Racja. Dopiero po Twoich uwaga zauważam, że faktycznie to zdanie nie brzmi. Znacznie lepiej wygląda z "chociaż" na początku.Cytat:
Jedzenia R. nigdy sobie nie żałował, chociaż był tak chudy jakby głodował.
Logicznie byłoby: Nie żałował sobie jedzenia - pomimo czego? - chociaż(czyli – pomimo tego, że) cierpiał na nadwagę.
Ty budujesz zdanie:(…)nie żałował sobie jedzenia – pomimo czego? – chociaż (czyli- pomimo tego, że) był chudy(...). IMHO logika szwankuje.
Wystarczy „chociaż” przenieść na początek zdania i będzie gut.
Chodziło mi o to, że niby nie brakowało, ale R. ze swoim apetytem chętnie zjadłby więcej, stąd tęskny wzrok. I rzeczywiście pierwsza część zdania mogłaby brzmieć: "Teraz tęsknie spojrzał na resztki kiełbasy(...)", ale jeśli wywalę "jednym kęsem", zupełnie rozwali mi to rytm. To zdanie jest po prostu do napisania od nowa.Cytat:
Teraz tęsknym wzrokiem spojrzał na resztki kiełbasy i pochłonął je jednym kęsem.
Kilka zdań wcześniej piszesz: „Za sprawą masarni, wędlin i mięsa nikomu w miasteczku nie brakowało(…). Nie bardzo więc pojmuję ten „tęskny wzrok”. Byłby prawdopodobny, gdyby plasterek kiełbasy stanowił niedostępny rarytas, ale przecież miał tego dobra pod dostatkiem. Poza tym jakoś mi skrzeczy połączenie w jednym zdaniu :”spojrzał wzrokiem” i „pochłonął jednym kęsem”. Jakby zamiast otworem gębowym wchłonął je przez oczodoły, czy coś takiego. IMHO nie pasuje i już.
Ekskrementy to trudne słowo - nie wiem, czy trudniejsze dla mnie, czy dla Worda ;) Z ubieraniem spodni i reszty mam mieszane uczucia; mi to pasuje. Czy jest poprawne - sprawdzę jeszcze.Cytat:
Potem ubrał połatane, drelichowe spodnie, rozciągnięty sweter i wiatrówkę, i wyszedł z mieszkania, starannie zamykając liche drzwi na klucz. Od otwartych toalet na końcu korytarza zalatywało ekstramentami. R. skrzywił się, a potem wstrzymał oddech i szybko zszedł po schodach.
Nie da się „ubrać” spodni, swetra i reszty! „Ubrał na siebie spodnie” zamiast „włożył/założył” od biedy by uszło, ale „ubrał spodnie” tak jak „ubrał dziecko” – nie do przyjęcia. Nie znam ekstramentów. Ekskrementy a i owszem. Cuchną.
potem- w zbyt bliskim sąsiedztwie, zresztą to drugie absolutnie zbędne.
Niedokonana forma ma na celu opisanie pewnej chwili, albo precyzyjnej ciągu zdarzeń w jednej, krótkiej konkretnej chwili. Dlaczego tak? Chciałem opisać pewien obraz, ruch. W formie dokonanej brzmiałoby to dla mnie zbyt "ostatecznie".Cytat:
Muzyka zaczęła cichnąć, ekrany zapadać się pod ziemię.
Zaczęła cichnąć, ale nie ucichła do końca? Zaczęły się zapadać, ale z powodu zacięcia mechanizmu utknęły nad powierzchnią ziemi? Czemu ma właściwie służyć ta niedokonana forma? „Ucichła i zapadły się” z dodatkiem przysłówka „powoli”. IMHO.
Hmm opowieść o czarnej świni najpierw przytaczać miał sam jąkała, ale doszedłem do wniosku, że ze swoją przypadłością doprowadziłby wszystkich do szału, dlatego historię tę zostawiłem narratorowi. Pomysł z wyróżnieniem tej części jest dobry, ale nie jestem przekonany czy aż tak wyraźne odcięcie tego fragmentu wyglądałoby dobrze. Szczerze pisząc, sam się czasem zastanawiam, jak bardzo narrator może być zintegrowany z opowieścią i światem przedstawionym. To też gdzieś muszę sprawdzić.Cytat:
Oczywiście historię tę znał tylko z opowieści innych, ale zaklinał się, że jest prawdziwa. Nienaturalnie duża, czarna świnia, wyjechała ze ściany w boksie L. – siwego starca, z wielkim, workowatym guzem, zwisającym z lewego oczodołu……………………….. Tylko P. nic się nie stało, bo uciekł w porę i to właśnie on miał opowiedzieć tę historię innym.
