ZW NE VII - Gdy miłość zapanuje nad nami...

Moderator: RedAktorzy

Który z tekstów przypadł Ci najbardziej do gustu?

Matheous
2
11%
BMW "Konwój"
1
6%
Ignatius Fireblade "Łuna"
10
56%
podzjazdem "Ptakami mając oczy wydziobane"
5
28%
 
Liczba głosów: 18

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

ZW NE VII - Gdy miłość zapanuje nad nami...

Post autor: kiwaczek »

Matheous

I co, dzieciaki? Myśleliście – sielanka, romansik, miłostka, tu się przytulimy, tu pocałujemy, pełnia patosiku, ach, kocham cię, jedyny mój?
Gówno.
Ludzie, jak ja was dobrze rozumiem… Tak cholernie dobrze… Ech, ech. Pewnie, wszyscy wierzyliśmy w to całe pieprzenie. Bądź dobry dla innych, inni będą dobrzy dla ciebie. Kochaj, by być kochanym. Miłość podstawą życia.
A wyjrzyjcie za okno, kretyni jedni. Przestańcie czytać te pieprzone dramaty, romanse i inne debilizmy. Gdzie, poza patetyczną i wzniosłą opowieścią o Rycerzu i Damie Jego Serca, możecie znaleźć tą waszą ‘miłość’? Może jeszcze przełamująca bariery, co? Taaaa, tyle się ostatnio widzi związków, dajmy na to, elfów z krasnoludami. Pewnie, miłość między orkami i innymi rasami kwitnie i ma się dobrze. A moja żona, czerwona smoczyca, jest po prostu cudowna, łagodna jak baranek, piękniejsza niż wszystkie nimfy i rusałki świata i muchy by nie skrzywdziła. Jak się jej czasami nie rzygnie ogniem, oczywiście.
Jakie to jest pieprzenie. Niedobrze się robi! Całuśne opowiadania o tryumfującej miłości, o wstrzymywaniu ostrza dwuręcznego miecza nad szyją pięknej kobiety z powodu nagłego afektu… O tym, jak to paladyn zwalczający zło dostrzega piękno w twarzy orczycy z wielkim toporem w łapach… ku**a. Ludzie, wyobraźcie to sobie. Czy potraficie racjonalnie sobie przedstawić, że gość naprawdę zaczyna z *taką* żyć? Że przełamuje odruchową, wręcz wewnątrzgatunkową i w pełni racjonalną odrazę, jaką każdy zaczyna odczuwać na widok tego zgniłozielonego pyska, na sam zapach tego dwunożnego cholerstwa?
Nie? Jak chcecie. To teraz was zagnę.
Wyobraźcie sobie taką parę w łóżku.
Takiej abominacji żaden kapłan by nie zaakceptował. Chcecie popatrzeć, jak miłość płonie na stosie?
Dobra, dobra. Spróbuję tak nie niszczyć waszych marzeń i ideałów. Wyobraźmy sobie teraz – tak, tak – że miłość tryumfuje.
Hm. Cóż rzec… Byłby to bardzo miły świat. Można by zostawić żonę w domu, nie martwiąc się o obecność gacha. Można by zostawić ją w ciemnej uliczce, nie myśląc nawet o oprychach, którzy będą przecież również zajęci umizgami. Tak, tak. Zniknęłyby wojny, bo po co się bić, gdy wszyscy są tak piękni, wspaniali i niesamowici. Bylibyśmy zdecydowanie… Szczęśliwi. Tak, nawet ja to przyznaję. Tęskno za takim światem, a i owszem. Wyobraźcie sobie armię króla, jak każdy wojak, zamiast za miecz, chwyta za lutnię, siada pod oknami swej ukochanej i serenaduje. Poza kocią muzyką na pół królestwa, czyż nie byłoby to niezwykle… przyjemne doświadczenie? Mimo wszystko? Byłoby jakoś tak… Inaczej. Tęskno… I wzbudziliście nostalgię w starym, psia wasza mać! Na czym to ja stanąłem?
A, już wiem. Pomarzyć dobra rzecz. Ale teraz powróćmy do rzeczywistości. Ile na świecie jest wszystkich ludzi, elfów, goblinów, smoków i innych stworzeń, na tyle inteligentnych, by odczuwać wyższe uczucia? Milion? Dwa? A ile procent spędza, mimo wszystko, większość czasu na nienawiści, a nie waszej opiewanej miłości? Dziewięćdziesiąt pięć?...
Przekonując do miłości jedną osobę dziennie, potrzebowalibyście dwóch i pół tysiąca lat, by przekonać do tego cały świat. A doliczcie czas podróży i inne pierdoły.
Tak, dzieciaki. Miłość miłe uczucie. Dobrze się ożenić z afektu, mieć paczkę zaufanych, których – można rzec – się miłuje. Ale, do jasnej, ciężkiej i pieprzonej cholery, nie niewieściejcie! Nie zmieniajcie się w baby w chłopskich kaftanach, nie odrzucajcie broni, chwytając za kądziel i romans! Bądźmy szczerzy, w świecie, w jakim żyjemy, ostry miecz w silnej łapie zawsze będzie znaczył więcej, niż wyższe i patetyczne uczucie! Sami to widzicie, sami to wiecie, ale nie chcecie tego, psiakrew, do siebie dopuścić. Bo to takie straszne. Takie brzydko prawdziwe. Niestety, dzieci, świat trzeba przyjmować takim, jakim jest. Można próbować go zmieniać, jasne. I kto wie, może się wam nawet uda. W pewnej proporcji, oczywiście.
Pytacie, o co mi chodzi? Proste. Nie macie szans zmienić *całego* świata. Ale jedną, dwie osoby – to już owszem. Trzeba się cieszyć małymi rzeczami, moi drodzy. I kłaść cegiełki, by lepszy świat mogli ujrzeć nasi wnukowie. Choć i tak się to zapewne nie uda.
Na nas czeka matka ziemia, dzieciaczki. I dopóki się w niej nie położymy, by spać wiecznie, musimy żyć w takim świecie, w jaki nas rzucono. I akceptować go, na ile to możliwe.
Ale to dobrze, że macie marzenia i nadzieję. One też się przydają. Czasami. Nie wyzbywajcie się ich… Oczekujcie najlepszego.
Ale bądźcie przygotowani na najgorsze. Bo i tak na tym się to skończy.
Tak, pani karczmareczko, dolej piwa. Co? Kochać? Ciebie?
Eeee…

Dolej piwa, dzieweczko. A nie pieprz.

