji czy praw (bo czym są te punkty jeśli nie określonymi zasadami?) uważam za absurdalne!
Mój ojciec, obecnie siedemdzisięciolatek, jest zapalonym fantastą, nie wstydzi sie do tego publicznie przyznawać, wychował się m.in na Lemie, kiedy my - rodzeństwo, przejęliśmy bakcyla, zaczął wertować nasze półki z książkami i świetnie zna Carda, Zelaznego, Sapkowskiego, Lewandowskiego, Tolkiena, Ray'a Bradbury i nawet Koontza czy Kinga. Oraz inne takie. Dużo tego mamy, jeszcze więcej przeczytaliśmy, a jakoś nikt nie myślał wtedy by włączyć się w forum, jeździć na konwenty, czy uznawać siebie za fantastów! Jesteśmy czytelnikami! mamy swoje opinie na temat książek i filmów i nie potrzebujemy żadnych punktów, które pomogłyby nam określić w jakim stopniu należymy do grona miłośników fantastyki. Czytelnicy - prawdziwi czytelnicy, fantaści nie połykają książek, nie biora pierwszej lepszej z półki w księgarni, czytają sercem, ciałem i rozumem, nie muszą bywać na Forach. Niektórzy nie wiedzą nawet o ich istnieniu, ja, przykładowo pojawiłam się tu niedawno, i jest moje pierwsze forum na którym się udzielam. Uważam ich i siebie, za ludzi inteligentnych, a tacy, nie potrzebują dekalogu! Bo zasady/wartości, które wypisujesz, od dawna znają i nosza w sercu. A ci inni, cóż, pewnie i tak go oleją.
Popatrz, co byś sama zrobiła, gdybyś słyszała takie wypowiedzi:
Kiedy czytam książkę fantastyczną i nie znajdę w niej ani jednego oryginalnego gadżetu, to uważam ją za bezwartościową (zdanie wypowiedziane przez znanego pisarza, publicznie)
Nic bym nie zrobiła, nawet nie wiem, czy nie pokiwałabym głową. Po części zgodzę się z tym stwierdzeniem. Fantastykę może pisać każdy, ale oryginalnie, z pomysłem, z nowymi gadżetami (co to ma konkretnie oznaczać?) to już jest prawdziwa sztuka. dzieło pozbawione orginalności może nie jest do końca bezwartościowe, ale śmiało mogę chyba powiedzieć, że stereotypowe. odgrzewane, mało odkrywcze, a tym samym raczej nie epokowe. I takich jest najwięcej.
Film Matrix jest beznadziejny, bo wrota Zionu powinny się otwierać za pomocą siłowników hydraulicznych, a nie łańcuchów i przekładni (dyskutant szacownego grona dyskusyjnego)
jeśli ktoś ma ograniczony umysł i skupia się na tym jak otwierają się wrota Zionu, a nie na fabule filmu, który oglądał film dla samej walki z sentinelami, nie jest miarodajnym krytykiem i takie opinie puszczam mimo uszu. Z takimi ludźmi nie warto nawet dyskutować, kretyn zawsze będzie kretynem, nawet jeśli on sam o tym nie wie. kiedyś się może dowie i będzie to dla niego prawdziwy szok.


Powyższa wypowiedź może dotyczyć także cytatu poniżej:
- Czas Fantastyki to beznadziejna gazeta (autor tej wypowiedzi wygłosił swoją ocenę zobaczywszy OKŁADKĘ pisma, nie zajrzał do niego. Na dodatek, gdy zapytałem, dlaczego tak sądzi, potwierdził moje przypuszczenie, że oceny dokonał na podstawie okładki: "no jakie dobre pismo mogłoby mieć taką okładkę?")

- Sapkowski Andrzej to najlepszy polski pisarz fantasy, a być może także europejski (kwestię tę wypowiedział podczas wywiadu znany polski pisarz, który wcześniej, podczas prywatnej rozmowy wyznał mi, że NIE CZYTAŁ NIC SAPKOWSKIEGO)
A komentarz pierwszy (ten o stereotypowości tekstów) dotyczy także ostatniego cytatu.
- Kiedy czytam, czy słyszę niezweryfikowane memy typu "o tym a o tym WSZYSTKO napisał/a już autor/ka XYZ", to trafia mnie szlag. Bo takie zdanie może powiedzieć albo paranoik, który myśli, że przeczytał wszystko, albo osobnik bezmyślny, reprodukujący czyjeś paranoidalne zdanie (patrz punkt 10 dekretu FUCK).
Ok, zgadzam się, mnie też trafia szlag. Ale są ludzie, którzy nie mają własnego zdania i jak te owce idą za głównym nurtem by nie odstawać od reszty. Są to ludzie niedowartościowani, nie zamierzam wchodzić w psychologię mas, nie jest to mój dział zainteresowań, ale też, po części, mogę zgodzić się ze stwierdzeniem: Ktoś już to kiedyś napisał.
Jak powiedział Einstein: "Pomysł – to rzecz rzadka. "
A sam Lem stwierdził kiedyś, że nie ma już dobrych pomysłów, że można tylko obrabiać stare, bo wszystko już kiedyś było napisane.

