WT 4 - pocałunek tragiczny

Moderator: RedAktorzy

Zablokowany
Awatar użytkownika
Tenshi
Pćma
Posty: 201
Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
Płeć: Kobieta

Post autor: Tenshi »

Alan? Że niby ludzie go wychowywali? Bo to, nie wiem czy wiesz Tenshi, moja droga, przecież ludzkie imię.
Ja jednak to musiałam cholernie niejasno napisać. Alan był człowiekiem!!!

Przeczytaj moje poprzednie komentarze. Tam już wszystko było tłumaczone.

Psst

Ten.
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...

Awatar użytkownika
BlackHeart
Pćma
Posty: 221
Rejestracja: sob, 01 gru 2007 08:48

Post autor: BlackHeart »

I po co te nerwy? Wyjaśnienia czytam, jak skończę komentować. Jak komentuję, chcę widzieć tekst takim, jaki się zmieścił w nałożonych ograniczeniach. Wybacz. Poza tym, nie masz też obowiązku odpowiadać na zarzuty, na które już odpowiedziałaś. Spokojnie, Ten.

Awatar użytkownika
Tenshi
Pćma
Posty: 201
Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
Płeć: Kobieta

Post autor: Tenshi »

Ja się nie denerwuje : P Serio. Może tak odebrałeś moją wiadomość, ale uwaga, że "wszystko wytłumaczyłam wyżej" była po to byś wiedział, że cie nie zlewam, ale jednocześnie nie mam ochoty pisać znowu to samo 5 razy xD Z przyzwyczajenia opowiadam na każdy post "w moją stronę", ale to nudne odpowiadać wciąż to samo.

A za komentarz dziękuję ;]

Ten.
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...

Airel

Post autor: Airel »

Blackheart, co do tytułu, specjalnie go rozwlekłam... czy raczej w założeniu miało to być stopniowane. czytając od tyłu, grupa opowiadań, z których byłaby ta scenka, dotyczyłaby zdrady, wszystkie opowiadania (w domyśle różnych wyimaginowanych autorów z tej krainy) nazywałyby się Wojna Dusz, etc... Jak na półce w bibliotece.
Nie mam nic do wybaczania, aczkolwiek Kaczor Donald mnie zażył :P
BlackHeart pisze: W jednym zdaniu dwa razy zaznaczyłaś, że to był właśnie Arion. Niedobrze.
Powtórzenie było świadome; tzn, całe to zdanie miało być jak zapis jej myśli - nie wiem jak ty, mi się zdarza dokładnie w ten sposób myśleć czasem.
Co do uwag o kropki, znaki i tak dalej, to właściwie masz rację... Choć pewnie nie zmieniłabym tych miejsc dokładnie tak jak zasugerowałeś.
Coś jeszcze miałam... Wiem. A scena nie jest żywcem wzięta z opowiadania! :P bo nie napisałam takowego.

Awatar użytkownika
BlackHeart
Pćma
Posty: 221
Rejestracja: sob, 01 gru 2007 08:48

Post autor: BlackHeart »

Ja tam nie myślę za pomocą języka, bo czuję się ograniczony :P Tak czy inaczej, w zapisie powinny to być raczej dwa odrębne zdania. Chyba, że to jakiś strumień świadomości miał być. ;)

Awatar użytkownika
Teano
Kadet Pirx
Posty: 1309
Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05

Post autor: Teano »

