Knecht

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Knecht

Post autor: Bakalarz »

Mój ddrabble tytułem przepustki

Zdarzyło mi się popełnić tekst. Byłbym wdzięczny za łapankę :)
Mam nadzieję, że to poniżej da się przeczytać bez trwałego uszczerbku na zdrowiu xD
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Knecht by Marek Bakalarz Przyborek
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zgiął w łokciu rękę zakutą w rytowane blachy. Kółka zębate wspomagające mięśnie zaskrzypiały cicho, fałszywym dźwiękiem. Skomplikowana maszyneria zbroi, wspomagająca mięśnie i stawy człowieka. nie była dostrojony, jak należy.
– Zabiję tego giermka, Bóg mi świadkiem – Knecht zmełł przekleństwo cisnące się na usta.
Nasunął na twarz dwie osłony górnej części twarzy montowane na szturmaku niezależnymi zawiasami. Mrugnął powiekami żeby przyzwyczaić prawe oko do oglądania świata przez wizjer stworzony na bazie szmaragdu i kilku soczewek. Lewe skryło się za przyłbicą osłaniającą przed ciosami pół twarzy.
Dostrzegł ciało zwieszające się groteskowo z parapetu i potencjalnego zabójcę, oddalającego się w tumanie kurzu. Przestawił zbliżenie na szmaragdowym wizjerze. Obraz w zielonej sferze zmienił się.
– Wilkołak – syknął wojownik rozpoznając kształt biegnącego stwora.
Wyłączył mechanizm zbliżenia, podbiegł do niecierpliwiącego się wierzchowca i wspiął się na kulbakę. Uderzył ostrogami końskie boki, ściągnął wodze. Rozpalony świętym gniewem na zmiennokształtnych, stanął do wyścigu.
Odkąd, będąc ledwie pacholęciem, widział śmierć ojca rozdzieranego na sztuki przez wilkołaka poprzysiągł sobie, że będzie walczył z każdym napotkanym zmiennokształtnym.
Wierzchowiec płynnie przeszedł z kłusa w galop, jeździec pochylił się w siodle, pęd powietrza omiatał mu twarz. Wyrobione przez naturę mięśnie dumnego zwierzęcia grały pod labrami. Wierzchowiec nabierał szybkości, wyciągał galop. Tuman kurzu wzbijany przez uciekającego wroga był coraz bliżej.
Knecht uśmiechnął się pod nosem. Oko uzbrojone w szmaragdową soczewkę zalśniło drapieżnym blaskiem. Wyszarpnął pistolet z olstra, odwiódł kurek krzosowego zamka. Nie ufał nowej broni, która wyszła spod zręcznych rąk pomagierów mistrza Leonarda, a mimo wszystko nie zwykł odrzucać nowinek, które mogą okazać się przydatne.
Jego koń mknął jak wiatr, staje spod jego kopyt umykały z szybkością błyskawicy. Minął dwa wzgórza, z przodu pojawiła się niewielka osada, ledwo przysiółek. Droga przeznaczenia wiodła wprost do niego.
Młody knecht zatracił się w piekielnej galopadzie. Nie widział, nie chciał widzieć świata który go otaczał. Szmaragd i oko skupione były na rejterującym nieprzyjacielu. Zmiennokształtnym, którego największą winą było bycie zmiennokształtnym. Święty mściciel nie zwracał nawet uwagi na zabitego alchemika, groteskowo zwieszonego na parapecie własnego okna. Szybko zapomniał o niewygodnych rozkazach. A miał jedynie przywieźć do miasta nieszczęsnego człowieka, dowódca wyraźnie zakazywał mu walki.
Knecht odpędził ponure myśli kołaczące się pod kopułą szturmaka. Wierzył, że boskie prawo obligujące do spełniania zawartych w świątyni przysiąg jest po stokroć ważniejsze od ludzkiego. Nawet jeżeli złamanie tego ostatniego miałoby przynieść śmierć.
Nie lękał się kuli ani ostrza katowskiego topora. Zerwał w swoim krótkim życiu zbyt wiele nici ludzkich żywotów by robiło mu to różnicę. Był człowiekiem o twardym sercu, zakutym w stalową zbroję. Wojownikiem godnym miejsca w legendach. Tak uważał, modląc się o miejsce w pieśniach.
Niczym wichura wjechał między niskie chłopskie chatynki. Zdawało mu się, że wiatr niesie w sobie tryumfalny śmiech uchodzącego wilkołaka. Gwałtownie ściągnął wodze osadzając wierzchowca na zadnich nogach. Zachwiał się w kulbace. Przez szmaragd widział kamień ciśnięty w jego kierunku. Ojciec Czas zwolnił swój bieg, pozwolił jeźdźcowi popatrzeć przez chwilę na to, co mogło stać się jego przeznaczeniem.
Spomiędzy zabudowań wybiegło czterech rosłych, kosookich chłopów o twarzach zaciętych w gniewie. Nie mieli przy sobie żadnej broni, tylko zaciskali pięści wielkie jak bochny chleba.
Knecht zdziwił się, że wieśniacy tak otwarcie dążyli do konfrontacji. Wystrzelił z pistoletu trafiając jednego prosto w szeroką pierś. Odrzucił bezużyteczną broń, z olstra wyszarpnął drugi pistolet.
Chłopi zatrzymali się nagle, z niedowierzaniem popatrzyli po sobie. Niespodziewanie z trzech gardeł wydobył się niedźwiedzi ryk. Wbijali paznokcie i rwali skórę na piersiach. W potokach krwi zrzucali bezużyteczne powłoki słabych ludzkich ciał. Pokazywali światu kim byli naprawdę.
