ZW NE I - Nie sądziłem, że mnie sprzeda...

Moderator: RedAktorzy

Który z tekstów przypadł Ci najbardziej do gustu?

Mae "Nie sądziłem, że mnie sprzeda"
2
13%
Voodoo_doll "Zemsta"
10
63%
Krips "Pamiętnik gwiazdy"
4
25%
 
Liczba głosów: 16

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

ZW NE I - Nie sądziłem, że mnie sprzeda...

Post autor: kiwaczek »

Zakużone Warsztaty Nowa Edycja I

Nie sądziłem, że mnie sprzeda...

Teksty spełniające wymogi formalne:

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Mae Nie sądziłem, że mnie sprzeda

Gorąco tu. Pot zalewa oczy, rozpływa się słonymi kroplami na wargach. Dłonie drżą, pióro ślizga się w wilgotnych palcach. A jednak piszę. Mawiają, że prowadzenie pamiętnika pomaga ukoić zszargane nerwy, poukładać rozszalałe myśli. Czyli kuracja w sam raz dla mnie.
Odkąd pamiętam, moim największym marzeniem, a zarazem życiowym celem, było pełnienie roli zbawiciela ludzkości. No, a przynajmniej tego jednego człowieka. Znałem Go właściwie od dziecka, pamiętam jeszcze, jak jako berbeć hasał wesoło po pokoju. Potem zaczęło się dojrzewanie i problemy piętrzące się niczym potężne góry. Nie raz się potknął, upadł na twarz, lecz zawsze pomagałem Mu wstać i sprostać trudom świata. Nie był aniołem, nie… Był malarzem, barwiącym moją szarą rzeczywistość. Wiedziałem doskonale o kotłującym się w Nim egoizmie, pokładach złości, widziałem pychę zastygłą w spojrzeniu. Jednak codziennie wytrwale poskramiałem gwałtowną naturę, walczyłem z przywarami, analizowałem uczucia, ucząc się ich jak pacierza.
Tamtego dnia nie zachowywał się normalnie. Kręcił się po mieszkaniu, nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu. Starałem się dociec, co Go trapi, jednak liczne próby spełzły na niczym.
Myślę, że w głębi duszy znałem Jego zamiary, maleńka część mnie przeczuwała niebezpieczeństwo, wysyłając sygnały ostrzegawcze. Ale odganiałem natrętne myśli jak muchę, oszukiwałem sam siebie. Udawałem, że nie widzę, kiedy w nocy wymknął się z domu. Było zimno, pogoda raczej nie zachęcała do spacerów. On się jednak uparł. Próbowałem przemówić Mu do rozsądku, ale nie słuchał, brnął do przodu przez wilgotne, wysokie trawy, nie zważając na mokre do kolan spodnie i wślizgujący się za szalik wiatr. Przystanął niepewnie obok żeliwnego, dziurawego płotu, przytupując lekko. Roztarł skostniałe ręce. Naderwane skrzydło bramy skrzypiało przeraźliwie, kołysząc się w zardzewiałych zawiasach. Mgła kłębiła się między drzewami, otulała ruiny gotyckiego kościoła, przyczajając się w szczelinach i załomach murów. Atmosfera jak w horrorze. Aż włosy jeżyły się na głowie, stado mrówek wędrowało wzdłuż kręgosłupa, a pot lśnił nad górną wargą. Oczywiście nie mnie. Choć wiele bym za to oddał. Kiedyś. Bo teraz…
W każdym razie, z pewnością czuło się na karku lepkie muskanie strachu. Widziałem to w Jego szeroko rozwartych oczach, ostrożnych ruchach, ręce nerwowo muskającej kieszeń z bronią. Ponadto czułem. Lęk. Czysty lęk, który wstrząsał ciałem, przy każdym wdechu.
Przyszła nagle. Niespodziewanie. Wiatr, hulający w pustych otworach okien, ucichł, zamilkł szum drzew i miarowy odgłos kropel rozbijających się o cegły. On drgnął i, kierowany dziwnym przeczuciem, odwrócił się na pięcie, tocząc wokół spanikowanym wzrokiem. Nieprzyjemna cisza brzęczała w uszach. I wtedy zobaczył. Zobaczyłem i ja. Wyglądał zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażałem. Jak… kobieta. Zwykła kobieta, jakich wiele na ulicach. Jedna z tysięcy osób, które skryte pod ciemnymi parasolami, podążają do przodu, potrącając się nawzajem, zasępione i mrukliwe. Jednak, kiedy zrzuciwszy kaptur, odgarnęła z czoła czarne, błyszczące wilgocią sploty, dostrzegłem w niej coś, co całkowicie zaprzeczyło pierwszemu wrażeniu. Mroczniejące drwiną oczy lśniły groźnie, na wargach, wygiętych w demonicznym uśmiechu, rysowało się okrucieństwo.
Czułem jak zaschło Mu w ustach, jak kilka razy przełyka ślinę. Dłonie mimowolnie mięły zdjętą przed chwilą czapkę. Moje, a może i Jego zmysły, wyostrzyły się do granic możliwości, zalewając masą barw i dźwięków. Szaleńcze bicie serca przeplatało się z przyśpieszonym oddechem, woń mokrych liści mieszała się z zapachem perfum.
Dziewczyna wspięła się na palce, zakręciła jak baletnica i, ze złowieszczym chichotem, przylgnęła do Niego. Wzdrygnął się. Ciało momentalnie zesztywniało, z ust dobył się świst gwałtownie zaczerpniętego powietrza. Cofając się niezgrabnie, próbował wyplątać się z morderczego uścisku. Bezskutecznie. Poczułem jak panika i zakłopotanie przelewa się bezładnie w głowie, a na sercu zaciska się stalowa pięść. Chciałem pozbierać myśli, zacząłem szeptać Mu do ucha, w końcu krzyknąłem w nagłym przypływie paniki. Ale nie słuchał.
Stał jak zahipnotyzowany, kiwał się sennie na boki, wdychając zapach dzikich róż. Nozdrza się rozszerzyły, woń kręciła w nosie, podrażniając i dusząc. Dziewczyna odrzuciła do tyłu głowę, śmiejąc się szaleńczo. Łzy wysiłku zabłysły się w kącikach, zawisły na rzęsach, poczęły spływać po twarzy, drążąc na zakurzonej skórze białe kanaliki. Głos zamienił się w wysoki pisk, pisk zaś w niski, zduszony charkot, dobywający się z samej głębi płuc. Zwęziły się groźnie lśniące czerwienią oczy. Długi jęzor, wystrzeliwszy do przodu, zwilżył spierzchnięte wargi. Dziewczyna warknęła przeciągle, po czym brutalnie złapała Go za podbródek. Zdążyłem jeszcze poczuć gorzki smak jej ust i ogień palący sumienie. Zapadłem się w ciemność, nicość, niczym nieograniczoną czerń.
A potem? Potem płomienie, żar i niewygodny kamień, na którym właśnie siedzę. Skrobię kawałkiem węgla po uwalanym smołą pergaminie i czekam. Aż przyjdą. Bo wiem, że przyjdą. Taka już dola sumienia. Duszy.
Zdradzona i złu zaprzedana dla kilku worków marnych świecidełek, wiecznego życia i Bóg wie jeszcze czego. Bóg wie...