Tenshi pisze:
Plus narastająca irytacja czytelnika.
Nie pisz czytelnika - twoja irytacja, ale nie każdego (chyba?). Czytelnik brzmi bardzo ogólnikowo. Ja zazwyczaj zaznaczam, że wszystko co pisze to tylko moja opinia. Za ogół staram się nie przemawiać.
To nie było "przemawianie za ogół" tylko pewne zdystansowanie się od mojego odbioru. Moze powinnam była napisać "plus narastająca irytacja mnie, jako czytelnika" ale to za długie. Chodzi mi o to, że w momencie czytania tekstów na ZWT przestaję być Teano, a staję się czytelnikiem - kompletnie bezosobowym (na ile oczywiście się da, ale w sporym zakresie sie da) czyli nie patrzę czyj to tekst, a tylko na to, jak to jest napisane.
To trochę tak jak w Potopie "prywatnemu, nie posłowi". Komentuję ten tekst niejako "służbowo" ;) (bo skoro liczę na komentarze od innych to i sama komentuję) z pozycji czytelnika. I tyle.
A czytelnika plamią hektolitry zjełczałego liryzmu.
liryzm «uczuciowość i nastrojowość przejawiająca się w dziełach sztuki lub w czyimś zachowaniu»
Problem w tym, ze u Ciebie ten liryzm był mocno zjełczały. Znaczy szwankuje język. Zbyt patetyczny, czy jakoś tak. A do tego powtórzenia, właśnie to plamienie, barwienie, jak by nie można było napisać tego prosto i zwyczajnie. Ileś tam znaków kompletnie niepotrzebnych.
Co jest uczuciowego/nastrojowego w zabarwianiu ust i pieczeniu ust? Jakoś nie to chciałam osiągnąć.
Niestety osiągnęłaś. Nie to. A co chciałaś?
Może dlatego, że zemdliło mnie przy słowach:
Nie przesadzasz? Może jeszcze napisz, że przyprawiłam cię o biegunkę. A zresztą, powinnam być dumna, że przyprawiam ludzi o tak silne odczucia.
Melisanę polecam ;) Jak coś jest przesłodzone, to mdli. Ten tekst o dyskryminacji to jakby zywcem wzięty albo z jakiejś socrealistycznej akademii ku czci, albo z amerykańskiej produkcji z pewnej półki, też niewiele się różniącej, albo z jakiejś manify. Wszelkie slogany wywołuja u mnie w najlepszym wypadku mdłości. W gorszym odruch wymiotny. Biegunki nie stwierdziłam.
Zwłaszcza elf imieniem Alan ;)
Albo ja piszę zupełnie niezrozumiale, albo cię ta irytacja zaślepiła. Alan to człowiek. A co do fantastyki - w łbie siedzi mi świat fantasy, w którym dzieje sie ta historia, ale wcisnąć go nie umiałam (znaczy wcisnęłam, ale znowu nożyce poszły w ruch).
No chyba to pierwsze, bo i Czarne Serce był przekonany ze elf ma na imię Alan. Może zamień się na chwilę w czytelnika i zanalizuj własny tekst?
Mój odbiór był - dwóch przyjaciół i tyle. To zaraz musi być dwóch kochanków? To bez seksu nie można kogoś kochać tak bardzo, by chcieć razem z nim odejść?
Nic tam o seksie nie pisałam ;] Ale jakoś nie wyobrażam sobie by dwóch facetów ścigano i dyskryminowano za przyjaźń (chyba tego wątku nie wyłapałaś też - może znów mój błąd). A może to była zakazana przyjaźń? O_o
Nie pisałam, że piszesz o seksie. Napisałam, że wrzucanie do worka "dwa pedały" czy jak ktoś woli "dwaj dyskryminowani geje" strasznie okalecza całą historię, bo wszystko zaczyna się sprowadzać do dyskryminacji za to, ze (pardon my french) kopulują nie tak jak się godzi.
A tymczasem powodów dla których jeden człowiek chce odejśc razem z drugim może byc tysiące. I niekoniecznie takim powodem musi być orientacja seksualna. Innymi słowy Twoje komentarze zawęziły pole interpretacji z krzywdą dla tekstu. (Podobnie jak końcowe slogany)
Keiko pisze:
Teano pisze: Jedyne, co bym mogła zarzucić, gdybym miała się czepiać, to pójście drogą trochę "na skróty" i wywołanie tragizmu poprzez strzelenie z grubej rury (…)
Mimo to - niestety - tekst nie chwycił mnie za gardło. Czyżby ze względu na ograne chwyty?
Co do pójścia na skróty to się czepne; W takim temacie właśnie pokazanie dwojga tragicznych kochanków było dla mnie pójściem na skróty; chciałam pokazać coś innego; historia Romea i Juli w różnych wariantach dla mnie osobiście tragiczna nie jest; ale dochodzimy do osobistych preferencji a wiadomo, ze degustibus…. Nie nazwałabym tego jednak ogranym chwytem. Jeśli tekst cię nie wzruszył to znaczy, że po prostu nie był dość dobry ;) Jeszcze raz dzięki za opinię.
Zgadzam się, że pokazanie tragicznych kochanków również byłoby drogą na skróty.
Myślę, że problem tkwi gdzie indziej - dobrze to zauważyłaś Jeśli tekst cię nie wzruszył to znaczy, że po prostu nie był dość dobry
Jak pisałam wcześniej - sama nie czułam się na siłach by w 1000 znaków i w obecnym nastroju zmierzyć się ze sceną, która chwyta za gardło. Dlatego napisałam scenę opisującą tragiczne wydarzenie, ale nie będącą tragiczną sensu stricto. Kiedyś do tego wrócę, ale z różnych powodów jeszcze nie w tej chwili.
O "chodzeniu na skróty" pisałam w tym sensie, że autor ma zawsze do wyboru co najmniej dwie drogi jeśli chce wzruszyć czytelnika.
Jedna - trudniejsza - to taki dobór środków literackich, by czytelnik czuł się poruszony, nawet czytając pożegnanie dwóch mrówek, albo ostatnią kolację grubasa, albo historię nurka całującego ośmiornicę.
Druga, którą nazywam droga na skróty i która bywa, zaznaczam - bywa, ale nie musi być (i nie piszę teraz o Tobie) - pewną nieuczciwością względem czytelnika, to wstawienie bohatera w tak tragiczną sytuację, że przeciętnie wrażliwy czytelnik bez trudu znajdzie w niej elementy, które go poruszą. Do takich rzeczy należy śmierć i cierpienie dzieci, zwłaszcza okrutne cierpienia, a niezawinione, bezsensowne rozdzielenie kochającej się pary, okrucieństwo nabrzmiałe konsekwencjami na lata, a spotykające osobę, która na to nie zasłużyła, albo wszystkie te elementy razem wzięte.
Oczywiście i tu mozna przesadzić i zamiast sceny tragicznej będziemy mieć komiczną, ale to na marginesie.
Wracając do Twojego tekstu (który nb bardzo mi się podobał) Ty jako środka użyłaś tego chłopca przy zwłokach. Innymi slowy potraktowałaś to dziecko instrumentalnie do wywołania w czytelniku wzruszenia.
Zastanawiam się czego zabrakło, ze ten tekst nie poruszył tak, jak powinien. W koncu opisana scena byla potwornie tragiczna.
Jest to bardzo ciekawe pytanie i chciałabym znaleźć na nie odpowiedź, choćby po to by i samej móc zmierzyć się z tym tematem.
Ktoś wie co nie zagrało?
Keiko pisze: Teano
Jedna rzecz budzi moje zagubienie w przestrzeni. Gdzie ocknęła się narratorka? „Budzi się” – widzi zegarek, jest zła, że spała długo – to sugeruje sypialnię. Jednak widzi, że z sypialni sączy się światło i to właśnie tam jest mąż. To sugeruje łazienkę. Ona zaś wstaje i podchodzi na palcach. Hm… z czego wstaje i gdzie podchodzi? W następnym zdaniu dowiadujemy się, że jest w pokoju hotelowym. Z uwagi na wygląd pokoi wydawałoby się, że powinna wyjść z łazienki, stanąć w korytarzu, zobaczyć męża w pokoju i ze zgroza zobaczyć, jak wchodząca do pokoju kobieta przechodzi przez nią. Tylko, że recepcjonistka jest już w pokoju. A ona sama nie miałaby prawa widzieć osoby, która stoi za nią. No i pojawia się pytanie – jeśli duch był w łazience to skąd jego pomysł, że spał? Chyba, że miałby zasnąć trzymając w objęciach muszlę po długim i wyczerpującym rzyganku. No, ale nic nie sugeruje bohaterki – imprezowiczki, dla której taka rzecz to nie pierwszyzna, więc nie budzi to jej zdziwienia. No i co robi w łazience zegarek? Jako duch to raczej nie powinna go mieć. Z drugiej strony, duch jest frontalnie i do recepcjonistki i do męża (oboje widzi) ale recepcjonistka aby pocałować męża musi przejść przez ducha. Po tych długich rozważaniach nadal nie wiem gdzie był duch – odpowiedz, że w innej przestrzeni mnie nie satysfakcjonuje, bo bohaterka jest przekonana, że żyje. Więc wymiar w którym się znajdowała musiał być „normalny”.
BlackHeart pisze:Fabuła: Muszę, po prostu muszę zapytać: co to za kurs i co to za opakowanie? Już z kursem pół biedy, ale ta druga informacja naprawdę by się przydała. Nie zostawiaj wszystkiego domysłom czytelnika, bo moje domysły mówią mi, że to opakowanie po lekach jakichś. Wszystko fajnie, ale to czyni z męża bohaterki kompletnego idiotę, bo pierwszy lepszy patolog stwierdzi, że w ciele denatki żadnej chemii nie ma (no, chyba, że ten mąż naprawdę nafaszerował swoją małżonkę tymi lekami, ale tego już sobie nie potrafię wyobrazić. Na siłę, czy jak?). Fabuła, jako całość, średnio przypadła mi do gustu. Trochę zbyt sztampowa. A zresztą, może jestem uprzedzony, bo ciężko mnie zadowolić prozą osadzoną we współczesnych czasach? Ja tą współczesność mam na co dzień, więc żeby poczuć się od niej oderwanym, potrzebuję naprawdę oryginalnej fantastyki. Tu jej nie dostałem. Szkoda.
Hmmm - pytanie do Keiko i BlackHeart
Czego zabrakło w tekscie, czy może coś zostało zbyt słabo zaakcentowane, że z tekstu nie wynika to, co moim zdaniem tam jest?
Po pierwsze sceneria
Apartamenty hotelowe zbudowane są zwykle z pokoju dziennego i sypialni. Czy powinnam była wprowadzać tę informację w tekście? Że to apartament?
W pokoju dziennym jest sofa, sypialnia jest bardziej do spania.

