Trzysta kropel krwi

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Trzysta kropel krwi

Post autor: rubens »

Zapraszam ponownie do mojego kramu z quazi-literaturą. Tym razem publikuję opowiadanie fantasy. Jest to moja pierwsza potyczka z takim rodzajem świata (ogólnie, nie gustuję w fantasy, jednak jakoś tak mnie pokusiło i spłodziłem dwunastotysięcznika ;P), tak więc wszelkie uwagi dotyczące tak treści, jak i spraw technicznych przyjmę, jak dobrą monetę :P A teraz już tradycyjnie, przypinam się do pręgierza i czekam na razy :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Trzysta kropel krwi (by rubens) ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


I


Ythel pomyślał, że to już naprawdę koniec. Nóż, który spadał na jego pierś zastygł jednak, gdy trzymający go krasnolud na chwilę się zawahał.
- Farhein, czy łon aby nie bydzie za młody? – zapytał krasnal czterech kompanów, którzy majstrowali przy wielkiej maszynerii.
Ythel widział wszystko do górny nogami. Był wygięty niczym łuk, leżąc z kończynami przytwierdzonymi do podłoża. Plecy unosił do góry wielki cokół, który wyglądał jak zminiaturyzowany ołtarz ofiarny. W zamyśle miał ułatwiać penetrację wnętrzności skazańca. Elf, którego ręce i nogi zapięte były w ciężkie kajdany, a plecy wygięte w nienaturalnej pozie, trząsł się jak osika.
- Nie, no coś ty, Grumstick. – jeden z operatorów maszyny, siwobrody krasnal, zerknął na elfa. – Myślę, że jest w sam raz. Krew na pewno ma dojrzałą – skwitował, odwracając się do zębatek, rur i pokręteł.
- No, skoro tak mówisz – mruknął pod nosem Grumstick i nie namyślając się, wbił ostrze noża w brzuch ofiary.
Krzyk elfa szybko się urwał. Krasnolud rozciął Ythela od klatki piersiowej, aż po podbrzusze. Potem rozpiął kajdany i przewrócił ciało lekko na prawy bok, żeby krew mogła swobodnie spływać do wcześniej przygotowanego naczyńka .
- Na mój młot! – zakrzyknął Farhein na widok spływającej do miseczki posoki. – A nie mówiłem? Błękitna, jak niebo! Świetnie! – ucieszył się.
Grumstick odlał pełną miseczkę elfiej krwi i zrzucił ciało z cokołu. Nie będzie im już potrzebne. Do uruchomienia wehikułu potrzebne im jest dokładnie dziesięć kropel krwi z trzydziestu osobników. To daje razem trzysta kropel zmieszanej, błękitnej cieczy. Trzydziestu zabitych elfów, trzydzieści miseczek błękitnego płynu i zwycięstwo mamy w garści! – pomyślał Grumstick. - Tak przynajmniej wynikało z obliczeń Farheina.
- Kerstir, Weiss, sprzątnijcie ciało, ja idę po następnego skubańca – rzucił Grumstick do pomocników i ruszył w kierunku klatek ustawionych w jednym z rogów sali.
W klatkach ponownie wybuchła panika. Całą salę wypełniły krzyki przerażonych elfów.
- Nie możecie tego zrobić! Nie możecie – krzyczał rozpaczliwie jeden z nich, kiedy Grumstick wytargał go z klatki. – Obowiązują nas traktaty wojenne! Jestem jeńcem! Pomocy! – zdołał zakrzyknąć jeszcze, zanim krasnolud rąbnął go pałką w głowę.
Krzyki ucichły.

Całe pomieszczenie, w którym znajdowała się maszyna, było swego czasu halą biesiadną. Było to jedyne w całej Wielkiej Kopalni, które mogło pomieścić wynalazek Farheina. Stary krasnolud znalazł kiedyś równie stary zwój. Pracował wtedy w Bibliotece Głównej, w stolicy kraju. Jako uznany i szanowany technik i wynalazca, miał wolny dostęp do zasobów całej Biblioteki. Zwój, który kompletnie odmienił jego życie, zawierał informacje o nadnaturalnych atrybutach elfiej krwi.
- Farhein, powiedz ty mi ino jeszcze jedno rzecz – zapytał Grumstick, taszcząc za sobą związanego elfa. – Na co my tak naprowdy zabijamy tech elfów? - Śmieszny akcent krasnoluda w połączeniu z jego skrzekliwym głosem dawał wrażenie, jakby Grumstick stale kogoś parodiował.
- Ach, poczekaj młody, jeszcze tylko kilka miseczek i wszystko ci wyjaśnię – rzucił starzec, wlewając ostrożnie błękitną ciecz przez lejek.
Zbiornik był już prawie pełny. Wyglądał jak wielka, niebieska kula, od której odchodziły setki przewodów. Cała maszyna, choć wyglądała majestatycznie i złowrogo, nie została jeszcze ani razu sprawdzona, nie można było zatem mówić otwarcie o jej walorach, o osiągach czy zaletach. Farhein opierał się tylko na swoich obliczeniach i małych eksperymentach przeprowadzanych na kamieniach. Pierwsza próba będzie najważniejsza – pomyślał z lekkim niepokojem.