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

BMW Konwój

Nad wyżyną Tharsis wstaje świt.
Transformujemy atmosferę od dawna, więc wspaniały czerwony brzask wypiera czerń firmamentu. Jest w tym zjawisku coś pięknego i magicznego zarazem. Wyobrażam sobie, że tak wyglądają wszystkie ziemskie poranki. Chciałbym jednak, abyście mnie dobrze zrozumieli. Nie czuję nostalgii za Ziemią. Moje życie związane jest z Marsem. Tu się urodziłem i tu umrę. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. O Ziemi wspominam tylko dlatego, bo zawdzięczamy jej wiele rzeczy. Może zbyt wiele.
Implikacją tego nadmiaru jest to, że siedzę teraz za sterami myśliwca, a moje bioprocesory sprzężone są z komputerami wspaniałej maszyny. W jej trzewiach kilometry linii transferowych tętnią terabajtami danych. Delikatna wibracja złączy informuje, że wymiana poleceń przebiega doskonale. To ważne, bo dzięki niej nadal żyję i żyje myśliwiec, a razem jesteśmy jak bracia.
Ale w tej technicznej cybernetyce funkcjonuje drobne niedopatrzenie programistów, które chowam w sobie jak najcenniejszy skarb i nie pozwalam go wykryć kontrolerom. Dzięki skazie czuję się kimś lepszym, niż cała ta armia bezdusznych maszynek wyszkolonych jedynie do zabijania. Potrafię przecież zrozumieć sztukę, głębię uczuć i docenić ból. To napawa mnie dumą. Jak widzicie, jestem z wami zupełnie szczery. Odzieram się z najgłębszych sekretów.
Lecę jako ariergarda formacji w stronę głównej bazy, znajdującej się u stóp wulkanu Olympus Mons. Wraz z drugim myśliwcem eskortujemy więźnia − pewną młodą kobietę. Kogoś bardzo ważnego w strukturach wojskowych przeciwnika. Schwytanie jej to chyba nasz największy sukces w ostatnich miesiącach walk. Wykorzystamy go odpowiednio, i wojna będzie trwać nadal.
Kobieta zna swoją przyszłość. Wie, że czeka ją przesłuchanie, z którego wcale nie musi wyjść cało. Ale trzyma się całkiem nieźle, głęboko chowając strach. Jest zbyt dumna, aby pozwolić nam cieszyć się widokiem swojego upokorzenia. We mnie natomiast narasta dziwne wrażenie, że zysk z jej pojmania okaże się daleko mniejszy od oczekiwanego.
Teraz odbieram sygnały pozycyjne z nadajników na Mons. A więc stało się. Wykonałem zadanie i już nigdy nie zobaczę tej kobiety. Bioprocesor nagle podnosi alarm. Analizuje reakcje hormonalne, układa je w sekwencje i wyciąga jedyną słuszną konkluzję, że coś jest ze mną nie w porządku. Ignoruję te wskazania, by po chwili zerwać część kłopotliwego sprzężenia z komputerem jednostki. Już wiem, że skaza w moim programie homeostazy znów nie jest tak mała, jak bym tego sobie życzył.
Ustawiam celownik i strącam myśliwiec lecący na przedzie formacji, zaraz też wchodzę w interferencję z nadajnikiem transportowca. Przynajmniej przez jakiś czas baza na Mons nie uzyska o nas żadnych informacji, a przyszłość więźnia nie jest już tak jednoznaczna.
Transportowiec przyspiesza, ale i tak mi nie ucieknie. Łączę się z pilotem i przekazuję polecenie:
− Zero dwanaście.
Kurs wiodący ku terenom przeciwnika. Długą chwilę lecimy jeszcze w stronę bazy, a komputer tamtego gorączkowo przeszukuje pasma częstotliwości, aby wyślizgnąć się mojej blokadzie transmisji. Strzelam serię ostrzegawczą. Znów mijają tysiące milisekund, a w mojej głowie rodzi się niepokój, ale wtedy pilot odpowiada posłusznym manewrem, kierując się na zero dwanaście.
− Musimy oddać, co nie nasze − wyjaśniam i niszczę antenę transportowca.
Szczyt Olympus Mons niknie za horyzontem. Zostawiam go bez żalu. Czuję się znacznie lepiej. Moja homeostaza wraca do normy.
Spytacie się pewnie: dlaczego to robię? Odpowiedź nie jest jednoznaczna, a ja nadal szukam jej właściwego wariantu.
Bo był taki czas, gdy wspomnienie o innej kobiecie wypełniało mnie uczuciem smutku, bólu i niepowetowanej straty. I choć ona już nie żyje, to skrywam w sobie takie miejsce, w którym nadal czuję jej ciepło, jej miłość, jej drapieżną zmienność. To jedna strona medalu.
Może dziś także zadziałała magia osobowości, może niepokojące podobieństwo tej dziewczyny do tamtej, pod wpływem którego zacząłem egoistycznie myśleć, że ona i ja… Rozumiecie jak to jest, gdy głos szaleństwa bierze górę nad rozsądkiem. Na pewno w swoim życiu doświadczyliście podobnych rzeczy, więc czemu ja miałbym z nich zrezygnować? Powiecie, że to inna skala wartości. Pieprzenie. W końcu nie różnimy się aż tak bardzo. W dziewięćdziesięciu procentach nadal jestem człowiekiem.
A kiedy zarzucicie mi głupotę, weźcie pod uwagę także i to, że moja niesubordynacja nie pozostanie bez wpływu na przebieg wojny, choć nie żywię naiwnych nadziei, że zmieni ją diametralnie. W pewnym sensie jednak daję wam wszystkim szansę na nowe życie, szansę na to, że z tymi, których kochacie, spędzicie resztę swoich lat.
Nadejdzie taki czas, że już nie zbrojne oddziały będą przemierzać piaski Marsa, lecz legiony trubadurów, opiewających potęgę miłości. Ja pewnie wtedy będę już w grobie, a mój myśliwiec także tego nie doczeka. Nieważne. Daleki jestem od zazdrości o tamten czas. Tu i teraz decyduję o swoim życiu i cieszę się z tego, że zmierzam ku nieznanemu. Co mnie tam czeka? Jaka jest moja przyszłość? Nie wiem.
Ale kto to wie na pewno?

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

Ignatius Fireblade Łuna

„Gdy miłość zapanuje nad nami,
szczęścia, miłości zaznacie,
żołnierze będą trubadurami,
lecz my w grobie będziemy, mój bracie…”

Gdy twoje słowa wciąż wisiały w powietrzu, zapatrzyłeś się na horyzont. Z werandy domu można było zobaczyć niewielkie, gwałtownie zakończone urwiskiem wzniesienie i rozciągający się nieco dalej kontynent, będący dla nas niczym wieloryb dla rozwielitki. Tylko, że przed tobą wyrastały z ziemi krzyże, symbole śmierci naszych braci i sióstr, a ląd za cieśniną tonął w pożodze, rozjaśniając noc łuną płonących miast.
Nikt już nie potrzebował nadludzi, bohaterów. Pozwolili wam się zestarzeć, patrząc pobłażliwie, choć tłumiąc brutalnie każdy manifest inności. Ludzie byli zbyt zajęci walką między sobą, by zająć się nami tak, jak naprawdę tego chcieli.
- Wierzysz w to? – zapytałem.
- Nie wiem, bracie, naprawdę.
Nie ginęliśmy w bitwie, opierając się złu całego świata. Zdychaliśmy w łóżkach, krzesłach na biegunach, srając w wychodku. To było najgorsze. Odebrano nam całą godność, dając jednocześnie, jako rekompensatę, pełną akceptację. Świat nas poznał i postanowił ochraniać przed nami samymi.
- Widzisz co się stało, gdy zabrakło strachów na ludzi? – patrzyłeś, jak drapię się po upstrzonej brązowymi plamami łysinie.
Kiedyś panowaliśmy nad żywiołami, a dziś nie potrafimy zapanować nad zwieraczem – właśnie to powinni napisać na naszych nagrobkach.
- Jeszcze kiedyś nauczą się kochać – odpowiadasz, wpadając w nostalgiczny nastrój.
Jesteśmy niczym miotani po oceanie rozbitkowie. Wszędzie pełno wody, a i tak umieramy z pragnienia.
- Tu się muszę zgodzić. Tylko, że po nas dawno nie będzie już śladu.
Spoglądasz na prowizoryczny cmentarz. Leżący tam uczyli, poświęcali wszystko, by walczyć o raj na ziemi, wielu miało wkład w ratowanie świata, a teraz żarły ich robaki. Wspaniałe, wyjątkowe geny superbohaterów brały udział w zabawie, zwanej łańcuchem pokarmowym. Nareszcie zostali docenieni.
- Dlaczego nas odtrącili, bracie? – postawiłeś pytanie, które od dawna zadawał sobie każdy.
- Wciąż się boją – Wzdrygnąłeś się, jakbyś wcale nie oczekiwał odpowiedzi. – Szczerzą zęby, pokazują jak bardzo chcą nas polubić, a za plecami wsadzili do obozu koncentracyjnego, opatrzonego tabliczką „Witajcie w Raju”.
- Skoro zwalczyli „plagę mutantów”, to dlaczego nic się nie zmieniło? – zapytałeś.
- Ponieważ to nie my stanowiliśmy problem. Po usunięciu bohaterów i złoczyńców pozostali tylko ludzie. Nie powinni nigdy zbytnio korzystać z wolnej woli. To tak, jakby zostawić owce same na pastwisku. W końcu i tak zlecą w przepaść.
Nagle na horyzoncie wykwitł sporych rozmiarów grzyb. Po paru chwilach poczuliśmy ciepły podmuch. Wciąż potrafiłem postawić skuteczną barierę i tylko dlatego nie przerobiło nas na skwarki, a wyspę w parującą kupę skał.
- Czy ci idioci użyli broni jądrowej? – zapytałeś, choć odpowiedź była oczywista.
- Widzisz, kiedyś mój nauczyciel powiedział pewną mądrą rzecz – Odwróciłeś się, wyciągając szachownicę. – „Piekło to inni”. Stwierdził też, że to ludzie są dla siebie najgroźniejsi. Chwilę później pocisk jednego z oficerów śledczych zerwał mu głowę z ramion.
Skoncentrowałeś się, wysilając resztki zramolałego talentu, by ustawić pionki.
- Czyli zginiemy tutaj? – zapytałeś. Miałeś jeszcze dużo pytań, a czasu było coraz mniej.
- Najprawdopodobniej. Może nie dziś i nie jutro, ale jednak. Sami zbudowaliśmy sobie to miejsce, stając się więźniami własnych umysłów. Przykre, wiem, ale nasi przywódcy byli z tego dumni. Wtedy, gdy jeszcze smród zmian maskowała zapachowa choineczka.
Chwilę graliśmy w milczeniu. Wyjątkowo ci nie szło. Powieki opadały, zupełnie jakby były z ołowiu. Bez słowa przerwałeś grę, krzywiąc się z bólu.
- Chyba zjadłem coś przeterminowanego.
Wstałeś i wyszedłeś, a ja pomyślałem o tym, że od dawna już niczego nie jadłeś. Poderwałem się z miejsca, biegnąc za tobą. Wtedy coś strzeliło mi w kolanie i upadłem na podłogę. Nie mogłem wstać, byłem niczym zwierzę, na łapie którego zatrzasnęły się wnyki. Leżałem i patrzyłem, jak osuwasz się po drzwiach od łazienki.
Rozpacz ścisnęła moje gardło, a łzy zaczęły napływać do od dawna suchych oczu.