Teraz sprawa tego, co się tam wydarzyło. Moim zdaniem wszystkie niezbędne informacje zawarłam, a jednak okazuje się, że nie.
Pytanie czego zabrakło i dlaczego.
Napisane było:
Jechałam na kurs, mąż zadzwonił i powiedział, ze mnie porywa, podał adres hotelu, Zameldowałam się pod panieńskim nazwiskiem. Tak chciał.
Moim zdaniem z tego wynika wszystko. Bohaterka gdzies wyjeżdżała, wszyscy wiedzieli, ze wyjeżdża i dokąd i w trakcie podrózy mąz namówił ją do zmiany trasy ( w pierwotnej wersji była jeszcze informacja, że miała następnego dnia na ten kurs dojechać, a przynajmniej tak jej mąż mówił, ale wycięłam to jako mało istotne)
Istotne jest, że melduje się pod panieńskim nazwiskiem.
To znaczy, że przybyła do tego hotelu sama i zameldowała się sama. Księgi meldunkowe nie wykażą obecności męża.
Otoczenie będzie przekonane, że wyjechała służbowo i dopiero kiedy nie powróci z kursu w terminie można zacząć jej szukać i "dowiedzieć się" że nigdy tam nie dojechała. (Albo też kiedy znajdą ją w hotelu i dojdą kim jest)
Zameldowanie pod panieńskim nazwiskiem może osobom postronnym sugerować chęć odcięcia się od małżeństwa, choć dla bohaterki jest jeszcze jednym romantycznym elementem zasugerowanym przez męża.

I moim zdaniem te wszystkie informacje w tekście są. Tak?

Idźmy dalej.
On (...), zabiera ze stolika swój kieliszek, starannie wyciera blat.

Dlaczego to robi? Czy nie dlatego, że chce ukryć ślady swojej obecności? Kiedy znajdą ciało, będzie wyglądało, ze kobieta piła do lustra.
Blackheart pisze:Wszystko fajnie, ale to czyni z męża bohaterki kompletnego idiotę, bo pierwszy lepszy patolog stwierdzi, że w ciele denatki żadnej chemii nie ma (no, chyba, że ten mąż naprawdę nafaszerował swoją małżonkę tymi lekami, ale tego już sobie nie potrafię wyobrazić. Na siłę, czy jak?).
A czy trudno jest wrzucić coś do kieliszka szampana? Może to leki a może "coś mocniejszego"?
I teraz chyba jest jasne kto leży na sofie i jakie opakowanie maż mocno zaciska w ręce leżącej postaci?

Czy w tekście czegoś zabrakło, że nie okazał się jasny? Czego?

Pozdrawiam zaciekawiona i z nadzieją na odpowiedź

EDIT/
Keiko pisze:duch jest frontalnie i do recepcjonistki i do męża (oboje widzi) ale recepcjonistka aby pocałować męża musi przejść przez ducha. Po tych długich rozważaniach nadal nie wiem gdzie był duch – odpowiedz, że w innej przestrzeni mnie nie satysfakcjonuje, bo bohaterka jest przekonana, że żyje. Więc wymiar w którym się znajdowała musiał być „normalny”.
Z sypialni sączy się światło. Wstaję, podchodzę na palcach. (...) Wsuwam się do pokoju (...)
Co tu robi recepcjonistka?
Mąż wstaje. Mija mnie bez słowa. Biegnę za nim,(...) ale moje ręce chwytają powietrze!
On (...) zabiera (...) kieliszek, starannie wyciera blat. Na sofie ktoś leży, (...) Mąż zaciska w (...) puste opakowanie i pozwala mu upaść. (...) odwraca się i mówi z uśmiechem: Gotowe!
Ona przechodzi przeze mnie!

Czyżby użycie zamiennie słowa "sypialnia" i "pokój" tak zaburzyło odbiór?
Jeśli tak, to co powinnam była zrobić, żeby uniknąć powtórzenia?
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.

� Dżirdżis

Awatar użytkownika
BlackHeart
Pćma
Posty: 221
Rejestracja: sob, 01 gru 2007 08:48

Post autor: BlackHeart »

Teano, ja doskonale rozumiem, co tam mąż wyczynia, więc nie tłumacz :) Jedyne pytanie, które mnie nurtuje to, owe tajemnicze pudełko. Powiem szczerze, to, że były to jakieś leki, nie jest dla mnie jasne.

Powiedz mi, czy dobrze rozumiem:

Tak to ma wyglądać, że panienka poszła sobie do hotelu, piła do lustra, po czym wzięła jakieś leki i zdechła?