Po dziesięciu minutach zbiornik został napełniony, a ogromna sterta ciał czekała na Kerstira i Weissa, którzy od kilku dni zajmowali się wynoszeniem i paleniem zabitych jeńców. Farhein pił akurat świeżo zagrzane piwo, kiedy dosiadł się do niego Grumstick. Stoły były pozostałością po hali biesiadnej i choć powietrze wypełniał smród zabitych elfów, to dla krasnoluda był to smród wcale przyjemny.
- No, toż godej! Po co ci krew tych skurwysynów? – zapytał z uśmiechem.
Cały był umazany błękitną cieczą. Ręce, choć umyte, dalej mieniły się lekko na niebiesko. Pocierał je, chcąc zetrzeć ten irytujący odcień.
- Słuchaj zatem uważnie, bo nie powtórzę ci tego drugi raz – zaczął powoli Farhein. – Kiedy pracowałem swego czasu w Bibliotece Głównej, wiesz gdzie to jest? – zapytał zerkając na rozmówcę.
Grumstick kiwnął głową, choć nie pamiętał, aby kiedykolwiek odwiedzał taki lokal.
- No więc, kiedym tam pracował, to mogłem robić, co mi się żywnie podobało. Miałem dostęp do wszystkich woluminów w Bibliotece – powiedział nie ukrywając dumy. – Pewnego dnia, przeglądając jedną z najstarszych półek, natrafiłem na bardzo ciekawy zwój. Otóż, wyobraź sobie, że kilka wieków temu, jakiś technik odkrył przez przypadek, że krew elfów ma niesamowite właściwości. – mówił z zaangażowaniem i pasją, jakby opowiadał dziecku historyjkę.
- Czyli, że jest magiczno? – zapytał Grumstick.
- Cicho siedź! – oburzył się starzec. – Magia nie istnieje, cepie jeden. Słuchaj dalej. – Grumstick spuścił wzrok zawstydzony, a Farhein kontynuował opowieść. – No więc, ten technik twierdził, że sprawdzał swoje teorie na jeńcach wojennych. Okazuje się, że ta ich krew potrafi dokonywać rzeczy niesłychanych. Wyobraź sobie, że jesteś ranny, naprawdę poważnie ranny. I co robisz? Bierzesz bukłak wody, dodajesz do tego elfiej krwi i jeszcze kilku innych rzeczy, oczywiście w odpowiedniej ilości, potem mieszacz, namoczysz tym ranę i za dwie, trzy godziny rany nie ma – zerknął na Grumsticka, który słuchał go z otwartymi ustami.
- Ale, to jak to tak? Przecież, żeś mi godoł, że magii nie ma! – oburzył się krasnolud.
- Bo to nie jest magia! Grumstick, to się nazywa przyroda, natura! Ich właściwości są jakąś anomalią, tam nie ma nic z magii, to jest anomalia natury. Rozumiesz?
- No, dobra, ale czemu akurat dziesięć kropel od każdego odlewam? – znów zadał pytanie.
- Chodzi o świeżość. Dziesięć kropel, to gwarancja, że krew jest świeżo odlana z ciała, reszta na nic się już nie zda. Krew martwego elfa, która pozostaje w jego ciele, szybko traci swoje walory, jednakże odlana w odpowiedniej ilości zachowuje je na dużo dłużej.
- Aha, chyba rozumiem. Godej dalej! – odpowiedział Grumstick z zainteresowaniem.
- No, to ja sam zacząłem badać krew elfów, najpierw według poleceń zawartych w zwoju, a potem według własnych obliczeń. I co się okazało? Że większość tych informacji zapisanych w zwoju to bujda, bo ta krew ani nie leczy, ani nie zabija. Śmierdzi i tyle – mówiąc to, wykrzywił się w grymasie obrzydzenia. – Ale, ale! Myślisz, że stary Farhein by się poddał? Co to, to nie. W każdym kłamstwie jest ziarno prawdy, zapamiętaj to młody.
Grumstick tylko kiwał głową. Farhein bardzo zamotał mu w głowie, nie wyjaśniając nic.
- No, ale to, po co ta cało maszyna, jak nie będzie działać? – zapytał zdezorientowany.
- Oj, będzie, będzie. Ty po prostu nie wiesz, do czego ona służy... Ona nas może cofnąć do tyłu – powiedział z namaszczeniem starzec.
- Co może? Cofnąć do tyłu? – zaśmiał się Grumstick. – A widziołeś, jak ktoś się cofa do przodu?
- Ach, dajże mi skończyć, bo jak palnę bez łeb, to spadnie! – powiedział Farhein i zamachnął się kuflem, ulewając trochę grzanego piwa. – Cofnąć do tyłu, znaczy się w przeszłość! – wyjaśnił.
- Jak to? Jakim cudem? Toż to jest przeca niemożliwe – odpowiedział z niedowierzaniem kompan.
- A no, możliwe. Jużem próbował z kamykami – odparł starzec.
- No, to... ale jak? Jak to się robi, żeby cofnąć? – zapytał znowu zdezorientowany Grumstick.
- Normalnie. Wkładasz kamyka do takiej maszynki, do prób zbudowałem mniejszą. Przenosisz maszynkę z kamykiem w wybrane miejsce i wpuszczasz do środka płyn. – Wskazał na wielki zbiornik z elfią krwią. – Po czym kamyczek znika z maszyny i pojawia się zaraz obok niej.
Gdyby szczęka Grumsticka była z gumy, sięgnęłaby zapewne podłogi.
- No dobra, a skąd będziesz wiedzieć, o ile chcesz cofnąć tego kamyka, co? – zapytał wyraźnie zaintrygowany młodzian.
- A widzisz, to zależy od mieszanki. Do tej krwi trzeba jeszcze dodać kilka komponentów. W zależności od ilości krwi w mieszance, o tyle się mniej więcej cofają. A sprawdzam to po erozji. – Zauważył konsternację na twarzy kompana. – No, po prostu widzę jak bardzo są zużyte przez czas. Raz nawet cofnąłem tak, że sam proszek się pojawił na wybranym miejscu – zaśmiał się wynalazca.
- No dobra, a te elfy... to one wiedzą, że mogą robić takie rzeczy? – zapytał z niepokojem.
- Założę się, ze nie wiedzą i zesrają się ze strachu, jak zaczną znikać! – Znów zaśmiał się Farhein.
- A co, jeśli wiedzą? – drążył Grumstick.
- Jeśli by wiedzieli, to już bylibyśmy martwi... – odpowiedział poważnie starzec.
- O kurka, toś mnie zbił z pentyłka – powiedział Grumstick.
- Z pantałyku – poprawił go Farhein.
- Jedno mi to – odrzekł młody krasnolud i wstał, najwidoczniej nie mogąc zrozumieć tego, co przed paroma chwilami usłyszał.
Zatrzymał się na chwilę, zastanawiając się jak ubrać myśli w słowa.
- To czekaj – powiedział wyciągając palec do góry. – W takim razie, jak ty zamierzasz tym czymś wygrać? Nie takie maszyny bojowe nam niszczą tą pierdoloną swoją magią, skurwysyny – powiedział wyraźnie zadowolony z dobrze zadanego pytania.
- Weźmiemy trzydziestu najtwardszych wojowników, cofniemy się w czasie i wybijemy tych skurwysynów do nogi – odpowiedział spokojnie Farhein.
- Ja... jasne, akurat trzydziestu twardzieli wystarczy na taką masę elfów... – powiedział Grumstick, nie kryjąc pogardy.
- Zobacz – zaczął ponowne wyjaśnienia Farhein. – Cofniemy się daleko, daleko, aż do czasu, kiedy, według przekazów i kronik, pierwsze elfy zjawiły się na naszym lądzie i wybijemy te grupę osadników, co tu przybyli.
- No – zastanowił się na chwilę młody – to się może udać. Wcale nie głupie. Kiedy wyruszacie?
- Prawdopodobnie po jutrze – odpowiedział Farhein i sięgnął po kufel.
- No, a jak wrócicie? – zadał w końcu pytanie, które intrygowało go najbardziej.
- Ech, Grumstick... mówiłem ci już... Ta maszynka cofa, a nie przenosi do przodu. Tego, nawet jakbym chciał, to bez magii nie zrobię – powiedział z uśmiechem Farhein.
- Czyli, że jak? Że nie wrócicie? – zapytał z niedowierzaniem młody.
- Na mój młot! Mamy tu geniusza! – zakrzyknął z gromkim śmiechem Farhein, po czym zrobił długi łyk piwa.