***

Stałem nad twym grobem, mój bracie i przyjacielu. Rozpamiętywałem, jak razem, ramię w ramię broniliśmy normalnych ludzi przed śmiercią, a oni nagradzali nas nienawiścią. Pamiętasz? Zastanawiam się jak wygląda to miejsce, gdzie mutanci trafiają po śmierci. Jest ono lepsze od tego, czy takie samo? A może nie ma raju dla nas, innych? Niebawem do ciebie dołączę, przyjacielu. Poczekaj na mnie. Razem odszukamy tych, co zbytnio się pospieszyli.
Odszukamy nasze ukochane.
Teraz położę się na werandzie i po prostu odejdę. Mam dość.

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

podzjazdem Ptakami mając oczy wydziobane

Wygrałeś kolejną bitwę, Jareedzie. Tak, jak wiele poprzednich zresztą. Lecz wojna wciąż trwa i kres jej odległy. I, choć jeszcze o tym nie wiesz, nie ty będziesz zwycięzcą.
Posłańcy przynieśli już do Lahare wieści o triumfie. Wszędzie widać krzątaninę, zwiastującą rychły wjazd zwycięskiego króla. Na rożnach skwierczą piekące się jagnięta, dworzanie dekorują kwiatami bramy pałacu, strażnicy uważniej niż zazwyczaj patrolują ulice. Nawet dziwki i złodzieje mniej jakby rzucają się w oczy. Zaprawdę, twój wjazd do miasta zapowiada się wspaniale.
Wieziesz godne wielkiego króla łupy. Twoi żołnierze prowadzą dziesiątki zdobycznych rumaków bojowych i setki spętanych jeńców. Część brańców trafi jak zwykle do kopalń, reszta odda życie podczas igrzysk, które urządzisz ku uciesze gawiedzi. W zwierzyńcu czekają już na nich głodne drapieżniki. Lecz skąd ten mars na twoim czole, Jareedzie? Czyżbyś przeczuwał, że i tym razem zamiast krzyków przerażenia i rozpaczy z areny usłyszysz pieśń o wolności? A może po prostu zastanawiasz się, skąd w ludziach, z którymi walczysz, bierze się tyle godności?
Ślepy jesteś, mój bracie. Każdy twój triumf to kolejny krok ku przepaści. Nienawiść zawsze przegra z miłością, prędzej czy później. A my, choć zmuszeni jesteśmy, by walczyć, mamy w sobie pokój. Dlatego wygramy tę wojnę. Choć kosztowała nas już wiele ofiar i z pewnością mnóstwo jeszcze pochłonie, nasze będzie zwycięstwo. Nawet ci jeńcy, właśnie prowadzeni w pętach do miasta, niosą w sobie przesłanie, którego się nie spodziewasz. Idą, by uczyć was pokory. Już niedługo twoi poddani zaczną zadawać pytania o cel i sens tej wojny. I co im powiesz? Prawdę? To, że jedynym uzasadnieniem przelewu krwi jest twoja nienawiść do wszystkiego i wszystkich wokół? I właśnie ona cię zniszczy, mimo, iż w niejednej jeszcze bitwie okażesz się zwycięzcą.
Już niedaleko do bram Lahare, pozostało ci niewiele czasu na rozmyślania. Powolne tempo marszu jest sprzymierzeńcem refleksji. Spoglądasz na kolumnę jeńców. Dręczy cię nieokreślony niepokój, jakbyś za chwilę miał doznać jakiegoś objawienia, lecz nie potrafił dostrzec we mgle szczegółów. Drażni cię, że nie możesz znaleźć źródła obaw. A przecież masz je przed oczami, Jareedzie. Żołnierze armii, którą właśnie pokonałeś, idą na śmierć, niosąc w sobie pieśń. Tak, królu, będą śpiewać o szczęściu i miłości. A ty, choć pozbawisz ich życia, nigdy zniszczyć tej pieśni nie zdołasz.
I ja też śpiewam, mimo, że nikt mnie nie słyszy. Chwalę przyszłość, w której władać będzie szczęście i miłość. Lecz my już tego nie ujrzymy, Jareedzie. Ciebie zniszczy nienawiść, którą masz w duszy. A moje martwe ciało wisi na murach Lahare, gdzie karmią się nim ptaki.
Lecz pieśń miłości trwać będzie. I kiedyś się spełni.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Teksty nie spełniające wymogów formalnych

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

Dracool Z kronik Fryqandu: zapis ostatni, opiewający zamach stanu i wszystkie jego konsekwencje ważne

Zapewne wiecie, jak to jest, gdy miłość zawładnie waszym sercem. Wspaniałe uczucie. Ale nie sądzę, by dane wam było poznać, jaki obrót przybierają sprawy w momencie, gdy Miłość obejmuje rządy w kraju. Jestem, a może byłem, za jakiś czas i tak przestanie to mieć znaczenie, kronikarzem króla Atęssa, przy okazji będąc jego bratem. Niecodzienna sytuacja, przyznacie. Dlaczego miast knuć intrygi jakby tu obalić starszego brata i przejąć władzę w królestwie, opisywałem czyny tegoż brata, ubarwiając je i przedstawiając w możliwie najkorzystniejszym świetle? Myślę, że po prostu nie urodziłem się władcą, ale zbyt lubowałem się w wygodach życia na dworze, by całkowicie zerwać z dziedzictwem. Ale dość o tym. Zapewne chcecie dowiedzieć się więcej o rządach wspomnianej już Miłości. Otóż, Atęss rządy sprawował krwawe i surowe, acz sprawiedliwe. Wyznawał zasadę, że jeśli ktoś, coś komuś, przykładowo, ukradł to osoba okradziona miała pełne prawo ukraść równowartość rzeczy ukradzionej osobie, która ją okradła. Innymi słowy: oko za oko, ząb za ząb. Nad towarzystwo dyplomatów i mędrców, miłościwy panujący przedkładał obecność generałów i strategów, a nic bardziej go nie bawiło niż tortuowanie spiskowców, szpiegów, opozycjonistów czy innych gnid.
Jak zapewne się domyślacie, lud nie kochał mego brata, lecz strach powodował, że nikt nie śmiał się czynnie i zbrojnie przeciwstawić. Do czasu, bowiem, wyobraźcie sobie, że pewnego dnia na dwór dotarła wieść o kobiecie, której prawdziwa godność pozostała zatajoną, a którą nazywano Miłością. Owa Miłość zgromadziła liczne, sięgające niemal liczebnością armii królewskiej, oddziały rebeliantów. Atęss w swej próżności i pogardzie do ludu, a rzekłbym, iż nawet głupocie, zlekceważył sobie całą sytuację. Nie zdziwicie się pewnie, że Miłości udało się pokonać wojska Atęssa. Spróbujcie sobie jednak wyobrazić wściekłość władcy, gdy kobieta, podkreślam kobieta, w towarzystwie kilkunastu rebeliantów wkroczyła do sali tronowej z mieczami wciąż ociekającymi krwią poległych rycerzy.
Mój brat zachował się iście po królewsku. Zdjął z głowy koronę, obrzucił smutnym, wręcz melancholijnym spojrzeniem, po czym, schwyciwszy buławę roztrzaskał. Miłość i jej obstawa rzuciła się naprzód, lecz z symbolu władzy królewskiej został jeno pogięty rupieć. Atęssa pobito komisyjnie i wrzucono do lochu. Fakt, mego następstwa tronu przeważył o mym losie. Nie zwrócono uwagi na me wyjaśnienia, iż jestem tylko i wyłączenie kronikarzem, bez ambicji związanych z rządzeniem.
Kobieta, która dokonała zamachu stanu nie na darmo skryła swą tożsamość pod przydomkiem Miłość. Kraj bowiem okrucieństwa i mordu, rzek krwi i oceanów łez zamieniła w utopię, gdzie każdy miał obowiązek być szczęśliwym. Myślę, iż mój brat wyrządził poddanym mniejszą krzywdę swymi egzekucjami niż ta kobieta miłością. Każdy żołnierz musiał złożyć w zamku broń, którą przetopiono na instrumenty dęte i rozdano z powrotem właścicielom, dołączywszy książeczkę z nutami. Od tej pory kraj miał być pełen trubadurów opiewających rządy Miłości. Mieli, wyobraźcie sobie swymi pieśniami szerzyć idee szczęścia, miłości, braterstwa i innych okropieństw. Jak nie trudno się domyślić o rządach wariatki dowiedzieli się sąsiedzi i bynajmniej nie mieli zamiaru przyłączać się do ogólnokrajowej orkiestry. Wpadli z trzech stron, bez zapowiedzi, ku zdziwieniu władczyni i wyrżnęli wszystkich trubadurów. Ci, jak pewnie wiecie bronili się, ale taką trąbką czy klarnetem to można jedynie uszom krzywdę wyrządzić. Władcy trzech królestw: Henryk Wąsacz, Rupert Addonay i Mautern Bülern wparowali do sali tronowej i, wystawcie sobie obili Miłości pysk, co przyjęła z niekłamanym zdziwieniem, po czym wyrzucili na dziedziniec, niszcząc przepiękny, kilkuset letni witraż.
Podczas przeszukiwania zamku nie omieszkano znaleźć mnie i mego brata. Wielką mieli, oprawcy uciechę murując nas żywcem w sali jadalnej. Brat mój z rozpaczy, gniewu, czy też może pogłębiającego się szaleństwa roztrzaskał sobie czaszkę o cegły. Głową muru nie przebił, ani nawet nie naruszył, a tylko mnie samego w ciemności, wśród przytłumionego, acz zbyt dobrze słyszalnego szczęku sztućców zostawił. Podły, egoistyczny skurwiel. Zdechnę jak jakiś szczur. Pewien mędrzec rzekł, iż nie wolno walczyć ze swym losem, a należy go akceptować bez względu na to, czy nam odpowiada czy też nie. A gówno się znał na filozofii, stary, siwy buc! Może ja mam twardszą czaszkę niż Atęss? Cóż, i tak umrę i tak.