Kwestia kieliszka... wcale nie jest tak łatwo czegoś dosypać, aby nikt nie zauważył. Pierwsze primo - leki nie rozpuszczają sięzbyt szbyko. Drugie primo - jeśli kieliszek był przezroczysty, to kobieta powinna zauważyć, że napój zmętniał. Trzecie primo, wiesz dlaczego arszenik jest niebotycznie drogi? Bo nie ma smaku i zapachu. Leki mają. No i czwarte primo - Ty wiesz ile tych leków musiałby tam nawalić, ąby wywołać zgon? Ostatecznie można powiedzieć, że małżonka była tak zakochana i tak ufała mężowi, że po prostu nie zwróciła uwagi na pewne rzeczy, ale to już trochę naciągane.

Awatar użytkownika
Novina
Mamun
Posty: 142
Rejestracja: ndz, 20 sty 2008 06:35

Post autor: Novina »

BlackHeart - aż się zdziwisz...

http://forum.liceum36.pl/viewtopic.php?t=351
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Tom Clancy

Awatar użytkownika
Tenshi
Pćma
Posty: 201
Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
Płeć: Kobieta

Post autor: Tenshi »

Lecimy dalej:

keiko Przejście
, nieśmiałą czułością, obejmuje martwe ciała.
Mimo przecinka to i tak dziwnie brzmi, jakby tą nieśmiałą czułością obejmował go ;] Chyba miało być "z"?
Zamyka oczy, by nie widzieć.
Przecinek?

Ogólnie nie jest źle, ale jakoś mnie nie porwało. I ta gorąca niczym ogień matczyna miłość... Jakoś mi nie pasuje. Ładny (choć momentami przekombinowany) opis i tyle.

Teano Romantyczna kolacja we dwoje

scena- raczej jest
fantastyka -raczej jest
pocałunek - jest
tragizmu - brak

karla Sędzia nieomylny
I choć północny wiatr był na tyle porywisty, że zwiewał mu włosy z twarzy, to nie on był tego przyczyną.
Brzmi jakoś dziwaczne. Wystarczyło chyba napisać, że nie drżał z powodu zimna, a trwogi i tyle. No w tej plątaninie i to zwiewanie i zimno wcale nie otarło o mojej wyobraźni.
Kiedy jednak jej delikatne wargi zetknęły się z jego spierzchniętymi ustami, nadzieja umarła.
Jej - potem jego. Niby nie jest to powtórzenie, ale śmierdzi zaimkozą.
Ostatkiem gasnącej świadomości uświadomił sobie błąd
Auć...
Asasynem powinna być kobieta.
Asasynem dziwnie brzmi, ale ogólnie perełka ;] Ładnie zawarta puenta.

Tyle, że choć całość mi się podoba, to (podobnie jak w "Okazji") pozostawia po sobie mnóstwo głupich pytań. Trzeba by to wszystko bardziej szczegółowo opisać, bo na razie mam posmak w stylu "o so chozi, czy to ma sens". Szczególnie dziwuję się na tym jak to było z tym zamachem? Że co? Chciał ja zabić, nie wyszło i zebrali wszystkich ludzi z okolicy, by ich wycałowała?Hm...

Airel II Księga Opowiadań. Wojna Dusz – zdrada.

Nie ogrzało i nie ziębi.
niezapomniane, długie, srebrne
czyżby przymiotnikoza?
Dopiero po chwili, widok skórzanych osłon na przedramionach nieodwołalnie przekreślił jej nadzieje.
Osłon? Osłon na ramionach, hm... Nie można tego było bardziej "fachowo" określić?
jej usta pocałunkiem. Ciepłym, mocnym pocałunkiem, który na nowo obudził jej zaufanie. Potem puścił.
Hm?
Gdy już dłużej nie mogła go widzieć,
Brzmi okropnie, jakby oślepła. Zresztą dalszy ciąg zdania tez średnio pasuje.

Ogólnie to nie mam żadnych odczuć względem tej pracy.

BMW W innym miejscu, w innym czasie

Nieoryginalne, nieporuszające. Nie żeby było źle. Ładny opis i tym podobne. Ale znowu - nie grzeje, nie ziębi.
Wstaję i ruszam naprzeciw zacieśniającemu się kręgowi barbarzyńców.
i takie wrażenie - fajnie, że poczekali, aż ją wycałuje i zabije ;] ?

Wyklęty Obraz

Jakoś nie czułam żeby te myśli należały do smoka. Znaczy wiem, nie mogę powiedzieć co myśli smok, wiele stoi mi na przeszkodzie : P Ale to współczucie dla dwóch marnych istot ludzkich i dywagacje na temat obrazu... zdecydowanie nie przemawia do mnie. Opisy trochę przekombinowane, ale tez nie idzie się specjalnie przeczepić do błędów (coś tam widzę, na jedno, silniejsze oko, ale szczerze? nie poruszyła mnie praca na tyle by 3 raz czytać). Podobne o pracy BMW. Przeczytałam i niedługo zapomnę. Bez gorzkiego posmaku i bez słodyczy.

Novina I żyła długo... (nareszcie)

Obiecane kopnięcia.
i gładką fakturę zabliźnionych ran.
Niby ładnie, ale mi to nadmiernym kombinowaniem "zajeżdża". Szczególnie, ze piszesz o policzku. A ta "faktura zabliźnionych ran" brzmi jakby pół pleców miał w bliznach.
Mocne ramię zacisnęło się na talii kobiety, kiedy pochylił się, by pocałować wybrankę.
Zacisnęło na talii? Ramię? Nie owinęło? Zresztą, znowu dziwnie brzmi. Nie można było napisać, że ją objął :P? Po prostu.
Jego wąskie usta zdradzały niecierpliwość
Bo były wąskie? Nie rozumiem. Może zaciśnięte usta? Wtedy chyba już bardziej sensownie brzmi...

I nie potrafię sobie wyobrazić oddechu jednocześnie pachnącego elfickim winem i żądzą. Ale to już tylko takie małe "ale".
Podała się namiętnemu pocałunkowi,
Jak mniemam podała się na tacy :P Chyba "poddała".
potem mruknął cicho jej imię,
Chyba wymruczał. Ale ogólnie mruknięcie imienia znów dziiiiwnie brzmi.

Barwiona skóra pachniała dalej włosami i krwią jej ukochanego.

To bym już całkiem wywaliła. Barwiona skóra zgrzyta, a zapach włosów jest bez sensu. Włosy mogły mu pachnieć jakimiś ziołami, ale po bijatyce, łapaniu za głowę, czy czym tam i tak ten zapach nie przeniósłby się na rękawice. No i ten zapach krwi... To on nawet do ślubu sie nie przebrał? Chciałeś dodać nutkę tragizmu, a wyszedł brak logiki.
Opuściła głowę, ukrywając łzy w poddańczym dygnięciu.