II


Maszynę bardzo ciężko było przetransportować. Była ogromna. Musiała w swoim wnętrzu zmieścić całkiem pokaźny oddział zakutych w pełne zbroje wojowników. Ogromna zgraja elfów w obdartych łachach ciągnęła wielki wóz, którym przewożony był wehikuł. Wszystkim jeńcom powyrywano języki, aby przypadkiem nie zdradzili, co zobaczyli.
Wóz z maszyną ustawiono na jednym z najwyższych wzgórz, tak, aby przed podróżnikami po „wylądowaniu” rozpościerał się widok na cały obszar Kraju Elfów. Dzięki temu, od razu będą mogli określić, w jakim czasie się znaleźli. Po ustawieniu i dostrojeniu maszyny, odprawiono ostatnią ucztę dla wojowników. Na najważniejsze wydarzenie w historii Królestwa Krasnoludów zjechali się prawie wszyscy, którzy coś w owym Królestwie znaczą. Farhein zajmował zaszczytne miejsce przy królewskim stole, to on miał pokierować wyprawą. Wojownikom zabroniono pić piwa, aby nie wywołało niepożądanych efektów podczas podróży, jadła i kobiet jednak im nie odmawiano. W końcu byli przyszłymi bohaterami.

Po skończonej uczcie przyszedł czas na ostatnie przygotowania, załadowanie żelaznych zapasów i tym podobne sprawy logistyczne. Oddział przyodział zbroje, przygotował oręż, pożegnał kobiety i dzieci. Potem wszyscy weszli do środka maszyny. Przypominała ona wielki bęben, do którego doczepiony był zbiornik z błękitną cieczą, a jego powierzchnia opleciona była tysiącami metrów przewodów i linek. Farhein rozkazał zamknąć wieko i na jego znak odpalić maszynę.
W środku panował mrok i ścisk. Praktycznie nie było czym oddychać. Na zewnątrz natomiast – zdenerwowanie mieszało się ze strachem i konsternacją. Po chwili oczekiwania z bębna dobiegły dwa głuche uderzenia. Znak, że czas rozpocząć operację. Zwolniono wtedy zawory i cała błękitna ciecz wpłynęła do środka maszyny. Grumstick, który nie mógł przecież ominąć takiego wydarzenia, przysiągłby, że dało się słyszeć przeraźliwy krzyk. Wraz z opróżnieniem zbiornika, obok maszyny pojawił się duży, kamienny pomnik. Wyglądał na bardzo stary. Przedstawiał elfa stojącego dumnie, z głową krasnoluda wetkniętą na włócznię. Poniżej statuy znajdował się napis:


„Nadeszli, a byliśmy gotowi”


Ostatnim, co Grumstick usłyszał, zanim czyjaś strzała roztrzaskała mu głowę, był przerażający okrzyk bojowy tysięcy elfów, którzy pojawili się pośród tłumu dosłownie znikąd. A mówi się, że magia nie istnieje...
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
Tenshi
Pćma
Posty: 201
Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
Płeć: Kobieta

Post autor: Tenshi »

Nóż, który spadał na jego pierś zastygł jednak, gdy trzymający
go krasnolud na chwilę się zawahał.
Chrzęści mi to między zębami niczym najlepszej jakości żwir : P To
"który spadał" jest trochę zbędne, skapnęłabym się przecież jakbyś
napisał, że dłoń z nożem po prostu znieruchomiała. Jak już bardzo
chciałeś określić, gdzie znajdowało się ostrze można by machnąć "ostrze
znajdowało się przy jego piersi, na wysokości serca" - od razu mówię, ja te
zdania układam luźno, na lekcji infy, mi tylko o sens chodzi : P
nie bydzie
Za parę sekund będzie dużo starszy/młodszy, czy jak? Chyba "jest" za
młody.
wielkiej maszynerii.
Ten opis wiele mi nie mówi... Ale ok to można wybaczyć, ot lekki niedosyt.
Po prostu wielka maszyneria wydaje mi się zbyt ogólnikowa.
Był wygięty niczym łuk, leżąc z kończynami przytwierdzonymi do podłoża.
Przybetonowali? :P Ogólnie wyginam mózg we wszystkie strony i jakoś nie umiem sobie wyobrazić tego cokołu unoszącego plecy, patrzenia do góry nogami i jednoczesnego przytwierdzenia do podłoża (od razu ksojarzyło mi się z podłogą, czyli mylnie). Tu z kolei starczyłoby mi napisane, że leży na stole ofiarnym... I tyle.

Czyli on leży na jakimś dziwne wybrzuszonym stole? Bo jeśli tak, to w niczym to raczej nie pomaga, jeśli chodzi o wypruwanie flaków. Raczej utrudnia. Zamiast wszystko ładnie sobie leżeć, będzie ściekać na boki.

A co do dialogów, wpierw nadajesz krasnoludowi dziwny akcent, a potem nagle wszyscy gadają normalnie. Brzydka niekonsekwencja.
noża w brzuch ofiary.
Spadał na pierś, ten nóż, ale zły ten nóż się rozmyślił, skręcił i ku brzuchowi pomknął... Kolejna niekonsekwencja.
Krasnolud rozciął Ythela od klatki piersiowej, aż po podbrzusze.
A jednak zwiódł mnie ów nóż, gdyż on od klatki do brzucha mknął, choć wbił się pierwej w ów brzuch. Nóż, ten zły, także magicznym jest i sztukę teleportacji zna.
lekko na prawy bok
I 3/20 na lewy... Lepiej byłoby napisać, że "ostrożnie przewrócił", a nie lekko na bok.
krew mogła swobodnie
Rozciął go od piersi do podbrzusza i położył na boki. Wyobraź sobie to autorze. To nie będzie cieniutki strumyczek, płynący środkiem brzuszka, spływający akurat do "naczynka" (skoro naczynko to nieduże). Zresztą powiedzmy sobie szczerze, to rozcinanie jest zrobione na siłę, jak też wyginanie w łuki i ogólne próby przerażenia czytelnika. Żeby uzyskać trochę krwi wystarczy przeciąć żyły na ręce... Szybciej i łatwiej...
spływającej do miseczki posoki.
posoka
1. «krew grubej zwierzyny, z wyjątkiem niedźwiedzia»
2. daw. «krew ludzka»
Jakoś mi do elfa to nie pasuje....

Ciąg dalszy nastąpi, jak wrócę do domu.

Ten.
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Rubensie, trafiłeś za to dokładnie w mój gust:) Przeczytałam jednym tchem, a zakończenie wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech (nigdy nie przepadałam za krasnoludami, jako rasą). Zaraz się wgryzę w tekst powtórnie i poszukam czegoś, do czego można się przyczepić.
Uwaga, mam!
wielki cokół, który wyglądał jak zminiaturyzowany ołtarz
To chyba jednak ten cokół nie był strasznie wielki. Na moje oko z 60 cm w najwyższym miejscu( o ile dobrze go sobie wyobrażam). Przymiotnik można więc sobie odpuścić.