Knecht wystrzelił, ołowiana kula rozłupała kawałek niedźwiedziego barku, odrzuciła nieprzyjaciela gotującego się do skoku. Spiął ostrogami oszołomionego wierzchowca, rzucił się w tył dając sobie szansę na przygotowanie się do walki. Kłusując między zapadającymi się w ziemię chatami zerwał zawieszoną na plecach wielostrzałową kuszę. Wyjął z sakwy zasobnik ze srebrnymi bełtami, pospiesznie załadował. Mechanizmy i koła zębate zbroi skutecznie niwelowały drżenie rąk, pojawiające się kiedy podniecenie walką miesza się ze strachem i zaskoczeniem. Żałował, że nie wziął ze sobą mocniejszego napierśnika. Pikowany kaftan mógł okazać się zbyt słabą ochroną przez pazurami niedźwiedziołaków.
Odwrócił się razem z koniem. Czuł jak koń idący do szarży chrapie ciężko i robi bokami.
Wpadł w kłębowisko nieprzyjaciół siejąc wokół siebie rój śmiercionośnych pocisków. Jeden ze zmiennokształtnych padł przeszyty kilkunastoma grotami. Knecht uśmiechnął się pod nosem, nie spodziewał się, że pójdzie aż tak łatwo. Przeniósł kuszę na drugą stronę, rażąc pociskami drugiego z trzech. W ryku niedźwiedziołaka mieszał się ból i bezsilna wściekłość umierania.
Knecht, z wysokości końskiego grzbietu popatrzył na wijącego się w konwulsjach przeciwnika. Nawet nie starał się ukryć uśmiechu samozadowolenia. Wygrywał, okrywał się całunem legendy jeszcze za życia. Miał prawo się cieszyć…
Potężny cios rzucił go wraz z koniem o ziemię. Szczęśliwie wyszarpnął stopę ze strzemienia. Labry nie zmiażdżyły mu nogi. To jednakowoż w szerszej perspektywie nie zmieniało jego złego położenia. Leżał przygniatany łapą ludzko-niedźwiedziej hybrydy, bezbronny i słaby jak dziecko w obliczu furii przyrody. Uszkodzony mechanizm stalowej rękawicy dopuścił aby kusza wypadła mu z rąk. Gęsta ślina cieknąca z paszczy mieniącej się asortymentem żółtych zębów, startych na miażdżeniu ludzkich kości, kapała na twarz rzuconego na ziemię człowieka. W wyziewach ze zwierzęcej gardzieli dumny wojownik zaczął rozumieć, że śmierć nie zawsze jest szybka, miła i przyjemna.
Ech, dlaczego śmierć bohatera przywodzi uśmiech dumy u wszystkich poza owym bohaterem? – przeszło mu przez myśl niedorzeczne stwierdzenie.
Wziął głęboki oddech. Powietrze było przesycone duszącym smrodem na tyle, że nieomal się nim zakrztusił. Wykrzesał z siebie nieco siły, znalazł odrobinę mocy niezbędnej do walki.
Cała potęgą mechanicznie wzmacnianych mięśni odtrącił niedźwiedzie łapy wbijające się w jego mostek, uderzył pięściami w odsłoniętą gardziel. Ruchome ostrza, zainstalowane na dłoniach przez mistrza Leonarda, po raz pierwszy zadziałały zgodnie z oczekiwaniami. Wyłoniły się ze stalowych osłon tnąc grubą skórę i mięśnie. Niedźwiedziołak wspiął się na tylne łapy, upadł całą wagą ciała, zmasakrował koński bok. Człowiek szczęśliwie zdołał się odturlać na bezpieczną odległość. Zbroczony krwią tak cudzą jak własną stanął prosto tylko dzięki kółkom zębatym wbudowanym w elementy zbroi. Dobył rapiera, starannie wyćwiczonym ciosem dobił zmiennokształtnego. Wyrwał ostrze z martwego cielska, otarł je o nogawicę spodni i wcisnął do pochwy. Uśmiechnął się zastygły w oczekiwaniu na wiwaty. Odwrócił się mając w perspektywie pieszą podróż do miasta. Otworzył ruchome zasłony, zdjął szturmak ze spoconej głowy
– Witaj – usłyszał podejrzanie znajomy głos.
Popatrzył w bok, wielki czarny wilkołak stał oparty o ścianę jednej z chat. Uśmiechał się jak sprawiedliwy w sercu radosnej zabawy. Niezgrabnie podszedł do zmęczonego walką Knechta, popatrzył mu prosto w oczy.
– Poznajesz mnie?
– Zabiłeś alchemika – syknął wojownik opierając dłoń na rękojeści rapiera.
Ciężka wilcza łapa zablokowała ludzką dłoń.
– To nie będzie potrzebne młodzieńcze…
Knecht otworzył oczy zaskoczony.
– Nie… Przecież… Ty… zginąłeś rozszarpany na sztuki. Widziałem!
– Źle widziałeś.
Na szczękach wilkołaka wykwitło coś na kształt uśmiechu.
– Ojcze…
Głos wojownika ugrzązł w gardle, gdy wilcze zęby wbijały się w jego szyję.
– Daję ci dar Życia, synu. – powiedział z mocą wilkołak.
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Skomplikowana maszyneria zbroi (...) . nie była dostrojony, jak należy.
Nie ma dużej litery. No i maszyneria to chyba dostrojona
widział śmierć ojca rozdzieranego na sztuki przez wilkołaka, poprzysiągł sobie
Brakujący przecinek
podbiegł do niecierpliwiącego się wierzchowca
Wierzchowiec płynnie przeszedł z kłusa w galop
Wierzchowiec nabierał szybkości
Jak dla mnie ciut za dużo tych wierzchowców.
Odwrócił się razem z koniem. Czuł jak koń...
Teraz dla odmiany koń za koniem.
Cała potęgą
Zjedzony ogonek.
Zbroczony krwią tak cudzą jak własną, stanął prosto...
Brak przecinka.
Głos wojownika ugrzązł w gardle, gdy wilcze zęby wbijały się w jego szyję.
– Daję ci dar Życia, synu. – powiedział z mocą wilkołak.
Ciężko mi sobie wyobrazić wilkołaka, który jednocześnie gryzie i mówi. I to na dodatek z mocą.