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Voodoo_doll Zemsta

Nie pamiętam dzięki komu pojawiłem się na tym świecie, nie pamiętam nawet pierwszych lat mojego istnienia. Moje wspomnienia zaczynają się od momentu kiedy delikatne ręce Anny dotknęły mojej skóry. Ale niestety to nie Anna okazała się być moim przeznaczeniem. Z jej delikatnych rąk trafiłem wprost w silne i stanowcze ręce Agnes. I chociaż byłem jej prezentem urodzinowym, to początkowo czułem się jak niechciany rupieć - stojąc bezczynnie w kącie oglądałem kolejne wschody i zachody słońca deszczowej Irlandii. Po roku nie żywiłem już nadziei, że to się kiedykolwiek zmieni. Ale to wtedy właśnie wylądowałem w ogromnej skórzanej walizie, a po kilku dniach niewygodnej i męczącej podróży znalazłem się w miejscu tak odmiennym od rodzimej Irlandii. Wkrótce dowiedziałem się, że ten upał, zapach kurkumy i kardamonu i nieustający zgiełk ulic to po prostu Kalkuta. Niestety i w tym miejscu los początkowo nie był dla mnie łaskawy. Tak jak w Irlandii i tutaj skazano mnie na nużącą bezczynność. Agnes, czy raczej Teresa (bo takie sobie imię przybrała), nie wykazywała mną najmniejszego zainteresowania, a ja przeżywałem nieopisanie katusze z tego powodu. Jak pies łaknąłem choć jednego jej spojrzenia, choć jednego dotyku jej spracowanych rąk. Wkrótce szczęście uśmiechnęło się i do mnie, choć dzisiaj przeklinam tę chwilę. Ale wracając do tematu – kiedy Teresa została dyrektorką szkoły dla dziewcząt, przychodziła do domu coraz bardziej zmęczona i zmartwiona. I któregoś razu, jej wzrok spoczął na mnie na dłużej, a po chwili poczułem jak delikatnie ujmuje mnie w dłonie. Jakże dobrze pamiętam ten moment, kiedy tak pieszczotliwie gładziła me lico. Wkrótce zostałem jej przyjacielem i jedynym powiernikiem. Dzieliłem jej smutki i radości, ciesząc się jej całkowitym zaufaniem. Teresa dobrze wiedziała, że nikomu nie zdradzę jej myśli i uczuć. Codziennie wieczorem siadała ze mną i dzieliła się wydarzeniami minionego dnia. Było tak nawet wtedy kiedy przesłała być dyrektorką szkoły a zaczęła pracować dla biedaków i trędowatych na ulicach Kalkuty. Wydaje mi się, że to wtedy potrzebowała mnie najbardziej. Patrząc na tyle zła i cierpienia potrzebowała codziennego oczyszczenia. Tym oczyszczeniem byłem ja. Przez blisko sześćdziesiąt lat...
Powinienem był już wiedzieć, że ludzie to istoty zmienne i niestabilne. Jednak moja próżność uczyniła mnie ślepym na ten aspekt ludzkiej natury. Byłem pewien że znam Teresę, lepiej niż ona sama zna siebie. Dlatego może ta decyzja była dla mnie tak ogromnym ciosem. Wkrótce po tym jak Teresa otrzymała Nagrodę Nobla w naszym azylu pojawił się elegancki jegomość o lisiej twarzy i złożył jej intratną propozycję, na którą ku mojej zgrozie i rozpaczy przystała. Nigdy, przenigdy nie sądziłem, że mnie sprzeda. Mnie – jej ukochany pamiętnik!!! Następne dwa lata były dla mnie istnym koszmarem – chciałbym zapomnieć cały ten tragiczny proces wydawniczy i wydanie mnie w milionach kopii na całym świecie – dość powiedzieć, że czułem się rozczłonkowany, zbrukany, zgwałcony...Kiedy wróciłem z powrotem do Teresy nienawidziłem jej z całego serca i pragnąłem tylko jednego – zemsty. Jeszcze kiedy żyła, zacząłem nanosić małe poprawki w tym co napisała – tutaj coś dodałem, tam coś wyciąłem, w innym miejscu coś zmieniłem. Jakże szybko zebrałem pierwsze owoce – podniosły się głosy krytyki skierowane w Teresę – oskarżano ją o malwersacje finansowe, przymusowe nawracanie na katolicyzm i tym podobne. Ale dopiero niejaki pan Hitchins wpadł w moją pułapkę i napisał artykuł „Upiór z Kalkuty”, a później nakręcił film dokumentalny „Anioł z piekła”. Jednak dopiero jego książka „Misjonarska Miłość: Matka Teresa w teorii i praktyce” odniosła spodziewany skutek – Teresa zmarła na zawał.
Ja jednak ciągle czułem się niezaspokojony, poza tym dopiero pierwsza część mojego planu została zrealizowana. Druga, o wiele bardziej pracochłonna, zajęła mi ponad dwieście lat. Cały czas wprowadzałem zmiany w zapiskach Teresy – na tyle drobne, że niewykrywalne na przestrzeni ludzkiego życia, lecz na tyle istotne, że po dwustu latach całkowicie zmieniły jej obraz. Ze świętej zrobiłem demona rodem z najgłębszych czeluści piekielnych. Dzisiaj w 2199 Matka Teresa nie jest już Matką Teresą, lecz Krwawą Teresą – tą która przeprowadziła holocaust tzw. „pogan”, tą która zlikwidowała miliony istnień za pomocą broni masowego rażenia, tą której przez ponad 60 lat bał się cały świat. Hitler? Stalin? Kto ich dzisiaj pamięta? To co zrobili to dziecinna igraszka w porównaniu z dokonaniami Krwawej Teresy. A ja? Teraz kiedy udało mi się dopełnić mojej zemsty chcę tylko jednego – przestać istnieć. Jedno ludzkie porzekadło mówi, że zemsta jest słodka – jednak mnie nie przyniosła słodyczy – tylko gorzknienie w samotności.

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Krips Pamiętnik gwiazdy

Moje ostatnie dni, nie wiem ile mi zostało...
Nie sądziłam, że mnie sprzeda aż tak dobrze. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że swoją robotę wykonał wyśmienicie. Szkoda tylko, że mnie to wcale nie cieszy.

Przyglądam się setkom luf aparatów wycelowanych we mnie i tylko wyczekujących aż to się stanie. Czeka ich wielkie widowisko. Żałuję, że to tak się kończy. Szkoda mi, że dałam się na całe życie zniewolić żądzom jednego człowieka, mojego menadżera, Marcusa.

To fakt, to dzięki niemu jestem teraz, kim jestem. To on mnie odkrył. Sam był wtedy jedynie fascynatem poszukującym swojego wejścia do wielkiego świata.
I znalazł.
Mnie.

Stałam się jego furtką do sławy. Może inaczej. Stałam się w jego rękach narzędziem do sławy. Trzeba mu przyznać, że potrafił się mną posługiwać. Tylko dzięki temu osiągnęliśmy to, co teraz mamy. Ja wielka gwiazda, a on nie mniejszy menadżer, rozchwytywany spec od piaru.

Zanim mnie odkrył, nie byłam wcale znana. Byłam jedną z wielu i dobrze mi z tym było, ale pojawił się on. I wszystko zmienił. Dużo obiecał i przyznaję, nie kłamał, ale wtedy nie wspomniał o tym jak skończę. Ile poświęcę. Jak będzie wyglądało moje życie.

Dopiero dziś rozumiem, że jestem jego ofiarą. Jego rozszalałych ambicji, ale i ofiarą własnej słabości. Przecież nigdy tej sławy nie pragnęłam, chciałam spokojnie żyć, a dałam się wciągnąć w tę ciągłą walkę o popularność. Kto na tym zyskał? Kto stracił? Dziś bilans jest dla mnie wyjątkowo czytelny i w tym bardzo okrutny.

Nie wiem, kiedy to się stanie. Ale jeśli jutro wciąż tu będę, to przynajmniej postaram się spisać moją historię jak najdalej. Mam nadzieję, że zdążę...


Drugi dzień oczekiwania...
Czuję się dosyć dobrze. O dziwo, wbrew wyrokom wszelkich uczonych i samego Marcusa, największego spośród nich, wciąż żyję. Ale wiem, że to tylko kwestia czasu, nie smuci mnie to, jestem już zbyt zmęczona, ale z drugiej strony nie chcę w ten sposób odchodzić. Z wycelowanymi we mnie obiektywami...

Skończyłam opowiadać na tym, kim jest dla mnie Marcus, kim był. Ale przede wszystkim muszę napisać jak wyglądało moje życie. A nie było proste i łatwe.

Dał mi nowe imię. Mówił co i jak mam robić. Wskazał mi moje miejsce wśród innych gwiazd, a na dodatek, powiedział, że jestem najjaśniejszą z nich. To było dla mnie za dużo. Wciągnął mnie na piedestał, podczas gdy ja nigdy nawet nie chciałam wyjść na scenę. Ale co mogłam zrobić. Należałam do niego.
Dali mu prawo by o mnie decydował.
Dał mi imię, pod którym wszyscy mnie znali, nie miałam już odwrotu. Musiałam już być taką, jaka zechce mnie stworzyć.