Powodzenia, bo czuję, że jesteś jako ten misjonarz niosący ze sobą kaganek oświaty. Nawracaj, ucz, dyskutuj, może kiedyś uznają twoje racje. Jeśli nie, zostaniesz męczennikiem, takich też ludzie kochają.
A pośmiertnie, to nawet bardziej.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
nosiwoda
Lord Ultor
Posty: 4541
Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
Płeć: Mężczyzna

Post autor: nosiwoda »

hundzia pisze:jeśli ktoś ma ograniczony umysł i skupia się na tym jak otwierają się wrota Zionu, a nie na fabule filmu, który oglądał film dla samej walki z sentinelami,
Ja tak tylko szybciutko napomknę, że IMO "Matrix: Rewolucje" jest beznadziejny, a JEDYNYM fragmentem wartym uwagi jest walka egzoszkieletowych piechotniaków z sentinelami :) I jeśli czasem ten film włączę, to TYLKO dla tych powiedzmy 10-15 minut :D Sam "Matrix" natomiast oczywiście kopie pupcie.
hundzia pisze:nie potrzebujemy żadnych punktów, które pomogłyby nam określić w jakim stopniu należymy do grona miłośników fantastyki.
Zasadniczo masz rację, ale nie wydaje mi się, żeby celem Marcina było zdefiniowanie grupy fantastów przez badanie, w jakim stopniu stosują się do tych punktów. On raczej do - niezależnie jak definiowanej - istniejącej grupy fantastów te punkty kierował, pod rozwagę.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

Nosiwoda pisze:On raczej do - niezależnie jak definiowanej - istniejącej grupy fantastów te punkty kierował, pod rozwagę.
No, mniej więcej, źle to ujęłam, nie chodzi mi o określanie czy jestem mniej, czy bardziej wartościowym fantastą, zamotałam się trosieczkę. Bo cała moja rodzina do grupy fantastów - moli książkowych, zalicza się z całą pewnością, ot, choćby z racji zdobytej wiedzy, którą potrafimy wykorzystać na codzień. To tak gwoli offtopowania, jako przykład, co rozumiem pod terminem fantasta - miłośnik, czytelnik, widz, gracz, użyszkodnik forum whatever. I żeby takowym się czuć, nie potrzebuje zbioru wartości. Nie jest to zawód wykonywany, gdzie obowiązują jakieś normy. Te jedenaście punktów, może dotyczyć tylko Fantastów, czy nawet takich, którzy się tylko za takowych uważają, nie mając o rzeczy bladego pojęcia, a zamierzają zabierać się za recenzowanie. Nie szuflladkujmy tu także zwykłych czytelników, tych co czytają ze zrozumieniem, którzy te zasady mogą spokojnie zignorować, jako, że do niczego im się nie przydadzą. A debile co czytają, bo to modne, i tak nie załapią o coc chodzi. Bo nie byliby debilami!

zaczynam się już gubić, o co tak naprawdę cała ta dyskusja? Co konkretnie chcesz dać pod rozwagę? same punkty jako takie? Zbiór zasad? Tyle zrozumiałam, że wyszło to pierwotnie jako zbiór zasad forumowicza. Ale nie możesz szufladkować zasadami forumowiczów! Bo gdyby nie było odmienności poglądów, forum nie miałoby racji istnienia. Przecież wszyscy by się zgadzali.
Tak jak myślałam. Walka z wiatrakami. A nie czuję się na siłach by zgrywać Don Kichota. Niektórym wychodzi to znacznie lepiej ;-)
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Przeczytałam tę dyskusję z ciekawością. Ale przyznać muszę, że od pierwszego zerknięcia wzbudziła we mnie dyskomfort i sprzeciw, zakręciło mi się w żołądku (literalnie) i tak mam teraz, gdy piszę ten post. To negatywne wrażenie nie chciało mnie opuścić przez dziesięć stron wypowiedzi.
Pewnie pojawi się tutaj zarzut, że się uprzedziłam na wstępie, nie znając treści, etc. I pewnie tak było - w końcu, to dekalog czytelnika fantastyki... :P
Skojarzenia, to przekleństwo.