Jeśli chodzi o całokształt, to podobało mi się. Oprócz kilku błędów wynikających najprawdopodobniej z nieuwagi, brak poważniejszych zgrzytów. Podoba mi się twój styl Autorze, czyta się szybko i płynnie. Byłam aż rozczarowana, że tekst był taki krótki. Szkoda tylko, że zakończenie takie... przewidywalne.
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Dzięki za łapankę :) Cieszę się, że mój tekst Ci się spodobał (mimo paru zgrzytów i nieszczęsnych przecinków).
karla pisze:Byłam aż rozczarowana, że tekst był taki krótki
hm... tekst miał być krótki, napisałem go z myślą o forumowych warsztatach, nie chciałem umieszczać bardziej rozbudowanej historii.
karla pisze:Podoba mi się twój styl Autorze, czyta się szybko i płynnie
Dzięki, to miłe :)
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
Riv
ZasłuRZony KoMendator
Posty: 1095
Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Riv »

karla pisze:brak poważniejszych zgrzytów.
...
Oj, chyba się nieco różnimy w rozumieniu "poważniejszego zgrzytu" ;)
Bo to opowiadanie, Bakałarzu, jak dla mnie zgrzyta jak chol... no, jak diabli. Przykładowo:

1. Wygląda, jakby wspomaganie mięśni zapewniały kółka zębate. Same kółka zębate. Ot, wstawiasz zębatkę do rękawa i masz power+5... Nie zabrakło Ci tu czegoś?