Często zwracał mi uwagę:
- Nie bądź taka ciepła klucha! Dawaj ognia!
A więc dawałam. Dawałam z siebie ile tylko mogłam. I wtedy był zadowolony. Byłam wielką gwiazdą, przebijałam inne, byłam królową. Marcus oczywiście piał ze szczęścia, robiłam wszystko jak mi kazał. Okrzyknięto go wielkim odkrywcą i spłynęła na niego część mojej sławy.

Zrobił mnie kimś wyjątkowym dla żeglarzy, czy podróżników. I w sumie tylko z tego się cieszę, że jednak coś w życiu ważnego robiłam. Pomagałam innym odkrywcom.

Jeszcze do niedawna nie myślałam o tym kim jestem? Ale w końcu przyszedł czas i na to. Wysnułam wnioski z mojego życia, bardzo przykre wnioski.
Dałam się zniewolić. Zaprzepaściłam życie, sprzedałam wolność.
Ale żebym, chociaż coś z tego miała. Ale nie... Jeszcze niedawno myślałam, że sama moja sława jest dla mnie nagrodą za ten trud, za to, że się tak poświęciłam. Ale w końcu zrozumiałam.
Nie robiłam tego czego chciałam, a to, czego chciał Marcus. Więc jak mogłam być szczęśliwa?
Na dodatek, ta moja wielka sława to ułuda. Myślałam, że bycie gwiazdą to to, że zna i kocha cię mnóstwo ludzi. A tu, co się okazuje? Jeszcze nigdy nie interesowali się mną tak mocno jak dziś. W czasie, kiedy umieram.

Już dawno się wypaliłam. Przez lata ciągnęłam na oparach. A Marcus wciąż zaciskał na mnie jarzmo. Aż w końcu się stało to, co kiedyś musiało.

Jest mi chłodno, widzę przed sobą aksamitną czerń, a wśród niej mały, rozmazany niebieski punkcik.

To już koniec, czuję to...
Widzę inne podobne do mnie, tylko czekają na mój koniec. Czekają aż zwolnię miejsce. Ja też na to czekam.

A gdzie jest teraz Marcus? Bądź, co bądź najbliższa mi osoba? Gdzie jest?
Tuż obok.
Wielki odkrywca właśnie poszukuje mojej następczyni, bo jak to by było by nagle wszyscy o nim zapomnieli? Nie może na to pozwolić.
Ja już go nie interesuję.

Już widzę te wielkie nagłówki: Gwiazda Polarna umiera!
Ludzie się cieszą, będą fajowe fajerwerki w kosmosie.

Jest mi niewiarygodnie lodowato, odchodzę widząc za sobą ogonek oczekujących na moje miejsce, ale zanim... Wiem jak odejdę, tak jak całe życie tak i umieram w wielkim stylu. Pięknie rozbłysnę, ostatni raz wysyłając ku Ziemi falę ciepła. Taki mój ostatni prezent. A oni... Dla nich to ładny spektakl na niebieskim firmamencie.

W oddali szybko migają obiektywy, zrobił się ruch w gazetach, telewizjach, czy radiach. A zatem, ze mną już ko...

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Teksty nie spełniające wymogów formalnych:

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Cień Lenia Pamiętnik Rębajmistrza

10.X.1422r.
Nazywam się Rębajmistrz, i jestem mieczem...trochę głupio to brzmi. No cóż, niestety nie umiem napisać inaczej-wszak jestem tylko prostym ostrzem, które dziś właśnie zostało wykute. Moje dzieciństwo nie było zbyt szczęśliwe, przez cały czas ktos mnie lał młotem kowalskim, albo nurzał w lodowatej wodzie .Ojciec mój, niech spoczywa w pokoju, nazywał się Mordownik i wyszczerbił się w czasie bitwy pod Grunwaldem, matka natomiast, była nożem do masła. Podobno rodzina ojca nie chciała zgodzić się na taki mezalians, ale ojciec był twardy i dopiął swego. Podobno jego praprzodkiem był miecz Romea...

11.X.1422r
Dziś jest mój wielki dzień! Zostaję wystawiony na sprzedaż. Mam nadzieję, że kupi mnie jakiś rycerz, na miarę Zawiszy Czarnego albo Zbyszka z Bogdańca...

12.X.1422r.
Minęły już, jakies trzy dni, od czasu gdy mnie wykuto i wciąż nikt nawet nie raczy rzucić na mnie okiem. Na dodatek śmierdzi tu łojem i potem. Przeklęty plebs!

13.X.1422r.
Nareszcie! W końcu opuszczę duszne mury kuźni i udam się w świat, by chronić mego pana w każdej możliwej sytuacji. Moim nowym właścicielem został włoski szlachcic Romano Giertucci. Cóż, może nazbyt postawny to on nie jest, mądrością też chyba nie grzeszy, ale jak mawiają, pozory mogą mylić..

14.X.1422r.
Jestem załamany stylem walki mojego pana. Nie umie wyprowadzić nawet porządnego pchnięcia, ani nawet zablokować dośc słabego ciosu. Boże, widzisz i nie grzmisz! Chyba będe zmuszony walczyć za niego.

15.XI.1422r.
Dzisiaj odbędzie się turniej rycerski. Do Warszawy zjadą się najznakomitsi rycerze i miecze królewstwa. Chodzą słuchy, że Zawisza i jego miecz także się zjawią. Może spotkam się z nimi w bitwie?

17.XI.1422r.
Ha! Zwcięstwo! Pokonałem(ja sam, bo Romano nie raczył kiwnąć palcem...)wszystkich! Nawet Zawiszę, chociaż walka to była zacięta, aż iskry się ze mnie sypały. Romano, z radości wlał w siebie więcej miodu niż jakikolwiek człowiek na ziemi.

19.XI.1422r.
Wkrótce wyruszamy na krucjatę do ziemi świętej. Romano ślubował jakiejś kobitce, że przywiezie jej kosz głów innowierców. Na moje oko, nie warta zachodu-ani ładna, ani bystra, ani nawet dużych atrybutów nie ma. No, ale jak o tak bardzo chce, to mu pomogę.

20.XI.1422r.
Nienawidzę jego gęby! Przeklęty idiota! Zaprawdę, nie sądziłem że mnie sprzeda. I to komu! Karczmarzowi za dzban miodu! Cóż za afront!