Do rzeczy.

Jak powiedziałam - przeczytałam całość dyskusji, pomimo startowego uprzedzenia. I uczucie sprzeciwu mnie nie opuściło w trakcie lektury. Nie dlatego, że mam coś do dekalogu jako takiego w ogólności, albo do tego konkretnego dekalogu (czy, jak chce jego autor - dziesięciu punktów do rozważań).

Denerwuje mnie sam fakt, że taki zestaw zasad (bo sformułowane jest to jako zasady, rozkaźniki; nawet, jeżeli prośby - formalnie to imperatywy są) się pojawia. W całokształcie, demokratycznie mniej lub bardziej oszlifowany, przedyskutowany, przeanalizowany wszechstronnie, ale jednak - zestaw zasad, którymi winien się kierować odbiorca dzieła fantastycznego (cokolwiek to znaczy, a literaturoznawców poległo krocie na definicji pojęcia). Odruchowo chciałam postawić pytanie, jakie rzuciła Sokolica: po co to, w jakim celu?
Wiem, wiem, żeby podyskutować.

Tyle, że mnie idea drażni, nie wymowa punktów.

Tworzenie zasad dla miłośników fantastyki nie podoba mi się ani trochę. Tak emocjonalnie, intuicyjnie (w końcu, jestem kobietą, tysiąc lat niemyślenia za mną stoi) czuję w trzewiach głęboki sprzeciw, wewnętrzne nie. I nawet nie wiem, dlaczego? Spróbuję się wyzewnętrznić, to może coś się wyjaśni.

To nie są złe zasady same w sobie - niektóre stanowią podstawę rzetelnej krytyki (5,6,7 - z pierwotnej wersji) i się z nimi zgadzam, niektóre próbują zdefiniować postawę chyba (2, 9) do lektury - i te mam kompletnie w nosie, będę czytać, jak mi się podoba i nikt mi nie będzie mówił, jak i z jakim nastawieniem mam to robić. Niech dzieło przemówi do mnie i zmieni moje nastawienie, jakiekolwiek by owo nastawienie nie było. Punkt 10 został chyba poprawiony (usunięty?) i dobrze, bo cytuje się też słowa, do których chce się ustosunkować negatywnie, jak ktoś wcześniej zauważył. Punkt 2 brzmi dla mnie truizmem/totalitaryzmem - a mogę czytać fantastykę z ciekawością, ale bez radości (dużo się naczytałam i ze znużeniem czasami siadam do lektury, z nastawieniem np.: "i tak mnie nie zaskoczy ta książka, ale dam jej szansę, cholera)?

Jednak dwa punkty chyba są odpowiedzialne za mój gastryczny dyskomfort najbardziej:
z posta Marcina Przybyłka, otwierającego wątek pisze:1. Miłośnicy fantastyki tworzą SPOŁECZNOŚĆ (nie getto) i jest to całkowicie naturalne.
(ciach!)
8. Nie twórz podziałów "my - oni", bo prowadzą do uprzedzeń.
No, i tu chyba jest sprzeczność? Tak mi się zdaje, że jest. Bo stworzenie społeczności, to już stworzenie podziału na "my" (co należymy do społeczności) i "oni" (co do niej nie należą). Znaczy, może mam nieodparte wrażenie, że ten dekalog/kodeks/dziesięć punktów do rozważań, tworzy podziały, które, jak chce rzeczony dekalog/kodeks/zbiór punktów do dyskusji, prowadzą do uprzedzeń.
Może stąd płynie moje poczucie dyskomfortu właśnie i wrażenie, że coś jest nie tak.

I ponieważ nie chcę być wliczana do żadnej społeczności, poza społecznością czytelników, zdefiniowanych statystycznie w ogólności*.
Oraz, bo mam przekonanie, że taki kodeks/dekalog/zbiór punktów do rozważań tak naprawdę tworzy podziały, granice - nawet jeżeli to tylko niewinna dyskusja. Społeczność ze skodyfikowanymi zasadami, to chyba zalążek państwa? Organizacji w każdym razie. Zebranie zwolenników tych zasad. Określenie anty- i protagonistów.

A sama dyskusja jest przecież manipulacją. W ten sposób tworzy się związanie bliższe z kodeksem (punktami, dekalogiem, cokolwiek) przez współtworzenie ich, dopracowywanie. Bardzo ładna sama w sobie manipulacja, podoba mi się (co mówię bez cienia ironii, złośliwości czy innych negatywnych podtekstów). Bardzo sprytna manipulacja.