2. Dlaczego knecht? W tekście nie ma uzasadnienia, że tak bohatera (który wcale nie jest piechurem) określasz. To, że "fajnie brzmi" - nie jest uzasadnieniem.

3.
Nasunął na twarz dwie osłony górnej części twarzy
Matko i córko, dobrze, że nie d...olnej części nogi ;)

4.
Wierzchowiec płynnie przeszedł z kłusa w galop, jeździec pochylił się w siodle, pęd powietrza omiatał mu twarz.
Twarz? A co z osłonami? Się odsłoniły w tzw. międzyczasie?

5.
ściągnął wodze osadzając wierzchowca na zadnich nogach
Coś mi się wydaje, że przedobrzyłeś z tym osadzaniem.

6.
Chłopi zatrzymali się nagle, z niedowierzaniem popatrzyli po sobie. Niespodziewanie z trzech gardeł wydobył się niedźwiedzi ryk. Wbijali paznokcie i rwali skórę na piersiach. W potokach krwi zrzucali bezużyteczne powłoki słabych ludzkich ciał. Pokazywali światu kim byli naprawdę.
Zwróć uwagę, że ten szumny świat - to oni sami, "niewielka osada, ledwie przysiółek" i knecht. A, i jeszcze koń, osadzony na zadnich nogach.

7.
Kłusując między zapadającymi się w ziemię chatami zerwał zawieszoną na plecach wielostrzałową kuszę. Wyjął z sakwy zasobnik ze srebrnymi bełtami, pospiesznie załadował.
Rety, Van Helsing?! ;)

8.
Żałował, że nie wziął ze sobą mocniejszego napierśnika. Pikowany kaftan mógł okazać się zbyt słabą ochroną przez pazurami niedźwiedziołaków.
Chwila. Najpierw były ręce zakute w blachy. Plus szturmak z osłonami. Osłonami twarzy. Potem pisałeś o zbroi. Głowę bym dał sobie uciąć, że Twój knecht od pasa w górę jest cały zakuty w żelazo - a tu psikus: tylko łapki i główka...

9. Patos! Patos! Patos! Ojciec Czas, piekielne galopady, zerwane nici ludzkich żywotów itd. Błeeeeeee.

10. I wystarczy już, bo - tradycyjnie - rano trzeba wstać. Choć wierz mi, można by się czepiać więcej (wybrałem kilka przykładów z tego, najbardziej mi zazgrzytało).

Pomysł, jak pomysł - niby jest. Wykonanie jednak pozostawia wiele do życzenia. Jest trochę chciejstwa, jest masa słabizn, patosem wieje, ale ten wiatr mnie przynajmniej nie porwie. Chyba zabrakło nieco przemyślenia i organizacji w pisaniu. Ot, wylało się spod pióra. I nie jest dobrze.
...
Bakałarzu, kiedy "zdarzyło Ci się popełnić ten tekst"... (czyt.: jak dawno temu?) :>

- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.

Awatar użytkownika
Radioaktywny
Niegrzeszny Mag
Posty: 1706
Rejestracja: pn, 16 lip 2007 22:51

Re: Knecht

Post autor: Radioaktywny »

