Wyklęty Obraz
Na tych warsztatach roi się coś od niezrozumiałych tekstów. W tym przypadku nie rozumiem końcówki, a dokładniej tego, kim jest osoba opisująca obraz. Z początku myślałam, że to malarz, ale w finale wychodzi jednak, że "malarz" jest smokiem. A może wcale nie ma żadnego obrazu, lecz jest jedynie smok na tle pogorzeliska, który zaraz oddechem stopi kochanków? A może "wypuszczenie ognia" znaczy mocny ruch pędzlem na płótnie obrazu? Jednak skoro smok - jeśli chodzi o smoka - jest taki okrutny, to czemu nagle się wzrusza i z tego wzruszenia chce uśmiercić kochanków? Faktycznie kontrast. Powyżej przedstawiłam minusy. Dużym plusem tekstu jest natomiast statyczność sceny. Mamy również wyraźny tragizm sytuacji, choć pomysł jest niczego sobie: w większości tekstów albo ona sterczy nad nim albo on nad nią, gdzie jedno z nich jest ranne i umiera. Kiepsko coś wyszło z tymi pomysłami.
Marcin Robert Kolaps raju (fragment)
Wszystkie dostępne planety zostały totalnie wyjedzone.
Nie podoba mi się to zdanie, bo wychodzi z niego, że jakiś stwór wielkości układu słonecznego podgryzł sobie planety. A tu zapewne chodzi o zasoby konsumpcyjne na powierzchni, prawda?
Chciałeś zapewne zabłysnąć oryginalnością, jednak kiepsko z tym Ci jakoś wyszło. A dlaczego? Ponieważ skupiłeś się na eksploatacji i zasobach zamiast na samym pocałunku, który swoją drogą słabo powiązany jest z treścią i jakby wciśnięty na siłę. Niepotrzebnie dałeś fragment tekstu, a dokładniej zbiór fragmentów, po przeczytaniu których czytelnik ma mnóstwo pytań. Czym jest urządzenie? O jakie planety chodzi? Czy wódz jest kimś w stylu generała czy wodza plemiennego z piórami? Skoro dowodzi miliardami, to nie może być wodzem, bo wódz stoi przecież na czele grupy plemiennej, która nie jest wcale liczna. No i w końcu czym jest pocałunek wolności? Jest śmiercią dla ludzi? Jeśli tak, to co ma do tego konkurencja? I tak dalej...
Wolfie Przemiana
No... mogłoby być lepiej. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to tytuł niepasujący do treści, ponieważ o przemianie jest jedynie wzmianka. Ponadto nie uważam jej za kluczową, gdyż kluczem w tych warsztatach miał być pocałunek. Ogólnie tekst jest niedopracowany - czytelnik zapewne chciałby się dowiedzieć, w co przeistacza się Marek (jak dla mnie w wilkołaka, ale czy inni mieli podobne skojarzenia?) albo skąd na jego torsie wzięły się rany (Sam je sobie zadał? Dziewczyna mu zrobiła?). Nie pasuje mi także to zdanie:
Niezwykle delikatnie chwyciła za poszarpane ramię i przewróciła trupa na plecy.
Skoro Ola chciała sprawdzić, czy jej chłopak żyje, to po kiego grzybka wszechwiedzący autor wspomina, że przekręca trupa? ;) Sens w tym zdaniu jest taki sam jak w takim: Józek chciał zanieść ścierwo psa do weterynarza, by sprawdzić, czy Burek jeszcze żyje.
Hitokiri Koniec nadziei
Bardzo fajne. Brawo! Oryginalne, ciekawe, wystylizowane. Jednak za mało miejsca poświęciłaś pocałunkowi i to jest jedyny minus opka. Nareszcie jakiś tekst, gdzie jeden z kochanków nie umiera. Tragizm jest? No jest, bo przecież scenka definitywnie jest smutna, przynajmniej z punktu widzenia niewolnicy. Tytuł również pasuje do treści. Chyba więcej nic pisać nie trzeba :)
Mirael Czarownica
Opowiadaniu nic nie mogę zarzucić (no może zbyt mało miejsca poświęciłaś pocałunkowi - jak zresztą większość warsztatowiczów), jednak jakoś do mnie nie trafił. Po prostu nie moje klimaty i tyle, a nie, że tekst jest zły :]
Jedynie mogę przyczepić się do tego zdania:
Ona siedzi na ławce, którą zabrano sprzed bloku wczesną zimą.