Ythel pomyślał, że to już naprawdę koniec.
Trochę zdziwiło mnie, że nadałeś imię bohaterowi, którego chwilę później uśmierciłeś. Z pierwszego zdania wywnioskowałam, że to właśnie Ythel będzie pierwszoplanową postacią. A tu zonk.
do górny nogami
ooo na pewno ;)
Elf, którego ręce i nogi zapięte były w ciężkie kajdany, a plecy wygięte w nienaturalnej pozie, trząsł się jak osika.
W pozycji, w której był unieruchomiony raczej ciężko mu było się trząść. Bardziej naturalnie by było, gdyby jedynie drżał lub szczękał zębami.
Krasnolud rozciął Ythela od klatki piersiowej, aż po podbrzusze. Potem rozpiął kajdany i przewrócił ciało lekko na prawy bok, żeby krew mogła swobodnie spływać do wcześniej przygotowanego naczyńka .
Przy takim nacięciu to do naczynka wpadły przede wszystkim wnętrzności nieszczęsnego elfa. Wyobraź to sobie: ciało rozcięte na całej długości i przechylone w bok. Ciężko uwierzyć, że z takiej rany wypłynie tylko krew.
Nie będzie im już potrzebne. Do uruchomienia wehikułu potrzebne im jest...
Małe, brzydkie powtórzenie.
ruszył w kierunku klatek ustawionych w jednym z rogów sali. W klatkach ponownie wybuchła panika.
Tu też.
Było to jedyne w całej wielkiej Kopalni
Proponuję: było jedynym... (w domyśle: pomieszczeniem).
Zbiornik był już prawie pełny. Wyglądał jak wielka, niebieska kula
Zaraz, trzysta kropel to wcale nie tak dużo. Chyba przesadzasz z tą wielką kulą.

Muszę na razie skończyć, ale nie obawiaj się - CDN :)
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Tenshi
Pćma
Posty: 201
Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
Płeć: Kobieta

Post autor: Tenshi »

Jeden wielki spoiler jakby co.

Dobra, przeczytałam całe. I bynajmniej nie jestem zadowolona.
Krew elfów, która cofa w czasie? Przekombinowane.
Rozpruwanie więźniów zamiast powolnego spuszczania krwi? No sory, skoro potrzebowali krwi z żywego elfa to nie musieli go wcale zabijać! Serio, można żyć i krwawić. Serio, serio.
A wytłumaczenie "odkryłem, że krew elfów cofa w czasie, bo ktoś napisał, że uzdrawia" jest po prostu głupie. Badając właściwości uzdrawiające krwi, wpuścił ją przy okazji do machiny czasu. Dla zabawy.

Wybacz rubensie, ale w tym opowiadaniu nie ma krzty logiki. Przygotowane elfy? Krasnoludy mogły pomylić czas (znaczy ten krasnal-naukowiec) i się źle przenieść, prosto do jakiegos plemienia. Ale przygotowane? Gwiazdy im powiedziały? Pomnik jest dla mnie na siłe napisany. Jak wiele innych rzeczy. Autorze mój drogi, ty coś wymyśliłeś, ale nie poświęciłeś czasu by choć krztynę logiki w te swoje pomysły tchnąć.

Poza tym pełno tu powtórzeń, które potem jeszcze wkleję. I parę uwag konkretniejszym dodam. A teraz muszę spadać.

Ten.
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...

Awatar użytkownika
Nieznany
Fargi
Posty: 376
Rejestracja: pt, 11 sty 2008 17:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Nieznany »

O, kolejna pozycja rubensa... przedpiśczynie wyłapankowały Cię nieźle, zatem nie będę tego po nich powtarzał. Po pierwsze - niepotrzebnie nadałeś imię elfowi, którego po chwili zamordowałeś z zimna krwią, po co Ci to imie było potrzebne? Był tylko jednym z wielu. Po wtóre - zbyt szybko powiadomiłeś czytelników, że maszyna, to wehikuł. Można się było domyśleć, iż chodzi o wehikuł czasu a mogłeś zostawić ten kąsek na nieco później. ;)

Jeszcze tu...
Całe pomieszczenie, w którym znajdowała się maszyna, było swego czasu halą biesiadną. Było to jedyne w całej Wielkiej Kopalni, które mogło pomieścić wynalazek Farheina.
Wiem, że chciałeś uniknąć powtórzenia, ale w drugim zdaniu brak mi podmiotu. Gdybyś napisał "Było jedyne w całej [...]", to bym wiedział, że chodzi o pomieszczenie, ale "było to jedyne" jest IMHO nieco przekombinowane. O, mogłeś tez po prostu napisać "było to jedyne miejsce w całej..."
Tenshi pisze:Wybacz rubensie, ale w tym opowiadaniu nie ma krzty logiki. Przygotowane elfy? Krasnoludy mogły pomylić czas (znaczy ten krasnal-naukowiec) i się źle przenieść, prosto do jakiegos plemienia. Ale przygotowane? Gwiazdy im powiedziały? Pomnik jest dla mnie na siłe napisany. Jak wiele innych rzeczy. Autorze mój drogi, ty coś wymyśliłeś, ale nie poświęciłeś czasu by choć krztynę logiki w te swoje pomysły tchnąć.
Tenshi, moim zdaniem to nie był zły pomysł - elfy najwyraźniej rozgromiły w przeszłości wysłany zespół krasnoludów, być może elfy z teraźniejszości jakoś im dały znać? A ponieważ przeszłość się zmieniła, to i teraźniejszość jest inna - w miejscu zwycięstwa stanął pomnik a elfy dokonały zniszczenia krasnoludów - przynajmniej ja to tak odbieram, niech się ałtor wytłumaczy. :>

A teraz podsumujmy - pomysł niezły, ale nie porywający. Wykonanie tez dało się przełknąć. Było kilka błędów, ale któż ich nie popełnia - jest OK. I tyle.
Na prawdę zważam i "naprawdę" piszę razem.
Naprawdę zważam i "na prawdę" piszę osobno.
Moja schizofrenia ma się lepiej, dziękuję.