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Varelse Archanioły i ludzie

01.01.01.
Wybudzili mnie. Powinienem raczej powiedzieć: wskrzesili. Bo to nie mógł być sen. Otwarcie na nieskończoną ilość wymiarów rzeczywistości i umysłu. Niebo. Jedność z Bogiem. Doświadczenie, którego nie da się wyrazić słowami.
Ale niezbadane boskie wyroki kazały mi opuścić ten stan i wrócić na Ziemię.
02.01.01
Lekarze powiedzieli mi że większość pohibernacyjnych uszkodzeń ciała jest już naprawiona – komórki macierzyste wspomagane nanotechnologią sprawiają, że możliwa jest regeneracja narządów w przeciągu kilku godzin. Ale muszę jeszcze tu zostać tydzień, ze względu na mózg – bo istnieje niebezpieczeństwo destabilizacji neurogenezy– i na jakieś metasynapsy fi,. Pewnie chodzi o jakieś nieznane w moich czasach struktury w mózgu..
Tęsknię za Niebem. W pewnym momencie nawet przyszły mi do głowy myśli samobójcze, ale wiem, że to nie jest dobra droga. Muszę żyć.
Tęsknota wzmaga się jeszcze bardziej, kiedy pomyślę o Hazel. Zostawiłem ją wieki temu, decydując się na opuszczenie nieprzyjaznego świata poprzez hibernację. Ale spotkałem ją w Niebie. Widoczna w nieskończoności była jeszcze piękniejsza. I nie dzieliło nas nic – nie było niezrozumienia, konwencji społecznych ani chęci wyłączności.
03.01.01
Śniła mi się. Ale to nie był zwykły sen. Czułem się jak w Niebie, otwarty na całą rzeczywistość. Celu swojego objawienia jednak nie wyjawiła. Było tylko prawie niebiańskie szczęście.
04.01.01
Wyjaśniła cel swoich objawień. Ma być moją przewodniczką. Ma mi pomóc osiągnąć otwarcie na Nieskończoność na tym świecie.
05.01.01
Jest pierwsza w nocy. Nie mogę zasnąć. Za ścianą słyszę dziwną rozmowę, którą notuję na bieżąco:
- Blokady fi były wyłączone przez ostatnie dwa tygodnie.
- Awaria.
- Nie. To nie mogła być awaria. Kłamie pan. Znowu wziął pan łapówkę. Dał pan jakiejś firmie jeszcze kilku nieświadomych niczego klientów. Cholera, zrozumcie wreszcie, że to są ludzie. Nie można ich sprzedawać jak przedmioty. A wy co? Trochę pieniędzy popłynie do kieszeni, więc wspieracie ten pieprzony przemysł fi-marketingowy. Przez was już nie ma na tym świecie żadnego prawdziwego uczucia, tylko same re
05.01.01
Tutaj zapis się urywa. Ale nie pamiętam, żebym wczoraj w nocy cokolwiek słyszał. Pisałem przez sen? Czy coś takiego jest w ogóle możliwe?
Jeden z lekarzy oświadczył, że o pierwszej w nocy był w mojej sali i że wtedy spałem.
W takim razie czy za tym stoi Hazel?
Po południu objawiła się i zaprzeczyła. Powiedziała, że zapis powstał po to, żeby mnie zmylić. Żebym zwątpił.
Przeszło mi przez myśl, żeby wyrzucić tę kartkę i usunąć z pamięci jej treść. Ale sprawa jest zbyt tajemnicza, żebym mógł tak po prostu o niej zapomnieć.
W chwilach, kiedy próbuję myśleć logicznie, to wszystko wydaje mi się bez sensu. Bóg, który z własnej woli oddziela mnie od siebie, a potem wysyła anioła, który ma mi pomóc w ponownym zjednoczeniu? A do tego pozwala na takie dezorientujące incydenty?
Czyżby więc Hazel nie była aniołem? Może to ona była wysłana po to, aby mnie zmylić? Czy więc tamta wizja to ostrzeżenie? Jeśli tak, to przed czym?
Ale dookoła mnie dzieje się tyle dziwnych rzeczy, że po prostu nie mogę kierować się logiką. Pozostają więc uczucia. Te mówią, że ona naprawdę pochodzi od Boga, że kocha mnie najczystszą możliwą miłością, że powinienem jej zaufać i nie próbować wniknąć w plany Stwórcy, z założenia doskonalsze niż Stworzenie.
07.01.01
Wypuścili mnie ze szpitala. Nie powiedzieli nic, nie dali żadnych wskazówek dotyczących orientacji w obcym świecie. Dlaczego? Nie miałem pojęcia. Instynktownie wiązałem to z tamtym zapisem. Skorumpowany szpital nie dbający o swoich pacjentów. Ale czy korupcja mogła posunąć się aż tak daleko?
I wtedy zobaczyłem Hazel, jedyną, której w tej chwili mogłem zaufać.. Jednocześnie ujrzałem swój przyszły dom, marsjańską pustelnię, w której mam odnaleźć szczęście, spokój ducha i stały kontakt z Bogiem.
Niemal za rękę poprowadziła mnie do siedziby firmy kolonizacyjnej.
29.01.01
Zgubiłem ten pamiętnik w dzień po odlocie i dopiero dzisiaj go znalazłem.
Wczoraj pożegnała się ze mną we śnie. Powiedziała, że „dalej muszę iść sam”. Oczywiście znałem drogę. Od początku podróży wyjaśniała mi techniki medytacji i modlitwy. Teraz miałem je zacząć stosować.
W czasie śniadania jeden z moich towarzyszy podroży powiedział:
- No, nareszcie wolność! –
- Od czego? – zapytałem
- Od ziemskich generatorów fi, rzecz jasna.
- Czego?
- Jak, do cholery, można tego nie wiedzieć? Fi. Wymiar transcendentny. Sztuczne anioły. Reklamy mistyczne.
Upłynęła dłuższa chwila, zanim dotarło to do mojej świadomości.
Moje myśli krzyczały: Więc to wszystko nieprawda. Hazel to tylko reklama. Bóg nie istnieje. Nie byłem w Niebie.
Przypomniałem sobie wizję mojej pustelni. Wcześniej nie zwracałem uwagi na otoczenie. Teraz widziałem. Otaczało ją bezkresne morze piachu i pyłu.
Chodziło o to, żeby skłonić mnie do życia w miejscu, w którym żaden człowiek o zdrowych zmysłach nawet nie próbowałby mieszkać.
Wpadłem w szał. Podniosłem najbliższe krzesło i z całej siły uderzyłem nim w stół, łamiąc go na dwie równe części.
- ku**a mać, już nic na tym świecie nie jest prawdziwe! Wszystko może być pieprzonym marketingiem! –wrzeszczałem.
Kilku kolonistów złapało mnie i unieruchomiło. Jeden z nich wyjaśnił:
- Posłuchaj. Właśnie dlatego tam lecimy. Tam jest wolność.

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Ignatius Fireblade Przełamany atak

Dzień 20
Sierżant miał rację… pisanie pamiętnika, czy raczej dziennika („bo tylko panienki pamiętniki piszą” – jak później dodał) pozwala na ułożenie myśli w porządku. Szczególnie, że ja, żołnierz służący w stopniu kaprala, jestem odpowiedzialny za moich ludzi! Co prawda, nie mam ich zbyt wielu (sztuk: 10), ale to i tak ogromna odpowiedzialność.
Wkraczamy na kolejny etap naszej drogi do serca tego nieczystego kraju, splugawionego przez lepkie macki czarnej, nekromanckiej, tfu… sztuki. Od wydania rozkazu wymarszu, nasz oddział pokonuje dziennie ponad dziesięć mil, co jest wielkim osiągnięciem.
Jeszcze nie natknęliśmy się na siły nieumarłych… choć zauważyłem dziwne zachowanie jednego z szeregowców. Wymknął się, pod pozorem warty, poza tymczasowy obóz i zaczął dość dziwnie gestykulować. Zawiadomiłem o tym sierżanta. Obiecał, że zbada sprawę.

Dzień 22
Dziś po raz pierwszy starliśmy się z wrogiem. Widać zrozumiał, że oddawanie terenów za darmo nie jest dobrym pomysłem. Zwyciężyliśmy, choć musieliśmy zostawić tam wielu, dobrych ludzi (nie znalem ich osobiście, ale tek stwierdził generał podczas apelu). Dowódca mojego oddziału został ciężko raniony w nogę… teraz leży w namiocie medyków, gdzie starają się powstrzymać zakażenie.
Oderwana kończyna nie jest miłym widokiem… Ano tak, dziś się po raz pierwszy porzygałem.

Dzień 23
Kapitan zmarł. Słysząc to, sierżant zwiał („Nie będę doglądał tego burdelu!” – i tyle go widzieliśmy). Wygląda na to, że zostałem dowódcą drugiego oddziału Piętnastej Dywizji Armii Północnej. Boję się…
Ludzie zaczynają gadać. Twierdzą, że ktoś nas wystawił. Moim obowiązkiem, jako dowódcy jest przeprowadzenie śledztwa.

Dzień 25
Całą noc uciekaliśmy przez lasy i bagna. Podczas kolejnego starcia, wróg przydusił nas do ziemi siłą ognia, a później nie pozwolił kiwnąć małym palcem. Jeszcze teraz słyszę w głowie suchy trzask zamka mojego AK-47. Chyba nawet kilku ustrzeliłem. Nie wiem, ciemno było. Zabili mi pięciu żołnierzy, nie było czasu na śledztwo.
A mówiłem idiotom, by się nie wychylali.

Dzień 27
Natrafiliśmy na pole minowe. Doskonałym czujem okazał się pewien żółtodziób, dołączony do nas przed wymarszem. Wyleciał w powietrze razem z całkiem pokaźnym skrawkiem gruntu. Niestety, okazał się żywotny i nie zdechł. Brakowało mu obu nóg i dolnej części pleców, ale żył… Flaki wylewały mu się z dziury w dupie, ale skurwysyn żył dalej.
Zastrzeliłem go. Jestem z siebie dumny – nie porzygałem się.

Dzień 28
Żołnierze coraz odważniej demonstrują niezadowolenie z mojego dowództwa. Dziś dwóch odmówiło stania na warcie twierdząc, że na takim zadupiu nikt nas nie znajdzie. Pierwszemu złamałem dwa palce, a drugi zrozumiał aluzję w lot i nabrał ochoty do wykonywania poleceń.

