Ależ Stalin miał poczucie humour, tylko że takie najczarniejsze z czarnych. Niestety źródła mam w domu, więc nazwisk i dokładnej daty nie podam, ale spróbuję z pamięci rzucić anegdotkę.ElGeneral pisze:Bo ten drań Stalin zinstytucjonalizował nawet brak poczucia humoru.
Podczas Wielkiego Terroru Stalin zasadził się na jednego ze swoich „dworzan”. Biedaka aresztowano, torturowano, oczywiście przyznał się do trockistowskich sympatii i sabotażu, znalezli się „świadkowie” i „dowody”, jak zawsze. Wydano wyrok śmierci, ale przed wykonaniem Stalin zaprosił go do siebie i strzelił mowę w rodzaju:
- Bardzo zawiniliście, towarzyszu, wobec Partii i Związku Radzieckiego. Zawiedliście mnie i zaufanie, jake w was pokładałem. Kara za zdradę jest tylko jedna. Jednak pamiętam was, towarzyszu, z naszych rewolucyjnych lat, gdy walczyliśmy razem ramię przy ramieniu. Przyjaźnimy się od 20 lat, tyle razem przeszliśmy. Wybaczam wam. Możecie iść do domu.
Ofiara padła na kolana zalała się łzami i zaczęła dziękować, na co Stalin:
- Żartowałem, zabrać go!
Innym razem innego przyjaciela torturował całymi tygodniami, próbując wydobyć przyznanie się do zdrady, ale człowiek był bardzo twardy i wytrzymał. W końcu sam Stalin dał za wygraną i stwierdził, że rzeczywiście musi być niewinny. Kazał go wypuścić bez słowa wyjaśnienia. Kiedy potem go spotkał na korytarzu, cień czowieka, poranionego, posiniaczonego, z powybijanymi zębami, połamanymi palcami z wyrwanymi paznokciami, beztrosko klepnął go po plecach i z bezczelnym uśmiechem spytał:
- Dawno cię nie widziałem. Byłeś na wakacjach?
Potrafił też być rzeczywiście zabawny. Przypominam sobie historię studenta z Leningradu, który po pijaku rzucił lotką w portet Stalina i trafił go w sam środek nosa. Oczywiście go aresztowano, ale zanim się z nim uporano, usłyszał o tym Stalin, kazał go wypuścić i powiedział, że zamiast iść do więzienia, powinien dostać odznakę strzelca wyborowego.