– Zabiję tego giermka, Bóg mi świadkiem – Knecht zmełł przekleństwo cisnące się na usta.
Brakująca kropka przed "świadkiem".
Mrugnął powiekami żeby przyzwyczaić prawe oko
Brakujący przecinek.
Nie widział, nie chciał widzieć świata który go otaczał.
Przecinek przed "który".
Święty mściciel nie zwracał nawet uwagi na zabitego alchemika, groteskowo zwieszonego na parapecie własnego okna.
"Nie zwracał uwagi" nie jest tu najlepszym określeniem, bo sugeruje, że martwy alchemik jest w zasięgu wzroku knechta. A przecież bohater ścigając wilkołaka zostawia za sobą owego trupa. Może lepiej byłoby zatem napisać: "(...)nie zaprzątywał sobie nawet głowy/myśli/uwagi zabitym alchemikiem(...)".
Zerwał w swoim krótkim życiu zbyt wiele nici ludzkich żywotów by robiło mu to różnicę.
Brakujący przecinek przed "by".
Przez szmaragd widział kamień ciśnięty w jego kierunku. Ojciec Czas zwolnił swój bieg, pozwolił jeźdźcowi popatrzeć przez chwilę na to, co mogło stać się jego przeznaczeniem.
Bullet-time?:-D
Knecht zdziwił się, że wieśniacy tak otwarcie dążyli do konfrontacji. Wystrzelił z pistoletu trafiając jednego prosto w szeroką pierś. Odrzucił bezużyteczną broń, z olstra wyszarpnął drugi pistolet.
Chłopi zatrzymali się nagle, z niedowierzaniem popatrzyli po sobie.
Niby oczywistym jest, że chłop trafiony kulą z pistoletu padł martwy, ale przydałoby się o tym jakaś wzmianka. Bo przez to miałem wrażenie, że trafiony w pierś chłop biegł dalej, a potem zatrzymał się razem z resztą wieśniaków.
Wbijali paznokcie i rwali skórę na piersiach.
"Wbijali paznokcie w piersi i rwali z nich skórę." Moim zdaniem tak brzmi lepiej, bo wtedy jest doprecyzowane, gdzie te paznokcie zostały wbite.
Odwrócił się razem z koniem. Czuł jak koń idący do szarży chrapie ciężko i robi bokami.
Brakujący przecinek przed "jak".
Knecht wystrzelił, ołowiana kula rozłupała kawałek niedźwiedziego barku, odrzuciła nieprzyjaciela gotującego się do skoku.
Ekhm...Wystrzelił z pistoletu. Jego przeciwnikiem był pół-człowiek, pół-niedźwiedź. Nawet jeśli wróg nie miał takiej masy, co całe zwierzę, to i tak z racji przynależności rasowej musiał być masywny. A teraz wyobraź sobie takiego niedźwiedziowatego potwora odrzucanego do tyłu przez pocisk pistoletu. Fizyka przeczy takiemu zjawisku.
Knecht, z wysokości końskiego grzbietu popatrzył na wijącego się w konwulsjach przeciwnika.
A to już w ogóle jest nielogiczne. Knecht walczy zażarcie z grupą dzikich likantropów, a po zabiciu przedostatniego gapi się triumfalnie na jego śmierć, jakby zapomniał, że jeszcze nie wszystkich zabił. No, wybacz, ale ten twój knecht to jakiś nie do końca pojętny jest. I jak widać:
Potężny cios rzucił go wraz z koniem o ziemię.
został za swoją głupotę i nieostrożność ukarany.
okrywał się całunem legendy jeszcze za życia.
Wolałbym określenie: 'płaszczem legendy"; całun to wszak płaszcz do nakrywania zmarłych. Przez to brzmi to tak, jakby bohater cieszył się, bo umiera jeszcze za życia. Ja tak to odbieram.
Uszkodzony mechanizm stalowej rękawicy dopuścił aby kusza wypadła mu z rąk.
Brakujący przecinek przed "aby".
– To nie będzie potrzebne młodzieńcze…
Zabrakło przecinka przed "młodzieńcze".
– Nie… Przecież… Ty… zginąłeś rozszarpany na sztuki. Widziałem!
– Źle widziałeś.
To jest bardzo, bardzo nieprzekonująca sytuacja. Jak może się komuś wydawać, że widział rozszarpanego na części człowieka, a potem się okazuje, że się pomylił? Jak wyobrażasz sobie człowieka, który wyglądał, jakby został rozdarty na kawałki, a tak naprawdę przeżył? Jakbyś rozszarpanie na kawałki zamienił na zagryzienie - oooo, to by było o wiele lepsze i bardziej trzymało się kupy! Łatwo jest omyłkowo wziąć człowieka pogryzionego za zagryzionego. Ale ciężko uznać człowieka nierozszarpanego za rozszarpanego.