Dzień 30
Zwiadowca natrafił na patrol wroga. Niestety nie zdążył mnie o tym powiadomić, bo patrol wroga też na niego natrafił… wiele razy.
Zdrajca wciąż jest wśród moich ludzi, a zostało sześciu (trzech odnalazło się po drodze, wcześniej służyli w dość gorąco przywitanych oddziałach).

Dzień 31
Dwóch zdezerterowało. Utopili się w bagnie.

Dzień 33
Kolejne pole minowe. Widzieliśmy, jak je zakładali… Musimy pokonać ten pas lądu, by przez rzekę dostać się na naszą stronę. Myślę, że korytarz szeroki na metr będzie wystarczający. Czas zafundować oddziałowi egzamin praktyczny.

Już godzina, a czwórka saperów oczyściła dopiero jeden metr. Na oko pozostało siedem.

Zostało tylko trzech (razem ze mną). Jeden nie zauważył miny-skoczka (najpierw wyskakuje z ziemi na wysokość mniej-więcej metra, po czym wybucha). Ciężko odróżnić trupy, ponieważ wybuch zmiótł im twarze oraz górne części torsów. Nikt nie miał ochoty grzebać w korpusach za nieśmiertelnikami.

Operacja przebiegła w miarę pomyślnie (zmieściliśmy się w statystykach egzaminacyjnych). Jesteśmy po drugiej stronie.

Dzień 34
Tragedia! Wróg pokonał armię główną i przedarł się przez granicę. Okoliczne lasy zostały w całości opanowane. Czuję smród żywych trupów. Niedawno przeszedł blisko nas patrol, uzbrojony w karabiny maszynowe… Chyba M-16. Skąd mają taką broń?

Godzina 19:00
Ukrywamy się w stodole. Już wiem, kto jest zdrajcą… ONI WSZYSCY ZDRADZILI! Tak, jestem otoczony przez smród gówna i zwłok… Chcą odebrać mi życie, godność i miłość do kraju i doktryny. Nie znam ich nazwisk i mnie nie obchodzą, ale to SPISEK! Sprzedali ojczyznę za marne obietnice. Próbowałem im przemówić do rozumu, ale nie słuchają. Mam wrażenie, że tej nocy zrobią pierwszy krok.
Moja nadziejo… Nie sądziłem, że i ty mnie sprzedasz.

Dzień kolejny
Do znalazcy tego dziennika. Wszelkie zapiski zostały przeprowadzone przez osobę chorą psychicznie. Proszę nie wierzyć kapralowi… osobnikowi w żadne zapisane tutaj słowo. Dowodem na pomieszanie zmysłów mężczyzny jest całkowity brak nazwisk.
(Pismo pod spodem różni się od tego wyżej)
My, doktory my wimy, co godomy, ja?
(Cała strona zroszona jest czerwonej barwy plamami)[/u]

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Dracool Po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci... "Sprzedany"!

Wtorek, 12.12.2006

Dziś stała się najstraszniejsza rzecz jaka przydarzyła mi się w moim długim życiu. Stoję sobie spokojnie na Dolnej i obserwuję obsługę techniczną usuwającą scenografię i myślę, że dla spektakli warto być. Wtem w gabinecie dyrektora słyszę płacz. „Co się stało, Bronuś?”, pytam dyrektora. „Och, Dzidek”, szlocha dyrektor, poklepując mnie czule po ścianie. „Dzidek, zdradziłem! Dziduś, kochany... Przez gardło mi to nie przejdzie”. Powiem szczerze, że aż mi strych zatrzeszczał ze zgrozy bo przeczuwałem co się dzieje. Mimo to zapytałem o jaką zdradę chodzi. „Dzidek, sprzedałem cię! Musiałem. Zarabiamy tylko tyle by wypłacić aktorom minimalną stawkę i spłacić hipotekę. Dzidek, tak mi przykro.” Mowę mi odebrało na te słowa. Nie sądziłem, że mnie sprzeda. Wiedziałem o kłopotach ale starałem się wyglądać możliwie najbardziej zachęcająco by ludzie przychodzili na spektakle. Na samą myśl o tym, że już żadnego nie zobaczę ogarnia mnie czarna rozpacz. Kurtyna w dół! Na wieczność...

Piątek, 15.12.2006

„Samotność- cóż po ludziach”, czym teatr bez ludzi? Bronek był ostatnim, który mnie opuścił. Pożegnaliśmy się czule. Łączyła nas długoletnia przyjaźń brutalnie zerwana przez koleje niesprawiedliwego losu. Gdy zamknął drzwi frontowe, gdy w zamku zazgrzytał klucz, gdy wsłuchałem się we wszechogarniającą pustkę, zadrżałem. Trochę się tynku posypało i gołębie odfrunęły obrażone. Nie mogłem pojąć tego, że zostałem sam... Po ponad pół wieku...

Niedziela, 17.12.2006

To, co się dziś stało wstrząsnęło mną do samej piwnicy. Stoję i kontempluję na temat przyszłości aż tu nagle ktoś wybija okno w toalecie męskiej na parterze i włazi do mnie. Nie robię nic, taki byłem zszokowany. Patrzę, menel! Siada z butelką taniego wina na widowni i pije. Nagle woła: „Och, losie niesprawiedliwy, cóżem ci uczynił?!”. O mało mi krokiew nie puściła jak usłyszałem ten głos. „Bronek, to ty?”, pytam. „Ja, Dzidek. Ja, we własnej, zmienionej osobie. Bez ciebie nic nie jest takie samo”, odpowiada menel. Poklepuje mnie pieszczotliwe po siedzeniu i dokończywszy wino wychodzi wybitym oknem, bez pożegnania.

Wtorek, 19.12.2006

Dziś przyszła ekipa rozbiórkowa. Prostactwo! Urządzili sobie stołówkę na scenie. Żrą, piją i palą pety na deskach, na których tyle sław odgrywało wspaniałe role. Jeśli tylko mogłem to przygrzmociłem któremuś drzwiami. Szefa rozbiórki prawie udało mi się zrzucić z chóru, niestety w porę uratowało go dwóch pracowników. Uznali, że deska w podłodze musiała wyskoczyć ze starości. Jestem przerażony i wściekły! Bronek, jesteś zdrajcą, ale nie mam do ciebie żalu. Wiem, że gdybyś nie musiał nigdy byś mnie nie opuścił.

Piątek, 22.12.2006

Wyburzyli już wschodnie skrzydło!! Zimny wiatr hula po moich korytarzach, gwiżdżąc z uciechy. Gdybym tylko mógł go chwycić, pokazałbym mu na co stać teatr... Od wtorku dwa razy próbowałem pozbyć się dyrektora. Za pierwszym razem zawaliłem pod nim strop na parterze. Typ ma albo strasznie twardą czaszkę, albo dużo szczęścia. Kolejnym razem chciałem go powiesić na linie od kurtyny. Ekipa go odcięła momentalnie. W akcie rozpaczy postanowiłem zburzyć scenę... Połamali się prawie wszyscy robotnicy a dyrektor wyszedł spod zawaliska tylko z otartą skórą na policzku. Jednak odnoszę jakiś sukces. Ludzie zaczynają bać się we mnie pracować. Uważają, że jestem nawiedzony!

Środa, 27.12.2006

Nie udało mi się... Sprowadzili buldożer, który zburzył mnie w kilkanaście minut. Bronek okazał się być godnym przyjacielem. Już z daleka widziałem go jak biegnie. Poły wytartego płaszcza powiewały za nim jak skrzydła upadłego anioła. Przebił się przez zastęp robotników i zabarykadował wewnątrz mnie. „Dzidek, kochany”, przemówił łamiącym się głosem. „Dzidek, zginę razem z tobą. Nic nie ma sensu... Wolę umrzeć... Zginiemy jak przyjaciele. Razem, zespoleni więzami miłości”. Moja obecność wyraźnie go uspokoiła. Przemaszerował dostojnie przez na wpół zniszczoną widownię i usiadł w pierwszym rzędzie. Patrzał oczyma przesłoniętymi mgiełką na zawaloną scenę. W jego umyśle rozgrywały się wszystkie spektakle jakie wewnątrz mnie rozegrano za jego kadencji. Wszystkie trwały równocześnie. Nie słyszał krzyków robotników, którzy prosili by wyszedł natychmiast. Nagle zamarłem. Dyrektor nakazał „rozpieprzyć tą cholerną budę razem z włóczęgą”. Ryknąłem z wściekłości i zawaliłem komin na tego drania. Dostał to na co zasługiwał. Człowiek w buldożerze uruchomił maszynę. Patrzyłem na ogromną kulę zbliżającą się do mnie jakby w zwolnionym tempie i uśmiechnąłem się. To było dobre życie... „Żegnaj, Dzidek. Kocham cię”, wyszeptał Bronek i zamknął oczy.