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

Trolliszcze Pozory mylą

Opowiem wam dziś, mili moi, o bohaterstwie przekraczającym zdolności pojmowania mężów o najtęższych umysłach i najdłuższych brodach. Opowiem wam o czynach tak heroicznych, że najznamienitsi bardowie nie powstydziliby się sławić nimi pradawnych półbogów. A jeśli słowa moje przywodzą wam na myśl dźwięki ballad o rycerzach, porywających się na smoki z miłości do złota, białogłów lub ich królestw – zapomnijcie o nich natychmiast i weźcie na wiarę słowa, że są to uczynki błahe, wielkość których zblednie natychmiast, gdy tylko usłyszycie tę oto historię:
Rzecz dzieje się w krainie położonej gdzieś na samym krańcu świata, krainie tak surowej, iż do dziś dnia żadnemu geografowi nie przyśniła się nawet nazwa dość posępna, aby oddać jej okrutny charakter. W samym sercu tejże krainy znajduje się coś na kształt azylu dla podróżnych, czy może właściwiej – dla zbłąkanych dusz, ponieważ ze świecą szukać myślącej istoty, której nogi celowo pokierowałby tutaj świadom swych decyzji rozum. Skrawek ziemii porośnięty trawą, zasianą bez wątpienia na sposób magiczny, jakżeby bowiem inaczej tłumaczyć jej obecność w miejscu, gdzie ziemia jest gorętsza i bardziej sucha od piasku pustyń skąpanych w nigdy nie zachodzącym słońcu? Jest wczesny poranek, rosa, pochodzenia której również darmo dociekać, lśni na tle soczystej zieleni.
Nie musicie wytężać wzroku, by na tej trawie ujrzeć dwa zwaliste cielska, leżące zupełnie bez ruchu. To krasnoludzcy wojowie, wnosząc po ich ekwipunku - uczestnicy niejednej bitwy. Pancerze – już nie tak lśniące jak wtedy, gdy zostały wykute, pobłyskujące gdzieniegdzie odcieniem szkarłatu – to ślady krwi setek ubitych poczwar; oręż zaś – lekko już przytępiony i miejscami wyszczerbiony od rozpłatywania głów. Ostatnia rzecz, na którą zwrócicie uwagę – aczkolwiek rzecz to, nie przymierzając, w całym tym obrazie smutku i rozpaczy najistotniejsza – to ich dłonie, szorstkie, o grubych palcach, od wewnątrz wytarte od ściskania potężnych toporów; dłonie złączone w braterskim uścisku.
Skąd się tu wzięli, zapytacie, dlaczego tak leżą bez ruchu, bezbronni na ataki tuzina opierzonych padlinożerców, krążących zapewne w pobliżu? Jaka siła ich tu zagnała – czy uciekali przed wcieleniem czystego zła, formy której bałbym się nawet zgadywać? Czy ogarnął ich strach tak przejmujący na widok bezkresnych pustkowii, że szaleństwo całkiem zawłądnęło ich umysłami? Nie lękajcie się! Jeśli trwoga mych słów skłania was do zamknięcia kart tej opowieści – powstrzymajcie na chwilę ruch ręki, bo zdradzę wam, iż powód wizyty naszych bohaterów w tej przeklętej krainie był o wiele bardziej prozaiczny i nic nie wskazywało na tak tragiczny jej koniec.
Otóż przybyli oni tutaj w poszukiwaniu miejsca, gdzie w ciszy i spokoju, nie nękani zbrojnymi konfliktami ani gromadami rozbójników, grasujących na handlowych traktach, mogliby raczyć się najprzedniejszymi trunkami i śpiewać nocą pieśni, traktujące nieco więcej o odbytych ramię w ramię bitwach i nieco mniej o kobietach, które gwałcili. Nie zważając na przestrogi najstarszych mężów, wyruszyli w podróż i po wielu dniach znoju osiągnęli jej cel. Trzy dni i trzy noce, z krótkimi przerwami na sen, nie robili nic innego, jak tylko pili wzmiankowane trunki i śpiewali na wzmiankowane tematy. Tragedia nadeszła niespodziewanie, a zapoczątkowała ją ostatnia kropla krasnoludzkiej brandy, spływająca po zaplecionej w warkocz ognistoczerwonej brodzie jednego z wojów.
Świt dnia następnego nie zastał naszych bohaterów w zbyt dobrych nastrojach. Jedno bowiem musicie wiedzieć - nie ma na całym świecie takiej hordy goblinów, trolli, orków ni innego gatunku pomiotów, nie ma tylu kowali, by wystarczającą ilość mieczy wykuć ani tylu siepaczy, by je o głowy wasze rozbijać od jutrzenki aż do samego zmierzchu, abyście mogli poczuć w czerepie to, co czuje każdy krasnolud po kilku butelkach brandy, podle prastarych receptur fermentującej na gównie wołu. I nie ma również żadnych tajemnych wywarów, które by ulżyć w tym cierpieniu mogły lepiej, niźli garnuszek koziego mleka.
Tak samo darmo dociekać, skąd nieopodal pojawiła się koza, jak darmo dociekać, jakież to zaćmienie umysłu mogło spowodować, że dwaj krasnoludcy wojowie pomylili rzeczoną kozę z kozłem czterokutaśnym, o którym mrożące krew w żyłach opowieści snuje się wyłącznie szeptem i wyłącznie za zamkniętymi na cztery spusty drzwiami. Kończąc już swą opowieść, aby nie ranić waszych uczuć, mili moi, opisem scen brutalnych i krwawych, powiem tyle tylko: wiedzcie, że śmierć mieli bohaterską.

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

Ellaine Gdy rodzi się Nowe...