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Rozpruwanie więźniów zamiast powolnego spuszczania krwi?
Odnośnie rozpruwania elfów - ja to odebrałam tak, że krasnalom po prostu sprawiało przyjemność zabijanie znienawidzonych wrogów. Tak więc połączyli przyjemne z pożytecznym :) Tylko te traktaty wojenne mi trochę nie pasowały do całości opowiadania.

Kończę łapankę:
przeglądając jedną z najstarszych półek
To chyba miał być skrót myślowy. Przecież to półka była stara, tylko zwoje i księgi na niej. Tak mi się przynajmniej nasuwa.
Raz nawet cofnąłem tak, że sam proszek się pojawił na wybranym miejscu
Ja bym powiedziała, że proszek to zostanie z kamyka w przyszłości. w przeszłości był zapewne częścią jakiejś większej skały. skoro już mówisz o erozji to bądź konsekwentny. Z twojego tekstu wynika, że erozja działała wstecz.
po czym zrobił długi łyk piwa.
Ja tam się za bardzo na łykaniu nie znam, ale nie słyszałam jeszcze zwrotu zrobić łyk. Czy to jest poprawnie?
Wszystkim jeńcom powyrywano języki, aby przypadkiem nie zdradzili, co zobaczyli.
Zawsze pozostaje jeszcze język migowy, a poza tym komu niby mieli zdradzić? Byli przecież więźniami, bez nadziei na ułaskawienie.
zjechali się prawie wszyscy, którzy coś w owym Królestwie znaczą
Jak czas przeszły to przeszły. Konsekwentnie.
„Nadeszli, a byliśmy gotowi”
To przyjęłam na takiej zasadzie, że elfi osadnicy byli przygotowani na wszelkie ataki ze strony nieprzychylnych im ras, a nie akurat na tę jedną, konkretną grupę. Czy o to ci chodziło Rubensie?
strzała roztrzaskała mu głowę
strzała z natury przeszywa lub przebija, roztrzaskiwanie zostawmy broni obuchowej.

Trochę tych błędów logicznych się nazbierało. Ale nie mogę się przyczepić do literówek (wyłapałam tylko jedną), przecinków, czy stylu. Opowiadanie sie naprawdę przyjemnie czytało.
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

No cóż, nie będę się ustosunkowywał do wszystkich uwag po kolei, wiec tylko ogólnie:

1. dziękuję za uwagi dotyczące niekonsekwencji w pisaniu itp. Choć wydaje mi się, że ad vocem dialogów - nie chciałem przesadzać z tym akcenetm Grumsticka, to miałbyć tylko czasami wplątujący się śląski akcencik w jego głosie - nie pytajcie skąd miał taki akcent, po prostu miał:p To tak w sprawie tego "bydzie" i tym podobnych. Na Śląsku tak się godo :P

2. Sprawa elfów, które wygrały - najlepiej zrozumiał sprawę Nieznany. Otóż krasnalki wybrali się w przeszłość, ale zje*** sprawę i elfy wygrały. Przez tą ingerencję zmieniło się tez kilka rzeczy - między innymi zasięg królestwa elfów. Tu punkt dla was, bo nie opisałem tego, niekonsekwencja. Tym samym krasnoludy znalazły się w samym centrum jakiegoś obozu, czy Bóg wie czego - ważne, że było tam pełno elfów z nietępym orężem :)

3. Erozja. Koleś cofnął KAMIEŃ - cały kamień, o nie wiadomo ile lat wstecz, i na miejscu pojawił się proszek, GDYŻ warunki atmosferyczne niszczyły stopniowo kamień przez wszystkie te lata. Więc, erozja w żadnym wypadku nie działa u mnie wstecz.

4. Logika. Z grubsza muszę się zgodzić. Niestety, logika nie jest najmocniejszą stroną tego opowiadania. Chociaż chciałem podświadomie, żeby było ono przefantazjowane - krasnoludy cofające się w przeszłość? Kaman :P

Ogólnie - dziękuję za uwagi. Niektórym przypadło do gustu, innym nie za bardzo. Mam nadzieję, że kiedy będę pisał kolejne opowiadanie , to zrobię użytek z waszych uwag. :) Ba, jestem tego pewny :)
Niecierpliwy dostaje mniej.