A to jest piękne ;]
Nie zabijajcie go, po prostu go zakopcie...
Cudna puenta, ale te podwójne "go" zwyczajnie rażą. Ale nie wiem cy udałoby się to jakoś zastąpić.

Reszta po świętach, bo jutro wyjeżdżam : P

Ten.[/quote]
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...

Awatar użytkownika
Teano
Kadet Pirx
Posty: 1309
Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05

Post autor: Teano »

BlackHeart pisze:Teano, ja doskonale rozumiem, co tam mąż wyczynia, więc nie tłumacz :) Jedyne pytanie, które mnie nurtuje to, owe tajemnicze pudełko. Powiem szczerze, to, że były to jakieś leki, nie jest dla mnie jasne.

Powiedz mi, czy dobrze rozumiem:

Tak to ma wyglądać, że panienka poszła sobie do hotelu, piła do lustra, po czym wzięła jakieś leki i zdechła?

Kwestia kieliszka... wcale nie jest tak łatwo czegoś dosypać, aby nikt nie zauważył. Pierwsze primo - leki nie rozpuszczają sięzbyt szbyko. Drugie primo - jeśli kieliszek był przezroczysty, to kobieta powinna zauważyć, że napój zmętniał. Trzecie primo, wiesz dlaczego arszenik jest niebotycznie drogi? Bo nie ma smaku i zapachu. Leki mają. No i czwarte primo - Ty wiesz ile tych leków musiałby tam nawalić, ąby wywołać zgon? Ostatecznie można powiedzieć, że małżonka była tak zakochana i tak ufała mężowi, że po prostu nie zwróciła uwagi na pewne rzeczy, ale to już trochę naciągane.
To nie miały być leki :)
Ja to widzę tak (od strony męża - tak się będzie tłumaczył policji)
Poprztykali się, on myślał, ze niegroźnie, nie zdążył przeprosić, bo rano żona niby wyjechała służbowo. Ale że miała skłonność do depresji, to zamiast jechać na kurs, zatrzymała się w hotelu, i popełniła samobójstwo.
Najpierw piła a potem wzięła jakąś truciznę. Może być arszenik. :)

A w rzeczywistości on jej to dosypał do kieliszka. Kłótni, ma się rozumieć nie było.
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.

� Dżirdżis

Awatar użytkownika
BlackHeart
Pćma
Posty: 221
Rejestracja: sob, 01 gru 2007 08:48

Post autor: BlackHeart »

Heh, wiedziałem, że ktoś mi z pigułką gwałtu wyjedzie :)

Novino, ależ mnie chodzi o zgon, a nie zamroczenie. Poza tym, z Twojego (iście ciekawego) linka dowiedziałem się, że to całe GHB nie pozostawia śladów w organiźmie, a mąż bohaterki chce przecież, żeby patolog widział w jej organiźmie ślady leków.

No, ale robią się już tego zbędne dywagacje. Podsumowując, droga Teano, w tekście zabrakło informacji, że mążdosypuje coś do kieliszka. Niestety, skoro zdecydowałaś się na narrację z perspektywy bohaterki, nie mogłaś jej tam zamieścić. Przez to nie za bardzo wiadomo, co się stało.

EDIT. do postu Teano

No, tego bym w życiu nie wydedukował. ;)

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Tenshi
Chciał ja zabić, nie wyszło i zebrali wszystkich ludzi z okolicy, by ich wycałowała?Hm...
Może nie od razu wszystkich, ale jakaś grupa podejrzanych zawsze się znajdzie. Choć masz rację, można to tak zrozumieć i wtedy zamiast tragicznie, wychodzi komicznie :/
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Teano
Kadet Pirx
Posty: 1309
Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05

Post autor: Teano »

BlackHeart pisze: EDIT. do postu Teano

No, tego bym w życiu nie wydedukował. ;)
Znaczy, nie masz zadatków na zbrodniarza doskonałego ;)
Teano, w tekście zabrakło informacji, że mążdosypuje coś do kieliszka. Niestety, skoro zdecydowałaś się na narrację z perspektywy bohaterki, nie mogłaś jej tam zamieścić. Przez to nie za bardzo wiadomo, co się stało.
A jak Ty poradziłbyś sobie z tym problemem? Moim zdaniem wzmianka o tym, że mąż zabiera swój kieliszek i starannie wyciera blat, powinna naprowadzić czytelnika na odpowiednie skojarzenia. W pierwotnej wersji miałam jeszcze wspomnienie bohaterki, że pili szampana i nagle poczuła się bardzo senna, ale wywaliłam, bo była to moim zdaniem niepotrzebna łopatologia (i ileś znaków za dużo) :)
Wracając do tekstu chodziło mi o pokazanie jak przed bohaterką stopniowo odkrywa się prawda, że ten, kogo kocha i komu ufa, nie zasługiwał ani na jedno, ani na drugie. Odkrycie, że ktoś kogo kochasz - zdradza - to tragiczne doświadczenie. Odkrycie, że nie tylko zdradza, ale że gotów cię przy tym skrzywdzić, to doświadczenie jeszcze boleśniejsze. Czytelnik wie, że to nie wszystko, co kobieta odkryje tej nocy ;)
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.

� Dżirdżis

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

No... widzę nowe twarze. Jak i twarze weteranów.
Na razie tak bez czytania komentarzy innych, by nie wpłynęły one na moją wypowiedź. Nie będzie oceniania liczbami, by potem nie było porównań, że "mój tekst jest lepszy/gorszy od tamtego".