Wynika z niego, że ławka jest bardzo istotna dla fabuły, skoro poświęciłaś tyle miejsca jej opisowi (jak na 1000 znaków to bardzo dużo), jednak później okazuje się, że wcale tak nie jest. Poleciało tylko przez to sporo znaków, które można by wykorzystać na co innego.
Zabroniona Urok Driady
Coś w tym jest że ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. Oj coś w tym jest... Przed chwilą tekst
Hitokiri, publikowany pod koniec, a teraz Twój. Podobał mi się. Doskonałe wyważenie, fajny opis, ciekawa sytuacja, choć dość typowa dla tragicznych miłostek, niemniej dobrze napisana. Jedynie mi się nie podoba to:
Sztylet, jaki zaciskam w dłoni, zanurza się miękko w jej sercu.
Mogłaś napisać, że wziął skądś ten sztylet, bo tak nagle pojawia się w jego dłoni? Zwracam honor, jeśli bohater jest jakimś magiem :) Ale swoją drogą kto trzyma sztylet w sypialni? No dobra, może to wojownik. Im wolno. Wojownik bez broni jest jak hydraulik bez klucza. Jednak nawet jeśli to wojownik, to dobrze byłoby napisać, że bierze ten sztylet ze sterty ubrań rzuconych przed łóżkiem, czy coś takiego, bo nadal scenka, w której broń pojawia się znikąd w dłoni, wychodzi nienaturalnie.
Łosiu Holokiss
Ania otworzyła drzwi i ujrzała zdenerwowanego, Boże jak ona kochała ten widok, Jakuba trzymającego niepewnie małą czerwoną różę.
Hmm, a nie powinno być tak?
"Ania otworzyła drzwi i ujrzała zdenerwowanego - Boże jak ona kochała ten widok - Jakuba trzymającego niepewnie małą czerwoną różę."
Ponadto konstrukcja zdania jest błędna, gdyż wynika z niego, że widok zdenerwowanego typka jest urzekający, kiedy chodzi zapewne o trzymanie róży.
Mocno raczkujesz z interpunkcją, do tego wrzucasz zbyt dużo zaimków, zwłaszcza osobowych. Nazwałabym tekst mocno zwyczajnym, gdyby nie ta końcówka. Ona jest praktycznie jedynym plusem tekstu. Aha, może jeszcze trafny tytuł, który zrozumiałam dopiero po przeczytaniu opka. Słabo wyszło z tragizmem, a raczej nie ma go tu wcale. Znikanie hologramu nie jest przecież takie okropne ;)
Tariel Stacja metra
Łeee i tylko tyle? :| Nic niezwykłego. Zupełnie nie miałeś/aś pomysłu na ten tekst. No niestety. Tragizm owszem, jest, ale taki mocno nijaki.
KPiach Wybór mniejszego zła
Bardzo smutne. Dobrze dobrany tytuł. Nie rozumiem tylko, czemu chłopiec miał umrzeć za siostry. Cała rodzina była jakimiś królikami doświadczalnymi? Mogłeś wyciąć przymiotniki, bo przez nie właśnie nie zmieściłeś się w przedziale, a naprawdę są one zbędne. Rurki nie musiały być kolorowe, zamiast "pokoju zalanym białym, zimnym światłem" wystarczyło napisać szpital, a zamiast "siedziała kobieta o bladej twarzy i zapadniętych, podkrążonych oczach" - wystarczyło "wyczerpana bezsennością kobieta".