Ciężar, jakby kamień położyli mi na pierś. Nie do zniesienia; gdybym tylko mogła odetchnąć swobodniej. I ten ból, w każdej części ciała. Z trudem otwieram powieki sklejone skrzepłą krwią, moją i wrogów. Światło dnia oślepia, świadomość minionych chwil powraca ze zdwojoną siłą. Smród śmierci i cierpienia drażni nozdrza. Chcę krzyczeć, wrzeszczeć z rozpaczy, ale nawet dech niechętnie unosi mi klatkę piersiową. Próbuję poruszyć ręką, czuję jak coś nieznacznie zsuwa mi się z piersi. A więc ciało poległego przygniatało mnie, to był przyjaciel, czy wróg? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
W uszach dzwoni cisza. Martwa cisza, tak obca i niespokojna. Wciąż pamiętam krzyk atakujących, rżenie przerażonych koni. Szczęk oręża. Wrzaski umierających. Błagania o litość. Pamiętam gniew, krew uderzającą w tętnice. Rządzę mordu. I taniec śmierci.
Nie czuję już nic, poza żalem. Dlaczego zgodziliśmy się na własną egzekucję, a potem...? Chcieliśmy żyć. Przecież mieliśmy takie samo prawo, jak oni. Mieszkaliśmy tu od wieków, czcząc swoich Bogów. Składając im ofiary. Oni przyszli nagle, ze swoim Bogiem, głosząc Miłość i Pokój dla Całego Świata. Ale najpierw... musieliśmy odejść; nasi Bogowie i my.
Jeszcze nie myślę o tym, jakim cudem przeżyłam w miejscu, gdzie zwyciężonych dobijano. Nie zastanawiam się, dlaczego nie zginęłam razem z innymi. Przypominam sobie ciebie, mój bracie, zbiera mi się na płacz, bo już nigdy cię nie ujrzę. Pewnie zginąłeś, tak jak i ja powinnam była.
Słyszę jęk, zgrzyt zbroi. Chcę odwrócić głowę, ale nie jestem w stanie. Cichy szloch wydobywa się z utrudzonego ciała, a słone łzy spływają mi po policzkach.
- Elpinike, gdzie... jesteś... - Bardziej domyślam się, niż słyszę twój głos.
- Bracie! Tu... mój... - szepczę do ciebie, i wierzę, że słyszysz.
- Elpinike...
Szept, jak westchnienie wiatru. Wołasz mnie po imieniu, a ja nie jestem w stanie się nawet poruszyć. Z gardła nie umiem wydobyć głosu. Zapieram się wolną dłonią w czymś miękkim i nieprzyjemnym, nogą odpycham się od podłoża. Czuję jak ból się potęguje, ale robię co mogę, by przesunąć się bliżej ciebie.
- Elpinike...
Znów słyszę twoje bezsilne wołanie. Powinniśmy byli oboje zginąć, równocześnie. Nikt nie miał przeżyć, przecież taki był cel. By zapanował pokój i miłość wzajemna, między ludźmi. Ale my nie jesteśmy ludźmi. Mieliśmy odejść, a jednak chcieliśmy żyć. Zgodziliśmy się umrzeć, aby dać miejsce Nowym, a sięgnęliśmy za broń. I teraz na tym polu leżą trupy naszych i ludzi.
- Elpinike...
Wołasz mnie. A może to wiatr? Może to tylko zły sen i kiedy się obudzę, znów świat będzie w błękitach i zieleni, w złocie i srebrze. Tutaj tylko karmin, straszny karmin pomieszanej krwi, naszej i ludzi.
- Elpinike...
Twój głos cichnie, a ja z każdym ruchem opadam z sił. Znów przed oczami mam tylko czerwień, świat przestaje dla mnie posiadać jakiekolwiek inne barwy. Ból ogłusza świadomość, z trudem czołgam się między trupami. Ale wciąż żyję, ty również, mój bracie. Jeszcze się nie dokonało, bo przeżyliśmy. Tylko jak długo krew będzie krążyć w żyłach?
- Elpi... nike...
- Tu... - szepczę do ciebie. - Bracie... żałuję... ale... ten... świat... nie... dla... nas.
Wierzę, że mnie słyszysz. Przez zasłonę bólu odczuwam ciepło na twarzy; delikatne, kojące. Twoja dłoń błądzi po moim czole. Nie widzę cię; już się nigdy nie zobaczymy. Zamykam oczy. Gaśniemy oboje, każde pogrążone we własnej rozpaczy.
Nie dla nas świat pokoju i miłości. Krwiożercze stwory o delikatnym wnętrzu; bez moralności, upodlone w szponach sprzecznych uczuć. Potwory o jagnięcym spojrzeniu. Nie dla nas zielone łąki i błękit nieba. Nie nasze górskie potoki, nie dla nas, bracie, cień jaworu. Ach, czas na nas, musimy odejść stąd; zgasnąć jak świece. Pójść w ślady naszych braci i sióstr. Nic po nas nie zostanie. Nawet wspomnienie. Świat odpocznie po wiekach wojen. Idzie Nowe, oby lepsze. Nadchodzi Bóg Miłości i Pokoju.
Odchodzą Starzy Bogowie, żądni ofiar i krwi. Nie tu jest miejsce dla ich dzieci, gdy nadchodzi Nowa Era. Wszystko rodzi się w bólu. Wierzę, że przez nasze cierpienie i krew, zrodzi się pokój, lecz nie dla nas.
- ... nike... - Twój szept cichnie całkiem. Odchodzisz z powiewem wiatru, z ostatnią nutą głosu. Duch mój rwie się z uwięzi śmiertelnego ciała. Nic go już tu nie trzyma, bo kazano nam odejść, by miłość mogła zapanować nad światem. Gdy odchodzą Starzy Bogowie, ich dzieci umierają razem z nimi...
Żegnaj...

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

Varelse Philia

DO KOGOKOLWIEK KTO ZBLIŻA SIĘ DO PLANETY III ROSS 569

Jeśli odebrałeś tę wiadomość, znajdujesz się w promieniu 2 lat świetlnych od III Ross 569. To oznacza, że najprawdopodobniej zbliżasz się do niej, aby się na niej zatrzymać i odpocząć od niewygód międzygwiezdnej podróży. Już z daleka bowiem widzisz, że planeta jest ziemiopodobna, a dochodzący do anten twojego statku szum radiowy w mówi ci, że jest zamieszkana. Wydaje ci się, że to całkiem odpowiednie miejsce na postój.

Po wylądowaniu utwierdzisz się jeszcze bardziej w tym przekonaniu. Ludzie będą mili i przyjaźni, nie będzie w ich zachowaniu ani śladu zdenerwowania, wściekłości czy zazdrości. Jedyne złe wiadomości, które będą podawały media, będą dotyczyły wypadków i katastrof naturalnych. O czymś takim jak przestępstwa czy choćby kłótnie pomiędzy politykami nie usłyszysz ani razu. Nawet żołnierze będą przypominali trubadurów – ich charakter pasowałby bardziej do melancholicznego poety lub pieśniarza niż do człowieka, który ma być zdolny do walki. Będzie ci się wydawało, że znalazłeś się w świecie, w którym rządzi miłość.

Im dłużej tu będziesz, tym mniej będziesz chciał opuścić to miejsce. Możliwe, że zapragniesz tu zostać na stałe. To nie będzie trudne. Nie napotkasz żadnych problemów z uzyskaniem obywatelstwa. Kiedy ogłosisz, że chcesz kupić mieszkanie, od razu znajdzie się kilku życzliwych ludzi, którzy będą chcieli ci je sprzedać po niewygórowanej cenie. Bank z chęcią udzieli ci kredytu. Praca znajdzie się sama.

W miarę, jak będziesz poznawał ludzi, oprócz życzliwości dostrzeżesz jeszcze jedną ich cechę wspólną – przewidywalność. Dzięki temu nauczysz się nimi manipulować. Będziesz tak kierować ich przejawami życzliwości, aby dały ci jak najwięcej korzyści. Nie tylko materialnych. Również psychicznych i społecznych. Będziesz odreagowywał wszystkie niepowodzenia, jakich doznałeś przed przylotem na III Ross 569.

Jednak po jakimś czasie zacznie cię to nużyć. Dla odmiany zaczniesz więc robić wszystko, żeby ktokolwiek z twojego otoczenia chociaż na moment stał się dla ciebie nieprzychylny. Zaczniesz się wykłócać o najdrobniejsze rzeczy, obrażać ludzi z byle powodu... Ale to nie przyniesie żadnego skutku. Znudzenie przerodzi się więc we frustrację i będzie prowadzić cię do coraz gwałtowniejszych czynów. Być może nawet wejdziesz na drogę przestępstwa. Jednak to też nie wywoła w twoim otoczeniu żadnej wrogości. Będziesz bezkarny. Nawet policjanci nic ci nie zrobią. Nie mają prawa, tak są zaprogramowani.

W rzeczywistości bowiem nikt z twojego otoczenia nie jest człowiekiem. Trafiłeś na planetę będącą poligonem doświadczalnym eksperymentu PHILIA, mającym na celu stworzenie środowiska życzliwego dla każdego człowieka. Czyli w pewnym sensie – utopii. Ale, o ile klasyczna utopia składała się z ludzi (i dlatego poniosła klęskę), o tyle środowisko PHILII składa się z androidów, pośród których mieli żyć pojedynczy ludzie.