A może ta moja niewygoda i sprzeciw wynikają z faktu, że Marcin Przybyłek uznał, że trzeba miłośnikom fantastyki dawać wytyczne, zwracać uwagę na pewne postawy, które powinny być tak oczywiste, jak oddychanie (punkty o krytyce rzetelnej, na przykład)? Znaczy, tam, gdzie upadają obyczaje, powstaje prawo - czy jakoś tak. I to mnie też dręczy i przyczynia się do dyskomfortu gastrycznego. Że prawidłowość dosięgła (znowu, po grzechach głównych wszelakich) miłośników fantastyki, definiowanych dowolnie.

I może jeszcze przeświadczenie, że za celem czystym i jasnym kryje się coś mniej czystego i jasnego. I od razu się przyznam, że jest to podła, insynuacja osoby, która podejrzliwie patrzy na aktywistów, próbujących wychowywać masowo jakiekolwiek grupy ludzkie. Czyli, moja insynuacja to jest. Pewnie obraźliwa. To z tego dyskomfortu we flakach, pęka mi uprzejmość i szacunek dla interlokutorów, więc nie będę brnąć dalej. Ale nie zamierzam za to przepraszać. Ani nie oczekuję, że nastąpi tu przyznanie, że mam rację. :P:P:P
Wiem, że mam rację. :P:P:P

Ach, a z punktami 3 i 4 zapomniałam się nie zgodzić lub zgodzić. Może najpierw powinnam rzucić przebiegle: "Zdefiniuj piękno"? Nie, nie w tym rzecz, tak całkiem. Piękno nie musi być ani oryginalne, ani naukowe, ale jak się to ma do literatury? Mnie tam nie chodzi o piękno wcale. Ja chcę, żeby mnie autor zaskoczył swoim dziełem. :P
Znaczy, to jest tylko moje pragnienie, bardzo ogólne i równie niedefiniowalne, jak piękno, które dla każdego z nas znaczy pewnie coś innego. Ergo: nie wiem, czy chodzi o piękno i nie wiem, czy w ogóle rozumiem te punkty, więc na wszelki wypadek powiem, że nie rozumiem, więc nie mogę się ustosunkować pozytywnie. A najgorsze jest to, że wcale nie chcę się stosunkować, nie chcę nawet, żeby mnie przekonano, że moje pragnienie zaskoczeń, to też piękno, albo wręcz przeciwnie. Chcę również pozostać przy swoim własnym i osobistym przekonaniu, że nie trzeba mi mówić, czym piękno być nie musi. Bo to mnie zwyczajnie wkur...za.

Po napisaniu tego posta wcale mi nie ulżyło, nadal mam dyskomfort w trzewiach... :(((
_________
*statystyczny czytelnik = osobnik, który w ciągu roku kalendarzowego przeczytał jedną książkę, nie będącą opracowaniem specjalistycznym (podręcznikiem, pracą naukową, etc.) i nie związaną z celami zawodowymi, zarobkowymi czytającego.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Howgh!
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Nie daje mi spokoju ta dyskusja. Już wiem, co to jest ten dyskomfort we flakach. Jestem wściekła. Wkurzona. Wkur...zona, aż mi skręca trzewia. Będzie zatem tonem adekwatnym do mojego nastroju.

Jestem wściekła na uczestników tej dyskusji, szczególnie tych, których widzę na ZakuŻonych Warsztatach Fahrenheita. Ale właściwie na wszystkich pozostałych obecnych w tym wątku też - przede wszystkim na zwolenników "dekalogu" Marcina Przybyłka, ale też na tych, którzy próbowali odciąć się od jego tez. Antagoniści i neutralni - byliście za mało czujni i to mnie denerwuje.

Resztę, która popierała dekalog miłośnika fantastyki, mam ochotę obrazić w sposób niecenzuralny. Ale powiem tylko:

DALIŚCIE SIĘ WMANEWROWAĆ JAK DZIECI! Daliście Marcinowi Przybyłkowi wywołać u siebie dysfunkcję mózgu! Wstyd, hańba, DNO!
Nieznany, Buka, Marcin Robert! - widuję Was na ZWF. Rhegedzie, Ty, jak mi się zdaje, sam piszesz?!
Jak możecie pozwalać, by ktoś inny (na dodatek inny Autor) myślał za Was? Ustalał za Was wartości, a może Wartości, którymi się kierujecie mniej lub bardziej?
Pozwoliliście się wcisnąć w ciasne ramki cudzej wizji wartości. A wartości, priorytety, etc. powinny być Wasze i tylko Wasze. Wasz dekalog, czy inny zbiór, winien mieć tylko jeden target - jednoosobowy, czyli osobę, która go wymyśliła, przetestowała na własnym doświadczeniu, wybrała, etc.