Ka

Post autor: Ka »

Ja na warsztat wzięłam przypadkowy fragment twojego opowiadania. I zauważyłam TO:
Całe pomieszczenie, w którym znajdowała się maszyna, było swego czasu halą biesiadną. Było to jedyne w całej Wielkiej Kopalni, które mogło pomieścić wynalazek Farheina.
Czasownik „być” to zapchajdziura – używać go należy w ostateczności. Proponuję : (…) pomieszczenie służyło za halę biesiadną. Jako jedyne (…) mogło pomieścić (…)
Stary krasnolud znalazł kiedyś równie stary zwój.
„równie stary” czyli w swoim wieku? A ileż on sobie wiosen liczył? 70 (to już starość przecież) czy 700? O niczym konkretnym to zdanie nie informuje, tylko tak sobie a muzom brzmi.
Śmieszny akcent krasnoluda w połączeniu z jego skrzekliwym głosem dawał wrażenie, jakby Grumstick stale kogoś parodiował.
„Sprawiał wrażenie”, a NIE „dawał”.
Akcent był śmieszny? Z tego co mówi można wywnioskować jedynie, że to krasnolud podhalański wychowany w Zabrzu, bo gada jakąś dziwaczną gwarą, a jak akcentuje to czort go znajet.
Ach, poczekaj młody, jeszcze tylko kilka miseczek i wszystko ci wyjaśnię – rzucił starzec, wlewając ostrożnie błękitną ciecz przez lejek. Zbiornik był już prawie pełny.
Do czego w końcu wlewał? Trzeba się domyślać, że nie do miseczki, lecz do zbiornika. Przenieś „zbiornik” do wcześniejszego zdania - w następnym wystarczająco sprawdzi się podmiot domyślny.
Cała maszyna, choć wyglądała majestatycznie i złowrogo, nie została jeszcze ani razu sprawdzona, nie można było zatem mówić otwarcie o jej walorach, o osiągach czy zaletach.
Nie została ani razu sprawdzonapomimo czego? choć wyglądała majestatycznie i złowrogo. Tak to wygląda, a pytanie brzmi: Co ma piernik do wiatraka, czyli majestatyczny wygląd do konieczności przetestowania? Bez sensu.
Stoły były pozostałością po hali biesiadnej i choć powietrze wypełniał…
Drugi raz o tej hali to tak w celu utrwalenia wiedzy wspominasz, czy jak? Gdybyś dodał „także” można by odpuścić czepianie się, ale bez informacji, że powtórzenie stosujesz świadomie i w określonym celu – do kitu!
Cały był umazany błękitną cieczą. Ręce, choć umyte, dalej mieniły się lekko na niebiesko. Pocierał je, chcąc zetrzeć ten irytujący odcień.
Niebieska czy czerwona, ludzka czy elfia –krew to krew. I choć faktycznie jest cieczą, to jednak użycie tego słowa jako bliskoznacznego w kontekście w/w zdania – kompletnie nietrafione! Gdyby krasnolud nie wiedział czym się ubabrał, czyli spoglądał na ręce „czymś” ubrudzone - jakąś dziwną, niebieską cieczą, to co innego. Ale on wiedział! Narrator również. IMHO – do bani.
A „odcień” można tylko zmienić, ale nie da się go „zetrzeć”, bo to siła natężenia barwy. Mógł np. – i teraz eufemizmem sprawę potraktujemy – „ pocierać je z irytacją, chcąc pozbyć się śladów dopiero co zakończonej, mokrej roboty.”
Wykazujesz tendencję do używania w bliskim sąsiedztwie wyrazów pokrewnych: pocierał – zetrzeć. Błąd ! Nie jedyny tego rodzaju!
Otóż, wyobraź sobie, że kilka wieków temu, jakiś technik odkrył przez przypadek, że krew elfów ma niesamowite właściwości. – mówił z zaangażowaniem i pasją, jakby opowiadał dziecku historyjkę.
Zaangażowanie i pasja w głosie rodzica lub opiekuna opowiadającego dziecku historyjkę???? Taki eksperyment musiałby się skończyć nocnym sikaniem w majtki i ciężką nerwicą rzeczonego maleństwa! Ale trafiłeś z porównaniem !

Podobnych niedoróbek – logicznych i stylistycznych można w twoim tekście znaleźć mnóstwo. Resztę jednak odpuszczam, bo po co wklejać hektarowe posty. Opowiadanie jest niezłe, ale bardzo mocno niedopracowane. Mało klarowne fabularnie, wkurzająca gwara śląsko-zakopiańska, którą nie wiadomo czemu posługuje się ten krasnolud-idiota, powtórzenia itd. Dlaczego właściwie ludzie nie wklejają tu swoich opowiadań takich już wymuskanych, wypieszczonych i wyczesanych ? Przecież da się podejść do własnego „dzieła” na tyle krytycznie, aby móc stwierdzić, czy aby na pewno napisało się dokładnie to, o co się miało na myśli. Oglądając rękopisy najznakomitszych pisarzy „starego typu”, łatwo zauważyć, że niektóre słowa, zwroty czy całe zdania, poprawiali dziesiątki razy szukając tych najcelniejszych. Nie ma przecież innego wyjścia, jeśli chce się napisać cos naprawdę dobrego.

NIM JA ZAMIEŚCIŁAM TEN WPIS TY ZDĄZYŁEŚ SIE JUŻ ODNIEŚĆ DO SPOSOBU "AKCENTOWANIA" JEDNEGO Z KRASNOLUDOW. ARGUMENT, ŻE TAK MA BYĆ I KONIEC, ZUPEŁNIE DO MNIE NIE TRAFIA.