Czas na konkluzję. Bakalarzu, masz świetny styl, wykreowałeś też ciekawe uniwersum w tym opowiadaniu. Krótka, ale przyjemna opowiastka. Dwie rzeczy jednak naprawdę mnie męczyły w Twoim tekście. Pierwsza, to to nieszczęsne niby-rozszarpanie-na-kawałki. Drugie - to niedorzeczność walki. Jeden knecht z kuszą bez problemu radzi sobie z trzema potężnymi, żądnymi mordu niedźwiedziołakami. Jego kusza to w ogóle jakaś Wunderwaffe, bo w magazynku to mieści się chyba...no nie wiem, z trzydzieści bełtów pewnie, bo bez przeładowania bohater dokonuje czegoś takiego:
Wpadł w kłębowisko nieprzyjaciół siejąc wokół siebie rój śmiercionośnych pocisków. Jeden ze zmiennokształtnych padł przeszyty kilkunastoma grotami. Knecht uśmiechnął się pod nosem, nie spodziewał się, że pójdzie aż tak łatwo. Przeniósł kuszę na drugą stronę, rażąc pociskami drugiego z trzech.

I z tą potężną kuszą maszynową knecht masakruje przeciwników. Co ciekawsze, ani on ani jego koń nie doznają najmniejszych obrażeń, mimo że:
1) wróg ma przewagę liczebną
2) jak wynika z powyższego cytatu, knecht eliminuje niedźwiedziołaków po kolei: najpierw pcha w jednego wroga tyle bełtów, ile potrzeba, by zdechł, a potem bierze się za następnego; tyle że co robią pozostałe likantropy, gdy knecht naparza kilkunastoma bełtami jednego z ich pobratymców? Czekają grzecznie w kolejce na swój przydział pocisków w pierś?:-P
Co dziwniejsze, żeby móc chociaż dotknąć knechta, likantropy muszą czekać, aż bohater się zdekoncentruje, gapiąc się na pokonanego adwersarza.
Podsumowując: walka ma kilka nielogiczności, o rozszarpywaniu już mówiłem (i lepiej już przestanę, bo mnie jeszcze za te wszystkie uwagi Bakalarz w przyszły czwartek rozszarpie^^), a z tego knechta to za bardzo jest taki Nadczłowiek, że sobie tak bez problemu poczyna w walce. Mimo tego wszystkiego jestem nawet zadowolony z lektury;-)
There are three types of people - those who can count and those who can't.
MARS!!!
W pomadkach siedzi szatan!

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Riv pisze:
5.
ściągnął wodze osadzając wierzchowca na zadnich nogach
Coś mi się wydaje, że przedobrzyłeś z tym osadzaniem.
Mnie to nie gryzie, gdyż już kilkakrotnie spotkałam sie w literaturze z takim wyrażeniem. Dokładnie w tym samym kontekście tzn. jeździec ściąga z całej siły wodze, a koń hamuje, niejako wszystkimi czterema nogami, niemal przy tym siadając. Zresztą na pewno wiesz o co mi chodzi.