To mnie wkurza bezgranicznie.
Że ludzie, którzy chcą tworzyć literaturę, pozwalają, by ktoś inny za nich myślał. Pozwalają, by ograniczano ich indywidualność. Indywidualność, moi drodzy Autorzy in spe, to podstawa własnego stylu (to cholerny truizm jest, wiem, ale chyba o tym zapomnieliście) oraz kreatywności (również tej cholernej, podobno niepotrzebnej, oryginalności).
No, do jasnej...
GRATULUJĘ, znaczy.

Do ciężkiej wkurwy doprowadzają mnie neofici, którzy nie dość, że zmanewrowani i ograniczeni na własne życzenie, to jeszcze niosą "dobrą nowinę" w Sieć. Żeby inni też stali się na ich obraz i podobieństwo. GRATULUJĘ RAZ JESZCZE. Wychowujecie target. Nie Wasz, bynajmniej. Marcina Przybyłka.

Och, tak. Na Ciebie, Marcinie Przybyłku, jestem wściekła osobno. Jak powiedziałam wcześniej - nie wierzę, że przyświeca Ci czysty i jasny cel. Nie wierzę, że nieintencjonalnie użyłeś wyrazu "dekalog". Jesteś pisarzem, znasz skojarzenia związane z tym słowem. Jesteś psychologiem - tym bardziej je znasz. Użycie było nieprzypadkowe i obliczone na efekt stosowny => dekalog, czyli dziesięć przykazań. Ramka dla wartości, narzucona innym. Jakże łatwo przyjęta...

Ta manipulacja ma cel i nie jest nią dyskusja o wartościach i postawach, lecz narzucenie tych wartości, które są ważne dla Ciebie, innym. Ponieważ chcesz sobie wychować target czytelników, jakiego pragniesz.
I nie, to mnie nie wkurza, że chcesz wychować sobie taki target. Nie wkurza mnie nawet manipulacja, jaką zastosowałeś - doceniam ją.

Wkurza mnie do nieprzytomności, że zamiast autorem, postanowiłeś zostać ideologiem.
I że nie robisz tego przez utwór literacki Twojego autorstwa, lecz bezpośrednio, manipulując targetem. Znaczy, od tyłu podszedłeś.
Wkurza mnie, że ta wiedza, która pozwoliła Ci zastosować manipulację i narzucić ramki nawet odbiorcom z FF (o innych miejscach w Sieci nie wspominam), nie znalazła zastosowania w Twoich utworach. Bo żaden z Twoich utworów, Marcinie, które czytałam, nie poruszył mnie tak, jak Twój post inicjujący dyskusję.

I pozostaje mi tylko pytanie: dlaczego nie potrafiłeś zmanipulować mnie przez chociaż jeden swój utwór tak, żebym się wkurzyła choćby? No, DLACZEGO?!

Bo (to będzie moja subiektywna opinia - jak wszystkie opinie w kwestii piękna) żaden z Twoich utworów, Marcinie Przybyłku, które czytałam, nie wywarł na mnie wrażenia. Co więcej, żadnego już nie pamiętam, co pozwala mi sądzić, że nie były to teksty dobre, ani też złe - po prostu średnie. W sam raz dla targetu, który próbujesz sobie wychować. Uśrednionego.

Uff, teraz mi trochę bardziej ulżyło. :->
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Hmmm... Aż takiej głębokiej interpretacji nie przeprowadziłem...

Ot, uważałem, że to następny przykład kogoś, kto pod płaszczykiem "standaryzacji" i "ujednolicania" próbuje innym narzucić swoją własną wizję i uczynić z niej doktrynę obowiązującą. Zjawisko nawet częste, a i sam, jak Margoto wiesz dobrze, nie jestem w tym zakresie bez grzechu ;)
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

No, ja też nie bez grzechu, dysfunkcje mózgu robiłam przecież ogólnopolsko. Ale jakoś w mojej ulubionej części literatury nie mogę tego znieść. Szczególnie, nie mogę tego znieść w przypadku Autorów, których próbujemy choć trochę przeszkolić na Warsztatach...

Nieczujni są. Niemyślący. Dający się wpuścić w kanał.
To jest złe dla literatury, którą w ogólności lubię. Bo jak ma mnie zaskoczyć, skoro Autorzy będą myśleć wg schematu? :)))

Powyżej - to nie analiza, lecz subiektywy "rzyg" myślowy, Kiwaczku.
Żeby była jasność.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Może i "rzyg" ale nie pozbawiony cech analitycznych.

No i szczerze mówiąc - dobrze, że się taki "rzyg" trafił.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

ODPOWIEDZ