Lukan.z Ostatni Pocałunek
Bujne, rude, dziewczęce loki powiewały na morskim wietrze. Postawny oficer (...)
Jak na mój gust powinieneś postarzeć trochę tę dziewczynkę, bo w parze z oficerem (wiadomo że oficerem nie zostaje się, mając 20 lat) może niektórym jednoznacznie się kojarzyć ;). Mogłeś napisać po prostu "kobiece" albo "młodej kobiety" a byłoby w porządku. Aha, zamiast wiatru mogłeś walnąć jakąś bryzę, by bardziej odzwierciedlić klimat, ale wiesz... to tak IMO.
Zaraz usta ich złączyły się w jedno cierpiące serce.
A po co te "zaraz"?
Rozstanie było blisko.
Sądzę, że zdanie jest niepotrzebne, ponieważ we wcześniejszej części tekstu czytelnik otrzymuje informację, że kochankowie się żegnają.
Czerwone słońce wschodziło powoli nad Kępą Oksywską.
Kapitan rzucił okiem na zegarek- była 4.43.
No tak, słońce wschodzi. Tyle że na początku września wschodzi ono tak w granicach 6.50.
I to będzie dotyczyć różnych części globu, skoro czas nie jest synchroniczny, a promienie słoneczne docierają do krajów o różnych porach doby. Jeśli się mylę, niech ktoś mnie poprawi.
Wrócił, więc do baterii
Raus!
Rozkazał wycelować i działem dać odpowiedź.

To również rausowałabym. Wiadomo, że nikt nie strzela bez celowania w zawodowej armii, zwłaszcza że amunicja artyleryjska jest kosztowna.
Ponadto zapisałabym zdanie inaczej, np. "Rozkazał odpowiedzieć kontrofensywą z własnego działa."
Zaraz dało się słyszeć ryk samolotu i świst bomby.
Również zamieniłabym to zdanie, bo brzmi niezgrabnie. I zamiast "ryk" dałabym "warkot".

Zatem tak. Końcówka mnie nie przekonuje i trochę jej nie rozumiem. Bo wychodzi z niej, że to dziewczyna nasłała samolot na posterunek. A może tak właśnie było? Ale czemu buczy w takim razie? Niemniej całość nawet fajna, lubię takie klimaty (nie miłostki, ale nawalanki).
====================================
Novina I żyła długo...
Nawet przez materiał cienkich rękawiczek czuła jego szorstki zarost i gładką fakturę zabliźnionych ran.
Nielogiczne. Gdyby było, że "grubych", byłoby ok.

Kompletnie nie rozumiem opowiadania :| Przeczytałam 3 razy i dalej nie rozumiem. Najpierw wynika z tekstu, że mąż jest człowiekiem (ludzka pycha, zarost), a później jest wzmianka o "martwym ciele elfa". Ale jak dalej czytam, to znów okazuje się, że król żyje. Ostatecznie zrozumiałam, że bohaterka jest wampirem i po prostu ukąsiła gościa. Pojawiają się tam jeszcze jakieś postaci ni z gruszki, ni z pietruszki, przez co w ogólnie mam mętlik w głowie. Jak dla mnie strasznie chaotyczne.

============
rubens Bez wyjścia

Pod względem technicznym zastrzeżeń nie mam, lecz nie rozumiem, jakie opisujesz uniwersum. Stacja benzynowa, miecz i ghule nie za bardzo pasują do siebie. Zresztą od kiedy to zabiera się miecz ze sobą, jeśli chce się zatankować auto? :o
============
girlfromthebridge Zawsze będę obok
Tak samo, jak kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy.
Kiepska konstrukcja zdania, imo.
Opuściłam, więc powieki
Niepotrzebny przecinek.

Jak na razie Twój tekst jest najoryginalniejszy, ponadto trzyma do końca w niepewności. Brawo. Takie teksty są najfajniejsze, gdyż działają trochę jak reklamy teaserowe - człowiek chce dowiedzieć się, co będzie na końcu i dlatego śledzi całość. Pomysł z umierającym aniołem, który zakochał się w śmiertelniczce, również zasługuje na plus, bo widać, że jest Twój (bo jest, prawda?). Przynajmniej z czymś takim się nie spotkałam. Czytałam, że anioły nie mogą się rozmnażać, co nie przeszkadza w psychicznej miłości.
==========
Nieznany Na polu chwały
Bartek, młody szeregowiec z oddziału Stefana
Uważam, że określenie, że "szeregowiec jest młody" raczej jest niepotrzebne, bo oni zawsze są młodzi. Przynajmniej nie słyszałam o szeregowcu, który ma ponad 30 lat. Ponadto mamy jeszcze takie zdanie:
zaledwie kilka dni wcześniej skończył osiemnaście lat.

Czyżby bohaterką była Walkiria? ;)
Ostatecznie może być, choć lepiej byłoby umieścić akcję we wczesnośredniowiecznej północnej Europie (jeśli bohaterka jednak jest Walkirią). Ale dobra, czepiam się, jak tego miecza i stacji benzynowej w tekście powyżej. Nie ma przecież takiej ustawy, że Walkirie nie mogą przychodzić po żołnierzy z karabinami czy że rycerz nie może być motorniczym tramwaju :) Jeśli istnieje w czymś logika, to wszystko jest dozwolone.
==================
Świeżynek Okazja

Tytuł słaby, tekst dobry. Nie wiem, co mam jeszcze napisać. Po prostu do mnie trafił. Fajnie się czyta. Klimacik jak ze starożytnego Egiptu :)
=================
keiko Przejście

To już drugi tekst, którego kompletnie nie rozumiem pod względem fabularnym. Ponadto źle dopasowałeś przymiotniki, namieszane jest także z interpunkcją i wreszcie występują wszystkie rodzaje czasów w tak krótkim opowiadaniu. Bardzo słabiutko.

===============

Teano Romantyczna kolacja we dwoje

Heh. I to ma być tragiczne?! To przecież jest śmieszne!
A gdzie jest ten formalny pocałunek? A jest... znalazłam go na końcu, z lupą przybliżoną do lupy, którą przybliżyłam do lunety. W innych tekstach pocałunek zajmuje kluczowe miejsce, zgodnie z wymaganiami, a u Ciebie jest doczepiony na siłę i jeszcze na końcu.
==========
Tenshi Dziękuję, że jesteś.
Alan, spostrzegłszy ukochaną sylwetkę, zagryzłwargę.
Auć! A co ona takiego zrobiła?
- Nie powinno cię tu być.
Wyszeptał.
Pewnie piszę to samo co inni: w ten sposób nie prowadzi się narracji w dialogach. Powinno to wyglądać tak:
- Nie powinno cię tu być - wyszeptał.
Odeszli razem. Obaj.
To oni gejami jakimiś byli?