Myślę, ten fragment opowieści o czarnej świni powinieneś wyodrębnić z całości tekstu. Czymś – kursywą, gwiazdką, dwulinijkowym odstępem, albo jakoś tak. Nie jest napisana językiem „prostego przekrawacza”, lecz stylem charakterystycznym dla całości narracji. Narrator jak gdyby zawiesza na chwilę tok wydarzeń i cofa się w czasie do innej historii. To z jego ust poznajemy wydarzenia. Korzystne by to było również ze względów konstrukcyjnych – taka mini-szkatułkowa budowa. Nadal IMHO.
Trochę wcześniej napisałem, że świnia wisiała łbem w dół, a R. przerżnął piłą klatkę piersiową aż do posadzki, przecinając też łeb. Jąkała scyzorykiem przeciął podbrzusze i brzuch, docierając aż do mostka. De facto nie ciął nożem całej świni :).Cytat:
Jąkała powoli podszedł do świni. Wbił nóż wysoko między nogami wieprza i szybkim ruchem przeciął skórę aż do mostku. Schował scyzoryk i zacisnął palce na zakrwawionych żebrach. Rozchylił je i odskoczył, a z wnętrza wypłynęły ciemnoczerwone podroby.
Za diabła nie mogę sobie wyobrazić przekrawania wieprza, a choćby i prosięcia, przy pomocy scyzoryka! Scyzoryk to nożyk kieszonkowy! Chyba, że liczysz na skojarzenia ze Scyzorykiem Gerwazego z „Pana Tadeusza”! ???
Zabij mnie, nie mam pojęcia skąd to A.?! Nie pamiętam, co miałem na myśli. Po konstrukcji zdania mogę jedynie przypuszczać, że pomyliłem nazwisko W. (staruszki od metolowego kubka) z jakimś innym na A. Brzmiałoby to wtedy jakoś tak: "Mijając drzwi Kowalskiego, poczuł (...)". Tak jak jest teraz, nie dość że błędnie, to jeszcze zagmatwanie - też do poprawki. Dzięki za czujność :)Cytat:
Cytat:
Mijając drzwi A., poczuł jak zmęczenie całego dnia dopada go wreszcie na dobre, spychając jakikolwiek strach głęboko w podświadomość.
Zamieniłeś R. na A. ? I przecinek nie po A. (R.?) lecz przed „jak”. Zamiast „jakikolwiek” – „wszystek”, żeby nie powtarzać „cały”.
Przeecinek jest tam, gdzie być powinien - nie załapałam w pierwszej chwili o co ci chodzi. Nadal jednak nie wiem kim był ów A.? Potrzebę unieszkodliwienia w tym zdaniu słowa "jakiekolwiek" podtrzymuję.
Hmm na tego typu kwiatki uważać powinienem szczególnie - wiem. Zawsze machnę coś takiego, kiedy szukam dynamizmu. Co więcej, wciąż nie jestem przekonany, że to błąd (byłbym wdzięczny za podesłanie czegoś nt imiesłowu przymiotnikowego współczesnego i jego zastosowania na PW). Zakładam że masz rację, bo faktycznie, ta konstrukcja wygląda kosmicznie. Co do Twojej propozycji: takich właśnie długich, rozbudowanych zdań chciałem w tym fragmencie uniknąć, stąd ten kosmos.Cytat:
Wyszedł z piwnicy, już na klatce schodowej słysząc strzelające w palenisku płomienie
Niezaprzeczalnie masz własny styl pisania, ale akurat konstrukcja zacytowanego zdania z niego nie wynika. Jest postawione na głowie. Nie będę się wdawała w dywagacje na temat imiesłowu przymiotnikowego współczesnego i jego zastosowania. W skrócie, na przykładach, sytuacja wygląda tak:
Wybiegł z piwnicy, słysząc strzelające płomienie.
Słysząc strzelaninę na klatce schodowej, wybiegł z piwnicy –OK. Prawidłowe następstwo czynności.
Ale w twoim zdaniu się nie klei. Moja propozycja: Wyszedł już z piwnicy, lecz na klatce schodowej nadal jeszcze słyszał, jak płomienie strzelają w palenisku. To o przekazanie tej informacji ci chodziło? Mylę się?
Racja, będzie zgrabniej. Zdaje się że niepotrzebnie chciałem zaakcentować "ciemność pod pledem".Cytat:
Dwie minuty później obudził się przerażony w ciemnościach pod pledem, przekonany o tym, że zjawa weszła do jego mieszkania i stoi teraz tuż przy łóżku. Trwożliwie łapał powietrze, serce dziko łomotało w jego piersi.