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

Ka pisze: Dlaczego właściwie ludzie nie wklejają tu swoich opowiadań takich już wymuskanych, wypieszczonych i wyczesanych ? Przecież da się podejść do własnego „dzieła” na tyle krytycznie, aby móc stwierdzić, czy aby na pewno napisało się dokładnie to, o co się miało na myśli.
Zatem czekam, Droga Ka, na Twój wymuskany tekst. Ja uważam to miejsce za WARSZTATY. Może nie potrafię sam wymuskać swojego tekstu, więc zamieszczam go tutaj? Cóż, ja uważam, że po to publikuję tutaj - aby ludzie pokazali mi błędy, które robię. I nie - nie potrafię popatrzeć czysto krytycznie na swój tekst. Nikt nie potrafi. Przykro mi.
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
Tenshi
Pćma
Posty: 201
Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
Płeć: Kobieta

Post autor: Tenshi »

Tenshi, moim zdaniem to nie był zły pomysł - elfy najwyraźniej rozgromiły w przeszłości wysłany zespół krasnoludów, być może elfy z teraźniejszości jakoś im dały znać? A ponieważ przeszłość się zmieniła, to i teraźniejszość jest inna - w miejscu zwycięstwa stanął pomnik a elfy dokonały zniszczenia krasnoludów - przynajmniej ja to tak odbieram, niech się ałtor wytłumaczy. :>
Ależ ja to rozumiem bardzo dobrze. Ale patrzcie panowie - oni wysłali grupkę 30 krasnoludów - niewielu. Ani ta zmiana granic, ani ten pomnik nie ma sensu z jednej prostej przyczyny - to była mała walka spośród morza bitew, które się odbyły podczas wojny elfów z krasnalami.

Odnośnie rozpruwania elfów - ja to odebrałam tak, że krasnalom po prostu sprawiało przyjemność zabijanie znienawidzonych wrogów. Tak więc połączyli przyjemne z pożytecznym :) Tylko te traktaty wojenne mi trochę nie pasowały do całości opowiadania.


Co do zaś pastwienia się nad elfami - z tego wynika, że krasnoludy sa głupie. Nie wiedza, czy eksperyment sie powiedzie, czy wszystko pójdzie ok, ale i tak marnują sobie "paliwo". A co tam, po co postępować logicznie, mała rzeź może nam zepsuć plany, ale przyda się.... Nie panowie i panie : P Naukowcy raczej tak nie myślą, skoro sa geniuszami, czy czym tam <hihihi>.
krasnoludy cofające się w przeszłość? Kaman :P
Ja obecnie piszę opowiadanie skrajnie absurdalne, ale co z tego? I tak staram się zachować jakąś logikę w tym absurdzie (paradoksalnie), albo robię na odwrót. Podkreślam, że to ma być nielogiczne całkowicie. Rozumiesz o co mi chodzi? Bo u ciebie to wygląda jakbyś miał absurdalny pomysł, ale chciał go przedstawić na poważnie i logicznie (co średnio wyszło).

No i znowu zmiatam, tym razem kolacyje zrobić... Ale poznęcam się jeszcze, obiecuję.

Ten.
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

You cruel little thing, You... :)
No, oczywiście rozumiem o co Ci chodzi :) W żadnym wypadku nie bronię tej racji, że to jest logiczne, bo przecież nie będę zaprzeczał faktom - nie wyszło mi :) Mówię to otwarcie i wyraźnie, żeby nie było niedomówień :P :)
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
Tenshi
Pćma
Posty: 201
Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
Płeć: Kobieta

Post autor: Tenshi »

You sweet little thing, You... :)

(lubię jak ofiary przyznają mi racje, hihihihi)

Ten.
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

Oczywiście, nie twierdzę, że nie jestem pretty pissed off, że mi nie wyszło, jednakże pogodzić się z faktem jest łatwiej, niż kruszyć kopie. Nie warto. Ważne jest dla mnie to, co napisała karla, że nie ma się co przyczepić do ortów, intów i stylów. To znaczy, że jednak robię postępy :) Dobre pomysły rodzą się szybko, ale dobre wykonanie już nie. Od dzisiaj <kładzie rękę na sercu> obiecuję, że tekst ODLEŻY, naprawdę, a nie tylko tak - o na chwilkę!, i naprawdę postaram się zamieścić wreszcie coś sensownego. Tak, żebyście wiedzieli o co kaman :P Tyle ode mnie - dzięki za odzew, słowa krytyki i otuchy. Pora zmierzyć się z ZW V :P
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Koleś cofnął KAMIEŃ - cały kamień, o nie wiadomo ile lat wstecz, i na miejscu pojawił się proszek, GDYŻ warunki atmosferyczne niszczyły stopniowo kamień przez wszystkie te lata.
A jak warunki atmosferyczne podziałają przez te wszystkie lata na krasnoludów? Też się rozsypią? :D
Czepiam się. Wiem. Dlatego idę już spać, a pytanie powyższe uznajcie za retoryczne ;)
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

karla pisze:
Koleś cofnął KAMIEŃ - cały kamień, o nie wiadomo ile lat wstecz, i na miejscu pojawił się proszek, GDYŻ warunki atmosferyczne niszczyły stopniowo kamień przez wszystkie te lata.
A jak warunki atmosferyczne podziałają przez te wszystkie lata na krasnoludów? Też się rozsypią? :D
Czepiam się. Wiem. Dlatego idę już spać, a pytanie powyższe uznajcie za retoryczne ;)
Staram się, staram, ale kompletnie nie rozumiem, co napisałaś. Naprawdę nie wiem, o co Ci chodzi? A jakie warunki atmosferyczne działają na Ciebie? Rozsypujesz się? :) Uznajmy, że Twojego pytania nie było :P
Niecierpliwy dostaje mniej.

Zablokowany