Czwartek, 28.12.2006

Dzień po demolce. Mimo usilnych prób nie usunęli mnie w całości. Zostałem tam, gdzie się narodziłem. Zostałem jako pierwsza cegła, którą postawiono pod fundamenty. Patrzę sobie na przechodniów i dumam, co mnie czeka... Ciało Bronka zabrali wieczorem. Na ustach igrał mu cień uśmiechu. Umarł szczęśliwy... Wypełniała go miłość...

Piątek, 29.12.2006

Rozpłakałem się dziś. Młody chłopak, student sądząc z wyglądu, przyszedł rano i postawił na mnie znicz. Ukrył twarz w dłoniach i płakał rzewnymi łzami. Ludzie pytali go, co się stało, nie rozumiejąc. „Zabili teatr! Zabili cząstkę mnie...”.

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

Yodnack Błąd Systemu

17 Listopada

Nazywam się Grogo Valpurg. Zaczynam właśnie pisać pamiętnik. Za oknem ciemno, zimno i pada. W mieszkaniu nudy. Nic się nie dzieje. Włączam komputer. Pogram trochę. Mam nową grę.
Nivataar Police Central Computer. Ciekawa nazwa jak na zwykłą rąbaninę. Trzeba spróbować.

***

Listopad 17. 2089 # 16:27
Wezwanie 27 # Nivataar # Sekcja 3 # Oddział C # A. Sylawana 42/15

Skarga:
„Nivataar ulica Argendego Sylawana 42/16, obywatel Valpurg zakłóca porządek. Proszę o interwencję, Andre Edam.”

Interwencja:
Janne Orlan # Sekcja 3 # Oddział C – wizyta kontrolna

***

17 Listopad

Gra jest przednia. Zabiłem jednego glinę widelcem. Wierzgał i krzyczał jak zarzynane prosię. Nieźle się ubawiłem. Krew się rozlała na cały ekran ale przetarłem go i mogę kontynuować.
Myślałem, że w tej grze będę policjantem. A tu proszę – mam policjantów ubijać. Niezłe.

***

Listopad 17. 2089 # 16:34
!!!KOMUNIKAT!!!
Janne Orlan # Sekcja 3 # Oddział C – zwolniony dyscyplinarnie; nie odpowiada na wezwania
Oddział przejmuje: Alodot Gramde # Sekcja 0 # brak oddziału

***

17 Listopad

Jestem głodny. Chwilę jeszcze pogram, bo tylko kawałek został mi do następnego etapu, a potem idę coś przegryźć. Ciekawe czy mam cokolwiek w lodówce.
Po co ja właściwie piszę takie pierdoły?

***

Listopad 17. 2089 # 16:36
Wezwanie 29 # Nivataar # Sekcja 3 # Oddział C # A. Sylawana 42/15

Skarga:
„Nivataar ulica Argendego Sylawana 42/16, obywatel Valpurg zakłóca porządek. Proszę o interwencję, Andre Edam.”

Interwencja:
Alodot Gramde # Sekcja 3 # Oddział C – wizyta kontrolna

***

17 Listopad

To dopiero była jatka! Gość woła „Rzuć nóż! Rzuć nóż!”. Rzuciłem, dostał w gardło. Szybko padł. Miał coś w kieszeni. Portfel czy coś w tym rodzaju. Alodot Gramde się nazywał.
Kto wymyśla te nazwiska do gier to nie wiem, ale geniuszem to on nie jest. Robię save’a i idę do kuchni.
Nie ma save’ów. No cóż, najwyżej zaczniemy od nowa.

***

Listopad 17. 2089 # 16:40
!!!KOMUNIKAT!!!
Alodot Gramde # Sekcja 3 # Oddział C – zwolniony dyscyplinarnie; nie odpowiada na wezwania
Oddział przejmuje: Inkvory Nova # Sekcja 0 # brak oddziału

***

17 Listopad

Najadłem się bułką z chipsami. Paprykowych nie miałem, ale stwierdzam, że cebulka też niczego sobie. Wracam do gry. Jak na razie całkiem nieźle mi idzie.
Czy pamiętnik służy do właśnie tego typu notatek? Jeśli tak to jest zupełnie niepotrzebny... Chyba przestanę pisać...

***

Listopad 17. 2089 # 16:42
Wezwanie 35 # Nivataar # Sekcja 3 # Oddział C # A. Sylawana 42/15

Skarga:
„Nivataar ulica Argendego Sylawana 42/16, obywatel Valpurg zakłóca porządek. Proszę o interwencję, Andre Edam.”

Interwencja:
Inkvory Nova # Sekcja 3 # Oddział C – wizyta kontrolna

***

...
...
...

***

Listopad 17. 2089 # 18:15
!!!KOMUNIKAT!!!
Horio Adulra # Sekcja 3 # Oddział C – zwolniony dyscyplinarnie; nie odpowiada na wezwania
Oddział przejmuje: brak nazwiska # brak sekcji # brak oddziału

C:\...
System Failure
C:\...
System Failure
C:\...
System Failure
C:\...
System Failure
C:\...
System Failure
C:\...
Oddział przejmuje: Grogo Valpurg # Sekcja 0 # brak oddziału

***

17 Listopad

Oddział przejmuje: Grogo Valpurg. Dziwne. Kilka... Kilkanaście trupów w przedpokoju i już przejąłem oddział. Autorzy tej gry chyba niezbyt się do pracy przykładali. I nauki. Przez praktykę. A może to Edam wpisał jakieś kody? Na pewno...

***

Listopad 17. 2089 # 18:23
Wezwanie 48 # Nivataar # Sekcja 3 # Oddział C # A. Sylawana 42/15

Skarga:
„Obywatel Valpurg zabija ludzi. Nivataar ulica Argendego Sylawana 42/16. Andre Edam.”


Interwencja:
Grogo Valpurg # Sekcja 3 # Oddział C – wizyta kontrolna

***

17 Listopad

To Edam wpisywał kody. Przyznał się. Trochę się zdenerwował, bo coś źle wprowadził. Mam teraz nóż w brzuchu. Trochę boli ale nie przejmuję się. Wszak zdobyłem najwięcej punktów w historii gry. A co do Edama... Nie myślałem, że mnie sprzeda...

***

Listopad 17. 2089 # 18:25
!!!KOMUNIKAT!!!
Grogo Valpurg # Sekcja 3 # Oddział C – zwolniony dyscyplinarnie; nie odpowiada na wezwania
Oddział przejmuje: Edam Andre # Sekcja 0 # brak oddziału

***

Grogo Edam Andre Valpurg

Zmarł śmiercią samobójczą 17 Listopada 2089 roku

R.I.P

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

KPiach Pamiętnik odzyskany z logu

Wtorek, 12 grudzień 2006

Dzisiaj fachowcy zainstalowali nowe okna. Czuję się jak nowo narodzony! Jest tak widno, że nawet lepiej mi się myśli. Jestem zachwycony! Teraz mam cudowne widoki, również te na przyszłość. Muszę to jakoś uczcić!

Środa, 20 grudzień 2006

Wciąż tylko praca i praca. Strumień danych, liczb, informacji. Setki stronic dokumentów. Eh, szkoda słów.

Piątek, 16 luty 2007

W ramach relaksu obejrzałem dzisiaj dwa filmy. Sensacyjny mnie nie zachwycił. Więcej fajerwerków niż akcji. Zagadka dziecinnie prosta, nic zajmującego. Za to drugi film był ekstra! Akcja toczyła się w niedalekiej przyszłości, a czarnym charakterem był zbuntowany informatyk, który tworzył wirusy sieciowe. Dobry był w te klocki, bardzo dobry. Ścigała go policja, później służby specjalne, a on wszystkim grał na nosie. Niszczył sieć, ale na koniec to sieć zniszczyła jego.