Zaprogramowaliśmy je tak, żeby były jak najbardziej życzliwe i przewidywalne. Czyli wyeliminowaliśmy główne źródła problemów związanych z życiem w społeczeństwie.

Niestety, w takim środowisku nie będziesz mógł żyć. Nie do tego zostałeś stworzony. Ewolucja przystosowała cię do życia między jednostkami o swoich własnych motywacjach i schematach działania, niekoniecznie podatnymi na twój wpływ. To znaczy – wolnymi.

Nazwaliśmy ten mechanizm paradoksem wolności. Z jednej strony, chcesz mieć wpływ na twoje otoczenie, a z drugiej – zdrową relację, w której będziesz szczęśliwy, możesz nawiązać tylko z osobą wolną.

Niestety, na III Ross 569 nie znajdziesz takiej osoby, bowiem ja, ostatni z twórców PHILII, najpewniej będę już dawno w grobie. Teraz (kiedy programuję nadajnik, aby nieprzerwanie wysyłał tą wiadomość) mam 94 lata i śmierć wydaje mi się bardzo bliska. Tak więc prawdopodobnie do końca życia będziesz cierpiał w najdziwniejszym rodzaju samotności, jaki człowiek może przeżywać.

Istnieje jednak (choć bardzo niewielkie) prawdopodobieństwo, że na planecie wyląduje jakiś inny podróżnik. Ale pamiętaj – istnieje paradoks wolności. Nie będziesz mógł w żaden sposób wpłynąć na swojego towarzysza i sprawić, żeby odnosił się do ciebie przychylnie. Chyba że znasz pewne psychologiczne techniki manipulacji. Ale to zdegraduje go do poziomu jednego z otaczających cię androidów.

Oczywiście, będziesz mógł odlecieć i powrócić do normalnego ludzkiego społeczeństwa. Ale najprawdopodobniej twój umysł będzie na tyle omamiony pierwszym wrażeniem „raju”, że nadal będzie ci się wydawało, że III Ross 569 jest najlepszym miejscem we Wszechświecie.

Jak więc widzisz, twój los nie będzie należał do najszczęśliwszych. Mogę cię jednak pocieszyć – ta historia na pewno się nie wydarzy. Otrzymałeś tą wiadomość. Możesz jeszcze zawrócić.

Co wcale nie oznacza, że musisz. Możesz mimo wszystko zamieszkać na III Ross 569. Projekt PHILIA nadal stoi przed tobą otworem.

Jesteś więc wolny. Wybieraj.

-@--@--@--@--@--@--@--@--@--@-

Sexy Babe Nie mogę

Nie, nie przestanę. To nieuniknione. Nie dziw mi się, NIE UCISZAJ MNIE! Tak, pamiętam, rozmyśliłaś się. "Myślałaś" - ale "już tak nie myślisz". Pamiętam wszystko. Tym bardziej nie mogę przestać.
Tym bardziej mam coś do powiedzenia.
Może to cecha gatunkowa, was, ludzi? Niefrasobliwość, wybiórcza pamięć, i wrodzone, niezbywalne prawo do zmiany zdania. Tym tłumaczycie lekkoducha, usprawiedliwiacie zachcianki. Dziecinnymi wymówkami... Może tu tkwi problem? Czy rzeczywiście aż tak do siebie nie pasujemy? Przysięgam, rozwalę każdego kto choćby wspomni o przyciągających się przeciwieństwach!
Każdego aroganckiego sukinsyna!
Powiedział, że jesteśmy jak świetliki bez iskry, jak ćmy, jak ślepe naboje. A kim on jest, by mówić takie rzeczy? Szarańczą? Pijawką? Kolejnym twoim kaprysem?
Kim, do cholery!?
Mmmilcz, ścierwo! Tutaj ja udzielam prawa głosu! Jesteś NIKIM! A będziesz moją satysfakcją, być może awansujesz na przykład i przestrogę.
A ty, piękna?
Niegdyś tak ciekawa świata, psotna i łaknąca... Oczy - wściekle zielone, w nich - całe snopy iskier. Burza marchewkowych loków, jak dotyk żywego ognia, parzący, palący, rozkosznie niegroźny. Teraz - snujesz się, przygaszona, wszechobecna choć niedostrzegalna, stronisz od słońca, nikniesz w mroku. Deptana. Jak cień. Dla >TEGO< mnie zostawiłaś? Dla ŚCIERWA?! O nie, nie przestanę. Już nigdy więcej nie pozwolę się uciszyć. I zapewniam, to nie są ślepaki. To ostra konsekwencja, kaliber 9. Odwieczny i nierozerwalny związek przyczyny i skutku. Niezawodny, jak mechanizm spustowy Bastarda. Zdrada i ból, krzyk i kneblujący gest, cyngiel i strzał, krew i śmierć. I krzyk. Krzycz, jeśli musisz. Widzisz? Nie bronię ci. Sama przestaniesz. Szok przechodzi, oddech kiedyś się kończy, struny głosowe odmawiają posłuszeństwa. To naturalna kolej rzeczy. Tak trudno ją zrozumieć? Uszanować? Już przestajesz. Czyżby dotarło? Ceremonia odwołana. Oblubieniec nie dożył do sacrementum. Nie masz już kogo poślubić.
Ale to jeszcze nie koniec.
Nie mogę przestać. Mimo wstydu, mimo potępienia, waszych jadowitych spojrzeń, zakłamania i ksenofobii. Nie mogę dzięki tobie, wielebny. Pytałeś: czy wiem, czy mam sprzeciw, czy stoję na przeszkodzie - odpowiadam: po trzykroć >TAK<. Wyrażam to teraz nim zamilknę na wieki. Mimo to wciąż gotów byłeś pobłogosławić ten związek, podnieść rękę na moją niedolę, przypieczętować zbrodnię przeciwko miłości. I za to spotka cię kara. Łagodna, współmierna do winy, ale nieuchronna. To poniekąd zabawne - oszczędziła cię twoja nieświadomość, opieszałość w posłudze, rutyna, w której stajesz przed tym waszym bogiem. Te same grzechy, za które ja pozbawiam cię ręki. Nie lękasz się? Nie krzyczysz? Nie zabraniam.
To było konieczne.
Że kim jestem? Potworem? Może zawsze tak było? Łuski, zrogowacenia, ogólna szkarada. Może to cię skusiło, nieskazitelna? Egzotyka, obietnica nowych doznań, dreszczyk emocji obcowania z nieznanym? Ale pod tą skorupą biło prawdziwe serce, dla ciebie i trochę dla mnie. Nie mogę przestać. Uciszyłaś mnie o jeden raz za dużo. Twój gest, delikatny niczym niewinna pieszczota raził jak grom. Coś wtedy pękło, coś prysło. Coś innego ciągle krzyczało. To wszystko wciąż we mnie żyje. Pulsuje. Usypia mnie, budzi, popycha do działania. Nie pozwala pogodzić się ze stratą, żąda odpowiedzi, wyciąga konsekwencje, domaga się zadośćuczynienia. Teraz już nie ulegnę. Mam pomocnika obojętnego na twoje wdzięki, choć o równie wielkiej sile rażenia. Jego spróbuj uciszyć! Spróbuj, mówię! Skarć palcem, stłamś eksplozję w jego wnętrzu, zduś krzyk zmarnowanych lat, zatrzymaj kulę, to tylko kilka gramów!
Przyłóż palec!
Wahasz się? Boisz? Nie chcesz? Nie przykładaj. Płacz, jeśli musisz. Wypłacz się. Już dobrze. Już po wszystkim. Wiesz, że nie potrafię cię skrzywdzić. Nie mogę... Bo nie mogę... nie mogę przestać cię kochać.
I nie przestanę, aż do...
Pocałuj mnie, piękna. Jak dawniej. Jak cudnie! Jak szybko się kręci, jak wiruje! Jaka cisza...
Zawsze chciałam mieć piękną śmierć.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Dracool - wysłana na poszukiwania ekipa badawcza, szczęśliwie powróciwszy do obozu w komplecie, występowania tematu w Dracoolowym tekście nie stwierdziła. Bracia się pojawili, miłość w zasadzie jest, mała jatka i żołnierze-trubadurzy też, śmierć takoż, ino sielskość i szczęśliwość na końcu jakoś wystąpić nie zechciała. Szczegóły niby się zgadzają, ogół jednak już nie.

Trolliszcze - zbadawszy czujnie tekst Trolliszcza, obejrzawszy go, obwąchawszy i nawet pomacawszy tu i ówdzie, wspomniana ekipa doszła do wniosku, że diagnozę raz postawioną może bezczelnie skopiować. Czyli: jak wyżej.