Nie rozumiem pewnych rzeczy. Czy ukochana osoba elfa była człowiekiem czy jakąś ośmiornicą? Może człekoośmiornicą, skoro miała i palce i macki? Masz podobną sytuację co Teano - pocałunek jest jakby doczepiony na siłę w końcówce. Jak dla mnie całość mocno przeciętna. Musisz popracować nad techniczną stroną narracji i starać się wymyślać bardziej oryginalne historie, bo "pocałunek śmierci" dla fantastyki jest tym samym, czym "Kowalski" w kanonie polskich nazwisk :)
=====
karla Sędzia nieomylny
Zadrżał. I choć północny wiatr był na tyle porywisty, że zwiewał mu włosy z twarzy, to nie on był tego przyczyną.
Jak dla mnie zbyt wielka kombinatoryka? Nie lepiej: "Zadrżał. I to nie za sprawą północnego wiatru, który tarmosił jego włosami."?
Ostatkiem gasnącej świadomości uświadomił sobie błąd, który popełniono.
To ci ludzie cesarzowej popełnili błąd, czy bohater? I czy na pewno chodziło Ci o świadomość, czy może przytomność? Bo gasnąca świadomość raczej kojarzona jest ze śmiercią (śpiący mózg jest przecież świadomy), a od uderzenia buławy chyba raczej się nie umiera, lecz ulega ogłuszeniu. Chyba że był to wyjątkowo silny cios.

Teks ciekawy, dość oryginalny, lecz mam kilka pytań. Co wspólnego ma pocałunek Cesarzowej z morderstwem? Czy w ten sposób, całując ludzi, dochodziła ona, kim był osobnik, który chciał zrobić zamach na jej życie? A już kompletnie nie rozumiem, co ma ostatnie zdanie do całości:
Asasynem powinna być kobieta.
Airel II Księga Opowiadań. Wojna Dusz – zdrada.
Nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy Arion wyszedł spomiędzy drzew.
Czy imię bohatera wzięło się od ariona ogrodowego, ślimaka który buszuje w ogrodach? ;) Tak z ciekawości pytam.
pozostał półbóg o ciemnoczerwonych oczach i cynicznych ustach.
Chyba cynicznym uśmiechu.

Tekst nie jest do końca zrozumiały, np. nie wiadomo, czemu heros zabił elfa, czemu ukazał się dziewczynie pod postacią ukochanego, ani dokąd odszedł z wróżką. Ale mniejsza o szczegóły: gdyby nie było limitu znaków, wszystko z pewnością stałoby się jasne. Tekst mi się podoba. Trafił do mnie tak samo, jak "Okazja". Chyba dlatego, że został poruszony jeden z moich ulubionych motywów - więzi pomiędzy istotami różnych rodzajów.

BMW W innym miejscu, w innym czasie

Cóż. pomysł niczego sobie, lecz doskonały dobór wyrazów. Nie zrozumiałam z początku jednej rzeczy, ale jedynie przez moje skojarzenie:
Wyciągam katanę tkwiącą w trzewiach Marlene.
Oczywiście pomyślałam sobie o katanie, jako ubraniu (Ktoś jeszcze tak miał?), kiedy chodziło Ci o jakiś kord. I zdziwiło mnie strasznie, że gość wyciąga z ciała kobiety jakiś materiał :o. Gdybyś użył w tym zdaniu wyrazu jednoznacznego, jak miecz czy sztylet, imo byłoby lepiej. Ładnie ująłeś całą scenę, zwięźle, obrazowo i umiejętnie zamknąłeś treść w tej bańce ograniczeń. Chyba dotychczas najlepiej. Szkoda tylko, że tak kiepsko wyszło z oryginalnością.

Na razie tyle. Reszta innym razem.

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Teraz komentarze odnośnie mojego tekstu:
BMW pisze: Nie przekonuje mnie sposób zagłady ludzkości. Jest zbyt prosty. Detonujemy bombkę i koniec z przeciwnikiem. Wiem, że to s-f, ale:


Stoję pośrodku miasta, z ładunkiem antyantropowym w dłoniach

czyli eksplozja zabija ludzi. OK. Niech już tak będzie, skoro ma być.
Ale:

Fala uderzeniowa niszczy wszystko, co ludzkie.

A tu nie mogę wytłumaczyć sobie selektywności tej fali. Czy w takim razie ulegną zniszczeniu np. budynki, mosty (jako, że zbudował je człowiek) i.t.p., a ocaleją np. góry i rzeki?
Słusznie zwróciłeś uwagę na wyraz "antyantropowy", którego pochodzenia z łaciny chyba tłumaczyć nie trzeba. Oznacza to, że ładunek jest selektywny, czyli unicestwia nie tylko samego człowieka, ale też robi parking z jego cywilizacji (androidy błyskiem zrobią sobie nową, od zera). Można więc to interpretować tak, jak Ty to zinterpretowałeś, lecz pod pojęciem "wszystko, co ludzkie" można rozumieć równie dobrze wszystkie psychiczne mankamenty, jak nienawiść, agresja czy destrukcyjne popędy.
Widzę, że zrozumiałeś zaledwie połowę, gdyż pod pojęciem "wybuch" rozumiesz wybuch czysto fizyczny, kiedy mi chodziło raczej o pewien rodzaj boskiej energii:

"Ludzie uszkodzili bombę Marsa."

Zatem fala uderzeniowa w tym przypadku nie oznacza fali, która kładzie plackiem lasy, lecz siłę nieznaną człowiekowi, z którą nie potrafi walczyć, a która została jednak okiełzana przez androidy, będące pod opatrznością Marsa (tego Marsa, rzymskiego boga wojny kojarzonego z ogniem, nie wrzuciłam tu przypadkowo).