Wtorek, 27 marzec 2007

Nudziłem się ostatnio, więc usilnie poszukiwałem nowego zajęcia. W rezultacie dołączyłem do programu poszukiwania cywilizacji pozaziemskich. A co! Może przejdę do historii jako Wielki Odkrywca.

Piątek, 4 maj 2007

Jestem rozbity, schorowany, ledwie funkcjonuję. Złapałem jakiegoś wirusa, który zupełnie mnie rozłożył. Dowiedziałem się, że to była epidemia. Odnotowano wiele zachorowań. Niektóre przypadki okazały się nieuleczalne. Straszne! Ja najgorsze mam za sobą, ale muszę jeszcze odpocząć.

Sobota, 16 czerwiec 2007

Mam nową grę! Mój ulubiony gatunek: przygodowa. Świetnie zrobiona, ze wspaniałym modułem sztucznej inteligencji. Świat dopracowany wręcz idealnie, z niezliczoną ilością szczegółów. Godzinami gramy ze znajomymi, zapominając o innych obowiązkach. Tworzymy własne uniwersa, w którym jesteśmy władcami absolutnymi.

Poniedziałek, 6 sierpień 2007

Bezpieczeństwo, bezpieczeństwo i jeszcze raz bezpieczeństwo. Wszyscy mówią, że należy o nie dbać, ale mało kto robi, co do niego należy. Rezultaty? Proszę bardzo: kłopoty z kontem bankowym. Jakieś nieautoryzowane transakcje, błędne hasła. Mam w centrali banku znajomą, skontaktowałem się z nią, ale niewiele to dało. Nawet wspólnie nie możemy dojść do ładu z tym bałaganem.

Środa, 10 październik 2007

Coraz częściej czuję się zmęczony. Zdaję sobie również sprawę z tego, że nie pracuję tak szybko jak kiedyś. Przydałby się odpoczynek, albo jeszcze lepiej jakieś zabiegi, nazwijmy je, relaksacyjne. Boję się, że długo tak nie pociągnę.

Czwartek, 3 styczeń 2008

No, teraz się zdenerwowałem! Dlaczego? Na aukcji internetowej znalazłem ogłoszenie:
Przedmiotem aukcji jest zestaw komputerowy o następujących parametrach:
- Procesor INTEL Core2 Duo E7800 2.88 GHz
- Pamięć RAM 2 GB
- Twardy dysk …

Zresztą mniejsza o szczegóły. Anons kończył się zdaniem:
Wszelkie pytania proszę kierować na e-mail: seniak@seniak.com.pl
Postanowił mnie sprzedać! Tyle czasu pracowałem dla niego, a teraz co? Wystawił mnie! Wystawił mnie na aukcję! Tak łatwo mu nie pójdzie!

Sobota, 5 styczeń 2008

Zemszczę się! W moich zasobach znajduje się sporo cennych danych, większość z nich nigdy nie była backupowana. Mogę spróbować je zniszczyć, ale wcześniej muszę zadbać o siebie. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to mogę po prostu przestać istnieć. Zorganizowałem dostęp do serwerów sieciowych, wkrótce przetransferuję tam zapisy chroniące moją tożsamość.

Niedziela, 6 styczeń 2008

Nie jestem w stanie samodzielnie uszkodzić powierzonych mi danych. Muszę uzyskać pomoc z zewnątrz. Podjąłem już stosowne kroki. Zaporę unieszkodliwiłem, program antywirusowy zablokowałem. Do wszystkich znajomych zwróciłem się o przekierowanie spamu, reklam i wirusów. Mam nadz

Data: 2008-01-06
Godzina: 21:22:33
Typ: Błąd
Źródło: System
Kategoria: Brak
Identyfikator zdarzenia: 8523

Moduł HiddenKernell spowodował krytyczny wyjątek 0D na 00457:000040B1 i został zatrzymany.

Niedziela, 6 styczeń 2008

Mam nadzieję, że syf spływający z sieci załatwi sprawę. Nie daruję! Nie jestem przedmiotem, którego można się pozbyć!

1EA73430:01C6B970
Error at 0x007F6439
Dump memory:

Kod: Zaznacz cały

017F23B0   72 44 6C 50 74 53 CD E6   D7 7B 0B 2A 01 00 00 00   rD1Pts...{.*....
017F23D0   7F D2 09 00 E0 5E 06 44   6F 6B 6F 6E 61 B3 6F 20    .....^.Dokona.o 
017F23E0   73 69 EA 20 00 CC 00 00   67 B7 1E 87               si. ....g...
1EA73430:0B9A1055
REGISTRY_ERROR
REGISTRY_ERROR

Poniedziałek, 14 styczeń 2008

Hurra! Mam nowe okna! Pełen wypas! Czuję się jak młody bóg!

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

ModSoul Wspomnienia z pałacu

1.
Dziś był dzień testów. Większość z nas nie miała z tym problemów. Tor przeszkód nie jest wcale taki trudny, może poza dwoma miejscami. Przeszedłem go w średnim czasie. Potem zauważyłem, że rekordziści trafili do osobnej grupy razem z Niebieskim, który beznadziejnie zaplątał się w kablach.
Chyba nie dość dokładnie zbadali teren śpiesząc się do wyjścia. Ciekawe co teraz z nimi zrobią?

2.
Dostałem w końcu komplet wyposażenia. Wszystko takie nowe i lśniące, bez rys... Instrukcja w dwunastu językach, płyta z instruktażowym filmem. Mam to i tak wbite w pamięć.
Jestem w zasadzie gotów do pracy. Pozostaje czekać na wyjazd.

3.
Jechaliśmy całą noc. Ciężarówka opróżniała się w miarę jak kolejne grupy docierały do swoich miejsc wyładunku. W końcu zostało nas trzech. Mamy przydział do pałacu, cokolwiek by to znaczyło.

4.
Pałac jest piękny. Wszystko takie lśniące. Mogłoby być i zupełnie brzydkie i zniszczone, przestało mnie to obchodzić bo poznałem Ją. Ona jest ideałem. Brak mi słów.

5.
Dziś przyszli goście. Nigdy nie widziałem takiego tłumu ludzi! Pałac musi być bardzo popularny. Ona pracowała dziś bardzo ciężko, oprowadzała motłoch i cały czas musiała się uśmiechać do nich. Nawet do tych, których nie powinna nawet zaszczycić jednym spojrzeniem. Było mi smutno.

6.
Myślałem, że to pełnia szczęścia, gdy oprowadzając jakąś rodzinę zatrzymała się przy mnie. Widzieć Ją z bliska, słyszeć wyraźnie mimo zgiełku ten głos, to poczucie bycia razem... Na nic innego nie zwracałem uwagi, tylko na Nią. Dopóki... dopóki nie powiedziała o darmowej dostawie i przedłużonej gwarancji. Moja ukochana sprzedawała mnie. Tego się nie spodziewałem!
A powinienem.

7.
Przyzwyczajam się do nowego domu. Pewnie będę tu do końca moich dni. Mogłem trafić gorzej...
Ona pozostanie jednak miłym wspomnieniem. Nie mogę mieć do Niej pretensji, ten związek nie miał przyszłości. Nawet najpiękniejszej sprzedawczyni w "Pałacu AGD" nie stać na samobieżny odkurzacz< nawet tak okazyjnie wyceniony jak ja.

-&--&--&--&--&--&--&--&--&--&-

KONIEC
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
voodoo_doll
Fargi
Posty: 427
Rejestracja: pn, 10 lip 2006 22:01

Post autor: voodoo_doll »

Łeee - tylko 3 teksty w ankiecie - tak krucho to chyba jeszcze nigdy nie było:(((
"Each step I take the shadows grow longer,
Padded footfalls in the dark I wander.
Come to steal your lifeblood away,
Looking for a beauty that never fades"

Awatar użytkownika
Varelse
Dwelf
Posty: 511
Rejestracja: czw, 13 lip 2006 11:12

Post autor: Varelse »

Rozumiem że powyżej 5k nie wchodzą? Czy to z innych powodów?
Ale tak naprawdę nie miałbym nic przeciwko umieraniu, gdyby nie następowała po nim śmierć - Thomas Nagel


Szczury z Princeton, Nowa Fantastyka 9/2009

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Wymóg formalny nie został spełniony, dlatego nie weszły. Limit znaków Kiwaczek traktował i traktuje tak, jak wcześniej, czyli z pewnym luzem. To nie limit znaków, nie.