Ellaine - w przypadku waćpanny diagnoza brzmi "niespełnione wymogi formalne". Ekipa nie poczuła się adresatem tekstu, a po namyśle doszła do wniosku, że i brat Elpinike tymże adresatem poczuć się nie może, gdyż Elpinike za bardzo pomonologowała sobie. Howgh.

Varelse - tenże autor, jak stwierdziła ekipa, najwyraźniej zaraził się od Dracoola i Trolliszcza niechęcią do ujęcia w tekście wszystkich elementów tematu, z sielankowym i optymistycznym zakończeniem włącznie.

Sexy Babe - dzielną ekipę ogarnęła konsternacja. W tym tekście temat chyba zaginął w akcji, nie ostały się po nim nawet szczątki, ekipa nie ma zatem czego badać i idzie pograć w bierki.

Bardzo nam też miło oznajmić, że tekst Montserrat został przyjęty do następnego wydania Fahrenheita. Tak więc zapoznać się z nim będziecie mogli już wkrótce. Gratulujemy!
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Dracool
Ośmioł
Posty: 676
Rejestracja: śr, 19 kwie 2006 17:50

Post autor: Dracool »

Matheous
Za cholerę nie wiem o co w tym chodziło. Siedzi dziad w karczmie i opowiada dzieciom (w karczmie [!])... hm, opowiada to za dużo powiedziane, wykłada im brutalną prawdę o życiu w świecie fantasty, używając przy tym wielu przekleństw i brzydkich zwrotów. Pragnę przypomnieć, że mówi do dzieci. I jeszcze akcja osadzona w gospodzie. Nie podobało mi się ani trochę.


BMW Konwój
Ciekawe sztuczki mające na celu zawarcie tematu w treści opowiadania, np. myśliwiec bratem. Jeśli natomiast o fabułę chodzi to mi się nie podobało. Kolejna opowieść o wojnie w kosmosie, nie wiadomo o co i po co toczonej, kolonizacja Marsa, transerowanie atmosfery, bioprocesory, wszystkie te sprzężenia, jakiś dziwiny wątek miłosny, zupełnie irracjonalne zachowanie głównego bohatera. Nie dla mnie to.

Ignatius Fireblade Łuna
cytat pisze:Nie ginęliśmy w bitwie, opierając się złu całego świata. Zdychaliśmy w łóżkach, krzesłach na biegunach, srając w wychodku.
Dobre zdania. Mocne. Podobają mi się.
cytat pisze:Kiedyś panowaliśmy nad żywiołami, a dziś nie potrafimy zapanować nad zwieraczem – właśnie to powinni napisać na naszych nagrobkach.
Jak wyżej.
cytat pisze:Skoncentrowałeś się, wysilając resztki zramolałego talentu, by ustawić pionki.
A w tym momencie to jak żywo stanął mi przed oczami Magneto pod koniec I części "X-Manów", jak sobie grał w szachy w swym plastikowym więzieniu.
No, na razie to najbardziej mi się podoba, choć czuję pewien niedosyt. Sam nie wiem czego mi w tym tekście brakuje, ale mi wyraźnie tego brakuje ;) Ale, na honor Towarzyszu! Dobra robota =]

podzjazdem Ptakami mając oczy wydziobane
Opowiadanie o megalomanie nienawidzącym wszystkich, którego zniszczy miłość. Średnie.

#######################################

Teksty spod kreski- później ;)
Jestem egoistycznym libertynem, wyznającym absolutną wolność jedynie w odniesieniu do samego siebie.
_ _ _ _ _ _ _ _

Jak widzę optymistów, to mi się Armagedon w kieszeni otwiera.

Awatar użytkownika
Hitokiri
Nexus 6
Posty: 3318
Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
Płeć: Kobieta

Post autor: Hitokiri »

A Szczurce gratuluję. Już drugi raz z warsztatów do Fta wpadła... Brawo! :D
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"

Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!

Awatar użytkownika
Cień Lenia
Zwis Redakcyjny
Posty: 1344
Rejestracja: sob, 28 paź 2006 20:03

Post autor: Cień Lenia »

Teraz powinna dostać tytuł Zakużonego Zabójcy od ręki :PP

Trolliszcze
Psztymulec
Posty: 996
Rejestracja: pn, 07 maja 2007 01:43

Post autor: Trolliszcze »

A czy ja mogę głosem nieśmiałym i cichym wyrazić sprzeciw? :)

Bo podle mego małego rozumku podmiot liryczny w cytacie, stanowiącym temat pracy, miał co innego na myśli, niż to próbuje sugerować Szanowna Redakcja i nic w nim nie sugeruje konieczności sielskiego zakończenia!

Ośmielę się twierdzić, iż zostało tutaj pogwałcone moje święte prawo do interpretacji "po swojemu" utworu lirycznego :D

Awatar użytkownika
Sexy Babe
Fargi
Posty: 308
Rejestracja: wt, 22 sie 2006 23:42

Post autor: Sexy Babe »

A nie mówiłem, że Szczurka? :>
Gratz!

A pozatym..
Zonk o_O
To się nazywa kubeł zimnej wody na ostudzenie zapału.

Szczerze?
Dosłownie - nie podejrzewałem się o to.
Czytam se teraz temat, przykładam do tekstu, porównuję na różnych poziomach abstrakcji od szczegółu do ogółu... no wszystko jest, prawie pokazane palcem :|
I z chęcią, a nawet z każdym się o to pokłócę.
Tylko obmyślę sobie na spokojnie najlepszą do tego celu formę :)
Zbyt mało pamięci lub miejsca na dysku aby...

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Matheous ***

Całkiem fajne opko (?). Luźny ton, pełne humoru połączenie z fantastyką. Nieźle. Zdanie o miłości trochę się zmieniało i zabrakło konkrektnego stwierdzenia (tzn. stwierdzenie było ale się pod koniec zmieniło). Zakończenie bez zaskoczenia.
Jak się jej czasami nie rzygnie ogniem, oczywiście.
Znaczy mówca jej rzyga? I czy rzyganie to najtrafniejsze określenie? Przynajmniej oryginalne ;-)
Poza kocią muzyką na pół królestwa, czyż nie byłoby to niezwykle… przyjemne doświadczenie? Mimo wszystko? Byłoby jakoś tak… Inaczej. Tęskno… I wzbudziliście nostalgię w starym, psia wasza mać! Na czym to ja stanąłem?
Pierwszy ... nie skomentowałem, drugi mnie zdenerwował, ale trzeci już wkurzył. Za dużo tej zadumy.
Przekonując do miłości jedną osobę dziennie, potrzebowalibyście dwóch i pół tysiąca lat, by przekonać do tego cały świat.
Kiepski argument. Przekonywanie CAŁEGO świata to raczej wyzwanie, niż coś co wydaje się łatwe.
Dolej piwa, dzieweczko. A nie pieprz.
Pieprzu mu dolewała? Ciekawe, ciekawe...

BMW "Konwój"

Narzeknę, że zwrot do adresata jest tu wciśnięty na siłę. Temat też luźno zrealizowany. Miłość bohatera wygląda jakby pojawiła się ni z tego, ni owego. A rozumiem, że poznali się już wcześniej. Zakończenie jest bełkotliwe.
Znów mijają tysiące milisekund
Sekundy! Sześćdziesiątki minut też byś powiedział?

Ignaś "Łuna"

Co za tytuł :-> temat zrealizowany fajnie, choć luźnie. Jest pomysł, klimat, uniwersum. Postacie też oryginalne. Wadą jest tylko brak zalet (tzn. większej liczby zalet).

Błędów brak.

Podzjazdem "Ptakami mając oczy wydziobane"

O czym to jest? Temat i ograniczenie odwalone. Trudno się czyta. temat wciśnięty jako nadęte gadki o miłości. Praktycznie możnaby przepisac ten wiersz.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Ignatius Fireblade
Kameleon Super
Posty: 2575
Rejestracja: ndz, 09 kwie 2006 12:04

Post autor: Ignatius Fireblade »

Przede wszystkim, gratuluję Ci, Szczurko, kolejnego sukcesu! Oby tak dalej, oby :)

Teraz pora na nadkreskowców, reszta na później :)

Matheous
Pierwszy zarzut... gdzie się podział tytuł? Reszta opka całkiem, całkiem, jednak jak na starca opowiadajacego dzieciom o młosci, facet uzywa ostrego języka. Pewnie można zrzucić to na karb stetryczenia, ale kto wie :P Niezłe.