Odnośnie błędów typu "to wbrew zasadom fizyki" itp. - wychodzę z założenia, że to fantastyka i nie wszystko musi być dokładnie takie jak sobie wyobrażamy. Przyjmuje "na słowo", to co autor oferuje - taki kredyt zaufania :) Choć gdyby tekst był długi i pełen niejasności/nielogiczności pewnie by się ten kredyt wyczerpał.
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Riv pisze:Bakałarzu, kiedy "zdarzyło Ci się popełnić ten tekst"... (czyt.: jak dawno temu?) :>
Znaczy pytasz, czy tekst odleżał? Odleżał swoje (ale przecinki od zawsze były moją zmorą) :p
Riv pisze:
ja pisze:Kłusując między zapadającymi się w ziemię chatami zerwał zawieszoną na plecach wielostrzałową kuszę. Wyjął z sakwy zasobnik ze srebrnymi bełtami, pospiesznie załadował.
Rety, Van Helsing?! ;)
Coś mniej więcej :)
Riv pisze:
ściągnął wodze osadzając wierzchowca na zadnich nogach
Coś mi się wydaje, że przedobrzyłeś z tym osadzaniem.
Skupiłem się na tym znaczeniu słowa (zresztą wziętym ze zlinkowanego słownika)
3. [osadzić się]«o koniach: zatrzymać się nagle»
Riv pisze: 9. Patos! Patos! Patos! Ojciec Czas, piekielne galopady, zerwane nici ludzkich żywotów itd. Błeeeeeee.
A i jeszcze zapomniałeś o legendzie ;p Cóż, koleś miał być patetyczny aż do przesady.
[ałtor okazuje chciejstwo] tekst miał w zasadzie się opierać na zestawieniu przejście do legendy + koleś, który nawet nie ma imienia [/chciejstwo]
~~
Radyjko pisze:
ja pisze:Przez szmaragd widział kamień ciśnięty w jego kierunku. Ojciec Czas zwolnił swój bieg, pozwolił jeźdźcowi popatrzeć przez chwilę na to, co mogło stać się jego przeznaczeniem.
Bullet-time?:-D
Tak to miało wyglądać.
Radyjko pisze:
Knecht wystrzelił, ołowiana kula rozłupała kawałek niedźwiedziego barku, odrzuciła nieprzyjaciela gotującego się do skoku.
Ekhm...Wystrzelił z pistoletu. Jego przeciwnikiem był pół-człowiek, pół-niedźwiedź. Nawet jeśli wróg nie miał takiej masy, co całe zwierzę, to i tak z racji przynależności rasowej musiał być masywny. A teraz wyobraź sobie takiego niedźwiedziowatego potwora odrzucanego do tyłu przez pocisk pistoletu. Fizyka przeczy takiemu zjawisku.
No faktycznie, scenka będzie do poprawy (trzebaby zmniejszyć siłę ognia) xD
Radyjko pisze:Jego kusza to w ogóle jakaś Wunderwaffe, bo w magazynku to mieści się chyba...no nie wiem, z trzydzieści bełtów pewnie, bo bez przeładowania bohater dokonuje czegoś takiego[...]
Jak już wspomniał to Riv to mój ukłon w stronę Van Hellsinga :)
Radyjko pisze:i lepiej już przestanę, bo mnie jeszcze za te wszystkie uwagi Bakalarz w przyszły czwartek rozszarpie^^
A ja i tak spokojnie czekam na następne uwagi ;p
Chcę się czegoś nauczyć, a człowiek najlepiej uczy się na błędach ;)

karla, serdecznie Ci dziękuję za obronę i kredyt zaufania.
Riv, Radioaktywny - bardzo wam serdecznie dziękuję za krytyczne spojrzenie. Motywujecie mnie do bardziej wytężonej pracy nad ulogicznieniem bohaterów i sytuacji :)
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

Mnie tam samo osadzanie nie przeszkadza. Wyrażenie jak najbardziej poprawne w tym kontekście. Inaczej ma się sytuacja w przypadku zadnich nóg. To jest koszmarek językowy.

Zadnia to może być cielęcinka. A nogi koń ma tylne i przednie.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Dzięki, Kiwaczku, za komentarz :)
Z zadnimi nogami też się gdzieś, kiedyś spotkałem w literaturze i skopiowałem motyw:)
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
kiwaczek
szuwarowo-bagienny
Posty: 5629
Rejestracja: śr, 08 cze 2005 21:54

Post autor: kiwaczek »

A może to ni były zadnie nogi, tylko na przykład - jeździec tak gwałtownie ściągnął wodze, że koń aż przysiadł na zadzie?

Bo takie konstrukcje są często spotykane i bardzo poprawne.
Ja tam żadnym ekspertem nie jestem, ale parę lat przy stadninie mieszkałem ;)

Edit: A z osadził to: Osadził konia tak gwałtownie, że ten aż przysiadł na zadzie.
Ewentualnie połączenie - nagłym ruchem ściągnął wodze i osadził konia tak gwałtownie, że ten aż przysiadł na zadzie.
I'm the Zgredai Master!
Join us young apprentice!
Jestem z pokolenia 4PiP i jestem z tego dumny!

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Dzięki :)
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
Riv
ZasłuRZony KoMendator
Posty: 1095
Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Riv »

Boh, co się dzieje z tym czasem - ani się obejrzałem, a tu dwa dni minęły...