Ludzi nie jest zniszczyć tak łatwo, jednocześnie nie uszkadzając przyrody ;) Można dokonać tego jakimś wirusem, jednak nie ma gwarancji, że ten wirus nie ulegnie mutacji i nie przejdzie na inne gatunki, skoro kod genetyczny jest uniwersalny. Dlatego ten pomysł z bogiem i niekonwencjonalną bombą.
Hitokiri pisze:
Łe, nie podoba mi się. "Ustny" transport energii, porównany z pocałunkiem - no, fajne, jak na razie najoryginalniejsze potraktowanie tematu, ale ja wolę tradycyjne pocałunki ;D W dodatku językowo patosem mi trąci.
Na plus, że nie używasz dziwacznych sformułowań :D
Właśnie tak miało być - oryginalnie, ale nie na siłę oryginalnie :)
Pomyślałam sobie, że wszyscy pewnie walną teksty w stylu: ona go kocha, on jej nie, ona bierze nóż i ciach, oni całują się na wzgórzu o wschodzie słońca, a tu fortepian spada z nieba i robi krwawą breję, dlatego odeszłam od wątku miłosnego.
Na patos nic nie poradzę, mam już go we krwi. Czasem mnie wkurza, bo robi ze mnie myśliciela, kiedy wokół wszyscy żyją w stylu "carpe diem". Ale piszę również śmieszne teksty, jak chociażby "Ja, kretyn". Przynajmniej się staram :)
Nieznany pisze:
Niezły tekst, dobry pomysł na pocałunek, ale... trochę zniechęca mnie ten czas teraźniejszy, który pod koniec przechodzi w przeszły ("poznaję go", ale zaraz "uratował", "nagrodził") - ja bym widział ten tekst w całości w czasie przeszłym. Podsumujmy - tekst niezły, ale nie trafił w mój gust.
W sumie mogłam tak napisać. Uważam jednak, że użycie czasu przeszłego pod koniec jest uzasadnione, inaczej bowiem wyszedłby bezsens: "Który najwyraźniej ocala mi życie". Niemniej pierwotnie całość była w czasie przeszłym, jednak taka forma jakoś mi się nie podobała, więc zmieniłam.
KPiach pisze:
No, to na pewno nie jest szablonowa scena ;) Jedno pytanie na początek: w pierwszym zdaniu jest literówka? Bo inaczej nie wiem co to jest "bomba Marsa". Zresztą drugie zdanie brzmi równie tajemniczo.


Przystawiam usta do syfonu, by rozpocząć transfer energii. I złożyć światu najwspanialszy pocałunek.
Słychać, czuć i widać potężną eksplozję boskiej energii. Jakby w glob trzasnęła kometa.



"Syfon" powodował, że zatrzymałem się, wystąpił galop myśli i skojarzeń. Dlaczego "syfon". Dlaczego, zbliżająca się apokalipsa jest przyrównana do pocałunku? Nie wiem, ale niech będzie. I kolejna rzecz, która mi nie podeszła, to "trzaśnięcie" komety. To określenie nie pasuje, jest takie "małe". Teks mówi o kataklizmie na skalę globalną, a ten czasownik kojarzy mi się z trzaśnięciem kogoś w twarz, czy czymś takim.


Fala uderzeniowa niszczy wszystko, co ludzkie.


Ja przeczytałem, że ładunek jest antyantropowy, ale fala uderzeniowa to fala uderzeniowa. Dlaczego niszczy tylko to co ludzkie? Zakończenie rozłożyło mnie. Antyczny bóg spowodował lekki szok. Cóż, tekst nie podobał mi się. Tragizmu nie odebrałem. Zresztą to był tylko android ;) A poza tym wszystko dobrze się skończyło, jak w hollywood.
Bomba Marsa, jak wskazuje nazwa własna, jest bombą stworzoną przez boga - lub będącą w jego posiadaniu - bo raczej nie przez planetę :)

A interpretacja tekstu z mojego punktu widzenia wygląda następująco:

Androidy, jako odpowiedzialni następcy ludzkości, nie mają wyboru i muszą ich unicestwić, by ratować planetę. Weszli w przymierze z Marsem, bogiem wojny, który postanowił im pomóc i dlatego dał androidom tę specyficzną bombę. Bombę należało najzupełniej w świecie zdetonować. Jednak zaszły komplikacje: ludziom udało się ją uszkodzić w jakiś sposób (może np. napadli na konwój androidów i ją zepsuli - interpretacja dowolna). Żeby bomba znów mogła zadziałać, musiała mieć dostarczoną odpowiednią ilość energii. I tu do akcji wkracza nasz android, który postanawia poświęcić siebie dla większego dobra (wiadomo, że robot posiada spory potencjał energetyczny). Ale musi jakoś przekazać tę energię, więc stąd wziął się syfon w bombie - pierwsza stercząca rzecz, jaka przyszła mi na myśl ;) (skoro to specyficzna bomba, to czemu nie może go tu być?). Aha i tu nie ma żadnych kataklizmów, lecz po prostu zniknięcie całej ludzkości o jednym czasie. Pojawia się wprawdzie fala uderzeniowa, ale ona jest pochodzenia boskiego, co oznacza, że na wszystko, co nie jest człowiekiem, jest nieszkodliwa.
No... nie wiem, czy wszystko dobrze się skończyło... znikła przecież cała rasa, razem ze swoim dorobkiem, wadami i marzeniami. To chyba szczyt tragizmu.
Pocałunku (transferu energii z robota na ładunek) nie przyrównuję do apokalipsy, jest on natomiast najistotniejszy w całym opowiadaniu, bo bez tego transferu nic by się przecież nie udało.
Teano pisze: tragiczny - nie ma
Czytaj wyżej.
Sama podawałaś (chyba) w zapowiedzi warsztatów szeroką definicję tragizmu. Odszukaj ją i przeczytaj jeszcze raz, a zauważysz, że tragizm to niekoniecznie wzajemny mord kochanków.
Buka pisze:
Dobry tekst, świetny pomysł, ale jedno przeszkadza: brak dynamizmu. Wszystko jest tak bardzo statycznie opisane, co nijak nie oddaje wizji końca świata i nieudanego samobójstwa bohatera. Ja wiem, że to android. Ale oni też mają uczucia ;)
Dziękuję, dziękuję :)
Miło czytać, że masz szacunek do androidów. Racja, maszyny też czują, tylko inaczej ;)
Napiszę to samo, co KPiachowi: nie ma tu armagedonu i końca świata, bo świat istnieje nadal, chyba że masz na myśli "koniec świata" dla określonej grupy, ludzi w tym przypadku.

Co do tytułu, to mnie również niezbyt on się podoba. To jest pierwszy tekst, gdzie miałam problemy z jego wymyśleniem (tytułu oczywiście). "Ogień niebios" nie należy rozumieć jako żywioł lecz bardziej metafizycznie, jako energię pochodzenia boskiego. Sam pocałunek w pewnym sensie także jest energią.

Dziękuję za komentarze, i te pozytywne i te mniej. Ogólnie jestem zadowolona, bo wypadło lepiej niż sądziłam: jako ascetka i osoba pokorna zawsze nastawiłam się na najniższy pułap ;)

Zablokowany