BMW Konwój
Czy ten transportowiec miał aż takie słabe zabezpieczenia, by poddać się pojedynczemu myśliwcowi? Tylko dwa leciały? Zero tarcz, broni? W końcu wieźli bardzo ważnego jeńca... Jakoś tego nie pojmuję.
Tematyka wybitnie nie dla mnie, choć ogólnie, ładnie napisany.

podzjazdem Ptakami mając oczy wydziobane
Imię Jareed przypomina mi pewnego historycznego bohatera z Icewind Dale I :] Prócz tego, zgadzam się z przedpiścami. Dobre, choć nie świetne.

Po namyśle, mój głos (pommo niezbyt lubianych przeze mnie okoliczności tekstówych) idzie do BMW. A dlaczego? Dlatego, że mnie tym tekstem zaciekawił. Gdyb miotnąć go w inne realia, byłby dla mnie jeszcze lepszy.
- Na koniec zadam ci tylko jedno pytanie. Co ci wyryć na nagrobku?
- Napisz: "Nie ma lekarstwa na brak rozumu".
"Black Lagoon" #10 Calm down, two men PT2

Awatar użytkownika
elam
Pćma
Posty: 237
Rejestracja: sob, 11 cze 2005 20:15

Post autor: elam »

najbardziej spodobal mi sie tekst Fireblada

jest to ocena jak najzupelniej subiektywna, oparta jesdynie na emocjach, pierwszym wrazeniu i w ogole, nieprofesjonalna. :)
Wielu ludzi nie wie, co zrobic z czasem.
Czas nie ma z ludzmi takiego problemu...
____________________________________
"Agencja Dimoon - ten sie smieje kto umrze ostatni." - yyy...

Trolliszcze
Psztymulec
Posty: 996
Rejestracja: pn, 07 maja 2007 01:43

Post autor: Trolliszcze »

Sexy Babe pisze:Czytam se teraz temat, przykładam do tekstu, porównuję na różnych poziomach abstrakcji od szczegółu do ogółu... no wszystko jest, prawie pokazane palcem :|
Nie bardzo jest się o co kłócić, szanowne Jury po prostu z góry założyło, że interpretacja fragmentu, stanowiącego temat utworu, jest Jedna i Niepodważalna (tak, węszę tu SPISEK! ;) Musielibyśmy zejść chyba na poziom analizy i interpretacji utworu, khem, poetyckiego, żeby cokolwiek komukolwiek udowadniać :)

A żeby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości, miałbym pobożne życzenie, aby tematów na pisane przez nas po/u-tworki nie formułować w tak poetycki sposób :) W końcu nie każdy ma wyczucie do liryki, me included :)

Awatar użytkownika
ChoMooN
ZakuŻony Terminator
Posty: 240
Rejestracja: pt, 03 lis 2006 23:08

Post autor: ChoMooN »

gratulki dla szczurki :) rośnie nam literatka, jak trza...

Matheous
Przegadane trochę, choć przyznaję, że aż się łezka zakręciła w oku jak te Dungeonsowate klimaty wspomniałeś. Tyle, że bardzo dużo takiego podniosłego chwalebnego pesymizmu. Takich prawd żywiowych wciskanych na siłę i jeszcze z zastrzeżeniami... Natomiast temat pokrętnie zrealizowałeś... nie ma tu słowa, żeby narrator i jego rozmówca nie dożyli sielankowych czasów... są za to trubadurzy :P

BMW Konwój
Kurcze... jakiś prześwit pomysłu w tym był, ale wszystko to takie anonimowe. Akcja taka niemrawa mi się wydała. Nasilenie czasowników w pierwszej osobie męczyło i sprawiło, że otoczenie było trochę zaniedbane. Uczucie też opisane jakoś tak racjonalnie. A zakońćzenie... kolejna ckliwa życiowa mądrość.

Ignatius Fireblade Łuna
Zupełnie inny klimat... dołujący trochę. Brak akcji dał się też we znaki. I za późno zdefiniowałeś klimat. Dopiero w połowie tekstu dostałem informację, że to jakiś postnuklearny eSeFik. Przytoczenie wierszyka na początku zbędne. Ale największy błąd wg. mnie to, że napisałeś opko w czasie przeszłym. To irytowało.
postawiłeś pytanie, które od dawna zadawał sobie każdy.
Wzdrygnąłeś się, jakbyś wcale
w czasie teraźniejszym chyba byłoby lepsze...
a ten tekst:
kiedyś mój nauczyciel powiedział pewną mądrą rzecz – Odwróciłeś się, wyciągając szachownicę. – „Piekło to inni”. Stwierdził też, że to ludzie są dla siebie
Jego nauczycielem był Sartre? :P

podzjazdem Ptakami mając oczy wydziobane
Chyba masz mój głos, podzjeździe... twoje opko najlepiej uchwyciło temat i nie zanudziło. Wiedziałeś kiedy skończyć i nie przesadziłeś (za bardzo) z patosem.[/quote]
Wszędzie dobrze, ale gdzie dwóch się bije, tam raki zimują.

Mój blog w znajdziesz dokładnie pod "WWW". Tu niżej między tymi innymi buttonami.

Awatar użytkownika
Hitokiri
Nexus 6
Posty: 3318
Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
Płeć: Kobieta

Post autor: Hitokiri »

Matheous
Co dzieci robiły w gospodzie? Aaaa, rozumiem, to fantastyka, dowodów osobistych nie ma i chlać mogą nawet dzieciaki ledwo od ziemi odrastające :P Co do przekleństw - mi osobiście nie przeszkadzały, ale sam fakt, że facet mówi, do dzieci, już zgrzytł. Sam tekst pozostawia po sobie jedno wielkie, śmierdzące NIC!
Ogólnie: Do przeczytania i zapomnienia.

BMW
Przeczytałam. I myślę sobie: ale fajny tekst - język dobry, fabuła zapowiada się ciekawie, no to jest pierwszy kandydat na głosa.
Ale końcówka wybiła mnie z nastroju. Takie to patetyczne, niepasujące do reszty, że zgrzytło.
Ogólnie: Nie podoba mi się.

Ignaś
Ignaś, jeśli tekst podzjazdema nie okaże się lepszy, to będziesz miał mój głos. Bo tutaj... no, ładnie opisane, jest kilka mocnych zdań, które sprawiają, że nie jest zbyt ckliwie i patetycznie. Tylko kim są ci mutanci? Do głowy przyszli mi wiedźmini :P ale to tylko takie moje skojarzenia dziwne.
A jakbyś rozwinął to w formę dłuższą, to ja bym chętnie poczytała.
Ogólnie: Świetny.

Podzjazdem
Króciutki tekst, sprawnie napisany. Czytając miałam nieodparte skojarzenia z prześladowaniem chrześcijan - to zamierzone, czy nie?
Jednakże, choć czytało się dobrze, nie przykuło mojej uwagi.
Ogólnie: Średni.

Głos dostaje Ignaś.

Reszta jutro.
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"

Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!

Awatar użytkownika
BMW
Yilanè
Posty: 3578
Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04

Post autor: BMW »

Matheous
Gdybyś dołożył do tekstu trochę fabuły podobałoby mi się bardziej. Tak opko jest zbyt "statyczne" (nawet bardziej statyczne niż moje). Za dużo wulgaryzmów. A przesłanie, jakby zbyt okryte słowami.

Ignatius - Łuna
Sprawnie opisany żal za utraconą potęgą i przemijaniem wartości. Nie dało mi się tego opka nie skojarzyc z X-menami, ale w sumie wyszło to tekstowi na dobre.

Podzjazdem - Ptakami mając oczy wydziobane
Ciekawie przedstawiona historia zwycięzcy, który jednak staje się przegranym. Stylowo dobrze, a tekst nie emanuje zbytnim patosem. Zastanawiam się tylko nad jednym. Czy nadmierny rozwój miłości nie odbije się negatywnie nad technicznym rozwojem cywilizacji, bo w końcu parę rzeczy wynaleziono na potrzeby wojny.

Podsumowując: punkt dla Ignatusa



No-qanek
Sześćdziesiątki minut też byś powiedział?
Tak bym nie powiedział, a tysiące milisekund miały uświadomic czytelnikowi w jakim przedziale czasowym rozgrywa się akcja.


Ignatius Fireblade
Czy ten transportowiec miał aż takie słabe zabezpieczenia, by poddać się pojedynczemu myśliwcowi?
Zazwyczaj myśliwce są znacznie lepiej uzbrojone niż transportowce, a ten transportowiec nie zaliczał się do typu "superfortecy"

Dracool
Kolejna opowieść o wojnie w kosmosie, nie wiadomo o co i po co toczonej,
Nie o wojnę chodzi w tym opku. Wojna tu jest jedynie tłem dla innej historii.
Ostatnio zmieniony ndz, 13 maja 2007 23:30 przez BMW, łącznie zmieniany 4 razy.

Zablokowany