PP i jego
Zrodzona z mroku i nieświadomości (nie widziałem, żeby tekst wcześniej miał gruntowny przegląd.
Sprawdzam na żywca, omijam interpunkcję, no chyba, że błędy interpunkcyjne zmienią sens zdania)
Pięćdziesiąt metrów w dół, kierując wzrok poprzez poranną mgłę, po kamiennych ścianach wieży, pierwsze promyki słońca odbijały się od niezmąconej tafli fosy.
Inaczej mówiąc i upraszczając - pierwsze promyki słońca odbijały się od tafli fosy kierując wzrok poprzez poranną mgłę. Ja wiem jakie były intencje autora, ale właśnie tak to brzmi.
Prostota wyrazu!
Alvalon otworzyła szeroko jedyne okno w komnacie. Pięćdziesiąt metrów w dół, kierując wzrok poprzez poranną mgłę, po kamiennych ścianach wieży, pierwsze promyki słońca odbijały się od niezmąconej tafli fosy. Na twarzy Alvalon nie zagościł jednak uśmiech
Dlaczego 'jednak'? i dlaczego miał zagościć?
Na twarzy Alvalon nie zagościł jednak uśmiech, ani oczy nie rozbłysły, ani myśli nie popłynęły za siedem gór i siedem jezior gdzie sukni tysiąc, książę, gdzie miłości z bajki. Dawno przestała marzyć. Jedyne czego pragnęła, to odwlec moment kiedy to nastąpi.
Co nastąpi? Odpłynięcie myśli tam gdzie książę, suknie i miłość? Czy też może chciała odwlec moment, gdy znowu zacznie marzyć? A może coś jeszcze innego, co ma się ujawnić później w tekście? Ja (jako czytelnik) nie jestem pewien czy to niezręczność językowa czy taki styl.
Jednak wszystko co mogła nie było w stanie tego zmienić.
Nieładne.
Goście, zgodnie z tradycją wprowadzoną przez gospodarza, opuścili włości przed zachodem słońca
A może autor wytłumaczy czyje włości opuścili?
Goście, zgodnie z tradycją wprowadzoną przez gospodarza, opuścili włości przed zachodem słońca, a Gento udał się do pokoju syna, Dagma.
Rozumiem, że autor chce, by czytelnik z samej narracji wydarzeń poznawał postacie i ich imona, tak jest fajniej, ale trzeba to robić umiejętnie. Jak z tego zdania czytelnik biedny ma wywnioskować, że Gento to ten gospodarz?
Gento udał się do pokoju syna, Dagma.
- Ojcze, czy pojedziemy jutro na targ?
Rzekł syn ni z gruchy ni z pietruchy.
Gento udał się do pokoju syna, Dagma. Ten już leżał w łóżku.
- Ojcze - chłopiec dostrzegł w drzwiach sylwetkę Genta - pojedziemy jutro na targ?
Poza tym imię syna to Dagma. Więc ojciec poszedł do
Dagmy.
- Jutro zdecyduję. A teraz śpij – nakazał szorstko. – I pamiętaj. Jeżeli jeszcze raz przeszkodzisz mi w rozmowie, to zamienię na tydzień w prosiaka.
- Dobrze ojcze. – Dagma wykrzywił twarz przypominając sobie jak przez trzy dni był dziewczynką. Ale, to była jego wina i dobrze o tym wiedział. Nie powinien nalegać na kupno łuku, kiedy ojciec miał kaca.
Co ma do zamienienia w prosiaka bycie przez 3 dni dziewczynką i dlaczego akurat teraz sobie o tym Dagmo przypomniał? Co ma do tego jeszcze kupno łuku i kac ojca? Dla mnie bełkot.
Zawsze natomiast chadzał do salonu, gdzie z butelką wina, głową pełną myśli, żalów oraz niespełnionych marzeń zasypiał.
Po pierwsze - szwankuje interpunkcja. Po drugie - najpierw wymieniasz po przecinku z czym chodził po salonie (butelką, głową pełną myśli), zaraz po tym, w tym samym zdaniu, przechodzisz do wymieniania co miał głowie, również po przecinku. Całość wypada nieskładnie. Poza tym gdzie zasypiał ten Gento w tym salonie? Okolicznik miejsca by się przydał na końcu zdania, np. 'na kanapie'.
A gdy odgłosy odchodzącego ojca milkły, ukradkiem wymykał się z sypialni.
Chodzi autorowi zapewne o odgłosy kroków. Przeczytawszy same 'odgłosy odchodzącego ojca' wyobraziłem sobie od razu ojca, mruczącego, chrząkającego, mamroczącego do siebie.
schód za schodem
!!! x_X .....