VESPER ZIMNE USTA
No i wreszcie porządny pocałunek, na samym końcu. Wypadł Ci chyba najlepiej. Ujmując krótko: tragizm jest, oryginalności brak (znów jedno umiera zabite przez to drugie), scenka jest. Tylko po co ten caps? By rzucało się w oczy? :)
==============
Novina pisze:
Dziwny tekst – ale za pomysł pocałunku 10 na 10! Troszeczkę „kłuci” mi się wizja androidów (nienawiść do ludzi a jednocześnie akceptowanie starożytnego boga Marsa, swoją drogą totalnego cykora i jednego z większych palantów mitologii). Jest to jeden z bardziej oryginalnych pomysłów i zapada w pamięć. Tylko, cholera to jest bardziej pocałunek dramatyczny. Gdybym miał okazję zmieść z powierzchni ziemi wszystkich moich oponentów, zaprawdę nie byłoby to dla mnie tragiczne.
Paradoksalne, trochę żal, że nasz Mudżahedin uznaje swój czyn za tak czysty i zbawczy. Gdyby np. uważał ludzi za wartościowych, mających jeszcze szansę, ale jednocześnie wiedziałby, że właśnie im tę szansę odbiera – mogłaby to być dla niego wewnętrzna tragedia. Jak Aleksander Wielki i jego rozprawa ze zbuntowanymi Tebami. Ale dalej tekst broni się pomysłem.
A może wykorzystali swoją ogromną ilość szans? ;]
Masz rację - tragizm takiej sytuacji można by przedstawić na wiele sposobów.
Nie jest wspomniane w tekście, że androidy nienawidzą ludzi (nie pada ani jedno negatywne słowo skierowane pod adresem ludzkości). Smuci je raczej to, co ludzie wyprawiają. Androidy są więc tu tymi dobrymi - źli są ludzie. Ci pierwsi dochodzą do wniosku, że jedynym ratunkiem dla (wszech)świata będzie całkowita likwidacja tych drugich (Czy amputacja chorej kończyny oznacza, że lekarz jest potworem? Nie. On musi to zrobić, choć wcale nie chce, by ratować organizm pacjenta).
Jeśli chodzi o rzymskiego Marsa, to chyba pomyliłeś go z Aresem od Greków. Owszem, to pierwsze bóstwo pochodzi od drugiego, jednak z czasem nabrało zupełnie innych cech. Obraz Aresa jako palanta zapewne wziąłeś z mediów, Xen, Herkulesów, itp. Starożytni Grecy nie stawiali mu wprawdzie świątyń, czasem wznosili kaplice, i odnosili się do niego mniej więcej tak jak ojciec Zeus - czyli jak do nieznośnego dzieciaka, któremu tylko wojna w głowie - lecz nie gardzili nim absolutnie ani nie żywili do niego niechęci. Sprawiedliwy Mars natomiast był wzorem dla legionistów, cieszył się wśród nich wielką atencją, dlatego odnoszono się do niego z szacunkiem. Rzymianie ruszali do boju z okrzykiem: Marsie! Bądź z nami! Bóg ten, w przeciwieństwie do Aresa, miał swoje świątynie (forum Augusta), posągi i święta. Skoro androidy to wojownicy - pozytywni wojownicy ;p - to czemu by nie mieli mieć za patrona Marsa? Nawiązując dalej do Twojej wypowiedzi nie jest powiedziane, że Marsa wymyślili ludzie. Obecnie panuje moda na pogląd, że w przeszłości na Ziemi przebywali i tłukli się między sobą kosmici, czyli wszyscy mitologiczni bogowie, więc może androidy właśnie miały koneksję z jednym z takich? ;) Celowo dałam Marsa, czyli boga wojny i wojowników, bo jest on wszystkim znany. Każda kultura politeiczna ma jakiegoś boga wojny. Jako osoba interesująca się niektórymi mitologiami mogłam więc wrzucić Huitzilopochtliego, Kuan-Ti czy Asura, lecz wówczas każdy, kto się tym nie interesuje, drapałby się po głowie, myśląc: "Kto to, kurcze, jest?!".