Co do osadzania - mój skrót myślowy, moja wina. Chodziło mi o osadzenie konia "na zadnich nogach", co brzmi, jakby zamocować biedne zwierzę na dodatkowych kończynach. Wiem, co autor (i karla) miał na myśli, ale ujęte zostało to, IMO, źle (tak jak ja źle uwagę sformułowałem).
<chwila mamrotania: Riv sam się sztorcuje> I ja się nigdzie z takim stwierdzeniem nie spotkałem (jeśli już, to osadzano konie w miejscu, co też można by traktować jako nadmiar dobrego, jeśli patrzyć na definicję). Zresztą, choćby mi tak ... <wstawić sobie dowolny autorytet lyteracki> napisał, to i tak bym twierdził, że to zgrzyt.
tekst miał w zasadzie się opierać na zestawieniu przejście do legendy + koleś, który nawet nie ma imienia
Hmm, to znaczy? Co właściwie chciałeś podkreślić? To, że legenda nijak ma się do rzeczywistości? Że wyobrażenie knechta starło się w zderzeniu z realnym światem w proch? Że...? Pytam poważnie. Będę mógł Ci wyjaśnić, co i dlaczego nie przeszkadza mi w należytym odbiorze Twojego tekstu jako całości.
:)

- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Chodziło mi o to, że knecht pożąda dla siebie legendy, chce być sławny, ale życie jest okrutne i jego marzenia idą w drzazgi :)

Bardzo liczę na wszelkie uwagi, bo po głowie chodzi mi historia osadzona w podobnym uniwersum. Dlatego chyba potrzebuję garści krytycznych uwag i wskazania błędów. Co najmniej kilka spraw dzięki temu już poprawiłem w zamysłach (np. kółka zębate z siłą +5) za co jestem bardzo wdzięczny, Riv, zwłaszcza Tobie (nie zapominając o pozostałych osobach, które napisały coś o moim tekście).
:)
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
Riv
ZasłuRZony KoMendator
Posty: 1095
Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Riv »

Ok.
Czyli w założeniu ma wyjść zderzenie wyidealizowanych wyobrażeń i skrzeczącej rzeczywistości.

To nadal nie uzasadnia patetyczności całego opowiadania. Problem w tym, że patos upchnąłeś wszędzie. Nie tylko w bohatera (jak sam mówisz, "koleś miał być patetyczny aż do przesady"), ale i w narrację, poza może kilkoma jedno- lub dwuzdaniowymi fragmentami... I zabrakło Ci miejsca na należyte skontrowanie tego rzeczywistością. Tą zwykłą i okrutną - zupełnie przyziemnie bryzgającą juchą, z flakami na wierzchu, chichoczącą sadystycznie z każdym zniszczonym ludzkim marzeniem.
U Ciebie wszystko jest podniosłe. I mdli. Tak nie można.
Piszesz o kontrastowym zestawieniu marzeń i rzeczywistości. A spójrz na zakończenie: wg przyjętego założenia powinno być do bólu prawdziwe, szare i zwykłe (nawet, jeśli zaskakujące), tymczasem ojciec-wilkołak nie może po prostu zagryźć syna, musi sobie przy tym pogadać, wygłaszając - z pyskiem unurzanym w posoce - szemrane prawdy życiowe.

Wydaje mi się, że powinieneś jasno sobie określić, gdzie przebiega granica założonego przez Ciebie zestawienia - i zastanowić się, jak ją wyraźnie poprowadzić przez całe opowiadanie. Czy rozognione napuszonymi wizjami myśli knechta skontrujesz cyniczną, a soczystą narracją? Czy może jednak bohater nie będzie "patetyczny aż do przesady", a raczej zrobisz z niego bardziej... hmm... życiową (czyt. cyniczną, twardą) postać. Co zresztą, IMO, byłoby dość logicznym następstwem raczej drastycznego przeżycia z dzieciństwa, jakim z pewnością było dla knechta oglądanie rodzica rozrywanego na strzępy.

A skoro już o morderstwie rodzica mowa, to pojawia się jeszcze jeden problem. Piszesz nie tylko o legendzie, ale o przysięgach, o zemście, o licznych przerwanych żywotach. Coś mi się widzi, że albo zimna, ciągnąca się latami krwawa wendetta - albo naiwna chęć przejścia do legendy. I znów musisz, Bakałarzu, wybrać (no, chyba że przekonasz czytelnika, że może być i jedno, i drugie - ja tego póki co nie kupuję).

Chyba mniej więcej wiesz już, o co mi chodzi. "Knecht" jest niedopracowanym tekstem, bo sypie się na założeniach. Wszelkie niedoróbki techniczne są drugorzędne - i w dużej mierze wynikają z tego podstawowego problemu (jak ten mdlący patos).

Pomyśl więc nad tym, Bakałarzu.
I powodzenia z kolejnymi próbami.
:)

- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Wielkie dzięki, Rivie :)
Następny tekst przemyślę dokładniej :)
Sasasasasa...

Zablokowany