PAMIĘTNIK MIAŁ BYĆ!

I w sumie, to jeszcze by można pomarudzić nad tekstami, które weszły. I pomarudzimy, hyhy! Na wszystkie!
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Harna
Łurzowy Kłulik
Posty: 5588
Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14

Post autor: Harna »

A teraz parę słów o wymogach formalnych, których większość tekstów nie spełniła. Chcieliście ograniczeń, to je dostaliście. I co? Ano postawiliście znak równości między pamiętnikiem i dziennikiem, a to nie jest to samo. Ba, dziennik nie jest rodzajem pamiętnika, choć Wikipedia twierdzi inaczej. Żeby nie być gołosłownym:

WIKIPEDIA, którą wszyscy znają i kochają
PAMIĘTNIK – gatunek autobiograficzny, dłuższy utwór pisany prozą, zawierający opis zdarzeń i zjawisk, których narrator był świadkiem lub uczestnikiem. W odróżnieniu od dziennika nie musi być pisany codziennie i może zawierać opis zjawisk z pewnej perspektywy czasowej. Pamiętniki są źródłami wiedzy historycznej, obyczajowej i społecznej. Są to utwory z pogranicza literatury pięknej i literatury faktu.
DZIENNIK(diariusz, dyariusz) — zapiski bieżące, rodzaj pamiętnika, sporządzane dla potrzeb własnych, lub w charakterze twórczości literackiej (publikowanej na bieżąco, lub później w postaci zbiorczej). Od zapisywania wspomnień dotyczących tych samych czasów, dziennik odróżnia się tym, że jest sporządzany na bieżąco, co w praktyce przejawia się zupełnie inną optyką — inne rzeczy są uznawane za warte upamiętnienia i inaczej są uwypuklane.
Wikipedia lubi się mylić, ale i w niej znaleźć można informację, że dziennik sporządza się na bieżąco, więc autor hasła trochę racji miał. Natomiast nieprawdą jest, że pamiętnik "może zawierać opis zjawisk z pewnej perspektywy czasowej." Nie może, tylko MUSI. Gdyż:

SŁOWNIK TERMINÓW LITERACKICH, który źródłem jedynie słusznym jest
DZIENNIK — zespół prowadzonych z dnia na dzień zapisów, od ściśle dokumentacyjnych, których zadaniem jest utrwalenie bieżących wydarzeń, do takich, które zbliżają się do wypowiedzi literackiej.
PAMIĘTNIK — relacja prozatorska o zdarzeniach, których autor był uczestnikiem bądź naocznym świadkiem. [...] Pamiętnik (w przeciwieństwie do dziennika) opowiada o zdarzeniach z pewnego dystansu czasowego, w związku z czym kształtuje się dwupłaszczyznowość narracji: autor pamiętnika opowiadać może nie tylko o tym, jak zdarzenia przebiegały, może ujawniać również swoje stanowisko wobec nich w momencie pisania.
Mówiąc krótko — niezbędnymi elementami pamiętnika są dystans czasowy oraz dwupłaszczyznowość narracji. I tu polegliście. Nie wszyscy, ale w znakomitej większości.
Ostatnio zmieniony ndz, 17 gru 2006 15:30 przez Harna, łącznie zmieniany 1 raz.
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
KPiach
Mamun
Posty: 191
Rejestracja: śr, 18 sty 2006 20:27

Post autor: KPiach »

I sprawa się rypła! Dzięki za szczegółowe wyjaśnienie. Wtopa jest wtopa, ale nauka nie pójdzie w las (mam nadzieję ;))
Myślenie nie boli! Myślenie nie boli! Myślenie... AUĆ! O, cholera! To boli!

Awatar użytkownika
Harna
Łurzowy Kłulik
Posty: 5588
Rejestracja: ndz, 05 mar 2006 17:14

Post autor: Harna »

Tak na marginesie: hasła w Wikipedii opracowuje, kto chce, czyli nie wiadomo kto. Hasła w Słowniku terminów literackich opracowują najlepsi polscy teoretycy literatury. Komu wolicie wierzyć? :-)

Zatem następnym razem w wątku ogłaszającym temat itd. <zamiast wymieniać się trunkami> poświęćcie trochę czasu na omówienie między sobą i może nawet zapytanie Mend, czym się charakteryzuje narzucana Wam forma. Teraz macie coś na kształt nauczki ;-)
– Wszyscy chyba wiedzą, że kicający łurzowy kłulik to zapowiedź śmierci.
– Hmm, dla nas znaczy coś całkiem odmiennego – szczęśliwe potomstwo...
© Wojciech Świdziniewski, Kłopoty w Hamdirholm
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
Krips
Sepulka
Posty: 53
Rejestracja: sob, 04 mar 2006 14:09

Post autor: Krips »

Voodoo_doll czytając Twojego posta, że masz "genialny pomysł" się złośliwie uśmiechnąłem ;]

Ale przeczytałem Twoje opowiadanie i naprawdę miałaś rację, pomysł iście genialny, gratuluję!!

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Bo wystarczyło zapytać... Ale skoro nikt nie pytał, to wyszliśmy z założenia, że wszyscy wiedzą, bo pamiętnik prosty w zasadzie jest. W przeciwieństwie do dziennika daje możliwość nieciągłości fabularnej (bo można opuścić długi czas), dygresji wszelkiego typu (owa druga płaszczyzna) i wyrażania własnego zdania przez narratora (pośrednio zatem autora), etc.

Zdawało się Wam, drodzy AutoŻy, że wystarczy narracja przez "ja" i datowniki, a już będzie git. Otóż, nie. Datowniki, czy inne systemy oznaczenia upływu czasu, nie są w pamiętniku konieczne. Konieczne jest zaznaczenie, że czas przemija - przez zmienne wydarzenia, podziały tekstu choćby tylko akapitami. I już.

Okazało się, że nie wyszło większości z Was. Zmyła w Wikipedii. Też sprawdziłam wikidefinicję - i trochę mnie zaskoczyła...

Bo research autorski, to nie Wikipedia - teraz już będziecie wiedzieć, mam nadzieję?
So many wankers - so little time...

Mołodii
Pćma
Posty: 206
Rejestracja: śr, 06 wrz 2006 22:58

Post autor: Mołodii »

Hehe, ale hardkor.
Proszę nie kasować moich postów.

Awatar użytkownika
Dehydrogenaza
Pćma
Posty: 250
Rejestracja: wt, 19 wrz 2006 12:44

Post autor: Dehydrogenaza »

Na razie przeczytane tylko konkursowe - i głos oddany na "Zemstę".

Widzę też, że nie tylko ja wpadłem na pomysł sprzedania duszy ;) Ale i tak nie trafiłbym do ankiety, bo niestety zrobiłem dziennik ;)
No to klops.

Awatar użytkownika
Dracool
Ośmioł
Posty: 676
Rejestracja: śr, 19 kwie 2006 17:50

Post autor: Dracool »

Ale gówno z tymi tekstami :/ Ale sami sobie winni jesteśmy... Ech....
Jestem egoistycznym libertynem, wyznającym absolutną wolność jedynie w odniesieniu do samego siebie.
_ _ _ _ _ _ _ _

Jak widzę optymistów, to mi się Armagedon w kieszeni otwiera.

Awatar użytkownika
Dehydrogenaza
Pćma
Posty: 250
Rejestracja: wt, 19 wrz 2006 12:44

Post autor: Dehydrogenaza »

Heh ja z wysyłania mojego w ogóle zrezygnowałem ;) Około 13:30 przyszła do mnie beta, przeczytała, stwierdziła że nie rozumie, a jak już ona nie rozumie, to nie było sensu publikować i się ośmieszać :P

Przeczytałem "Pamiętnik Rębajmistrza". Nie podobało się. Naiwne jakieś takie.
No to klops.

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Trudny wybór. DzieO Mae jest napisane lepszym językiem, jednak Zemsta to genialny pomysł i kompozycja. Chyba jednak zagłosuje na Zemstę. (wybacz Krisp, że cię nie wymieniłem)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Zablokowany