Szedł powoli, schód za schodem, delektując się każdą chwilą.
Każdą chwilę czego??? Chodzenia po schodach?
Rozpasane, jak myśli chłopca, cienie, rzucane przez z rzadka przytwierdzone do ścian krętego korytarza pochodnie, potęgowały uczucie podniecenia.
W kim? W chłopcu? W czytelniku? W narratorze? A zdanie paskudne.
szeptał starannie ułożone zaklęcia.
Gdzie je sobie ułożył? Między palcami? I szeptał starannie czy starannie je sobie ułożył?
Słońce żegnając się czerwienią nieubłaganie odchodziło za horyzont. Tak bardzo chciała odejść razem z nim.
Z horyzontem czy słońcem? Intecja oczywiście jasna. Ale problem z zapisem.
Tam gdzie nie ma nic, w bezkres zapomnienia, nieczucia, nie być tutaj.
Paskudne zdanie.
Schować się... schować się głębiej.
Gdzie, głębiej w okno? Przeciez przy nim stała?
Czarny Pan pojawił się z nikąd
Nikąd z dużej, bo to nazwa własna ;).
Czarny Pan pojawił się z nikąd, jakby zawsze tu był.
Tu czyli gdzie?
Alvalon czuła tę siłę. Przytłaczającą, mroczą i pradawną. Układ. Wolność w zamian za sześć dni służby? Tak brzmiało pytanie - niecierpiący sprzeciwu rozkaz. Była gotowa.
Miał być klimat, miało być mrocznie i tajemniczo... Wyszła kupa.
Nie wystarczy napisać parę zdań prostych, napisać że Czarny Pan, że Bestia, że siła, że pradawna, i że przytłaczająca, by wywołać u czytelnika... hm... cokolwiek, nie mówię tu już o dreszczu.
Tak brzmiało pytanie - niecierpiący sprzeciwu rozkaz.
Mhm...
śmiejąc się razem z Czarnym Panem, razem z Bestią. Nie czuła bólu, choć ten wciąż w niej był.
No i teraz się poważnie czytelnik zastanawia czy to smutek w niej był, czy też może ten Czarny Pan? Druga wersja nieco mniej wybredna.
Nie czuła poniżenia, a tylko pragnienie krwi świdrujące w żołądku i upiorny rechot rozsadzający czaszkę.
Pragnienie krwii świdrowało jej w żołądku, a jeszcze ponadto czuła w swej czaszce rechot.
Coś zatrzepotało w powietrzu, a niebo spochmurniało
Ale zaraz znów się uśmiechnęło.
niebo spochmurniało, jakby pokryła je ciężka ołowiana skorupa.
Wg. mnie gdyby była ciężka, to by spadła na ziemię. Nie podoba mi się to porównanie.
Ledwo widoczne cienie zakołysały się wokoło.
Paskudne. Nawet nie chce mi się tłumaczyć dlaczego.
- Spokojnie, bądź mężczyzną. – Gento zbeształ syna,
- Jestem spokojny, ojcze - odpyskował zjadliwie syn, który nie lubił być podobnie besztany.
Kiedy wbiła szpony w krtań Dagma, zaiskrzyła upiorną radością.
A kiedy wbiła je w tors, zalśniła mroczną wesołością.
Alvalon jak jaszczurka podpełzła do wozu. Kiedy wbiła szpony w krtań Dagma, zaiskrzyła upiorną radością.
Ah, to oni na wozie jechali? Z resztą mniejsza o to, spójrzmy na coś innego. Mianowicie spójrzmy na problem pełzania. Pełzanie ma to do siebie bowiem, że pełzający wije się, rzec można, po ziemi. Zatem Avalon mogłaby po podpełznięciu do wozu wbić pazury co najwyżej w koło. No chyba, że była baaaardzo długa.
A swoją drogą koń co? Nic? Pełznący potwór, pazury, krew. Koń nic?
Patrzyła mu w oczy i widziała strach.
Strach? Człowiek, któremu bestia wbija pazury w gardło czuje co najmniej panikę, przerażenie (a i tak to brzmi zbyt słabo). Strach to można czuć przed egzaminem.
Patrzyła mu w oczy i widziała strach. Tak bardzo się bał.... Ludzki odruch... Dlaczego dla niej go zabrakło? Gento też chciał żyć.
Nic nie rozumiem.
Dziwiąc się, że przyszła tak niespodziewanie, chyba z samego dna piekła...
Tak jakby to dno piekła było synonimem 'niespodziewalności'
Ogólne wrażenia napiszę dziś wieczorem. Zabrakło mi teraz na to czasu.