„w ciemnościach pod pledem” IMHO zbędne. Ze zdań poprzednich wiemy wystarczająco wiele na temat okoliczności – zapadła noc, przykrył głowę kocem – ergo budzi się w ciemnościach zarówno z jednego, jak i z drugiego powodu. Zdanie „wyśpiewa się” o wiele melodyjniej bez tych dodatkowych czterech słów.
"Zza" nie odnosi się li tylko do czegoś, co się trzyma, albo do czegoś, co jest kurtyną. Generalnie do czegoś, co zasłania widok, stoi między dwiema rzeczmi (szafa, drzwi). Stąd też moje użycie "zza" w połączeniu z pledem, który odcinał bohatera od reszty pokoju. Może nie brzmi to specjalnie pięknie ze względu na to, że "zza" zazwyczaj dotyczy przeszkody sztywnej i twardej, a koc taki przecież nie jest, hmm?Cytat:
Odruchowo przyciągnął kolana do klatki piersiowej, ale w połowie tego ruchu zamarł, bo zza pledu usłyszał skrzypnięcie.
zza szafy, zza węgła, zza drzwi - spod pledu, spod ziemi, spod kołdry. Zza pledu – gdyby trzymał go przed sobą niczym kurtynę, a przecież nie trzymał.
Naprawdę mniej dynamicznie, niż w Twojej wersji? Pytam bez złośliwości, z czystej ciekawości, bo właśnie o dynamizm znowu mi chodziło. Hmm to trzeba jakoś sprawdzić. Ale dziękuję za uwagę :)Cytat:
Wrzasnął, zrywając z siebie koc i cofając się aż pod ścianę.
Trzy czynności błyskawicznie po sobie następujące, a zdanie z dwoma imiesłowami kompletnie nie jest w stanie oddać ich dynamiki – brzmi zbyt rozwlekle, choć jest krótkie. IMHO lepiej zastosować coś w tym guście: Wrzasnął! Zerwał z siebie koc i (gwałtownie) cofnął się pod (samą) ścianę. Lub np. „przykleił się do ściany plecami” – frazeologizmy bywają użyteczne.
Racja, pozamieniam lastriko na synonimy.Cytat:
Przy schodach, nad lastriko unosiła się kolejna mała postać.
Odczuwam pewien nadmiar tego „lastriko”. Dla wydarzeń nie ma znaczenia, że podłoga jest wykonana akurat z tego, a nie innego budulca. Gdy użyłeś na początku tego słowa, wystarczająco wyraźnie zasugerowałeś podobieństwo realiów tworzonej przez siebie, fikcyjnej rzeczywistości do znanej nam wszystkim epoki „socjalistycznych klatek schodowych”. I wystarczy. Później spokojnie mógłbyś używać „kamiennej posadzki” na przykład.
Tak, chciałem uniknąć powtórzenia "schodów" i rzeczywiście wyszło to marnie. Cały fragment do przerobienia.Cytat:
Przy schodach, nad lastriko unosiła się kolejna mała postać. Ramiona zrośnięte miała z tułowiem, zamiast nóżek jakby płaski ogon, a jej czaszka była wąska i spiczasta.
Minął ją cudem, wpadając na stopnie. Przeskakiwał na łeb na szyję po dwa i trzy, byle dalej od nich, jak najdalej stąd!
Chciałeś uniknąć powtórzenia „schodów” , ale nie wyszło zbyt zręcznie. Są ci one absolutnie niezbędne w zdaniu: Minął ją cudem, wpadając na stopnie( SCHODY). Coś z tym powinieneś IMHO, zrobić. Na przykład wywalić „schody” z pierwszego zdania. Ogólnie przyjęte zasady łączliwości wyrazów nie przewidują „wpadania na stopnie” w znaczeniu „wybiegania ( lub potocznie: wpadania) na schody”.
Bardzo dziękuję za wszelkie uwagi i wskazanie błędów, tym bardziej, że zwróciłaś uwage na niuanse, których sam nigdy bym nie zauważył.
Cieszę się, że się podobało, że opowiadanie miało klimat. "Rok 1984" Orwella to moja ulubiona książka (czytam ją średnio 2 razy w roku), stąd fascynacja takim światem. I być może właśnie dlatego w Nowym Betlejem czuję się coraz lepiej :)
Możliwość edycji swoich postów jest zablokowana w tym dziale - ja też niczego poprawić nie mogę. Chodzi o to, by nie wprowadzać zmian w opowiadaniach, bo gdyby tak było, większość postów straciłaby sens (mówiłaby o błędach, które już zostały poprawione).
Zdrówko, Ka!